10.09.2012

19.
Surprise for Hermione





To straszliwa prawda: cierpienie i blizny dodają rysom głębi i uroku.
Dlaczego życie nie jest proste? Tak jest ciekawiej.


Hermiona skończyła pisać i wyprostowała się na swoim krześle. Z satysfakcją przeczytała raz jeszcze swój opis Eliksiru Życia. Obok niej, Harry wciąż zawzięcie pisał o Eliksirze Euforii, natomiast Ron nadal tępo wpatrywał się w swoją butelkę. Zabrała eliksir oraz tekst, wstała i z lekkim uśmiechem podeszła do Snape'a, który spojrzał na nią nieprzychylnie. Kolejne uczucie gorąca i przyspieszony puls. Podała mu pracę, którą szybko zlustrował wzrokiem. Po chwili pokręcił lekko głową, co miało znaczyć, że nie może doszukać się błędów. Odgonił ją ruchem ręki. Wracając do ławki, minęła się z Harry'm. Gryfon nieśmiało położył esej przed nauczycielem i szybko odszedł. Severus zaczął czytać wypracowanie syna. Uniósł lekko kąciki ust. Wiedział, że chłopiec musiał jednak odziedziczyć po nim talent do tego przedmiotu, a to, że był on wyraźnie ukryty to już inna kwestia. Robił znaczące postępy, a z tego mężczyzna był bardzo zadowolony. Spojrzał w stronę Harry'ego i dostrzegł Rona który jak zwykle udawał, że coś robi. Wstał cicho, poprawił sobie pelerynę i niespiesznie do nich podszedł.
- Powiedz, Weasley, dlaczego po raz kolejny marnujesz pergamin i tusz wypisując kompletne bzdury? - odezwał się złośliwie stając przed Ronem i zerkając na nagłówek jego pracy.
- Bo nie mam pojęcia, co to jest za eliksir. - odparł gniewnie. Skrzyżował ramiona i popatrzył wrogo na nauczyciela. - Gdyby nas pan uczył zamiast...
- Dwadzieścia punktów od Gryffindoru - przerwał mu. - Nie będę znosił bezczelności. Jako, że jest to kolejny sprawdzian, którego nie jesteś w stanie napisać na dostatecznym poziomie, masz szlaban. Mój gabinet, dzisiaj o siódmej. - warknął i chciał odejść, ale odwrócił się jeszcze z drwiącym uśmieszkiem. - Doprawdy, Weasley, przemyśl swoje postępowanie. Granger potrafiła napisać wyczerpujący esej o eliksirze, o którym nie wspomniałem ani słowem, a ty nie potrafisz nic z siebie wykrzesać, chociaż Eliksir Rozgrzewający poznaliście na jednej z pierwszych lekcji w trzeciej klasie. - prychnął.
Policzki i uszy Rona przybrały barwę piwonii. Ślizgoni zachichotali cicho, ale  Snape nie zwrócił im uwagi.   Zawsze ich faworyzował i wcale nie uważał tego za niewłaściwe. Hermiona pochyliła lekko głowę, tak, że gęste włosy zasłoniły jej szeroki uśmiech. Rudzielec posłał przyjacielowi udręczoną minę, na co Harry wzruszył jedynie ramionami.
- Wredny, głupi nietoperz. - warknął Ron, kiedy po dzwonku szli w stronę biblioteki.
- Wcale nie jest wredny.- mruknął Potter. 'Przynajmniej ostatnio' dodał w myślach.
- I wcale nie jest głupi. - syknęła Hermiona.
- A wam co? Zmówiliście się? - popatrzył na nich bez zrozumienia.  Harry i Hermiona wymienili spojrzenia. Westchnął. - Może i ma rację, ale ja po prostu nie łapię Eliksirów i kropka. Byleby jakoś dotrwać do końca piątej klasy, potem może mnie sobie po...
- Ron! - skarciła go dziewczyna otwierając drzwi do biblioteki. Pokręciła głową ze zdegustowaniem.
Usiedli przy stoliku w oddali. Dziewczyna przez moment przechadzała się jeszcze pomiędzy regałami, szukając pozycji, które przydadzą się im przy pisaniu wypracowań na Transmutację i Zaklęcia. Wróciła z dziesięcioma opasłymi tomami. Chłopcy wyciągnęli swoje dzienniki snów i zaczęli pisać, wymyślając coraz bardziej przerażające lub absurdalne sny zwiastujące bolesne doświadczenia. Zmierzyła ich ostro, ale nie skomentowała.
- Dlaczego po prostu nie zrezygnujecie, tak jak ja? - spytała, kiedy skończyli i zabrali się za esej o transmutacji płazów.
- Przynajmniej można się wyspać na tych lekcjach. - odparł Ron, a Harry przytaknął mu. Spojrzała wymownie w sufit.

Przez kilka godzin ich rozmowa ograniczała się do próśb o podanie tej czy innej książki. Hermiona co jakiś czas odrywała się od pisania, by dać odpocząć dłoni. Spoglądała  przez ogromne, zdobione okna. Lubiła tę porę roku i to jak pięknie wyglądały wtedy błonia Hogwartu. Przygryzła usta i zerknęła na Harry'ego, kiedy przypomniała sobie o tym, że niedługo rozpocznie się przerwa grudniowa. Mieli ją spędzić w domu Syriusza razem z Weasley'ami, ale teraz...
Znów poczuła motylki w okolicach pępka, kiedy pomyślała co też w czasie wolnym będzie robił Severus. Pewnie czytał. Albo przygotowywał jakieś eliksiry. Chyba, że Sauvage gdzieś go wyciągnie z tych lochów. To niezdrowe, tak ciągle unikać słońca. Już teraz miał śnieżnobiałą cerę, a niedługo pewnie będzie jeszcze bardziej ziemista. Musiała jednak szczerze przyznać, że w jakiś dziwny sposób, nawet jej się to podobało. Zachichotała lekko. Spojrzeli na nią pytająco, ale potrząsnęła jedynie głową. Odwróciła się do nich plecami wpatrując się marzycielsko w przestrzeń. Jej matka zdecydowanie miała rację. Od momentu, gdy pogodziła się ze swoimi uczuciami, czuła się o wiele lepiej i nie opuszczał jej dobry humor, który co prawda był wcześniej wystawiony próbę, ale Hermiona, nie bez zdziwienia, zauważyła, że wcale już nie czuje smutku. W jej opinii Syriusz postąpił jak skończony idiota i tylko on sam był  winien. Z westchnieniem wróciła do eseju.  Kiedy ona skończyła, chłopcy wciąż męczyli się z wypracowaniami na Zaklęcia.
- No dobra...sprawdzę wam błędy i napiszę czego brakuje, tylko idźcie już, bo jeszcze punkty za spóźnienie odejmie - powiedziała do nich.
- Hermiono, jesteś najwspanialszą dziewczyną jaką znam! - zawołał Ron podsuwając jej swój pergamin.
- Jasne, jasne. - mruknęła.
- Dziękuję. - dodał z uśmiechem Harry.
- Ciekawe co się z nią dzieje. - mówił Weasley do przyjaciela, kiedy wyszli z biblioteki kierując się  w stronę lochów.
- Co masz na myśli?
- Przez ileś tygodni miała nastrój jak Jęcząca Marta, a teraz ciągle się uśmiecha...- zamyślił się. - Dziewczyny są dziwne. - chłopak parsknął w odpowiedzi.
Gdy weszli do mrocznego pomieszczenia, Harry automatycznie usiadł przed biurkiem nauczyciela, Ron zawahał się, ale Snape od razu wskazał mu  niewielki stolik w kącie. Wziął kilka czystych kartek, pióro i położył je przed uczniem.
- Co mam robić?- spytał ponuro. Snape uśmiechnął się kpiąco.
- Będę bardziej przykładał się do lekcji i nie będę bezczelny  w stosunku do nauczyciela. Pięćset razy.
- Mam przepisywać zdania? - wytrzeszczył na niego oczy.
- To zadanie nie wymaga użycia zbyt dużej ilości szarych komórek, idealnie więc do ciebie pasuje. - zadrwił i wrócił na swoje miejsce. Rudzielec posłał mu wrogie spojrzenie. - Eliksir Słodkiego Snu, nie bez powodu chcę żebyś już teraz nauczył się go przyrządzać...- mówił do Harry'ego rozkładając na blacie różne ingrediencje - ...jeżeli  nie będziesz w stanie wyciszyć się i ukołysać umysłu do snu, bezpieczniej będzie jeżeli wtedy go wypijesz...oczywiście nie powinieneś robić tego zbyt często, ale jest to jakieś wyjście awaryjne.
- Rozumiem, ale gdybym go potrzebował to skąd...
- Możesz skorzystać wtedy z pracowni, tylko wcześniej mi o tym powiedz. - przerwał mu oschle.
Harry spojrzał na niego w zdumieniu. Snape wahał się przez moment, w końcu jednak jednak wyciągnął z szuflady wypracowanie Harry'ego i podał mu je. Ron przerwał pisanie i wychylił się, próbując dostrzec o co chodzi.
- Ojej. - mruknął Gryfon widząc duże, czarne 'W'.
- To tylko dowodzi, że robisz postępy jak ci się poświęci więcej czasu... Nie słyszę, żebyś pisał, Weasley. - dodał. Ron prychnął i wrócił do swojego zadania.  - Najpierw pokrój korzonki...
Kiedy trzy godziny później Harry i Ron wracali do Wieży Gryffindoru, nie rozmawiali ze sobą. Weasley był zbyt poirytowany, żeby mówić coś innego niż obelgi a Potter nie chciał tego słuchać.
- Lepiej byś zrobił, jakbyś tę energię skierował na quidditcha...w końcu tuż po Sylwestrze gramy mecz z Puchonami...
- I tak pewnie nie obronię ani jednego rzutu...- Ron wzruszył ramionami.
- Z takim podejściem to na pewno... Słuchaj, przecież sam widziałeś, że nie był dla mnie złośliwy...
- Fakt...pewnie coś kombinuje...
- Niewykluczone. - skomentował z uśmiechem Harry. Popatrzyli na siebie i jednocześnie wybuchnęli śmiechem. Napięcie zanikło.
- Harry! - zawołała Ginny, podbiegając do nich, gdy mieli już przechodzić przez dziurę pod portretem. - Minęłam się z Dumbledore'm...prosi cie do swojego gabinetu.
Wymienili zdziwione spojrzenia. Harry podziękował dziewczynie i ruszył w przeciwnym kierunku, w stronę gabinetu dyrektora. Szedł szybko, nie to, żeby miał ochotę na to spotkanie, chciał je mieć jak najszybciej za sobą. O tej godzinie korytarze były już opustoszałe, kiedy przechodził obok gabinetu Sauvage'a przez szeroko otwarte drzwi zobaczył, że ten stoi przy biurku pochylając się nieco z lekkim uśmiechem nad myślodsiewnią. Chłopak nagle poczuł potrzebę porozmawiania z nim. 'Potem' pomyślał i przyspieszył kroku.Wchodząc do pomieszczenia (hasło: Musy Świstusy), przywitał się grzecznie i podszedł do stołu, przy którym siedział starzec.
- Chciał się pan dyrektor ze mną widzieć? - odezwał się Harry siadając.
- Tak, bo widzisz...znalazłem testament Syriusza. - Gryfon poczuł, jakby coś ciężkiego opadło mu do żołądka. Albus odczekał chwilę. - Wszystko co do niego należało zapisał tobie...dom przy Grimmauld Place 12...oraz skrytkę w Banku Gringotta. Co prawda, byłby też Stworek, Moody jednak pozbył się go, zanim odnalazłem ostatnią wolę Black'a...
- Aha. - mruknął chłopak, zupełnie nie wiedząc co powiedzieć.
- Harry...chciałem cie spytać, czy ten dom może dalej służyć za siedzibę Zakonu? - zapytał, bardzo poważnym tonem, mierząc ucznia przenikliwym wzrokiem.
- Oczywiście.
- Jako, że Syriusz ustanowił mnie na wykonawcę jego testamentu, przekażę ci klucz do skrytki gdy skończysz siedemnaście lat...wcześniej oczywiście możesz stamtąd zabrać ile chcesz, tylko wcześniej musisz to ze mną ustalić i...
- Nie chcę jego pieniędzy...nie chcę tego domu...on go nienawidził...- burknął przymykając oczy. Dumbledore westchnął. Przez kilka minut milczeli.
- W niedzielę ciebie, Rona, Hermionę, Ginny, Freda i George'a zabierze tam świstoklik. Przyjdźcie tutaj około drugiej w nocy. To tajemnica przed profesor Umbridge, której powiem, że użyliście kominka rano, jak pozostali uczniowie.
- Dobrze. - odparł krótko, wstając.
Dyrektor sprawiał wrażenie, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, ale zamiast tego spojrzał na chłopca ze współczuciem i uśmiechnął się blado. Gryfon skinął mu i wyszedł pospiesznie z gabinetu. Czuł się dziwnie pusty, nie mógł wybaczyć Syriuszowi, że był tak nieostrożny, że nie pomyślał zanim udał się do Ministerstwa... Przemierzając korytarze zamku zatrzymał się przed wejściem do gabinetu Sauvage'a, mężczyzna wciąż sterczał nad myślodsiewnią z błogim uśmiechem. Podszedł do niego po cichu i również zajrzał do kamiennej misy. Wspomnienie przedstawiało Daniela, jakiegoś mężczyznę bardzo do niego podobnego, oraz dwie kobiety.
- Harry! - drgnął gwałtownie, kiedy dostrzegł ucznia.
- Ja...przepraszam...- nauczyciel uśmiechnął się do niego pogodnie.
Machnął różdżką i wspomnienie zmieniło się. Teraz ukazywało jego z jakąś piękną, wysoką brunetką. Harry domyślił się, że to musiała być jego żona.
- Ja...chciałem przeprosić jeszcze za to, że...- urwał przygryzając usta, Daniel zerknął na niego z zaciekawieniem. - ...wtedy powiedziałem, że pan nie ma pojęcia jak to jest, a przecież wie to pan jak nikt inny... Nie potrafię zrozumieć, dlaczego mu na mnie nie zależało...- mruknął, jakby do siebie, Gryfon siadając na fotelu. - To znaczy...niby udał się tam dla mnie...ale, gdyby poważnie podchodził...zastanowiłby się, zanim zachowałby się tak lekkomyślnie...
- Problem w tym, Harry, że Syriusz chyba do niczego nie podchodził zbyt poważnie...- odparł cicho.
- Jestem już zmęczony...te sny, co prawda teraz ustały, ale jednak...oklumencja jest bardzo wyczerpująca, chociaż nie spodziewałem się, że profesor Snape tak do tego podejdzie...no i Voldemort...w końcu przecież pokaże wszystkim, że żyje i ma się dobrze...a ja...mam z nim walczyć...
- Nie będziesz z nim walczył. - oświadczył stanowczo. Przysunął sobie krzesło i usiadł na przeciwko chłopca.- Posłuchaj mnie uważnie, Harry...nie jesteś żadnym Chłopcem-Który-Przeżył, żadną Nadzieją Świata Czarodziejów, żadnym bohaterem, którego przeznaczeniem jest zniszczenie Riddle'a...jesteś Harry...po prostu. - chłopiec uniósł głowę w lekkim zdziwieniu. - Musisz zrozumieć, że nie twoją rolą jest walka z najpotężniejszym czarnoksiężnikiem wszech czasów... chociaż tak twierdzi Dumbledore...nie twoją. Ty masz jedynie uważać na siebie...i...- zmarszczył na chwilę brwi, wahając się. - ...chciałbym by, to co teraz powiem zostało między nami. - Harry skinął obserwując go. - Bądź pewien, że zrobię wszystko, by Dumbledore nie wepchnął ciebie jako marionetki w swój spór z Tomem. Nie będziesz z nim walczył.
- Ale...jak...?
- To już mój problem. - uśmiechnął się lekko, zerknął na zegar. - Ty masz tylko być ostrożnym i przede wszystkim żyć dla siebie...ale, teraz już późno, więc najlepiej, żebyś położył się do łóżka, nie chcę żebyś  przeze mnie zaspał na śniadanie.
- Dobrze.
Harry pożegnał się z nauczycielem i w o wiele lepszym nastroju udał się do Wieży Gryffindoru. Nie do końca rozumiał co Sauvage miał na myśli i co planował, czuł jednak do niego irracjonalne bezgraniczne zaufanie, co sprawiło, że był spokojny.
Zasnął wyjątkowo szybko.

Następnego dnia.

Podczas śniadania i w drodze na lekcję Opieki nad Magicznymi Stworzeniami Harry opowiedział przyjaciołom o testamencie Syriusza. Hermiona była pod zdecydowanie mniejszym wrażeniem, niż Ron, który stwierdził, że jeżeli Potter nie chce domu, to zawsze może go sprzedać, gdy przestanie być potrzebny Zakonowi.
Dochodzili właśnie do skraju błoni przy Zakazanym Lesie, wymienili znaczące spojrzenia, kiedy dostrzegli przysadzistą kobietę w zimowym (oczywiście różowym) płaszczu z nieodłączną podkładką do notowania.
- A więc zamierza ich pan zabrać na lekcję do Lasu? - spytała ostro, szybko pisząc.
- No...yy...tak, inaczej się nie da, jeżeli mają zobaczyć te zwierzaki...chociaż właściwie to pewnie niewielu je zobaczy, ale..
- Bardzo ciekawe. - rzekła ze zdegustowaniem.
Hagrid przez chwilę rozglądał się niespokojnie, klasnął w ogromne dłonie, by zwrócić na siebie uwagę uczniów.
- Słuchajcie, dzisiaj pokażę wam szalenie interesujące stworzenia...- zaczął nerwowo. - ...także, proszę za mną.
Harry wiele by dał, by dodać jakoś mu otuchy, ale mógł jedynie uśmiechnąć się ze wsparciem. Patrząc na pełznącą za nimi Umbridge miał okropne wrażenie, że jakiegokolwiek zwierzęcia by im Hagrid nie pokazał, jej się na pewno nie spodoba. Dojście do polany zajęło im sporo czasu, ponieważ śnieg był bardzo wysoki  i trudno się chodziło. Ron kilka razy przewróciłby się, gdyby w ostatniej chwili nie złapał się przyjaciela.
- Ależ z ciebie ofiara, Weasley. - odezwał się Malfoy, mijając ich. - Twoich starych nie stać nawet na nowe buty dla ciebie, skoro musisz nosić za duże od swojego ojca? - zakpił. Uszy i policzki rudzielca poczerwieniały.
- Uważaj, fretko, bo...- zaczął Ron, ale Harry złapał go za ramię powstrzymując przed rzuceniem się na Ślizgona.
- Bo co? Może spróbujesz mnie przekląć i znowu będziesz pluł ślimakami? Dawaj, to świetne widowisko. - zaśmiał się, wzruszył ramionami i odszedł ze swoimi gorylami na przód grupy.
W docinkach Malfoy'a nie było nic nowego, ale Harry zauważył w nim jakąś zmianę, jakby Dracona coś trapiło. Nie potrafił konkretnie wskazać, przez co odniósł takie wrażenie, ale był pewien, że jego wróg z jakiegoś powodu nie jest tak zadowolony ze swojego życia, jak chciałby, by to wyglądało. Odnotował w pamięci, by bliżej się temu przyjrzeć.
Kiedy w końcu zatrzymali się, Hagrid wyjął z torby surowe mięso i rzucił je kilka metrów od siebie. Po kilku minutach Harry dostrzegł wynurzającą się z ciemności parę białych oczu czarnego stworzenia. Miało smoczy łeb i chudy, czarny tułów skrzydlatego konia, przez moment rozglądało się wokół, by następnie zająć się pożeraniem mięsa.
- O co chodzi? Dlaczego to mięso znika? - spytał z paniką w głosie Ron. Wiele osób mu zawtórowało.
- Czy nie wie pan, że Ministerstwo zaklasyfikowało testrale jako niebezpieczne? - warknęła Umbridge podchodząc do Rubeusa. Hermiona wydała z siebie cichy okrzyk stając na palcach, by lepiej widzieć.
- One wcale nie są niebezpieczne, poza tym te tutaj są dodatkowo obłaskawione. - odparł urażonym tonem. - Ilu z was go widzi?
Harry podniósł powoli dłoń, na co Ron wytrzeszczył na niego oczy. Oprócz niego zgłosili się jeszcze trzej Gryfoni, wśród nich Neville, oraz kilku Ślizgonów.
- Testrale? - dopytała Lavender. - Ale przecież profesor Trelawney mówi, że one przynoszą nieszczęścia...
- Bzdury! - zagrzmiał Hagrid.
- Przepraszam bardzo, ale co to w ogóle ma być? - zawołał z irytacją Malfoy.
- Testrale to skrzydlate konie pochodzące ze Szkocji. Wyglądają jakby ich skóra była obciągnięta na samych kościach. Mają puste, białe oczy, smocze głowy. Są czarnego koloru. Najprawdopodobniej porozumiewają się między sobą dziwnymi, ostrymi okrzykami, zbliżonymi do wołania jakiegoś wielkiego ptaka. Można je zwabić zapachem mięsa, polują na ptaki i mogą być groźne, jednak dają się tresować i udomowić. Testrale rzeczywiście są uznawane za zły omen, jest to jednak tylko przesąd który wynika z tego, że może je zobaczyć tylko osoba, która widziała czyjąś śmierć. Są bardzo mądre i pożyteczne, umieją trafić w każde miejsce i mogą być wykorzystywane jako środek transportu. - wyjaśniła na wdechu Hermiona.
- Świetnie, Hermiono, dwadzieścia punktów dla Gryffindoru! - powiedział uradowany półolbrzym. Malfoy uśmiechnął się kpiąco do niej, ale zignorowała go.
- Jak to jest, że ty zawsze wszystko wiesz? - spytał Ron Gryfonkę. Westchnęła i już chciała mu odpowiedzieć, ale jej uwagę przykuła Różowa Ropucha, która zaczęła się przechadzać pomiędzy uczniami zadając im pytania.
- Czy czujesz się bezpiecznie ? - spytała Nevilla słodkim tonem.
- Yyy...tak, oczywiście- mruknął.


Uczniowie są zbyt przerażeni, by...- zaczęła notować.
- Wcale nie jestem przerażony! - pisnął Longbottom. 
Uśmiechnęła się do niego dobrodusznie i odeszła, by przepytywać innych. Oczywiście jej kolejnym wyborem był Draco, który chętnie opowiadał jej ze szczegółami o tym, jak to nie czuje się bezpiecznie na żadnej z lekcji Hagrida. Harry, przypominając sobie, co Snape mówił mu o kontrolowaniu swoich emocji, stłumił w sobie złość i w zamyśleniu przyglądał się testralowi. I tak nie mógł w żaden sposób przeszkodzić Umbridge. Posłał nauczycielowi blady uśmiech.
Skrzydlaty koń skończył jeść i odbiegł z powrotem wgłąb lasu. Gryfon przez dłuższą chwilą patrzył za nim. Chociaż rozumiał, dlaczego ludzie obawiali się testrali, nie podzielał takiej opinii. Według niego były wyjątkowo, na swój sposób, piękne i takie...inne.

Właśnie razem z Ronem byli w trakcie pisania wypracowania dla Sauvage'a, kiedy do Pokoju Wspólnego Gryfonów wpadła wściekła Hermiona. Jej policzki były zaróżowione, a w kręconych, brązowych włosach miała płatki śniegu. Potter odłożył pióro patrząc na nią z niepokojem, kiedy z impetem zajęła miejsce obok nich, przy stoliku w najdalszym kącie. Niewiele zostało mu do zakończenia, nawet Weasley całkiem dobrze sobie radził. W duchu Harry był bardzo wdzięczy Danielowi, że zadawał krótkie i niezbyt skomplikowane tematy esejów. 
- Wstrętna landryna!- zawołała gniewnie. - Poszłam do Hagrida, by z nim porozmawiać o lekcjach, żeby przez jakiś czas  pokazywał nam jakieś takie nudne zwierzęta, żeby sytuacja trochę się uspokoiła, ale powiedział mi, że to i tak nie ma znaczenia, bo ona już wysłała go  na warunkowe! - zazgrzytała zębami ze złości. - Jak to dobrze, że jeszcze jutro spotkanie GD...
- Tak...myślałem, że dokończymy Patronusy, bezsensu zaczynać coś nowego przed przerwą...- oparł Harry. - Ale w sumie...nie zaprzeczycie, że to było do przewidzenia...?
Hermiona i Ron wymienili spojrzenia i oboje ponuro przytaknęli. Skończywszy pisać, chłopak wstał, pożegnał się z przyjaciółmi i wyszedł z Pokoju Wspólnego. Szybko zbiegł po ruchomych schodach aż do samych lochów. Usłyszawszy nieprzyjazne przyzwolenie wszedł do Groty Nietoperza i zajął swoje stałe miejsce przed biurkiem. Sam się dziwił, jak dobrze się czuł w tym miejscu. Spokojnie i bezpiecznie. Obecność Snape'a też nie była dla niego już powodem do stresu. Nauczyciel rzucił mu krótkie spojrzenie, skończył coś notować, schował zeszyt do szuflady, obszedł biurko i ustawił swoje krzesło tak, by być naprzeciwko syna.
- Dobrze...wiesz już na czym polega istota oklumencji i leglimencji przejdziemy więc do ćwiczeń praktycznych. - szepnął złowrogo. Harry mimowolnie przełknął głośno ślinę, nie wiedząc, czego się spodziewać. - Wedrę się do twojego umysłu...na razie spróbuj się temu sprzeciwić, zdaje sobie sprawę, że nie do końca rozumiesz jak to zrobić...- dodał z naciskiem, widząc, jak chłopiec otwiera usta, by o coś spytać. - To nie jest łatwe, twój umysł musi mnie uznać za intruza, odepchnąć...spróbujmy. - wycelował różdżkę w Gryfona, w myślach wypowiadając zaklęcie.

Wnętrze pomieszczenia było wyjątkowo ciepłe i przyjazne. Na sofie siedziała szczupła kobieta o ciemnorudych włosach i zielonych oczach z rozbawieniem obserwując jak jej mąż podrzuca małe dziecko i łapie je w ostatniej chwili.
- James, nie rób tak, to niebezpieczne. - powiedziała z lekkim uśmiechem. Brunet zaśmiał się i przytulił chłopca do siebie.
- Daj spokój, przecież go łapię. No i Harry to lubi. - wyjął z kieszeni różdżkę pokazując dziecku jak świetliste iskry może wyczarować. Lily spojrzała wymownie w sufit.
- Mówię ci, przestań! - zawołała, nieco bardziej gniewnie, na co James jęknął. - Nie możesz się z nim pobawić na dywanie?
- No dobrze już dobrze. - mruknął i pokazał jej język, na co mały Harry uśmiechnął się radośnie.
James usiadł na podłodze, posadził chłopca na kolanach i przywołał zaklęciem dziecięce książeczki.  Lily sięgnęła po album ze zdjęciami i zaczęła go przeglądać niespiesznie. Westchnęła z żalem na widok  tych nieruchomych, przedstawiających ją razem z siostrą, Petunią. Z lekkim uśmiechem patrzyła na zdjęcia z czasów Hogwartu...

Nagle wspomnienie zmieniło się.

- Słuchajcie...uważam, że to Peter powinien być Strażnikiem Tajemnicy. - powiedział Syriusz.
Lily zmarszczyła brwi gładząc synka po głowie. Ona, James, Syriusz oraz Peter siedzieli w kuchni ich domu w Dolinie Godryka.
- Peter...co ty na to? - spytał poważnie James.
- Dla przyjaciół wszystko. - odparł cicho Pettigrew.
- James...- Lily pociągnęła męża za łokieć. Wyszli do salonu. - Wcale nie jestem przekonana, czy to dobry pomysł...
- Dlaczego? - zdumiał się.
- Po prostu...jeżeli nie Syriusz to moglibyśmy poprosić Remusa i....
- Kochanie, Peter to mój przyjaciel i ufam mu. Voldemort prędzej będzie chciał przekabacić Syriusza niż jego...nie martw się.
- Ale... - chciała jeszcze zaprotestować, ale mężczyzna zignorował ją i wrócił do kuchni.

Znów zmiana.

Otyły mężczyzna ciągnął chudego chłopca za zdecydowanie zbyt dużą na niego koszulę. Za nimi do korytarza domu wszedł Dudley wraz z matką. Vernon Dursley otworzył energicznie drzwiczki absurdalnie małej komórki pod schodami i brutalnie wepchnął do niej chłopca.
- Wujku, ja naprawdę nic nie zrobiłem! Ta szyba zniknęła jak zaczarowana, nie umiem tego wytłumaczyć! - zawołał Harry rozcierając sobie ramię.
- Nie istnieje nic takiego jak czary! - warknął mężczyzna. - Jak przez kilka dni nie dostaniesz jedzenia to może przemyślisz swoje postępowanie!

'Nie' - pomyślał Harry. 'Nie chcę, żebyś tego oglądał, to zbyt upokarzające'. Nagle poczuł ból w plecach, a obraz wspomnień zniknął. Ponownie umysłem znajdował się w gabinecie Snape'a. Mężczyzna mrużył oczy i zaciskał dłonie w pięści. Wyglądał na wściekłego. Wstał gwałtownie i podszedł do syna patrząc na niego uważnie.
- No, to już było coś, Potter... Tłumacz się. - burknął.
- Ale ja naprawdę nie chciałem , żeby tamta szyba znikła i żeby Dudley...- zaczął nerwowo.
- Potter! Co to miało być?!  - chłopak spojrzał na niego głupio nie rozumiejąc o co chodzi.
- Tych pierwszych dwóch wspomnień w ogóle nie pamiętałem, znaczy...nieświadomie...a to ostatnie to..no, cóż...
- Komórka pod schodami?! - wrzasnął. Gryfon skulił się. - Zamknął cię tam?!
- To znaczy...to był mój pokój. - powiedział cicho.
Severus przez chwilę nie wykonał żadnego ruchu. Pokręcił głową z niedowierzaniem. Cofnął się i ciężko usiadł z powrotem na swoim krześle. Ukrył twarz w dłoniach, żeby się uspokoić.Po minucie odgarnął z twarzy czarne włosy i wyprostował się. Splótł dłonie opierając łokcie o kolana i spojrzał na Harry'ego.
- Twój...pokój?
- No...spałem tam...mieszkałem, czasami mnie wypuszczali do toalety, albo gdy chcieli, żeby posprzątał, ale to nieważne... - czuł się idiotycznie opowiadając akurat Snape'owi o trudach swojego dzieciństwa.
- Nieważne? - rzucił nieobecnym tonem. 'Zabije go. Pójdę zaraz do jego gabinetu, zabiję, własnoręcznie wypcham tymi jego cytrynowymi dropsami i powieszę na ścianie, albo postawię na błoniach jako starca na wróble.' pomyślał i obnażył zęby ze złości. - Nie dawali ci jedzenia?
- Ja...to znaczy...no, czasami... Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że jestem czarodziejem i działy się takie różne dziwne rzeczy, raz jak ciotka całkowicie ścięła mi włosy, one odrosły w ciągu jednej nocy...stwierdziła, że to moja wina, musiałem wypastować wszystkie podłogi i dostałem tylko kromkę chleba... - przerwał, gdy dostrzegł w czarnych, zadziwiająco zimnych oczach Snape'a żądzę mordu. Wzruszył ramionami. - Jak dostałem list z Hogwartu to kazali mi się przenieść do normalnego pokoju. - Snape milczał przygryzając usta i najwyraźniej próbując się uspokoić. - Profesorze, ja...wolałbym o tym nie mówić, jeżeli to nie jest konieczne. - dodał cicho.
Severus popatrzył na niego. Harry zdziwił się gdy pojął, że spojrzenie to było pełne smutku, żalu i troski. Tak zupełnie inne od tego, które chłopak tak dobrze już znał. Zamrugał szybko. Mężczyzna potarł dłonią usta i zamyślił się, jakby wahając się i bijąc się z myślami. Po kilki minutach westchnął.
- Jeszcze raz, może spróbuj się obronić zaklęciem, nie będzie to przydatne w obronie przeciwko Czarnego Panu, ale może...- przerwał zerkając w stronę szafki, w której trzymał myślodsiewnię. Harry wyciągnął z kieszeni różdżkę, rad, że Snape odpuścił. Wycelował ją w nauczyciela. - Legilimens!
- Protego! - krzyknął Harry.

Nawiedziły go cudze wspomnienia. Ponownie poczuł się tak, jakby oglądał projekcję filmową.

- Sev, proszę...
- Daj już spokój. - warknął Severus.
Musiał być w szóstej, bądź w siódmej klasie Hogwartu. Miał na sobie szaty Slytherinu, na ramieniu zawieszoną obszerną, czarną torbę, wypełnioną po brzegi książkami. Razem z ciemnorudą Gryfonką stali samotnie w pustym korytarzu.
- To naprawdę nie było tak, jak... 
- Jeszcze śmiesz zaprzeczać? Jesteś po prostu żałosna. No dalej, idź do niego...co jeszcze mu opowiesz? Nie krępuj się, najlepiej opowiedz mu jak jęczałaś w...
- Proszę! - zawołała płaczliwie. 
- Wierz mi, wcale mi się nie podobało, niezbyt miłe doświadczenia, a jak uprzejmie uświadomiłaś tego kretyna, trochę ich w moim życiu było. - syknął. Oczy dziewczyny zaszkliły się, po chwili wypłynęły z nich łzy.
- Sev...
- Czego? Czego ty jeszcze ode mnie chcesz? 
- Przecież wiesz, że to nieprawda!
- Mam ciekawsze rzeczy do robienia niż bezproduktywna rozmowa z brudną szlamą. - otarła oczy i wciągnęła gwałtownie powietrze.
- Proszę cię, Sev!  - jęknęła płaczliwie.
-Dlaczego miałbym mu nie wierzyć?
- Przecież wiesz, że cię kocham!
Wspomnienie zmieniło się.

Snape siedział w bibliotece pogrążony w pisaniu jakiegoś wypracowania. Miał bardzo drobne i ciasne pismo, a zapisał już ponad trzy rolki pergaminu. Po chwili pojawiły się cztery inne postacie. Remus Lupin stanął  przy jednym z regałów z książkami,  z zażenowaną miną udając, że nie widzi rozgrywającej się w pobliżu sceny. Peter stanął nieco bliżej obserwując wszystko z zaciekawieniem. James Potter i Syriusz Black stanęli przed Snape'm. Musiał ich dostrzec, jednak nie dał po sobie nic poznać. Prawą ręką wciąż pisał, ale lewą sięgał po różdżkę.
- Co tam, Smarkerusie? - zawołał Black wyrywając mu wypracowanie. - O, jak to miło z twojej strony właśnie z tym esejem miałem taki problem. - rzucił pergamin koledze.
- Oddaj to. - warknął Snape unosząc głowę.
- Oh, jaki groźny. - zakpił James.
- Powiedziałem, żebyś mi to oddał. 
- Ojeju jeju, bo co mi zrobisz? - James wyszczerzył zęby.
Severus wstał, spakował książki do torby i starając się ich zignorować skierował się w stronę wyjścia z biblioteki.
- No ej, ale my jeszcze nie skończyliśmy. - zawołał Syriusz i rzucił zaklęcie, które spowodowało, że torba Snape'a rozpruła się, a cała zawartość wylądowała na posadzce. Severus bez słowa ją naprawił i zaczął pakować od początku. Czarna kotara z włosów całkowicie zasłaniała jego twarz. James wymienił z Syriuszem spojrzenie i podszedł do Snape'a celując różdżką w jego plecy. Nie zdążył jednak nic zrobić, bo Severus gwałtownie odwrócił się i pierwszy rzucił na niego zaklęcie. Magiczna siła odrzuciła Gryfona na jeden z regałów, który pod wpływem uderzenia zachwiał się, a woluminy posypały się na Pottera.

Znów zmiana.

Wiesz, że Cię kocham.
Lily

- Dosyć!
Harry przetarł oczy. Jego Zaklęcie Tarczy odrzuciło Snape'a na podłogę. Poniósł się, otrzepał szaty. 
- Przepraszam, ja nie chciałem...
- Dobranoc, Potter - powiedział spokojnie, nie patrząc na syna.
- Ale...ja...
- Będziemy kontynuować po twoim powrocie...ale teraz wyjdź. - powiedział ostro.
Chłopak przez chwilę wahał się, w końcu skinął mu i wybiegł z gabinetu. Nawet nie zwracał uwagi, w którą stronę podąża. Przeżył szok. Kiedy wrócił do Pokoju Wspólnego, powiedział Ronowi i Hermionie, że musi się wcześniej położyć. Zostawił ich z zaniepokojonymi minami i pobiegł do swojej sypialni. Oparł się o drzwi, zamknął oczy. Nie rozumiał jak James Potter mógł być takim...kopnął ze złością szafę. No i Syriusz...
Czy ten list był od jego matki? I w co mieli mu nie uwierzyć? Od gorączkowego myślenia rozbolała go głowa. Po co jego matka pisała do Snape'a? Czy to z nią się spotkał w tym pierwszym wspomnienieu ? O co w tym wszystkim chodziło? Dlaczego Lupin nie powiedział Jamesowi i Syriuszowi, że zachowują się jak...skrzywił się ze złości. Jeszcze nigdy nie czuł się tak podle...
Położył się, z nadzieją, że rzeczywiście uda mu się wcześniej zasnąć. Zdecydowanie zbyt wiele emocji jak na jeden wieczór.
Olbrzymi wąż sunął po podłodze w stronę rudego mężczyzny. Zasyczał gniewnie próbując go wyminąć. Czarodziej obudził się. Wąż ukąsił. Raz. Drugi i trzeci. Artur Weasley opadł na podłogę jęcząc z bólu. Jeszcze raz. Krew trysnęła na ciemny dywan. Ponownie. Wąż zasyczał z zadowoleniem i oddalił się znikając w mroku.
Harry obudził się z krzykiem. No tak, był zbyt zdenerwowany, by uspokoić umysł przed snem. Ciężko dysząc złapał szlafrok i naciągnął go na siebie wybiegając z sypialni. Była już trzecia w nocy, ale nie zwrócił na to uwagi. Wyszedł przez dziurę pod portretem i zignorował pouczenie Grubej Damy, że nie powinien wychodzić o tej porze. Nawet nie wziął peleryny niewidki. Dobiegł do lochów, w panice zaczął walić w drzwi gabinetu Snape'a. Stał tak przez kilka minut, zanim otworzyły się z hukiem.
- Potter! Co... - zaczął Severus zasłaniając się szczelniej czarnym szlafrokiem.
- Miałem sen! - przerwał mu Harry.
Snape  skinął, wpuścił go do środka i wysłuchał. Przez moment zastanawiał się, co powinien zrobić.
- Nora! - rzucił wsypując do komina garść proszku. Po dłuższej chwili w zielonych płomieniach pojawiła się głowa pani Weasley.
- Severusie?
- Gdzie jest Artur?
- W Ministerstwie, wiesz, odnośnie tej misji, co dyrektor...- odparła ze zdziwieniem. Snape wymienił z Harry'm porozumiewawcze spojrzenie.
- Niech ktoś natychmiast się tam uda, został zaatakowany.
- Ale skąd...?
- Molly! On potrzebuje pomocy. NATYCHMIAST. - warknął
Pani Weasley przytaknęła i wycofała się z płomieni, które potem przybrały naturalną, pomarańczową barwę. Harry odetchnął z ulgą i oparł się z ulgą o ścianę.
- Pomijając, że w ogóle nie powinieneś mieć tego snu to...dobra robota, Potter. - powiedział Severus. - Wreszcie zachowałeś się odpowiednio.
Chłopiec uśmiechnął się blado.


Niedziela wieczór.

- Mama pisze, że z tatą już lepiej, obudził się. - powiedział Ron przeczytawszy list, który przyniósł mu chwilę wcześniej Errol. Nakładał sobie właśnie sałatki. - Wszystko go boli, ale uzdrowiciele mówią, że to tylko kwestia czasu.
- To cudownie, Ron. - odparła z ulgą Hermiona. 
- Całe szczęście, że jednak to zobaczyłeś, Harry...te sny są pożyteczne, może jednak Snape nie powinien uczyć cię jak je zatrzymywać? - mruknął rudzielec.
Potter pokręcił głową i zerknął w stronę Mistrza Eliksirów. Zdziwił się trochę, gdy nie dostrzegł Sauvage'a, ale przypomniał sobie, że ten wróci dopiero za wiele godzin z wyjazdu z siódmą klasą do Wiednia. Nie opowiedział przyjaciołom o tym, co się stało wcześniej podczas jego lekcji oklumencji. Czuł, że nie powinien. Przeniósł wzrok ponownie na swój talerz i pogrążył się w rozmowie z Ronem na temat tego, co będą robić w trakcie wolnych dni. Teraz, gdy wiedzieli, że panu Weasley'owi nic już nie zagraża, mogli normalnie rozmawiać. Hermiona nie słuchała ich. Przyglądała się Severusowi z niepokojem. Miała nieodparte wrażenie, że coś jest nie w porządku. W pewnym momencie zauważyła, że skrzywił się okropnie, jakby z bólu i odwrócił się. Zmarszczyła brwi. Potarł lewe ramię, wstał i szybkim krokiem udał się od wyjścia z Wielkiej Sali. Już wiedziała co się stało.Wezwanie. Nagle straciła całą ochotę na jabłecznik cierpliwie czekający na konsumpcję na talerzu przed nią.

- Severus Snape...- rozległ się zimny głos Toma Riddle'a. Śmierciożerca drgnął, doskonale wiedząc co go czeka. - Powiedz mi, Snape...dlaczego nie mogę się przedrzeć do umysłu chłopaka? Nie pamiętasz naszych ustaleń? - mówił spokojnie, ale ten ton głosu mógł przyprawiać o dreszcze.
- Nie, panie...ja...
- Dosyć. Wyraziłem się jasno, prawda? Za każde moje niepowodzenie w tym aspekcie ty odpowiadasz...- Tom zmierzwił lekko czarne, krótkie włosy i wycelował różdżkę w sługę. Snape przymknął oczy.
- Crucio!


Hermiona z niepokojem wyglądała przez okno swojej sypialni. Zbliżała się już pierwsza, a o drugiej musi iść razem z Harry'm i Weasley'ami do dyrektora, jeżeli on nie pojawi się do tego momentu.... Chyba nie wytrzyma tego napięcia. Zerknęła w stronę walizki i torby, w których spakowała swoje rzeczy. Z nerwów pocierała ciągle dłonie. Wszystko na zewnątrz wydawało jej się tak spokojne, w przeciwieństwie do niej... Nawet wiatr nie wiał zbyt mocno. Nie usłyszała huku, jaki towarzyszył aportacji Severusa, odetchnęła jedynie z ulgą, gdy dostrzegła w oddali jego postać pojawiającą się przed bramą Hogwartu. Zrobił kilka kroków, przeszedł przez wejście i osunął się bezwładnie na śnieg, który wokół niego zaczął przybierać szkarłatną barwę. Wypatrywała Daniela, kiedy nagle uświadomiła sobie, że Sauvage nie mógł mu pomóc. Wyjechał...
Poczuła jak ogarnia ją panika. Nie, nie może przecież tak stać i patrzeć, jak idiotka... Nie wahając się sięgnęła po różdżkę i wybiegła z pokoju. Przebiegłszy przez Pokój Wspólny wypadła na korytarz. Zatrzymała się dopiero wychodząc na błonia. Zadrżała, było przeraźliwie zimno, a ona nie zabrała nawet swetra. Jednak nie był jej tak potrzebny, zrobiło jej się gorąco z przerażenia, kiedy dostrzegła kałużę krwi .
- Rennervate! - krzyknęła kucając przy nim. Nie pomogło. - Profesorze! - przyłożyła drżącą dłoń do jego szyi i uspokoiła się odrobinę wyczuwając puls. Nie reagował ani na jej dotyk, ani głos. 
Przyjrzała mu się, cała jego czarna szata była przesiąknięta krwią. Chociaż był szczupły to i tak zbyt ciężki i wysoki, by tak drobna dziewczyna mogła go samodzielnie unieść. Pamiętała o tym, że nie powinno się używać zaklęcia przenoszącego przy pewnych obrażeniach, a nie wiedziała, jakie są jego...W końcu jednak, stwierdziwszy, że nie ma wyjścia, wyczarowała nosze i magicznie przeniosła go na nie. Szybko skierowała się w stronę zamku delikatnie kierując noszami, z których też już kapała krew. Nie mogła uwierzyć w swoje szczęście, że nikogo nie spotkała w drodze do lochów. Stanęła przed drzwiami jego gabinetu, próbując je otworzyć. 'O-o'.
- Profesorze! - zawołała do niego. - Proszę...ja potrzebuję hasło...- rozejrzała się niespokojnie, przekonana, że jej nie odpowie.
- Trzydziesty pierwszy lipca. - wycharkał tak cicho, że mogło to uchodzić, za odgłos jaki wydają liście na wietrze.
Drzwi natychmiast się otworzyły. Z gabinetu przeszła do pokoju, którego wejście również nie było już problemem. Szybko przeniosła go zaklęciem na łóżko i usunęła nosze. Zaczęła nerwowo przeszukiwać wszystkie szuflady w poszukiwaniu eliksirów leczących. Podejrzewała, że musiał mieć przygotowany zapas...w końcu znajdował się w takiej sytuacji, że często ich potrzebował. Wypuściła nerwowo powietrze znalazłszy butelkę z niebieskim płynem. Odkorkowała ją, podbiegła do niego i powoli wlała mu płyn do ust. Delikatnie osunęła  z jego twarzy czarne włosy. Taka dawka była jednak zbyt mała. W pośpiechu wróciła do poszukiwań, bez skrępowania wyrzucając zawartości szuflad na podłogę. Pisnęła z przerażenia. Niepewnie wyciągnęła pergamin i rozprostowała go. Wiedziała, że nie powinna była tego czytać, ale ciekawość zwyciężyła. 
Jej ręka opadła wypuszczając list z dłoni.
.