1.09.2012

18.
Sway your mind




- Potter! - zawołał Severus wybiegając z zamku.
Ron i Hermiona zatrzymali się i odwrócili, ale Harry biegł dalej, zupełnie nie zwracając uwagi na to, co działo się wokół niego. Po chwili upadł jednak, nie mogąc wstać, jakby jakaś siła nie pozwalała mu się ruszyć. Snape minął bez słowa dziewczynę i Weasley'a, złapał chłopaka za szatę, podniósł i potrząsnął nim.
- Pięćdziesiąt punktów od Gryffindoru. Możesz mi wyjawić, Potter, co ty wyprawiasz? - warknął do niego.
- Ja...bo...Syriusz...
- Harry, Syriusz jest u siebie w domu. Przed chwilą z nim rozmawialiśmy. - wtrącił łagodnie Daniel.
- A-ale przecież...
- Odprowadzisz ich do dormitorium, Dan?  - spytał Severus, szatyn skinął i dał znak Ronowi i Hermionie żeby za nim poszli. 
Severus odczekał chwilę i w milczeniu pociągnął za sobą chłopaka z powrotem do zamku.Przez te kilkaset metrów, Harry był zbyt sparaliżowany strachem, by się odezwać. Dopiero, gdy nauczyciel wszedł z nim do gabinetu i  pchnął go na fotel, zaczął mówić.
- Skąd pan wiedział? - spytał cicho.
- Masz niepraktyczny zwyczaj mówienia o swoich planach na głos. - syknął i przerwał na moment. - Czy wyobrażasz sobie na co chciałeś się narazić? Nie uważasz, że powinieneś najpierw zgłosić taki sen odpowiedniej osobie, zamiast jak skończony głupiec zabierać ze sobą dwójkę nastolatków na wycieczkę do Ministerstwa?! 
-  Ja... - mruknął ze skruchą. - Myślałem, że to prawda...
- Nawet gdyby to była prawda, nie w twojej gestii leży działanie, Potter! - krzyknął. Harry skulił się w sobie.
- Jeżeli nie chciałeś kontaktować się ze mną, mogłeś powiedzieć profesor McGonagall. Masz ogromne szczęście, że Sauvage akurat wtedy kontrolował korytarz koło wejścia do Wieży Gryffindoru. Pięćdziesiąt punktów od Gryffindoru.
- Za co znowu? - jęknął.
- Za lekkomyślność! A teraz, sam trafisz do swojego dormitorium, czy mam cie odprowadzić?
- Poradzę sobie.
Wyszedł szybko zostawiając zirytowanego Snape'a samego. Dlaczego miał przypuszczać, że akurat ten sen nie będzie prawdziwy, skoro wszystkie inne były? W duchu, przyznał mu jednak rację, że chciał postąpić bardzo nieodpowiedzialnie.
- A nie mówiłam? - powiedziała Hermiona, kiedy wszedł do Pokoju Wspólnego.
Wzruszył ramionami i spojrzał na nią spode łba. Wymienił z Ronem udręczone spojrzenie, następnie bez słowa skierował się do swojej sypialni. Nieprędko zasnął.

Prawie zaspał na śniadanie. Kiedy przyszedł do Wielkiej Sali, od razu wyczuł, że coś jest nie tak. Uczniowie szeptali o czymś niespokojnie. Spojrzawszy na stół nauczycielski, zauważył że Snape i Sauvage pogrążeni są w nerwowej dyskusji, a Dolores Umbridge sprawiała wrażenie niesamowicie z siebie zadowolonej. Natomiast Dumbledore marzycielsko wpatrywał się w zaczarowany sufit. Przyjaciele nie przywitali go, kiedy usiadł pomiędzy nimi. Hermiona przygryzała usta ściskając w dłoni zwiniętego w rulon 'Proroka', a Ron mieszał łyżką od niechcenia w misce z płatkami.
- Słuchajcie...przepraszam was, za to w nocy...spanikowałem. 
- Oh, Harry...- szepnęła i spojrzała na niego. Dostrzegł łzy w jej oczach. Drżącą ręką podała mu gazetę.

SYRIUSZ BLACK WRESZCIE ZŁAPANY!
Dzięki brawurowej akcji aurorów, dzisiaj 
około godziny drugiej nad ranem w 
Ministerstwie udało się pojmać masowego
 mordercę i zbiega Azkabanu. Ponad dwa
lata po ucieczce kryminalistę spotkała 
zasłużona kara. Minister nakazał poddanie
go Pocałunkowi Dementora ze skutkiem
natychmiastowym. 'Uważam, że jest 
to dobry znak, dla naszej walki ze zbiegłymi
więźniami. W najbliższym czasie dojdzie 
do schwycenia wszystkich pozostałych.'
powiedział Korneliusz Knot naszemu 
wysłannikowi. 

Harry poczuł się jakby coś w nim pękło, zaczęło krwawić i okropnie boleć. 'Nie. To nie może być prawda. Przecież Sauvage mówił, że...'. Znów zerknął na stół nauczycieli. Snape z nieodgadnionym wyrazem twarzy wpatrywał się w swoją różdżkę, ale Daniel patrzył prosto na Harry'ego ze współczuciem. Ron coś do niego mówił, ale wydawało mu się to tylko dziwnym szumem. Obraz pomieszczenia pełnego wesołych uczniów zamazał się, tak jakby Harry zdjął okulary. Coś gorzkiego zapiekło go w gardle. Odrzucił gazetę na stół i wybiegł z Wielkiej Sali. Chciał uciec, znaleźć się jak najdalej stamtąd. Wyszedł na błonia. Nie patrzył nawet dokąd biegnie. Zatrzymał się dopiero, gdy znalazł się przy jeziorze. Upadł na kolana i zawył z bólu. Nie rozumiał, jak to możliwe, dlaczego Syriusz był w Ministerstwie, skoro nauczyciel powiedział, że rozmawiali z nim... A on przecież nie kłamał.... Poczuł łzy spływające po jego policzkach. Jak to możliwe, że z jednej strony miał wrażenie, jakby rozpadał się na kawałki w nicość, a z drugiej czuł jakby po brzegi wypełniał go ogromny gniew i złość, jakiej jeszcze nigdy nie czuł. Nagle poczuł, jak ktoś obejmuje go delikatnie.
- Luna? - odezwał się cicho.
- Ciii....- szepnęła.
Przytulił się do niej zamykając oczy, rad, że nic nie mówiła. Wiedziała, że Syriusz był dla niego kimś bardzo ważnym Po prostu przy nim była, gdy tego potrzebował.
Nawet nie zauważał upływu czasu. Słyszał jedynie jej równomierny oddech, śpiew ptaków dobiegający z oddali i szelest liści  targanych wiatrem. Czas powinien się zatrzymać. Bo jak mogą mijać kolejne minuty, kiedy Syriusz...Uniósł głowę i otworzył oczy usłyszawszy szybkie kroki.
- Harry...dyrektor chce z tobą porozmawiać. - powiedział łagodnie Daniel podchodząc do nich.
- Ale ja nie chce z nikim rozmawiać. - syknął odsuwając się od dziewczyny.
- Luno, czy mogłabyś... - zwrócił się uprzejmie do Krukonki. Harry chciał zaprotestować, ale dziewczyna pokręciła głową i ścisnęła jego dłoń.
- Zobaczymy się później. - skinęła nauczycielowi i odeszła w kierunku zamku.
- Ja...ja...nie będę z nikim teraz rozmawiał. - zdołał wymamrotać. Poczuł się dziwnie bezbronny. Miał ochotę krzyczeć, ale zamiast tego stał tylko tępo wpatrując się w przestrzeń.
- Harry...ja wiem, co teraz czujesz, ale...
- NIE WIE PAN! - krzyknął. - Nie pan pojęcia...ja...nie rozumiem! Nie rozumiem, przecież...przecież powiedział profesor, że...on....a teraz...- zatrząsł się.
- Bo tak było...- zaczął łagodnie. - Kiedy usłyszałem, jak naradzasz się z Ronem i Hermioną, natychmiast pobiegłem do Severusa. Skontaktowaliśmy się z Syriuszem przez kominek, był cały i zdrowy. Mój błąd, że powiedziałem na głos, że miałeś sen i byłeś przekonany, że Voldemort torturuje go w Ministerstwie, że chcesz wyruszyć mu na ratunek...
- Ale...skoro był w domu, to dlaczego...?
- Podejrzewam, że nie uwierzył w to, że zdołamy cie zatrzymać...To moja wina Harry. - dodał przymykając oczy.- Powinienem od razu ciebie zatrzymać, gdy usłyszałem co planujesz i razem z tobą...gdybym pociągnął cie za sobą, zobaczyłbyś, że nic mu nie jest i on...on nie udałby się do Londynu. Chociaż wykazał się ogromną nieostrożnością to naprawdę bardzo mi przykro...
Harry spojrzał na nauczyciela. Na jego twarzy malował się smutek i bezsilność. Nie uwierzył mu. Jak komuś, kto żyje taki szmat czasu, może być przykro z powodu czyjejś śmierci. Przecież to nawet nie robiło na nim wrażenia. 
- Nie. Nie wierzę...pan nie ma pojęcia...ja...ja zostałem sam. Nie mam już nikogo! Nie wie pan, jak to jest! Ja...- zawołał
- Wiem, Harry jak to jest... Naprawdę doskonale wiem jak to jest. Nie chcę cie pocieszać, bo nie ma to najmniejszego sensu, musisz jednak zdawać sobie sprawę, że ty nie jesteś sam... - mówił uspokajającym tonem.
- Właśnie tak! - ryknął. Poczuł przypływ nienawiści, miał ochotę rzucić jakąś klątwę, uderzyć, sprawić ból stojącemu przed nim mężczyźnie. Byleby tylko zniszczyć ten jego nieznośny spokój. Żeby przestał na niego patrzeć z tą litością, żeby też poczuł, to co Harry, co sprawiało, że nie był w stanie racjonalnie myśleć. - Syriusza nie ma! Moi rodzice nie żyją!

Sauvage tak bardzo chciał wyjawić mu prawdę, że jego ojciec żyje i praktycznie codziennie naraża dla niego swoje życie. Jak bardzo zmieniłoby się podejście Harry'ego do Black'a gdyby dowiedział się prawdy...? Ten człowiek, którego tak teraz żałował, przez prawie siedem lat wraz z Jamesem Potterem skandalicznie traktował jego ojca. Syriusz interesował się Harry'm tylko dlatego, iż był przekonany, że to syn jego najlepszego przyjaciela...
Westchnął. Wiedział, że nie może tego zrobić. Poza tym, to nie on był od tego.
- Nie wszystko jest zawsze takie jak nam się wydaje...czasami dowiadujemy się, że przez długie lata byliśmy okłamywani...że jest zupełnie inaczej, niż dotąd byliśmy przekonani...
Daniel nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo te słowa za kilka miesięcy okażą się dla niego prawdziwe.
- Przyzwyczaiłem się już do tego, że wszyscy mnie okłamują. Nie chcę być karmiony kolejnymi, obłudnymi opowieściami dyrektora! - ryknął tupiąc nogą. - Mam dość! Mam dość...tych przeklętych snów, Voldemorta... Już mi wystarczy!
- Harry, właśnie o tym, jak zatrzymać te sny, Dumbledore chce rozmawiać. - szepnął łagodnie.
- Och. - wydukał.
Nadal czuł przejmującą pustkę i złość, ale po chwili, razem z nauczycielem udał się w stronę zamku.


- Mam nadzieję, że jesteś zadowolony, Dumbledore. - warknął Severus.
- Syriusz sam był sobie winien... - powiedział oschle dyrektor splatając dłonie i odchylając się nieco.
- Wiedziałem, że do czegoś takiego dojdzie...mówiłem, że Czarny Pan...
- Severusie, wiem. - przerwał mu ostro. - I również zdawałem sobie sprawę z tego, jak połączenie pomiędzy nimi jest niebezpieczne. Teraz jest dobry moment na naukę oklumencji.
- Doprawdy? - rzucił drwiąco. 
- Mam nadzieję, że przezwyciężycie wzajemne animozje... - odezwał się z dziwnym błyskiem w oczach, zerkając na Snape'a znad swoich okularów. 
Snape otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, zrezygnował jednak Zamiast tego prychnął i odwrócił wzrok. Nie czuł żalu, na myśl o tym, co spotkało Black'a. W jego odczuciu zasłużył na taki los, chociaż nie życzył mu tego. O uczucia Harry'ego też nie się nie martwił, wiedział, że chłopak spojrzy na sprawę inaczej, gdy kiedyś pozna fakty. Przez chwilę, obaj milczeli. 
- Powiedz mi, Dumbledore, dlaczego nie odsłonisz wszystkich kart? Dlaczego nie zrobisz wszystkiego, co możesz, by Ministerstwo przyjęło do wiadomości powrót Czarnego Pana? - spytał cicho, przeciągając każde słowo.
- A czy ty, Severusie, mówisz mi wszystko? - odparł dyrektor. Snape skrzywił się i nie odpowiedział. - Sam widzisz...mam swoje powody, by działać tak, a nie inaczej...- przerwał, gdyż drzwi otworzyły się szeroko. Do gabinetu wszedł Harry. Był bledszy niż zwykle, miał zaczerwienione oczy, a jego dłonie lekko drżały.
- Harry, usiądź proszę...- powiedział łagodnie wskazując mu krzesło przed biurkiem. Snape, który siedział na drugim, odwrócił się w stronę syna z nietypowym uśmieszkiem. -  Po pierwsze, bardzo mi przykro z powodu, tego, co spotkało Syriusza...- Harry syknął cicho i pochylił głowę. - Jak jednak pewnie powiedział ci profesor Sauvage, postąpił wyjątkowo lekkomyślnie opuszczając dom udając się do Ministerstwa, kiedy to wiedział, że nauczyciele zatrzymają ciebie i twoich przyjaciół... - Chłopak spojrzał na dyrektora z niechęcią. - Uważam, że już najwyższa pora, by podjąć odpowiednie działania, byś nie musiał znosić tych snów, wizji...
- Czyli? - rzekł krótko. Zdawał sobie sprawę, z tego że był nieuprzejmy, ale niewiele go to obchodziło. Dyrektor zamrugał szybko.
- Poprosiłem profesora Snape'a by udzielał ci kilka razy w tygodniu prywatnych lekcji, w czasie których nauczy cię jak chronić swój umysł przed atakiem. Ma w tej dziedzinie...wybitne umiejętności i doświadczenie.
Harry zerknął na Severusa, czarne oczy na moment spotkały się z zielonymi. Chłopaka zdziwiło nie tylko to, że nauczyciel nie patrzy na niego wrogo tylko jakby...z troską? Nie, niemożliwe, to przecież Snape... Chociaż, po takim szoku, niezdolność Gryfona do prawidłowej oceny nie była niczym dziwnym. Jeszcze kilka miesięcy temu perspektywa spędzania dodatkowych godzin z Mistrzem Eliksirów przeraziłaby go, ale teraz...nie potrafił sprecyzować dokładnie co myśli o tym człowieku. Dumbledore wyraźnie oczekiwał jakiejś bardziej gwałtownej reakcji. Westchnął, gdy zrozumiał, że nie doczeka się.
- Od kiedy? - spytał bezbarwnym głosem chłopiec.
- Myślę, że należy jak najszybciej...- wymienił ze Snape'm krótkie spojrzenie. - ...czyli już od dziś.
- Przyjdź do mojego gabinetu o siódmej, Potter. - powiedział Severus. Harry skinął głową.
- Czy to już wszystko? - zwrócił się do Albusa.
- Tak, dziękuję wam. - odparł wskazując im drzwi.
Snape puścił Harry'ego przodem. Schodzili, jeden za drugim krętymi, dość wąskimi schodami. Harry, odwrócił się, kiedy usłyszał głośny syk i stłumiony jęk. Snape zamknął oczy, skrzywił się i oparł o ścianę, by nie upaść i nie stoczyć się po schodach.
- Nic panu nie jest? - spytał, za co skarcił się po sekundzie w myślach. Musiał przyznać, że pytanie było nieco głupie.
- Lepiej idź, Potter do swojego dormitorium, biblioteki, czy gdzie tam spędzasz czas w niedziele. - warknął.
 Po chwili, wyminął go i zbiegł szybko na dół rozmasowując sobie lewe przedramię. Harry obserwował go w bezruchu, dopóki ten nie zniknął mu z oczu. Przez moment stał jeszcze wpatrując się w jeden punkt. Powoli skierował się na siódme piętro. Mijając pomnik Barnabasza Bzika przeszedł trzy razy przed pustą ścianą, myśląc o miejscu, w którym odzyskałby spokój. Wszedłszy do środka, zauważył, że pokój nie jest pusty. Ron i Hermiona siedzieli na poduszkach rozmawiając przyciszonymi głosami. Umilkli, kiedy go dostrzegli. Harry powoli podszedł do nich i usiadł na jednej z puf. 
- Tak mi przykro, Harry...- powiedziała cicho Hermiona. Ron przygryzł usta odwracając wzrok.
Przez kilkanaście minut siedzieli w ciszy.
- Będę miał dodatkowe spotkania ze Snape'm...ma mnie nauczyć, jak pozbyć się tych snów. - wykrztusił martwym głosem.
- O kurczę...wygląda na to, że teraz będziesz z nim spędzał każdy wieczór. - mruknął z niesmakiem Weasley. Harry wzruszył ramionami. Znów milczeli przez kilka chwil.
- Harry, to nie twoja wina...- szepnęła Hermiona.
- Inaczej...nie tylko moja. - stwierdził gorzko. - Moja, bo byłem przekonany, o tym, że ten sen to była prawda...Sauvage'a, bo nie zatrzymał mnie od razu, chociaż miał taką możliwość, ale przede wszystkim Syriusza. Dlaczego udał się do Ministerstwa, skoro wiedział, że Snape i Sauvage już się całą sprawą zajęli? 
Ron i Hermiona wymienili zaniepokojone spojrzenia.
- Wiesz...myślałam trochę o tym...sądzę, że Syriusz miał już trochę dość bycia zamkniętym w znienawidzonym domu... i gdy tylko pojawiła się okoliczność, by go opuścić...nie mógł się powstrzymać. - powiedziała ze smutkiem. Mógł jedynie przyznać jej rację.



Bellatrix odsunęła się trochę od Toma, przerywając pocałunki. Gdy plany szły zgodnie z jego zamysłem, odczuwał większą potrzebę przebywania z nią, ale tak samo było, kiedy nie wszystko działo się tak, jak to sobie wymyślił. Każda sytuacja działała na jej korzyść. Riddle skrzywił się i niecierpliwie przyciągnął ją do siebie z powrotem. Był zdecydowanie niezadowolony. Specjalnie wybrał czas, w którym Dropsa nie było w zamku...specjalnie pokazał chłopakowi fałszywą wizję z człowiekiem, na którym ponoć najbardziej mu zależało. A tu w Ministerstwie pojawia się Syriusz Black i robi taki hałas, że już po paru minutach pojawiają się aurorzy. 'Żałosne fiasko.' pomyślał ze złością, kiedy Lucjusz Malfoy opowiedział mu o tym, co się wydarzyło. Musi mieć tę przepowiednię, ale jak ma teraz tam zwabić Pottera? Ujął jej twarz w dłonie i mocno pocałował. Potrzebował wyładować jakoś swoją złość, a musiał przyznać, że taki sposób był o wiele rozkoszniejszy niż tortury. Nie rozumiał, dlaczego wcześniej sobie tego odmawiał. Bella westchnęła cicho i delikatnie musnęła jego usta zachęcając do dalszych  pocałunków. Powolnym ruchem wplótł dłonie w jej gęste włosy, gładząc je delikatnie.
 On i delikatność? Nawet jej wydawało się to trochę dziwne, ale z satysfakcją stwierdziła, że był taki tylko przy niej...tylko dla niej...i tylko gdy byli sami. Usłyszawszy zbliżające się kroki, zsunęła się z jego kolan. Mruknął z niezadowolenia, poprawił nieco czarny krawat i zapiął koszulę. Rzucił jej pełne pożądania i niezaspokojenia spojrzenie, na które uśmiechnęła się zalotnie. Poważnie zastanawiała się jaki sens w ich przypadku ma ubieranie się...chociaż z drugiej strony, wzajemne zdzieranie z siebie ubrań było całkiem przyjemne, nawet jeżeli jego koszule bardzo na tym cierpiały. Zmierzwił ręką krótkie, czarne włosy wciąż się jej przyglądając intensywnie niebieskimi oczami. Wstał, kiedy usiadła na drugim fotelu. W tym też momencie, do salonu dworu Riddle'ów wszedł Severus Snape.
- Snape. - rzucił krótko Voldemort podchodząc do niego. Severus skinął lekko nie spuszczając z niego wzroku. - Dzisiaj w nocy...sprawiłem, że Pottera nawiedziła wizja tortur jego ukochanego Black'a w Ministerstwie...wierz może, jak to się stało, że w Departamencie na moich śmierciożerców nie natknął się ten durny chłopak tylko wspomniany Black?
- Panie, według moich informacji, Potter zwrócił się do Minervy McGonagall, która zapewniła go, że Black'owi nic nie jest...niestety nie wiem, z jakich powodów on się tam udał.
- Cóż, to nie jest takie ważne, w końcu i tak już po nim...jakieś wieści od Dropsa? - spytał chłodno, obracając w palcach swoją różdżkę.
- Dumbledore nakazał mi uczyć chłopca oklumencji. - odparł bezbarwnie Snape.
Tom odwrócił się i zrobił kilka kroków w stronę okna. Dzień był wyjątkowo piękny, ciepły, jak na tę porę roku. Przez kilka minut wpatrywał się w ośnieżone miasteczko. Uśmiechnął się złośliwie, wpadł na genialny pomysł.
- Świetnie. - oświadczył gwałtownie odwracając się. - Bo przecież...nie chcemy, żeby zamknął przede mną swój bezwartościowy umysł...myślę, że komuś tak uzdolnionemu jak ty, nie sprawi problemu...osłabianie jego jaźni...przy jednoczesnym utrzymaniu pozorów nauki ochrony, prawda? - zwrócił się tonem nieznoszącym sprzeciwu. 
- Oczywiście, panie. - rzekł cicho, hamując narastającą panikę.
- Rozumiesz, że za wszelkie moje niepowodzenia w tym aspekcie odpowiedzialny jesteś ty?
- Tak jest. - oświadczył chłodno. 
Kiedy śmierciożerca wyszedł, Tom ponownie skierował swoją uwagę na piękną brunetkę.
- Chyba naprawdę nie sądzisz, że ktoś taki, jak ten Potter, mógłby się w jakikolwiek sposób równać z tobą? - spytała ostrożnie.
- Po prostu chcę mieć tę przepowiednię. Mam pewne podejrzenia i muszę się...upewnić. - spojrzała na niego pytająco, ale nie powiedział już nic więcej na ten temat.


Severus nerwowo kartkował jedną ze starożytnych ksiąg. Wiedział, że dobrze zrobił zastępując skórę piórami, podejrzewał jedynie, że użył ich zbyt wiele... No i ciągle czegoś brakowało. Westchnął i schował notatki do szuflady, a księgę odłożył na półkę. Niezbyt mógł się teraz na tym skoncentrować, a poza tym za chwilę miał do niego przyjść Harry. Oklumencja. To nie będzie łatwe.Wziął kilka głębokich oddechów.Chociaż perspektywa bycia torturowanym z kolejnego powodu, wcale mu się nie uśmiechała, pogodził się z tym. Dla swojego syna mógł zrobić wszystko. No, może pomijając bycie uprzejmym. Zaklęciem otworzył drzwi, kiedy równo o siódmej rozległo się ciche pukanie. Wskazał chłopcu krzesło przed biurkiem. Ambitnie postanowił porzucić złośliwy ton, oklumencja był zbyt ważna.
- A więc, Potter, dzisiaj jesteś tutaj żebym, tak dla odmiany, nauczył się jak pojąć oklumencję. - powiedział spokojnie.
- Co? - spytał tępo. Severus uśmiechnął się drwiąco.
- Oklumencja, Potter, to dziedzina magii, która pozwala na obronę swojego umysłu przed obcą penetracją. Jej przeciwieństwem jest leglimencja, która umożliwia wdarcie się do czyjejś świadomości. Czarny Pan, na przykład, jest prawdziwym mistrzem leglimencji, stąd praktycznie nie można go okłamać.
- Panu się jakoś udaje. - zauważył Gryfon. Nauczyciel mimowolnie uniósł lekko kąciki ust.
- Tak, ale tylko mi i nie bez powodu. Opanowałem sztukę oklumencji do perfekcji, co pozwala mi...wprowadzać innych w błąd. Nie jest to łatwe, toteż nie liczę, że szybko zrobisz jakiekolwiek postępy, chcę jednak byś podszedł do tego bardzo poważnie. - Harry wyprostował się, jakby to miało znaczyć, że już traktuje to wszystko bardzo poważnie. - Oklumencja i leglimencja są ze sobą ściśle powiązane, rozwijając jedną umiejętność, będziesz rozwijał również drugą. 
- Ale...właściwie na czym to polega? Może pan czytać w moich myślach, czy co?
- Umysł to nie książka, Potter. Nie można w nim czytać. To o wiele bardziej złożony proces. - westchnął. -W skrócie i uproszczeniu...Używając na tobie leglimencji mógłbym poznać twoje ostatnie wspomnienia...ich przebłyski...głębsza penetracja, która pozwala na ujrzenie wspomnień dawniejszych, bardziej intymnych albo wyjątkowo bolesnych może spowodować trwałe uszkodzenie mózgu ofiary. Zwykle, żeby leglimencja była skuteczna potrzeby jest kontakt wzrokowy, ale nie zawsze...Sauvage, na przykład, ma tak ogromne doświadczenie, że wystarczy iż ma daną osobę w zasięgu swojego wzroku, by bez problemu poznać jej myśli, tak szybko, że nawet się nie zorientuje. Co do ciebie i Czarnego Pana...jest między wami pewne powiązanie...dyrektor albo nie wie, albo nie chce zdradzić na czym dokładnie ono polega, jednakże...jak już zauważyłeś Czarny Pan może włamać się do twojego umysłu i podsunąć ci fałszywą wizję bez większego problemu. - chłopiec drgnął lekko i spuścił głowę. - Weźże się w garść, Potter. - warknął. - Black zginął wyłącznie ze swojej głupoty, nie twojej. Doskonale wiedział, że zdołamy was zatrzymać, a mimo to udał się do Ministerstwa, bo taki się czuł bezużyteczny siedząc na kuprze w swoim domu. - Harry zerknął na niego. - Tak, Potter, wierz mi, że znam Black'a o wiele lepiej niż ty... Nie mógł znieść kolejnego zamknięcia, więc skorzystał z pretekstu byleby tylko się wydostać.
Gryfon zacisnął dłonie w pięści, stwierdził, że bezpieczniej będzie się nie odzywać. Dodatkowo rozdrażniła go wyraźnie wyczuwalna w głosie Snape'a satysfakcja. On się cieszył. Cieszył się, że Syriusz...
- Wracając do oklumencji...nasze...lekcje...będą polegały na tym, że będę włamywał się do twojego umysłu, a tym będziesz próbował się obronić...
- Jak? - przerwał mu chłopak.
- Dziesięć punktów od Gryffindoru. Nie przerywaj mi, to się dowiesz. - warknął. - Oczywiście, w naszych warunkach możesz użyć Zaklęcia Tarczy, jednakże, gdyby naprawę zależało mi na poznaniu zawartości twojego mózgu, nie powstrzymałoby mnie. To jest coś więcej niż zwykłe machnięcie różdżką, Potter... Musisz mnie odrzucić umysłem... - Harry spojrzał na niego tępo, zupełnie nie rozumiejąc o czym mówi. Westchnął. - Dobrze...zrobimy tak...jako, że jesteś zupełnym ignorantem musisz użyć zaklęcia...brzmi : Legilimens. Zobaczysz kilka moich wspomnień, następnie wyrzucę cię z mojego umysłu...Czekasz na zaproszenie? - dodał, kiedy syn wciąż wpatrywał się w niego z dziwna miną. - No już, Potter, nie mamy nieograniczonego czasu.
- Legilimens. - mruknął drżącym głosem, celując różdżką w nauczyciela.
Poczuł się tak, jakby oglądał jakąś projekcję filmową. Sceny migały mu przed oczami bardzo szybko i były bardzo niewyraźne. Snape razem z nim i Dumbledore'm w gabinecie,  Snape podczas śniadania, rozmawiający z Sauvage'm i nagle obraz spowolnił i wyostrzył się. Teraz Harry wyraźnie widział scenę, mającą miejsce w tym samym gabinecie, w którym się teraz znajdował. Sauvage stał przy drzwiach, a Snape przy kominku...mówił coś do tkwiącej w zielonych płomieniach głowy Syriusza. Po chwili, jakaś ogromna siła odepchnęła go. Krzesło przewróciło się, a on sam upadł boleśnie na posadzkę. Wstał masując sobie obolałe łokcie.
- To ostatnie nie było potrzebne. - powiedział cicho. Snape spojrzał na niego uważnie. - Ja...wcale nie uważałem, że...
- Nic mnie to nie obchodzi...przynajmniej teraz masz pewność...chociaż nienawidziłem Black'a to nie życzyłem mu takiego losu. - odparł bezbarwnie. Zrobił krótką przerwę. - Tak to mniej więcej wygląda. A teraz posłuchaj mnie uważne...- Harry podniósł krzesło i ponownie na nim usiadł. - ...w oklumencji bardzo ważny jest spokój...musisz kontrolować swoje emocje...zdyscyplinować swój umysł... Przede wszystkim musisz wyzbywać się swoich emocji... Spróbujemy teraz odwrotnie...odpręż się. - zamiast tego Harry spiął się i nerwowo zerkał na koniec różdżki Snape'a skierowanej wprost w niego. - Potter...nie słuchasz mnie...
- Ja...po prostu...chyba nie...mogę się odprężyć...-wyjąkał.
- Jeżeli mam nauczyć cię ochrony twojej świadomości, musisz ze mną współpracować...musisz mi zaufać. - dodał ciszej. Przez minutę patrzyli sobie w oczy.
- Dobrze. - szepnął chłopak.
Tym razem widział swoje własne wspomnienia...gdy Dudley dostał dostał rower, a on jedynie stare, wytarte i nawet niewyprane skarpetki...gdy kilka lat temu w domu przy Privet Drive pojawił się Zgredek...chwila, gdy oglądał w myślodsiewni Dumbledore'a proces Snape'a i innych...poczuł ogromy ból w skroniach, kiedy ujrzał czerwcową walkę z Voldemortem, który nagle ustąpił. Złapał się biurka, ciężko dysząc. Snape wstał gwałtownie, przysunął sobie inne krzesło i usiadł naprzeciw Harry'ego, tak, że prawie stykali się kolanami.
- Dosyć na dzisiaj...będziemy robić inaczej...- zamyślił się na moment.- Posłuchaj...w tego typu kształceniu zaufanie jest bardzo ważne...jeżeli nie będziesz się czuł przy mnie bezpiecznie nie będę w stanie nauczyć cię tego dostatecznie... Naprawdę nie chce zrobić ci krzywdy...
- Wiem. - odparł od razu.
- Przed snem spróbuj się uspokoić...przypomnij sobie sytuacje, w których czułeś się jak najbezpieczniej i spokojniej...wyzbądź się emocji...uspokój umysł...ukołysz go... Nie liczę na to, że będzie łatwo, ale...oczekuję, że zrobisz, co w twojej mocy. - Harry przytaknął. - Możesz już iść.
Chłopak wstał i chciał już wyjść, kiedy coś mu się przypomniało.
- Profesorze...a jutro? - spytał.
- Jutro eliksiry.
- Dobrze, dziękuję. Dobranoc.
- Dobranoc. - szepnął Severus, ledwo słyszalnie.


- I on chce, żebyś ty miał do niego zaufanie? - prychnął Ron. Razem z Hermioną i Harry'm siedzieli w najbardziej oddalonym kącie Pokoju Wspólnego Gryfonów. - Śmieszne...a co, jeżeli zamiast cię uczyć tej oklucośtam, będzie jeszcze bardziej otwierał twój mózg na Sam-Wiesz-Kogo?
- Ron! - zawołała z oburzeniem Hermiona.
- No co? Niby dlaczego mamy być tak pewni tego, że jest po naszej stronie?
- Uparłeś się, żeby widzieć w nim zło wcielone.
- Wcale nie, on po protu jest zły i tyle...na dodatek...
- Wiesz, Hermiono...- przerwał mu Harry. - ...powiedział o Syriuszu dokładnie to samo, co ty...że nie mógł przepuścić okazji wyjścia z domu...
- Och. - wydukała rumieniąc się lekko. Wymieniła z Ronem zaniepokojone spojrzenie.
- Pójdę się już położyć. - pożegnał się z nimi.
Leżąc już w swoim łóżku, z całych sił próbował wyzbyć się emocji, powodowało to jednak tylko to, że był coraz bardziej zdenerwowany. Nie, teraz to było zdecydowanie niewykonalne, by przestał odczuwać ten tępy ból, pustkę i złość...po prostu nie był do tego zdolny...


Trzy tygodnie później.


- Daniel? - odezwał się Severus wchodząc do gabinetu Sauvage'a.
- Hm?
- Mógłbyś mi pożyczyć...butelkę eliksiru?
- Którego? - odparł w roztargnieniu pisząc coś w notesie. Snape chrząknął. - Tego? Po co?
- No na pewno nie do picia. - odparł z drwiącym uśmieszkiem. - Na sprawdzian.
- Ojej, już współczuje temu, kto go dostanie do opisania...przecież nie wypiszą ci składników...moment. - otworzył jedną z szafek wyjął pękatą butelkę i rzucił ją przyjacielowi.
- Dzięki.
Wyszedł szybko kierując się do swoich lochów. Jak zwykle wchodząc do sali zatrzasnął z hukiem za sobą drzwi. W kącie dostrzegł różową ropuchę, z podkładką do notowania, nie przejął się tym jednak. Podszedł do biurka, wziął z niego koszyk, wypełniony już przeróżnymi eliksirami. Uczniowie natychmiast zaczęli chować przygotowane kociołki, wiedząc już, co się szykuje.
- Ekhem. - chrząknęła. Snape odwrócił się w jej stronę. - Zastanawiałam się, czy otrzymał pan moją notką o...
- Gdybym nie otrzymał, wyprosiłbym panią z mojej sali. - syknął. Ślizgoni zachichotali.
- A czy...
- Jestem bardzo ciekaw, jak zamierza pani poznać moje metody nauczania jednocześnie wciąż mi przerywając. - warknął. Obruszyła się i zaczęła coś szybko notować. -  Wiecie, co macie robić...wszystko co wiecie na temat danego eliksiru...
Harry jęknął w duchu. Z niepokojem obserwował Snape'a stawiającego przed każdym uczniem inną butelkę. Kiedy stanął przy ich stoliku, poczuł powoli ogarniającą go panikę. Ron dostał jakiś wywar o konsystencji smoły i ciemnozielonym kolorze. Snape przez chwilę wahał się, ale w końcu podał Harry'emu buteleczkę z kanarkowożółtym płynem. Chłopak zerknął z niedowierzaniem najpierw na eliksir potem na nauczyciela. Seveurs spojrzał na niego z miną typu tylko-spróbuj-coś-źle-napisać. Harry uśmiechnął się lekko i natychmiast zabrał do pisania.
Hermionę znów uderzyła fala gorąca, kiedy Severus podszedł do niej. Uśmiechnął się złośliwie podając jej butelkę. Zamrugała gwałtownie,a mina jej zrzedła. Otworzyła i zamknęła kilkukrotnie usta. Snape z satysfakcją odszedł do swojej katedry.
- Jak długo uczy pan w tej szkole? - spytała słodko Dolores.
- Czternaście lat. - odparł chłodno.
- Czy lubi pan swoją pracę?
Spojrzał na nią spode łba.
- Jak ocenia pan poziom wiedzy uczniów tej klasy?
- Ogólnie mierny.
- Świetnie, wyniki wyślę niedługo. - oświadczyła przesłodzonym tonem. Severus zerknął wymownie w sufit, starając się zachować spokój.
- Profesorze! - zawołała Hermiona. Snape podszedł do niej z udawanym zainteresowaniem. Starała się nic nie dać po sobie poznać, chociaż serce biło jej jak oszalałe. - Naprawdę czekuje pan ode mnie, że wypiszę składniki i sposób przyrządzania? - spytała odważnie.
Oparł ręce o blat jej stołu i nachylił się do niej. Zaczerpnęła głośno powietrza. Poczuła, jak oblewa się rumieńcem, kiedy spojrzała mu w te czarne, zimne oczy.
- Napisz, Granger...wszystko, co wiesz. - powiedział, bardzo cicho nieświadomie sprawiając, że pojawiły się u niej motylki w brzuchu. Uśmiechnął się złośliwie  i wrócił do swojego biurka.
Hermiona odkorowała buteleczkę. Eliksir niesamowicie pachniał...nie umiała określić, co to może być za zapach, kojarzył się jedynie ze szczęściem i spokojem. Przez kilka chwil wpatrywała się jeszcze w kryształowy, nieco srebrzysty płyn, mieniący się w słońcu wszystkimi kolorami. Zanim zaczęła pisać, spojrzała na Severusa i uśmiechnęła się łagodnie.