23.09.2012

20.
Make a wish




The rain falls down
so much harder when
 you are not around
'Cause my love for you
is so strong and true



Przez kilkanaście długich minut po prostu patrzyła na Severusa. Sięgnęła po czarną kołdrę i delikatnie go okryła. Starała się zebrać myśli.
Jej przyjaciel jest jego synem.
Kto jeszcze o tym wiedział? Sauvage? Niewątpliwie. Dumbledore? Być może.
Na pewno nie Harry.
Z westchnieniem ukryła twarz w dłoniach. Mimo iż byli w lochach, nawet tutaj słychać było jak na zewnątrz szaleje burza,  a grad rytmicznie uderza w ściany zamku. Delikatne łzy wypłynęły z jej brązowych oczu. Sytuacja już i tak była skomplikowana, a teraz... Wyprostowała się i otarła oczy wierzchem dłoni. Czy zakochałaby się w nim gdyby wcześniej znała prawdę? Przygryzła usta i spojrzała na nieprzytomnego mężczyznę. Mimowolnie uśmiechnęła się lekko. Oczywiście, że tak. Nie miała ku temu żadnych wątpliwości.  Powoli odpięła mu zakrwawioną pelerynę. Przysunęła się do niego i zaczęła powoli odpinać guziki jego czarnej i mokrej od krwi szaty. Nie bez wysiłku udało się jej ją z niego ściągnąć. Wstała i wziąwszy szatę i pelerynę skierowała się do innego pomieszczenia, które, zgodnie z jej przypuszczeniami, okazało się łazienką. Wyłożona była pięknymi, matowo srebrnymi kafelkami, ale ręczniki, równo ułożone na kamiennej półce, miały ciemnozielony kolor. Podeszła do umywalki i odkręciła zimną wodę namaczając czarny materiał. Być może wystarczało użyć kilku czyszczących zaklęć, ale ona chciała bardziej się wysilić. Zdziwiła się gdy dostrzegła ciemną chustę zasłaniającą coś nad półką. Powoli ją ściągnęła i ujrzała własną, bladą twarz z zaczerwienionymi oczami. Lustro. Poczuła, jakby coś ją ukłuło w serce. Dlaczego zasłonił lustro? Najwyraźniej nie chciał się przeglądać, ale nie mogła zrozumieć z jakiego powodu... Skończywszy ułożyła jego ubranie do wyschnięcia na poręczy. Całe pomieszczenie, pomijając typowe dla łazienek wyposażenie, wydawało jej się dziwnie puste. Obok ręczników leżała tylko biała szczoteczka do zębów, pasta, żel pod prysznic i jakaś ciemnofioletowa butelka, która okazała się szamponem. Hermiona z ciekawości otworzyła ją  by powąchać. Czarna porzeczka. Uśmiechnęła się. Zauważyła jeszcze kilka butelek z męskimi perfumami i chociaż ich zapachy podobały się jej,  żadne nie pachniały dokładnie tak jak on. Otarła dłonie o jeden z ręczników i wróciła do pokoju, cicho zamykając drzwi. Żal jej było, że nie mogła powiedzieć Harry'emu o swoim odkryciu, ale zdawała sobie sprawę z tego, że jedyną odpowiednią osobą do uświadomienia Gryfona był Severus. Usiadła obok niego. Spod białej również zaplamionej krwią koszuli prześwitywał Mroczny Znak i wyraźne ślady tego, jak bardzo się poświęcał dla swojego syna. Z jednej strony miała ochotę się rozpłakać widząc jak bardzo musiał cierpieć, a z drugiej cieszyła się...w końcu to była jednak dobra wiadomość... Pogładziła go delikatnie po bladym policzku, a drugą wplotła w jego dłoń. Przez dłuższą chwilę patrzyła na niego z niemym zachwytem. Teraz wydawał się jeszcze bardziej fascynujący i godny podziwu. Podskoczyła, kiedy drgnął we śnie i zacisnął lekko rękę. Było jej gorąco już samego faktu bycia tak blisko niego. Serce gwałtownie przyspieszyło ze stresu, chociaż wiedziała, że obudzi się dopiero za kilka godzin. Zachichotała cicho. Pomyślała, że gdyby przebudził się teraz to najpierw by na nią nawrzeszczał a potem wyrzucił. Poderwała się kiedy spojrzała na zegar, który wskazywał już pięć minut po drugiej w nocy. Poprawiła Severusowi kołdrę i wybiegła z jego pokoju do gabinetu, a stamtąd na korytarz. Zadyszana  porwała ze swojej sypialni torbę i walizkę, z którymi udała się do dyrektora. Przed wejściem prawie zderzyła się z przyjaciółmi.
- Hermiono! Właśnie mieliśmy cię szukać. - mruknął Ron.
- Ja...byłam w...yy...kuchni. - odparła i zmrużyła oczy uzmysławiając sobie jak  głupia to była wymówka.
- No nie...nawet teraz musisz wpajać skrzatom te swoje postulaty? Dałabyś sobie spokój z tą wszą.
- To nie jest żadna wesz tylko W.E.S.Z.! - zawołała gniewnie.
Weszli do gabinetu Dumbledore'a. Oprócz niego w środku byli jeszcze Fred, George oraz Ginny.
- Przepraszam, ja... - zaczęła ze skruchą dziewczyna, ale dyrektor przerwał jej unosząc dłoń.
- Nic się nie stało, panno Granger. - powiedział powoli, uśmiechając się łagodnie. Obszedł biurko, postawił na nim kolorowy kubek i wskazał im go. - Przeniesie was na Grimmauld Place...tam czekają już pani Weasley, Remus i Tonks...Portus. - stuknął różdżką w przedmiot, który na moment rozświetlił się lekko niebieskawym światłem.
Policzyli do trzech i razem, jednocześnie dotknęli świstoklika. Poczuli gwałtowne szarpnięcie w okolicach pępka, po kilku sekundach wylądowali w salonie domu Black'ów. Po krótkiej rozmowie i zapewnieniu matki Rona, że zjedzą dopiero po przebudzeniu udali się do swoich pokoi. Dzięki temu, że sporą część wakacji poświęcili na uporządkowanie tego domu, teraz było w nim o wiele przyjemniej. Staroświeckie lampy gazowe rzucały światło na brzydkie tapety i poczerniałe portrety. Przez korytarz przeszli na palcach, by nie obudzić portretu matki Syriusza. Kiedy wchodzili po mrocznych schodach, Harry z ulgą zauważył brak skrzacich głów. Widocznie członkowie Zakonu znaleźli sposób, by się wreszcie ich pozbyć. Razem z Ronem pożegnali się, weszli do swojego pokoju i prawie nie zamieniając ze sobą słowa położyli się do łóżek. Hermiona postawiła swoje rzeczy przy łóżku i jakby w transie, podeszła do okna. Odsunęła ciężkie, ciemnozielone zasłony i wyjrzała na zewnątrz. Plac okryty był warstwą białego puchu, który mienił się delikatnie w słabym świetle lamp.
- Hermiono? - spytała Ginny podchodząc do niej, dziewczyna nie zareagowała. - Nic ci nie jest? Jesteś taka jakby nieobecna...
- Chyba po prostu  senna...- odparła.
Nie patrząc na koleżankę przebrała się w koszulę nocną i położyła się. Ginny nic więcej już nie powiedziała. W przeciwieństwie do niej, Hermiona długo nie mogła zasnąć. W zamyśleniu wpatrywała się w szyby, o które gwałtownie uderzały krople deszczu. 'W co ja się wpakowałam.' pomyślała, szczelniej przykrywając się kołdrą i wtulając się w poduszkę. Chociaż w całym domu unosiła się woń wilgoci, ona wciąż czuła zapach, który sprawiał, że jej puls przyspieszał, a policzki czerwieniały. Przez  ciało dziewczyny przebiegł przyjemny dreszcz. Uniosła lekko kąciki ust i zamknęła oczy.

Jęknął z bólu. Całe szczęście, że zaczęła się przerwa noworoczna, nie musiał spieszyć się na lekcje. Pomyślał, że teraz i tak czuł się na tyle źle, że musiałby prosić Daniela o zastępstwo. No właśnie, ten idiota nie dość że podał mu zbyt małą ilość eliksiru to jeszcze zapomniał o zaklęciach leczących, bez których wywar nie działał do końca tak, jak powinien. Severus uniósł się na poduszkach i otworzył oczy. Pięknie. Sięgnął po różdżkę i kilkoma zaklęciami sprawił, że w jego pokoju ponownie zapanował porządek. Powoli wstał, krzywiąc się. Skierował się w stronę łazienki, ściągając z siebie zakrwawioną koszulę. Uniósł brwi w zdziwieniu dostrzegłszy swoje, wciąż mokre, czarne szaty. Od kiedy to Sauvage robił mu pranie? Zezłościł się, gdy zauważył odsłonięte lustro. Miał dopiero trzydzieści kilka lat i chociaż jego młoda twarz pozbawiona była zmarszczek, ziemista cera, zaczerwienione oczy, ciężkie powieki ukazywały, jak bardzo był swoim życiem zmęczony. Przez minutę czy dwie przyglądał się sobie ze zdegustowaniem, następnie nałożył z powrotem ciemną chustę na lustro. Pospiesznie umył zęby i rozebrał się. Wszedł pod prysznic. Lodowata woda zmywała z niego zaschniętą krew i obmywała boleśnie świeże rany, na które nie zwracał już uwagi. Przyzwyczaił się. Voldemortowi bardzo nie spodobało się to, że nie mógł przedrzeć się do umysłu Harry'ego. Przygryzł usta, myjąc włosy. Psychicznie był gotów znosić wszelkie cierpienia, jeżeli tylko mógł się przyczynić do bezpieczeństwa swojego syna, ale obawiał się jak długo fizycznie zdoła to pociągnąć. Już teraz odczuwał skutki uboczne klątwy Cruciatus...a przecież to była tylko jedna z wielu, jakimi go traktowano. Drgania, skurcze mięśni, bóle stawów i migreny to tylko niektóre spośród dolegliwości. Trudno mu było przyznać przed sobą, że jednak od czasu, gdy zaczął spędzać z chłopcem więcej czasu, było mu łatwiej to wszystko znosić. Jakby lżej. Wytarłszy się wrócił do pokoju. Otworzył solidne drzwi dębowej szafy, by wyjąć z niej czyste ubranie. Kilkanaście białych koszul, czarnych, zapinanych na kilkadziesiąt guzków, szat, paręnaście peleryn i ciemny płaszcz podróżny. Do tego jeszcze szuflada pełna czarnych skarpetek i kilka par czarnych butów. Więcej nie miał i, w jego mniemaniu, nie potrzebował. Przeszedł powoli, opierając się ręką o zimną ścianę, do pracowni. Kiedy skończył przygotowywać od razu wypił Eliksir Łagodzący, przyniósł mu niejaką ulgę uśmierzając nieco ból. Otworzył szafkę z ingrediencjami, którą wiele lat wcześniej dostał od Daniela, dopiero teraz zauważył, że szuflady mają podwójne dno. Zaintrygowany wyjął większość pojemników i uniósł przykrywkę. Na wierzchu leżała niewielka, czarna kartka ze srebrnym napisem : Potrafisz, więc dlaczego nie?. W skrytce znalazł również kilkadziesiąt szklanych fiolek wypełnionych przeróżnymi składnikami. O niektórych myślał, że są nie do zdobycia, jak na przykład sierść nundu. Przez kilkadziesiąt minut uważnie badał zawartość każdej fiolki, następnie wyjął stary manuskrypt i  zaczął go czytać po raz enty. Miał przeczucie, że tajemnicza skrytka ma wiele wspólnego z tym eliksirem... Podniósł z podłogi duży kociołek i postawił go na stole. Wlał dwa litry krwi reemów i wsypał trochę sproszkowanego rogu garboroga. Piętnaście minut mieszał wywar zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Po dwóch godzinach w czasie których dodał jeszcze kilkadziesiąt składników, kilka razy zmieniał temperaturę ognia i nie przestawał mieszać. Kiedy wrzucił do środka sześć piór memrotka wywar zasyczał i zmienił barwę na ciemnozieloną. Severus zawahał się biorąc do ręki jeden z włosów nundu.  Bez przekonania umieścił go w bulgoczącym eliksirze i po sekundzie wiedział już, że nie był to dobry ruch. Wybuch odrzucił Severusa o kilka metrów tak, że uderzył o regał z eliksirami, które hałaśliwie pospadały na posadzkę, a odłamki zniszczonego kociołka trafiły wprost w niego.

Piętro wyżej Daniel przetarł oczy, budząc się. Po powrocie z Wiednia nie zdążył się nawet przebrać, półprzytomny padł jedynie na łóżko. Spał spokojnie do chwili, gdy obudził go jakiś okropny huk, przypominający erupcję wulkanu. Wyprostował się i przeciągnął, ziewając. Zabrał różdżkę i wybiegł z pokoju kierując się w stronę lochów. Przyspieszył kroku, kiedy dostrzegł wydobywający się spod wejścia  do pracowni czarny dym. Drżącą ręką otworzył drzwi i zajrzał do środka.
- Co ty wyprawiasz? - zagadał łagodnie. Wytrzeszczył oczy z przerażenia i podbiegł do przyjaciela, kiedy dostrzegł, że chustka, którą Severus przykładał do twarzy była czerwona od krwi. - Nic ci nie jest?
- Nic takiego, ryzyko zawodowe. - burknął Sev.
Szybko schował do kieszeni ciemną grudkę - pozostałość po nieudanym eliksirze, by Daniel jej nie zauważył. Sauvage przywołał zaklęciem maść lecznicą i podał ją młodszemu czarodziejowi. Odgarnął z twarzy brązowe włosy, by lepiej go widzieć. Zmarszczył brwi. Policzki Severusa, chociaż już nie krwawiły, wyglądały jakby podrapał je kot.
- Coś ty wrzucił do tego wywaru? Przecież rany powinny zniknąć... - mruknął i zaczął rozglądać się po pracowni szukając jakiejś wskazówki.
- Daj już spokój...i tak nie wyglądam gorzej, niż wcześniej.
- No...to by było niewykonalne. - zachichotał Dan. Snape zerknął na niego spode łba.
- Apollo się odezwał...
- Ba! Masz coś do mojej urody? - spytał, z udawanym zachwytem gładząc się po policzku. Severus spojrzał wymownie w sufit.
- Neguję jej istnienie. - syknął.
- Ależ ty jesteś złośliwy! - zawołał śmiejąc się. Brunet pokręcił głową z irytacją.
- Mógłbyś mi łaskawie powiedzieć, dlaczego zrobiłeś w moim pokoju taki bałagan? I co ci padło na mózg, żeby podawać mi akurat Eliksir Kervinga bez zaklęcia?
- Że co? - wydukał tępo, wpatrując się w przyjaciela.
- Doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że jeżeli nie użyje się zaklęcia on nie podziała do końca! W dodatku w takim przypadku, przez kilka dni nie można przyjmować silniejszej wersji! - Daniel zamrugał kilkukrotnie, zupełnie nie rozumiejąc, o co chodzi.
- Zaraz, zaraz...Sev, ja o szóstej rano wróciłem z Austrii...nie mam pojęcia, o czym mówisz...
- Doprawdy? To może sam się zaniosłem, sam powyrzucałem wszystko z szafek i sam pomyliłem się przyjmując eliksir?
- No...mówię tylko, że mnie tutaj nie było...kiedy wróciłem od razu położyłem się spać...
- To co? Może skrzaty? - zakpił.
- Dlaczego miałbym kłamać? - oburzył się.
- Bo lubisz robić mi na złość! - oświadczył Severus odwracając się od niego.
- To fakt...ale czy kiedyś cię okłamałem? Dzisiaj to naprawdę nie ja ci pomogłem...
- Nikt inny nie zna hasła, Dan.
- No to nie wiem...co mam jeszcze powiedzieć?
- Nic. - warknął i wyszedł z pracowni.
Severus wyszedł nie oglądając się za siebie. W jego odczuciu przyjaciel błaznował, a on tego dnia nie miał już cierpliwości słuchać jego argumentów. Sauvage przez dłuższą chwilę wpatrywał się w miejsce, gdzie Snape zniknął mu z oczu. Rozejrzał się po sali i uśmiechnął lekko. Sięgnął po czystą kartkę, napisał : "Rząd dwudziesty dziewiąty, półka czternasta, pozycja trzydziesta czwarta. Continue la recherche!" i schował ją do szuflady biurka. Miał niejasne przeczucie, że wie, kto mógł tej nocy zastąpić go przy boku przyjaciela. Uśmiechnął się lekko. Severus był najbardziej skomplikowanym człowiekiem jakiego Daniel znał, jednocześnie najinteligentniejszym  i zdecydowanie zasługiwał na to, by ktoś go kochał. Wyszedł z pomieszczenia i energicznym krokiem skierował się do Wielkiej Sali. W duchu już współczuł Hermionie, która prawdopodobnie nie zdawała sobie sprawy z tego, jak wiele przykrości ze strony Snape'a ją czeka... Nietoperz prędzej ubrałby się na różowo niż zauważył czyjeś uczucia... Siedział teraz przy stole nauczycielskim rozmawiając z Dumbledore'm. Rzucił Danowi zniecierpliwione spojrzenie. Sauvage wzruszył ramionami i niespiesznie do nich podszedł. Zaczarowany sufit ukazywał bezchmurne niebo.
- Masz już plany odnośnie Sylwestra, Danielu? - spytał wesoło dyrektor.
- Właściwie to...nie...- odparł, nieco zbity z tropu.
- Świetnie, chciałbym by ktoś został w zamku, kiedy mnie nie będzie. - oznajmił, nalewając sobie jabłkowego soku.
- Wyjeżdżasz? - spytał Daniel słodkim tonem.
- Tak. - uciął krótko Albus, kątem oka obserwując wchodzącą do Wielkiej Sali Umbridge. Wstał. - Mógłby cie prosić do swojego gabinetu?
Sauvage przytaknął i wspólnie skierowali się w tamtym kierunku. Fawkes zbudził się, kiedy weszli do środka. Powoli uniósł swój piękny dziób i spojrzał na nich z zaciekawieniem. Przez ogromne okna do pomieszczenia przedostawały się ciepłe promienie słońca, sprawiając, żeby było tam znacznie przytulniej. Większość byłych dyrektorów chrapała cicho w ramach swoich portretów.
- A więc? - odezwał się chłodno Daniel.
- Widzisz...martwię się... - powiedział ze smutkiem Albus, podchodząc do okna. Szatyn uniósł brwi. - O Severusa...
- Ciekawe. - stwierdził. Chrząknął i rozejrzał się po pokoju.
- Od jakiegoś czasu wydaje mi się, że jest jeszcze bardziej...przygnębiony...i wyczerpany...
- No proszę, teraz się zainteresowałeś...daj spokój Dumbledore i nie opowiadaj mi takich bajek! Lepiej przejdź od razu do rzeczy.
Albus przez dłuższą chwilę wpatrywał się w ośnieżony horyzont. Wahał się. W oddali dostrzegł Hagrida zmierzającego w stronę Zakazanego Lasu. Powoli odwrócił się i spojrzał ostro na starszego czarodzieja.
- Chcę wiedzieć, co jeszcze przede mną ukrywa.
- Też chciałbym wiedzieć wiele rzeczy. - syknął Dan.
- Nie rozumiesz, Sauvage...znam  tajemnice Snape'a...ale ostatnio...cóż, muszę wiedzieć, co się dzieje, a jeżeli ty mi nie powiesz to znajdę inny sposób. - zdjął okulary i zmierzył Daniela.
- Czyżby? Powodzenia...owszem, nie rozumiem, do czego zmierzasz...
- Nie mogę ufać komuś, kto ma przede mną sekrety. - powiedział łagodnie. Zrobił kilka kroków w stronę drugiego mężczyzny.
- Za to ja nie ufam tobie i...
- Każdy ma słaby punkt. - przerwał mu dyrektor. - Ty też, Dan...a ja znam twoją piętę Achillesową...
- Zostaw w spokoju moje pięty, nie zamierzam ci nic...
- Potrzebuje twojej pomocy! - burknął niecierpliwie dyrektor. Daniel prychnął.
- A co ja jestem?  Jednoosobowa organizacja charytatywna? 
- Zrozum...to dla dobra wszystkich...
- Chyba dla większego dobra. - warknął Sauvage. Przez dłuższą chwilę mierzyli się wzrokiem. Dumbledore westchnął i przymknął oczy.
- Wyjeżdżam...chciałem cię prosić, byś teraz miał oko na uczniów...a gdy inni wrócą po Nowym Roku to...szczególnie na Harry'ego.
- Harry'ego...dlaczego nie dasz mu żyć? Dlaczego musisz go wciągać w te swoje gierki z Tomem?
- On już jest w to uwikłany...staram się go chronić... - mówił spokojnie. Sauvage zawył ze śmiechu.
- Nie rozśmieszaj mnie! Wielki dobroczyńca, wspaniały człowiek! Oczywiście...jak to dobrze, że nie znają całej prawdy, nie?
- Wszyscy popełniamy błędy...
- Tak, jasne...no tak... W każdym razie...w mojej obecności dzieciaki są bezpieczne...
- Dziękuję...i proszę, przemyśl sprawę...
Daniel potrząsnął głową i wyszedł z gabinetu. Albus podszedł do Fawkesa i pogładził go z czułością. Ptak wydał z siebie piękny dźwięk, przypominający cudowną muzykę. Machnięciem różdżki dyrektor sprawił, że jedno z okien otworzyło się na oścież wpuszczając do środka rześkie i chłodne powietrze. Feniks rozłożył skrzydła i wyleciał na zewnątrz. Starzec przyglądał się jak znika, okrążając zamek. Z zamyślenia wyrwał go trzask wydobywający się z kominka. W zielonych płomieniach pojawił się zamaskowany mężczyzna.
- Profesorze...oto dokumenty, o które pan prosił. - powiedział rzeczowo i podał mu grubą teczkę.
- Świetnie...znalazłeś? - przybysz przytaknął. - Gdzie?
- W Kanadzie.
- Dziękuję... kontynuuj...wiesz co...chce wiedzieć wszystko...jak to możliwe...co, kto, gdzie i kiedy.
- Tak jest! 

Tajemniczy człowiek wkroczył z powrotem w płomienie i zniknął. Dumbledore otworzył teczkę i wyciągnął  plik dokumentów oraz kilka kolorowych, ruchomych zdjęć. Uśmiechnął się z satysfakcją...teraz to on miał przewagę...


Hermiona zadrżała z zimna i otworzyła oczy. Wydarzenia minionej nocy gwałtownie powróciły do jej świadomości. Usiadła na łóżku i rozejrzała się. Zasłony były odsłonięte, dzięki czemu w niewielkim pokoju było bardzo jasno. Przeciągnęła się z uśmiechem. Czuła się niesamowicie lekko, szczęśliwie...miała jedynie nadzieję, że Severus nie będzie nic pamiętał, co było raczej pewne. Zdawała sobie sprawę z tego, że zakochanie się w ojcu swojego przyjaciela było dość...kłopotliwe, ale nie zamierzała się tym przejmować...w  końcu różnica dwudziestu lat w świecie czarodziejów nie była duża. W tej chwili jednak posmutniała. Czy ma jakąkolwiek szansę na to by on spojrzał na nią w ten sposób...? Przytuliła do siebie Krzywołapa, który wskoczył na jej łóżko domagając się zainteresowania. W końcu we wrześniu będzie już pełnoletnia... W zamyśleniu wstała i udała się do łazienki. Kiedy ubrana i umyta schodziła wąskimi schodami na dół natknęła się na bliźniaków.
- Mam tylko kilka dni...
- Damy radę, w końcu to nie takie trudne...
- A jeżeli się nie uda?
- Fred, nam ma się nie udać?
- Co planujecie? - zagadnęła ich. Odwrócili się nerwowo i wymienili spojrzenia.
- Coś wielkiego. - powiedział George.
- Niebotycznego! - dodał Fred.
- Wspaniałego!
- Niebezpiecznego? - spytała, przyglądając się im uważnie. Chłopcy zachichotali.
- Ależ skąd, o co nas podejrzewasz, Hermiono...nigdy w życiu...
- Aha. - mruknęła.
Wyminęła ich, zbiegła na dół, weszła do kuchni i zajęła miejsce obok Ginny, na przeciwko Harry'ego. Pani Weasley mówiła właśnie, że wybiera się do szpitala, odwiedzić męża.
- Ja też chcę iść. - zawołał Ron z pełnymi ustami. Ginny przytaknęła mu.
- Wszyscy chcemy. - oświadczył Fred, kiedy z bratem dołączyli do zebranych.
- Nie ma mowy! To zbyt niebezpieczne...zostaniecie tu z Remusem. Poza tym...możliwie, że pozwolą ojcu wrócić już do domu, nie ma sensu was narażać.
Odpowiedział jej cichy pomruk. Po kilku minutach razem z Nimfadorą opuściły dom. Hermiona nałożyła sobie kilka grzanek. Myślami była daleko. Przyjaciele rozmawiali o meczu quidditcha, który miał odbyć zaraz po ich powrocie do zamku. Popijając kakao przyglądała się się Harry'emu. Między nim a Severusem nie było rzucającego się w oczy podobieństwo...dopiero teraz dostrzegła jednak, że mają identyczne usta.
- Hermiono? - zwrócił się do niej Harry.
- Hmm? - drgnęła, wyrywając się z zamyślenia.
- Od kilku minut bez przerwy się na mnie patrzysz, coś nie tak?
- Oh nie...przepraszam...- rzekła ze skruchą.
Szybko skończyła jeść i pospiesznie udała się z powrotem do pokoju jej i Ginny. Chciała być sama. To było o wiele trudniejsze niż przypuszczała... Jej nastrój niespodziewanie się pogorszył. Usiadła na podłodze w kącie sypialni. Przysunęła kolana pod brodę i objęła je rękami. Z jej dużych, brązowych oczu wypłynęły łzy. Tak bardzo pragnęła znaleźć się z powrotem w zamku...przekonać się, że nic mu nie jest, że nie pomyliła...chciała znaleźć się blisko niego, chociaż wiedziała, że on widział w niej jedynie uczennicę. Załkała. Obudziła się taka pogodna,  a teraz miała wrażenie, że boleśnie rozpada się na drobne kawałki. Snape często powtarzał, że życie nie jest sprawiedliwe i przyjemne. Do tej pory miała mnóstwo powodów do szczęścia...kochający rodzice, spokojne dzieciństwo...list z Hogwartu, który sprawił, że czuła się jak najszczęśliwsza jedenastolatka na świecie...przyjaciele...świetne wyniki w nauce... Sięgnęła po chusteczkę i otarła oczy. A on...z tego co wiedziała, szczęśliwego dzieciństwa to na pewno nie miał...śmierciożerstwo...wojna...szpiegowanie... Coś ją mocno zakuło w środku. Nie potrafiła sobie wyobrazić jak ciężko mu jest udawać przed Harry'm...przed wszystkimi... Czy to dlatego był taki nieszczęśliwy? Gdyby Potterowie przeżyli, Harry pewnie nigdy nie dowiedziałby się prawdy, Lily wyraźnie to napisała w tamtym liście... Teraz chłopiec też nie wiedział, Hermiona podejrzewała nawet, że nieprędko się dowie, ale jednak... Dlaczego Severus nie mógł się nim zaopiekować po śmierci Lily i Jamesa? Musiał być jakiś powód, dla którego Harry trafił do Dursleyów... Wyprostowała się. Dumbledore. Musiał podejrzewać, że Voldemort powróci...a Snape jest przecież szpiegiem...Westchnęła ciężko. 'Nie doceniają go.' pomyślała gorzko. Narażał swoje życie i poświęcał zdrowie...dla Harry'ego, który jeszcze do niedawna był przekonany, że Mistrz Eliksirów go nienawidzi...a on musiał po prostu udawać...utrzymywać pozory przed własnym synem. W końcu, jako zaufany śmierciożerca Voldemorta nie mógł sobie pozwolić na życzliwość do Chłopca-Który-Złamał-Potęgę -Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Wzięła głęboki oddech. Czekał ją ciężki rok, ale miała dobre przeczucie, że wiele się zmieni.
Gdyby tylko wiedziała, jak wiele się zmieni...
Uspokoiwszy się, zeszła cicho na dół.
- Remusie, możemy porozmawiać? - spytał Harry Lupina, kiedy po śniadaniu mężczyzna skierował się do salonu.
Wilkołak przytknął, opuścili wspólnie kuchnię. Usiedli na przeciwko siebie w ciemnym pomieszczeniu. Harry nie czuł się dobrze. Dręczyło go to, co zobaczył włamując się umysłu nauczyciela, właściwie nie mógł przestać o tym myśleć...
- Coś się stało? - spytał przyjaźnie czarodziej, uśmiechając się do niego zachęcająco.
- Ja...muszę się dowiedzieć...to mi nie daje spokoju...
- Cóż takiego?
- Bo...- złączył nerwowo palce i spuścił głowę. - Ty...Syriusz i ...ojciec byliście w tej samej klasie co profesor Snape, prawda? - wykrztusił.
- Tak. - odparł sucho Remus, nagle sztywniejąc. Chrząknął i odwrócił wzrok.
- Jakie były wasze relacje? - zapytał. Wyprostował się i spojrzał wyczekująco na byłego nauczyciela, który ukrył twarz w dłoniach.
- Harry...
- Wiem! Dowiedziałem się, że mój ojciec był zwykłym dupkiem, który nie potrafił nawet...
- Harry! - przerwał mu Lupin. - Skąd o tym wiesz?
Kiedy chłopiec opowiedział mu ostatnią lekcję oklumencji Remus posmutniał jeszcze bardziej. 
- A ty tam stałeś! Nie zrobiłeś nic! Ja doskonale wiem, jak to jest gdy ktoś się nad tobą znęca, jak nie możesz mieć spokoju, tylko dlatego, że komuś się nudzi! To...paskudne i żałosne! Jak można być takim...- przerwał i skrzywił się ze wstrętem. - To dlatego nie był zachwycony, kiedy uczyłeś w Hogwarcie...jednego tylko nie rozumiem...musiał was nienawidzić, więc dlaczego przyrządzał ci ten eliksir?
- Dalej mi go wysyła...jestem mu ogromnie wdzięczny...- powiedział cicho Lupin.
- Chcę wiedzieć. - oświadczył twardo.
- To nie jest najlepszy pomysł...
- Powiedz mi prawdę! Dlaczego on to robił?  Dlaczego nie reagowałeś? Byłeś w końcu prefektem! No i dlaczego w takim razie Snape ci pomaga? - zawołał gniewnie. 
- Nie spodoba ci się to...- mruknął.
- Nieważne! Mam dosyć tego, że wszyscy mnie okłamują! Jak dotąd, to Snape jest jedyną osobą, która jest w stosunku do mnie zupełnie szczera! Nawet Ron i Hermiona w czasie wakacji mnie oszukiwali...na polecenie Dumbledore'a...
- Dobrze. Powiem. - stwierdził w końcu Lupin.
Gryfon uspokoił się nieco i rozsiadł wygodniej w fotelu nie spuszczając wzroku z Remusa. Przez dłuższą chwilę ten milczał, próbując poukładać sobie wszystko w myślach. To nie było dla niego łatwe i wiedział, że zburzy w młodzieńcu obraz jego rodziców ale, mimo to, nie chciał zatajać nic przed chłopcem. Hermiona, który za drzwiami przysłuchiwała się ich rozmowie, wstrzymała oddech.
- James i Severus...oni właściwie znienawidzili się od chwili, gdy pierwszy raz się zobaczyli...jeszcze w pociągu w czasie pierwszej podróży do Hogwartu. Severus i Lily mieszkali blisko siebie, więc znali się już wcześniej.  Kiedy James i Syriusz weszli do ich przedziału, rozmawiali właśnie o przydziałach do domów...Severus wspomniał, że chciałby znaleźć się w Slytherinie, James wyśmiał to...no i chyba tak się zaczęło... James nie mógł znieść tego,  że Severus nie uważa go za kogoś wyjątkowego, że lekceważył wszystkie jego zaczepki. Poza tym zazdrościł mu wyników w nauce, oczywiście, sam bardzo dobrze się uczył, ale nie tak jak Severus... A Syriusz...cóż, myślę, że po prostu dobrze się bawił...
- Cudownie. - wycedził przez zęby. - A ty?
- To byli moi przyjaciele Harry...oczywiście, z perspektywy czasu widzę, że powinien zwrócić im uwagę...ale Severus nie był niewiniątkiem... Raz James wylądował nawet na tydzień w szpitalu...tak, umiał się bronić, chociaż nigdy nie atakował pierwszy i niesprowokowany. Zwykle ignorował ich i tylko w ostateczności używał zaklęć, wydawał się być ponad to wszystko...a i tak zwykle obracało się to przeciwko niemu...James i Syriusz przekonywali profesor McGonagall, że to on i pierwszy atakował, co było bzdurą, no ale... Byli nastolatkami...robili głupie rzeczy, ale w końcu...
- Ja też jestem teraz nastolatkiem i nie zachowuję się w ten sposób! To żadne usprawiedliwienie! - syknął.
- No tak...
- Ale zaraz...skoro moja mama przyjaźniła  się wcześniej z nim  to dlaczego...
- Harry...- przerwał mu słabym głosem Lupin. - To, co ci teraz powiem może...nie chcę, żeby źle o nich myślał...byli dobrymi ludźmi, poświęcili dla ciebie swoje życie, a to, że...
- Szkoda słów -  mruknął chłopiec.
- Źle na to patrzysz....jak się ma wyśmiewanie kogoś do mordowania? Severus nie jest kryształowy, a James mimo swoich wad był o wiele lepszym człowiekiem od niego... Snape po ukończeniu Hogwartu od razu właściwie przystał do Śmierciożerców...uniknął Azkabanu tylko dzięki wstawiennictwu Dumbledore'a!
- Dobrze, ale jest przecież po naszej stronie, prawda? Szpieguje Voldemorta, naraża życie...
- Owszem, a ile ludzi wcześniej tego życia pozbawił...?
- Nie mam pojęcia, ale...- zmieszał się.
- Harry, zostaw to...po prostu nie myśl o tym, zajmij się sobą...rozumiem, że musisz mieć zaufanie do Severusa, bo uczy cię oklumencji, a jest to w tym podstawą, ale...ah, nie roztrząsaj tego...- chłopak otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale Lupin ubiegł go. - Chciałeś, to ci opowiedziałem...ale teraz wybacz, muszę się skontaktować z Moody'm...
Wyszedł szybko zostawiając go samego, z mętlikiem w głowie. Być może Snape i był bardziej czarnym charakterem, ale Harry'ego wyjątkowo dotykało takie zachowanie, jak Jamesa Pottera, ponieważ sam przez całe dzieciństwo był ofiarą i workiem treningowym dla kuzyna i jego bandy. Oparł się bezwładnie o oparcie i zamknął oczy. Po chwili  usłyszał ciche kroki. Hermiona usiadła obok niego. Wymienili spojrzenia. Jej specyficzna mina mówiła mu, że wszystko słyszała. Objął ją delikatnie, nic nie powiedziawszy. Z trudem powstrzymywała się, by nie powiedzieć mu prawdy.


- To nie jest dobry pomysł. - stwierdził Severus.
Razem z Danielem przechadzali się po Hogsmeade w poszukiwaniu prezentów. Chociaż wszyscy czarodzieje byli ateistami nie widzieli powodu, by przepuszczać okazję na wzajemne obdarowywanie się upominkami.
- A to niby dlaczego? Najwyższa pora! - zawołał wesoło Daniel. Potarł ręce na widok sklepu ze słodyczami.
- Może od razu podręczniki do Eliksirów albo oklumencji? Na pewno się nie domyśli od kogo. - ironizował.
- Nie no...to może nie...w końcu i tak dałeś mu kilka swoich...myślałem bardziej o czymś...takim! - wskazał na wystawę sklepu miotlarskiego.
- Przecież ma miotłę. 
- Tak, od Black'a. - chrząknął znacząco. Severus obnażył zęby. - Nowy model, Błyskawica Special. Ucieszy się.
-Yhym...- mruknął bez przekonania.
- To ty myśl, a ja pójdę i kupię coś dobrego. 
Sauvage uśmiechnął się i pobiegł do Miodowego Królestwa. 'Jak dziecko' pomyślał Snape. Po chwili wahania wszedł jednak do sklepu. Czuł się niezręcznie z dużym pakunkiem, więc zmniejszył miotłę zaklęciem i schował do kieszeni płaszcza. Niecierpliwił się czekając na Daniela, który w końcu wyszedł obładowany torbami wypchanymi lukrowymi piórami, czekoladowymi kociołkami i innymi słodkościami. Odwiedzili jeszcze księgarnię, sklep Scrivenshafta oraz sklep Derwisza i Bagnesa. 
Wieczorem udali się do sowiarni.
- Mógłbyś ty podpisać? Nie chcę, żeby rozpoznał moje pismo. - zwrócił się do Daniela.
- Jasne. - odpowiedział i drukowanymi literami wypisał adres Grimmauld Place.
- A to dla kogo? - zapytał Severus wskazując na sporej wielkości pakunek, który chwilę później jego przyjaciel przywiązywał do nóżki jednej z płomykówek.
- A to...yyy...nic takiego. - zmieszał się lekko.
Brunet miał nieodparte wrażenie, że Sauvage o czymś mu nie mówi, coś ukrywa. Było to dość dziwne, ale nie był na tyle ciekawy, by dalej drążyć temat.

- Prezenty! - zawołał Ron następnego dnia obudziwszy się. 
Harry przekręcił się na bok i jęknął cicho. Nie spał dobrze. Chociaż o tyle dobrze, że nie dręczyły go żadne wizje od Voldemorta. Zirytowany coraz to głośniejszymi okrzykami przyjaciela, który z radością odpakowywał wszystkie upominki stwierdził, że nie zdoła już zasnąć. Usiadł na łóżku, nałożył okulary i rozejrzał się. Pierwsza paczka zawierała, tradycyjnie, ręcznie robiony  ciemnozielony sweter  i domowe ciasteczka od pani Weasley. Od niechcenia naciągnął go na siebie i sięgnął po kolejny prezent. Hermiona podarowała mu zestaw do pielęgnacji mioteł, Ron duże opakowanie czekoladowych żab, Hagrid  duże ciasto własnego wypieku, którego Harry dla własnego bezpieczeństwa nie zamierzał próbować. Od Remusa dostał kilka książek o zaklęciach obronnych, które mogły okazać się bardzo przydatne na następnych spotkaniach GD. 
- To co? Idziemy na śniadanie? - spytał Rona, który wpatrywał się z nikłym zadowoleniem w swój kasztanowy sweter.
- Taaaak. - mruknął i nałożył go na siebie. - Harry! Dostałeś miotłę?! - wskazał na podłużny pakunek leżący przy łóżku bruneta, który wcześniej go nie dostrzegł.
Zaintrygowany, Harry podszedł i otworzył starannie zapakowany przedmiot. Rzeczywiście była to miotła, najnowszy, ulepszony model Błyskawicy. Wytrzeszczył oczy i z zachwytem pogładził czarne witki.
- Wow! - zawołał Weasley. - Od kogo?
- Nie ma podpisu...- odparł sięgając po liścik, na którym czarnym atramentem napisany był jedynie adres.
W tym czasie Hermiona odpakowywała prezent, który przesłali jej rodzice. Było to kilka sweterków w różnych odcieniach brązu, idealnie współgrających z jej oczami, a oprócz tego trochę kosmetyków. 
Kochana Hermiono!
Mam nadzieję, że dobrze korzystasz z przerwy zimowej i odpoczywasz, należy ci się! 
Pamiętaj, by nie sprzeciwiać się samej sobie.
Kochający,
Mama i tata.
Dziewczyna uśmiechnęła się i odłożyła kartkę na stolik.Harry i Ron dali jej spore opakowania słodyczy. Z ciekawością sięgnęła po dużą paczkę.
Hermiono!
Pomyślałem sobie, że mogą Cię zainteresować.
Szczęśliwego Nowego Roku!
D.A.A.S
ps: ne jamais abandonner

- Co to znaczy? - spytała Hermionę Ginny, usiadła obok niej i zajrzała jej przez ramię. Wskazywała na zdanie napisane po francusku.
- Nigdy się nie poddawaj...- mruknęła szatynka. Nie pierwszy raz miała wrażenie, że Sauvage wie znacznie więcej niż inni i być może więcej, niż powinien.
Odwinęła srebrny papier. Jej oczom ukazało się kilka bardzo starych, ale zadbanych ksiąg. Historia średniowiecznej Anglii. Musiał zauważyć, że ten okres szczególnie ją interesował. Eliksirowarstwo; Rozwój praw czarodziejów na przestrzeni dziejów oraz...
- Świry i ich eliksiry? To jakaś parodia? - zaśmiała się Ginny.
- Nie...to...- 'bardzo cenna książka' dodała w myślach. Słyszała o niej legendy, ale nie spodziewała się, że naprawdę istnieje. - ...dość rzadko spotykana pozycja. - 'Niedomówienie stulecia.'.
- Ah, miło z jego strony, też bym chciała coś takiego dostać, chociaż pewnie czytając usnęłabym z nudów. Idziesz? - wstała i podeszła do drzwi.
- Tak, tak.
Gdy zeszły na dół, państwo Weasley'owie pochłonięci byli rozmową z Moody'm i kilkoma innymi członkami Zakonu. Z urywków, które słyszała wynikało, że doszło do tajemniczego ataku na kilka czarodziejskich rodzin na zachodzie Walii, a Ministerstwo oczywiście tuszowało już całą sprawę.
- Wiesz może, co oni kombinują? - zwróciła się do Ginny, wskazując na Freda i George'a, którzy siedzieli w kącie pochyleni do siebie, rozmawiając o czymś przyciszonym głosem.
- Nie wiem...coś związanego z Sylwestrem...- wzruszyła ramionami.
- Mówię ci Ron, że nie mam pojęcia kto mógł mi ją przysłać. - burknął Harry wchodząc razem z rudzielcem do pomieszczenia.
- A co? - spytała Ginevra.
- Harry dostał miotłę. - oświadczył Ronald, nalewając sobie piwa kremowego.
- Od kogo?
- Chciałbym wiedzieć, było tylko to. - mruknął i podał Hermionie małą kartkę.
Uśmiechnęła się lekko. Ona doskonale wiedziała, kto mu ją przysłał.

31.12.1995 23:40

- Czym jest zło? - spytała Bella zanurzając nogi w lodowatej wodzie jeziora.Tom usiadł za nią, tak, że mogła swobodnie się o niego oprzeć.
- Nie ma dobra i zła...jest tylko potęga...
- I ci, którzy są zbyt słaby by ją zdobyć. - dokończyła za niego i uniosła głowę. Wykrzywił pełne usta w niby uśmiechu.
- Zgadzasz się?
- Z tobą? Zawsze. - powiedziała cicho.
Odgarnął jej grube, czarne włosy i pocałował delikatnie w smukłą szyję. Przymknęła oczy. Zadrżała, poczuła gęsią skórkę i przyjemnie zimne dłonie kochanka wokół swojej talii. Powoli, sprawnie ściągnął z niej jej czarną sukienkę i jednym ruchem rozpiął koronkowy stanik. Czuła się szczęśliwa i chociaż czegoś brakowało, nie śmiała nawet marzyć, by to otrzymać...chociaż...z drugiej strony, kiedyś nie przypuszczała, że mogą stać się sobie tak bliscy. Odwróciła się i  zajęła się guzikami jego ciemnej koszuli. Wstali razem, przytuleni do siebie. Riddle pośpiesznie zdjął spodnie od garnituru i czarne bokserki. Zrobił kilka kroków wchodząc po kolana do chłodnej wody. Wyciągnął ku niej swoją dłoń i przyciągnął do siebie, kiedy ją ujęła.
Przytuliła się do niego, trzymając za silne ramiona. Przesuwali się coraz bardziej wgłąb po miękkim piasku, tak, że w końcu tylko on czuł grunt pod stopami. Pomimo iż była przeraźliwie niska temperatura, Bella czuła gorąco bijące od jej ukochanego. Pogładził ją delikatnie po policzku. Przez dłuższą chwilę intensywnie niebieskie oczy wpatrywały się w brązowe. Zaczął błądzić ustami po jej twarzy by w końcu ulokować je na  zimnych wargach. Całując ją ugiął kolana. Owinęła szczupłe nogi wokół jego tułowia. Chciała być jak najbliżej niego, czuć jego ciepło każdą komórką swojego ciała. Pod wodą nie odrywali od siebie swoich ust, którym wciąż nie było dość. Wciąż zadziwiało ją, jak bardzo potrafił być subtelny i czuły, gdy przychodziło do pieszczot. Uniosła się na powierzchnie, by zaczerpnąć powietrza. On natomiast nie przestawał je całować. Delikatnie gładził dłońmi jej piersi, schodząc ustami coraz niżej. 
- Kocham cię. - szepnęła ledwo słyszalnie z rozkoszy. 
Zamknęła oczy i zanurzyła się z powrotem. Wplótł ręce w jej włosy i przyciągnął jej twarz do swojej. Po dłuższej chwili wynurzyli się. Tom odpłynął kilka metrów dalej, ciągnąc ją za sobą. 
- Tom...? - odezwała się cicho, obejmując go.
- Hmm?
- Kim dla ciebie jestem? - spytała.  
Zmarszczył brwi i przez pełną napięcia minutę nie wydał z siebie żadnego dźwięku. W końcu spojrzał na nią i  ścisnął mocniej.
- Potrzebuje cię...
- Bo? - zapytała ze strachem w głosie. Z jej dużych oczu wypłynęły łzy, które otarł białym palcem.
Uśmiechnął się znacząco. Sam nie potrafił stwierdzić, dlaczego tak bardzo pragnął ciągle być przy niej. A może...wiedział, ale bał się do tego przyznać, nawet sam, a może szczególnie, przed sobą. Ujął jej twarz w dłonie i pocałował namiętnie.
- Masz jakieś życzenie? - spytał zerkając w ciemne, gwieździste niebo.
Lekki wiatr rozwiewał ich włosy i potęgował dziwne wrażenie nierealności całej sytuacji. Dla Belli czas jakby przestał istnieć. Przez jej ciało przeszedł przyjemny dreszcz.
- Już jestem w niebie. - szepnęła mu do ucha. 
Wyszczerzył białe zęby i pociągnął ją znów pod wodę.  'Kochaj mnie.' dodała w myślach, chociaż nie wierzyła, by to życzenie kiedykolwiek miało się spełnić.


Daniel wpatrywał się w horyzont z rozmarzeniem. W palcach obracał niewielki, okrągły przedmiot z białego złota. Uśmiechnął się blado. Tak bardzo ją kochał...i tak bardzo żałował wszystkich złych rzeczy, które mogły się przyczynić do takiego a nie innego obrotu spraw... Severus wszedł na sam szczyt Wieży Astronomicznej z butelką wina w jednej ręce a kieliszkami w drugiej. Z westchnieniem podszedł do przyjaciela i podał mu jeden kieliszek.
- Czy ty nie miałeś jej przypadkiem umieścić na jej miejscu, na samym dnie jeziora? - spytał kpiąco wskazując na obrączkę.
- Nie mogłem. - powiedział spokojnie Sauvage. Snape prychnął.
- Myślałem, że masz już to za sobą. - rzekł unosząc brwi.
- Wiesz...przestraszyłem się, że naprawdę mógłbym zapomnieć...to jedyna rzecz, która...mi po niej została....
- Doprawdy wzruszające. 
- Zakochasz się to zmienisz zdanie. - mruknął z rezygnacją.
- Ja nie kocham! - warknął.
- No tak, zapomniałem, wybacz. - uciął Daniel. Otworzył butelkę i nalał im czerwonego napoju.
- Jak ci tak brakuje damskiego towarzystwa to zawsze mógłbyś...
- Mi nie brakuje damskiego towarzystwa. - przerwał mu. - Mi brakuje jej towarzystwa.  I tak już będzie, nie będę walczył z własnymi uczuciami, jestem na to zbyt zmęczony. Poza tym, to nie ma żadnego sensu.
- Żałosne. Naprawdę nie dociera do ciebie, że nie jesteś winny jej śmierci?
- Dociera. - oświadczył urażonym tonem. - Ale jestem winny temu, że była nieszczęśliwa, jestem winny temu, że ją okłamywałem, zostawiałem wielokrotnie na całe miesiące...samą...- upił łyk wina. - Nie starałem się dostatecznie, nie dawałem z siebie wszystkiego zbyt zapatrzony w bulgoczące kociołki...z resztą, to już i tak nie ma znaczenia. - uśmiechnął się i stuknął swoim kieliszkiem o kieliszek Severusa.
Przymknął miodowe oczy i wystawił twarz w stronę wiatru. Snape nie skomentował w żaden sposób jego słów. Dłuższą chwilę stali w ciszy.
- Pomyśl życzenie. - powiedział Dan zerkając na zegarek.
- Nie bawi mnie to. - burknął Nietoperz.
- Ciebie nic nie bawi...proszę, dla mnie... - posłał mu uroczy uśmiech. Severus zerknął wymownie w niebo.
- Już. Zadowolony?
- Tak. - oświadczył z satysfakcją i pomyślał o tym, czego sam tak bardzo pragnął.
Los bywa nieprzewidywalny. Gdyby wiedział, że za kilka miesięcy dostanie dokładnie to, czego pożądał już w tamtej chwili byłby najszczęśliwszym człowiekiem.

Harry, Ron, Hermiona, Ginny, państwo Weasley'owie oraz kilku członków Zakonu zebrali się w ogrodzie na polecenie Freda i George'a. Szykowali jakąś niespodziankę i cały dzień chodzili po domu niezdrowo pobudzeni. Hermiona przyglądała się z niepokojem  jak rozpakowują coś kilka metrów dalej. Otuliła się szczelniej grubym swetrem, cała drżała z zimna.
- A więc! Drodzy rodzice, rodzeństwo, przyjaciele! - zawołał George.
- Zebraliśmy was wszystkich tutaj... - wtrącił Fred.
- ...o tej wyjątkowej porze...
- ...by pokazać wam jedyny w swoim rodzaju...
-...wspaniały pokaz czarodziejskich...
-...fajerwerków! 
- Ale zanim zachwycą was te piękne widoki...
-...upraszamy o wzniesie kieliszków... - w tym momencie wszyscy zebrani z uśmiechem unieśli nieco dłonie.
-...i pomyślenie noworocznego życzenia! 
Bliźniacy w tej samej sekudzie machnęli różdżkami. W niebo wystrzeliło kilkadziesiąt wielobarwnych fajerwerków, tworzących z cichymi trzaskami niesamowite wzory. Hermiona uśmiechnęła się, nawet ona była pod wrażeniem ile chłopcy włożyli w to show pracy. Przymknęła oczy i pomyślała o tym, czego tak bardzo pragnęła. A właściwie...kogo...