NEXT CHAPTER


.

.

21.08.2012

15.


Kilka tygodni później.
- Kurczę, idziemy na spotkanie Zakonu, nadal nie wierzę, że Dumbledore...- mruknął Ron.
- Na litość, ciszej Ronald! - skarciła go Hermiona.
Cisnęli się właśnie we trójkę pod peleryną niewidką, powoli idąc w stronę gabinetu dyrektora.
Rano przeczytali w "Proroku" oświadczenie Ministra, który powołał nowe stanowisko i obsadził na nim Dolores Umbridge. Wielki Inkwizytor Hogwartu. Nie opisali co to właściwie znaczy, ale przyjaciele przeczuwali, że nic dobrego. Sauvage zatrzymał ich po lekcji i przekazał, iż dyrektor życzy sobie, aby przyszli na spotkanie, koniecznie pod peleryną. Ściągnęli ją z siebie dopiero, gdy weszli do środka.
Oprócz nich, w pomieszczeniu była profesor McGonagall, profesor Sauvage, Moody, kilkunastu nieznanych Harry'emu aurorów, Tonks, Lupin, Kingsley, państwo Weasley'owie i...
- Syriusz! - zawołał Harry ściskając Blacka.
- Też się cieszę, że cie widzę. - odpowiedział radośnie.
- Ale...jak?
- Chyba jedyny bezpieczny kominek. - wskazał na kominek dyrektorski.
- Usiądźcie, proszę... - powiedział Albus gestem zapraszając ich do stołu. - Chyba już możemy zaczynać...ah, jeszcze....Severus.
Dzień wcześniej uczestniczył w spotkaniu śmierciożerców, na którym Czarny Pan oświadczył, że następnego dnia, w godzinach wieczornych udadzą się do Azkabanu. Nie zastanawiał się nad tym, czy przekazać tę nowinę Dumbledore'owi na zebraniu Zakonu, na które właśnie wszedł. Zdawał sobie sprawę, z tego co go później czeka, ale cóż...zdążył się przyzwyczaić. Uśmiechnął się kpiąco na widok znienawidzonego kolegi ze szkoły i zajął jedyne wolne miejsce, obok Daniela, naprzeciwko Hermiony, która poczuła jak palą ją policzki, wbiła wzrok w blat stołu.
- Co ON tutaj robi?! - krzyknął Black zaciskając pięści.
- To, że ty Black jesteś zupełnie bezużyteczny dla Zakonu, nie znaczy...
- Przymknij się Smarkerusie!
- Dosyć! Syriuszu, na twoją prośbę łaskawie zgodziłem się, byś mógł tutaj przyjść i zobaczyć się z Harry'm, ale nie chcę i nie będę znosił waszych sprzeczek. - oświadczył ostro Dumbledore'a. Kontynuował po chwili ciszy. - Jakie wieści, Severusie?
- Cóż...Czarnemu Panu przede wszystkim zależy teraz na...dyskrecji. Nie chce, by ludzie uwierzyli w jego powrót. I tak w czerwcu nie wyszło dokładnie tak, jak zamierzał...
- Nic nie robi? - przerwał mu dyrektor patrząc na niego uważnie znad okularów.
- Azkaban. Uwolni innych.
Reakcje  były do przewidzenia. Kilka osób westchnęło, ukryło twarz w dłoniach, prawie wszyscy wyglądali na przerażonych. Daniel ostentacyjnie ziewnął. Dyrektor wziął głęboki oddech, zanim znów się odezwał.
- No tak...tego się należało spodziewać...kiedy?
- Właściwie to...w tej chwili. - powiedział beznamiętnie. Pani Weasley wydała z siebie zduszony okrzyk.
- I dopiero TERAZ mi o tym mówisz?! - ryknął profesor.
- Przestań wrzeszczeć. - syknął Daniel.
- Kingsley, Nimfadoro, Hestio, Alastorze...- zaczął wyliczać,  ignorując Sauvage'a, wszyscy aurorzy skinęli i w pośpiechu opuścili pokój. Hermiona uniosła wzrok. Snape siedział sztywno wyprostowany, z przymkniętymi oczami, zaciskając usta. 'Wcale mi się nie wydawało.' uśmiechnęła się lekko na tę myśl. Po kilku minutach ciszy dyrektor mówił dalej. - Dobrze...w międzyczasie, Arturze, Molly...chciałbym byście wraz z dziećmi spędzili grudniową przerwę na Grimmauld Place, to samo się tyczy ciebie Harry i Hermiony. Jeżeli oczywiście, Syriuszu nie masz nic przeciwko...?
- Ależ skąd! To wspaniały pomysł!.
- Też tak myślę. - powiedział chłopak uśmiechając się do Syriusza.
- Profesorze...- zaczęła  Gryfonka, przerwał jej jednak szybko.
- Tam będziesz bezpieczniejsza. - odparł tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Harry, chcę żebyś nie mówił głośno o powrocie Voldemorta i nie komentował plotek na swój temat, żebyś zachował spokój na wszystkich lekcjach obrony, oraz na tych, na których Umbridge będzie wizytować innych nauczycieli w ramach swojej nowej funkcji.
- Dobrze. - skinął.
- Arturze?
- W Ministerstwie traktują mnie normalnie...to znaczy, nie gorzej niż wcześniej, wolałbym jednak przez jakiś czas się za bardzo nie wychylać, więc może...
- Tak, zlecę to komuś innemu.
- Dumbledore, mogę cię spytać co chciałeś osiągnąć wysyłając teraz aurorów za śmierciożercami? - spytał Daniel, a Harry nigdy wcześniej nie widział go tak zdenerwowanego, a wyglądał jakby i tak bardzo się powstrzymywał przed krzykiem.
- Nie rozumiem, Danielu... Powstrzymać ich, to chyba jasne? - odparł spokojnie.
- Czyży?! I tak dzisiaj nie zapobiegłbyś temu ! A skutek tego idiotycznego ruchu, będzie taki, że Sev....
- Dan! Nie potrzebuje niańki. - syknął Snape.
- Nic mnie to nie obchodzi. - oświadczył chłodno Dumbledore. - Remusie, jakieś wieści od wilkołaków?
- Mają nadzieję, że on naprawdę wrócił - skrzywił się Lupin - Ale nikogo do nich jeszcze nie wysłał.
Dyrektor skinął i pogrążył się w rozmowie z Minervą McGonagall. Przez następne kilkanaście minut nikt nie zwracał na Hermionę uwagi.  Harry rozmawiał z Syriuszem i Lupinem, Ron z rodzicami, a Sauvage ze Snape'm. No właśnie...Snape.  Kiedy akurat się nie uczyła, nie była na lekcjach ani na spotkaniach Gwardii Dumbledore'a, nie odrabiała prac domowych, nie rozmawiała z Harry'm i Ronem to...nie mogła przestać o nim myśleć. Przez ten przeklęty zapach, zaczęła inaczej na niego patrzeć. Najpierw była przerażona, ale teraz.... Mimo iż siedziała tak blisko niego i Daniela, nie słyszała co mówili, musieli rzucić zaklęcie anty podsłuchowe. Wyraźnie czuła jednak...czarna porzeczka i jakieś perfumy, których nie potrafiła zidentyfikować. Westchnęła. Niczego tak nie potrzebowała jak rozmowy z matką, a teraz dowiedziała się, że nie zobaczy się z nią za miesiąc, tylko dopiero w wakacje. Zawsze mogła napisać list, ale to jednak nie było to samo, poza tym podejrzewali, że ich poczta jest sprawdzana. To było zdecydowanie nie w porządku...Harry i Luna, Ginny i Dean, a jej musiał się spodobać nauczyciel... Spojrzała na Snape'a z lekką irytacją, jakby to była jego wina. Tak naprawdę jednak zmartwiła się... Domyślała się co spowoduje to, że Voldemort w czasie ucieczki śmierciożerców zobaczy aurorów...
Z zamyślenia wyrwał ją Syriusz, który chciał się pożegnać. Kiedy on, Lupin i państwo Weasley'owie zniknęli w zielonych płomieniach kominka, również Gryfoni szli już w kierunku wyjścia, gdy usłyszeli donośny hałas i krzyk. Snape podniósł się z podłogi i zaczął masować sobie lewe przedramię.
- Dumbledore, byłoby szybciej gdybym....- wskazał ochrypłym głosem na okno. Gdy dyrektor skinął, Snape podszedł i otworzył je na oścież. - Dan...? - zwrócił się do Sauvage'a.
- Tak. - odparł cicho.
- Weź kilka niebieskich, mam przeczucie, że będą potrzebne. - mruknął gorzko.
- Myślałem, że nie potrzebujesz niańki? - spytał uśmiechając się blado.
- Oh, zamknij się.
Zanim przemienił się i wyleciał na zewnątrz, Harry mógłby przysiąc, że widział jak unosi kąciki ust. Daniel zamknął za nim okno.
- Odprowadzę was. - powiedział.
- On teraz...? - spytał Ron, kiedy we czwórkę wyszli z gabinetu.
- Tak. - szepnął.
Przez resztę drogi do wieży Gryffindoru nie odzywali się.
- Miodojad. - mruknął Harry do portretu Grubej Damy.
- Profesorze? - zwróciła się do Daniela Hermiona, kiedy chłopcy zniknęli w Pokoju Wspólnym.
- Hmm? - nie wiedziała właściwie co chciała powiedzieć, ale wydawał się i tak ją rozumieć, uśmiechnął się  pocieszająco - Dobranoc.
- Wiecie co? Jakoś wcale mnie nie nie zdziwił, zawsze uważałem, że to nietoperz. - zaśmiał się Ron.
- Oj, Ron... - pokręciła głową - Mam nadzieję, że nic mu nie będzie...
- Daj spokój...to przecież śmierciożerca, dobra, pomaga nam, ale no...niewiniątkiem to on na pewno nie jest...
- No i co z tego?
- To, że to nic dziwnego, że jedyną osobą która się nim przejmuje, jest Sauvage, zawsze uważałem, że on ma coś nie tak...- przerwał, gdy zobaczył, że ani Harry'ego ani Hermiony to nie śmieszy. - Dobranoc - dodał  z wyrzutem i pobiegł do swojej sypialni.
- Też już pójdę.
- Harry? - odwrócił się do niej. - Rozmawiałeś z Luną?
- Yy...skąd wiesz? - zmieszał się trochę, a jego policzki zaróżowiły się delikatnie.
- Widzę i wyciągam wnioski. - powiedziała pogodnie.
- Nie...jeszcze nie...
Przez moment uśmiechali się do siebie, potem rozeszli się do swoich sypialni. Hermiona nawet nie próbowała zasnąć. Po krótkiej kąpieli przebrała się w piżamę i usiadła na parapecie okna. Miała z niego widok na bramę wejściową na teren Hogwartu. Gdyby nie śnieg, nie dostrzegłaby ciemnej postaci przechadzającej się w kółko.


Następnego dnia

Hermiona położyła się do łóżka, dopiero około drugiej nad ranem, gdy przy bramie pojawiła się druga postać, do której pierwsza natychmiast podbiegła. Czuła się dziwnie przygnębiona, przez co długo potem i tak nie mogła zasnąć.
- Aua. - jęknął Severus próbując unieść się nieco na poduszkach.
- Leż! - zawołał Daniel i postawił na szafce kilka butelek z eliksirami.
- Mam lekcje. - syknął, krzywiąc się z bólu.
- I jak chcesz je prowadzić? Z łóżka? - Snape spojrzał na niego spode łba -  Zastąpię cie dzisiaj. - oświadczył przyglądając się przyjacielowi z troską. Musiał naprawdę źle się czuć, skoro nie protestował.
- A twoje? - spytał tylko, zrezygnowanym tonem.
- Powiem Dumbledore'owi, żeby je odwołał, albo sam poprowadził.  Sev...?
- Hm?
- Czy Tom...?
- Nie. Stwierdził, że z jakiegoś względu osłabiła się moja oklumencja...- prychnął i zaczął kaszleć, sięgnął po chusteczkę, która, gdy przyłożył ją do ust, zrobiła się szkarłatna.
- Naprawdę tobie ufa...- mruknął i westchnął - Przyniosę ci zaraz jakieś śniadanie z Wielkiej Sali, tymczasem wypij je. - wskazał na przyniesione butelki.
- Dzięki. - szepnął ledwo słyszalnie, Daniel wyszedł uśmiechając się z trudem.


- Hermiono, czemu nie jesz? - spytał z troską Ron.
Hermiona drgnęła i sięgnęła po tosty. Cały ranek odczuwała niepokój, który tylko się wzmógł, gdy dostrzegła dwa puste miejsca przy stole nauczycielskim.
- O, jest Sauvage...- powiedział Harry spoglądając w tamtym kierunku -...ciekawe, co ze Snape'm...
- A kogo to obchodzi? - Weasley wzruszył ramionami pochłaniając drugi talerz owsianki.
'Mnie' pomyślała Hermiona rzuciwszy Ronowi ostre spojrzenie, którego ten nie dostrzegł, zbyt zaabsorbowany jedzeniem. Daniel podszedł do dyrektora, coś do niego powiedział i odszedł zabierając dwa talerze z jedzeniem. Harry skrzywił się, kiedy otworzył "Proroka" przyniesionego mu przez sowę.

Masowa ucieczka z Azkabanu!
Wczoraj, w godzinach wieczornych doszło do drugiej w historii więzienia, ucieczki więźniów. 
Wcześniej udało się to wielokrotnemu mordercy, Syriuszowi Black'owi, który prawdopodobnie miał swój udział w tej ucieczce. Łącznie zbiegło dwudziestu śmierciożerców, w tym kuzynka Black'a, Bellatrix Lestrange. ' Ujęcie ich, to teraz priorytet dla Ministerstwa' powiedział Minister. (cała historia na stronie 3)

- No nie... znowu oskarżają Syriusza...to...aż brak mi słów. - Harry cisnął gazetę  ze złością na stół
Chwilę później wraz ze Ślizgonami i  resztą Gryfonów w niezbyt dobrych nastrojach, udali się do lochów.
Jak można się było spodziewać, Snape'a nie było w sali. Dopiero gdy zajęli w ciszy swoje miejsca, dostrzegli siedzącą w kącie Dolores Umbridge. Ubrana była w różową spódnicę i różowy, puchaty sweterek. Na kolanach trzymała podkładkę do notowania i pergamin. Harry wymienił z przyjaciółmi porozumiewawcze spojrzenie. Szybko zajęła się nowymi obowiązkami. Kilka minut po dzwonku, drzwi klasy otworzyły się z hukiem. Daniel energicznie podbiegł do katedry, klasnął w dłonie a nagle w pomieszczeniu zrobiło się o wiele jaśniej. Jak zwykle, miał na sobie czarne spodnie od garnituru, czarną koszulę i krawat w barwach Slytherinu.
- Obawiam się, że dzisiaj będziecie musieli jakoś przemęczyć się ze mną. - powiedział uśmiechając się blado. - Przygotujemy...
- Ekhem, ekhem. - odezwała się Umbridge, kilka osób spojrzało w jej stronę.
-...Wywar Pobudzający. Składniki - machnął krótko różdżką, zupełnie ignorując kobietę. Z szafek  wyfrunęły różne ingrediencje i poustawiały się równo przed każdym uczniem. - macie przed sobą.  Patrzcie uważnie jak ja to robię i starajcie się naśladować, po pierwsze...
- Ekhem!
- ...należy równo pokroić korzeń asfodelusa w jak najcieńsze paski. - to mówiąc wziął ów korzeń, szybko pokroił  i wrzucił do kociołka. Odczekał, aż wszyscy uczynią to samo. - Teraz wleję butelkę jadu pancernika, przez piętnaście minut musi stać na ogniu, przez minutę  mieszany zgodnie z ruchem wskazówek zegara...
- Przepraszam bardzo! - zawołała Umbridge. Wstała ze swojego kąta, była jednak tak niska, że właściwie nie zrobiło to różnicy.
- I słusznie, przerywa mi pani lekcję. - warknął. Po sali potoczyły się ciche chichoty, Hermiona zakryła dłonią usta, by ukryć uśmiech, drugą ręką mieszając eliksir.
- Gdzie jest profesor Snape? - spytała słodko, podchodząc do niego.
- Jest niedysponowany. - oświadczył oschle. - Teraz możecie przestać mieszać. Weźcie po dziesięć smoczych łusek i rozgniećcie je ostrzem noża...
- Dlaczego nie może prowadzić lekcji ? - zapytała ponownie, nieco mniej przesłodzonym tonem.
- Jeżeli nie rozumie pani słowa "niedyspozycja" to odsyłam do słownika. A teraz proszę opuścić klasę, przeszkadza mi pani. - syknął, wyprostował rękę wskazując drzwi.
Wytrzeszczyła na niego swoje już i tak wyłupiaste oczy, przez moment nie wykonała żadnego ruchu. Prychnęła, zadarła wysoko brodę i wyszła z sali. Kiedy drzwi się za nią zamknęły, zareagowali krótkimi brawami. Daniel z uśmiechem skłonił się nisko. Harry zauważył, że nawet Draco Malfoy wygląda na rozbawionego. Pozostała część lekcji upłynęła w przyjemnej atmosferze, co było miłą odmianą w tych lochach. Nie musieli się stresować, że zostaną wyśmiani za swoje pomyłki. Następną lekcją było wróżbiarstwo, lub numerologia, w przypadku Hermiony, także Harry i Ron po dzwonu szybko opuścili pomieszczenie, by zdążyć do sali profesor Trelawney. Kiedy większość osób zdążyła już wyjść, Hermiona wciąż sprzątała swoje stanowisko. Sauvage podszedł do niej i zajrzał do jej kociołka.
- Idealnie. - powiedział pogodnie. - Naprawdę masz talent...do wszystkich przedmiotów...
- Dziękuję. - odpowiedziała, mimowolnie uśmiechając się. - Profesorze? Czy profesor Snape...znaczy, bo...wypracowania...i...
- Myślę, że to tylko dzisiaj. - Przez moment przyglądał się jej uważnie. - Wnioskując po tym, że ciągle na mnie wrzeszczy, ma się już lepiej. - dodał wesoło. Skinęła i pospiesznie wyszła.
- To było genialne. - szepnął Ron do Harry'ego.

Trwała lekcja wróżbiarstwa, na której w teorii mieli zająć się interpretacją swoich snów z dziennika, ale w praktyce jedynie Lavender i Parvati potraktowały to zadanie poważnie. Pozostali grali w karty, przysypiali lub, tak jak Ron i Harry, rozmawiali przyciszonymi głosami.
- Najlepsze jest to, że nie odważy się na nim zemścić. - odpowiedział Potter, od niechcenia przewracając strony Sennika.
Sala lekcyjna jak zwykle była zaciemniona przez chusty zasłaniające okna, przepełniona dymem z licznych kadzidełek, a rozpalony kominek sprawiał, że było bardzo duszno. Harry pomyślał, że prędzej zaśnie, niż zinterpretuje któryś ze swoich snów. Poza tym, doskonale wiedział co one oznaczają, nie potrzebował pomocy autora głupiego Sennika. Tej nocy znów śniły mu się czyjeś tortury, potem nagle sen się zmienił. Znalazł się w jakiejś ciemnej, okrągłej sali. Wybrał jedne z dziesięciu identycznych drzwi, biegł dalej w kierunków innych, długim, ciemnym korytarzem, który wydawał się nie mieć końca. Potter miał wrażenie, że skądś kojarzy to miejsce, ale nie mógł sobie przypomnieć skąd.
Szczerze nie mógł się doczekać treningu quidditcha, choć miał nadzieję, że Angelina nie zatrzyma ich do późna, bo czekało na niego kilka wypracowań do napisania.


- Głodny? - spytał Daniel wchodząc do pokoju Severusa, z tacą z obiadem. Snape zgięty wpół, siedział na łóżku, po chwili wyprostował się z głośnym jękiem.
- Nie bardzo, ale dzięki. - wykrztusił. Daniel odłożył półmisek i usiadł w fotelu naprzeciwko przyjaciela.
- Każdy organizm ma jakąś granicę wytrzymałości. - stwierdził, przyglądając mu się z troską.
- Mój przywykł już do takiego traktowania. - powiedział beznamiętnie i  sięgnął po jedno z jabłek. - Ale za każdym razem jest coraz gorzej...z powrotem do formy.  - skrzywił się, masując sobie żebra. Daniel zamyślił się.
- On się przygotowuje...myślę, że teraz musi zaspokoić w sobie potrzebę takiego...normalnego życia, by potem móc całkowicie poświęcić się walce...podłożyć ogień...zniszczyć wszystko, by później odbudować...na własnych zasadach...kto wie, czy nie lepszych...
- Twoje poglądy nadal stanowią dla mnie zagadkę.
- Haha. No wiesz...
- Gdybyś musiał dokonać wyboru, którego z nich byś poparł? 
- Riddle'a. Ale to nie znaczy, że zgadzam się ze wszystkimi jego poglądami i działaniami... A ty...żałujesz? Podjąłbyś dzisiaj inną decyzję? - rozsiadł się wygodniej zerkając na niego.
- Nie. - odparł krótko Severus.- Działam dla Zakonu tylko ze względu na Harry'ego. - Przez dłuższą chwile obaj milczeli. Dan wziął ze stolika różdżkę Severusa, zetknął ją ze swoją porównując długości. Obie były czarne, jego była minimalnie krótsza, nieco cieńsza i całkiem gładka.
- To miłe, że go kochasz. - stwierdził pogodnie. Severus łypnął na niego spode łba.
-  Raczej naturalne, to mój jedyny syn. Nie sądzę, bym miał mieć jeszcze dzieci.
- No..fakt, kto by tam ciebie chciał. - mruknął Daniel śmiejąc się. Snape wzruszył ramionami.
- Nie potrzebuję nikogo. - oświadczył chłodno.
- A mnie, swojego jedynego przyjaciela? Tak troszkę? Odrobinkę? Tyci tyci? - uśmiechnął się rozbrajająco, ale Severus ukrył twarz w dłoniach.
- Wyjdź. - szepnął zrezygnowanym głosem Daniel zaśmiał się i wygiął usta w podkówkę. 
- Czemu? - spytał udając smutny ton.
- Irytujesz mnie.
- Ah, czyli nic nowego. - wzruszył ramionami i uśmiechnął się szeroko. - Ciebie wszystko irytuje.
- Ty najbardziej. - Snape spojrzał wymownie w sufit. 
- Czuje się zaszczycony. Ale rzeczywiście pójdę, mam stos wypracowań do sprawdzenia... Dasz radę jutro prowadzić lekcje? -  wyszedł, kiedy Severus przytaknął.
Westchnął, z trudem wstał i przeciągnął się, krzywiąc się z bólu. Podszedł do komody, zaczął porządkować pergaminy i układać puste butelki po eliksirach. Właściwie od niechcenia otworzył jedną z szuflad, w której znajdował się jedynie list od Lily. Czy kochał syna? Chciał, by był bezpieczny. A co to właściwie jest miłość? Troska? Zdolność do poświęcania się? Stawianie czyjegoś dobra ponad własne? 
Nie był za to pewny, czy rozumie ideę miłości, jego stosunki z kobietami ograniczały się do...stosunków właśnie. A to wszystko i tak przez Sauvage'a, który w każde wakacje wymuszał na nim podróże do jakichś dziwacznych miejsc, pod pretekstem 'dobrej zabawy'. Jedynie dawniej z Lily łączyło go głębsze uczucie, gdy chodzili ze sobą.
Ktoś inny, by się obraził, za takie traktowanie, ale Daniel wiedział, że uwagi Severusa w pewien pokrętny sposób wyrażają, że jest mu wdzięczny, inaczej może nie umiał tego okazać. Historyk twierdził też, że kiedyś i on się zakocha, ale Severus dawno już przestał to komentować. Szczerze wątpił, bo niby w kim? 
To nie było w jego stylu.


Hermiona próbowała stosunkowo wcześniej niż zwykle, bo o dziesiątej, zasnąć, ale była zbyt niespokojna. Usiadła na łóżku obserwując Krzywołapa, który pochłonięty był czyszczeniem swojego bujnego futra. Po paru minutach, kot nagle drgnął, w kilka sekund skoczył na szafkę, chwycił w zęby jej różdżkę i wybiegł z jej sypialni. 
- Krzywołap, wracaj! - zawołała.
Sięgnęła po szlafrok i pobiegła za nim. Gdy weszła do Pokoju Wspólnego, w którym było jeszcze sporo Gryfonów, a wśród nich ciągle w stroju szukającego, Harry, spostrzegła rudy ogon znikający za obrazem.
Na korytarzu straciła już kota z oczu. Wiedziała jednak, że musi go znaleźć, w końcu została bez różdżki.
'Świetnie, mogłam chociaż pożyczyć pelerynę o Harry'ego.' pomyślała ze złością. Nie miała ochoty być złapana na włóczeniu się w nocy, w piżamie po korytarzach i to z tak idiotycznego powodu. ' Kot mi zabrał różdżkę.' to nawet brzmi śmiesznie. Przez godzinę bezowocnych poszukiwań, miała szczęście, że nie natknęła się na Filcha. Minęło jednak, kiedy skręcając w jeden z bocznych korytarzy wpadła na Sauvage'a.
- Au, Hermiono. 
- Oj, przepraszam profesorze..ja... - zaczęła, szukając w myślach dobrej wymówki.
- Spokojnie, nie jestem Severusem, nie odejmę  punktów. - uśmiechnął się wesoło. - Ale radziłbym następnym razem wziąć różdżkę, po ciemku to trochę niebezpiecznie...
- Kiedy właśnie, chwilowo pozbawił jej mnie mój kot. Dlatego teraz go szukam. 
- Ja też. - powiedział entuzjastycznie.
- Naprawdę? - uniosła brwi w zdumieniu.
- Tak, to znaczy...nie,  ja szukam swojego kota. - poprawił się, chichocząc w rozbawieniu. Hermiona również się uśmiechnęła, wciąż zadziwiał ją jego talent do rozśmieszania innych. - Może poszukamy razem? Nie będziesz się musiała obawiać napotkania naszego przemiłego woźnego.
Po trzydziestu minutach przechadzania się w milczeniu po zakamarkach zamku, znaleźli oba koty na schodach prowadzących do Wieży Północnej. Spały wtulone w siebie. Hermiona sięgnęła po różdżkę, którą Krzywołap trzymał pod przednią łapą i schowała ją do kieszeni szlafroka. Następnie wzięła kocura na ręce. Daniel zabrał swoja kotkę i odprowadził dziewczynę do Wieży Gryffindoru. Odezwał się, gdy właśnie miała przejść przez dziurę pod portretem.
- Hermiono...z góry przepraszam, nie chciałbym być wścibski, ale...- spojrzał na nią z troską.
- Tak? - dopytała spokojnie, gładząc kota po grzbiecie.
- Przyznam, że martwię się o ciebie...od jakiegoś czasu wydajesz mi się taka...- zamyśl się chwilę, zastanawiając się nad dobrym określeniem - ...przygnębiona, przybita...czy coś się stało? - spytał przyglądając się jej uważnie.
- Właściwie to...- doskonale wiedziała, dlaczego czuła się tak a nie inaczej, ale z oczywistych przyczyn nie mogła mu tego powiedzieć. - ...chyba zaczynam się coraz bardziej stresować sumami... - dokończyła z nadzieją, że jej uwierzy.
- Ah, no tak. - mruknął. Nie dał się nabrać, ale nie musiał naciskać, w końcu był znakomitym leglimetą. - Jestem pewien, że dostaniesz ze wszystkiego "W". - powiedział pogodnie, a ona  znów mimowolnie uśmiechnęła się. - Dobranoc.
- Dobranoc i dziękuję. - odpowiedziała i skinęła mu.
Wszedłszy do środka puściła kota, który nie był z tego faktu zbyt zadowolony. Prychnął i obrażony odbiegł w któryś kąt. Jej uwagę przykuł Harry, który jako jedyny został w Pokoju Wspólnym. Spał w fotelu, przy stoliku zawalonym księgami i pergaminami. Trząsł się bardzo i mówił coś cicho przez sen, bardzo się krzywiąc. 
- Harry? - podeszła do niego.
- Jeszcze...jeszcze trochę...
- Harry! - zawołała potrząsając nim. Otworzył szeroko oczy i wyprostował się. - Co się stało? Co ci się śniło?
- To...już się przyzwyczaiłem do tych snów. - szepnął pocierając oczy. Spojrzała na niego ostro. - Prawie codziennie od czasu jak wrócił, śni mi się co robi, ale to takie..jakby przez mgłę, nie widzę dokładnie. A od niedawna śni mi się jakiś korytarz, biegnę do drzwi na jego końcu, ale nie mogę dobiec...
- Musisz koniecznie powiedzieć o tych snach Dumbledore'owi. - powiedziała poważnie.
- Nie zamierzam. Poza tym, wątpię by go to obchodziło...
- Ale...
- Hermiono, nie! - warknął. Stwierdziła, że teraz nie będzie się z nim o to wykłócać. Zerknęła na stolik. - Skąd masz tę książkę?! Mogłabym pożyczyć ? Przeszukałam całą bibliotekę...
- Nie jest moja, dostałem od...Snape'a. - stwierdził kryjąc twarz w dłoniach. - Weź, ale nie mów nikomu, obiecałem, że nikt się nie dowie. - przytaknęła i wzięła księgę. - Po treningu byłem tak wykończony, że nawet się nie przebierałem...chciałem napisać wypracowania, ale nie dam rady już dokończyć tego na Eliksiry...no nic, pewnie odejmie z kilkadziesiąt punktów i dostanę szlaban...
- Mogłabym do pomocy  pożyczyć ci moje. -oznajmiła ostrożnie, potępiała ściąganie, ale nie chciała, by Harry podpadł Snape'owi, teraz gdy ten mu pomaga.
- Dzięki, ale zorientowałby się, przyznam się, przeproszę, powiem, że oddam następnego dnia...może się nie wścieknie...za bardzo. 
Pochował swoje rzeczy, pożegnał się z Hermioną i poszedł do swojej sypialni. 
Ona przez chwilę jeszcze wpatrywała się w ogień w kominku, zanim wróciła do siebie.