NEXT CHAPTER


.

.

15.08.2012

14.
L'incendie



Kochany Ronie!
Uważam, że lepiej byś dowiedział się tego ode mnie niż z jutrzejszego "Proroka".
Twój ojciec został złapany w nocy w Ministerstwie podczas robienia pewnej rzeczy, 
o której nie mogę napisać. Został tymczasowo aresztowany, nie wiadomo dokładnie
co zrobią. Wiedział jakie ponosi ryzyko. Dumbledore na pewno coś zrobi.
Całuję, Mama

- Ron...tak mi przykro...- wydukał Harry. Musiał przeczytać list kilkukrotnie, zanim dotarł do niego sens tych słów.
- Tobie jest przykro? A co ja mam powiedzieć? - jęknął.
- Dumbledore na pewno coś wymyśli...- powiedziała cicho Hermiona
- Oby. To w końcu on sam go wysłał do Ministerstwa...to oczywiste, że chodzi o sprawy Zakonu...idę się przejść. - wstał i wyszedł z Pokoju Wspólnego. Nie próbowali go zatrzymać, nie dziwili się, że jest zdenerwowany.
- Hermiono? - zaczął nieśmiało chłopak siadając obok niej. Uniosła głowę patrząc na niego pytająco. - Co ci się dzisiaj stało na Eliksirach?
- Oh, nic. - szepnęła, zarumieniła się lekko i wlepiła wzrok w czerwony dywan. - Widziałam, że ty też się rozpisałeś?
- Miałem niesamowite szczęście. - uśmiechnął się z trudem - Wielosokowy. A tobie jaki się trafił?
- Amortencja. - odparła martwym głosem i przygryzła usta.
- To Eliksir Miłosny? - przytaknęła - Ale...przecież widziałem twoją minę...coś się jednak stało...? - milczała - Jesteśmy przyjaciółmi...
- Harry, wiesz jakie właściwości ma ten eliksir? Poza tym, że wzbudza obsesję? - spytała i westchnęła, gdy pokręcił głową - Jego zapach...każdy odczuwa inaczej, w zależności co kogo pociąga...- urwała kryjąc twarz w dłoniach.
- No i? Coś z nim było nie tak? - zupełnie nie rozumiał, co w zapachu jakiegoś eliksiru mogło ją zdołować.
- Można to tak ująć. - odparła krótko, prostując się. - Martwię się o Rona...jeżeli ta sprawa szybko się nie wyjaśni to on się całkiem załamie...wiesz, jaki jest słaby psychicznie... - dodała szybko, chcąc zmienić temat.
- Nic już  nie poradzimy. - wzruszył bezradnie ramionami. - Ginny, Fred i George wiedzą?
- Nie wiem...sowa przyleciała zaledwie kilka minut zanim wróciłeś od...Snape'a. - wstała gwałtownie - Pójdę się już położyć...za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
Harry odprowadził ją wzrokiem, miał nieodparte wrażenie, że nie powiedziała mu wszystkiego... Rozsiadł się na sofie, sam nie był jeszcze śpiący. Nie miał ochoty na kolejne, okropne sny, w których kogoś torturuje. Właściwie, nigdy nie był do końca pewny co działo się w jego snach, wszystko widział jakby patrzył przez brudną szybę. 'On gdzieś tam jest...i kto wie, co planuje...' pomyślał spoglądając przez okno.


Tom Riddle był w wyjątkowo dobrym humorze, nie miał powodów do narzekań, co prawda, zawładnięcie umysłem chłopaka zajmie trochę więcej czasu niż przypuszczał, ale to nie szkodzi... Bella jęknęła z dezaprobatą, gdy wstał z łóżka.
- Idziesz gdzieś? - spytała cicho. Usiadła i przeczesała dłońmi włosy, patrząc się z uwielbieniem na swój ideał mężczyzny.
- Muszę powitać gościa. - odparł zagadkowo  i pogładził jej policzek.
Nałożył na siebie spodnie od garnituru i czarną koszulę, wyszedł z sypialni spokojnie kierując się w stronę salonu. Wszedł do środka, głośno zamykając za sobą drzwi
 - Nie spodziewałem się, że jednak przyjdziesz. - odezwał się podchodząc bliżej przybysza.
- Nie spodziewałem się, że mnie zaprosisz. - Riddle wskazał mu miejsce przy stole, a sam usiadł po drugiej stronie. - Więc, Tom? Domyślam się, że czegoś ode mnie chcesz?
- Chcę się dowiedzieć jakie są twoje plany. - powiedział prawie szeptem Voldemort.
- Względem? - zapytał obracając różdżkę w dłoniach.
- Ogólnej sytuacji...Dumbledore'a...
- Doskonale wiesz, co myślę o tym starym hipokrycie...co myślę o tobie...to jest wasz konflikt, wasza sprawa, nie zamierzam pomagać żadnemu z was. - oświadczył wesoło i uśmiechnął się pogodnie.
- Przypominam ci, że mam kartę przetargową...twojego przyjaciela...- syknął chłodno.
- Nie zabijesz Severusa....jest dla ciebie zbyt cenny. - przestał bawić się różdżką i spojrzał ostro na Riddle'a.
- Jeszcze.
- Nigdy odważysz się go zabić, bo doskonale zdajesz sobie sprawę, że mógłbym cię potem zniszczyć  jednym zaklęciem. - powiedział lekko odwracając się w stronę kominka, przed którym leżała zwinięta Nagini.
- Tak jak i Dumbledore'a. Czemu więc tego nie zrobisz?
- Nie lubię marnotrawstwa...poza tym, o wiele zabawniejsze jest obserwowanie tej waszej śmiesznej wojny. - odwrócił się w kierunku Riddle'a, którego twarz wykrzywiał kpiący uśmiech. - Czyżbyś wreszcie zaczął korzystać z życia, Tom? - dodał po chwili.
- Powiedzmy, że...lepiej się z nim obchodzę.  - rzucił ukradkowe spojrzenie na drzwi prowadzące do sypialni.
- Ah! - Daniel klasnął w dłonie - Wiedziałem, że w końcu przyjdzie pora, kiedy dopadnie cie strzała amora! - zachichotał.
- Coś ciebie jednak łączy z Dropsem...obaj wierzycie w te bzdury, o tym  że miłość to potęga. - zadrwił.
- Kiedyś zrozumiesz... - szepnął Dan i wstał od stołu. - W każdym razie, planuję się nie wtrącać. - uśmiechnął się lekko. - I możesz być pewien, że dopóki...- rzucił mu znaczące spojrzenie - ...nie będę miał powodu...to nie będę działał ani na twoją szkodę, ani na szkodę Dumbledore'a. - milczeli przez chwilę mierząc się wzrokiem. - Łady wąż. - dodał wesoło  i deportował się.
Riddle podszedł do komika i pogładził Nagini. Nie chciał zadzierać z Sauvage'm, który może i robił z siebie błazna, ale sprowokowany stanowił olbrzymie niebezpieczeństwo... Teraz jednak zastanawiał się...nie umiał określić, co takiego czuje do Belli, oprócz fizycznego pociągu, ale zdawał sobie sprawę, z tego że przy niej czuł się lepiej, pewniej...bardziej potężny. Odwrócił się, gdy usłyszał ciche kroki. Miała na sobie jedynie bieliznę i jedną z jego czarnych koszul. Wyglądała pięknie. Kiedy przed nim stanęła, przysnął ją do siebie, mocno ściskając.
- Myślę, że niedługo nadejdzie moment, kiedy uwolnimy przynajmniej kilku naszych...z Azkabanu. - syknął jej do ucha.W odpowiedzi jedynie bardziej do niego przylgnęła. - Nie sądzisz, Bella...że z tej okazji...z kimś powinniśmy się pożegnać?
- Ja mam...to zrobić? - spytała cicho, całując go delikatnie po szyi.
- Nie, zrobię to sam z ogromną przyjemnością...może się czuć zaszczycony.
- I tak nigdy go nie kochałam...nie ma za grosz...- odsunęła się nieco by spojrzeć mu w oczy, które wciąż były niesamowicie zimne, ale jakby coś innego w nich błyszczało. - ...klasy. I inteligencji.
- "Kochałam" ? - cofnął się o krok z kamienną twarzą. Przełknęła głośno ślinę.
- Wiem, że gardzisz uczuciami...i...- zaczęła. Złapał ją za koszulę i przysunął do siebie, tak że prawie stykali się nosami.
- Ale nie gardzę tobą, Bella.. - szepnął, uśmiechnęła się lekko. - Niepotrzebnie się ubierałaś...


Korneliusz Knot uchodził za dobrego Ministra. Objął urząd niedługo przed upadkiem Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać i piastował go z powodzeniem przez te wszystkie lata. A teraz przychodzi taki Potter, pupilek Dumbledore'a i ogłasza wszem i wobec, że czarnoksiężnik powrócił.
"Bujda!" pomyślał wstając i podchodząc do okna w swoim gabinecie. Upił łyk Ognistej Ogdena.
Niepokoił się. Może i udało się usunąć dyrektora z Wizengamotu, ale to wciąż za mało. Ludzie są wciąż mu wierni, tylko zbyt boją się mówić o tym głośno. Wepchnięcie Dolores Umbridge do Hogwartu było świetnym posunięciem, ale niewystarczającym. Westchnął, zdjął z jednej z półek stos dokumentów i zabrał się za ich przeglądanie.
"Zaklęcie Patronusa, na czwartym roku nauki...Czego ten stuknięty starzec ich uczy w tej szkole?" Nie, żeby było coś złego w zaklęciu jako takim, ale to nie ten poziom. Dzięki nowej nauczycielce Obrony, miał nadzieję zyskać kontrolę nad szkołą. Uważał, że Dumbledore hoduje tam uczniów na przyszłych członków tego swojego Zakonu. Kto wie? Może nawet dążył do zastąpienia go na fotelu Ministra...?
Nie ufał mu, nie ufał nikomu kto twierdził, że czarnoksiężnik wrócił zza grobu. Żadna magia nie jest w stanie ożywić umarłego! Ah, gdyby tylko udało mu się zdobyć dowody na spisek Dumbledore'a przeciwko Ministerstwu, które nie poparło go. Mógłby legalnie zesłać go do Azkabanu. To byłby dopiero temat na pierwszą stronę i wszystkie kolejne! I tym razem nie ingerowałby w to, co napisałaby Rita Skeeter. Nie mógł zrozumieć, dlaczego dziennikarka, która tak uwielbiała opisywać przeróżne skandale, teraz zrezygnowała i zaszyła się gdzieś... Kolejna zagadka.
Innym z "Proroka" stanowczo brakowało jej talentu do opisywania wszystkiego w maksymalnie złośliwy i prześmiewczy sposób. Sam musiał im podsyłać pomysły, jak pogrążyć Pottera i Dumbledore'a.
Całe szczęście, że udało mu się wpłynąć na redakcję, tak że nikt nie dowiedział się o ucieczce z Azkabanu Bellatrix Lestrange. To mogłoby zasiać ziarno niepewności i ludzie mogli być bardziej skłonni, by uwierzyć w powrót Lorda Voldemorta. Prychnął z irytacją. Zakładając że wrócił, czemu miałby siedzieć tak po cichu, nie robiąc właściwie nic? 'Nonsens' pomyślał wypijając kolejny kieliszek. To musiało mieć coś wspólnego z Blackiem...byli w końcu kuzynami...
A co tu począć z Arturem Weasley'em ? Lucjusz Malfoy miał rację, mówiąc, że ten człowiek plami honor czarodziejów. Włóczyć się nocą po Ministerstwie! W Departamecie Tajemnic! Miejscu do którego wstęp mają tylko niewymowni. A Artur Weasley oczywiście niewymownym nie był. To wręcz idealna okazja, by go zwolnić, ale nie...Teraz pogratulował sobie wysłania do "Proroka" notki, by nie robili z tego sensacji. Niech napiszą jakąś bzdurę, byleby nie to, że był w Departamencie Tajemnic. To mogłoby zrodzić podejrzenia...w końcu to był człowiek Dumbledore'a...więc mógł mieć powody... Tak, to był dobry ruch. Krótka notatka o niesubordynacji pracownika zmęczonego pracą w najgorszym Departamencie.
Zabrał cytrynowo-zielony melonik, płaszcz i w  zwycięskim nastroju opuścił gabinet.


Idąc na śniadanie, był jak zwykle, w dobrym humorze. Może naprawdę powinien zabić ich obu? Wreszcie byłby spokój. 'Nie!' skarcił się w duchu. To tak naprawdę żadne rozwiązanie. Usiadł na swoim miejscu, obok Severusa od razu zabierając się za jedzenie.
- Jak było? - spytał cicho Snape.
- Nuda. Chciał wiedzieć, czy mam jakieś plany. - wzruszył ramionami i nalał sobie soku pomarańczowego. - W ogóle...czułem, że on i Bella w końcu....
- Co takiego? - syknął krztusząc się napojem.
- Nie wiedziałeś? Pasują do siebie. - powiedział lekko i uśmiechnął się wesoło.
- Wolę sobie tego nie wyobrażać.- oświadczył grobowym głosem i sięgnął po grzankę, Daniel zachichotał.- Chociaż...to wyjaśnia, czym jest tak zajęty, że prawie nie opuszcza dworu...
Hermiona odczuwała pewien dyskomfort. 'Wydawało mi się, po prostu mi się wydawało' powtarzała sobie w myślach próbując się uspokoić.
- Hermiono? - drgnęła, jakby wybudzona z transu. - Od kilku minut do ciebie mówię? - odezwał się Harry.
- Przepraszam, nie wyspałam się....- mruknęła sięgając po jajecznicę. - Co piszą? - spytała z troską, Rona który wertował właśnie Proroka. Podał jej go z nieodgadnioną miną.

WŁAMANIE W MINISTERSTWIE
Artur Weasley 45l. został wczoraj w nocy przyłapany na próbie sforsowania prywatnego gabinetu 
innego pracownika Ministerstwa w celu zdyskredytowania tegoż pracownika . Został zawieszony na swoim stanowisku w Departamencie Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli. Ponieważ sprawa ma prywatny, oparty na rywalizacji pomiędzy pracownikami kontekst, nie zostaną mu przedstawione zarzuty.

- Hm. To chyba dobrze? Znaczy...że nie oskarżą go o nic. - powiedziała przyglądając się Ronowi z troską.
- No tak..nawet go nie wyrzucili...Nie wydaje się wam, że ta notka jest trochę...dziwna? I na dodatek drukują ją na piętnastej stronie...to do nich niepodobne, mogliby przecież zrobić z tego skandal...
- Widocznie ktoś im kazał to zatuszować...- rzekła ostrożnie.
- Na pewno nie Dumbledore, przecież Prorok ciągle wypisuje o nim bzdury...to nielogiczne. - Harry ze złością odłożył sztućce.
- Myślę, że...Ministerstwo nie chce zwracać uwagi na...takie niewyjaśnione sytuacje...
- Jak to? - spytali jednocześnie.
- Posłuchajcie..myślę, że Knot chce za wszelką cenę utrzymać spokój...Przecież, twój tata, Ron, z nikim nie rywalizował...
- No tak, ale nadal nie łapię, co masz na myśli. - Weasley spojrzał na nią spode łba. Westchnęła.
- Lepiej jest...dla nich, gdy napiszą o konkurencji i kopaniu pod sobą dołków pomiędzy pracownikami. To nie wzbudza takich podejrzeń...nie jest tajemnicze.
- Nie przekonuje mnie to, chociaż pewnie masz rację. - powiedział Harry.
- Na pewno ma rację. - powiedział ktoś za nimi. Gdy odwrócili się, zobaczyli Freda i George'a, ubranych w jednakowe swetry i trzymających duże paczki swoich produktów. - Mama napisała do nas teraz i kazała przekazać Ronowi i Ginny, że tata dostał miesiąc przymusowego, bezpłatnego urlopu. I tyle. Pamiętacie, jak w wakacje nam mówili, o tym, że wtedy wojna zaczynała się od różnych tajemniczych zdarzeń? Właśnie dlatego tak to teraz przedstawili, by nie było zagadkowe...
- Co zamierzacie zrobić z tymi rzeczami? - spytała ostro Hermiona.
- Sprzedać? - odparł Fred wywracając oczami. - Niedługo sama będziesz chciała od nas Krwotoczkę Truskawkową, jesteście na piątym roku, czeka was prawdziwy koszmar.
- No tak, Sumy, ale wy jesteście na siódmym, was czekają Owutemy, to jeszcze poważniejsze? - odezwał się Potter zaglądając z ciekawością do paczki, którą trzymał George. Zgodnie wzruszyli ramionami.
- I tak zawsze wiedzieliśmy, że nie zrobimy kariery akademickiej, ani w Ministerstwie, prawda Fred?
- Tak, George. Ten rok poświęcimy na dogłębne zbadanie rynku, czego przecięty uczeń Hogwartu potrzebuje najbardziej z naszego sklepu i po analizie będziemy produkować to, na co jest popyt. Myślimy też, żeby od przyszłego roku uruchomić sprzedaż wysyłkową. Owutemy właściwie nie są nam do niczego potrzebne.
- A skąd macie taką pewność, że interes się utrzyma ? No i na to chyba potrzeba dużych pieniędzy, potrzebujecie lokalu, materiałów...
- Nie martw się o nas, Hermiono. - przerwał jej Fred.
- Udanych lekcji. - powiedział George i odeszli .
- Oni coś ukrywają...w ogóle nie martwią się jak zorganizują kasę na ten cały sklep, no i ostatnio kupili mi zupełnie nową szatę wyjściową...- Ron przyglądał się oddalającym się braciom z zaciekawieniem.
- No dobra. - zaczął Harry - Jako inwestycję dałem im moją nagrodę za Turniej Trójmagiczny. Tylko błagam, nie mówicie pani Weasley...
- Oh...jasne, to naprawdę...- Ronowi opadła szczęka -...mogłeś powiedzieć wcześniej. - dodał z lekkim wyrzutem.
- Lepiej chodźmy, bo się spóźnimy. - Hermiona wstała i udała się w kierunku sali od numerologi, a Harry i Ron, bez entuzjazmu ruszyli w stronę wieży profesor Trelawney.

Sybilla Trelawney była chudą, obwieszoną chustami i naszyjnikami kobietą w średnim wieku. Nosiła okulary, które bardzo powiększały jej oczy, przez co jeszcze bardziej upodabniała się wyglądem do pstrokatej ważki. W sali wróżbiarstwa zawsze było bardzo duszno i ciemno. Okna zasłonięte były kolorowymi materiałami, a kominek zawsze był zapalony, niezależnie od pory roku. Zamiast ławek siadali na pufach, przy okrągłych stolikach. Harry szczerze nie cierpiał tych lekcji, głównym tego powodem była skłonność profesor Trelawney do ciągłego przepowiadania mu rychłej i bolesnej śmierci.
- Dzisiaj spróbujecie odczytać przyszłość ze szklanej kuli. Musicie szeroko otworzyć swoje wewnętrzne oko, a zobaczycie! Zobaczycie...co was czeka. Co prawda...jeżeli ktoś ma dar jasnowidzenia, egzaminy nie mają znaczenia, ale jednak dyrektor życzy sobie byście podeszli do Suma z wróżbiarstwa, a bardzo często sprawdzana jest właśnie umiejętność odczytania przyszłości z kryształowej kuli. W czasie wolnym macie też zacząć już prowadzić dziennik snów. No, do pracy!  - oświadczyła mglistym, rozmarzony głosem.
- Widzisz coś? - spytał Harry przekrzywiając głowę utkwiwszy spojrzenie w kuli.
- Tak, mgłę. - obaj ryknęli niepohamowanym śmiechem. Profesor Trelawney wstała od swojego stolika i podeszła do nich.
- Co pan widzi, panie Weasley? - spytała stając przy nich.
- Oh, nie! - zawołał Ron w udawanym przerażeniu.- To ponurak! Ja umrę?!
Tym razem wszyscy się roześmieli, Sybilla uniosła wysoko brodę, uznała, że nie będzie zniżać się do komentarza. Z obrażoną miną odwróciła się od nich, podchodząc do  innych uczniów.
Przez pozostałą część lekcji Harry i Ron grali w karty, uznawszy że to o wiele ciekawsze zajęcie niż wpatrywanie się w głupią kulę.
Opuściwszy Wieżę Północną niechętnie poszli do sali Obrony przed Czarną Magią. Różowa ropucha przywitała ich zdaniem "schować różdżki", teraz jednak nikt nie był tak naiwny, by różdżkę wyjąć. Otworzyli podręczniki, by czytać rozdział trzeci. Hermiona przez całą lekcję siedziała z uniesioną ręką, w pewnym momencie Umbridge podeszła do niej.
- Słucham, panno Granger? - zapytała przesłodzonym tonem.
- Dlaczego Ministerstwo nie chce nas dobrze przygotować do życia po szkole? - powiedziała odważnie, nauczycielka zamrugała nerwowo, wszyscy podnieśli głowę obserwując tę scenę.
- W każdej szkole, chodzi o to, by jak najlepiej przygotować uczniów do egzaminów, a Ministerstwo wybrało najlepszą podstawę programową. - odparła, o wiele mniej słodko. Teraz rękę podniósł i Neville. - Panie Longbottom?
- Czy nie powinniśmy uczyć się, jak używać zaklęć obronnych w praktyce?
- Nie ma takiej potrzeby. - odparła krótko.
- A co, jeżeli ktoś nas zaatakuje? - zawołał Harry, który ledwo był w stanie trzymać swoje nerwy na wodzy.
- Dosyć! Na moich lekcjach nie będę pozwalać na rozmowy niezwiązane ściśle z programem, a każdy kto będzie rozpowszechniał kłamstwa, jakimi nakarmił nas w czerwcu pan Potter, będzie karany szlabanem - uśmiechnęła się obłudnie i wróciła do swojej katedry. - Może jeszcze jakieś pytania?
Nikt jej nie odpowiedział, Hermiona prychnęła, a Harry zacisnął pięści ze złości. Wiedział, jednak, że nic nie wygra z tą kobietą i ona liczy właśnie na to, że on wybuchnie, żeby mogła go ukarać jakimś paskudnym szlabanem. Nie zamierzał dać jej tej satysfakcji. Hermiona w wojowniczym nastroju oświadczyła, że przed następną lekcją musi iść do biblioteki.
- To jest beznadziejne. - mruknął do niego Ron, kiedy szli w stronę lochów.
- Mnie to mówisz? -  odpowiedział ponuro.
Gdy zajęli swoje miejsca, Harry miał nadzieje, że tym razem Snape nie przyszykował im żadnego sprawdzianu, bo wątpił, by kolejny raz miał takie szczęście jak ostatnio, a nie chciał dawać mu powodów do kpin, bo ten gotów był jeszcze zrezygnować z uczenia go. Kiedy zadzwonił dzwonek sygnalizujący początek lekcji, Hermiony wciąż nie było. Snape zaczął przechadzać się pomiędzy nimi rozdając ocenione wypracowania.
- Poziom waszych prac ogólnie można określić jako denny, jeżeli już ktoś odgadł, bo nie sądzę, by ktokolwiek miał taką wiedzę by nie musieć zgadywać, jaki dostał eliksir to źle opisał składniki i sposób warzenia. W związku z tym, możecie się spodziewać częściej takich zadań. - stanął właśnie koło drzwi, które nagle się otworzyły. - Granger! Dziesięć punktów od Gryffindoru za spóźnienie. - warknął i podał jej wypracowanie.
- Przepraszam. - powiedziała cicho i zajęła swoje miejsce obok Harry'ego. Na jej pracy widniało duże, czarne "W", na widok którego rozchmurzyła się trochę.
- Eliksir wywołujący czkawkę bardzo często pojawia się przy zaliczaniu suma, i chociaż jest bardzo prosty, to wątpię, by chociaż połowa z was przyrządziła go poprawnie. - uśmiechnął się drwiąco. - Podręcznik strona dwudziesta.
Usiadł przy swoim biurku szukając czegoś w stosie pegraminów. Spojrzał na syna dokładnie w momencie, kiedy ten odwrócił wzrok. Harry wziął głęboki oddech, otworzył książkę i dziesięć razy przeczytał instrukcje, zanim zabrał się pracy. Starał się skoncentrować, ignorował ciche przekleństwa Rona, które szeptał nad swoim eliksirem, który z jakichś przyczyn miał barwę ciemnogranatową. Pod koniec lekcji,  Harry żałował trochę, że Snape nie pofatygował się by obejrzeć ich wywary. Co prawda, jego miał kolor bladoróżowy, a nie fuksji jak podawał podręcznik, ale mimo to był z siebie zadowolony. 
- Tym razem chyba nie masz powodów do rozpaczy? - spytał Ron Hermionę, kiedy we trójkę usiedli wieczorem w kącie Pokoju Wspólnego.
- Bardzo śmieszne, Ron. -westchnęła - Wpadłam na...pewien pomysł, ale musiałam sprawdzić w bibliotece, czy aby na pewno...
- O co chodzi Hermiono? - spytał niecierpliwie Harry.
- Umbridge nas nie uczy, zmarnujemy cały rok siedząc bezsensu w klasie czytając jakieś bzdury, zamiast ćwiczyć zaklęcia obronne. - spojrzeli na nią z zaciekawieniem - Potrzebujemy kogoś, kto...nauczyłby nas.
- No nie...najpierw namawiasz Harry'ego by poszedł na korki do Snape'a, a teraz chcesz organizować kolejne lekcje dla nas? Ja się na to nie pisze. - oświadczył Ron kręcąc głową.
- Ron, tu nie chodzi tylko o sumy! Voldemort wrócił! Musimy umieć się bronić, teraz może i on nie robi żadnych konkretnych działań, ale przecież w końcu do tego dojdzie.
- No tak. - odparł, nieco zawstydzony.
- Ale kto? Lupin? Nie ma czasu, przecież działa dla Zakonu...żaden z jego członków nie będzie miał...
- Właściwie to...- przerwała Harry'emu Hermiona, wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z Ronem. - ...myślałam o...tobie.
- Ja?! - zawołał, wiele osób spojrzało w ich kierunku.
- Nie możesz zaprzeczyć, że masz talent i o wiele szybciej niż inni uczysz się zaklęć.
- Hej, to świetna myśl, już sobie wyobrażam jaką minę miałaby Umbridge, gdyby wiedziała, jak będziemy jej grać na nosie.
- Tylko my we trójkę, tak? - Potter zwrócił się do przyjaciółki, która trochę się zmieszała.
- Nooo....Harry, nie złość się, ale uważam, że każdy kto będzie chętny powinien mieć taką możliwość...w takich czasach...potrzebujemy wsparcia.
- No dobra. - powiedział, chociaż nie był zbytnio przekonany. - Ale ja nie będę nikogo pytał, czy chce bym go uczył.
- Oh, ja wszystko załatwię. -  oświadczyła radośnie i wybiegła z Pokoju Wspólnego.

Z zamyślenia Severus otrząsnął się  na widok Harry'ego, który czekał już na niego przed gabinetem. Otworzył drzwi i wpuścił go do środka, usiedli po przeciwnych stronach biurka.
- Zauważyłem, Potter, że na ostatniej lekcji twój eliksir nie był tak aż bezużyteczny jak zwykle, popełniłeś jednak kilka poważnych błędów, które dzisiaj wyeliminujemy, ale najpierw... - wyjął z szuflady kilka opasłych notesów i dwie książki, następnie przesunął to wszystko w stronę syna. - ...do zwrotu. To są moje prywatne notatki, tylko i wyłącznie do twojego użytku, wyrażam się jasno? - syknął, chłopak skinął. - Opisane są tam różne ingrediencje i podstawy warzenia Eliksirów. Jeżeli przyswoisz sobie choć trochę wiedzy, to będzie spory sukces. - uśmiechnął się kpiąco. - Teraz wyjmij z szafki ingrediencje do eliksiru wywołującego czkawkę....
Kiedy trzy godziny później Harry wszedł do Wielkiej Sali z wypchaną torbą, wciąż dźwięczały mu w uszach pouczenia Snape'a. Trochę dziwiło go, że nie jest do niego tak wredny jak na normalnych lekcjach, ale najwyraźniej nie chciał tracić czasu. Zajął miejsce pomiędzy Ronem i Hermioną
- Jak było u Snape'a? - spytał Ron.
- W porządku...w każdym razie, nie wrzeszczał. - odparł wzruszając ramionami.
- No więc, Harry, udało mi się ustalić mniej więcej, kto byłby chętny dołączyć do nas, żeby uczyć się zaklęć. - zaczęła Hermiona nakładając sobie trochę ziemniaków i sałatki.
- Naprawdę? - nie sądził, że ktokolwiek będzie miał ochotę mieć go za nauczyciela.
- Tak, rozmawiałam z Ginny, Luną, Cho...kilkoma osobami z Hufflepuffu...łącznie jakieś trzydzieści kilka.
- Ile?! - zakrztusił się sokiem, a Hermiona uśmiechnęła się radośnie.
- A widzisz? Umówiłam się, że spotkamy się organizacyjnie jutro po kolacji w tej nieużywanej klasie na czwartym piętrze. Najlepsze jest to, że nie łamiemy żadnych zasad! Tworzenie grup w celu wspólnej nauki jest całkowicie dozwolone.
Harry z jednej strony zestresował się trochę, ale z drugiej odczuł wielką satysfakcję, gdy zerknął na Umbridge siedzącą przy nauczycielskim stole. Będą robić dokładnie to, czego tak obawia się Ministerstwo.

Tymczasem

Sz.P. Korneliusz Oswald Knot
Wg moich obserwacji, w Hogwarcie doszło do znacznego obniżenia standardów zarówno w kwestii nauczania, jak i w kwestii wychowawczej. Obawiam się, że nie możemy dłużej przyglądać się jak Albus Dumbledore rujnuje tę placówkę. Ufam, że Minister przedsięweźmie odpowiednie działania.
Dolores Jane Umbridge.


Korneliusz Knot odłożył list i okulary. Wstał i obszedł kilkukrotnie gabinet, zastanawiając się. Po kilku minutach wiedział już, co powinien zrobić.