NEXT CHAPTER


.

.

19.07.2015

69.
Her little death


don't lie, I know we are fixing to die
we will be dead in the eyes
and I will see the dark things, that you try to hide


The blood is the life. 


MUSIC
Lodowaty strumień wody momentalnie wywołał gęsią skórkę. Krople spadły na jej skórę, zmywały zaschniętą krew i opadały na kafelki. Czuła jakby z cząstkami krwi odpadały kawałki jej skóry, jakby powoli całe jej ciało rozpadało się. Mogłoby tak być, gdyż to byłby dla niej najlepszy finał.
To wszystko było o Danielu. To zawsze było o nich. A ona od zawsze wiedziała, że prawdziwe piękno leży głęboko ukryte, poza granicami powszechnie przyjętych norm, Poza murami tego, co uznane jest za normalne, poza granicami tego, co przeciętnie mogłoby zostać zrozumiane. Ponad ego, ponad wszystkim. Prawdziwe piękno było niepojęte dla postronnych, jego językiem mogli mówić tylko ci, którzy pozwolili sobie zagłębić się w ciemność bezmiaru uczuć. Daniel też o tym wiedział.
Otworzyła oczy i spojrzała na swoje ręce. Już nie drżały, były blade, prawie sine z wyraźnie widoczną mapą żył i tętnic. Trzymała je poza wodą, więc wciąż były pokryte krwią. Przyłożyła je do twarzy, którą to następnie zwróciła wprost pod wodę.
Zapewne prawdą jest, iż  w tych, którzy mają odwagę kochać w prawdziwym tego słowa znaczeniu, są tendencje autodestrukcyjne. Bo przecież, aby otoczyć kogoś miłością, należy być gotowym do wyzbycia się siebie, pełnego poświęcenia, dopiero wtedy uczucie można uznać za pełne i prawdziwe. Jakże bolesne, ale jakże słodkie i piękne.
Powoli osunęła się na posadzkę prysznica Usiadła, podsuwając zgięte w kolanach nogi pod brodę. Powiedział jej, że ją kocha. Gdy zamykała oczy, wciąż słyszała jego głos. Wciąż widziała jego oczy, jego twarz. Prawie czuła jego dotyk.



MUSIC

Cher Leonel, 

je suis désolé. Je suis vraiment désolé. 

W chwili gdy będziesz czytał ten list, ja już nie będę żył. Chciałbym Cię przeprosić, ale równocześnie bardzo Ci podziękować. Byłeś jedyną osobą, której mogłem zwierzyć się ze swoich planów ze spokojem, iż nie będziesz próbował mnie powstrzymać czy przekonać do zaniechania ich. Oczywiście, oprócz Alayi, ale jej nie musiałem niczego mówić, ona zawsze wie o czym myślę i czego chcę. Dziękuję Ci za zrozumienie mojej sytuacji i mojego pragnienia śmierci. Dziękuję za czas, jaki mi poświęciłeś. Dziękuję za Twoją uwagę, energię i zaangażowanie. Dziękuję Ci za to, że przy tobie czułem się rozumiany. Dopiero przy Tobie zacząłem lepiej rozumieć i poznawać samego siebie. Mam nadzieję, że nie odbierzesz tego jako inwektywę, ale mam wrażenie, że jesteśmy do siebie podobni pod wieloma względami. Dziękuję Ci za pomoc. Żałuję tylko, że poznaliśmy się tak późno, ale pomogłeś mi w momencie, w którym najbardziej rozpaczliwie tego potrzebowałem. Teraz czuję spokój. 
Przepraszam za to, że dałem tak mało od siebie. Przepraszam za to, że nie potrafiłem należycie okazać swojej wdzięczności i przyjaźni. 
Dziękuję Ci za wszystko co dla mnie zrobiłeś. Dziękuję Ci za to, że staliśmy się przyjaciółmi. 
Jeżeli znalazłeś ten list, prawdopodobnie znalazłeś też testament. Bardzo proszę Cię o podpis na nim. Jako, że jestem osobą chorą psychicznie i ubezwłasnowolnioną, bez podpisów, Twojego jako mojego psychiatry i Alayi jako mojego prawnego opiekuna, nie będzie on prawnie ważny. Prawie cały mój majątek zapisałem Alayi. Z zaznaczeniem, iż możesz wziąć z moich domów, co tylko chcesz. Pamiętam, że byłeś zainteresowany moimi obrazami, więc weź wszystkie, które chcesz, ale resztę spal, bardzo proszę. Nie chcę by ktokolwiek to oglądał. W moim gabinecie, w kufrze pod biurkiem zebrane są wszystkie fiolki z moimi wspomnieniami. Możesz je wziąć i wykorzystać jeżeli uznasz, że przydadzą Ci się do studium schizofrenii. 
Jestem bardzo szczęśliwy, że zdążyłem Cię poznać, Leo. 
Wybacz mi, że nie mówię Ci tego osobiście, ale ciężko mi znaleźć siły nawet na napisanie tego listu. 
Wybacz mi, że napisałem tak niewiele. 

PS Dzisiaj czuję się lepiej, jest trochę ciszej niż zazwyczaj. 


Prends soin de toi, mon ami! 
Amicalement,
Daniel Alexandre Amadeus Sauvage 

Leonel przeczytał list raz, dwa razy, trzy, aż w końcu jego umysł przestał rejestrować kolejne powtórzenia i przy końcowych słowach od razu kierował spojrzenie na początek. Jego poczucie winy z każdym przeczytanym słowem stawało się coraz cięższe. Jakby wokół jego szyi zawieszono wielki głaz, prawie czuł jego ciężar.
Dłoń, w której trzymał sztywną kartkę opadła powoli na kolana, tak jak opadły powieki jego oczu. Po chwili z ich kącików wypłynęły dwie drobne łzy.
Daniel stał kilka kroków od niego, spokojnie przyglądając się jednemu z obrazów.
- Masz rację, jesteśmy bardzo podobni - powiedział lekarz. - Dlaczego miałbym odebrać to jako inwektywę?
- Znasz stan mojej samooceny. Przyrównując ciebie do siebie, nie chciałem umniejszać twojej wartości, przyjacielu - odparł z delikatnym uśmiechem.
- To największy komplement jaki mógłbym otrzymać.



MUSIC
Potarł dłonie, by trochę je rozgrzać i sięgnął po kubek z gorącym mlekiem. Kubek jasnopomarańczowy, ozdobiony rysunkiem wesołego kotka z długimi łapkami i fioletowymi wąsami. Siedział po turecku na podłodze salonu, w progu wyjścia na taras. Zerknął przez ramię. W głębi pokoju, na sofie przykryty pod grubym kocem spał Harvey. Usnął wkrótce po tym jak skończyli układać planszę puzzli. Mark okrył się brązowym kocem i upił łyk mleka. Zaczynał już marznąć.
List leżał tuż obok niego. Mark. Przez cały dzień próbował zebrać się w sobie, by go otworzyć i przeczytać, ale nie mógł pokonać lęku. Cokolwiek Daniel napisał, to były jego ostatnie słowa do niego i bał się ich. Nie zdążyli w pełni szczerze porozmawiać. Nie zdążył należycie okazać swoich uczuć Danielowi i lękiem napawała go myśl o tym, jak Daniel mógł go postrzegać. Nie chciał dowiedzieć się, że tylko go drażnił. Nie chciał dowiedzieć się, ze dla człowieka, którego uważał za brata, nie był nikim ważnym.
Od tamtej nocy czuł się jakby i on w pewnym stopniu umarł. Jakby jego ciało zajęła postępująca martwica. Nie mógł powstrzymywać się przed ciągłym sprawdzaniem swoich stóp i dłoni. Wyglądały normalnie. Czuł się źle. Był wściekły, smutny,  rozgoryczony, przygaszony i do wszystkiego zniechęcony. W istocie bardzo cierpiał. Nigdy nie zastanawiał się nad tym jak wpłynęłaby na niego śmierć Daniela, nie miał ku temu żadnych bodźców, a gdy takowe się pojawiły - gdy dowiedział się o jego chorobie i próbach samobójczych, od razu przyjął, że Daniel jest zbyt silny by kiedykolwiek się poddać. Wziął za oczywiste, że sobie poradzi. Nawet wtedy w szpitalu, czuwając przy nim po podaniu eksperymentalnego specyfiku, głęboko wierzył, że zadziała. Nie chciał myśleć, że może być inaczej.
Skrzywił się z bólem, jęknął i cicho zapłakał.

Cher Mark,

chcę, żebyś wiedział, że jest mi bardzo przykro. Żałuję. Bardzo żałuję tego w jakim jestem stanie, tego jak bardzo jestem bezużyteczny. Przepraszam Cię za moją postawę. Przepraszam Cię za to, że Cię zawiodłem. Przepraszam, że nie potrafię już dłużej być rycerzem. 
To ponad moje siły. Poddaje się, bo dłużej już nie podołam. Czuję się jakby cały ciężar mojego życia spadł mi na ramiona i przygniótł do ziemi. Nie mogę oddychać. Ledwie mam siłę chodzić. 
Dziękuję Ci za przyjemność poznania Ciebie. Byłeś pierwszą osobą, która dorównywała mi umiejętnościami i chcę, żebyś wiedział, że zawsze byłeś dla mnie ważną, bliską osobą. Od czasu naszego pierwszego spotkania, mimo, że nie przebiegło w przyjacielskiej atmosferze, czułem pewnego rodzaju więź z Tobą. Podejrzewam, że Ty również, aczkolwiek nie mogę być tego pewien, gdyż nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Mam nadzieję, że Ty również. 
Stałeś się dla mnie jakby bratem. Lubiłem z Tobą obcować, bo Ty najbardziej ze wszystkich innych, pobudzałeś we mnie te moje cechy, z których byłem najbardziej dumny. Moją siłę, wytrwałość, waleczność, męstwo i wolę działania. Wtedy najłatwiej było mi zapomnieć o chorobie. Jesteśmy tak podobni do siebie. Będąc przy Tobie i zdając sobie sprawę z naszych podobieństw, czułem się trochę bardziej normalny, trochę zdrowszy. 
Dziękuję Ci za wszystko co zrobiłeś dla mnie i dla mojej żony. 
Wybacz mi proszę, że nie będę mógł towarzyszyć Ci w drodze do realizacji wielkich celów. Ale proszę Cię również o to,byś z nich nie zrezygnował. 

Mark, życzę Ci wszystkiego, co najwspanialsze i jestem pewien, że osiągniesz wszystko, co zaplanowałeś. 

Nie żałuj mnie. 
Je suis heureux que je vais partir. 


Prends soin de toi, mon ami! 
Amicalement,
Daniel Alexandre Amadeus Sauvage


Mark przeczytał list kilkukrotnie, aż nie był w stanie pohamować płaczu. Złożył list i drżącymi dłońmi schował go do koperty. Oparł się o ścianę. Zacisnął oczy. 
- Bez mojego brata nie ma już żadnego planu. 
Świadomość, że był dla Daniela tak ważny, jak Daniel dla niego, sprawiła mu ulgę, ale i spotęgowała odczuwany ból. Poczuł się niesprawny, połamany, jakby ktoś mu odciął dłonie. 
Siedział tak dość długo, aż jego uszu dobiegł głos Harveya. Chłopiec obudził się i wiercił niespokojnie. Dostrzegłszy to, Mark poderwał się z ziemi i pobiegł do syna. 
- Harvey! Już, spokojnie... jestem przy tobie... - mówił. Złapał chłopca pod ramiona, ale ten nie dawał się łatwo uspokoić. Mężczyzna mocno przytulił go do siebie, gładząc po jasnej czuprynie. - To tylko zły sen, misiu.
- To nie był zły sen - jęknął płaczliwie Harvey. - Nie mogłem spać.
Mark ujął twarzy synka w dłonie. 
- Dlaczego? - zapytał łagodnie. 
- Czy mogę spać przy tobie, tato?
- Oczywiście, ale dlaczego boisz się spać sam?
- Oni... oni... oni patrzą jak śpię... śmieją się...
- Harvey, kto się śmieje?
- Nie wiem... czasem ich widzę, ale częściej tylko słyszę... Nie widzę ich twarzy, tylko ich cienie. Boję się. Kim oni są, tato?
Mark poczuł jakby coś ciężkiego wpadło mu do żołądka. Przysunął się do syna, tuląc go do swojej piersi. 
- Przy mnie jesteś bezpieczny - powiedział i odwrócił głowę, by chłopiec nie zobaczył przerażenia, które pojawiło się w jego oczach. 



MUSIC
Poprzedniego wieczoru:
Ogień w kominku i niewielka lampa postawiona na dębowej komodzie były jedynymi źródłami światła w przestronnym salonie. Ciemnozielone zasłony powiewały delikatnie przy uchylonych drzwiach tarasowych. Severus siedział na eleganckiej, skórzanej sofie, wpatrując się w trzaskające iskry. Był w domu w Greenwich. Swoim domu. Przekręcił się, by zmienić pozycję na bardziej wygodną. Podsunął nogi na sofę i oparł kark o małą, śliską poduszkę. Przymknął oczy.
- Masz ochotę? - usłyszał głos swojego ojca.
Tobiasz podał mu pękaty kieliszek białego wina i zajął miejsce obok. Przez dłuższą chwilę żaden z nich nic nie mówił, starszy mężczyzna jedynie przyglądał się synowi.
- Próbuję znaleźć przyczynę... tego, że zawsze w najbardziej ważnych dla mnie sprawach, popełniam jakiś błąd, który prowadzi do katastrofy i z owej sprawy zostają tylko zgliszcza - powiedział Severus. - Nie potrafię rozpoznać momentu, w którym popełniam błąd, widzę go dopiero wtedy gdy już jest po wszystkim i nie mogę go naprawić. Czy to dlatego, że nie zależy mi wystarczająco?
- Nie, to nie dlatego.
- Dlaczego więc?
Tobiasz zerknął w stronę jadalni. Tam przy długim stole jego żona i przyjaciel, Owen, rozmawiali oglądając stary album ze zdjęciami. Eileen wciąż obwiniała się o wszystko, co się stało przed laty, jednak on nie powtarzał jej nieustannie, że to przecież nie była jej wina. Chociaż prawda, nic by nie dała, więc zamiast tego każdego dnia starał się okazywać jej swoje oparcie w niewerbalny i bardziej skuteczny sposób. Uśmiechnął się. Było dobrze. Nie obwiniała się w sposób typowy dla ofiary, była na coś takiego zbyt silna. Miała do siebie pretensje, nieustannie wszystko analizowała i oceniała swoje zachowanie. Najbardziej nie mogła znieść faktu, że ktoś miał większą niż ona władzę nad tym co działo się w jej życiu. Doskonale to rozumiał, przecież robił dokładnie to samo. Wyczuła jego spojrzenie i też posłała mu uśmiech.
- Nie ma gotowej recepty na to jak ustrzec się przed błędami. Podążamy za tym, co uważamy za właściwe, za tym, co w naszym wyobrażeniu, zapewni nam zaspokojenie naszych pragnień. I dopiero dalszy bieg wydarzeń pokazuje, czy to wyobrażenie było prawidłowe.  - Położył dłoń na barku Severusa i zacisnął na nim palce. - Wiem, że mówisz o Lily. Wiem, że uważasz siebie za winnego temu co się stało.
- Nie mogę przestać.
- To dobrze.
- Dobrze?
- Tak, to świadczy o twojej miłości do niej. Tylko tak może się objawiać. Jestem z ciebie bardzo dumny. Potrafisz doświadczyć uczucia prawdziwej, głębokiej miłości, która nie słabnie pomimo  śmierci i upływu lat. To rzadkie i wspaniałe - dodał, pozwalając, by w jego głosie zabrzmiało wzruszenie.
- Nie sprawia, że czuję się wspaniale.
- Ach, oczywiście... Czujesz, że chciałbyś pozwolić jej odejść?
- Nie - zaprzeczył stanowczo. - Im jestem starszy, tym bardziej tylko się w tym upewniam. To nieprawda, że nie ma ludzi niezastąpionych. Można zastąpić czynności, które wykonują, ale nie człowieka. Rozumiesz, co mam na myśli? Mogę rozmawiać z innymi kobietami, mogę z nimi obcować, mogę z nimi sypiać, ale seks to tylko seks. Nie brakuje mi czynności, brakuje mi Lily. Tego, by po prostu była.
- To splot wielu różnych akcji, różnych decyzji doprowadził do takiego, a nie innego końca. Nie twoja pojedyncza decyzja, Sev.
- Ale to od niej się zaczęło.
- Tak ci się wydaje bo rozpatrujesz to  bardzo osobiście. Gdyby natomiast zapytać Lily... jestem przekonany, że stwierdziłaby, że zaczęło się od momentu, w którym postanowiła wykorzystać Jamesa Pottera, by zwrócić twoją uwagę po waszym rozstaniu.
- Nie musiałaby tego robić gdybym jej nie zostawił.
Tobiasz westchnął. Swoją drogą, zachowanie Severusa było potwierdzeniem sukcesu wychowawczego. Zawsze zależało mu na tym, aby nauczyć go  poczucia odpowiedzialności za swoje czyny. Udało się z nawiązką.
- Czuję się jakbym zostawił też Daniela - mówił dalej Severus. - Jakbym zostawił go w chwili, gdy najbardziej potrzebował mojej pomocy. Byłem tam, byłem blisko niego, a jakby wcale mnie nie było.
- Czujesz się tak, ponieważ to on nie pozwolił ci na udzielenie pomocy.
- Nie mogę tego znieść.
Ojciec zawahał się przez moment.
- Czy to znaczy, że zaakceptowałeś już jego śmierć?
- Nie.
- Trwanie w tej ułudzie jest niezdrowe.
- To nie jest ułuda, tato! Wiem, że nie mam żadnych dowodów, wiem, że zaprzeczam czemuś, przy czym byli świadkowie.  To ty mnie nauczyłeś, by nigdy nie zadowalać się oficjalną wersją, by szukać głębiej i mieć swój rozum.
- Właśnie. Rozum - rzekł z naciskiem.
Severus spojrzał na niego posępnie.
- Nie potrafię tego wyjaśnić, jeszcze nie potrafię tego wyjaśnić. Po prostu mam przeczucie, że on nie umarł. I znajdę potwierdzenie tego przeczucia.
Tobiasz upił łyk wina. Według niego postawa syna wynikała z ogromnego bólu, z którym nie potrafił sobie poradzić i dlatego jego umysł uczepił się myśli, która łagodziła cierpienie i kierowała emocje na inne tory, jak również dawała kierunek do działania.
- Wiem, że jest na to wyjaśnienie, które być może mam pod nosem, a nie mogę go dojrzeć. Nie rozumiem też dlaczego Daniel nie wtajemniczył mnie w szczegóły, ku temu też musiał być powód.
- Nie wtajemniczył cię? Severus, on chciał umrzeć i przekazywał to do otoczenia bardzo wyraźnie. Był ciężko chory. Ignorujesz fakty. Ja rozumiem, że nie zadowala cię to, co od razu widoczne... i rozumiem, że potrzebujesz czasu, ale musi przyjść moment, w którym przyjmiesz do wiadomości, że twój przyjaciel nie żyje.
- Uparłeś się, by mnie do tego przekonać?
- Nie, nie uparłem się, ale nie mogę bez słowa krytyki przyglądać się jak tracisz zdrowy rozsądek i trzeźwą ocenę sytuacji. Przy jego śmierci była jego żona, jego psychiatra i jego przyjaciel. Naprawdę widzisz w tym jakiś spisek, który był tylko kamuflażem?
- Tak. Nie. Nie wiem. Coś podobnego. Coś ewidentnie się nie zgadza.
Tobiasz odetchnął głęboko i na chwilę ukrył twarz w dłoniach.
- Sev, to trochę tak jakbyś był przekonany, że Lily wcale nie zginęła, ale zdążyła uciec z tamtego domu.
Severus skrzywił się.
- Nie mógłbym mieć takich podejrzeń, widziałem ją...
- Och, dzięki ci, Temido! Już spodziewałem się tezy, że to przecież mogła nie być ona, a jedynie ktoś, kto wyglądał tak jak ona.
Severus odwrócił się do niego ze szczerym zaskoczeniem w oczach. Nigdy nawet na coś takiego nie wpadł. Odruchowo rozważył taką ewentualność, ale niemal od razu odrzucił jako zbyt niedorzeczną.
- Ale tego typu spiski się zdarzają. Choćby sprawa mamy i ciotki Evelyn.
- Fakt, ale to wcale nie umniejsza absurdalności twojego przeświadczenia odnośnie do Daniela.
- Przekonasz się, że mam rację.
Odłożył na ławę w połowie pusty kieliszek i ponownie zapatrzył się w ogień. Dla kogoś postronnego, jego zachowanie mogło wydać się nudne i jałowe. Rozmyślanie nad tym samym wciąż i wciąż, a końca nie było widać. Próbował uchwycić coś nieuchwytnego. Szukał, chociaż nie wiedział czego. I próbował wszystko zrozumieć. Tobiasz przyniósł butelkę wina i uzupełnił ich kieliszki.
- Znam tę pozę - powiedział cicho. Severus oderwał wzrok od kominka i wyczekująco skierował go ku ojcu. Tobiasz westchnął.  - Miałeś dziewięć lat. Zabrałem cię na koncert Francisa Wevelle'a w Royal Festival Hall, był wtedy bardzo uznanym skrzypkiem i wiolonczelistą oraz aktywnym działaczem społecznym. Miał traumatyczne dzieciństwo i przeszedł długą i wyboistą drogę na szczyt. Jako dorosły człowiek, który już odnosił sukcesy, założył fundację wspierającą młodych zdolnych pochodzących z patologicznych rodzin. Został zamordowany pięć dni po tamtym koncercie. Znaleziono go w sali prób Filharmonii, morderca poćwiartował jego ciało tak, by zmieściło się do futerału na wiolonczelę. Potem znaleziono sprawcę, jednak okazało się, że było to morderstwo na zlecenie. Z tego co pamiętam nigdy do końca nie wyjaśniono komu Francis przeszkadzał. Pamiętam dzień, w którym mówili o tym w radiu, tuż po odnalezieniu ciała. Siedziałeś w moim gabinecie z identyczną miną i w identycznej pozie. Pierwszym co powiedziałeś było pytanie...
- Tato, dlaczego ktoś chciałby skrzywdzić kogoś, kto tworzył wspaniałe rzeczy? - dokończył Severus. - Pamiętam to.
- Pamiętasz co ci odpowiedziałem?
- Tak. Przez chwilę nic nie mówiłeś, odłożyłeś kawę i stos jakichś papierów, kucnąłeś przy mnie i powiedziałeś: Niektórzy ludzie stają się obiektem polowań. Z różnych względów... zazdrość, złość, chciwość, szaleńczy podziw. Ludzie wyjątkowi są narażeni na większe niebezpieczeństwa i dlatego muszą być silniejsi i najbardziej ostrożni. Ty musisz być silny i ostrożny bo będziesz jednym z nich. Zawsze dbałeś o moją samoocenę.
Tobiasz przytaknął.
- Poznałeś niesamowitego człowieka, który miał wielki wkład w twoje życie. Nie pozwól, by efekty jego pozytywnego wpływu na ciebie, umarły razem z nim.
- Jeżeli jego śmierć okaże się faktem, poczucie winy wobec niego będzie ze mną już zawsze, tak jak poczucie winy w stosunku do Lily. - Wziął głęboki oddech. - Opowiadałem ci o zwierciadle Ain Eingarp... Daniel powiedział, że widział w nim Alayę, wtedy jeszcze był przekonany, że ona nie żyła. Jednak teraz wiem, że wtedy nie wyznał mi całej prawdy, widział w tym lustrze coś więcej. Gdy ja pierwszy raz w nie spojrzałem, niczego nie zobaczyłem. Pusta, gładka tafla. Daniel wytłumaczył mi, co to mogło odzwierciedlać. Po śmierci Lily przestałem pragnąć czegokolwiek, koncentrowałem się tylko na swojej odpowiedzialności. Musiałem żyć według chłodnej kalkulacji, nic więc dziwnego, że nie było miejsca na nic innego, starałem się nie tyle maskować, co zabijać każdy przejaw intensywnych emocji... - napił się, przez chwilę milczał. - Po śmierci Lily i po tym jak Dumbledore zabrał Harry'ego do Dursleyów... zamknąłem się i płakałem przez chyba parę dni. Cały czas pamiętam to jak się wtedy czułem. Jakbym nie mógł oddychać. Jakbym nic nie miał i sam był niczym. Potem była już tylko pustka. Dziesięć lat emocjonalnej pustki.
- A teraz?
- Teraz... nie wiem czy potrafię jeszcze zabijać uczucia. Nie robię tego, nawet nie próbuję, chyba odruchowo przestałem.
- Czy wiesz kiedy?
- Tak. Gdy uświadamiałem sobie jak wiele się zmieni gdy Harry dowie się, że jestem jego ojcem, a w tym czasie ja dowiedziałem się o chorobie Daniela. Prawda jest taka, że nie przeżywając emocji czułem się o wiele silniejszy. Nie lubię emocji, nigdy nie przyniosły mi nic dobrego.
- Nie taka jest ich rola. To reakcje, po prostu są.
Severus zamknął oczy. Jego ojciec miał rację: emocje, uczucia to była niewymienna i niezbędna część ludzkiego oprogramowania. Cena inteligencji.
Nagle coś sobie przypomniał.
- Gdy czytałem regulamin, była tam wzmianka odnośnie do programów, które tyczą się agentów zaangażowanych w operacje o podwyższonym zagrożeniu, ale nie było nic dokładnego. Nic o tej eliminacji z normalnego funkcjonowania w stanach zwiększonego niebezpieczeństwa przechwyceniem informacji. Na czym to dokładnie polegało?
Tobiasz zawahał się. Dawkował synowi prawdę w porcjach, które wydawały mu się odpowiednie, ale zawsze w końcu przychodzi czas na tę ostatnią.
- To ci się nie spodoba.
- Domyślam się.
- Pozorowane wypadki, śmierci i wszystkie temu podobne rzeczy to bujdy na użytek MI6, głównie rodzin agentów, są dobrą zasłoną. W rzeczywistości... cóż...


- Eileen? - zawołał, przechodząc przez korytarz. 
Dom wydawał się pusty, co wcale nie było wielkim zaskoczeniem. Zerknął na ostatnie kartony z dokumentami, które zamierzał zabrać po rozmowie z żoną, a następnie skierował się do salonu. Tam jednak czekał na niego ktoś inny. 
- Witaj, agencie Snape. Jesteśmy z oddziału...
- Dobrze wiem skąd jesteście, ale czy mogę się dowiedzieć co robicie w moim domu? 
Czterej mężczyźni, ubrani całkowicie na czarno wymienili krótkie, porozumiewawcze spojrzenia. Dwaj z nich stali przy oknie, dwaj przy drzwiach. 
- Chodzi o sprawę z CIA. Zarządzono, iż wszyscy zaangażowani agenci mają poddać się procedurze MUTE. Nie możemy zwiększać zagrożenia przejęcia danych, to zbyt ważne. 
- Nie mogliście wybrać gorszego momentu - mruknął.
- Właściwie to starannie analizowaliśmy sytuację, by wybrać najlepszy moment.
- Najlepszy dla MI6.
- W istocie. Procedura MUTE jest tajna do momentu, w którym należy się jej poddać, a więc gwoli wyjaśnienia. Agencie Spittrer.
Niezbyt wysoki, ale szeroki w barkach i potężnie zbudowany mężczyzna, do tej pory nonszalancko opierający się o regał z książkami, wyprostował się i przeszedł na środek salonu. 
- Agent poddający się procedurze MUTE zostaje przetransportowany do specjalnego, pilnie strzeżonego ośrodka MI6, gdzie przez wyznaczony przez MI6 czas będzie pobierał naukę, odbywał ćwiczenia... i tak dalej. Podczas pobytu w placówce agentowi zabrania się wszelki kontakt z rodziną czy znajomymi, zabrania się również opuszczania ośrodka. Niesubordynacja jest surowo karana. 
- Jaki czas?- spytał cicho Snape.
- Och, to zależy od danej sprawy i istniejącego zagrożenia.
- Jaki czas? - powtórzył. 
- Około pięciu lat. 
Tobiasz przybrał wyraz twarzy, który w najmniejszym stopniu nie zdradzał jego myśli. Próbował pohamować narastającą wściekłość. Sprawa z CIA. On i Owen Rogers byli w grupie 5 agentów, którzy infiltrowali jedną z komórek CIA. Praca była bardzo niebezpieczna i nawet bardziej niż w innych misjach musieli dbać o najdrobniejsze szczegóły. Gdyby tylko CIA zorientowało się w ich działaniach, miałoby to poważne konsekwencję, wpływające nie tylko na zachwianie współpracy międzynarodowej i antyterrorystycznej. 
Pomyślał o Severusie, który w tym czasie czekał na niego w samochodzie kilkaset metrów dalej i o niczym nie miał pojęcia. Mógł zgodzić się na pięć miesięcy, ale nie na pięć lat. 
- Odmawiam - powiedział głośno i wyraźnie. 
Agencie nie byli zaskoczeni. 
- Cóż... ma pan taką możliwość, jednakże... odradzałbym - rzekł Spittrer. - Odmowa wiąże się z pewnymi konsekwencjami. Agent ma do wyboru poddać się procedurze MUTE, odmówić poddania się procedurze MUTE i poddać się procedurze przyjęcia nowej tożsamości, co wiąże się z zerwaniem dotychczasowego życia i wyjazdem poza terytorium Wielkiej Brytanii. Czy druga opcja panu odpowiada, agencie Snape?
- Nie odpowiada. 
- Tak podejrzewałem. Pozostaje więc trzecia. Agent nie wyrażający zgody na poddanie się wskazanym procedurom zostaje wyeliminowany...
Snape powstrzymał westchnienie, właśnie tego się domyślał. 
- Mój syn ma szesnaście lat i ma tylko mnie, jeżeli sądzicie, że zgodzę się na...
- Może powtórzę. Agent nie wyrażający zgody na poddanie się wskazanym procedurom zostaje wyeliminowany, a w raz z nim najbliższa jego rodzina. Względy bezpieczeństwa i dyskrecji. 
Nawet nie drgnął. Nie pokazywał jakie emocje wzbudzała w nim ubrana w oficjalne i eleganckie słowa groźba. Jeżeli się nie zgodzi, zabiją i jego i jego syna. Owen często powtarzał "pieprzone MI6". Miał rację. 
Obrzucił pokój uważnym spojrzeniem, agenci byli uzbrojeni, ale on też. W myślach analizował czy byłby w stanie stworzyć opcję czwartą. 
- Z grzeczności pozwolę sobie dodać - wtrącił najniższy agent - że zadbaliśmy o powodzenie tej operacji. Agenci na zewnątrz czekają tylko na nasz znak. 
Oczywiście. Natychmiast porzucił rozważania o czwartej opcji, nie mógł narażać Severusa na atak z ich strony. Jechali za nimi już od dworca. 
- Więc? Którą opcję pan wybiera?
- Pierwszą - oparł przez zaciśnięte zęby. - Chcę wiedzieć co powiecie mojemu synowi. 
- Fantastycznie. Proszę się nie martwić, dla każdego mamy oddzielną i bardzo wiarygodną historię. I będzie bezpieczny. Przecież pan wie, jak MI6 troszczy się o bezpieczeństwo swoich agentów i ich rodzin. I nie ma powodów, byś martwił się o swoją karierę prawniczą. Akta lat przypadających na procedurę MUTE zostaną przepełnione danymi o pełnej sukcesów pracy za granicą. 
- Czy odbyliście już tę rozmowę z pozostałymi zaangażowanymi w projekt?
- Prawie, został jeszcze Rogers. - Spittrer zerknął na zegarek. - Za chwilę będzie musiał podjąć decyzję, jednakże... z nim sytuacja wygląda trochę inaczej. M uznał, że jeden z agentów powinien być wyłączony z procedury MUTE, oparł tę decyzję o sytuację rodzinną i zapotrzebowania biura na działania danego agenta. Wahał się pomiędzy tobą, Snape, a Rogersem. Wybrał Rogersa z jednego powodu. 
- Jakiego?
- Ty rozstajesz się z żoną, masz jedno dziecko, prawie pełnoletnie, Rogers ma pełną rodzinę w tym jedno kilkuletnie dziecko.

- Gdy rozmawiali ze mną - zaczął Owen, podchodząc do Severusa i Tobiasza. - nic nie powiedzieli mi o tym, że zostałem wybrany do odsunięcia od MUTE. Przedstawili mi te trzy opcje, a ja... poczułem panikę, wiedziałem, że inni byli już u was i zacząłem błagać ich o odstępstwo, zacząłem mówić o Kyle'u, o Olivii i o tobie, Sev. Powiedziałem, że zrobię wszystko jeżeli pozwolą mi zostać z rodziną i zaopiekować się tobą. Parszywe, pieprzone gnojki - dodał. Dolał wina do swojego kieliszka i usiadł na ramieniu fotela.
- Czego od ciebie chcieli w zamian? - zapytał Severus.
Rogers machnął ręką.
- Absolutnego poddaństwa, a czegóż by innego. Większość odpracowałem w ciągu piętnastu kolejnych lat. Zmieniali się M, ale akurat Mallory nie jest tak popieprzony jak jego poprzednicy, by dalej rozliczać z tamtej sprawy. Chyba najbardziej go lubię z tych, z którymi mieliśmy do czynienia.
Tobiasz przytaknął.
- Tak, ja również.
- Co to był za ośrodek?
- Podobny do głównej siedziby MI6, mniejszy, więcej sal szkoleniowych i wykładowych. Zlokalizowany na północy Szkocji. Coś jak tajna akademia, zapewniali wszystko. Piękne wnętrza, najwyższej klasy żywienie, sztab lekarzy, można wybrać jakie tylko kursy się chce. Można robić doktorat jeżeli studiowało się na Oxfordzie lub Cambridge. Z ich ramienia można też realizować studia magisterskie.
- Co wybrałeś?
- Fizykę, psychologię, historię i doktorat z prawa. I cztery języki. Pomimo oficjalnego zakazu, udało nam się pozostać w stałym kontakcie.
- Przekonywałem ich, że potrzebował informacji o swoim dorastającym synu.
- Więc byłeś na bieżąco?
- W miarę, tak.
Severus spojrzał na Rogersa.
- Wstyd mi za moje zachowanie w czasie kiedy u was mieszkałem.
Mężczyzna uśmiechnął się do niego ciepło. Pokręcił powoli głową.
- Byłem strasznie wściekły na to, że nie mogłem ci niczego powiedzieć. Wiedziałem, że wiesz, że nie mówię wszystkiego i miałeś prawo czuć się oszukiwany. Melissa też bardzo to przeżywała, ale nie to było najtrudniejsze. Kompletnie nie wiedzieliśmy już jakich słów używać, nic do ciebie nie docierało, jak grochem o ścianę. Ciągle tylko: "Nie rozumiem dlaczego się mną przejmujecie, po prostu przestańcie". Tragedia - jęknął ze śmiechem. - Dalej masz problem z tym, by przyjąć czyjąś troskę.
- Ale już mniejszy - odparł Severus i sięgnął po swój kieliszek.


Kolejna zasługa Daniela, pomyślał zerkając na kopertę. Był tak uparty i zaangażowany, że Severus nie miał innego wyjścia jak przyzwyczaić się do jego troski i do tego, że mógł być ważny jeszcze dla kogoś poza jego ojcem i Lily.
Upewnił się, że drzwi od przedziału są zamknięte i rozejrzał się. Wnętrze było bardzo eleganckie, utrzymane w stylu lat trzydziestych. Wysoko położona koja z gładką, ozdobną pościelą, szeroki drewniany blat, na blacie szklana butelka z wodą, szklanka, a obok lampa i umywalka z lustrem.
Położył torbę na podłodze, zasunął kotary przy oknie, następnie usiadł na łóżku. Zdecydowanym ruchem rozerwał kopertę i wyciągnął list.

Cher Severus,
bardzo pragnąłbym, abyś wybaczył mi moje zachowanie w ostatnich tygodniach. Odsunąłem się od Ciebie bo nie czułem się na siłach, by móc spojrzeć Ci w oczy. Za bardzo jest mi wstyd. I wstyd mi za to, że nie mam sił. Wstydzę się tego, że nie potrafię z Tobą porozmawiać i wyjaśnić. 
Proszę wybacz mi to, że Cię oszukałem. Wybacz, że przez te wszystkie lata, które się znamy, nie wyznałem Ci prawdy. Starałem się jak tylko potrafiłem, by być dla Ciebie dobrym przyjacielem, ale teraz, gdy wiesz o chorobie, czuję, że to wszystko nie miało znaczenia. Tak jak powiedział mój ojciec, cokolwiek zrobię, to nie będzie miało wartości. 
Niczego więcej już nie chcę. Niczego więcej nie mogę chcieć, nic więcej nie mogę zrobić, nawet gdybym nie był przepełniony pragnieniem śmierci. Jak wiesz, mój stan zdrowia jest w opłakanym stanie. Tak naprawdę, to bardzo ułatwiło mi decyzję. Przyszła naturalnie. 
Dziękuję Ci za lata przyjaźni, za wspaniałe przygody, za wszystkie rozmowy. 
Dziękuję Ci za to, że mogłem Cię poznać. 
Jeżeli pomimo kłamstwa i prawdy, moje słowa mają dla Ciebie jakieś znaczenie, chciałbym Cię o coś poprosić:
Nigdy się nie poddawaj.
Nigdy nie rezygnuj ze swoich ambicji.
Zawsze walcz do końca. 
Możesz zrobić wszystko. 

PS: Zapoznaj się z testamentem, pozwoliłem sobie wpisać Ciebie jako jednego ze spadkobierców. Jeżeli zrobiłem dla nauki coś dobrego, Ty jesteś najlepszą osobą, by kontynuować moją pracę. 
Le diable est dans les détails. 


Prends soin de toi, mon ami!
Amicalement,
Daniel Alexandre Amadeus Sauvage 

Severus zamrugał kilkukrotnie i potarł oczy koniuszkiem palca. Wstał z łóżka i nachylił się do okna, pociąg właśnie ruszał z dworca King's Cross.
- Nie poddam się i gdziekolwiek teraz jesteś, znajdę cię. Wiem, że żyjesz - szepnął.
Zgiął list w połowie, kolejny raz i jeszcze jeden, potem wetknął go do wewnętrznej kieszeni marynarki.



Leonel zakończył grę mocnym akordem. Uniósł do góry podbródek i zamykając oczy, pozwolił sobie w pełni rozsmakować się w ostatnich dźwiękach. Gdy nastała cisza, ściągnął dłonie z klawiatury, głęboko odetchnął.
- To jedna z moich nowszych kompozycji. Zacząłem opracowywać ją tuż po Gali Mistrzowskiej i niedawno ukończyłem, chociaż... szczerze mówiąc, nie chciałem jej kończyć. Chętnie dopisałbym jeszcze wiele, wiele taktów. Jest wyjątkowa. Jedyna w swoim rodzaju. Czy zauważyłaś ton melodii? Chciałem uchwycić tragedię, jak również piękno i potęgę. - Spojrzał na Alayę. Siedziała skulona na skórzanej sofie, prawie bez ruchu i bez żadnych emocji na twarzy. Dalej nie wypowiedziała ani jednego słowa od śmierci Daniela. - Czasem nuty potrafią lepiej opisać nasze doznania, aniżeli słowa.
Wstał, zabrał swój pusty kieliszek i powoli podszedł do Alayi. Zajął miejsce obok niej. Przez kilkanaście minut siedzieli w ciszy, którą zakłócało jedynie ciche mruczenie śpiących kotów, które ułożyły się na poduszkach foteli. Celter zamknął oczy, dłonią odnalazł dłoń Alayi. Po chwili poczuł jak zacisnęła na niej swoje palce.
- Dziękuję - powiedziała. Jej głos brzmiał dziwnie, jak stara, roztrojona pozytywka i jakby coś przyduszało jej gardło. - Za wszystko. - Odwróciła się do niego, a on do niej. - Ten utwór jest piękny. I idealny.
- Jeszcze go nie nazwałem. Niezwykle trudno jest znaleźć imię dla rzadkiego zjawiska. Może to nawet krzywda, by próbować w jakiekolwiek sposób je określać. Prawdziwie rozkwitnąć mogą tylko gdy są wolne. I nieudomowione.
Położył drugą rękę na jej dłoni.
- Nie zamierzam się zabić - powiedziała, tym samym utwierdzając go w przypuszczeniach. - Samobójcy nie chcą kończyć życia, chcą by skończył się ich ból. Ja nie chcę by mój ból się skończył. Nigdy. To wszystko co mam.
- Tylko przez ból możesz wciąż okazywać swoją miłość do Daniela.
- Tak.
- Staram się znaleźć swój sposób. Chcę zachować tę przyjaźń tak długo jak długo będzie biło moje serce.
Uśmiechnął się, oparł kark o zagłówek i skierował spojrzenie na śpiące koty. Przypomniał sobie jak bardzo Daniel kochał zwierzęta. Może miało to związek z tym, że one nie kwestionowały jego wartości, lubiły go takim jaki był.
- Co się stało z twoimi włosami, Leo? - spytała, poprawiając mu ułożenie kosmyków. Naturalnie jasnobrązowe, stopniowo siwiały w miarę upływu czasu od momentu, w którym ostatnio pił krew. Podobnie działo się z jego zmarszczkami, które stawały się bardziej głębokie.
- Długo już nie piłem mojego ulubionego wina.
- Dlaczego?
- Odruchowo. W formie żałoby.
Patrzyła się na niego tymi przekrwionymi i zamglonymi zielonymi oczami, w których pojawił się nagle promyk ciekawości.
-  Twój ulubiony napój. Chcę żebyś mi pokazał jak to robisz.
- Krew zabieram ze szpitala lub laboratorium, a potem... - przerwał, bo właśnie domyślił się, że nie to miała na myśli. - Bardzo dawno już nie piłem... od źródła.
- Dlaczego?
- Ponieważ jest w tym pewna intymność, której nie chcę dzielić z byle kim. Także czasy się zmieniły, nie tak łatwo o nowe źródła, szczególnie gdy mają być jednorazowe.
- Chcę żebyś mi pokazał.
MUSIC
Na usta Celtera wpłynął uśmiech rozochocenia. Spodziewał się, że gdyby wyjawił jej wszystkie szczegóły o tym jak przebiegało wysysanie krwi z ofiary, nie byłaby już do tego chętna. Toteż nie powiedział całej prawdy i postanowił przerwać w odpowiednim momencie.
Przysunął się do niej, odrzucił jej włosy do tyłu. Objął dłonią jej szyję, kciukiem podtrzymując podbródek. Była jak porcelanowa lalka w jego rękach, całkowicie poddana jego ruchom. Zbliżył twarz do jej skóry. Najpierw delikatnie przejechał po niej zębami. Przy takiej bliskości i dzięki wyczulonym zmysłom, wyraźnie słyszał jej tętno. Poczuł jak jego kły wysuwają się nieznacznie, by ułatwić ukąszenie. Przymierzył się i  zagryzł zęby na jej szyi. Jęknęła cicho, ale bardziej z emocji niż bólu. Poczuł jak krew napływa mu do ust, a jego własna w żyłach zaczęła płynąć szybciej. Przylgnął do niej całym ciałem i przyssał się mocniej. Już nie pamiętał kiedy ostatnio pił krew prosto od żywego człowieka! Smak natychmiast przypomniał mu jak rozkoszne to było doznanie. Krew była przepyszna, ale ten smak był inny od tego, do którego się przyzwyczaił, inni od wszystkich smaków, które znał. Minęło kilkadziesiąt lat, a może nawet więcej niż sto. Na moment oderwał usta, by zaczerpnąć powietrza. Odetchnął z ekstazą i ponownie wbił kły. Czuł jak jego serce bije mocno i rytmicznie, coraz intensywniej czuł swoją krew.
Przy wysysaniu krwi od żywego człowieka, lub takiego, który niedawno zmarł, u człowieka takiego, jak Leonel, którego homeostaza uzależniona była od pobierania z otoczenia obcej krwi, którą następnie jego organizm potrafił przekształcić w życiodajną substancję, która powodowała odnawianie się tkanek i zatrzymywała proces starzenia, dochodziło również do pobudzenia podwzgórza, które między innymi, odpowiedzialne było za popęd seksualny i odczucia emocjonalne. Leonel jakby zanurzył się w esencji przyjemności. Krew Alayi była dla niego niczym ambrozja. Przestał się kontrolować. Gdy Alaya, nie mając już sił, opadła z klęczek na sofę, on nachylił się nad nią i dwiema dłońmi złapał jej szyję, żeby przyssać się w najbardziej wygodnej dla siebie pozycji. Krew była ciepła i lepka. Lizał skórę wokół rany, nie chcąc stracić nawet kropli. Czuł coraz większe podniecenie. Ona oddychała głośno, nieprzytomnym wzrokiem błądząc po pomieszczeniu. Zbliżyła do niego rękę, by pogładzić go po policzku. Czując jej zimny dotyk Leonel wyrwał się z trasu i uświadomił sobie, do czego zmierzał. Oderwał się od niej. Ciężko dyszał, całą twarz od nosa w dół przyozdabiała krew, jej strużki spływały po jego szyi. Pobudzone były wszystkie jego strefy erogenne,
Zamknął oczy. Nie zdążył odsunąć się od Alayi, ponieważ ona ponownie pogładziła go po twarzy, zniżyła dłoń do jego szyi, aż natrafiła na krawat, na którym zacisnęła palce i za który z całej siły przyciągnęła Leonela do siebie. Pocałowała go. Leonel porzucił wszelką próbę myślenia i zaczął całować ją równie intensywnie, jak intensywnie pił chwilę wcześniej jej krew. Wszystko wokół jakby się zamazało, a on sam ledwie widział na oczy. Rozwiązała  krawat i szybko zaczęła rozpinać guziki jego koszuli i kamizelki. Zrzucił z siebie marynarkę. Złapał ją mocno za tułów i razem z nią podniósł się z sofy. Podtrzymywał ją pod udami i przy szyi. Nie przerywając pocałunków, posadził ją na swoim biurku. Jego szkicownik i teczki z dokumentami upadły na podłogę, Przesunął dłońmi po jej plecach, szukając zamka od spódniczki, gdy ją wreszcie zlokalizował zdarł ją z Alayi, to samo zrobił z jej koronkowymi figami, a następnie wziął ją na ręce.
Kiedy dotarli do jego sypialni, nie przerywając dotyku, Leonel ściągnął z siebie spodnie i skarpetki, zdarł z Alayi bluzkę. Oparła brodę o jego bark, dłonie kładąc na jego biodrach, powoli, jakby trochę ostrożnie zsunęła jego bokserki. On jedną ręką poradził sobie z zapięciem jej stanika. Wplótł dłoń w jej włosy. Całowali się żarliwie i jakby byli bardzo siebie spragnieni. Oboje czuli taką pożądliwość i przyjemność, jakiej żadne z nich nie doświadczyło nigdy wcześniej.


---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Soundtracks:
Corpse Roads - Keaton Henson
Prelude No. 15 in D flat major Op. 28 - Chopin
Ladder Song - Lorde
Sicilienne for cello and piano Op. 78 - Gabriel Faure
Slept so long - The Vampire Lestat

La petit mort - the little death to idiom orgazmu. Termin ten używany jest do opisywania stanu nieświadomości po orgazmie, jaki doświadczają ludzie po przeżyciach seksualnych.

Komentarze mile widziane, PYTANIA wyczekiwane :).

5 komentarzy:

  1. Bardzo dziękuję CI za komentarz. Jak zobaczyłam kto napisał bardzo się zdziwiłam i ucieszyłam. Bo czytam Twojego bloga od bardzo dawna i wyczekuje kolejnych rozdziałów.
    Lecę nadrabiać najnowszy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie tak już Ciebie pamiętałam z fb i chyba z aska. :) Będę często do Ciebie zaglądać, przyjemnie nawet popatrzeć na takie kulinarne cuda! Twój wkład pracy i efekty robią wielkie wrażenie.

      Usuń
  2. Kochana! <3
    Wiem, że pragniesz mojej relacji i opinii po lekturze, a komentarze to jest to, co Sary lubią najbardziej, zatem skrobię Ci komentarz!
    Zacznę trochę od końca, a potem będę skakać jak królikeł po wątkach.

    Ekhem, LEONEL! <3
    Najchętniej to bym zepchnęła Alayę z kanapy i sama się tam wcisnęła! Ale niestety nie można mieć wszystkiego, więc mogę jedynie nasycić moje oczy i wyobraźnię sceną +18 z moim krwiopijnym ulubieńcem w roli głównej. Muszę Ci oddać, że co jak co, ale takie sceny umiesz napisać - jest erotycznie, ale ze smakiem, bez wulgarności w opisie i nawet medyczne słówka nie sprowadzają tego momentu do zupełnej fizyczności. Me gusta bardzo, chociaż Piesaya jest zazdrosna o Alayę, a konkretnie o jej miejsce w tej scenie.

    BTW Ciekawe jaką dietę zaproponuje Leonel Alayi, żeby po takim ucztowaniu nie zapadła na zdrowiu. :3

    Listy Daniela; nie wiem dlaczego, ale najbardziej wzruszył mnie list do Leonela i Marka, tego drugiego zwłaszcza, bo byłam ciekawa jak Daniel widzi Marka, czy rozumie, że zachowanie Denta wobec niego to rodzaj gry i Dent tak naprawdę odczuwa ich relację zupełnie inaczej. List do Leonela też był poruszający, ale taki bardziej uroczy na zasadzie: "Oho, ktoś lubi biesa! Oho, bies jest przyjacielem! Uszanowanka wiele!"
    Niepokojąca na koniec ta wizja Daniela w rozmowie z Leonelem jeszcze bardziej mnie podkręciła! Już nie mogę się doczekać aż bies wyruszy na łowy! Zastanawia się też, czy po takim, khem, posiłku te wizje wzmogą się czy też czasowo ustaną, bo mam wrażenie, że niedobór wina Leonela i jego wizje Daniela są ze sobą powiązane. :>

    Mark, jejku, jak ja go lubię czasami zobaczyć od tej ludzkiej strony. Jego spojrzenie na Daniela jest zupełnie wyjątkowe i jestem pełna podziwu, że mógł tak idealnie wręcz udawać niechęć wobec niego, wszyscy w to uwierzyli, perfekcyjny aktor w perfekcyjnym scenariuszu. Zaś mały Harvey - jego słowa są niczym preludium do dobrych "horror game", a wierz mi, że jestem fanką gatunku i z przyjemnością poczytałabym jakiś fragment z perspektywy Harveya jak on opisuje to, co widzi i słyszy. Chcę znów się bać czytając SSTDK! :D

    Snape i jego rozkminy; nie wiem dlaczego, ale od jakiegoś czasu, mimo akcji z MI6 i szpiegowania mam wrażenie, że Severus zjechał na drugi tor ze względu na śmierć Daniela i całą otoczkę. To dobrze, że wraca do korzeni i będzie dużo akcji z nim, ponieważ najbardziej lubiłam Snape'a jeszcze ze starych czasów, gdy szpiegował intensywnie dla Dropsa i Toma, gdy napięcie było nie do zniesienia. Teraz Snape siedzi i rozkminia, a jak wiadomo, co za dużo to niezdrowo, więc Severus powinien wrócić do akcji! Od nadmiaru czasu i myślenia mam wrażenie, że blaknie i niknie. Jest też coś takiego, że wpędzanie się w pętlę rozkmin o swoim życiu nie pomaga, czasami wręcz unieszczęśliwia, a praca i zajęcie najlepiej oczyszczają myśli i je porządkują. Serio, wiem z doświadczenia. :D

    To tyle z pierwszych refleksji, pewnie teraz to mnie zbombardują na asku, a całą resztę jeszcze obgadamy! <3

    Uściski!
    ~Saya

    PS Zbieram się w sobie, żeby pisać. Trzymaj kciuki. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam, że zwracam głowę, ale... Kim jest mężczyzna który gra Severusa?! Po prostu muszę typ wiedzieć!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brytyjski aktor Chris Bale :). Niektóre filmy z jego udziałem to trylogia Batmana w reżyserii Nolana, American Psycho, Equilibrium.

      Usuń