NEXT CHAPTER


.

.

24.05.2014

60.
Un autre mensonge

Severus wpatrywał się w blat swojego biurka, pozwalając myślom błądzić swobodnie. Kłębiła się w nim tak różnorodna mieszanka uczuć, że nie potrafił określić jak się czuł. Po kilku minutach wstał, zabrał książki i skierował się do wyjścia. Akurat rozbrzmiał dzwonek obwieszczający rozpoczęcie kolejnej lekcji. Ze zdziwieniem przyznał w duchu, że nie odczuwał takiego stresu jak się spodziewał. Przystanął przed progiem sali, obserwując jak uczniowie wyjątkowo hałaśliwie zajmują swoje miejsca. Rozmawiali, nie zdając sobie sprawy z tego, że nauczyciel był już na miejscu. Jeden z nich w taki sposób wypowiedział się o Danielu, że Severus od razu poczuł pragnienie, by ugodzić go jakąś okrutną klątwą. Zamiast tego wszedł do środka i trzasnął drzwiami, a w sali od razu zapanowała cisza. Energicznym krokiem przeszedł przez pomieszczenie i omiótł ich chłodnym spojrzeniem. Harry zajął swoje stałe miejsce i jako jedyny nie wydawał się spięty. Widocznie zadowolony przeglądał podręcznik, jakby nie dostrzegając niczego innego. 
- Wstań, Ruthford -  powiedział cicho Severus, zwracając się do siedzącego w drugiej ławce Puchona. 
Chudy, jasnowłosy i piegowaty chłopak łypnął na niego i powoli podniósł się z krzesła. 
- Czy masz odwagę powtórzyć swoje słowa sprzed chwili?
Snape mówił spokojnie ale oni dobrze już znali ten ton jego głosu. Jednoznacznie wskazywał na wielkie kłopoty. Robert Ruthford wzruszył ramionami.
- Nie  wiem o czym profesor mówi - odparł, nieudolnie siląc się na nonszalancję. 
- Spakuj swoje rzeczy i wyjdź z mojej sali.
- Słucham?
Teraz już wszyscy przyglądali się tej wymianie zdań. 
- Powiedziałem, żebyś spakował swoje rzeczy i wyszedł - powtórzył nieco ostrzej.
- Dlaczego? Nie rozumiem...
- Wcale mnie to nie dziwi. Chyba niewiele rzeczy rozumiesz, prawda? Nie rozumiesz, że ludziom mądrzejszym i bardziej zasłużonym od ciebie należy się szacunek. W karygodny sposób wypowiadasz się na tematy, o których nie masz najmniejszego pojęcia. Nie będę tolerował chamstwa i głupoty i właśnie dlatego masz opuścić klasę. Nie wyrażam zgody na to, byś uczęszczał na moje lekcje. Wyjdziesz, a dzisiaj wieczorem udasz się do profesor McGonagall by dowiedzieć się jaka kara w ramach szlabanu zostanie na ciebie nałożona. 
Ruthford wymamrotał coś niezrozumiałego.
- Wyjdziesz sam czy mam cię własnoręcznie wyrzucić?
- Nigdzie nie idę - burknął uczeń. Usiadł i skrzyżował ramiona. - Mam odpowiednie wyniki z suma więc mam prawo do tego, by być na tej lekcji. 
Severus wykrzywił usta i spojrzał na niego dokładnie w taki sam sposób w jaki bazyliszek patrzył na swoje ofiary. Harry z trudem powstrzymał chichot, przyglądając się jak jego ojciec podchodzi do ucznia, łapie go za szatę i  zupełnie nie zwracając uwagi na jego szamotanie się i głośne protesty, brutalnie wyrzuca go za drzwi. Harry był jednym z nielicznych, których ta scena rozbawiła, większość uczniów wydawała się przerażona. Nie było lekcji podczas której nie musieliby wysłuchiwać uszczypliwych komentarzy nauczyciela, ale jeszcze się nie zdarzyło, by Snape któregokolwiek ucznia potraktował przy użyciu siły.  Do tych, którzy mieli wcześniej jakieś wątpliwości, dotarło, że wypowiadanie się przy Severusie Snape'ie o Danielu Sauvage w kpiący sposób to działanie godne kamikadze. 
- Czy ktoś jeszcze chciałby się podzielić swoją jakże ważną opinią? - spytał Severus, wróciwszy na podest.
Odpowiedziała mu cisza. 
- Świetnie - podsumował i od razu przeszedł do tematu zajęć. - Czy ktoś wie cokolwiek o Eliksirze Aridowym?
Hermiona  z trudem opanowała chęć podniesienia ręki.
- To eliksir odkażający rany jeżeli dobrze pamiętam - odezwał się Draco.
- Dziesięć punków dla Slytherinu. Przepis znajdziecie na stronie jedenastej.
Gdy wszyscy zabrali się do pracy, Severus usiadł przy swoim biurku i przez dłuższą chwilę zastanawiał się nad tym, co zrobić. Spojrzał na Harry'ego, który w spokoju i skupieniu kroił aloes. Przyglądał mu się aż do chwili gdy rozległo się głośne pukanie do drzwi. Otworzyły się powoli, do sali nieśmiało zajrzał Ron Weasley.
- Przepraszam,  ale profesor McGonagall prosiła,  by wezwać profesora i Harry'ego do gabinetu dyrektorskiego. 
Harry przerwał mieszanie w kociołku i zerknął niepewnie na przyjaciela. Ten wzruszył ramionami, na znak, że nie wie w jakim celu to wezwanie. 
- Draco - zwrócił się do Malfoya Severus - Pilnuj porządku.
Dracon skinął, a Harry zdjął swój kociołek z palnika, nieco niezadowolony.
- Nie powiedziała po co? - zapytał Rona, stojąc już na korytarzu.  
- Nie, ale wyglądała jakby zjadła dzisiaj dużo cytryny.
Severus zamknął drzwi od klasy, a oni ruszyli za nim wzdłuż ciemnego korytarza. Przez jakiś czas szli w ciszy, aż doszli do rozwidlenia korytarzy, z których jeden prowadził w stronę gabinetu dyrektora.
- Weasley, czy profesor McGonagall prosiła też o twoją obecność?
- Eee...no nie. 
- Więc może poszedłbyś zająć się czymś pożytecznym? 
Ronald zmieszał się i wzruszył ramionami.
- To znaczy czym?
Snape spojrzał wymownie w sufit i bez komentarza poszedł dalej.
- Do zobaczenia potem - powiedział do Rona Harry, hamując chęć roześmiania się. 
Był umiarkowanie zaciekawiony powodami tego wezwania i miał nieprzyjemne przeczucie,  że wcale nie będzie miał powodów do radości jak już wejdzie do środka.  
- Wiesz o co chodzi? - spytał ojca gdy wchodzili po schodach. 
- Domyślam się - odparł krótko i położył dłoń na klamce.
W dużym,  owalnym gabinecie nic się nie zmieniło od czasu zastąpienia Dumbledore'a przez Minervę McGonagall. Wysoka, w długiej granatowej sukni stała przy uchylonym oknie i zaciskała usta jakby bardzo starała się opanować ostre komentarze. Harry dojrzał też Remusa Lupina, który siedział na krześle przy biurku i machał mu na powitanie. Nie zauważył Syriusza Blacka, który stał pod ścianą,  ponieważ jego uwagę przyciągnęła najbardziej niepożądana postać - Albus Dumbledore. 
- Poprosiłam was wszystkich tutaj abyśmy mogli...- zaczęła Minerva. - Wyjaśnić kilka spraw do końca i...
- O tak - przerwał jej Harry - Tu zdecydowanie potrzebne są wyjaśnienia,  ale nie wiem czy mam ochotę ich słuchać. 
Zacisnął dłonie w pięści i utkwił rozgniewane spojrzenie w Albusie, który uśmiechał się do niego dobrodusznie. 
- Harry, mój drogi chłopcze,  tylko spokojnie...
- Spokojnie?! 
Poczuł się jakby coś w jego wnętrzu zawrzało. W jednej chwili wrócił cały ból,  złość, rozgoryczenie i wielkie rozczarowanie. Przed oczami stanęły mu słowa jego matki. Tak bardzo się bała, tak bardzo ufała temu staremu...
- Nie będę spokojny! 
- Pozwól mi to wyjaśnić, a zrozumiesz, że...
- Nie! - krzyknął. 
- Snape,  czy mógłbyś jakoś uspokoić synka? Bolą mnie uszy - Syriusz odezwał się z wyraźną kpiną w głosie. 
- Zaraz zaboli cię głowa - mruknął Severus, chwytając Blacka za koszulę i z całej siły pchając go na ścianę. 
Minerva patrzyła na nich tak jakby dokładnie takiej sceny się spodziewała.  
- Moja mama zginęła bo pan wymyślił sobie jakiś idiotyczny plan! Wykorzystał pan ją tak jak wszystkich innych wokoło! Nawet Riddle'a! On tylko dopiął ostatni guzik w tej masakradzie! - mówił dalej Harry, jakby nie zwracał uwagi na nikogo poza Dumbledorem. - Jak pan śmiał? Jak pan śmiał wywierać na nią taką presję?! Ona umarła bo pan tak...
- Harry! - przerwał mu Syriusz,  rozmasowując sobie kark - To nie profesor Dumbledore jest temu winny. Gdyby ten tutaj - wskazał na Severusa - jej nie zostawił,  Lily wciąż by żyła!
Severus złapał go za gardło i mocno uderzył nim o ścianę. Black próbował się szamotać, ale po chwili przestał i zaniósł się śmiechem. 
- Co, Snape? Uderzyłem w czuły punkt?
- Jeszcze jedno słowo,  Black, a  pożałujesz,  że...
- Śmiało! Tylko tyle potrafisz, nie?
Kolejne uderzenie spowodowało, że Syriusz z rozciętą na skroni skórą wylądował na podłodze kilka metrów dalej, wciąż się śmiejąc.  
- Gdybyś nie uciekł od niej jak ostatni tchórz...
- Dosyć tego! - zawołała z irytacją Minerva,  nim Severus zdążył zareagować. - Nie jesteśmy tutaj po to abyście nawzajem obrzucali się obelgami - dodała ostro. - Czy wy kiedykolwiek przestaniecie atakować się nawzajem?
 - Ja mówię tylko jaka jest prawda! - oznajmił Syriusz. Podniósł się z podłogi i przyłożył rękaw koszuli do krwiącego policzka.
- To nie jest twoja sprawa - syknął Snape. 
- Powiedziałam: dość! - Minerva podeszła do Harry'ego, popchnęła go delikatnie na krzesło obok Lupina, który cały czas przyglądał się całej scenie ze zmartwieniem,  następnie podeszła do Severusa, którego pociągnęła za pelerynę pod okno. - Ty tutaj, a ty - rzekła do Syriusza - zostań pod ścianą.  Może w ten sposób uda się zachować względny spokój. Omówimy to wszystko od samego początku. - Ominęła Dumbledore'a, usiadła za biurkiem i odetchnęła. - Po kolei. Severus?
- Słucham? - powiedział przesadnie uprzejmym tonem. 
Dumbledore spoglądał to na niego to na Harry'ego, ani na moment nie przestając się uśmiechać. Harry miał wielką ochotę by rzucić w niego czymś bardzo ciężkim i kanciastym. Minerva spotła dłonie i oparła o nie podbródek. 
- Chciałabym żebyśmy ustalili bieg wydarzeń. Żeby zrozumieć dlaczego stało się... to co się stało... potrzebna jest prawda. Musimy zacząć od samego początku. Czy mógłbyś przybliżyć nam jak to się stało,  że ty i Lily rozstaliście się, a ona i James Potter udawali parę?
Severus utkwił wzrok w konarach drzewa za oknem. Małe kropelki wody ślizgały się po zielonej, gładkiej powierzchni liści i gromadziły na brzegach do momentu utworzenia jednej, dużej kropli, która następnie zsuwała  się z koniuszka i spadała w dół,  niknąc gdzieś we mgle. Poczuł jak podobne, malutkie kropelki zbierają się w kącikach jego oczu i zamrugał szybko. Codziennie o tym myślał, codziennie robił sobie wyrzuty, codziennie przed zasypianiem widział jej zaskoczone i smutne, zielone oczy. Przymknął na moment powieki i przesunął dłonią po włosach.  Był przekonany, że ten jeden jego błąd pociągnął za sobą konsekwencje,  które doprowadziły do śmierci Lily. Uważał, że jest za to osobiście odpowiedzialny i nikt i nic nie mogło ukoić bólu jaki w związku z tym odczuwał. 
- Ja i Lily... To nie do końca było tak, że się rozstaliśmy. Ja...
- Zostawiłeś ją bo tak ci było wygodniej - parsknął Black.
- Syriuszu! Milcz. 
- Uznałem,  że będzie bezpieczniejsza z dala ode mnie - mówił dalej jakby wcale mu nie przerwano. - Nie podobało jej się to, co chciałem robić,  ale mimo to nie zamierzała mnie opuścić,  a ja... chciałem ograniczyć grożące jej niebezpieczeństwo.  
- Ale skąd w tym wziął się Potter? Dobrze pamiętam jak bardzo się nienawidziliście, a przecież i Lily... często odnosiłam wrażenie,  że wręcz nim gardzi.
- Tak - powiedział cicho. - Powiedziałem,  że może powinna być z kimś takim jak Potter.
I powinienem był ugryźć się w język,  dodał w myślach. 
- To było pierwsze i ostatnie sensowne zdanie wypowiedziane przez ciebie, Sma...
Minerva uderzyła dłonią w blat i rzuciła Syriuszowi ostre spojrzenie.
- Przestań go prowokować bo dla nikogo się to dobrze nie skończy! 
- Wiedziałem,  że Potter zaangażuje się w działalność Zakonu i... Nie wiem, co myślałem. 
Westchnął,  skrzyżował ramiona i odwrócił wzrok,  pochylając głowę. 
- Albusie? - zwróciła się wyczekująco do Dumbledore'a. 
Starzec poprawił sobie okulary połówki i obrzucił ich wszystkich uważnym spojrzeniem,  które zatrzymało się na Harrym. 
- Oczywiście, zauważyłem, że Lily poprzez udawaną relację z Jamesem chciała jedynie zwrócić uwagę Severusa... Kiedy okazało się,  że jest w ciąży to było idealne! Pasowało do mojego planu. Poprosilem, by jakby nigdy nic udawali i nikomu nie mówili,  później sam zamierzałem wszystko wyjaśnić.  
Harry zacisnął dłonie i skrzywił się ze zdegustowaniem.
- Już o tym słyszałem. Podstawieni aurorzy udawali moją mamę i Pottera i to właśnie ich miał zaatakować Riddle. Tylko, że coś nie wyszło. 
- Niestety - Dumbledore nagle posmutniał. - James miał wybrać czy to Syriusz czy Peter dowie się całej prawdy, postawił na Petera i cóż... - rozłożył bezradnie dłonie.  - Ze swojej strony zrobiłem wszystko, by nikomu nie stała się krzywda.
Harry prychnął i pokręcił głową,  ale nie miał już ochoty kłócić się na ten temat.
- Syriuszu, więc ty o niczym nie wiedziałeś? Tylko o Zaklęciu?
- Tak.
- Mam pytanie -oświadczył nagle Harry.
- Słucham cię,  mój chłopcze - zareagował Dumbledore. 
- Dlaczego musiałem trafić do Dursleyów?
Mężczyzna westchnął ciężko i rzucił krótkie spojrzenie na Severusa, który wciąż stał odwrócony do okna. 
- To było konieczne. Gdybyś został z Severusem, ściągnęłoby to uwagę wszystkich śmierciożerców, którzy pozostawali na wolności, a Severus przestałby być wiarygodny jako mój szpieg. Przykro mi.
- Jasne - prychnął chłopak.  - Ale mogłem wiedzieć,  prawda? Czy koniecznym było też okłamywanie mnie we wszystkim? Nie wiedziałem,  że jestem czarodziejem, nie wiedziałem,  że... O niczym nie miałem pojęcia! Dlaczego?
- Dla twojego bezpieczeństwa,  Harry.
- Bezpieczeństwa - powtórzył pustym tonem. 
- Raczej twojego widzimisię, Dumbledore - szepnął Severus.
- Uznałem,  że tak będzie najlepiej. A dzięki temu,  że Severus nie wiedział o tym, że ja wiem mogłem swobodnie podejmować wszystkie decyzje bez obaw, że zaprotestowałby i...
- Właśnie - wtrąciła Minerva. - Severusie, dlaczego wtedy nie powiedziałeś mu wszystkiego?
- Możliwe,  że powinienem - powiedział,  odwracając się do nich. - Jednak wydawało mi się,  że to będzie dla mnie korzystne gdy Dumbledore nie będzie znał moich motywów, a i Daniel doradzał,  by się z tym nie spieszyć.  
- I tak zrobiłbym to, co uznawałem za słuszne. 
- Jakim prawem?! Kim pan dla mnie jest, że poczuwa się do decydowania o moim losie? Kim?!
- Harry, jesteś kluczowym elementem mojego planu! Symbolem, naszym sztandarem do...
Słysząc to Severus zacisnął dłonie i wbił w dyrektora nienawistne spojrzenie.
- Nie! - Harry poderwał się z krzesła. - Nie jestem żadnym symbolem! Nie jestem i nigdy więcej nie będę żadną częścią pana planów!
- Oczywiście,  że nie - przyznała McGonagall. - Wszyscy mamy już tego dość.  
- Dlaczego nie przekazał pan listów,  które moja mama panu zostawiła?!
- Harry, uznałem,  że to powinno poczekać. Tak było lepiej.
- Tylko według pana. Kiedyś myślałem, że chce pan o wszystkich dbać...potem zrozumiałem,  że to wcale nie jest troska, a wyrachowanie. Profesor uwielbia mieć kontrolę nad wszystkimi i wszystkim. Układać wydarzenia według własnej wizji, nie licząc się przy tym z nikim!
- Dla ich dobra, Harry! - Dumbledore oparł dłonie o blat biurka i pochylił się do Harry'ego.  - Dla dobra. Wiem, co robię.
Chłopak potrząsnął głową.  
- Nie. Ja już panu nie ufam.
- Przykro mi to słyszeć,  Harry.
- Remusie? - Minerva zwróciła się do Lupina.
Wyprostował się i przygryzł usta, jakby zastanawiając się czy na pewno chciał wyrazić na głos swoje myśli. 
- Cóż...ja nie znałem prawdy... a jeszcze James i Syriusz podejrzewali mnie o bycie szpiegiem... Wszyscy się wtedy podejrzewali.  Kiedy dowiedziałem się o co tak naprawdę chodziło,  jak Syriusz i James odnosili się do Lily... - przerwał i spojrzał na Syriusza - Bardzo się na was zawiodłem. 
 - Też się zawiodłem - dodał Harry. - A ty nawet nie chciałeś ze mną porozmawiać!
Syriusz wzruszył ramionami,  ale widać było,  że zmieszał się.  Odchrząknął i ogarnął do tyłu półdługie, ciemne włosy. 
- Wiesz, Harry...chyba nie mielibyśmy o czym rozmawiać. 
- Pewnie. Interesowałeś się mną tylko dlatego, że myślałeś,  że jestem synem twojego przyjaciela?
- No...tak, przyznaję. Ale to chyba nie jest zły powód,  co?
- Nie lubiłeś mnie tak naprawdę?
- Harry... i tak zrobiłem dla ciebie więcej niż ten tam...
- Słucham,  Black? - ostrym tonem wszedł mu w słowo Severus. 
- Przestańcie - poprosił Remus.
- Nie, ja jestem bardzo ciekaw,  co takiego Black miał na myśli - wycedził przez zęby Snape.
- A to, że mnie Harry nie musiałby się wstydzić!
- O rzeczywiście, dwanaście lat odsiadki w Azkabanie to powód do chluby!
- To ty powinieneś tam być a nie ja! To nie ja zabijałem ludzi na rozkaz Riddle'a.
- Tak, ty i Potter na rozkaz Dumbledore'a. 
- Nie porównuj stróży prawa do spod prawa wyjętych!
- Wypraszam sobie, Black! Mnie oczyszczono ze wszystkich zarzutów i celi Azkabanu nie widziałem na oczy, w przeciwieństwie do ciebie!
- W przyszłości może się to zmienić! Powinieneś być wdzięczny profesorowi! Z takimi zarzutami nawet twój ojciec by cię nie wybronił przed sądem!
- Nie waż się wypowiadać ani słowa o moim ojcu!
- Bo co?!
Minerva pokręciła głową z rezygnacją i ukryła twarz w dłoniach.  Natomiast Dumbledore przyglądał się tej słownej potyczce z ukrywanym rozbawieniem. W pewnym momencie Harry miał już tego dość i zerknął prosząco na Remusa.
- Możecie przestać? - zawołał z irytacją Lupin. - Zachowujecie się jak mali chłopcy. Szczególnie ty, Syriuszu. 
- Ja? - oburzył się.  - A on to co niby? - wskazał palcem na Severusa. 
- Ty go prowokujesz i to w wyjątkowo żałosny sposób. 
- Wróćmy do tematu - powiedziała stanowczo Minerva. - A jeżeli jeszcze raz zaczniecie taką pyskówkę to przysięgam, że was zaknebluję. Możecie sobie walczyć,  ale nie w moim gabinecie! - Odetchnęła i zwróciła się do Dropsa. - Chciałbyś coś dodać, Albusie?
- Pomyślałem,  że powinienem się z wami spotkać przed wyjazdem i uzgodnić kilka rzeczy. 
- To znaczy?
Lupin zdjął okulary i potarł oczy.
-Chciałbym móc liczyć na waszą pomoc.
Harry i Severus jednocześnie prychnęli.
- Oczywiście!
- Dziękuję ci, Syriuszu. 
- To śmieszne - rzekł chłopak - Niech pan nie udaje,  że ma nad czymkolwiek teraz kontrolę.
- Nie, ale mam plan.
- Kolejny cudowny plan - wtrąciła cierpko Minerva. - Czy jest przynajmniej choć trochę bardziej dopracowany od poprzedniego?
- Tak, zapewniam, że tak. I mam nadzieję,  że wybaczycie mi poprzednie błędy i niedociągnięcia. 
- Wybaczyć? Być może.  Zapomnieć? Nigdy.
- W takim razie to chyba wszystko na tę chwilę. Syriuszu,  chciałbym jeszcze chwilę z tobą porozmawiać przed wyjazdem. 
Dumbledore spojrzał jeszcze na Harry'ego,  a jego niebieskie, przenikliwe oczy błysnęły. Po tym bardzo żwawym krokiem wyszedł z gabinetu. Minerva sięgnęła po szklaną misę z ciastkami i postawiła ją na biurku.
- Weźcie sobie po ciasteczku, chłopcy.

*

Kiedy wieczorem Harry szedł w stronę Pokoju Życzeń, wciąż był poirytowany. Po wyjściu z gabinetu profesor McGonagall jeszcze przez godzinę on i Severus rozmawiali z Remusem, po czym wrócił na ostatnią lekcję w czasie której nie miał chwili, by zamienić słowo z Ronem czy Hermioną.  A od tamtego czasu nie widział się z nimi gdyż był z Luną w bibliotece. Na wieczór on, Ron i Hermiona umówieni byli z Malfoyem i Marlene właśnie w Pokoju Życzeń i Harry był bardzo ciekaw co z tego spotkania wyniknie, ale mimo to, część jego świadomości wciąż była skupiona na Dumbledorze. Jak on mógł mieć taki tupet? A Syriusz? 
Wbiegł po schodach na ostatnie piętro i minął czterech strażników z postępnymi minami, w ogóle nie zwracając na nich uwagi. Oni również nie zaszczycili go uwagą,  pusto wpatrując się w przestrzeń. Ostatnie kilkanaście metrów przebiegł,  rozejrzał się wokół i dopiero upewniwszy się,  że mężczyźni zostali za zakrętem i nikt go nie obserwuje, wszedł do środka. 
Pokój Życzeń przybrał tym razem wystrój przytulnego salonu. Jasnobrązowe ściany, delikatne, zielone zasłony, miękki dywan, kolorowe poduszki i pufy i klika stolik, a na jednym z nich wielki ibryk i kilka porcelanowych filiżanek.  Hermiona i Ron siedzieli w kącie na poduszkach i żywo o czymś dyskutowali. Więc Ślizgonów jeszcze nie było.  Zerknął na staromodny zegar z kukułką. Jeszcze zostało trochę czasu do umówionej godziny. Zamknął za sobą drzwi i powoli podszedł do przyjaciół. 
- Ron, to naprawdę nie jest twoja sprawa z kim umawia się Ginny!
- Jak to nie? To przecież moja siostra! 
- No dobrze, ale nie powinieneś jej z tego rozliczać - powiedziała Hermiona, mierząc Rona krytycznie.
- Tak długo spotykała się z Deanem, że zdążyłem przywyknąć. A teraz niby go rzuciła dla Smitha? Tego nadętego Puchona? I co jeszcze! Jutro pewnie zacznie się umawiać z Nevillem!
- Nie dramatyzuj! Ginny pokłóciła się z Deanem i spotkała się z Zachariaszem, ale to wcale nie była randka! Poza tym to już się pogodzili, więc zejdź z tematu.
- Cześć - przywitał się Harry, którego obecności najwyraźniej nie zauważyli. 
- Cześć - odpowiedział mu Ronald - Więc po co spotkała się ze Smithem?
Hermiona przewróciła oczami i przesunęła się,  by zrobić miejsce Harry'emu. 
- Jak było? Czego od was chciała McGonagall?
- Drops przyjechał się pożegnać. 
- Żartujesz? - zdziwił się Weasley.
Harry pokręcił głową i opowiedział im w skrócie przebieg rozmowy, pomijając pewne fragmenty. Ron nie wiedział jeszcze, że Severus Snape jest ojcem Harry'ego i fakt ten stawał się coraz bardziej kłopotliwy do pomijania w rozmowach.  Tym bardziej, że Harry wiedział,  że niedługo cała historia przepowiedni i kłamstw Dumbledore'a zostanie opublikowana (najpewniej przez Proroka Codziennego). Z racji tego, że Ron był jego przyjacielem, wolałby,  żeby dowiedział się od niego, a nie z gazety. Nie było to jednak takie proste.  Podejrzewał,  że rudzielec lepiej przyjąłby taką wiadomość,  gdyby ojcem miał być Gilderoy Lockhart. 
- Nie spodziewałbym się niczego lepszego - westchnęła Hermiona i wstała, by przynieść im herbaty.
- Mnie ciekawi co on znowu kombinuje, że już się chwali, że ten plan dopracował - mruknął Ron, wpychając sobie do ust kolejną landrynkę.
- Wolę nie wiedzieć.  Zbyt wiele istotnych rzeczy się dzieje, żeby wspaniałe plany Dumbledore'a miały jakiekolwiek znaczenie.
- Zmieńmy może temat? - zaproponowała Hermiona, podając im po filiżance.
- Dobry pomysł. - Ron rozłożył się na poduszkach i położył ręce pod głowę, przybierając pozycję relaksacyjną. - Szósta klasa jest zdecydowanie najlepsza.  Egzaminy dopiero w następnej,  a zajęć mało i mnóstwo wolnego czasu! Jak mieliście Eliksiry to poszedłem na boisko polatać, poszło za mną kilku tych goryli w ciemnych kombinezonach,  ale w sumie to nic nie mówili, tylko się patrzyli.
- Czas wolny jest do nauki, Ron.
- Daj spokój,  Hermiono, mamy na to wiele miesięcy.
Harry ziewnął i przeciągnął się. Przez chwilę przyglądał się jak Krzywołap bawi się kłębkiem włóczki, bezskutecznie próbując go rozplątać. Miał pewność co do tego, że szósta klasa wcale nie będzie tak spokojna jak to sobie wyobrażał Ron...
- Harry, słyszysz mnie?
Odwrócił wzrok od kota i spojrzał na Hermionę,  która patrzyła na niego ze zmartwieniem.
- Taak, zamyśliłem się.
- Mówiłam właśnie,  że nie możemy tracić czujności.
- Ty to już mówisz jak Moody! Stała czujność! On ciągle to powtarza...
- I ma rację, Ron!
Weasley nie zdążył jej odpowiedzieć bo do środka weszli właśnie Draco Malfoy i Marlene Cooper. Ślizgonka miała na sobie zieloną, koronkową bluzkę i czarne spodnie, a długie blond włosy związała w kitkę. Wyglądała na podekscytowaną.
- Hej! - zawołała do nich i szybko podeszła,  ciągnąc za sobą Dracona, który sprawiał wrażenie jakby coś go bardzo rozbawiło. 
- No to niezły rok się nam szykuje, nie? - zaczął, odruchowo poprawiając jasne włosy. 
- Czy wiecie może coś o tym Nathanielu? - rzuciła Marlene, nalawszy sobie herbaty. Wszyscy pokręcili przecząco głowami.  - Myślę,  że powinniśmy spróbować się czegoś o nim dowiedzieć.  Wydaje się, że jest najważniejszym przedstawicielem nowych władz w Hogwarcie, więc...
- Jeżeli dotrzemy do niego będziemy mogli iść dalej - dokończyła za nią Hermiona. 
- Właśnie!  - Cooper usadowiła się obok Harry'ego. - Sauvage go nie zna?
- Nie wiem, chyba nie...ale Daniel jest teraz w takim stanie, że nie chciałabym mu zawracać głowy.
- Racja, ale zapytać nie zaszkodzi. A Snape?
- To musimy zwrócić się do niego - zaśmiał się Draco i dał Harry'emu sójkę w bok.
Harry uśmiechnął się lekko. Domyślił się, że Draco dowiedział się o wszystkim od swojego ojca.
- Pytałem, nic o nim nie wie.
- Dobra - Marlene splotła dłonie.- Mam taki pomysł, że moglibyśmy go trochę pośledzić pod peleryną niewidką. Myślę, że ty, Ron, poradziłbyś sobie z tym. 
- Ja? Dlaczego ja? - zdziwił się.
- Żebyś się do czegoś przydał - oznajmił Malfoy, na co Harry parsknął śmiechem.
- Bardzo śmieszne - burknął urażonym tonem. - Zrobię to lepiej niż ty, Malfoy!
- Nie wątpię - odparł jakby bardzo wątpił.
Ron wyprostował się dumnie.
- Co oprócz tego? Bo chyba nie będziemy się ograniczać do śledzenia go, nie?
- No nie... - przyznała Hermiona. - Ale nie jestem pewna czy możemy coś więcej zrobić na tym etapie. Musimy być ostrożni.
- Dobrze mówisz, Granger. Teraz już nie będzie tak, że gdy ktokolwiek złamie regulamin to dostanie szlaban...to znaczy...w sumie to może i dostanie szlaban, ale zupełnie inny niż dotychczas. Teraz to będzie bolało.
Weasley o mało się nie zakrztusił.
- Będą nas torturować?
Draco wzruszył ramionami i wziął do ręki landrynkę. Krzywołap potoczył kłębek tuż pod jego nogi.
- Nie tak od razu, ale z tego co wiem to kary będą bardzo dotkliwe.
- Dowiedziałeś się czegoś znaczącego podczas wakacji? - spytał Harry Dracona.
- Wiesz...niby całkiem sporo, ale z tego wszystkiego nie wyłania się konkretny obraz. Uczyli nas nowych klątw, technik zadawania bólu... nie było to fajne doświadczenie.
- Myślałby kto, że powinieneś się czuć jak ryba w wodzie - skomentował Ron.
Na chwilę zapadła cisza.
- Weasley... - zaczęła poważnym tonem Marlene.
- Daj spokój, wiewiór zachowuje się jak zawsze...czyli bezmyślnie.
- Ustalmy coś - Hermiona podniosła nieco głos. - Zdecydowaliśmy się zawrzeć sojusz, współpracować. Więc zachowujmy się już jak dorośli ludzie i darujmy sobie idiotyczne przytyki, dobrze? 
- Dokładnie tak! - zawołał ze śmiechem Draco.
- Ron?
- Dobrze, dobrze, tak tylko powiedziałem...
- Nie jesteśmy już małymi dziećmi, nie? I są chyba ważniejsze rzeczy.
- Może spróbowalibyśmy dowiedzieć się czegoś więcej o tych funkcjonariuszach? Dlaczego tak dziwnie się zachowują? - zaproponował Harry.
- Wiem tylko tyle, że tak zostali wytrenowani...ale faktycznie jest w nich coś dziwnego.
- Jakby nie mieli osobowości - dodała cicho Hermiona, przypominając sobie puste spojrzenia i srogie miny mężczyzn w czarnych, połyskujących strojach.
- Albo jakby nie myśleli. Zaprogramowani na wykonywanie poleceń.
- Może - mówił Draco. - na tym właśnie polega ten trening. Na pozbawieniu jednostek osobistych refleksji, jakichś osobistych...przekonań? Aby każdy z nich kierował się tylko regulaminem.
- Włos się jeży na samą myśl - stwierdził z niesmakiem Ron.
Atmosfera pomiędzy nimi wskazywała na zadowolenie z podjętej współpracy i porozumieniu. Nie zachowywali się jak przyjaciele ale jak osoby, które mają wspólny cel i które potrzebują siebie nawzajem, żeby go osiągnąć. Pomimo drobnych uwag i kilku ukradkiem rzucanych spojrzeń, wszelkie poprzednie niesnaski poszły w niepamięć.
Harry zastanawiał się jak o wszystkim powiedzieć Ronowi. Wprost? Istniało pewne ryzyko, że Weasley straci przytomność kiedy przedstawi mu się taką informację bez ogródek. Ale z drugiej strony...jak inaczej? Wydawało mu się, że wywołania szoku w żaden sposób nie uda się uniknąć. Pomyślał, że trzeba to będzie przeprowadzić szybko i w miarę bezboleśnie.
Przez następne dwie i półgodziny omawiali wszystkie informacje, które do tej pory udało się im zgromadzić. Przez cały ten czas ze strony Malfoya nie padły żadne komentarze odnośnie do Harry'ego i Severusa, co ten pierwszy przyjął z ulgą, a Dracona wyraźnie to śmieszyło. Na ten moment ich głównym celem było rozpracowanie systemu pracy funkcjonariuszy i wykrycie jak najwięcej o Nathanielu.
Hermiona pożegnała się z nimi i chociaż było już późno, zdecydowała się jeszcze zajrzeć do lochów. Dzięki pelerynie czuła się trochę bezpieczniej, ale i tak miała wrażenie, że mężczyźni, których mijała, przygladali się  jej. Po przebiegnięciu ostatnich metrów i wbiegnięciu do gabinetu, odetchnęła z ulgą.
Severusa nie było w środku. Odrzuciła pelerynę i usiadła.
- Nie powinnaś być już w dormitorium? - zapytał kiedy dziesięć minut później wszedł do środka.
Zabrzmiało to dziwnie ostro.
- Być może...ale wolę być tutaj.
Severus przygryzł lekko usta i nie skomentował tego wyznania. Bez słowa przeszedł do szafki, w której trzymał mleko dla kota i wyjął miseczkę.
- Czy coś się stało?
- Nihil novi - odparł krótko.
Hermiona skuliła się mimowolnie. Odniosła nieprzyjemne wrażenie, że nie miał ochoty z nią rozmawiać. Podał kotu napełnioną już miskę i usiadł przy biurku, wyjął plik dokumentów, które następnie zaczął przeglądać. Miała zamiar opowiedzieć mu co nieco o tym, co ustalili z Harrym, Ronem, Draconem i Marlene, ale nagle straciła cały zapał. Było w jego głosie coś, co ją zaniepokoiło, jakaś zaciętość. Wyprostowała się, dumając dlaczego tak ostentacyjnie nie zwracał na nią uwagi.
- Możemy porozmawiać?
Severus łypnął na nią, dopisał kilka zdań i wstał. 
- Wychodzę, ale masz rację...powinniśmy chwilę porozmawiać - rzekł, nakładając na siebie czarną pelerynę.
- Tak? - mruknęła, trochę zbita z tropu.
- Tak - powtórzył stanowczo. 
Hermiona wstała i zrobiła kilka kroków w jego stronę.
 - Chcę, żebyś wiedziała, że twoje bezpieczeństwo jest dla mnie ważne i będę robił wszystko, by nie stała ci się krzywda.
Skinęła głową. Poczuła jak zapiekły ją oczy.
- Wiem.
- Posłuchaj, Hermiono... - przerwał, jeszcze odrobinę się wahając. - Nie chciałbym cię zranić ani rozczarować, ale uważam, że nie powinniśmy dalej utrzymywać takich relacji. 
Poczuła jak jej kolana uginają się, a przed oczami trochę pociemniało. Przełknęła nerwowo ślinę. Podejrzewała, że jeszcze wielokrotnie będą to omawiać, ale nie spodziewała się z jego strony tak zdecydowanego stwierdzenia. Odrzucenia. Pokręciła głową. 
- Dlaczego? - wyrwało się z jej ust.
- Jest kilka powodów. Jesteś moją uczennicą...
- Przecież to nie ma...
- Jesteś ode mnie młodsza o dziewiętnaście lat.
- To nie...
Zamknęła oczy, chcąc zatrzymać łzy.
- Jestem ojcem twojego przyjaciela.
- Ale...
- To nie jest odpowiednia sytuacja.
- Rozmawialiśmy już o tym wszystkim - jęknęła.
On przytaknął i westchnął głęboko.
- Tak. I to nie są wystarczające argumenty, mam tego świadomość. Jednak są rzeczy, o których nie rozmawialiśmy. 
- To znaczy?
- Myślę, że nie jestem zdolny do tego, by zaangażować się uczuciowo. Nie chciałbym traktować cię jak substytut za... Zasługujesz na więcej, a nie wiem czy mógłbym ci to zaoferować. Nie chciałbym dawać ci jakichkolwiek nadziei i nie chciałbym cię wykorzystywać. Sądzę, że... nie nadaję się do...
- Rozumiem - szepnęła.
Miała już dość, nie chciała słyszeć ani słowa więcej. 
Przetarła oczy wierzchem prawej dłoni.
- Przykro mi, naprawdę nie chciałem cię zranić.
- Dziwne, że zawsze to mówisz w chwili gdy bardzo innych ranisz.
Po tych szybko wykrztuszonych słowach wybiegła z gabinetu.


Źle się czuł gdy wychodził z lochów, źle się czuł wychodząc z zamku i źle się czuł w drodze do willi Thomasa Riddle'a. Już w chwili gdy zniknęła, pewna jego część miała ochotę zawołać ją z powrotem. Nie był w stu procentach przekonany do takiej decyzji, ale uznał, że tak będzie dla Hermiony bezpieczniej. Być może dla niego również.
Tom siedział na dole w salonie, w skupieniu studiując wielki stos dokumentów. Wystarczyło rzucić na niego okiem, by zorientować się, że nie był w najlepszym humorze. Jak zawsze, miał na sobie idealnie skrojony, ciemny garnitur.
Severus przywitał się z Bellą i szybko skierował się do salonu. Tom zauważył go dopiero po chwili. Uniósł głowę do góry i krótko skinął.
- Jakieś wieści? - spytał, przenosząc wzrok ponownie na dokumenty.
- Niewiele. Niedługo spotkam się z Dentem, ponoć ma jakiś pomysł i udało mu się coś załatwić.
- Dobrze by było - stwierdził, krzywiąc się nieznacznie.
Przełożył kilka stron i ukrył twarz w dłoniach.
- Dumbledore pojawił się w Hogwarcie.
Riddle parsknął śmiechem, w którym jednak na próżno szukać można było rozbawienia.
- Tylko tego pajaca brakowało. Co znowu wymyślił?
- Tylko tyle, że wyjeżdża, ponoć ma jakiś plan.
- Żałosne - stwierdził spokojnie. - To jest po prostu żałosne. Czy on naprawdę myśli, że jego działania mają jeszcze jakiekolwiek znaczenie? Że kogoś interesuje to, co zamierza? Litości - prychnął i sięgnął po swój kubek z kawą. Napił się i odetchnął. - Żałosne - powtórzył, kręcąc głową, jakby z niedowierzaniem. - A za parę dni wszyscy dowiedzą się jak bardzo żałosne. Prorok opublikuje całą historię tej przeklętej przepowiedni i tego jak staruszek przed laty namotał. Przyznaję, że jest to dla mnie osobista satysfakcja.
- Domyślam się.
Tom odchylił się na krześle, poluzował nieznacznie krawat i zrobił minę, którą robił zawsze w chwilach gdy chciał powiedzieć coś niespodziewanego.
- Przykro mi, Severusie.
Snape uniósł brwi w uprzejmym zdziwieniu.
- A propos...?
- A propos tej przepowiedni. Ta...Lily, tak? Nie musiała zginąć. Naprawdę mi przykro, że tak się stało. Wiem, że bardzo ją kochałeś.
Przytaknął.
- W istocie to Dumbledore o tym zdecydował.
Przez kilka minut obaj milczeli. Potem Riddle wstał, powiedział coś o tym, że musi sobie zrobić przerwę i wyszedł z salonu, wołając Bellę. Severus stał przez chwilę bez ruchu. Miał w sobie ten smutny, przygnębiający spokój. Tym razem jeszcze głębszy niż zazwyczaj.
- Hej - przywitał się z ojcem, wszedłszy do biura, w którym ten pracował.
MUSIC
Całe biurko i szafki zawalone były stosami teczek, dokumentów, kartek. Gdzieniegdzie leżały też książki, kodeksy, spisy ustaw i tego typu podobne publikacje. Mężczyzna rozmawiał właśnie przez telefon, tłumaczył komuś jakąś procedurę prawną i wyglądał na zniecierpliwionego. Severus zajął miejsce na jednym z foteli, wziął do ręki najbliżej leżące kartki i zaczął je przeglądać. Tylko po to, by zrobić cokolwiek. Nagle uświadomił sobie jak bardzo jest zmęczony. W przeciągu krótkiego czasu problemy namnożyły się i stały się jeszcze bardziej przytłaczające. Daniel, który coraz bardziej zamykał się we własnym świecie wśród swoich myśli i coraz bardziej podupadał na zdrowiu, Hermiona, do której nie wiedział co czuje, Fioravanti i bardzo wysokie prawdopodobieństwo, że nie uda mu się pozostać przez nich niezauważonym. Jedyną ulgą była sytuacja z Harrym.
Odłożył kartki na miejsce i wziął kostkę Rubika. Zawsze bardzo lubił zagadki logiczne. Wymagały skupienia, całkowitej koncentracji i nie musiał myśleć o niczym innym.
- Dobrze się czujesz?
Pokręcił głową, nie odrywając spojrzenia od kostki.
- Widzę. Daniel, Harry?
Tobiasz przymknął drzwi i usiadł naprzeciwko syna.
- Nie...to znaczy... z Danielem nie ma żadnej poprawy. Albo wcale się nie odzywa albo odpowiada monosylabami. Nie jestem w stanie wytłumaczyć mu, że wcale nie stał się dla mnie bezwartościowy. Jest przekonany, że tylko udaję z grzeczności. Boję się o niego, boję się, że może znowu chcieć zrobić sobie krzywdę. Nie mam pojęcia, co mógłbym zrobić, w jaki sposób mu pomóc. Ponadto nie mam zaufania do jego psychiatry
- Severus, ty do nikogo nie masz zaufania.
- Do ciebie mam.
- Doceniam - uśmiechnął się lekko. - Potrafię sobie wyobrazić jak bardzo boli taka bezsilność, ale naprawdę niewiele możesz zrobić.
Skończył układać kostkę i przez dłuższą chwilę patrzył się na nią, nie bardzo wiedząc, co dalej robić.
- Będę cały czas walczył - oznajmił stanowczo. - On się nigdy nie poddawał gdy chodziło o moje zdrowie i życie...więc i ja nie się nie poddam. Ostatnio...zacząłem się zastanawiać...czy... Powiedziałem Hermionie, że nie powinniśmy dalej utrzymywać takiego typu...kontaktu.
Mężczyzna zamknął na moment oczy i westchnął.
- Wiedziałem, że tak będzie. Czy mogę spytać dlaczego to zrobiłeś?
- Bo... nie chcę żeby to... nie wiem czy chcę żeby to zaszło za daleko. Ja nie wiem...po prostu nie wiem czy jestem w stanie jej cokolwiek zaoferować... Tato, ja ciągle myślę o Lily.
- To oczywiste i naturalne, że o niej myślisz! Tylko głupiec żądałby od ciebie, żebyś o niej nie myślał. To nie tylko twoja ukochana, ale matka twojego syna.
-  Cały czas boli - powiedział cicho.
- To dobrze. Ból świadczy o tym, że wciąż masz te uczucia. Nie ma w tym niczego złego, a wręcz przeciwnie, to bardzo ważne. Uczucia sprawiają, że życie nie jest tylko egzystencją. Także te negatywne, one może nawet bardziej.
- Myślę, że wciąż ją kocham
- Jeżeli kocha się prawdziwie to kocha się już zawsze.
- Tak, ale nie wiem czy jestem...gotowy na to, żeby obdarzyć takim uczuciem inną osobę. Nie wiem czy kiedykolwiek będę w stanie.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że odrzucając Hermionę popełniasz podobny błąd co kiedyś?
- Nie, to nie... Nie chcę jej skrzywdzić. Wrócimy do tego dopiero kiedy będę miał pewność.
- O ile kiedykolwiek będziesz ją miał. I nie uważasz, że już trochę późno na takie rozważania?
- Co masz na myśli?
- To, że swoim zachowaniem już dałeś jej do zrozumienia, że widzisz dla was możliwość. Nie musiałeś niczego obiecywać, ale to samo w sobie świadczy o pewnym zaangażowaniu. I teraz zacząłeś się zastanawiać? To nieodpowiedzialne. Tym, co już zrobiłeś, tym co już powiedziałeś wzbudziłeś w niej konkretne uczucia. Pamiętasz swoją ulubioną książkę z dzieciństwa?
- Pamiętam - wyszeptał. - Mały Książę.  
- A swój ulubiony fragment?
- Tak. Właśnie to nie jest tak, że nie chcę być odpowiedzialny i dlatego ją od siebie odsuwam, ale...
- O coś takiego nawet bym cię nie podejrzewał! Obawiam się tylko, że... Skoro żywisz do niej pewne uczucia...
- Nie potrafię ich jeszcze precyzyjnie określić - wtrącił.
- Więc zamierzasz czekać do momentu, w którym będziesz miał pewność i nie będziesz miał żadnych obaw?
- Tak.
Tobiasz zaśmiał się krótko i splótł dłonie.
- To nie działa w taki sposób, synu. Zawsze są jakieś obawy. A kobiety to zbyt delikatne istoty, by odkładać je na półkę i czekać na odpowiedni moment. Wyobrażam sobie jak bardzo ją twoje zachowanie zraniło. Wydaje ci się, że tak jest lepiej, a tymczasem jest odwrotnie. Już raz się przekonałeś o tym jak kończy się odsuwanie od siebie ukochanych osób. Wiem, że to nie jest taka sama sytuacja i nie porównuję ich. Nie chciałbym byś popełnił kolejny błąd, który będziesz sobie znowu wypominał przez lata. Jeden takiego rodzaju to wystarczająco dużo.
- A co jeżeli ja wcale nie chcę? Co jeżeli ja nie chcę, nie nadaje się już do związków?
- Cóż, to ty powinieneś wiedzieć najlepiej czego chcesz. Nikt ci tego nie powie.
- Boję się, że traktowałbym Hermionę jako zamiennik Lily, a ona zasługuje na więcej. Boję się, że nie potrafiłbym...kochać jej bardziej niż Lily.
- Porównujesz je?
- Trochę.
- To są tak diametralnie różne sytuacje, że takie porównania nie mają sensu. Lily znałeś od dziecka, dojrzewaliście razem, doskonale się znaliście, macie razem dziecko... Z Hermioną sytuacja jest inna i na dodatek dość nietypowa. Ty już jest jesteś dojrzałym mężczyzną, ona dopiero staje się dorosła. Wszystko inaczej. Poza tym, nie możesz stopniować miłości. Albo się kogoś kocha, albo nie. Nie widzę niczego pośrodku.
Severus rozmyślał przez chwilę nad tymi słowami.
- Więc boję się, że nie będę w stanie kochać ich obu jednocześnie. Boję się, że Hermiona zawsze czułaby się tą drugą.
- Myślę, że boisz się zupełnie nie o to, co potrzeba. - stwierdził mocnym, zdecydowanym tonem.
- Chyba po prostu się trochę w tym wszystkim pogubiłem - przyznał cicho, zerkając na ojca.
- To trzeba było jej powiedzieć, a nie, że nie powinniście byś razem. Wyobrażasz sobie jak ona się teraz czuje?
- Pewnie nie najlepiej.
Starszy mężczyzna westchnął. Przez dłuższą chwilę nic nie mówili, Severus poczuł się jeszcze gorzej niż wcześniej. Poczucie winy zaczęło mu ciążyć jak wielki kamień przywiązany do szyi.
- Nie zostawiaj tak tego.
- Nie...ja...muszę się poważnie zastanowić. A ty? Jak się czujesz?
- Ja? - uniósł lekko brwi, jakby odrobinę zaskoczony. - Doskonale. Oczywiście sytuacja jest bardzo trudna, ale pod kontrolą. Tom bardzo się irytuje przez te zebrania, rozporządzenia...ale na razie chyba nie jest jeszcze najgorzej.
- Na razie - Severus powtórzył z naciskiem. - Mam przeczucie, że ci ludzie są zbyt potężni, zbyt dobrze zorganizowani, bym zdołał do czegokolwiek dotrzeć. A kiedy zorientują się, że za bardzo się wtrącam w ich sprawy...to pewnie w końcu się przekonam jak wyglądają cele w Azkabanie. I to w najlepszym wypadku.
- Wiesz jakie ryzyko stwarza taka praca. Bardzo martwię się o ciebie, ale nawet nie będę próbował przekonać się do odsunięcia się od tego.
- Nie udałoby się, mam obciążenie genetyczne - mruknął.
- No tak, nie da się ukryć.
- Pamiętasz piewrszego człowieka, którego pozbawiłeś życia? - zapytał nagle. Patrzył się na ojca jakby czekał na jakieś wskazówki, odpowiedzi, na cokolwiek, co pomogłoby mu podjąć decyzję, obrać kierunek działań, kierunek myśli.
Tobiasz zmarszczył czoło i opuścił wzrok. Zastanawiał się przez kilka minut.
- To była cała grupa bezimiennych, zamaskowanych terrorystów. Ich życia nie miały żadnego znaczenia.
- A jak się przy tym czułeś?
- Dobrze, a nawet bardzo dobrze. Na tym polegało zadanie, odnaleźć ich kryjówkę i zlikwidować zagrożenie. Oni samym tym, że żyli stwarzali zagrożenie. Jeżeli pytasz też o jakieś wyrzuty to absolutnie nie. Czasami ludzie powinni być wdzięczni za to, że pozwala im się umrzeć. Jest tak wiele przerażających rzeczy, które można zrobić człowiekowi, tak wiele bólu, krzywd. Pamiętam, że poczułem się wyjątkowo silny. Poczucie władzy nad czyimś istnieniem to bardzo niebezpieczne doznanie. Można to pokochać, można się w tym całkowicie zatracić.
- Zdarzało się, że ktoś z MI6 się w tym zatracał.
Tobiasz spojrzał gdzieś w kąt i dopiero po chwili znów na Severusa. Powoli przytaknął.
- Tak. Pomimo wielu testów psychologicznych, treningów, sprawdzianów...dość często do tego dochodzi.
- Co wtedy robi się z takim agentem?
- Likwiduje się niebezpieczeństwo - odparł sucho i odchrząknął. - Dziwi cię to? - spytał, widząc zaskoczoną minę syna.
- W pewnym stopniu tak, w pewnym stopniu nie.
- MI6 traktuje swoich agentów bardzo specyficznie. Są reguły do których należy się stosować. Jeżeli się je złamie, ale mimo to misja się powiedzie, nie ma większy konsekwencji. Jednak jeżeli postąpi się niezgodnie z regulaminem i misja się nie powiedzie...wtedy należy spodziewać się poważnych konsekwencji. Nawet jeżeli powodem niepowodzenia wcale nie było ów wykroczenie. Tutaj nie liczy się życie jednostek. Tam nie ma znaczenia jak się czujesz, czy masz rodzinę, czy jesteś zmęczony, czy masz zły humor. Najważniejsze są misje, interesy MI6. Wszyscy przystępujący do służby wiedzą o tym od samego początku, więc nie można powiedzieć, że wywiad wykorzystuje swoich agentów. Czasami...
Przerwał, wahając się czy kontynuować, czy na pewno chce o tym powiedzieć.
- Tak?
- Widzisz... Wtedy, lata temu, zastanawiałem się dlaczego....to znaczy, nawet nie miałem czasu na zastanawianie się gdyż od razu udzielono mi informacji, ale... To był jedyny raz gdy żałowałem tego, że jestem agentem MI6.
Severus odruchowo nachylił się lekko do przodu, wyraźnie zaintrygowany.
- Dlaczego?
- Bo wyjęcie paru lat z życia to nie jest nic dobrego, a szczególnie tych lat kiedy mój syn był w tak trudnej sytuacji. Widzisz, w tym czasie prowadzone były ściśle tajne, jeszcze bardziej  i pilniej strzeżone operacje niż zwykle, pomiędzy wywiadami. W skrócie można powiedzieć, że agenci MI6 wnikali w struktury na przykład CIA. Wiele działań było nielegalnych. Wszyscy agenci zaangażowanie w cały projekt...musieli zostać w pewien sposób...wyłączeni z obiegu. I tak się stało, z wyjątkiem jednego. Nigdy nie byłem w żadnej śpiączce. To był stan wywołany po to, by agenci innych organizacji nie mieli dojścia, nie mieli możliwości kontaktu. Dlatego nie wykonywano żadnych badań, dlatego nie dopuszczano innych... Prawie wszystkich pozostałych spotkało to samo...tylko kilka dni później. Stwierdzili, że skoro już mieli mnie pod ręką to trzeba działać. Wielu agentom zorganizowano inscenizowane wypadki, których część nie przeżyła. Jedynym, któremu udało się uniknąć takiego wyłączenia z życia był Owen. W szpitalu zorientował się co się dzieje i wszelkimi argumentami próbował siebie ochronić przed tym. Zależało mu na tym ze względu na rodzinę, na ciebie... Bardzo wiele go to kosztowało, a MI6 wymogło na nim w zamian... cóż, właściwie to też jest tajne.
W pierwszej chwili nie był zdolny do komentarza.
- Czyli...czyli to nie była jej wina?
- Nie.
- Ale...to zgodne z prawem? Takie...
Tobiasz zaśmiał się gorzko.
- MI6 stoi ponad prawem, Severus. O tym się głośno nie mówi, wszystkie dowody są niszczone, sprawy starannie tuszowane. Tuszowane ze względu na szpiegów, nie na władze. Władze o wszystkim nie wiedzą, ale i tak nie wnikają. MI6 to od wielu lat potężna organizacja. Ale nie można narzekać, umieją też wynagradzać agentom trud włożony w pracę. Pensją z wieloma zerami na przykład. A, właśnie...
Wstał i szybko podszedł do szafki, na której leżała jego służbowa, skórzana teczka. Wyciągnął z niej pęczek kluczy i rzucił Severusowi.
- Do czego są?
- To klucze do domu, do którego mieliśmy wtedy pojechać. Przepraszam, wcześniej o nich zapomniałem... Może teraz jeszcze ci się nie przyda, ale... To wszystko i tak twoje.
Severus zacisnął dłoń na kluczach. Czuł się trochę tak jakby zalała go wielka fala zimnej wody. Jakby działo się o wiele za dużo i o wiele za szybko. Coś go w środku zakuło, coś zawrzało na myśl o tym, że został sam w tak ważnym dla siebie okresie życia...tylko dlatego, że MI6 prowadziło taką, a nie inną akcję. Bo takie były procedury. Zamknął oczy.
- Nie zrezygnujesz z pracy tam?
- Agentem MI6 się umiera - powiedział z uśmiechem. - To kwestia lojalności. A i gdy jest się już zbyt bardzo uwikłanym...zbyt wiele się zrobiło i zbyt wiele się wie... Oni takim ludziom nie pozwalają tak po prostu zrezygnować. A jeżeli tak bywa, to tamci z reguły bardzo potem tego żałują...
Severus oderwał spojrzenie od kluczy.
- Więc w porównaniu do MI6 to traktowanie nas przez Toma wydaje się mi wręcz łagodne. Chociaż teraz to naprawdę nie można mieć do niego uwag, bardzo zmienił swoje podejście do wielu kwestii...
Skrzywił się nieznacznie i schował pęczek do kieszeni. Tobiasz zajął z powrotem swoje miejsce.
- Jest jeszcze jedna bardzo ważna rzecz, o której chciałbym ci dzisiaj powiedzieć - oświadczył poważnie.
Severus odgarnął do tyłu czarne włosy i przytaknął.
- Mam się przygotować na kolejne zaskoczenie?
- Tak.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
PYTANIA mile widziane :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz