NEXT CHAPTER


.

.

21.12.2013

53.
L'impulsion



MUSIC
Tom poprawił krawat i wyprostował się na fotelu. Główne drzwi Sali Konferencyjnej Ministerstwa Magii były jeszcze zamknięte. I oto stało się. Zajmował główne, środkowe miejsce przeznaczone dla Ministra Magii. Ile to lat marzył o tym fotelu, o tej funkcji! Czy czuł się jak człowiek, którego jedno z największych marzeń zostało spełnione? Ani trochę. W sytuacji, w której się znalazł nie widział nawet jednego powodu, do okazywania entuzjazmu. Na cóż mu ten tytuł skoro nie stoi za nim prawie żadna władza? Możliwości ograniczone do minimum, wszystkie działania absolutnie podporządkowane innej instancji. Nie tego chciał i nie do tego dążył. Znalazł się w całym centrum manipulacji i spisku, który z każdym dniem rozwijał się coraz bardziej. W tym wszystkim starał się, nie pokazywać swojego niezadowolenia czy frustracji. Najlepszym i najbezpieczniejszym wyjściem było zachowanie pokerowej twarzy i nie uleganie emocjom, to przede wszystkim. Odchrząknął i przysunął do siebie tekst przemówienia, które będzie musiał wygłosić. Przekaz tekstu bardzo mu się nie podobał, chociaż treść była skonstruowana po mistrzowsku. Widział już te wszystkie reakcje. Ludzie będą nim zachwyceni, a za to poczują się oszukani przez Dumbledore'a, którego propaganda sprawiła, że postrzegali działania Toma nie tak jak powinni. I tak dalej w tym tonie. Musiał przyznać, że intryga uknuta została doskonale, w sposób wykluczający najdrobniejszy nawet błąd. Świadomość ta napawała go swoistym lękiem, do czego ci ludzie mogą się jeszcze posunąć i jaki jest końcowy cel tego wszystkiego.
Sięgnął po filiżankę i upił łyk zimnej już kawy. Smakowała jak rozcieńczony kompot. Powinni od razu przynieść mu następną. Koniecznie na złotej tacy. Nie umknęło jak uwadze jak wszyscy pracownicy, którzy się z nim stykali, nadskakiwali mu, chętni spełnić każde żądanie i proponujący tę czy inną usługę, zanim w ogóle zdążył się odezwać. Domyślał się, że takie otrzymali polecenie z ostatniego piętra Fioravanti Enterprises i miało to przyczynić się do wzbudzenia w nim poczucia bezpieczeństwa, pewnej stabilności. By poczuł się pewnie na swoim stołku. On jednak był zbyt sprytny, by tego nie wyczuć, w końcu był przecież potomkiem samego Salazara Slytherina! Sam dobrze znał te mechanizmy i wiele razy już je wykorzystywał. Gdy ludzie czują się na swojej pozycji pewnie, bardzo łatwo tracą czujność, popełniają błędy, niedopatrzenia.
Może powinien poprosić Snape'a o jakieś lekcje? Od dawna wiedział, ze ten człowiek jest najlepszym szpiegiem jakiego można sobie wyobrazić. Potrafił zapanować w stu procentach nad swoimi emocjami, nad mową ciała, każdym detalem, przez co nikt nie był w stanie rozszyfrować jego prawdziwych intencji. Tom nie czuł się mistrzem na tym polu. Wielokrotnie zdarzało mu się tracić nerwy, pozwalać emocjom, by dyktowały mu co ma robić. A teraz nie mógł sobie w żadnym wypadku na coś takiego pozwolić.
Skoro zostawili go przy życiu, nie podstawiając na jego miejsce jakiegoś ze swoich specjalnie wytresowanych ludzi, musieli mieć w tym jakiś cel i to go niepokoiło. Potrzebowali właśnie jego. Dlatego chcieli wprowadzić go w dobry nastrój, zadowolenie z otrzymanej praktycznie od ręki funkcji najważniejszej osoby w państwie. Chcieli, by im w pełni zaufał, uznał za bezwarunkowych sprzymierzeńców. W takim stanie bez trudu mogliby zapędzić go w kozi róg. Nie zamierzał odgrywać gryzonia w tej zabawie w kotka i myszkę.
Chciał skontaktować się z Sauvagem, ale nie miał jeszcze pomysłu jak to zrobić, by nie wzbudzić podejrzeń. Nieustannie go przecież obserwowali, aż czuł się jak zwierzątko laboratoryjne, nad którym skupiają się uważne spojrzenia badaczy. Praktycznie tylko jemu i Severusowi ufał w największym stopniu. Co do szczerości Daniela nie miał żadnych wątpliwości. Miał za to mieszane uczucia w stosunku do Szefa Biura Aurorów, świeżo upieczonego Prokuratora Generalnego Wielkiej Brytanii, Marka Harveya Denta. Ów blondyn wszedł właśnie bocznym wejściem do sali. Jasną marynarkę miał przewieszoną przez ramię, w dłoniach trzymał filiżankę i teczkę z dokumentami. Zdążyli się już dość dobrze poznać, ale mężczyzna ten zdecydowanie był jednym z najbardziej tajemniczych, jakich Riddle miał okazję poznać. Był inteligentny i bardzo charyzmatyczny, wyczuwało się w nim jednak coś specyficznego. Coś, czego nie do końca można było określić, a co wzbudzało pewien niepokój. Właściwie, pod wieloma względami byli do siebie podobni, współpraca więc powinna przebiegać pomyślnie i bez zakłóceń.
Dent zajął miejsce obok Toma, postawił teczkę i porcelanową filiżankę na blat, nałożył marynarkę i usiadł.
- Trudny dzień nas czeka - powiedział na przywitanie.
Widzieli się już tego ranka, ale nie zdążyli wymienić ze sobą kilku zdań. Jego ton mógł w równym stopniu wskazywać na zadowolenie jak i na irytację. Miał niesamowity dryg do retoryki, co każdy bardzo szybko zauważał. Z takim talentem mógłby z powodzeniem sprzedawać lodówki na biegunie.
- Im szybciej się zacznie tym lepiej.
- Już niedługo, panie Ministrze. Co sądzisz o przemówieniu?
Tom rzucił niechętne spojrzenie na leżący przed nim tekst.
- Ktoś długo nad nim pracował.
- Cokolwiek byśmy nie powiedzieli, nie ma to żadnego, większego znaczenia, ale agitacja oczywiście musi być - stwierdził z uśmiechem.
Jego niebieskie oczy błyszczały, jakby doskonale się bawił.
Przez chwilę obaj milczeli, wpatrując się w tykający zegar zawieszony tuż nad głównym wejściem.
- Jak się czujesz na nowym stanowisku? - zapytał blondyn.
Można by pomyśleć, że było to zwyczajne, grzecznościowe pytanie współpracownika. Jednak Tom natychmiast wyczuł, aluzję, którą było podszyte.
- Jak odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu - odparł.
Nie było to do końca zgodne z prawdą, ale wszak nie prawda była najważniejsza. Dentowi wyraźnie spodobała się jego odpowiedź.
- Masz może ochotę na whisky wieczorem? Będą dekorować mój dom na przyjęcie, przyda się towarzystwo kogoś o poczuciu estetyki, ja ostatnio nie mam do tego cierpliwości.
- Chętnie - mruknął w zadumie.
- Przy okazji będziemy mogli omówić kilka kwestii. Koniecznie weź Bellę ze sobą.
- A twoja żona?
Mark wzruszył ramionami i obrócił się na fotelu.
- Nie jesteśmy razem od bardzo dawna - oznajmił bez emocji.
- Chłopiec bardzo to przeżywa?
- Harvey? Nie. Przyzwyczaił się, że już do tego, że na matkę nie ma co liczyć. Niektórzy nigdy nie powinni być rodzicami.
- Tak jak niektórzy nigdy nie powinni mieszać się w politykę - dodał Tom.
- Mówisz o kimś konkretnym?
- O dziewięćdziesięciu pięciu procentach populacji?
Prokurator Generalny zaśmiał się i przytaknął.
- Dodałbym jeszcze ze cztery procenty.
Po kilku minutach do sali zaczęli napływać wszyscy bardziej lub mniej potrzebni tam urzędnicy, członkowie Departamentu Przestrzegania Prawa i Kancelarii Ministra. Zajmując miejsca, wszyscy kierowali ku nim gesty pozdrowienia. Potem do głównego wejścia podszedł jeden z pracowników ochrony.
- Panie Ministrze, jest pan gotowy? - spytał Toma Barney Fleecer, jego zastępca.
Tom wziął głęboki oddech. Poprawił krawat i wyprostował się.
- Tak.

*

Cytaty przemówienia i zdjęcia Thomasa Riddle'a, nowego Ministra Magii Wielkiej Brytanii i Marka Harveya Denta, nowego Prokuratora Generalnego Wielkiej Brytanii znalazły się na pierwszych stronach wszystkich dzienników. Powtarzano je w audycjach radiowych i w rozmowach zdecydowanej większości czarodziejskich obywateli Wysp. Wywołały wielkie poruszenie.
Marlene zadrżała. Wakacje w Grecji sprawiły, że zapomniała jak chłodne bywa brytyjskie lato. Jej zwiewna biała sukienka była z pewnością bardzo ładna, ale o wiele za cienka jak na obecną pogodę. Chociaż słońca nie zasłaniała ani jedna chmurka, wiał dość nieprzyjemny wiatr i temperatura odczuwalna była niższa od rzeczywistej. Skrzywiła się, przytrzymując grzywkę przed rozwianiem. Złożyła Proroka i podała go blondynowi.
- Coraz ciekawiej - stwierdziła.
- Dent jest w to jakoś głębiej zamieszany. Był tam - powiedział Draco, rozglądając się uważnie w ogół.
Miał wrażenie, że mogą być podsłuchiwani.
- Też się zabawiał ?- spytała, unosząc brwi.
- Nie, pojawił się na chwilę. Chciał rozmawiać z tą Rose, ale wymienili tylko kilka zdań. Niezbyt przyjemnych. Ale zna ją, zna tamto miejsce...
Wzruszyła ramionami.
- Nie stawialiby na tak ważnym stanowisku kogoś niewtajemniczonego.
- Pewnie...
- Nie to jest ważne - przerwała mu. - Dobiorą się do Hogwartu.
- Hogwartu?
- To największa publiczna placówka edukacyjna w kraju. Myślę, że chcą cię w to angażować nie tylko ze względu na twojego ojca. To by było za mało.
- Planują dobrać się do Hogwartu i ja mam być jakąś uczniowską wtyczką?
- Założę się, że coś w tym stylu.
Skrzyżowała nogi i oparła się o ławkę.
- Ciekawe, że nigdzie nie widać ani nie słychać Dumbledore'a, nie? Jego wróg numer jeden zostaje Ministrem Magii, a on nawet nie zabierze głosu w sprawie. A tyle lat niby to walczył. Zakon Feniksa!
- Może czuje, że przegrał?
- Nie wiem, ale to dziwne. I dziwne, że nikt głośno nie zwrócił na to uwagi. W każdym razie, trzeba się przygotować. Dasz radę grać w tę grę?
Spojrzała na niego. Szare oczy były delikatnie zaczerwienione, cera nieco zbyt blada. Wyglądał na zmęczonego i niewyspanego, ale nie osłabionego.
- Na pewno? Draco, to już teraz jest przerażające, a przecież to zaledwie początek. Im dalej tym gorzej, a...
- Nie jestem tchórzem - wypowiedział przez ściśnięte gardło. - Jeżeli będę w tym uczestniczył to możliwe, że uda się zdobyć więcej informacji. A im więcej będziemy wiedzieć to...sama wiesz.
Przytaknęła. Wzięła do ręki jego dłoń i ścisnęła lekko.
Draco uniósł wzrok, przyglądając się pracom budowlanym, które trwały od jakiegoś czasu przy Big Benie. Chciano najszybciej jak to możliwe odbudować Pałac Westministerski. Trzeba przyznać, że szło to bardzo prężnie.
- Napiszę do Granger.
- Tej szlamy?
- Jakby to było najważniejsze kim byli jej rodzice - żachnęła się. - Nie jest głupia. W perspektywie przyszłych wydarzeń, które zapewne nie będą miłe i przyjemne, warto zawiązać porozumienie. A z naszych rówieśników to ona i Potter są najlepszymi kandydatami.
Draco milczał przez kilka minut, starając się przyswoić sobie te słowa i jakoś się z nimi pogodzić.
- Przymierze z Gryfonami - parsknął. - To brzmi absurdalnie.
- Nie czytało się Historii Hogwartu?  - zaśmiała się. - Gryffindor i Slytherin byli przyjaciółmi.
- Tak, tak, pamiętam. Ale Potter to naprawdę ostatnia osoba, z którą...
- Dałbyś już spokój. Ta wasza wzajemna niechęć jest doprawdy dziecinna. Nie mówię, że macie się przyjaźnić, ale akurat on i Granger mogą się bardzo przydać. Najbardziej spośród innych. Są bystrzy i ciekawscy. Dobrze wiem, że Hermionie też zależy na tym, by jak najwięcej wyniuchać.  Poza tym, jest teraz u Sauvage'a, więc wiesz...
Przerwała, rzuciła mu wymowne spojrzenie i westchnęła.
- Wiesz w co się pakujemy? - bardziej oznajmił niż spytał Draco.
- Wiem.
- Marlene, ty nie jesteś w to tak wplątana, nie musisz nic robić - powiedział nagle bardzo poważnym i zmartwionym tonem. 
- Draco...
- Nie, posłuchaj mnie! - rzekł z naciskiem, kucając przy niej. - To jest szalenie niebezpieczne. Jeden nieodpowiedni ruch i sami możemy stać się takimi, na których to oni będą wypróbowywać klątwy czy Slytherin wie co jeszcze... Ja nie widzę w tej chwili dla siebie innej drogi, ale nie muszę cię ciągnąć za sobą. Nie chcę cię ciągnąć za sobą. Nie chcę żeby przeze mnie stała ci się krzywda.
- I naprawdę myślisz, że mogłabym tak po prostu udawać, że nie ma tematu? Że nic się nie dzieje? 
- Tak by było bezpieczniej.
- Jesteśmy w tym razem - stwierdziła, łapiąc go za rękę. 
*
Alaya przytuliła się mocniej do niego. Zacisnęła powieki, starając się pohamować łzy. Za nic nie chciała pozwolić sobie na płacz przy nim. Nie może przy nim płakać. W ogóle nie powinna, robiła to jednak bardzo często. Mijały godziny, a upragniony sen wciąż nie nadchodził. Usiadła i podkuliła nogi pod brodę. Oparła czoło o kolana, jej długie, czarne włosy rozsypały się wokół jej twarzy, zasłaniając ją niczym gruba kurtyna. Czuła się całkowicie bezbronna i bezradna. Udało jej się przez kilka ostatnich dni regularnie, trzy razy dziennie podawać Danielowi tabletki, ale za każdym razem bardzo się denerwowała i obawiała się, że on to wyczuje. Wrzucała je do herbaty i wydawało jej się, że ma niesamowite szczęście, że on tego nie zauważył. Wiele ryzykowała takim zachowaniem, ale nie miała innego pomysłu. A i tak zostało jej już tylko sześć tabletek. Tylko dwie dawki. Po tak krótkim czasie nie spodziewała się żadnych efektów, ale miała bardzo przykre wrażenie, że Daniel czuł się coraz gorzej.
Prawie nic nie jadł, prawie w ogóle z nimi nie rozmawiał. Przesiadywał tylko ciągle albo w atelier albo w laboratorium i w żaden sposób nie mogła namówić go do spędzenia z nią czy z Severusem i Hermioną trochę czasu. Co prawda nie naciskała za bardzo, nie chciała żeby czuł się przymuszany do czegokolwiek. Dzień wcześniej przyszła do niego paczka z MI6 z jakimś nowym prototypem nowoczesnego komputera, który zbudowany był technologią, która na rynek miała wejść dopiero za piętnaście lat. Daniel oczywiście zamknął się z nim w atelier na cały dzień. Gdy wróciła z pracy miał czterdzieści stopni gorączki, był tak nieprzytomny, że bez większego problemu udało jej się przekonać go do położenia się wcześniej. Teraz najprawdopodobniej znów śnił mu się jakiś koszmar, bo krzywił się, zaciskał i na zmianę rozluźniał dłonie, zmieniał pozycje, jego mięśnie były napięte. Pomyślała, że obudzi go gdy zacznie krzyczeć. Tak było każdej nocy, a kiedy pytała go o treść tych snów, tylko kręcił głową, nie chciał nic powiedzieć. W ciągu ostatnich dwóch dni zamienili może parę zdań, z czego na odpowiedzi Daniela składały się jedynie monosylaby. Czuła się okropnie ze świadomością, że nie potrafi pomóc własnemu mężowi. Gdy chodziło o pacjentów, przepisywała odpowiednie leki, prowadziła psychoterapie, w które starała się angażować jak najmniej, ale na tyle dużo, by faktycznie wspierać chorych w radzeniu sobie z chorobą. Bywało bardzo różnie, w końcu i sama schizofrenia miała inny przebieg u każdego chorego. Tak wiele chciała zrobić, a tak niewiele miała możliwości do zrobienia czegokolwiek. Jej ogólnego samopoczucia nie poprawiały też nowe obowiązki zawodowe. Cztery lobotomie w przeciągu dwóch dni to o cztery za dużo. Jednak od zawsze wiedziała, iż lepiej być lekarzem niż pacjentem. A dodatku tego dnia zabiła się jedna z pacjentek. 
- Gdy przyszedłem to już nie było czego stwierdzać - powiedział Leonel, kiedy Alaya przyszła do pokoju Denise. 
- Jak mogła sama siebie udusić poduszką?
- Może to nie ona tylko któreś z jej osobowości - zasugerował i wyprowadził Alę z sali.
Nie zdążyła nawet przyjrzeć się ciału, ale pomyślała o tym dopiero tuż przed wyjściem ze szpitala, a wtedy już zdążyli je zabrać. Nie wnikała dokąd. 
Wyprostowała się nagle i spojrzała na Daniela. Brązowe, delikatnie falowane włosy były w nieładzie, jego klatka piersiowa unosiła się i opadała nierównomiernie, zaciskał mocno powieki. Oddech miał płytki. Odrzuciła czarne kosmyki na plecy i przysunęła się do niego. Nigdy nie wmawiała sobie czegoś, czego nie było, myślenie typu "jakoś to będzie" było jej całkowicie obce. Wiedziała, że jeżeli Daniel nie będzie przyjmował systematycznie odpowiedniej dawki leków to będzie tylko gorzej. Sama myśl o tym sprawiała jej ból. Pocałowała go przelotnie w policzek i zsunęła się z łóżka. Poprawiła ułożenie swojej zielonej, koronkowej koszulki i powoli podeszła do okna. Otworzyła je na oścież. Do środka od razu przedostał się zimny powiew wiatru, rozwiewając zasłony, jej włosy i baldachim przy łóżku. W oddali widać było wieżę Eiffla i migoczące światełka tętniącego życiem miasta. W zadumie nie zauważyła jak niebo powoli jaśniało, przechodząc z ciemnego granatu w coraz jaśniejsze barwy ozdobione dodatkowo pomarańczowo-różową poświatą. Odwróciła się dopiero słysząc cichy jęk Daniela. Podeszła do łóżka, usiadła obok niego i pogładziła go delikatnie po twarzy. Oddychał przez usta, bardzo szybko i nierówno.
- Nie! - krzyknął z przerażeniem.
Zaczął rzucać się po pościeli, szamotać, jakby próbował uwolnić się z jakichś więzów. Alaya przytrzymała go na tyle, na ile pozwalały jej niewielkie zasoby siły fizycznej, przyłożyła na moment dłoń do jego ust.
- Daniel, kochanie. Już dobrze - powiedziała.
Zastygł nagle, obudził się, otworzył oczy. Ona uśmiechnęła się do niego z uczuciem, przeczesała palcami jego włosy. 
- Cześć - przywitała się.
- Hej - szepnął niepewnie.
W jego miodowych oczach czaił się przejmujący strach i brakowało w nich tego ognia. Zostało po nim jedynie smutne pogorzelisko. Po chwili otworzyła szufladę szafki nocnej, z której wyjęła buteleczkę z lekami. Wysypała trzy z tabletek na dłoń, którą następnie podsunęła Danielowi razem ze szklanką wody.
- Masz jeszcze trochę podwyższoną temperaturę - oznajmiła z ciężkim sercem. 
Przez moment myślała, że zaprotestuje, że nie potrzebuje brać żadnych tabletek nawet na gorączkę, ale on tylko popatrzył podejrzliwie na drobne pastylki, a potem grzecznie włożył je do ust i popił wodą. Miała ogromną ochotę odetchnąć z ulgą, ale powstrzymała się. Przykryła go szczelniej kołdrą i zacisnęła rękę na jego dłoni. 
- Chcesz jeszcze spać?
- Nie...wiem - wydukał. 
- A zejdziesz na dół na śniadanie czy wolisz tutaj? - spytała spokojnie, bardzo ciepłym tonem.
- Tutaj.
- Dobrze, przyniosę. 
Przymknął oczy. Koszmar powoli odchodził już w zapomnienie. Schował się w jakimś dalekim zakamarku umysłu, gotowy, by znów uderzyć przy kolejnej sposobności, z jeszcze większą siłą. Bardziej przerażającym obrazem, bardziej bolesną treścią. Jednak na tę chwilę to był koniec, co wcale nie poprawiło Danielowi humoru. Może właśnie wolałby już na zawsze zostać pochłoniętym przez tę czarną masę. To wszystko by się skończyło, nie musiałby się już więcej bać.

Kilka godzin później Alaya wraz z Hermioną szykowały koszyki z jedzeniem. Dzień był tak piękny i ciepły, że zdecydowały iż urządzą piknik w ogrodzie. Severus przyglądał się ich poczynaniom znad gazety. Co jakiś czas jego spojrzenie napotykało gdzieś po drodze oczy Hermiony. Uśmiechała się jakby doskonale wiedziała jak bardzo czuł się zakłopotany. Po kolejnym uchwyceniu brązowych tęczówek, odchrząknął i schował się za gazetę. Ona szykowała właśnie polewę do babeczek, które Alaya wstawiła niedawno do piekarnika. Ich zapach, zmieszany z zapachem stygnącego na parapecie ciasta truskawkowego wypełniał kuchnię, tworząc przyjemną, ciepłą atmosferę, która niezbyt się Severusowi udzielała. Widział to jak Alaya idealnie kontroluje swoje emocje, jak stara się niczego po sobie nie pokazywać, w końcu tak dobrze znał te mechanizmy. Widział to i czuł się beznadziejnie bezradny. Gdy Alaya zdjęła z siebie kuchenny fartuszek, a Hermiona skończyła pracę nad polewą, on odrzucił gazetę na stół i wyprostował się na krześle.
- Spróbujesz zachęcić go do zejścia? - spytała brunetka.
Nie odpowiedział, skinął jedynie głową i wyszedł z kuchni. Hermiona patrzyła na niego, dopóki nie zniknął jej z oczu za zakrętem.
Chociaż przebywali w tym samym domu, Severus nie widział Daniela od trzech dni. Pomyślał, że jeżeli i tym razem Sauvage nie otworzy mu drzwi atelier to wyważy je siłą. Zanim pobiegł schodami na górę, zatrzymał się jeszcze przy gabinecie, w którym pracował jego ojciec. W tym Londynie naprawdę nie mogli się chyba obyć bez jego pomocy, bo telefon nie przestawał dzwonić ani na chwilę. Przystanął w progu, opierając się o framugę.
- Tak. Tak. Musisz mu je wysłać do przyszłego tygodnia. Koniecznie. A co do tej apelacji to postępuj zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami. Tak. Tak - Tobiasz powtórzył raz jeszcze.
Odłożył słuchawkę i westchnął. Jak zawsze miał na sobie śnieżnobiałą koszulę i czarny krawat, a na krześle wisiała marynarka od garnituru.
- Nie dadzą ci spokoju - stwierdził Severus, wchodząc do środka.
- Och, dobrze jest się czymś zająć.
Wśród stosu dokumentów na biurku leżała też otwarta koperta, zaadresowana na adres apartamentu w Londynie. Od razu przykuła uwagę młodszego bruneta. Wziął ją do ręki, by obejrzeć znaczek, ale nim zdążył się bliżej przyjrzeć, Tobiasz wyrwał mu ją z ręki.
- Coś nie tak? - rzucił mu pytające spojrzenie.
- Nie, nie - odparł.
- Co to? - spytał, wskazując na kopertę, którą ten miął już w dłoni.
- Pocztówka - oznajmił z nikłym uśmiechem.
- Pocztówka w kopercie? - zdziwił się Severus.
- Taak...
- Skąd?
- Z Australii.
- Z Australii? - Severus powtórzył z powątpiewaniem. - Od Owena?
- Właśnie.
- Dlaczego miałby wysyłać pocztówkę na adres w Londynie?
- Dobrze wiesz jaki jest roztrzepany... - mruknął, opuszczając wzrok.
- Nie na tyle, by w takich okolicznościach wysyłać ci pocztówkę nie na ten adres co trzeba. Mogę ją zobaczyć?
- Nie.
- A to dlaczego?
- Bo...- przerwał, szukając w myślach jakiegoś pomysłu. - jest nieładna.
Severus parsknął. Obrzucił biurko uważnym spojrzeniem, wtedy dostrzegł kartkę z jasnoniebieskiej papeterii, idealnie pasującej do ów koperty. Zmarszczył brwi i przygryzł usta.
- Co się dzieje?
- Piętnaście apelacji, pięć odwołań, dziesięć spraw o morderstwo...
- Tato - przerwał mu.
- Hm? - mruknął, nie patrząc na niego.
Otworzył szufladę, następnie szybko wrzucił do niej i list i kopertę.
- Nie chcesz mi o czymś powiedzieć?
- Nie wiem o czym mówisz.
- Oczywiście, że wiesz.
- Nie, nie wiem więc może mi powiesz?
Severus już otworzył usta, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie i powiedział coś innego niż początkowo zamierzał.
- Zjesz z nami na dworze?
Przez moment panowała cisza, a potem znów rozbrzmiał dzwonek telefonu.
- Nie, młodzi macie swoje sprawy, nie będę wam przeszkadzał. Poza tym - dodał, zanim Severus zdołał mu przerwać. - sam widzisz - wskazał na aparat.
Gdy sygnał się skończył, włączyła się automatyczna sekretarka.
Po sygnale proszę zostawić wiadomość.
- Czterdzieści trzy przez dwa, podpunkt f. Prosimy o kontakt pięć jeden dziewięć jeden. 
- To jakiś prawniczy kod? - zapytał, kierując się już do wyjścia.
- Yhym - mruknął w odpowiedzi, odwracając wzrok.
Przy drzwiach Severus zatrzymał się jeszcze i odwrócił przez ramię.
- Tato.
Mężczyzna oderwał wzrok od dokumentu, który właśnie sobie przysunął i spojrzał na niego.
- Gdyby Rogers wysłał ci tę pocztówkę w kopercie na londyński adres to jakim sposobem byś ją miał, skoro jesteś tutaj od czasu ich wyjazdu?
Tobiasz przymknął oczy i skrzywił się nieznacznie. Już gdy chwilę wcześniej o tym mówił, widział tę nielogiczność, ale w tej chwili wolał powiedzieć byle bzdurę niż prawdę.
- Nie musisz mi nic mówić, ale nie musisz mnie okłamywać.
Severus wyszedł z pokoju, ale zatrzymał się przy drzwiach gdy usłyszał jak telefon znów zadzwonił.
Bardzo niechętnie podniósł słuchawkę.
- Co znowu, Everly?
No bardzo ładnie się witasz z przyjacielem, bardzo ładnie...
- Oh, przepraszam cię, Owen - zreflektował się. Wyprostował pozycję i odchrząknął. - Telefony się urywają, a ten chłopak nie jest w stanie chyba nic zrobić samodzielnie. Jak jeszcze raz mnie poprosi o podyktowanie mu pozwu...
Ajaj. Ciągle do ciebie dzwonią?
- Mam wrażenie jakby dzwonił każdy adwokat ze stolicy - stwierdził.
Ojej. Bo wiesz...zostawiłem im wiadomość, żeby kontaktowali się z tobą jako ekspertem w razie jakichkolwiek wątpliwości przy...
- To wszystko jasne - przerwał mu. - Dziękuję ci bardzo, naprawdę.
Widzisz jaki jesteś ważny, nie obędą się - zachichotał.
- Jasne.
Kangury i misie koala przesyłają uściski dla ciebie i Severusa!
Tobiasz westchnął i przyłożył lewą dłoń do oczu.
- Świetnie. A właśnie przed chwilą z nim rozmawiałem.
Wiesz jakie mają fajne ogony? I torby! Widziałem takiego małego kangurka, prześliczne są! - zawołał z zachwytem. Chwilę później spoważniał. - Powiedziałeś mu już?
- Nie.
A zamierzasz?
- Nie wiem.
Moim zdaniem ma prawo wiedzieć i nie możesz tego przed nim ukrywać.
- To jest list do mnie, nie mam obowiązku nikomu mówić o jego treści.
Tak, ale...oj, wiesz co mam na myśli. 
Nie sądzę, by go ta sprawa zainteresowała.
- Ale przecież to jest ważne! To w końcu jego...
- Owen! On ma swoje życie, swoje sprawy. Niedawno się dowiedział, że jego najlepszy przyjaciel jest chory.
Ojej. Co mu jest? Coś poważnego?
Zawahał się.
- Ma schizofrenię - powiedział cicho.
To przykre - mruknął. W tle słychać było teraz dziecięce krzyki i śmiechy. - Więc w ogóle nie chcesz mu o tym powiedzieć?
- Na pewno nie teraz. Najpierw muszę przemyśleć czy ja chcę cokolwiek z tym robić.
A nie chcesz?!
- Wydaje mi się, że to nie ma najmniejszego sensu.
Nie jesteś ciekawy?
- Nie, raczej nie...
Moim nieskromnym zdaniem powinieneś spróbować, przekonać się. Może to naprawdę coś ważnego, coś co mogłoby jakoś wpłynąć, zmienić...
- Przeszłości nie można zmienić.
- Ale można spojrzeć na nią pod innym kątem. 
- Obecny kąt jest najbardziej adekwatny.
Rozumiem cię, ale może warto? Tak dobrze pamiętam, jak wy...
- Wyobraź sobie, że ja też pamiętam. Nie wiem, co zrobić i czy cokolwiek, ale na pewno nie będę się spieszył z mówieniem o tym Severusowi. Wystarczająco dużo już miał przykrości. A czy u was nie jest już późna godzina?
Po dwudziestej trzeciej. Kyle zagania własnie małe kangurzątka do łóżek - zaśmiał się.
- Też się już lepiej połóż.
Zamierzam. A! Przypomniało mi się! Dzwonili do ciebie już  z...- przerwał wyczekująco.
- Tak.
O tym też mu jeszcze nie powiedziałeś?
- Dobranoc, Owen.
Oh, dobranoc! Zadzwonię rano! To znaczy...to będzie twój wieczór pewnie i...
Nie zdążył powiedzieć wszystkiego bo połączenie zostało zakończone.

Severus zatrzymał się przed atelier i z typową dla siebie angielską flegmą zapukał. Brak reakcji.
- Daniel?
Cisza.
- Wpuść mnie, proszę, albo wyjdź stamtąd.
Znów cisza.
- Daniel, proszę. Potrzebuję rozmowy z tobą.
Przez kilka minut nic się nie działo, ale potem usłyszał jakiś ruch, hałas, po którym klamka ustąpiła. Wszedł powoli do środka, po czym zamknął za sobą drzwi. Chociaż był środek dnia przez zasłonięte zasłony było tam bardzo ciemno. Wszystkie sztalugi i płótna przykryte były białymi prześcieradłami tak, że nie można było nic zobaczyć. Daniel siedział na podłodze w kącie z komputerem na kolanach. Kiedy dojrzał bruneta, zamknął laptopa i odłożył go na bok. Miał na sobie ciemne jeansy i czarny sweter, jego włosy i dłonie poplamione były gdzieniegdzie farbą. Severus podszedł i usiadł naprzeciwko niego.
- I jak ten komputer? - zagadał spokojnym tonem.
Daniel spojrzał na niego jakby zaskoczony jego głosem.
- Zawsze mi przysyłają takie najnowsze...sprzęty...bo jestem jedynym sponsorem działu technicznego MI6.
- Tak, wiem o tym. Mogę zobaczyć?
Podał mu laptopa, a sam skulił się, podsuwając bliżej nogi. Severus oglądał go przez kilka minut, tylko po to, by robić cokolwiek.
- Jak się czujesz? - spytał, odkładając urządzenie na podłogę.
- Dobrze - padła automatyczna odpowiedź.
Snape bardzo w to wątpił, a wręcz był pewien, że Daniel czuł się bardzo źle.
- Dlaczego cały czas tu przesiadujesz?
- Jestem we własnym domu, więc mogę sobie chyba przesiadywać w którymkolwiek kącie zachcę - burknął. - Czy nie?
- Tak, ale nie jesteś sam. Ja i  twoja żona, a i Hermiona martwimy się o ciebie i...
- Nie macie powodu.
- ...i chcielibyśmy z tobą czasem zamienić kilka słów.
- Może ja nie mam ochoty z nikim rozmawiać?
- Przepraszam, że ci przeszkadzam - powiedział cicho Severus, podnosząc się z miejsca. - Chciałem tylko porozmawiać z przyjacielem.
- O czym? - słabo zapytał Daniel, nim Snape doszedł do drzwi.
Mężczyzna odetchnął z ulgą i wrócił na miejsce.
- Mam problem. Z Hermioną.
Słysząc tę nowinę, Sauvage jakby się trochę otrząsnął. W jego smutnych oczach zapaliły się iskierki ciekawości. Severus zaczerpnął powietrza i zaczął opowiadać mu o wszystkim. O tym, co zauważył w zachowaniu Hermiony w ciągu minionego roku szkolnego, o tym, co wyczuł na Gali, o tym jak to wszystko układało się jedną całość. Podzielił się swoimi podejrzeniami i obserwacjami. Daniel słuchał, nie przerywając mu.
- Nareszcie -westchnął z delikatnym uśmiechem.
Severus skrzywił się i uniósł brwi.
- Wiedziałeś? Wiedziałeś, że jest we mnie zakochana?
Szatyn powoli przytaknął.
- Już od dość dawna. Naprawdę sporo czasu zajęło ci zauważenie Hermiony.
- Cudownie, jak zawsze zainteresowany dowiaduje się ostatni - stwierdził kwaśno.
- Co zrobisz?
- Nie wiem.
Pokręcił głową, kryjąc twarz w dłoniach. Potrzebował pomocy, potrzebował tego, by ktoś pomógł mu odszyfrować jego własne emocje i uczucia bo sam czuł się z nimi bardzo niepewnie, a tym kimś mógł być tylko Daniel, który to przejął się bardzo całą sprawą i dostrzegalnie ożywił. Zaczęli analizować, rozkładać na czynniki pierwsze wszystko, co tylko powiązane było z tematem Hermiony i Severusa stosunku do niej. A ten przez ostatnie miesiące wyraźnie się zmienił, ewoluował. Sauvage starał się na tyle na ile mu jego stan pozwalał, udzielić Severusowi niezbędnego wsparcia i upewnienia, bo jego wątpliwości były niczym góra lodowa. O pewnej ich części mówił, ale większość pozostawała niezwerbalizowana, głęboko ukryta w jego myślach. I to nie dlatego, że nie chciał Danielowi mówić wszystkiego. Bardzo często jest tak, że nie można znaleźć odpowiednich słów, adekwatnych określeń, które oddawałyby istotę uczuć. Żaden język nie był na tyle bogaty. Mimo to ich wzajemne zrozumienie było na tyle głębokie, że nie musieli sobie na głos wypowiadać wszystkiego. Dla Daniela wszystko na tym etapie było oczywiste, ale Severus czuł się zakłopotany i co chwilę wynajdywał kolejny powód do tego, by nie podejmować żadnych konkretnych działań. A jednocześnie czuł w sobie też bardzo silną potrzebę podjęcia konkretnego działania. Odnalezienie się i ukierunkowanie w tej sytuacji było dla niego bardzo trudne.
Prawie dwie godziny później mogli już uznać temat za omówiony. Severus czuł się jakby z serca spadł mu wielki ciężar.
- Zejdziesz ze mną na dół? - spytał zachęcająco.
- Tu mi dobrze - odpowiedział szybko Daniel, znów się kuląc.
- Dziewczyny przygotowały piknik w ogrodzie.
- Nie jestem...głodny.
- Daniel, proszę. Od rana piekły te ciastka - spojrzał na niego prosząco.
- Tutaj nie czuję się aż tak... - przerwał i przymknął oczy.
- Będzie im przykro. Mi będzie przykro. Proszę cię.
Chwilę później, gdy Severus złapał go za rękę i po prostu wyprowadził z atelier, Daniel nie stawiał oporu, chociaż nie był zachwycony. Schodząc na dół, czuli coraz intensywniejszy zapachy malin i wypieków. Alaya właśnie otwierała szerzej drzwi tarasowe kiedy weszli do środka. Zbliżyła się do męża i przytuliła go na moment, następnie pociągnęła za sobą na zewnątrz. Severus przystanął w progu, przyglądając się jak Hermiona rozkłada kocyki na trawie pod różaną pergolą. Włosy miała splecione w warkocz, do którego dobrała jasnoniebieską wstążką, komponującą się z kolorem jej sukienki. Uśmiechnął się lekko i cofnął do środka, by zabrać z salonu kilka poduszek.
- Wiesz gdzie jest aparat? - spytała Ala, wbiegając do środka.
Wskazał jej komodę w pobliżu ekranu plazmowego, jednak zanim się tam udała, podeszła jeszcze do niego.
- Jak to zrobiłeś?
- Powiedziałem, że będzie nam przykro jeżeli nie zechce zejść.
Skrzywiła się lekko i westchnęła.
- Coś nie tak?
- Nie powinieneś wpędzać go w poczucie winy, ale to...
- A jak miałem go stamtąd wyciągnąć inaczej? Nie używając przy tym siły.
- W porządku, dziękuję ci. To tylko ja jestem przewrażliwiona.
Wyminęła go, zabierając się za szukanie aparatu.
Severus wyszedł na dwór i zszedł po schodkach do ogrodu. Pomógł Hermionie rozłożyć ostatni z kocyków i porozkładać wokół poduszki, potem usadowił się obok Daniela, który tkwił w nieruchomej pozie niczym kamienny posąg. Zapewne mógłby tak siedzieć cały dzień i całą noc, nie zwracając na nic najmniejszej uwagi. Hermiona usiadła na poduszce naprzeciwko Severusa, opierając się o drewnianą konstrukcję. Alaya dołączyła do nich chwilę później, z aparatem przewieszonym przez ramię, niosąc cztery szklanki i dzbanek z lemoniadą. W tak intensywnym świetle promieni słonecznych jej czarne włosy mieniły się na granatowo.
- Kochanie - zwróciła się do Daniela, zająwszy już swoje miejsce przy Hermionie. - dostaliśmy zaproszenia na przyjęcie angielskiego Ministerstwa. Każde dwuosobowe, więc Hermiona pójdzie na moje, a Severus na twoje, tak chyba najlepiej będzie?
Daniel milczał, błądząc wzrokiem wokół pączków i kwiatów róż.
- Przyjęcie Ministerstwa? - powtórzył Severus, marszcząc brwi.
- Chce profesor lemoniady?
- Tak - odparł, zatrzymując spojrzenie na oczach Hermiony.
Jej policzki delikatnie poróżowiały.
- Z okazji nowego rządu - wyjaśniła brunetka. - Wyobrażam sobie, że klimat raczej nie będzie podobny do tego, co na Gali. Mimo wszystko wydaje mi się, że dobrze będzie pójść. Będą tam pewnie wszyscy politycy, Riddle...możliwe, że i Fioravanti... Ah! Hermiono, przyszedł do ciebie list, położyłam go na stole w kuchni.
- Dzięki.
Hermiona podała Severusowi jego szklankę, zerwała się na nogi i pobiegła do środka.
- Dziękuję - powiedział Snape, pomimo, iż nie mogła go już usłyszeć.
Czy Alaya właśnie powiedziała nazwisko "Fioravanti?". Niby Tom polecił mu nie spieszenie się z tematem, ale jednak po jakimś czasie będzie oczekiwał informacji, a póki co Severus nie miał mu nic konkretnego do przekazania.
- Fioravanti? - upewnił się.
Ala wzruszyła ramionami.
- Tak przypuszczam, w końcu to oni za tym wszystkim stoją.
Mężczyzna wyprostował się gwałtownie, o mało nie przewracając swojej szklanki.
- Co to znaczy? - zapytał poważnie. - Co o nich wiesz?
- Właściwie to niewiele poza tym, co wie każdy.
Zanim zdążyła kontynuować, ich uwagę przykuł zduszony okrzyk Hermiony, która czytała list w drodze powrotnej do ogrodu.
- Są synami Juliusza Cezara i założycielami Milites de scientia - mówiła dalej, gdy dziewczyna usiadła znów obok niej.
Te słowa otrząsnęły Daniela z zadumy. Przestał wpatrywać się w nieokreślony punkt, a skierował zaskoczone spojrzenie na żonę. Jednak nic nie powiedział.
- To była ich inicjatywa z tym, żeby utworzyć tę całą Unię - skrzywiła się nieznacznie. - Są bardzo niebezpieczni, oczywiste.
Sięgnęła do koszyka i wyjęła sobie jedno z ciasteczek.
- Dlaczego nie jesz? - spytała ciepło męża.
- Nie jestem głodny.
- Nie trzeba być głodnym, by jeść ciastka - stwierdził nieco poirytowanym głosem Severus, a następnie wyjął kilka z nich i podrzucił Danielowi. - Jak sam nie zjesz to ja cię nakarmię.
Sauvage nachmurzył się, ale posłusznie włożył smakołyk do ust. Natomiast Hermiona zachichotała krótko, wpatrując się nieustannie w treść listu trzymanego w dłoniach. Snape pomyślał, iż takie przyjęcie może być dobrą okazją, by zza kulis przyjrzeć się tym postaciom. Jednak w tej chwili wolał przyglądać się Hermionie. Wyglądała na zaniepokojoną i podekscytowaną jednocześnie. Chwilę potem coś go na moment oślepiło.
- Ojej, przepraszam - zawołała Ala. - Próbuję ustawić ten aparat - wyjaśniła.
- Daj, zrobię wam zdjęcie - zaoferował się brunet.
Hermiona uśmiechnęła się i przytuliła do Ali.
- Daniel? - przywołał przyjaciela.
- Co?
- Nie "co", tylko przysuń się. Nie chcesz zdjęcia z żoną?
- Nie jestem fotogeniczny - oznajmił, opuszczając głowę.
- Ale ja jestem - powiedziała z przekonaniem brunetka, wyciągając do niego rękę.
Ujął ją i z nikłym uśmiechem usiadł bliżej, pozwalając się objąć.
- Zabawne, że nie mamy żadnych wspólnych zdjęć.
- Oprócz tych z pierwszych stron gazet - wtrąciła ze śmiechem szatynka.
Aparat wydał z siebie kilka dźwięków świadczących o robionych zdjęciach.
- Jego też dostałem z MI6 - wyznał cicho Sauvage, opierając podbródek o ramię żony. - Na rynek trafi dopiero za dziesięć lat... - przymknął oczy i zacisnął dłonie. - Kocham cię - dodał po chwili, zerkając na Alayę.
- Wiem,
Pocałowała go przelotnie w policzek, następnie wzięła go za rękę, a drugą zabrała urządzenie od Snape'a.
- Severus, twoja kolej!
- Ja? Nie.
- Ale ze mną! - zawołała Hermiona, przysuwając się do niego nieznacznie.
- Dobrze.
Wytrzeszczyła na niego oczy, zaskoczona brakiem oporu z jego strony. Miała ogromną ochotę go przytulić, ale powstrzymała się, przybierając na usta promienny uśmiech. Koty, który obserwowały ich z tarasu, stwierdziły najwidoczniej, iż też chcą zostać sfotografowane bo podbiegły do nich, łasząc się, tylko Fox spokojnie ułożył się w pobliżu Severusa, przyglądając się pozostałym z niewielkim zainteresowaniem. Daniel posadził rudego kociaka sobie na kolanach i całą uwagę skupił na głaskaniu go.
Severus oparł się o kolumnę pergoli i wyciągając twarz ku słońcu, przymknął oczy. Niepewność i wątpliwości, które od wielu dni ciążyły mu na sercu zostały rozwiane przynajmniej tymczasowo, mógł więc cieszyć się przyjemnym i rzadkim dla siebie uczuciem spokoju. Do myślenia dawały mu wymijające odpowiedzi ojca, ale był pewien, że prędzej czy później i tak dowie się o co chodzi, dlatego też nie przejął się tym aż tak bardzo. Chociaż nie był miłośnikiem lata, dni takie jak ten, miały pewne dobre strony. W pewnym momencie Hermiona uspokoiła się już na tyle, że mogła opowiedzieć im, co takiego wprawiło ją w taki nastrój. Gdy na nią spojrzał, przyznał, że w tej sukience wyglądała naprawdę wyjątkowo ładnie. 
- I Marlene napisała właśnie, że oni tam...ćwiczą - skrzywiła się z niesmakiem - na ludziach, najprawdopodobniej chorych. Ćwiczą rzucanie jakichś klątw i Draco musi brać w tym udział.
- Co takiego? - odezwał się Snape, rozbudzając się z zamyślania, które pochłonęło go zupełnie na dość długi czas. 
- Fioravanti zorganizowali śmierciożercom coś w rodzaju treningów  podziemiach ich londyńskiego biurowca - wyjaśniła.
- Draco nie jest śmierciożercą.
Hermiona wzruszyła ramionami.
- To chyba o tym mówił w pociągu gdy wracaliśmy z Hogwartu. 
- A co Cooper ma z tym wspólnego?  
- Są parą.
- Ach. No tak.
- Oznajmia, że razem będą próbowali zagłębić się w tę sprawę jak najbardziej i pyta czy piszę się na współpracę. 
- Granger, co to ma znaczyć, że chcą zagłębić tę sprawę?
- Spróbować dociec co się dzieje i dlaczego i w jakim kierunku to zmierza.
- Granger - odchrząknął. - Ja wiem, że ty jesteś zawsze pierwsza do niuchania, wiem, że uwielbiasz wtrącać się w bardzo nieswoje sprawy, lubisz czytać bardzo nieswoje listy i grzebać w nieswoich rzeczach, ale to jest już bardzo niebezpieczne i...
Zanim zdążył dokończyć, usłyszeli dzwonek do drzwi. Daniel poderwał się z miejsca, ale Ala zatrzymała go i powiedziała, iż sama otworzy. Być może obawiała się, że on skorzystałby z okazji i czmychnął na górę, nie pozwalając znów sprowadzić się na dół. 
- Leo! Hej - przywitała się, gdy otwierając drzwi ujrzała znajomą twarz.
- Witaj - uśmiechnął się czarująco. - Wybacz, że tak was nachodzę, ale nie było cię w pracy i zaniepokoiłem się, że może coś się stało.
- Aaah, nie...zadzwoniłam rano i wzięłam dzień wolny.
- Piękna sukienka - stwierdził, taksując ją spojrzeniem z góry na dół.
Sam ubrany był jak zawsze w trzyczęściowy garnitur, tym razem w kolorze kawy z mlekiem, niebieska koszula i dobrany krawat  tworzyły elegancki kontrast. 
- Dziękuję - mruknęła. - To miłe z twojej strony, że się zainteresowałeś i pofatygowałeś osobiście.
- Jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
Uśmiechnęła się nieznacznie i wpuściła go do środka. 
- Jak miewa się Daniel?
Przygryzła usta i westchnęła głęboko. 
- Wiesz jak jest ze schizofrenią - odpowiedziała cicho, zdając sobie sprawę z tego, że jej głos zaczyna drżeć.
- Tak, ale nie wiem jeszcze jak to jest z Danielem.
- Zostaniesz? Urządziliśmy piknik w ogrodzie  - zaproponowała, otarłszy oczy ze zbierających się w ich kącikach łez.
- Piknik? Uwielbiam pikniki! Bardzo chętnie - powiedział takim tonem jakby to właśnie były słowa jakie najbardziej pragnął usłyszeć i jakby nic w tej chwili nie mogło mu sprawić większej radości niż zaproszenie go do uczestnictwa.
Jego oczy zapłonęły ochoczo i chwilę później poszedł za Alayą, przy okazji rozglądając się wokoło z zaciekawieniem. Pierwszy raz był w domu Daniela i miał ogromną nadzieję, że jeszcze nie raz będzie miał tę przyjemność. Po tym jak został przedstawiony przyjacielowi Daniela i tej młodej dziewczynie, zajął miejsce na kocyku w taki sposób, by mieć doskonały widok na Daniela, ale i tak, by nie naruszać jego sfery prywatnej. Ten skinął mu na przywitanie, ale wyglądał na zaniepokojonego. Gdy Alaya zaproponowała, że przyniesie im wszystkim coś ciepłego do picia, zerwał się na nogi, przez co siedzący mu na kolanach Lyon spadł na ziemie. Prychnął z niezadowoleniem, rzucając Sauvage'owi urażone spojrzenie. 
- Pomóc ci? - zaoferował się.
- Poradzę sobie.
Zasmucony zajął miejsce z powrotem. Kot wykorzystał to, znów lokując się na jego kolanach i mrucząc za zadowoleniem. Daniel skulił się w sobie, wyraźnie unikając kontaktu wzrokowego z kimkolwiek, a w szczególności z Leonelem. Ten przyglądał się mu niestrudzenie, jak jakiemuś nadzwyczaj wspaniałemu i ciekawemu obrazowi, który krył nie tylko sam w sobie był układanką, ale i krył w sobie niejedną tajemnicę. Opowiedział, co wydarzyło się tego dnia w szpitalu, wymienił uwagi z Alayą, po czym całą czwórką przeszli do bardziej przyjemnych tematów, które dalej jednak oscylowały wokół medycyny i obecnej sytuacji politycznej. Zahaczyli również o muzykę i szeroko rozumianą sztukę, przedstawiając własne sposoby jej definiowania i osobistą hierarchię. W tym wszystkim Leonel i tak najbardziej skupiał się na milczącym i całkowicie wycofanym z rozmów szatynie, od którego nie odrywał bacznego spojrzenia argusowych oczu. 
Rozświetlone letnim słońcem popołudnie powoli dobiegało końca. Pojawiły się ciemniejące chmury, które jeszcze kilka godzin wcześniej były ledwie widoczne, niczym zawieszone na niebie strzępki białej waty. 

*

Po długim okresie zimna i częstych opadów deszczu, słońce znów zaczęło rozpieszczać sobą Wielką Brytanię. W takie dni jak ten odczuwało się jedynie silną potrzebę kontemplacji i leniwej degustacji piękna natury. Chyba, że było się członkiem Zakonu Feniksa i właśnie przebywało się w Norze, domu Weasleyów. 
Dumbledore zarządził zebranie ogólne. Była to wyjątkowa sprawa, bo do udziału dopuszczono też dzieci Weasleyów: Rona i Ginny. Razem z Nimfadorą, Remusem Lupinem, Kingsleyem, Alastorem Moodym, Minervą McGonagall i jeszcze kilkunastoma członkami siedzieli przy stole w ciasnej jadalni. Miejsca było tak mało, że musieli siedzieć tuż przy sobie, aby się pomieścić. Ron i reszta planowali tego dnia później udać się do mieszkających w pobliżu Lovegoodów, gdyż tam właśnie przebywał Harry. Nie chciał fatygować Snape'a ani Sauvage'a więc poprosił ojca Luny, aby odebrał go z Privet Drive. Chciało mu się śmiać na samą myśl jak zareagowali Dursleyowie widząc przed swoimi drzwiami kogoś tak...oryginalnego jak Ksenofiliusz. 
Albus zasiadł u szczytu stołu, odchrząknął, chcąc zwrócić na siebie uwagę wszystkich. Fred i George, którzy przyjechali specjalnie z tej okazji do rodzinnego domu, przestali rozmawiać. Obaj przyjęli identyczną pozę skrzyżowanych ramion i podejrzliwych spojrzeń. 
- Mam do przekazania kilka bardzo ważnych spraw - zaczął Drops. - Po pierwsze, Arturze, Molly...wybaczcie, że tym zakłócam przygotowania do wesela Billa i Fleur, ale... - przerwał na chwilę, złączył chude dłonie u krzywych palcach i westchnął głęboko. - Jako dyrektor Hogwartu otrzymałem już szereg rozporządzeń, z którymi mam się zapoznać nim zostaną wprowadzone w życie od nowego roku szkolnego. 
- Cóż za rozporządzenia? - spytała chłodno Minerva.
- Czyżbym wyczuwał niechęć w twoim głosie?
- Daj już spokój, Albusie - fuknęła. 
- O co chodzi?
- O nic, czytaj.
- Minervo...
- Nie Minervuj mi tutaj! - syknęła. - Dość już mam tych twoich do niczego nieprowadzących gadek o niczym. Po prostu dość. Ileż można? Nic nie zrobiłeś, co mogłoby komukolwiek w jakikolwiek sposób pomoc, a przynajmniej nie w ciągu ostatniego czasu. Jestem naprawdę zdegustowana twoją postawą i tym jak to wszystko traktujesz. Ludzie wiązali z tobą wielkie nadzieje, dołączali do Zakonu, do ciebie...i na co to wszytko? Ile ludzi zginęło? Ach, wybacz...zapomniałam, że ty nie liczysz już trupów ,to się dla ciebie nie liczy zupełnie. 
- Minervo...
- Do licha, nie przerywaj mi, ty stary hipokryto! Nie pochwaliłeś się jeszcze wszystkim jak to wymyśliłeś sobie przepowiednię? I ułożyłeś tekst tak, żeby wplątać w nią i Harry'ego i Neville'a? Bo akurat dwie dziewczyny w Zakonie były w ciąży.
- Co takiego? - zdziwiła się Molly.
- Ach, nie mówił?
- Przepowiednia? - upewniła się Nimfadora. - Ta  przepowiednia?
- Tak - potwierdziła McGonagall, ściągając usta w wąską linijkę - Cudowny pomysł prawda? Taka pułapka na Riddle'a, a to, że bezsensownie zginą ludzie...to już nieważne.
- To prawda? - twardym tonem zapytał Moody. 
Bardzo mocno ściskał w dłoniach laskę, a jego magiczne oko utkwione było w Dumbledorze. 
- Możemy pominąć ten temat? - dyrektor poniósł głos, chcąc przekrzyczeć wrzawę rozmów. 
Ron i Ginny, którzy już od dawna wiedzieli o sprawie, wymienili tylko porozumiewawcze spojrzenia.
- Oczywiście - prychnęła Minerva. - Najlepiej pominąć, wszystko co niewygodne, prawda? Wszystko, co stawia cię w złym świetle. To niedługo będziesz miał bardzo poważny problem, Albusie. Już teraz brakuje takich faktów, które stawiałyby się w dobrym świetle i jeżeli chcesz niewygodne sprawy przemilczeć to nie będziesz miał o czym mówić. 
- Może i masz rację...
- Ależ oczywiście, że mam rację. Bardzo łatwo mogę wytykać błędy, bo praktycznie zawsze mam rację. Zapewne nie bywasz zmęczony? Smutek i żal bardzo człowieka męczy, ale ty tego nie odczuwasz.
- Minervo, proszę! Może nie wszystkie moje decyzje były trafne, ale...
- Czy ty naprawdę oparłeś walkę z Riddlem na zmyślonej przepowiedni?! - zagrzmiał Alastor.
- Alastorze...
- Czyś ty zwariował, Dumbledore? Jak mamy ci ufać? Jak...nie wyobrażam sobie tego zupełnie! Co teraz wymyślisz? Riddle został Ministrem, więc może już ci chodzą jakieś takie pomysły, co? 
- Nie.
- Już bo uwierzę! - warknął. - Czy Harry o tym wie?
- Wie - przyznała Minerva. - To on sam mi o tym powiedział. Jak myślisz, dlaczego go tutaj nie ma? 
- Skąd Harry się dowiedział? - spytał spokojnie Remus.
- Severus dowiedział się sporo od Riddle'a, a potem z Harrym...
- Możemy już skończyć? - przerwał im Albus. - To nie jest ani czas ani miejsce. Tę decyzję podjąłem wiele lat temu, nie była odpowiednia, ale nie zebraliśmy się tutaj, żeby ją oceniać. To nie jest dla mnie łatwe i dobrze o tym wiecie. Wiele lat życia poświęciłem na walkę ze złem...
- Walkę? Rozmawianie nazywasz walką? - odezwał się Kingsley.
- Dobrze. Czy mogę powiedzieć, co chciałem czy będziecie mi ciągle przerywać?
Przy stole zapanowała cisza. Większość ze zgromadzonych patrzyła po sobie, nie zaszczycając Dumbledore'a uwagą. Minerva poprawiła sobie żabot przy koszuli i jego jedyna patrzyła na niego z oczekiwaniem. Bill oparł się o półkę, która prawie zawaliła się na ziemię, ale w ostatniej chwili jemu i Fleur udało się ją przytrzymać na miejscu. 
- Rozporządzenia uderzają w szkołę i jej struktury bardzo mocno - kontynuował niewzruszonym tonem Drops. - Okazuje się, że oddelegują do...pilnowania jak to zostało określone...specjalną grupę ludzi, którzy mają strzec porządku w szkole. Oprócz tego jest wspomniane o jakimś...treningu, któremu zostaną poddani wszyscy uczniowie pochodzący z mugolskich rodzin, ale nie ma szczegółów. Jest też cała lista zmian w procedurach, ale to są typowo biurokratyczne rzeczy. Najciekawsze jest to, że to nie są pomysły Voldemorta, a całego rządu Unii, więc te przepisy...są ujednolicone co do wszystkich krajów członkowskich. 
- To było do przewidzenia - stwierdził Lupin. 
- Remusie. Bardzo bym chciał abyś też wrócił do Hogwartu. Nie jako nauczyciel, ale właśnie jako ktoś do tego...pilnowania, cokolwiek to znaczy. Czy mogę cię o to prosić?
Lupin spojrzał pytająco na Tonks, która wzruszyła nieznacznie ramionami, pozostawiając mu decyzję. 
- Przemyślę to - odparł,
- Dziękuję, to wiele dla mnie znaczy. Minervo, do ciebie również mam prośbę.
- Słucham?
- Czy zgodzisz się zastąpić mnie na stanowisku dyrektora Hogwartu?
 Uniosła brwi ze zdziwienia, przez chwilę milczała. 
- Zamierzasz zostawić Hogwart? - spytała bardzo powoli i cicho.
- Zaraz to wyjaśnię tylko powiedz mi czy się zgadzasz.
- Tak, zgadzam się.
- Bardzo mnie to cieszy! Niestety muszę opuścić Hogwart. Ze względu na obecną władzę tak będzie lepiej, ale to nie jest jedyny powód. Wyruszam w podróż. Nie mogę nic zdradzić, bo nie chcę żeby szczegóły trafiły do osób niepowołanych, ale mam pewien plan, który będę starał się zrealizować.
- Oby był lepszy niż ostatni - burknął Moody.
- Zapewniam, że jest lepiej przemyślany. 
- Dobrze by było - wtrącił Kingsley, rzucając Dumbledore'owi sugestywne spojrzenie. 
- Czy ty aby na pewno masz ten plan? - spytała McGonagall.
- Chyba nie rozumiem, co masz na myśli, Minervo.
- To wygląda jak ucieczka. Mam wrażenie, że sytuacja zwyczajnie cię przerosła i jedyne na co cię stać to zrzucenie swoich obowiązków i wszelkiej odpowiedzialności na innych i udanie się gdzieś, gdzie nikt cię już nie będzie rozliczał. 
- Przykro mi, że tak to widzisz.
- Nie, Albusie. Tobie wcale nie jest przykro, chciałbyś jedynie, żebyśmy wszyscy tak myśleli. Może wyjaśnisz nam przemówienie Toma? Masz świadomość jak zostało odebrane przez czarodziejów, prawda? Wynika z niego, że to ty ich wszystkich wodziłeś za nos, robiąc z niego wroga publicznego, którym nie był. Nieważne czy to prawda czy nie, na pewno są jakieś ubytki w twoich działaniach, skoro ktoś mógł je wykorzystać i w taki sposób mu tę mowę napisać. 
- Nie chciałbym tego komentować.
- Oczywiście - stwierdziła z krzywym uśmiechem, krzyżując ramiona. - Najłatwiej jest milczeć, czyż nie? Po prostu nie masz nic do powiedzenia bo wszystko powiedział już Tom. 'Kłamstwo'...to takie...niemelodyjne słowo, prawda Albusie? Lepiej brzmi: plan.
Przez kilka długich i pełnych napięcia minut panowała cisza.
- Dlaczego dopiero teraz zwracasz mi takie uwagi, Minervo? Dopiero teraz tak aktywnie pokazujesz, co tak naprawdę myślisz. Wcześniej jakoś nie słyszałem, żeby...
- Zawsze mówię to, co myślę. Czasami tylko powstrzymuję się przed ujawnianiem swojej opinii. Mam też niemal nieograniczoną cierpliwość. Niemal. Ty te dalekie granice przekroczyłeś. Znam cię i obserwuję wystarczająco długo, by móc wyciągnąć całościowe wnioski i podzielić się nimi z innymi. 
- Wnioski? - powtórzył zimnym tonem. - Jakież to wnioski? Jaki według ciebie jestem, Minervo?
- Jesteś bezwzględnym manipulatorem, który liczy się tylko sam ze sobą. Mało kto wie w jaki sposób traktujesz swoich podwładnych. I nie mówię tutaj o sobie, ale... Kilkanaście lat temu gdy Severus zaczął dla ciebie szpiegować ty odmówiłeś mu przyznania tego faktu przed Wizengamotem. Co, zdziwiony, że o tym wiem? - spytała widząc jego zaskoczoną minę. - Bardzo dużo rozmawiam z Sauvagem. 
- Savuage to przyjaciel Snape'a. Mógł tę sprawę nieprawidłowo przedstawić i...
- Przestań! - syknęła. - Na litość Merlina, chociaż teraz zachowaj resztki przyzwoitości, o ile ci jakieś zostały. Daniel dobrze wie, co powiedziałeś wtedy Severusowi. Żeby nie liczył na twoje wstawiennictwo przed sądem, na to, że po prostu wyznasz prawdę. Miał wtedy zaledwie dwadzieścia lat, młody chłopak, narażał dla ciebie własny kark, byleby tylko wyciągnąć jakieś informacje dla Zakonu, a ty odmówiłeś mu należnej pomocy.
- Ale w końcu nie trafił do Azkabanu, prawda? - burknął Drops.
- Nie, nie trafił. Ale tylko dlatego, że przyjaźni się z Sauvagem. Daniel musiał na tobie wymusić...dosłownie kopnięciem...żebyś raczył powiedzieć sędziom jak było. 
- Czy musisz to teraz wywlekać?
- Och, wybacz. To nie ja mam się czego wstydzić. To nie ja jestem hipokrytą i tym, który wykorzystuje wszystkich dla własnych korzyści, co kamufluje walką o dobro ogólne.
- Dlaczego mnie obrażasz?
- Och, ależ ja cię wcale nie obrażam! Ja cię opisuję.
Ron parsknął, ale uciszył się od razu gdy matka rzuciła mu karcące spojrzenie. 
- Czy masz coś jeszcze do powiedzenia, Minervo?
- Wiele mogłabym jeszcze powiedzieć, ale dochodzę do wniosku, że szkoda marnować słów - stwierdziła spokojnie. 
- Świetnie. Możemy więc zakończyć tę bezproduktywną wymianę zdań...
- Gdybyś miał zakończyć bezproduktywne mówienie to nie mógłbyś się już odezwać do końca życia.
Dumbledore skrzywił się. Po chwili wstał i westchnął głęboko.
- Jak już wcześniej wam mówiłem Syriusz również będzie miał swój wkład, teraz dokładnie wiem jaki, dołączy do tych, którzy będą...pilnować porządku w Hogwarcie. A teraz chciałem tylko dodać, że dzisiaj też przyjdzie wieczorem omówić kilka spraw z tobą Remusie i innymi...
Zrobił kilka kroków w stronę drzwi, ale odwrócił się jeszcze przez ramię.
- Dziękuję wam wszystkim i do zobaczenia na weselu. O ile wciąż jestem zaproszony?
Odpowiedziała mu niczym niezmącona cisza.
- Uznam to za potwierdzenie. 
I wyszedł.
Minerva pokręciła głową i odetchnęła z ulgą.
- Niestety nie możemy go zabić.
Wszyscy spojrzeli na nią z zaintrygowaniem.
- Tak przypuszczam - dodała.


Półgodziny później Ron wraz z Ginny szli przez pole w stronę domu Lovegoodów, położonym tuż przy niewielkim jeziorze. Odległość nie była wielka, ale przechodzenie po wzniesieniach przez prawie półgodziny mogło zmęczyć. Wymieniali pomiędzy sobą uwagi odnośnie tego, co postanowił Dumbledore. Mieli co do nich mieszane uczucia i zgodnie stwierdzili, że to czy wyjdą i szkole i uczniom na dobre okaże się dopiero w przyszłości. 
Gdy doszli na miejsce, spostrzegli Harry'ego i Lunę, którzy usadowili się na kocu przy brzegu jeziora. Luna stała właśnie po łydki w wodzie, próbując rzucać kaczki, a Harry rozkładał szachownicę. Pomachał im gdy zauważył, że się zbliżają. 
- Ron! - zawołał, wstając.
Wymienili przyjazny uścisk.
- Dobrze cię widzieć - powiedział Weasley.
- Opowiedz jak zareagowali Dursleyowie - zaśmiała się Ginny, siadając.
- Ha. Kilka dni wcześniej ich uprzedziłem, że tato mojej dziewczyny przyjedzie i zabierze mnie do nich na kilka czy kilkanaście dni. Ciotka mówi, że nie ma sprawy i się zaoferowała, że mi spakuje rzeczy i przygotuje jedzenie na drogę. Nawet upiekła ciasto.
- Bardzo dobre - wtrąciła Luna, podchodząc do nich.
Miała na sobie jasnoniebieską koszulkę i krótkie, brązowe spodenki, a długie, jasne włosy związane w okrągły koczek. 
- To było dziwne. Nienormalne, żeby oni się tak zachowywali. Dudley spytał się mnie czy pogram z nim na nowej konsoli jak wrócę - Harry uniósł brwi  i pokręcił lekko głową.
Ronald roześmiał się.
- I co dalej?
- No właśnie nic szczególnego. Jak tato Luny po mnie przyjechał to grzecznie się z nim przywitali, nawet chwilę rozmawiali...naprawdę nie rozumiem, co się z nimi stało. Mam wrażenie jakby ktoś ich  podmienił.
- Lepiej tak niż w drugą stronę, nie? - odezwała się Ginny.
- Tak, ale i tak bardzo...dziwne. 
- Mamy nowiny! - ogłosił Ron, wpychając sobie do ust naraz kilka cukierków, które wyjął z kolorowego woreczka. - Dumbledore odchodzi z Hogwartu! 
- Tak jak podejrzewaliśmy.
- Kto teraz będzie dyrektorem? - zapytała Luna, zmieniając pozycję na siad po turecku.
- McGonagall.
- I bardzo dobrze - stwierdził Harry. - Na pewno o wiele lepiej się spisze na tym stanowisku niż Drops. 
Weaslyowie streścili im wszystko, co działo się podczas tego zebrania w Norze. Nie omijając fragmentów, gdzie Minerva wyrażała swoje wysoce niepochlebne zdanie byłym-już dyrektorze. Po przytoczeniu kilku wypowiedzi całą czwórką nie mogli pohamować śmiechu. Jednak wieść o tym, że w zamku roić się będzie od ludzi, którzy będą ich pilnować nie napawała optymizmem. Harry od razu wysnuł przypuszczenie, iż będą to Śmierciożercy. To wydawało mu się logiczne i najbardziej prawdopodobne. 
- Pewnie w związku z tym wprowadzą surowszy regulamin...żeby mieli nas...wiecie...za co karać.
- Na pewno - przyznała Lunie rację Ginny.
- Karać? - powtórzył Ron. - Filch będzie zachwycony. Jeszcze tylko Umbridge tam brakuje. 
- Umbridge była okropna to fakt, ale chyba miała jakieś granice...
- No nie wiem - mruknął Harry, zerkając na swoją dłoń.
- Harry...- zaczęła niepewnie Ginny, rzucając spojrzenie bratu.
- Hmm?
- Musimy ci coś powiedzieć - dodała.
Szturchnęła Rona.
- O nie, ja nie.
- A co, ja?
- Dlaczego ja?
- Jesteś przyjacielem, nie bądź tchórzem - prychnęła.
- O co chodzi? - spytał brunet, rozbawiony ich wymianą zdań.
- Bo widzisz - Ron zdobył się w sobie. - Dumbledore nam wczoraj powiedział...to znaczy...tak na forum Zakonu i w ogóle...że...
Przerwał, utkwiwszy spojrzenie w cukierku, którego właśnie rozwijał z fioletowego papierka. Pachniał jagodami. 
- Że...?
- Bo...tego...widzisz...
- No wykrztuś to z siebie.
- Ee...więc...no więc...
- Oh, Ron - zirytowała się Ginevra, zerkając wymownie w niebo - Harry, Syriusz żyje.
Harry, który właśnie napił się wody, parsknął i o mało się nie zakrztusił. Wytrzeszczył na nich oczy.
- Co takiego?!
- Też byliśmy zaskoczeni. To jakaś grubsza sprawa, zawarł układ z Knotem wtedy co to go niby złapali w Ministerstwie... Działał od tego czasu w Biurze Ochrony Premiera...to ta jednostka Ministerstwa, co działa w mugolskim rządzie...
- Tak, wiem co to za jednostka. Ale dlaczego ja nic o tym nie wiem, że on tak pracował, że w ogóle żyje?
- Bo...no...
- Dumbledore nie chciał, żebym wiedział, tak?
- Właśnie nie do końca. 
- A cóż to znaczy?
- Syriusz był wczoraj u nas i...pierwsze co to spytał czy tam jesteś, a jak powiedzieliśmy, że nie to odetchnął z ulgą. On w ogóle nie chce się z tobą kontaktować, ale nie mamy pojęcia dlaczego
Harry poczuł się tak jakby coś ciężkiego uderzyło go w głowę i odebrało zdolność kojarzenia faktów. Nie wiedział ani co powiedzieć, ani co o tym myśleć.

*
- Naprawdę nie mam ochoty.
- Ja też nie, ale myślę, że nie warto zaproszeń odrzucać. Które kolczyki?
Alaya i Daniel szykowali się właśnie do wyjścia na przyjęcie. On wybrał dla siebie swój ulubiony trzyczęściowy, czarny garnitur z białą koszulą i ciemną muszką, a Alaya ubrała dość krótką bo do połowy uda, granatową sukienkę i teraz zastanawiała się czy nałożyć szafirowe kolczyki czy diamentowe. 
- Niebieskie - mruknął po chwili.
- Dziękuję.
Pocałowała go przelotnie po czym wyciągnęła z szafy czarne szpilki. Poprawiła ułożenie rozpuszczonych włosów i uśmiechnęła się do niego. Tego dnia czuł się wyjątkowo lepiej w porównaniu do poprzednich dni. Zgodził się nawet zjeść z nimi śniadanie na dole i nie uciekł od razu po tym na atelier. Cieszyła się tym, ale zbyt wiele wiedziała o schizofrenii i ogólnie o chorobach psychicznych, by robić sobie jakiekolwiek nadzieje. Bez leków będzie coraz gorzej i to było nieuniknione nawet przy psychoterapii. Tę Daniel miał rozpocząć następnego dnia i obawiała się trochę czy w ostatniej chwili nie odmówi. Z jego perspektywy to miało być po prostu spotkanie z Leonelem, nie terapia. Trudno jednak, by myślał inaczej skoro miał siebie za osobę zdrową zarówno fizycznie jak i psychicznie. Bardzo chciała, by prawda o jego chorobie dotarła do niego najszybciej jak to możliwe, ale wiedziała, że wiąże się to ze spadkiem formy. 
- Gdzie to się odbywa? - spytał.
Pytanie, którego się bała. Westchnęła i przygryzła usta.
- W willi Prokuratora Generalnego.
- Aha.
Nie pytał już więcej, co Alaya przyjęła z ulgą. Gdyby dowiedział się, że ów prokuratorem jest Mark Harvey Dent z pewnością odmówiłby pójścia i w żaden łagodny sposób, by go nie przekonała. Popatrzyła na niego z uczuciem i zachwytem. W garniturze, smokingu czy fraku wyglądał tak idealnie, że na samo spojrzenie na niego jej libido wyczyniało cuda, domagając się podjęcia aktywności. Zanim wstał z łóżka, podeszła do niego i ujęła jego policzki w dłonie.
- Bardzo cię kocham.
Przytaknął, opuszczając wzrok. Nic nie powiedział, ale pozwolił się pocałować i uczesać.
Tymczasem w salonie na dole Hermiona była już całkowicie gotowa do wyjścia. Miała na sobie elegancką, białą sukienkę z żabotem i długimi rękawami, ale sięgającą ledwie do kolan. Słuchała właśnie audycji w radiu, a gdy wiadomości się skończyły, pogłośniła nieco odbiornik, bo aktualnie grająca piosenka była tak żywiołowa, że aż poczuła potrzebę wykorzystania jej do tańca. Przymknęła delikatnie oczy, wczuwając się i poddając się rytmowi. Domyślała się, że przyjęciu nie będzie miała możliwości do tańca takiego jak na Gali. A szkoda.
Słysząc muzykę Severus uchylił drzwi i przystanął w progu z założonymi rękami wpatrując się w Hermionę. Wyglądała niesamowicie świeżo i radośnie. Jej wijące się w gładkie fale włosy wirowały delikatnie razem z nią przy każdym piruecie. Przechylił lekko głowę, przyglądając się jej. Od niechcenia zacisnął sobie mocniej krawat i mankiety koszuli, poprawił włosy. Po chwili uśmiechnął się. Uśmiech ten poszerzył się gdy Hermiona nagle go dojrzała i zatrzymała się gwałtownie, jakby speszona jego uwagą. Cofnęła się odruchowo i złączyła wyprostowane ręce, splatając palce dłoni. Jej brązowe oczy błyszczały, a cera i cała twarz promieniała czymś wspaniałym i pięknym. Niewiele się zastanawiając, Severus podszedł do niej, wyciągając rękę, którą od razu ujęła pomimo swojego zaskoczenia. Okręcił ją raz w idealnym piruecie i przysunął do siebie w chwili gdy usłyszeli szybkie kroki na schodach.
- Jesteście gotowi? - dobiegło ich wołanie Ali.
- Jesteśmy? - spytał cicho Hermiony, wciąż trzymając jej dłoń.
Spojrzała na niego z szybko bijącym sercem i kiwnęła głową.
- Tak.

Przy wejściu powitał ich lokaj, który po sprawdzeniu zaproszeń i zabraniu odzień wierzchnich, wskazał im drogę do głównej sali. Alaya bardzo dobrze znała to miejsce, ale starała nie dać tego po sobie poznać. Daniel i tak czuł się wystarczająco źle, a pewnie i to miało się pogorszyć gdy tylko zobaczy Marka i dowie się, iż to on właśnie został Prokuratorem Generalnym i to w jego domu przebywają. Zacisnęła palce na jego dłoni tak jakby to miało cokolwiek pomóc. Wczorajszego wieczoru jakimś sposobem udało się jej wcisnąć mu ostatnie trzy tabletki, wmawiając, że pomogą mu lepiej zasnąć. Przez taką wymówkę całą noc nie spała, czuwając czy  nie śnią mu się koszmary i czy może spokojnie spać, w tej chwili była już bardzo zmęczona, ale mimo tego dzielnie utrzymywała na twarzy delikatny uśmiech, chociaż nie było to dla niej przyjemne. W duchu miała ochotę zaszyć się w jakimś kącie, gdzie nikt by jej nie znalazł, tak że mogłaby pozwolić wypłynąć łzom, które przetrzymywała w oczach już tak długo.
Dekoracje były bardzo bogate i różnorodne, ale było w nich coś przytłaczającego. Wiele kolorowych serpentyn, balonów z symbolami Ministerstwa i przeróżne inne ozdoby, które miały nadać wnętrzu imprezowy charakter, co chyba nie do końca się udało w takim stopniu, w jakim to było zamierzone. Po kilku minutach dotarli do przejścia gdzie zebrali się też inni. Po chwili podszedł do nich jeden z kelnerów, spytał o nazwisko i powiedział, że zaprowadzi ich do miejsc przy stole dla nich przygotowanych.
Od razu można było poznać, że temu przyjęciu daleko było do rzymskiego klimatu. Oprócz bardzo długiego stołu, który ustawiono pod jedną ze ścian, w sali było też miejsce na parkiet i podwyższenie ułożone dla muzyków. Sama muzyka, swoją drogą bardzo ładna, robiła wrażenie jakby zebrali się tutaj na stypę, a nie na świętowanie. Alaya zaśmiała się krótko na wspomnienie swojego pytania do Marka, po cóż mu tak ogromna sala w domu. Teraz wiedziała, że do urządzania fet. Posadzono ich przy sobie w taki sposób, że Daniel siedział obok Severusa, a Alaya i Hermiona na przeciwko nich.
- To jest właśnie sztywny bankiet - stwierdził cicho Sauvage.
Rozejrzał bez zaciekawiania wokół, a po chwili wbił spojrzenie w swoje dłonie.
- Właśnie widzę - mruknął Severus.
Przynajmniej oni cieszyli się, że tutaj nie musieli tańczyć przy wyjątkowo skocznej muzyce, wyjątkowe tańce. Hermiona nie miałaby nic przeciwko temu, ale atmosfera w tym miejscu była tak dziwna, że czuła się bardzo nieswojo.
- Hej! - zawołał do Ali jasnowłosy chłopiec, który właśnie zajął miejsce obok niej.
- Cześć, Harvey - przywitała się, rzucając zaniepokojone spojrzenie na Daniela.
Ten jednak nie zwracał uwagi na nic i na nikogo. Do czasu aż wszyscy pozajmowali swoje miejsca, a na podest z mównicą nie wszedł gospodarz.
- Drodzy państwo - zawołał Mark. - Bardzo jestem rad, mogąc cieszyć się tego wieczoru razem z państwem.
Na dźwięk jego głosu, Daniel wyprostował się i najeżył jak dziki zwierz, na którego terytorium wdarł się wróg. Mark mówił przez kilka minut o tym jak bardzo zmieni się teraz Ministerstwo. Na lepsze, oczywiście. On, jako nowy Prokurator Generalny i Szef Biura Aurorów, zapewnia, że osobiście będzie pilnował, aby prawo było przestrzegane i nikt, kto będzie postępował niezgodnie z nim, nie umknie każącej ręce sprawiedliwości. Wzniósł toast za Ministra i za siebie, powiedział jeszcze kilka zdań i życzył wszystkim smacznego. Potem zajął swoje miejsc. Obok Daniela.
- Witaj, Sauvage! Jak się miewasz? - zagadał go, usadawiając się na krześle.
Alaya przymknęła oczy, nie miała siły patrzeć jak jej mąż powstrzymuje się, by nie zrobić blondynowi krzywdy. Rozejrzała się wokół, próbując zlokalizować innych znajomych. Dostrzegła Leonela i chociaż wiedziała, że tam będzie, było to i tak dla niej zaskakujące. Był znakomitym lekarzem, światowym specjalistą, ale to jeszcze nie był powód do tego, by dostał zaproszenie na zamknięte przyjęcie szych Ministerstwa. Zanim jednak zdążyła się nad tym zadumać, zauważyła człowieka, którego poznała od razu. Dość wysoki blondyn, ubrany w trochę ekstrawagancki, ale bardzo elegancki garnitur. Obok niego siedziała niższa blondynka w karminowej sukience. Tym mężczyzną był bez wątpienia Kajusz Fioravanti, a kobieta musiała być jego żoną lub partnerką. Nie wiedząc dlaczego, Ala od razu odrzuciła w myślach możliwość, by była ona tylko wynajętą towarzyszką jednego przyjęcia. Było coś w ich mowie ciała, co to absolutnie wykluczało. Dobrze więc przypuszczała, iż Fioravanti będą obecni.
Odwróciła się nagle i spojrzała na męża. Dotarło do niej, że usadowienie Daniela obok Marka nie było przypadkowe. Dent chciał go sprowokować, albo sprawdzić, czy da się sprowokować. A gdyby ktokolwiek zaatakował Prokuratora Generalnego na jego przyjęciu w jego własnym domu...to oznaczało wielkie problemy. Daniel jednak siedział spokojnie, nieobecnym wzrokiem wpatrując się w jakiś punkt na białym obrusie i w ogóle nie słuchał tego, co Mark do niego mówił. W pewnej chwili miał już tego najwyraźniej dość bo powiedział:
- Przestań...do mnie...mówić - wycedził przez zęby.
Mark zaśmiał się jakby Daniel opowiedział mu jakiś świetny dowcip.
- Wiem, wiem - powiedział, klepiąc go przyjacielsko po plecach. - Za dużo głosów.
Alaya poczuła jakby coś się w niej zagotowało. Miała wielką ochotę go uderzyć, ale zamiast tego, rzuciła mu tylko wściekłe spojrzenie. On spojrzał na nią z miną niewiniątka.
- Ala, jak sądzisz? Żyrandole wyglądają teraz lepiej?
Pokręciła głową i nie odezwała się ani słowem.
Wkrótce podano wykwintny, ale dość skromnych rozmiarów posiłek, po którego skonsumowaniu goście, urzędnicy i różni pracownicy Ministerstwa zaczęli krążyć po sali, ustawiając się w grupkach czy też przechodząc od jednej do drugiej, wymieniając uwagi, komplementy i zachwyty. Część par zdecydowała się na powolny taniec, który przypominał bardziej delikatne kołysanie się w rytm muzyki. Po zjedzeniu, Mark od razu wstał od stołu i również zaczął przechadzać się po sali. Każdy chciał mu pogratulować, wyrazić swoją opinię, uznanie i nadzieję, że dla brytyjskiego Ministerstwa nastał najlepszy od wielu lat okres. Gdy tylko odszedł, Alaya nachyliła się przez stół do Severusa.
- Widzisz tego blondyna w jaśminowym garniturze ze śliwkową koszulą? - spytała cicho.
Severus przejechał wzrokiem po twarzach.
- Tak.
- To Kajusz, a ci obok to jego bracia.
Skinął głową, sięgnął po kieliszek z szampanem i wstał od stołu.


- Dobrze się bawisz, mój drogi? - zapytał Kajusz.
- Nie bardzo. Praktycznie nic się tutaj nie dzieje. Nie przepadam za takimi propagandowymi zabiegami - stwierdził doktor Celter, upijając łyk czerwonego wina. - Ale wino pysze, to trzeba przyznać.
Blondyn uśmiechnął się, ale jego uśmiech szybko przygasł. Wyglądał na zaniepokojonego. Nerwowo przygładził włosy i odetchnął głęboko. Jego wzrok na moment zatrzymał się przy Sauvage'u, który siedział samotnie przy stole, kuląc się nieznacznie z zamkniętymi oczami i przytykając otwarte dłonie do uszu. Zmarszczył nieco brwi i spojrzał ponownie na Leonela, który gdy tylko dostrzegł Daniela, rozpromienił się jakby nagle cała ta heca nabrała dla niego sensu i znaczenia.
- Jesteś przygotowany?
- Tak.
- To dobrze, mój drogi - mruknął Fioravanti, chociaż wcale nie wyglądał na zadowolonego.
Wręcz przeciwnie, wydawało się, że odpowiedź Leonela zasmuciła go w jakimś stopniu. Jakby miał nadzieje, że padnie odwrotna, a teraz ta nadzieja została rozwiana, co w pewnym stopniu musiało wpływać na jego zamiary czy plany. Upił łyk szampana i rozejrzał się, szukając kogoś w tłumie.
Po chwili dołączyła do nich roześmiana trójka mężczyzn. Antoniusz i Flawiusz, jeden z szarym, drugi w beżowym garniturze, rozmawiali o czymś z Markiem i najwyraźniej dobrze się bawili. Bez poświęcania uwagi, Leo wyminął ich, z uśmiechem kierując się w stronę Daniela. Antoniusz przyglądał mu się przez chwilę, a potem przeniósł wzrok na młodszego brata.
- I co? - zagadał gburowato.
- Nic takiego, mój drogi - szepnął, rozglądając się.
- Szukasz kogoś? - zarechotał.
- Widziałeś może Fionę, mój drogi? - Kajusz zapytał uprzejmie Flawiusza, ale ten pokręcił głową.
- Kogo? - powtórzył zdecydowanie zbyt głośno Antoniusz.
- Moja żona - odparł dumnie, poprawiając sobie zdobioną złotymi nitkami kamizelkę.
- A, taaak... Myślałem, że rozglądasz się może za tą...jak jej tam było? Księżna Beaucośtam...?
- De Beaumort - wtrącił Mark.
- Przepraszam bardzo, moi drodzy - powiedział Kajusz, dostrzegłszy wreszcie Fionę.
Odszedł szybko, jakby bardzo nie chciał przebywać w tamtej chwili w ich pobliżu. Tamci nie przejęli się tym ani trochę, byli w zbyt doskonałych humorach.
- Ale chociaż ładna ta jego panna - mruknął najstarszy Fioravanti, spoglądając w stronę brata i towarzyszącej mu blondynki o jasnej cerze i delikatnej budowie.
Pozostali nie zdążyli skomentować tej uwagi, bo przerwała im inna przedstawicielka płci pięknej.
- Możemy porozmawiać? - spytała sucho Marka.
- Alaya, oczywiście.
Złapał ją za rękę i pociągnął w oddalony kąt sali. Był bardzo pewny siebie i jej nieprzyjemny ton w najmniejszym stopniu nie wpłynął na jego narcystyczne samozadowolenie. Podał jej kieliszek z winem i uśmiechnął się czarująco, jak to on wspaniale potrafił. Ta sztuczka już nie robiła na niej wrażenia i była zbyt wściekła, by to nawet zauważyć.
- Możesz mi powiedzieć, co ty wyrabiasz? - spytała, siląc się na spokojny ton.
- Pięknie wyglądasz - odpowiedział. - Ten kolor ładnie komponuje się z twoimi włosami.
- Dent! - syknęła. - Chcę, żebyś mi wyjaśnił dlaczego...
- Oj, Ala - przerwał jej. - Czym ty się przejmujesz? Ten twój...ekhem...mąż... Wiesz...trochę się nad tym zastanawiałem. To, że jest chory psychicznie było dla mnie niespodzianką, ale im dłużej o tym myślę, tym lepiej widzę jak pięknie to się wpasowuje do układanki. Zawsze wiedziałem, że z tym czubkiem jest coś nie tak - zachichotał.
- Ani mi się waż wyrażać w taki sposób o moim mężu - wycedziła przez zęby.
- Kto mi zabroni? - prychnął. - Mówię jak jest. Poza tym...Ala czy z tobą też na pewno wszystko w porządku?
- Słucham?
- Wiesz...zdrowy osobnik płci żeńskiej...gdy ma do wyboru dwóch osobników płci męskiej...z czego jeden jest...praktycznie idealny, a drugi wadliwy i wybrakowany...to wybiera tego pierwszego, a ty...
- Właśnie. Dla mnie jest idealny - wtrąciła, patrząc na Denta z pogardą w zielonych tęczówkach.
- Och, litości - zaśmiał się. - Czy on w takim stanie w ogóle może spełniać obowiązki męża? Wiesz o czym mówię - uniósł lekko brwi, robiąc sugestywną minę.
- Daniel nawet w najgorszym stanie jest w tym nieporównywalnie lepszy od ciebie - oświadczyła, uśmiechając się uroczo.
Mark skrzywił się, ale po chwili roześmiał.
- Pani, Sauvage! To zabrzmiało jak wyzwanie!
Uniósł lekko swój kieliszek i upił łyk napoju. Ona wzruszyła ramionami i chciała odejść, ale złapał ją za rękę i przytrzymał.
- Ala, poczekaj...
- Zostaw mnie, nie mamy o czym rozmawiać.
- Wręcz przeciwnie - oświadczył poważnie.
Przestał się uśmiechać, a na jego twarz wstąpiło zmartwienie. Możliwe, że była to tylko gra. Był doskonałym aktorem i nikt nigdy nie był w stanie stwierdzić, jaka jest jego prawdziwa twarz. Zawsze mówił tak przekonującym tonem i z idealną mową ciała, która za każdym razem potwierdzała jego słowa, że nie wzbudzał wątpliwości nawet u najbardziej czujnych i podejrzliwych osobistości.
- Czyżby?
- Wiem, że z jakiegoś bardzo dziwnego i niepojętego dla mnie powodu trzymasz się uporczywie tego świra, ale...aaah! - zawołał, zaskoczony.
Alaya zdając sobie sprawę z tego, że nie może mu zrobić publicznie awantury, udała że zupełnie niechcący ochlapała go winem ze swojego kieliszka.
- Ala! - jęknął. - To świeżo kupiona koszula!
- Spraw sobie nową, panie praktycznie idealny - syknęła z ironią.
- Nieważne - mruknął, zerkając ze smutkiem na czerwone plamy. - Martwisz się o niego, co?
Milczała. Wcześniej liczyła na to, że uda jej się normalnie z nim porozmawiać i dowiedzieć, co ma znaczyć jego zachowanie, ale szybko przekonała się, że nie ma na to szansy i nie chciała już nawet próbować.
- Bez leków będzie słyszał jeszcze więcej głosów?
Zamknęła oczy i zacisnęła dłonie.
- To nie jest twoja sprawa.
- To jest bardzo moja sprawa. Do niczego mi się taki kompletnie pozbawiony kontaktu z rzeczywistością nie przyda - powiedział poważnie, ściszając głos i wbijając spojrzenie niebieskich tęczówek w jej oczy. - Dlatego mam dla ciebie propozycję.
- Propozycję? - powtórzyła z powątpiewaniem.
- Jeżeli dasz mi szansę to postaram się zorganizować leki dla twojego schizofrenika.
- Co to znaczy: "dasz mi szansę"? - spytała chłodno.
- Dokładnie to, co słyszysz. Chcę ci udowodnić, że jestem o wiele lepszym i bardziej adekwatnym kandydatem do wspólnego pożycia niż ten św...ekhem...Daniel.
Alaya zmarszczyła brwi, przyglądając mu się uważnie. Po chwili skrzywiła się ze zdegustowaniem.
- Nie jestem dziwką - syknęła. - Jeżeli szukasz sobie panienki, która za....
- Nie! - przerwał jej z naciskiem. - Nie to miałem na myśli. Chcę ci pokazać jak mi zależy, ale do tego potrzebuję od ciebie szansy. Żebyś otworzyła się na taką możliwość.
- Nie wiem czy bardziej jesteś śmieszny czy bardziej żałosny.
- Przemyśl to, bo z nim będzie coraz gorzej.
Alaya prychnęła, pokręciła głową i odeszła.

MUSIC
Tymczasem Hermiona wyszła na taras, by przyjrzeć się widokowi, jaki roztaczał się na Londyn. W oddali widać było odbudowany w rekordowym tempie pałac Westministerski. Big Ben nie był już samotny. Uśmiechnęła się na ten widok i przechyliła delikatnie głowę. Nie wiedzieć czemu, gdy tak siedziała przy stole otoczona z każdej strony pracownikami Ministerstwa, dopadł ją nagle melancholijny nastrój. Poczuła potrzebę przewietrzenia się i rzeczywiście gdy tylko wyszła na zewnątrz było już lepiej.
Severus przyglądał się jej od kilkunastu minut. Stała prawie w bezruchu, wpatrzona tylko w dal z zamyśloną i zasmuconą miną Jej sukienka powiewała delikatnie na powolnym wietrze, dodając tym jeszcze więcej uroku. Patrzył już nie przez pryzmat tego, że była jego uczennicą, ale po prostu na nią. Hermionę Granger, dokładnie taką jaką była w swojej naturze i charakterze. Potrzebował bardzo wiele czasu, by właśnie taką ją dostrzec.
Nic nie mówiąc, podszedł do niej powoli, stanął naprzeciwko. Oderwała wzrok od horyzontu, w tej chwili odrobinę zaskoczona jego pojawianiem się tuż obok. Coś w jego spojrzeniu spowodowało, że jej serce zabiło szybciej, a mięśnie napięły się Poczuła się sparaliżowana, niezdolna do powiedzenia czegokolwiek lub zrobienia jakiegokolwiek ruchu czy gestu. On miał jak zawsze ten pokerowy wyraz twarzy, który nie zdradzał żadnych emocji. Uniósł dłoń do jej policzka i subtelnie otarł kilka drobnych, perlistych łez. Mimowolnie zadrżała pod wpływem jego dotyku, jakby przeszedł ją impuls elektryczny.
Jego lewa dłoń od policzka powędrowała do brązowych, lśniących od pachnącej truskawkami odżywki włosów. Kiedy spojrzała mu w oczy znów poczuła to przeszywające uczucie i nie mogła już oderwać wzroku. Otworzyła lekko usta, gwałtownie wciągając powietrze. On zrobił jeszcze tylko dwie rzeczy. Przyciągnął ją do siebie zdecydowanym pewnym ruchem i tak samo zdecydowanie i mocno pocałował.


Półgodziny później gdy siedzieli już przy stole, w ogóle się do siebie nie odzywając, Hermiona próbowała nawiązać kontakt z rzeczywistością, ale było to dla niej wyjątkowo trudne. Nawet gdyby któreś z nich chciało coś powiedzieć, nie byłoby to możliwe. Tom Riddle dosiadł się do nich i mówił o czymś do Severusa i Daniela, ale żaden z nich go nie słuchał. Daniel był na to zbyt przestraszony i wycofany, a Severus wolał myśleć o czymś innym niż problemy Ministra. Tym zajmie się później. Przytakiwał w odpowiednich chwilach i pozwalał, by słowa Toma docierały do jego pamięci, ale nie skupiał się na nich. Zamiast tego przyglądał się Hermionie z łagodnym uśmiechem i czymś nieodgadnionym w oczach. 


----------------------------------------------------------------------------------------------
Pytania pożądane.

11 komentarzy:

  1. Wow... To nas zaskoczyłaś. Nie wiem co napisać taka jestem zszokowana .
    Severus w końcu wyciągnął Daniela . Myślałam że już nigdy nie wyjdzie.
    No i ciekawa co szykujesz dla Dropsa hmm... Tak nagle ucieka , tchórz .
    Ta jego rozmowa z Minevrą haha, nadal jak sobie ją przypomnę to się śmieje .
    Super to opisałaś . Nareszcie Harry dowiedział się o Syriuszu , pewnie się dziwi dlaczego nie chce się z nim widzieć . Kurcze nie mogę się doczekać aż Harry dostanie ten list 1 września i go przeczyta . Ciekawe co będzie myślał. Ale ty pewnie mnie zaskoczysz .
    No i w końcu Aaaaa..! Severus pocałował naszą Hermionę to takie słodkie och... Jestem nadal otępiała z szoku że tak szybko. Nareszcie . Rzeczywiście zaskoczyłaś nas . W końcu dotarło do niego że jest wyjątkowa , ale nie jako uczennica .
    Dobra kończę i pozdrawiam serdecznie.
    Rozdział cudowny ,
    Crucia

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdy rozpoczęłam czytanie twojego bloga sama myśl o tym, że Severus będzie z Hermioną budziła we mnie obrzydzenie, ale ty to tak wspaniale opisałaś, że ja zaczęłam czekać na moment kiedy to nasza bryła lodu stopnieje i zacznie coś czuć. To jest coś wspaniałego. *-* Mam nadzieję, że z Danielem będzie wszystko dobrze, bo zaraz nie będę spać po nocach ._.
    Wesołych świąt! Oby wszystkie twoje marzenia się spełniły!
    Pozdrawiam, życzę weny jak i rodzinnego ciepła przy wigilijnym stole. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku dzisiaj się dopiero zebrałam na skomentowanie, bo muszę przyznać - świetny rozdział :D
    Po pierwsze tak jak wielokrotnie mówiłaś na asku - Daniel faktycznie lekko mówiąc nie jest w formie, a z pewnością dołożysz mu jeszcze więcej. Nie jestem geniusz zła, ale jestem ciekawa dalszego rozwoju wydarzeń :))
    Najbardziej zaskakuje mnie Twój Tom, całkiem inny niż w kanonie i mam wrażenie że o wiele bardziej mi się podoba. Nie ugania się za jakimś nastolatkiem tylko dąży do czegoś, co naprawdę może człowiekowi przynosić satysfakcję. Dobrze też, że myśli, a nie jest wielce szczęśliwy bo dostał ciepłą posadkę ministra. Widzi, że coś się dzieje. ;)
    Draco - kolejna postać u Ciebie różna od tej w kanonie. Mniej tchórzliwy, głównym celem nie jest przypodobanie się tatusiowi. Cieszę się, że podejmuje jakieś kroki, chce coś zdziałać.
    I Marlene taka pomocna *_* Jestem ciekawa jak pójdzie im współpraca z Harrym i Hermioną.
    Kiedy opisywałaś scenę pikniku niemal poczułam zapach trawy i oczywiście lata. Jesteś naprawdę świetną pisarką, masz talent.
    Rozmowa Dumba i Minerwy taka wow ;-;
    Przyznam - to była kolejna scena, kiedy się naprawdę uśmiałam :D
    Ohh a najbardziej oczywiście pozytywnie zaskoczył mnie pocałunek Seva i Hermiony. Nasz kochany nietoperzyk wreszcie zauważył to, co już dawno powinien.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo!
      Dobrze przeczuwasz, w porównaniu z tym co będzie to Daniel powinien się cieszyć się swoją obecną sytuacją życiową. Póki może.
      Bardzo miło mi to słyszeć! Zachowanie Toma w kanonie bardzo mnie denerwowało, w moim odczuciu bez sensu jest żeby ktoś tak potężny za życiową ambicję stawiał sobie dorwanie jakiegoś nastolatka^^. Dobrze, że nie tylko ja tak myślę.
      Ah, tak. Hermiona wreszcie się doczekała, jak pewnie i czytelnicy^^.
      Jeszcze raz dziękuję!

      Usuń
  4. Cześć!
    Trochę nie dotrzymałam słowa, bo miałam napisać komentarz już w niedziele... Przepraszam. Dlatego może przejdę do rzeczy. Kolejny rozdział, który dostarcza nam odpowiedzi, jak i pytań. Po pierwsze - Riddle. Potrafi dostrzec jak się sprawy mają. I co ważniejsze, ma się na baczności. Wątpię, czy do całej tej sytuacji będzie po prostu się podporządkowywał. Wydaje mi się, że oprócz wydania Severusowi polecenia ma coś w zanadrzu. Jak to Tom. Jeśli chodzi o Draco i Marlene - podoba mi się, że chcą współpracować z Hermioną i Harrym. Dobrze im to zrobi. Poza tym jak takie umysły się zjednoczą to powinno się wiele wydarzyć. Czwórka - tylu ilu było założycieli Hogwartu, ale wiadomo to nie ma raczej znaczenia. Następnie Tobiasz. Uważam, że powinien pokazać ten list Severusowi. To, że napisała to Elieen to chyba wiadome (tak myślę xd). Ujawnienie go pewnie wpłynie na sytuację, w mniejszym lub większym stopniu - nie wiem, ale nie mogę się doczekać. A Daniel... Tak bardzo zamknięty w sobie. Severus trafił dobrze z tematem, żeby go choć trochę "pobudzić do życia". Widać możliwość pomocy przyjecielowi dobrze na niego wpływa. Piknik minął w całkiem przyjemnej atmosferze. Reakcja Hermiony na wiadomość od Draco i Marlene była świetna, fajnie ją opisałaś. Dostarczyła trochę informacji Severusowi przy okazji :D I wreszcie zainteresowanie Seva, tutaj się uśmiecha, tu do zdjęcia. Trzeba to zapamiętać, bo pewnie nie zaszczyci nas takim dobrym humorem w najbliższym czasie. Oh, Drops! To niesamowite, że wymyśliłaś takie dialogi! Minerva w akcji! Może wreszcie cały ten Zakon (choć w sumie już go nie ma) przejrzy na oczy. Drops się ulatnia i pewnie trochę go nie będzie. A to dobrze nawet, bo trochę jest wkurzający, aczkolwiek jest co czytać xd Minerva jako dyrektor Hogwartu (przynajmniej jest osobą, która jest godna tego stanowiska) wraz z nowymi zasadami "ustanowionymi" przez Toma... Nie wiem jak to będzie. Prawie zapomniałabym! Syriusz! Dlaczego wydaje mi się, że on coś kręci? Nie chce widzieć Harrego, nie dziwi mnie to, z pewnością nie ma nawet odwagi mu powidzieć wprost, że nie będzie się martwił synem znienawidzonego mężczyzny. Jednak nie o tym. Nw czemu, ale właśnie wpadłam na taki pomysł, że może jest on powiązany w jakiś sposób z Fiorasami... Ale chyba już nie myślę XD Dobrze, więc ostatnia sprawa, czyli przyjęcie Denta. Mark znów denerwuje Dana. To taki jego drugi zawód xd Natomiast Leonel (jak zwykle zadowolony?) niby przypadkiem jest zaproszony... I końcówka :d Pięknie przedstawiłaś ten zdecydowany krok Seva. Pocałunek idealny. Widać, że wszystko jest pisane przez zawodowego pisarza (jak dla mnie) :) Dziękuję za ten rozdział. Jest wspaniały! Życzę miłego wieczoru.

    Blush

    P.S. Chyba trochę chaotycznie wyszły niektóre moje myśli, ale sens jest zachowany. Mam nadzieję xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, hej.
      Ależ nie ma za co! Nikogo z komentarzy nie rozliczam, ale przyznaję, że gdy ktoś napisze to radość jest wielka i bardzo natychająca. A racja, Tom jak to Tom, będzie starał się działać, ale wyjątkowo ostrożnie i roztropnie, w końcu stawka jest wysoka. Ha! Szczerze mówiąc nie pomyślałam o tym, ale 4 to dobre spostrzeżenie! Bardzo dobrze myślisz. Tobiasz ma teraz sporą zagwozdkę co z tym listem począć i czy w ogóle cokolwiek. Myślę, że będzie ciekawie.
      Cieszę się, że się podoba! Przydało się, by ktoś powiedział szanownemu Dropsowi parę słów prawdy, a któż zrobiłby to lepiej od Minervy.
      Oho! Lubię jak wysnuwacie jakieś własne przypuszczenia, bywają trafne :D Syriusz ma trochę na sumieniu rzeczy, o których nie chciałby żeby wyszły na jaw, ale cóż. Prawda prędzej czy później ujrzy światło dzienne i zrobi się jeszcze nieprzyjemniej.
      Hahah! Tak, Mark traktuje dokuczenie Danielowi jako jeden z etatów i dopiero się rozkręca :D.
      Leo taki ucieszony jak zobaczył swój kąsek...to znaczy pacjenta^^.
      Oh dziękuję bardzo, niezmiernie się cieszę! ♥

      Usuń
  5. "O Mój Boże, com czytała! Aż się jeszcze trzęsę cała..."
    Znaczy... khm... nie mogłam się powstrzymać przed napisaniem tej kwestii...
    Wreszcie!!! Pocałunek Severusa i Hermiony! Tak wyczekiwany! I to z inicjatywy Snape'a *KWIIK*
    Em. Z początku chciałam napisać nieco bardziej konstruktywny komentarz, jednak z tą ostatnią sceną wszystkie myśli uciekły mi z głowy i został obraz pocałunku... Musisz mi to wybaczyć.
    Ale ogólnie rozdział świetny, co jeden to lepszy!

    Życzę dużo Weny, wesołych i zdrowych (przede wszystkim! ja zamiast prezentu dostałam antybiotyk =.=) Świąt i udanego Sylwestra!

    ~T.

    OdpowiedzUsuń
  6. No, nareszcie zabrałam się do komentarza :)
    Pierwsza moja myśl po przeczytaniu pierwszego fragmentu: Dobrze Tom, dobrze. Bądź czujny.
    Świetna konwersacja pomiędzy Severusem a Tobiaszem. Tak jak Blush, sądzę, że ten list na 100% związany jest z Eileen. Tobiasz mógł wymyślić lepszą wymówkę, ale ze zdenerwowania pewnie zapomniał :D
    Daniel, Daniel... Nasz schizofrenik ma coraz gorzej. Ale zdecydowanie czekam na większe męczenie, cierpienie (taka tam ja - sadystka :D). A Alayi się nie dziwię, że czasem daje upust emocjom. Każdy chyba postępowałby podobnie.
    Mark. Mimo mojej sympatii do Daniela, 'Za dużo głosów' jest genialne. Ten jego specyficzny charakter! Z początku bardzo go lubiłam, ale teraz w pełni dostrzegam jego egoistyczną naturę. Cóż, taki jego urok :)
    Kajusz wydaje się być (przynajmniej w moim mniemaniu) najrozsądniejszym z braci. Jego elegancja i klasa z pewnością przyciągają uwagę. Ale i tak mój faworyt to Flawiusz <3
    Minerwa! Ktoś w końcu na forum Zakonu wygarnął mu, co o nim myśli. Ciekawe, jak dalej Albus sobie poradzi. Ale głupi nie jest, więc pewnie coś wymyśli. Albo i nie...
    Oczywiście nie odbyłoby się bez zachwytu nad Severusem i Hermioną. Pięknie to opisałaś :)
    Ponownie składam Ci najlepsze życzenia z okazji Nowego Roku
    Julia

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurcze ! Nie mam pojęcia od czego zacząć ! Za jednym zamachem przeczytałam wszystkie zaległe rozdziały i czuję takie niedosyt.. Że tak szybko mi to wszystko zleciało .. A tak bym chciała wiedzieć co dalej będzie ! :)
    Może zacznę od Daniela. Wiedząc z aska, że biedaczysko jest chore, całkiem inaczej mi się o nim czytało. Na inne rzeczy zwracałam uwagę i jakoś nie umiałam uwierzyć, że to ten sam Daniel z początku historii! Strasznie się zmienił od pierwszych rozdziałów. Wczesniej wydawał mi się radosnym, pełnym pasji i empatii człowiekiem, udręczony tylko z powodu śmierci żony. Dopóki myślał, że Ala nie żyje jako tako funkcjonował, ale od tych liścików co dostawał chyba pogubił się w tym co wierzył. Obiektywnie patrząc było to okrutne posunięcie Marka.. Mógł sobie to darować, takie kopanie leżącego. Jakoś przez te wszystkie jego rewelacyjne pomysły coraz mniej pałam do niego sympatią. W połowie tego rozdziału już miałam krzyczeć na Ale czemu w ogóle jeszcze z nim rozmawia ! No ale te nieszczesne leki, których nie da się nigdzie zdobyć.. Tak bardzo bym chciała by on wyzdrowiał i jednocześnie nie była to uzależniona rzecz od Denta.. Bo coś czuje, ze Daniel albo Ala będą musieli za to pewnie nie mało zapłacić. Z drugiej strony jestem ciekawa w jakim stanie byłby teraz Daniel gdyby się nie spotkał z żoną na tej gali. Pewnie było by jeszcze gorzej, choć nie umiem sobie tego 'gorzej' wyobrazić. Jeszcze ! Bo coś dla niego szykujesz, prawda? :)
    kolejna ważna sprawa do poruszenia to dlaczego Minerva nie dała porządnego prawego sierpowego Albusowi?! Bardzo, ale to bardzo na niego zasługuje. Przynajmniej tak dla opamiętania się :) te jego genialne plany, no cóż chce dobrze, ale chyba nie wie z której strony się za to wszystko zabrać. Może już jest ciut za stary na takie spiski konspiracyjne, na emeryture by poszedł czy coś ;p
    co do Harrego to już się nie umiem doczekać aż się dowie prawdy :3 jestem przekonana, że Snape doskonale spełni obowiązki ojca :) i szczerze mówiąc to już się nie umiem doczekać 1 września :)
    a co do mojej ukochanej pary, to jestem zachwycona takim a nie innym zwrotem akcji :3 eh.. I cos czuje ze ich pierwsza rozmowa bedzie tak awww ! :3
    Reasumując, nastały cięzkie czasy a mało kto z nich wie co tak na prawde sie dzieje i najważniejsze kto za tym stoi. Znając ludzi, trochę im zajmie zanim się zorientują, mam tylko nadzieję że nie będzie za późno :) no i niech ta miłość kwitnie ! Trzymam kciuki za wszystkich ;)
    Sylwia

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspaniały rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  9. Czytałam wszystkie rozdziały od trzech dni i twierdzę, że lepszego opowiadania nie czytałam w swoim życiu.
    Daniel i Ala - trochę mi smutno przez co muszą przechodzić.Myślałam że wszystko będzie dobrze a tu taki zwrot akcji. Tylko jedno mnie zastanawia jak Dan miał brać tabletki skoro nie wie o swojej chorobie?
    Mark - nie za bardzo go lubię. Zbyt pewny siebie i taku przepraszam za słowo "dupek".
    Bracia Kajusz i reszta (nie pamietam ich imion) - trochę pokręcona rodzinka. Jeszcze nie umiem ich rozgryźć. Zostawie ich bez komantarza ;)
    Tom i Bella - czekam na dalsze posunięcia i cieszę się że nie dybie na Harrego.
    Severus i Hermiona - trochę długo to trwało ale może dzięki temu będzie im razem lepiej.Cieszę się że Sev jakoś zadziałał ale pewnie ponownie się skryje w sobie :( mam nadzieję że nie.
    Harry - czekam na lis i miałam głupi wyraz twarzy gdy czytałam o jego ciotce i wujku. Mam nadzieje że po przeczytaniu listu wybaczy Sevovi jego nieobecność i mam nadzieję że jednak bedzie miał chociaz kogoś.

    Pozdrawiam Miliena

    OdpowiedzUsuń