Hermiona
oddychała głęboko, próbując chociaż trochę się uspokoić. Z
miernym skutkiem, jej puls wciąż był nienaturalnie szybki, a
dodatkowo rozbolała ją głowa. Zerknęła na Daniela, który wciąż
klęczał koło Severusa z zatroskaną miną szepcząc coś, a po
chwili pokręcił głową ze zrezygnowaniem. Poczuła jak łzy
spływają jej po policzkach, a ręce opadają bezwładnie.
Całkowicie wykończona psychicznie miała wrażenie jakby za chwilę
miała się obudzić, a to wszystko okazałoby się tylko koszmarem
sennym. Harry siedział na podłodze wciąż w tej samej pozycji
wpatrując się w Severusa już ze spokojem. Była naprawdę pod
wrażeniem jego zachowania, ona sama nie była w stanie się
uspokoić. Przez dłuższą chwilę nikt nic nie mówił, ani nie
wykonał żadnego ruchu.
- Coś
nie tak jeszcze? - spytał Remus Daniela słysząc jego głośne
westchnienie.
-
Wszystko nie tak. Próbuję mu zaklęciami odbudować większość
narządów wewnętrznych, ale ta klątwa chyba miała jakąś blokadę
bo absolutnie nic nie działa...- odpowiedział ponuro. Lupin
zmarszczył brwi i kucnął obok niego. Moody pokręcił głową,
wyraźnie zirytowany.
-
Przecież wystarczy, że będzie przyjmował odpowiednie specyfiki.
Kuracja długa i bolesna, ale działa - rzekł rzeczowym tonem. Dan
przytaknął niechętnie.
-
Wiem, po prostu chciałem mu oszczędzić bólu - szepnął.
Teraz
poruszył się ktoś, kto nie wypowiedział ani słowa podczas tej
niesamowitej akcji ratunkowej. Albus Dumbledore zrobił kilka kroków
do przodu i rozejrzał się po swoim gabinecie, spoglądając na
każdego znad swoich okularów połówek. Na profesor McGonagall,
która ocierała wierzchem dłoni oczy, na Flitwicka, który patrzył
na niego nieprzychylnie, na państwa Weasleyów, przejętych
sytuacją, na bliźniaków, Neville'a, Lunę, Remusa, Nimfadorę,
Hermionę i Harry'ego, aż w końcu jego wzrok spoczął na
nieprzytomnym mężczyźnie. Na jego porozrywanych, całkowicie
przesiąkniętych krwią szatach. Wykrzywił wąskie usta w dziwnym
uśmiechu i odchrząknął. Hermiona czuła bijący od niego chłód
i dystans, jakby naprawdę uważał się jedynie za obserwatora,
zupełnie nie czuł się w jakimkolwiek stopniu odpowiedzialny za
zaistniałą sytuację.
-
Severusie? - syknął podchodząc bliżej i również kucając przy
nim, tuż obok Hermiony, a naprzeciwko Harry'ego.
-
Zostaw go - syknął cicho Daniel. Widać było po nim, że był
zupełnie wykończony. Cera przybrała szary odcień, oczy były
zaczerwienione, a głos i ręce trzęsły się.
-
Zobowiązał się przynieść nowe informacje! Potrzebuje ich -
warknął i dźgnął go, niby to delikatnie, końcem różdżki.
Hermiona wytrzeszczyła na niego oczy, ale nie tylko ona była
zdziwiona takim zachowaniem dyrektora, który kreował się na
miłego, dobrodusznego staruszka. Severus poruszył się lekko i
zakaszlał. - Snape! - krzyknął Drops teraz już szturchając go o
wiele mocniej, otwartą dłonią.
-
Albusie...- zaczęła nieśmiało Minerva, ale umilkła, kiedy rzucił
jej ostrzegawcze spojrzenie.
-
Snape! - krzyknął ponownie. Daniel zacisnął usta w linijkę
powstrzymując się od wybuchu złości. Severus znów zakaszlał, a
następnie otworzył oczy. Najpierw na sekundę, później na dwie. -
Słyszysz mnie?! Co to miało być? Co za akcja w tamtym miasteczku?!
-
Jeżeli zaraz go nie zostawisz to...
- To
co mi zrobisz, Sauvage? - przerwał mu wrogo Albus.
- Oj,
nie chcesz wiedzieć - odparł, a jego karmelowe oczy zapłonęły
żądzą mordu.
-
Spokojnie - mruknął do niego Remus. Hermiona otworzyła usta, chcąc
coś powiedzieć, ale ze zdenerwowania nie była w stanie wydobyć z
siebie dźwięku.
-
Snape! - warknął Dumbledore. Teraz nawet Moody spojrzał na
dyrektora z dezaprobatą. Nikomu nie mieściło się w głowie, że
ten nie miał serca, by budzić Severusa po tym zajściu. Brunet
ponownie otworzył czarne oczy i otworzył szeroko usta, łapczywie
pochłaniając powietrze.
- Nie
wiem - wydyszał tak cicho , że gdyby Hermiona siedziała kilka
metrów dalej nie dosłyszałaby. Wręcz przeraziła ją słabość
jego głosu. Dumbledore prychnął.
- Co
takiego?!
- Nie
wiem - powtórzył z wyraźnym trudem. Kątem oka zobaczyła wściekłą
minę Harry'ego i to jak Horacy chował twarz w dłoniach.
- Nie
po to cię tam wysyłam, żebyś wracał z niczym! - krzyknął
dyrektor. Daniel obnażył zęby, jak dziki zwierz gotowy do ataku. -
Czego się dowiedziałeś?! Co zdradził Voldemort?!
Severus
nie odpowiadał, przymknął z powrotem oczy. Oddychał ciężko i
nieregularnie. Po dłuższej chwili całkowitej ciszy Albus ponownie
prychnął z odrazą.
-
Jesteś bezużyteczny - oświadczył i wstał, kierując się w
stronę stołu.
- Jak
możesz tak do niego mówić? - spytał Slughorn pełnym szoku
głosem, jakby nie dowierzał, że ten może zachować się w
taki sposób. - Chłopak uratował mi życie, sam ledwie uszedł ze
swoim a ty mówisz mu, że...
-
Będę się zwracał do moich podwładnych jak mi się żywnie podoba
- przerwał mu ostro, ale spokojnie.
- To
się nie godzi, naprawdę - wtrącił Flitwick.
-
Filiusie - zbeształ go spojrzeniem.
-
Chce stąd wyjść - wykrztusił cicho Severus do Daniela, który
skinął głową i już miał wyczarować nosze, ale dyrektor znów
się odezwał.
-
Nikt stąd nie wyjdzie dopóki nie dokończymy zebrania - oświadczył.
Obszedł stół i zasiadł na swoim miejscu. Złączył szczupłe
dłonie i spojrzał na nauczyciela zaklęć. - Filiusie. Jak wiadomo,
jesteś znakomitym czarodziejem, mistrzem pojedynków. Gilderoy jest
tutaj nie bez powodu. Otóż od jutra zastąpi ciebie na stanowisku
nauczyciela Zaklęć jak i opiekuna Ravencalwu. A ty udasz się do
Niemiec. Potrzebuje swojego człowieka w tamtejszym Ministerstwie.
Jesteś gotów?
- Tak
- odpowiedział nauczyciel przez zaciśnięte zęby.
-
Znów będę uczył? Cudownie! - zawołał Lockhart.
-
Owszem, Gilderoy. Czy coś nie tak, Filiusie? - zwrócił się
ponownie do Flitwicka dostrzegają jego kwaśną minę, a sam
przybierając na twarzy wyraz uprzejmego zdziwienia.
- Po
prostu nie podoba mi się w jaki sposób traktujesz Severusa i...
-
Powinieneś wyruszyć natychmiast - przerwał mu ostro Drops i
wskazał dłonią drzwi. Minerva rzuciła mu zaskoczone
spojrzenie. Przez napiętą minutę nic się nie wydarzyło, a potem
Flitwick wstał od stołu i szybko opuścił pomieszczenie.
Dumbledore teraz zerknął na Hagrida, który również wyglądał na
zatroskanego i niezbyt zadowolonego. - Hagridzie, Severus przygotuje
ci na jutro odpowiedni zapas eliksirów, tak, żeby starczyło tobie
i Madame Maxmime na całą wyprawę - oświadczył.
- To
są chyba jakieś kpiny - odezwał się Harry wstając i robiąc
kilka kroków w stronę długiego stołu.
-
Harry, mój drogi, uspokój się.
-
Nie, nie będę spokojny. Z całym szacunkiem, ale niedobrze mi się
robi, jak słyszę co, pan dyrektor mówi. To jest po prostu śmieszne.
Jak może pan wymagać od profesora Snape'a, że...
-
Zapominasz się, Harry. Mam prawo do wymagań względem moich
pracowników.
- Ja
się zapominam?! Ja?! - krzyknął, nie mogąc się powstrzymać.
Złość w nim wrzała. Nie potrafił ocenić, dlaczego aż tak
zachowanie dyrektora go zdenerwowało, ale nie mógł cicho siedzieć
i udawać, że wszystko jest tak jak powinno być. - A pan?!
-
Harry!
- Jak
pan w ogóle śmie? Stał pan sobie jak gdyby nigdy nic, w żaden
sposób nie starając się pomóc, a teraz...teraz ma pan wymagania?
Brak mi słów!
-
Uspokój się, kochany chłopcze. Zapewne nie czujesz się najlepiej.
Nimfadoro, chciałby żebyś jeszcze...
-
Ależ on ma rację, Albusie - przerwał mu Horacy. - Jak może
traktować Severusa w taki sposób? Jak możesz oczekiwać, że skoro
świt poderwie się zwarty i gotowy do przyrządzania eliksirów na
twoje zachcianki? To...
-
Horacy!
- Nie
spodziewałem się czegoś takiego po panu - oświadczył sucho
Potter mierząc Dumbledore'a pełnym pogardy wzrokiem.
-
Harry, proszę cię, opuść mój gabinet i udaj się do swojej
wieży. Jesteś przemęczony.
-
Bardzo chętnie - odparł wrogo.
Podszedł
do torby, którą wcześniej przyniósł i zaczął pakować do niej
wszystkie wypakowane rzeczy. Daniel w tym czasie wyczarował nosze i
przeniósł na nie ostrożnie śpiącego Severusa.
- On
ma tu zostać, Sauvage - powiedział Dumbledore wskazując na
bruneta.
- Nie
będziesz się rozporządzał moim przyjacielem i traktował go jak
śmiecia! Nie będę na to pozwalał - warknął Daniel rzucając mu
wyzywające spojrzenie i mierząc w niego swoją czarną różdżkę.
Drops uniósł brwi w zdziwieniu.
- To
nie jest kwestia, w której masz cokolwiek do powiedzenia!
-
Och, wypchajże się tymi swoimi dropsami! Byłby wreszcie spokój -
zawołał.
- Sauvage?! Snape płaci ci za martwienie się o niego? Bo nie wierzę, by ktokolwiek przejmował się nim bezinteresownie.
Przez chwilę Harry myślał, że Daniel rzuci na Dumbledore'a jakąś paskudną klątwę. Ten jednak szybko się opanował i nie zaszczycił odzywki Dropsa żadną odpowiedzą. Zaklęciem
otworzył drzwi na oścież, szybko przez nie przechodząc,
jednocześnie ostrożnie sterując noszami. Hermiona poderwała się
i razem z Harrym pozbierali wszystkie należące do Daniela lub
Severusa rzeczy i wybiegli za nimi, zanim drzwi zamknęły się z
powrotem. Przez całą drogę do lochów żadne z nich nie odezwało
się ani słowem. Dopiero gdy Dan pchnął drzwi od gabinetu Snape'a
i weszli za nimi do środka Harry westchnął głośno. Odstawił
wszystkie rzeczy i usiadł na krześle przy biurku. Hermiona zajęła
miejsce na fotelu i skuliła się. Objęła ramionami kolana i
położyła na nich głowę, wciąż lekko się trzęsąc. Potter
obserwował przez otwarte drzwi jak Daniel przenosi zaklęciem
Severusa do jego łóżka, ściągając z niego jedynie pocięte,
zakrwawione koszulę i szatę, spodnie pozostawiając na miejscu.
Przykrył go go kołdrą, na którą od razu wskoczył kociak,
lokując się tuż przy Snape'ie. Patrzył na niego jeszcze przez
moment, a następnie wrócił do gabinetu, cicho zamykając za sobą
drzwi.
-
Dziękuję wam. Naprawdę bardzo wam dziękuję - powiedział cicho i
przysunął sobie inne krzesło, by usiąść pomiędzy nimi.
-
Dlaczego Dumbledore tak się zachował? Czegoś takiego się po nim
nie spodziewałam, ale...- zaczął Harry. Hermiona wyprostowała się
i spojrzała na nich zapłakanymi oczami.
- Coś
wam powiem - mruknął Daniel po chwili wahania. - Prawie piętnaście
lat temu Severus przekazał Dumbledore'owi informację o tym, że
Voldemort chce cię zamordować, Harry. Od tamtej chwili przez rok
znajdował się w śmiertelnym niebezpieczeństwie odgrywając rolę
szpiega w obozie Śmierciożerców. Kiedy zginęli twoi...to znaczy
po śmierci Lily i Jamesa i zniknięciu Toma był niezły bałagan.
Wyłapali bardzo wielu jego popleczników. Pewnie wiecie, że również
Severusowi postawiono zarzuty. Bardzo dużo zarzutów. - Przerwał na
moment. - Nie chciał prosić Dumbledore'a o naprostowanie tego, ale
ten sam powiedział mu, żeby nie liczył na jego wstawiennictwo, że
ta umowa ma pozostać między nimi. - Harry wytrzeszczył na niego
oczy, a Hermiona zasłoniła dłonią usta, całkowicie zaskoczona.
- Co
było potem? Czytałem, że jednak oczyszczono go ze wszystkich
zarzutów.
-
Tak, w końcu tak. Severus zabronił mi się w to mieszać, ale ja
nie umiałem tak po prostu siedzieć na miejscu i udawać, że
wszystko jest świetnie. Bez jego wiedzy poszedłem do Dropsa i
powiedziałem mu, że ma wyznać prawdę przed Wizengamotem, bo
inaczej ja wyznam trochę o nim, czego raczej nie chciałby
ujawniać...
- I
wtedy się zgodził?
-
Stwierdził, że powie prawdę jeżeli zgodzę się tutaj uczyć.
Dziwił mnie taki warunek, bo to przyjemne zajęcie. Później
rzeczywiście przyznał przed Wizengamotem, że Sev szpiegował dla
niego Voldemorta. Tak się złożyło, że akurat odszedł z Hogwartu
Slughorn, który uczył wtedy Eliksirów, Dumbledore chciał, żeby
Severus go zastąpił. Od tamtej pory trochę za bardzo się poczuwa.
- To
jest okropne - powiedziała cicho Hermiona, przecierając brązowe
oczy.
-
Dumbledore nie jest kochanym, miłym staruszkiem, chociaż bardzo
chce za takiego uchodzić. Za każdym razem kiedy Severus wychodzi na
spotkanie z Voldemortem czy z innymi Śmierciożercami ryzykuje
życiem. Żyje w permanentnym stresie i zagrożeniu. A Dropsa
nigdy nie obchodzi to w jakim stanie on wraca. Nie interesuje go
stan jego zdrowia, chce tylko regularnych dostaw informacji i trutek.
Przysięgam, że on coraz bardziej przekracza granicę, a Severus ani
słowem nie powie, że mu coś nie pasuje.
-
Właściwie dlaczego? Dlaczego odwrócił się wtedy od Voldemorta? -
spytał Harry.
Hermiona wymieniła z Danielem porozumiewawcze spojrzenie.
Hermiona wymieniła z Danielem porozumiewawcze spojrzenie.
-
Cóż...o to musiałbyś jego spytać.
- Już
sobie wyobrażam odpowiedź. Zamknij się, Potter i zajmij
się swoim kociołkiem! Dwadzieścia punktów od Gryffindoru!
- zawołał z uśmiechem. Dziewczyna zachichotała
-
Bardzo prawdopodobna - mruknął Dan.
- A
co z tymi eliksirami dla Hagrida? S...to znaczy profesor Snape
przecież nie powinien teraz przez dłuższy czas w ogóle ruszać
się z łóżka...- odezwała się cicho Hermiona.
- Ja
mu je przygotuję, ale zrobię to ze względu na Hagrida, nie
Dumbledore'a. Nie martwcie się o Severusa, jest bardzo silny i za
jakiś czas nic mu nie będzie. Też powinniście się już położyć,
odprowadzę was.
Hermiona
i Harry wstali niechętnie i pozwolili się wyprowadzić z gabinetu.
Zanim wyszli, Hermiona spojrzała jeszcze przez ramię na drzwi
prowadzące do komnat Severusa i westchnęła. Daniel pożegnał się
z nimi kiedy zniknęli za dziurą pod portretem Grubej Damy. W środku
zastali bliźniaków pogrążonych w rozmowie oraz Rona, z
naburmuszoną miną. Przez chwilę patrzyli się na siebie zanim
któreś się odezwało.
- Co
z nim? - zapytał Fred.
-
Sauvage mówi, że się wykuruje - odpowiedział Harry i usiadł przy
rozpalonym kominku. Ron prychnął.
- To
było straszne... - szepnął George wpatrując się w ogień. Ron
wstał z miejsca i pokręcił głową z zirytowaniem
- Co?
Teraz będziecie tak siedzieć i żałować tego nadętego dupka? -
spytał. Fred i George wymienili spojrzenia. - Dziwne, że w ogóle
został ranny, nie? Myślałem, że od tego łoju to się wszystkie
zaklęcia odbijają - zaśmiał się.
-
Zamknij się - syknął Harry, zaciskając dłonie w pięści.
- No
co? O, wiem! Poślę mu kwiaty...takie zwiędłe rzecz jasna...z
liścikiem! Z życzeniami szybkiego powrotu do zdrowia ale
niekoniecznie do pracy - zachichotał. Hermiona podeszła do niego
mierząc go krytycznie wzrokiem.
- Nie
pogrążaj się - mruknął Fred łypiąc na niego nieprzychylnie.
- A,
własnie. Hermiono, zdezynfekowałaś już dłonie? Ja bym się bał,
że coś od niego...- w tym momencie jego wypowiedź została
brutalnie przerwana. Hermiona uderzyła go z całej siły otwartą
dłonią w twarz patrząc na niego z pogardą. Harry uśmiechnął
się lekko. - Zwariowałaś?! - wrzasnął. Kiedy nikt mu nie
odpowiedział, prychnął i wybiegł z Pokoju Wspólnego kierując
się do swojej sypialni.
- To
było świetne! - zawołał George.
-
Wyszło lepiej niż wtedy z Malfoyem, w trzeciej klasie - dodał
Harry. Hermiona uniosła kąciki ust i pochyliła lekko głowę.
- Mam
już dość tych jego...
- My
też - przerwali jej jednocześnie Fred i George.
Chwilę
później obaj zniknęli w korytarzu prowadzącym do ich pokoi. Harry
podszedł do Hermiony i położył jej rękę na ramieniu.
-
Bardzo to przeżywasz...- stwierdził niepewnie.
- Tę
naszą kłótnię z Ronem? Przykro mi, że...
-
Nie, nie to miałem na myśli...- wtrącił.
Uniosła
brwi spoglądając na niego pytająco. Otworzył usta, chcąc coś
powiedzieć, ale rozmyślił się i tylko uśmiechnął lekko.
Przytulił ją delikatnie, po przyjacielsku i również odszedł by
położyć się do łóżka. Tej nocy żadne z nich nie zasnęło
prędko.
Gdy
Harry obudził się następnego ranka miał wrażenie, że wszystkie
wydarzenia poprzedniego wieczoru były jedynie okropnym snem, ale
bandaż na jego lewym przedramieniu był dowodem na to, że jednak to
wszystko wydarzyło się naprawdę. Usiadł na łóżku i nałożył
okulary. Dumał jeszcze przez kilka minut nad swoim losem, a potem
ubrał się pospiesznie i z wypełnioną podręcznikami, piórami i
zeszytami torbą zbiegł do Wielkiej Sali. Miał nadzieję załapać
gdzieś Lunę przed lekcjami i to mu się udało - natknęli się na
siebie przy wejściu.
-
Harry! Jak się czujesz? - spytała przytulając go.
- Ja?
Dobrze. Posłuchaj, chciałem cię bardzo przeprosić, że tak cię
zostawiłem w tym gabinecie i...- nie dokończył, gdyż Luna
przyłożyła mu palec do ust i potrząsnęła lekko głową.
-
Przecież nie masz mnie za co przepraszać. Wszyscy byliśmy
tak roztrzęsieni, a ty zachowywałeś się naprawdę
nadzwyczajnie - powiedziała pogodnie.
- Nie
zrobiłem nic szczególnego...
-
Oczywiście, że tak - wskazała na jego rękę. Harry uśmiechnął
się z powątpiewaniem.
Nie
zważając na to, że mogą być obserwowani przez wszystkich uczniów
zgromadzonych w Wielkiej Sali, Harry przysunął ją do siebie i
pocałował. Jego uszu dobiegły dźwięki pogwizdywań i przeróżnych
komentarzy, ale nic sobie z tego nie zrobił.
-
Zobaczymy się po lekcjach? - spytał, odsuwając się odrobinę od
niej.
Przytaknęła
i odeszła do stołu Ravenclawu z szerokim uśmiechem. Potter
przeszedł dumnie przez Wielką Salę i zajął miejsce przy stole
Gryfonów, niedaleko nauczycieli. Przysunął sobie talerz i sięgnął
po grzanki. Niedługo potem dołączyła do niego Hermiona, która
wyglądała na zasmuconą i niewyspaną.
-
Cześć - przywitał ją wesoło. - Co mamy pierwsze?
-
Eliksiry, nie pamiętasz planu po pół roku? - odparła usiłując
się rozchmurzyć.
-
Trochę jestem rozkojarzony - wyjaśnił wzruszając ramionami.
Wtedy
rozległ się głuchy dźwięk i wszyscy uczniowie umilkli, kierując
spojrzenia w stronę dyrektora, który stanął przed mównicą.
-
Zanim posilicie się i udacie na zajęcia chciałbym ogłosić kilka
spraw - zaczął. - Po pierwsze, profesor Dolores Umbridge nie będzie
już pełnić funkcji Wielkiego Inkwizytora Hogwartu, nie będzie też
uczyć już Obrony przed Czarną Magią. Miała pewien drobny wypadek
i przebywa obecnie w szpitalu imienia Munga w Londynie - tu rozległ
się aplauz zachwyconych uczniów. Drops uniósł dłoń, aby ich
uciszyć. - Rozumiem waszą radość. Od dzisiaj Obrony przed Czarną
Magią nauczać będzie mój drogi przyjaciel, Horacy Slughorn! -
zawołał wskazując na Horacego, który uniósł się i pomachał do
nich przyjaźnie. - Kolejna zmiana. Profesor Flitwick zmuszony został
by opuścić Anglię toteż jego miejsce jako nauczyciela Zaklęć i
opiekuna Ravencalwu zajmie nie kto inny jak Gilderoy Lockhart!
Przywitajcie ich ciepło. A teraz smacznego!
Hermiona
skończyła klaskać i spojrzała raz jeszcze w stronę Stołu
Nauczycielskiego. Poczuła, jakby coś ją ukłuło gdy dostrzegła
puste miejsce obok Daniela, na którym zwykle siedział Severus.
Westchnęła i zabrała się za czekające na konsumpcję płatki.
Jedynie
ona oraz Harry nie byli zdziwieni kiedy wraz z innymi Gryfonami i
Ślizgonami weszli do sali Eliksirów i zastali tam Daniela, a
nie Severusa. Pozostali wymieniali między sobą spojrzenia i ciche
uwagi.
-
Dzień dobry! - powitał ich. - Otóż profesor Snape nie może
prowadzić lekcji toteż przez jakiś czas ja będę miał z
wami zajęcia również w tej sali.
- Co
się stało? - spytała Marlene, związując długie blond włosy w
kitkę.
- Po
prostu jest niedysponowany.
- Ale
dlaczego?
- Nie
martwcie się o niego.- uciął ostro. - Jako, że już jutro macie
pierwsze próbne egzaminy może zajmiemy się czymś lekkim, łatwym
i przyjemnym, co wy na to?
Odpowiedziały
mu potakiwania i ochocze zgody. Eliksir jaki polecił im wykonać był
łatwy chyba jedynie w jego mniemaniu. Harry musiał kilkukrotnie
przeczytać wskazówki, które szatyn zapisał na tablicy zanim
zrozumiał o co w nich chodziło i mógł wybrać składniki. Nawet
Hermiona zdawała się mieć niemały problem z instrukcjami.
-
Uważajcie krojąc igły jeża preriowego, zawierają w sobie kwas,
który...- ostrzegał, kiedy właśnie Neville został oblany przez
tenże kwas wydostający się z igły, którą w tamtej chwili kroił.
-
Aaaah! Moja twarz! - krzyknął, kryjąc ja w dłoniach. Ślizgoni na
czele z Draco Malfoyem wybuchnęli gromkim śmiechem.
-
Spokojnie! - zawołał Daniel i szybko podał mu odtrutkę. Po chwili
Longbottom dał się namówić na jej wypicie i wszystkie bąble,
które pojawiły się na jego pulchnej twarzy znikły w ciągu kilku
sekund.
-
Ależ z ciebie oferma, Longbottom - rzucił Malfoy, na co Ślizgoni
znów wybuchnęli śmiechem, natomiast Neville posmutniał. Daniel
uśmiechnął się tylko i podszedł do stolika, przy którym
pracował Harry z Hermioną.
- No
i jak? - zapytał wesoło.
Hermiona spojrzała na niego spode łba. Jej już i tak wijące się włosy nastroszyły się i optycznie zwiększyły swoją objętość, ciemna ciecz w jej kociołku bulgotała złowrogo, a ona sama mieszała w nim tak energicznie, jakby poświęcała na to całą swoją siłę.
Hermiona spojrzała na niego spode łba. Jej już i tak wijące się włosy nastroszyły się i optycznie zwiększyły swoją objętość, ciemna ciecz w jej kociołku bulgotała złowrogo, a ona sama mieszała w nim tak energicznie, jakby poświęcała na to całą swoją siłę.
-
Chyba coś robię źle - mruknął Harry wrzucając do swojego
kociołka trochę posiekanych muszek mandaryńskich. Wywar zasyczał
i zmienił barwę. Chłopak zerknął na Sauvage'a, który patrzył
na niego wyczekująco. Zawahał się, a potem dorzucił kilka piór
słowika rosyjskiego. Z kociołka wydobył się kłęb niebieskawej
pary - dokładnie takiej, jaka powinna się wydobyć według opisu z
tablicy.
-
Chyba jednak dobrze - odparł Daniel.
- Sam
nie wiem jak to się dzieje - odpowiedział z niepewnym uśmiechem.
Hermiona rzuciła mu wściekłe spojrzenie. Z jej wywaru wydobywała
się fioletowy dym.
-
Wydaje mi się, że masz taką specyficzną intuicję...zupełnie jak
Se...to znaczy - przerwał, gryząc się w język - bardzo
dobrą intuicję, zupełnie jak...świetny uczeń - skończył
niezbyt zgrabnie. Hermiona musiała się odwrócić, by ukryć
wszechwiedzącą minę.
-
Więc co ja robię źle? - spytała z nutą irytacji.
- Za
bardzo polegasz na książkach, Hermiono. Postaraj się zaufać
sobie... Robisz to wszystko trochę zbyt nerwowo. Zobacz... - sięgnął
po nóż i przekroił nim kilka płatków róż wielobarwnych oraz
skórkę limetki cypryjskiej. Następnie wrzucił je do jej kociołka,
który zadygotał, a potem wydobył z siebie idealnie niebieskie
opary.
-
Ojej - szepnęła.
- Nie
przejmuj się, jesteś nie tylko najlepszą uczennicą w klasie, ale
i najbystrzejszą dziewczyną w swoim wieku - pochwalił ją ciepło,
na co jej policzki zarumieniły się delikatnie.
Chwilę
później dzwonek obwieścił koniec dwugodzinnej lekcji. Ron nie
próbował nawiązać z nimi rozmowy przez całe Eliksiry, także nie
sądzili by miało się to zmienić na następnej lekcji jaką była
Obrona przed Czarną Magią. Wszyscy uczniowie byli bardzo ciekawi
Slughorna, mieli jednak pewność, że będzie o wiele lepszy od
Umbridge. Jej osoba również była tematem wielu plotek w szkole,
idąc do sali lekcyjnej Harry i Hermiona usłyszeli kilka zupełnie
nieprawdopodobnych historii dotyczących jej wypadku.
Ktoś stwierdził, że porwały ją centaury, kto inny, że Hagrid
poszczuł ją wreszcie sklątkami tylnowybuchowymi, a jeden z
Puchonów zarzekał się, że Dolores zrezygnowała ze stanowiska
ponieważ Dumbledore odmówił jej podwyżki. Gdy weszli do sali,
Horacy już tam był. Z pogodnym uśmiechem stał na środku i gestem
dłoni zachęcił ich do zajęcia miejsc.
-
Witajcie! - zawołał tubalnym głosem. - Być może część z was
mnie kojarzy...miałem przyjemność uczyć rodziców wielu z was.
-
Wtedy uczył pan Eliksirów, prawda? - spytała Marlene. Przytaknął
energicznie.
-
Tak...pana Cooper, mam rację?
-
Tak, Marlene Cooper - odparła, dumnie prostując się na krześle.
Draco zerknął w jej stronę i uśmiechnął się w typowy dla
siebie sposób.
-
Córka Alice i Adama? Oboje byli wspaniałymi uczniami, nic dziwnego,
że zrobili karierę - stwierdził z uznaniem, na co ona skinęła
głową, a następnie oparła podbródek na złączonych dłoniach. -
Tak, wtedy uczyłem Eliksirów, jednak teraz...
-
Więc czemu teraz nie zastąpi pan Snape'a? - zapytał Ron.
Slughorn skierował na niego zaskoczone spojrzenie.
-
Och, nie pomylę się jeżeli powiem, że obecnie wiedza profesora
Snape'a znacznie przekracza moją w tej dziedzinie. Ba! Zapewne nie
tylko w tej.
-
Tak, nikt się nie zna na Czarnej Magii tak jak on - burknął pod
nosem Weasley. Horacy skrzywił się i stwierdził, że lepiej go
zignorować.
- Jak
mówiłem...teraz zajmę się Obroną, co mnie bardzo cieszy, mam
nadzieję, że współpraca będzie nam się układała pomyślnie.
Czy ktoś z was mógłby mi powiedzieć co ostatnio przerabialiście?
-
Właściwie to...z profesor Umbridge nie przerobiliśmy nic
konkretnego - powiedział Harry. Slughorn spojrzał na niego, a jego
oczy pojaśniały na widok cienkiej blizny w kształcie błyskawicy.
-
Harry Potter - szepnął zachwyconym głosem.
-
Tak, to ja - zaśmiał się brunet. Nauczyciel mrugał przez chwilę
zanim ponownie się odezwał.
-
Wybacz mój chłopcze...nic konkretnego? To znaczy?
-
Kazała nam czytać ten podręcznik na każdej lekcji - odparł
Potter wyjmując z torby książkę autorstwa Slinharda i podając ją
profesorowi.
-
Ah...rozumiem...- przez kilka minut dumał nad zagadnieniem, drapiąc
się lekko po siwej głowie. - No cóż...a więc jesteście bardzo
do tyłu z materiałem. No dobrze. Może w takim razie zaczniemy
od...
-
Czyli będziemy używać czarów?! - spytał na wdechu Dean.
-
Oczywiście, panie...?
-
Thomas. Dean Thomas.
- Na
tym polegają te zajęcia, panie Thomas.
-
Chodzi o to, że przez ostatnie pół roku nie mieliśmy nawet
prawa wyciągnąć różdżki z torby - wtrącił Draco.
-
Teraz będziecie jej używać w tej sali bezustannie, panie Malfoy -
odpowiedział Horacy. Draco uśmiechnął się złośliwie słysząc,
że nauczyciel znał jego nazwisko.
-
Znał pan mojego dziadka? Abraxasa Malfoya?
-
Naturalnie! Z wielkim smutkiem przyjąłem wiadomość o jego
śmierci...smocza ospa w jego wieku...
- A
czy...- zaczął Ron, ale Slughorn nawet na niego nie spojrzał.
-
Zaklęcie Tarczy? Czy ktoś może mi powiedzieć jak działa?
Wyćwiczona
ręka Hermiony poszybowała szybko w górę.
-
Tak, panno...?
-
Granger. Zaklęcie Tarczy tworzy przed czarodziejem swoistą zaporę,
od której odbijają się zaklęcia - odpowiedziała szybko.
-
Bardzo dobrze! A czy ktoś wie przed jakimi zaklęciami nas nie
ustrzeże? - Ręka Hermiony znów uniosła się. Lekko speszony
Slughorn ponownie się do niej zwrócił. - Panno Granger?
-
Tarcza nie odbije Zaklęć Niewybaczalnych oraz zaawansowanych zaklęć
czarnomagicznych.
-
Znów prawidłowa odpowiedź. Aż głupio mi pytać, ale pewnie znasz
jego formułę?
-
Tak! Brzmi: Protego. - padła gładka odpowiedź.
- Ah,
dziesięć punktów dla Gryffindoru. Granger? Granger? Czy jesteś
może spokrewniona z Hektorem Dagworth-Grangerem? Założycielem
Nadzwyczajnego Towarzystwa Szalonych Kapeluszników?
-
Nie, chyba nie, panie profesorze. Pochodzę z mugolskiej rodziny.
Malfoy
nachylił się do siedzącego obok niego Blaise'a i szepnął coś,
na co obaj zarechotali. Na krągłej twarzy Slughorna nie pojawił
się jednak nawet cień zmieszania. Uśmiechnął się przyjaźnie i
skinął Hermionie. Następnie przeszedł do demonstracji.
- Protego
- szepnął, a z jego różdżki wydobył się jasny
promień, który utworzył przed nim połyskującą tarczę. -
Zaklęcie to nie jest trudne, jednak wyczarowanie go wymaga
skupienia. Dobierzcie się w pary, niech jedna osoba próbuje
rozbroić drugą, która będzie próbowała się bronić.
Salę
wypełnił hałas odsuwanych krzeseł i szum rozmów. Draco
natychmiast podbiegł do Marlene i wyciągnął do niej zachęcająco
dłoń.
-
Hmm?
- No
dobra - odparła, niby to niechętnie.
- Kto
się pierwszy broni? - spytał, unosząc lekko jasne brwi.
- Ja
- odpowiedziała z szelmowskim uśmiechem.
Po
drugiej stronie Ron, który tak samo jak Zabini został bez pary, a
więc zmuszeni byli ćwiczyć razem. Weasley patrzył na murzyna z
przerażeniem, natomiast Blaise potarł dłonie, jakby szykował się
do jakiejś dobrej rozrywki. Hermina i Harry stanęli naprzeciwko
siebie. Oboje doskonale mieli opanowane Zaklęcie Tarczy, tak jak
większość członków GD. To przypomniało Harry'emu, że nie
zastanawiał się jeszcze czy ich spotkanie będą kontynuowane.
Teraz, gdy mieli już kompetentnego nauczyciela, nie było raczej
takiej potrzeby...
-
Wspaniale, Harry! - zawołał Slughorn podchodząc do nich i
klaszcząc w dłonie, kiedy tarcza odrzuciła Expealliarmus Hermiony.
-
Dziękuję - odparł pogodnie Potter. Slughorn zbliżył się jeszcze
bardziej i ściszył głos.
-
Harry? Panno Granger? Może jeszcze o tym nie wiecie, ale w swoim
czasie urządzałem w Hogwarcie co jakiś czas przyjęcia dla grupy
wybranych uczniów. Mam nadzieję, że zgodzicie się zostać wpisani
na listę gości?
-
Ależ oczywiście, bardzo dziękuję - powiedziała radośnie
Hermiona, rzucając jednocześnie Harry'emu pytające spojrzenie.
-
Tak, dziękuję - mruknął chłopak.
Lekcja
minęła bardzo szybko i przyjemnie. Wszyscy uczniowie byli
pozytywnie zaskoczeni Slughornem i w drodze do sali Zaklęć
wymieniali uwagi.
-
Przyznam, że zrobił na mnie pozytywne wrażenie - powiedziała
Hermiona do Harry'ego, który przytaknął od razu.
- Na
mnie zrobił takowe już wczoraj...no wiesz, jak skrytykował
zachowanie Dumbledore'a - dodał już o wiele ciszej.
- No
tak...ja chyba byłam zbyt zdenerwowana, by się nad tym wtedy
zastanawiać - stwierdziła siadając na swoim stałym miejscu.
-
Własnie...Hermiono? Kojarzysz jak poszliśmy do gabinetu Snape'a?
Jak ci się udało otworzyć drzwi bez znajomości hasła? - zapytał
szeptem, siadając obok niej.
-
Ja...- zaczęła, a jej policzki natychmiast poróżowiały, z
potrzasku uratowało ją nagłe wejście do sali Gilderoya.
-
Jakże miło mi was zobaczyć, kochani uczniowie! - zawołał,
wbiegając do klasy. Jego złote loki lśniły w świetle
przedostającego się przez wysokie okna słońca, a złota szata
powiewała lekko. - Oczywiście, wiecie kim jestem! Kawalerem Orderu
Merlina...Trzeciej Klasy... Pięciokrotnym zdobywcą nagrody
czasopisma Czarownica za najbardziej czarujący
uśmiech! Minęły prawie trzy lata od naszego ostatniego spotkania!
Stęskniliście się? - zapytał prezentując swoje śnieżnobiałe
uzębienie.
Hermiona
przykryła dłonią usta, by ukryć uśmiech, Harry zagryzł
policzki, by nie wybuchnąć śmiechem. Ale wiele dziewcząt, w tym
Lavender oraz Parvati wpatrywały się w Lockharta z uwielbieniem
graniczącym z czcią.
- No
jasne - powiedział z wyraźną kpiną w głosie Seamus Finnigan.
Gilderoy był jednak zbyt pewny siebie, by ją wyczuć.
- Tak
myślałem! Specjalnie na tę okazję podpisałem dla was swoje
zdjęcia! Dla każdego po jednym! Zabierzecie wychodząc z klasy.
-Nic
się nie zmienił - mruknął Harry do Hermiony, która już nie była
w stanie powstrzymać chichotu.
Przez
całą godzinę Gilderoy opowiadał im o tym jak to niby udało mu
się pokonać zjawę z Tokio posługując się Zaklęciem. Nie miał jednak pojęcia jak brzmiała jego
formuła, ale nie przeszkadzało mu to w opowiadaniu jak ciężki to
był bój. Pod koniec zajęć z radością rozdał im swoje zdjęcia
z autografami. Harry i Hermiona wybiegli z klasy jak tylko zabrzmiał
dzwonek. Znalazłszy się już na korytarzu pozwolili sobie wyśmiać
się do woli.
-
Cóż, możemy być pewni, że będzie ciekawie - powiedziała
Hermiona łapiąc się za brzuch.
- No
i dobrze - odparł Harry, zginając się wpół.
- Nie
sądzicie, że ktoś powinien wyjawić prawdę o jego...dokonaniach?
- zabrzmiał przy nich głos Rona. Oboje w sekundę przestali się
śmiać.
-
Dlaczego tak uważasz? - spytał chłodno Potter.
-
Bo...no wiesz, zbudował swoją karierę na kłamstwie... - oznajmił
rudowłosy. Hermiona skrzywiła się.
-
Może to i prawda, ale po co chcesz mu niszczyć życie? Ta kariera,
jakakolwiek by nie była, jest wszystkim, co ma...
-
Nawet na tyle nie zasłużył.
- W
końcu to przez twoją niezdarność... to ty złamałeś swoją
różdżkę...przez trzy lata był w szpitalu...- syknęła Hermiona.
- I
właśnie tam powinien zostać!
-
Przestań, Ron. Co ci się stało? Już ci nie wystarczy wyżywanie
się na Snape'ie? Musisz się czepiać Lockharta i wszystkich wokół?
-
Och, daj spokój, Harry. Wszyscy widzą podobieństwo między
wami...obaj uwielbiacie swoją sławę...a żaden z was na nią nie
zasłużył. Wszyscy się nim zachwycają, a jest nikim...zupełnie
jak ty. Sądzą, że jesteś taki wspaniały i dzielny, a to guzik
prawda. No bo co to za zasługa, że Sam-Wiesz-Kto zabił twoich
ro...
Nie
zdążył dokończyć.Harry rzucił się na niego z furią.
-
Harry, nie! - krzyknęła Hermiona.
Odgłosy
bójki sprawiły, że w ich stronę skierował się Draco wraz z
Zabinim. Drzwi od sali otworzyły się i wyjrzał przez nie Lockhart.
-
Wreszcie zrobiłeś coś mądrego, Potter i przyłożyłeś temu
wiewiórowi...sam od dawna miałem na to ochotę, ale za bardzo się
brzydzę - zawołał Malfoy.
-
Zamknij się, fretko! - okrzyknął mu Ron, uchylając się przed
ciosem wymierzonym w jego nos.
- Sam
się zamknij wreszcie, ty idioto! - syknął Potter.
-
Ależ chłopcy! - wtrącił się Gilderoy. Podszedł do nich i
ściągnął Harry'ego, który właśnie zaciskał dłonie na szyi
Ronalda. Otrzepał dłonie o szaty i sięgnął do kieszeni, z której
wyjął plik zdjęć. - Skoro aż tak wam zależy to dam wam jeszcze
kilka! - powiedział i wspaniałomyślnie wręczył każdemu z nich
po trzy sztuki. Uśmiechnął się czarująco do Hermiony i zniknął
z powrotem w klasie.
-
Nie waż się do mnie zbliżać, rozumiesz?! I ty się nazywasz moim
przyjacielem?! Nie chce mieć z tobą nic wspólnego więc trzymaj
się ode mnie z daleka, jasne?! - krzyczał Harry gniotąc w
zaciśniętej dłoni zdjęcia, Hermiona musiała złapać mocno
za łokcie, by znowu się na niego nie rzucił.
- Nie
musisz mnie przekonywać! Kto by się chciał z tobą zadawać?! -
odparł Ron.
Rzucił
mu jeszcze wściekłe spojrzenie i odbiegł z korytarza. Draco z
politowaniem patrzył jak się oddala, podszedł do Harry'ego i
Hermiony z miną a-nie-mówiłem?
- No
widzisz, Potter. Ostrzegałem cię. Pamiętasz? Wtedy, w pierwszej
klasie. Mówiłem ci z kim należy się zadawać a kto nie jest tego
wart...miałem rację. Musiało minąć aż cztery i pół roku żebyś
pojął, że Weasley to jeden z największych kretynów jakich
widział Hogwart? Lepiej późno niż wcale.
Uśmiechnął
się złośliwie i odszedł, a za nim Blaise, który nie zaszczycił
ich nawet spojrzeniem.
-
Głupio mi to mówić, ale on rzeczywiście miał rację - mruknęła
Hermiona.
-
Teraz to widzę. A wiesz, co jest najgorsze?
-
Mmm?
- Że
naprawdę myślałem o nim jako o swoim najlepszym przyjacielu...i
jest mi strasznie przykro, że najwyraźniej się przeliczyłem.
-
Mi też - odpowiedziała i poklepała go pocieszająco po plecach.
Daniel
kilkukrotnie zaglądał do Severusa w czasie przerw pomiędzy
lekcjami, ale za każdym razem ten spał. Był to dobry znak, jego
organizm potrzebował odpoczynku jak płuca tlenu. Sauvage ledwo
wyrabiał na dwóch etatach, chociaż lekcje ułożone były w taki
sposób, że musiał odwołać tylko dwie Historie wciągu dnia.
Eliksiry były jednak ważniejszym przedmiotem. Miał wrażenie,
jakby w jego wnętrzu toczyła się wojna sprzecznych emocji. Był
szczęśliwy, że udało mu się uratować Severusa. Dumny z postawy
Harry'ego. Współczuł Hermionie. Wściekły na Dumbledore'a
za...wszystko. Bał się też swojej własnej przeszlości i tego,
czego się jeszcze nie domyślił.
Skończywszy
eliksiry dla Hagrida i Madame Maxime udał się z kolacją ponownie
do lochów. Wszedł po cichu do sypialni bruneta i postawił tacę na
stoliku przy łóżku. Nalał kotu mleka do miski i usiadł na fotelu
obserwując śpiącego przyjaciela. Fox wypiwszy całą zawartość
naczynka oblizał się po pyszczku i wskoczył na łóżko.
Przespacerował się po pościeli i przysiadł przy twarzy Snape'a,
liżąc go po policzku.Severus skrzywił się przez sen i nie minęła
nawet minuta jak otworzył oczy. Zadowolony kociak z tego, że
udało mu się wykonać zadanie (czyli obudzić swojego człowieka)
miauknął i zeskoczył z łóżka mknąć ku szafie i leżącemu
obok niej kłębkowi wełny.
-
Cześć - powiedział spokojnie i cicho Daniel. Severus przetarł
czarne oczy i zerknął na niego.
-
Cześć - odparł ledwo słyszalnie.
- Mam
nadzieję, że nie jesteś głody?
-
Dlaczego?
- Bo
tak jakby...nie masz czym trawić - Sauvage wstał i odkorkował
przyniesione butelki.
-
Cudownie - jęknął, przymykając powieki.
-
Wypij - polecił mu szatyn podając trzy buteleczki z różnobarwnymi
cieczami. - Nie wiem co to była za klątwa, ale uniemożliwiła mi
odtworzenie ci żołądka i takich tam za pomocą zaklęć.
- I
pomyśleć, że to mój własny wynalazek - mruknął Sev krzywiąc
się na kwaśny smak jednego z płynów.
-
Twój? - Daniel uniósł brwi, nieco zaskoczony.
- A i
owszem. Dawno temu...dla Czarnego Pana, nie wiedziałem, że
przekazał formułę innym.
-
Wiesz jak bardzo się bałem? To naprawdę coś niesamowitego, że
ogóle udało ci się dolecieć do Hogwartu...
-
Udało się? W drodze straciłem świadomość - odparł opróżniając
trzecią butelkę i sięgając po czekające na spożycie fiolki.
-
Myślałem, że odejdę od zmysłów. Miałeś złamany rdzeń
kręgowy, traciłeś tak dużo krwi...
- Co
zrobiłeś? - zapytał, głosem zupełnie pozbawionym emocji.
-
Posłałem Herminę po kociołek i ingrediencje...uwarzyłem Eliksir
Erkwooda, który jak wiesz, utrzymuje pełną sprawność umysłu
przez piętnaście minut...nawet gdy nie krąży już krew w
organizmie.
-
To zaklęcie zostało tak zaprojektowane by w ciągu maksymalnie pół
godziny wytoczyć z ofiarny całą krew, jak, na Slytherina, udało
ci się...
-
Musiałem cię rozciąć, przepraszam - wtrącił szybko i przygryzł
kształtne usta. Severus wytrzeszczył na niego oczy.
-
Przepraszasz?
- No
bo...ta blizna raczej już nie zniknie, a...
- Ah,
daj spokój. Co za różnica, jedna więcej? I tak już nie będę
wyglądał gorzej - stwierdził gorzko, na co Daniel nie mógł
pohamować uśmiechu. Przed oczami stanęły mu wspomnienia z
wakacji...tyle razy podróżowali w różne zakątki globu zwiedzając
i oddając się różnym rozrywkom, ale nie pamiętał by
którakolwiek ze...spotkanych...mugolek uważała Severusa za
nieprzystojnego. Wręcz przeciwnie.
-
Mnie nie nabierzesz, doskonale wiem, że masz wysokie poczucie
własnej wartości - stwierdził wesoło. - Musiałem ci rozciąć
skórę, żeby móc się dostać do aorty i serca. Nie biło. -
Zrobił przerwę i spuścił wzrok. Severus milczał, wyczekując
ciągu dalszego. - Harry uwarzył bardzo szybko Eliksir Milksiego,
który przyspieszył przepływ krwi przez rurkę, tak by jak
najszybciej się dostała tam gdzie było jej brak.
-
Harry? - powtórzył bezbarwnie.
-
Zdolnego masz syna. Pognał za Hermioną po te wszystkie rzeczy,
starał się zachować spokój, chociaż czułem, że bardzo się
denerwował.
-
Aha...ale skąd ty wziąłeś tyle...- przerwał, bo Daniel uniósł
zabandażowane przedramię.
-
Zobacz jakie to szczęście, że obaj mamy tę samą grupę.
- Ale
przecież nie mogłeś mi oddać aż czterech litrów! A o ile się
znam to tyle właśnie jest minimalną wartością, by...
-
Zamierzałem - odpowiedział, poważniejąc. - Dlatego poprosiłem
Hermionę by od razu przyniosła mi Eliksir Życia. Wypiłbym jak
tylko skończyłbym przetaczać ci krew. Nie byłem pewien, czy do
końca by zadziałał, ale za nic nie mogłem pozwolić ci umrzeć...
Severus
spojrzał na niego i otworzył usta, ale zaraz potem je zamknął.
Obaj milczeli przez dłuższą chwilę. Brunet odchrząknął.
-
Powiedziałeś, że zamierzałeś...?
- No
tak, bo Moody się uparł i spytał kto jeszcze ma grupę zero -
odpowiedział z lękiem, spodziewając się jaka będzie reakcja.
Snape skrzywił się okropnie i obnażył zęby, w przypływie
złości. Mógł przetrawić to, że po raz kolejny zawdzięcza
Danielowi życie, w końcu byli przyjaciółmi i przyzwyczaił się
już do tego uczucia względem niego, ale komuś innemu...to było
dla niego poniżające.
-
Kto? - spytał ostro i zakaszlał.
-
No...Harry od razu zawołał, że i on ma tę grupę... Powiedziałem
mu, że nie musi, że dam sobie radę, ale on stwierdził, że chce.
Nie mogłem mu przecież zabronić...
Severus
ukrył twarz w dłoniach i pokręcił głową. Przez minutę nie czuł
się zdolny do skomentowania tego, czego właśnie się dowiedział.
-
Cudownie...jak tylko dowie się o tym jakie grupy krwi miała jego
matka i Potter to będzie po sprawie - stwierdził zrezygnowanym
tonem.
-
Czemu tak?
-
Lily miała grupę krwi A...a Potter AB, jestem pewien, bo
sprawdzałem te informacje wiele lat temu, właśnie po to by
wiedzieć, że nie powinien dopuścić do tego, by on dowiedział
się, że mamy taką samą grupę...
-
Raczej nie nabrał podejrzeń....- rzekł ostrożnie Sauvage.
-
Jeszcze. Kto tam był?
- W
gabinecie? Nie licząc ciebie i mnie... Harry, Hermiona, Luna
Lovegood, Neville Longbottom, Ron Weasley z familią, Tonks, Moody,
Kingsley, Drops, Slughron, Lockhart, McGonagall, Flitwick,
Sprout...a, no i Remus. Większość była naprawdę pod wrażeniem
zachowania Harry'ego.
-
Lupin? Świetnie, po prostu fantastycznie...
-
Myślisz, że mógł zwrócić na to uwagę?
-
Jestem tego pewien, to w końcu nie jest taki idiota...jeżeli powie
cokolwiek na ten temat Harry'emu...
-
Trzeba więc z nim najpierw porozmawiać i wybadać czy się domyślił
prawdy - podsunął Sauvage. - Nie przejmuj się, będzie dobrze...
-
Jasne - burknął.
-
Na koniec musi być dobrze. Gdy nie jest dobrze to znaczy, że to
jeszcze nie koniec. Mam dobrą nowinę!
- To
znaczy? Drops i Czarny Pan zabili się nawzajem?
-
Lepiej! Dolores przez własną głupotę wypiła eliksir Freda i
George i cóż...musieli ją zabrać od Munga. Mamy ją z głowy! -
obwieścił radośnie.
-
Weasleyów? Skąd miała ich eliksir? Co to za eliksir w ogóle?
- A,
taki dowcipny. Można powiedzieć że padła ofiarą żartu. A
zastąpił ją Horacy Slughorn.
- Oh.
-
A tak zmieniając temat...wiedziałeś, że twój syn chodzi z panną
Lovegood?
- Co?
- zakrztusił się pitym właśnie eliksirem.
-
Harry. Z Luną Lovegood z Ravenclawu - powtórzył Daniel,
chichocząc.
-
Cóż...dziewczyna trochę za bużo buja w obłokach, ale akurat w
Eliksirach ma bardzo dobre wyniki więc chyba ma głowę na karku -
stwierdził Severus, którego ta informacja nieco zbiła z tropu.
Daniel
wstał słysząc pukanie do drzwi gabinetu.
- To
pewnie jakiś gość z kwiatami i życzeniami powrotu do zdrowia.
Otworzyć?
-
Wszystko mi jedno.
Był
to Horacy Slughorn. W ramionach trzymał pękatą butelkę Ognistej
Ogdena i ogromną tabliczkę czekolady.
- Jak
Severus?
-
Wejdź i sam spytaj - zaproponował Daniel wpuszczając go do środka
i wskazując otwarte drzwi do pokoju bruneta. - Ojej, muszę
zanieść Hagridowi te eliksiry - dodał, kiedy przypomniało mu o
tym pełne pudełko stojące przy wejściu. - Nie śpi, możesz z nim
porozmawiać - powiedział do zaniepokojonego Slughorna.
Daniel
zabrał pudełko, pomachał przyjacielowi i wyszedł pozostawiając
niedomknięte drzwi od gabinetu. Slughorn wszedł i zajął miejsce
zwolnione przez Sauvage'a. Uśmiechnął się niemrawo.
-
Wiem, że to kiepskie podziękowania, ale naprawdę nie znajduję
słów, by...
-
Och, przestań - przerwał mu Severus. Horacy odstawił butelkę i
czekoladę na stolik.
-
Zamówiłem wiele takich. Wiem, że na razie nie możesz, ale za
jakiś czas...uratowałeś mi życie, a ja nie mam pojęcia jak
mógłby się odwdzięczyć...
-
Więc kupujesz mi whisky? - mruknął Severus ze złośliwym
uśmieszkiem. Horacy zarumienił się.
- No
tak.
- To nic wielkiego.
-
Oczywiście...wiesz, miło wrócić od uczenia...przypomniały mi się
moje dawne lekcje...i to jak wręcz wbiłeś mnie w ziemię, jedyny
uczeń, któremu udało się uwarzyć Eliksir Żywej Śmierci.
Perfekcyjnie. I to za pierwszym razem!
-
Cóż...
Nie
usłyszeli jak drzwi od gabinetu otwierają się szerzej i do środka
wchodzi uczeń. Harry chciał dowiedzieć się jak się ma Snape, od
popołudnia nie dawało mu to spokoju, ale teraz zamiast obwieścić
im swoją obecność, czmychnął pod ścianę i przykucnął przy
otwartych drzwiach od pokoju, nasłuchując.
-
No i Lily...zawsze podejrzewałem, że te jej dobre wyniki w
Eliksirach mają jakieś drugie dno... Była mądrą dziewczyną, ale
raczej nie wyczuwałem w niej eliksirowarskiego talentu. To dzięki
tobie, prawda? Pamiętam, że się przyjaźniliście.
Harry
musiał zatkać sobie usta, by nie wydać z siebie okrzyku
zaskoczenia.
-
Korzystała z moich notatek i sugestii...stąd jej dobre oceny -
przyznał Snape, wzruszając ramionami.
- Tak
właśnie myślałem. Dziwne. James nie miał za grosz umiejętności
w tej dziedzinie.
- Co
to ma do rzeczy?
-
Bo...tak sobie pomyślałem...miałem dzisiaj Obronę z piątą klasą
i miałem przyjemność poznać Harry'ego. Chłopakowi należy się
medal. Nie mam pojęcia skąd on wziął ten spokój, ale był taki
zrównoważony i dzielny.
-
Tak, tak...Złote Dziecko Gryffindoru - syknął kpiąco.
-
Naprawdę to imponujące, co zrobił...ale skoro nie chciałeś o tym
mówić...chociaż to była lekcja Obrony to wydawało mi, że
podskórnie wyczuwam u niego talent do Eliksirów...jest w nich
dobry, prawda? Czy już mnie intuicja zawodzi?
-
Ekhem. Powiedzmy, że wziął się wreszcie do roboty po latach
leserstwa i osiąga...dobre wyniki - powiedział siląc się na
obojętny ton.
- Ano
właśnie...nie mam pojęcia po kim mógł odziedziczyć takie
zdolności...- zamyślił się Horacy. - Wydał mi się
inteligentnym, dobrze ułożonym chłopcem. Ma takie same oczy jak
Lily...zielone. Ale to nie Lily widziałem w jego oczach...
- Co
masz na myśli? - spytał, spinając się.
- Sam
nie wiem...ale kogoś mi przypomina, a nie mam pojęcia
kogo...chociaż kolor oczu ma po matce, to jednak spojrzenie zupełnie
inne...i na pewno nie takie jak James, o nie...wiem, że dopiero co
go poznałem, ale nie widzę w nim zupełnie ani kropli z Jamesa
Pottera, a to spojrzenie nie daje mi spokoju. Takie bystre, wiesz?
Przenikliwe, silne i...mądre? To chyba odpowiednia
określenia...gdybym tylko się domyślił kogo mi przypomina...
-
Wybacz, że ci nie podpowiem, ale wzrok Pottera nie pochłania moich
myśli - rzucił Severus odwracając spojrzenie.
-
Tak,tak, przepraszam...po prostu tak mnie to dzisiaj ruszyło...
Harry
wstał i odczekał chwilę, przez którą obaj mężczyźni milczeli.
Wziął głęboki oddech i zapukał głośno do drzwi, a następnie
wkroczył do sypialni.
-
Potter! Kto ci pozwolił tu wejść? - syknał Severus. Spróbował
unieść się na poduszkach, ale ból mu to uniemożliwił.
-
Drzwi były otwarte - wyjaśnił z uśmiechem. Snape przymknął
oczy, uspokajając się w myślach.
-
Harry, mój drogi chłopcze!
-
Ja...przepraszam, po prostu było otwarte, a ja...ja chciałem się
tylko dowiedzieć...
-
Czego? - warknął Snape.
- Jak
się pan czuje - dokończył.
-
Fenomenalnie. Teraz, jak zaspokoiłeś swoją ciekawość to mógłbyś
z łaski swojej opuścić to pomieszczenie?
-
Ależ, Severusie! Chłopak zasługuje na pochwały! Siadaj, siadaj! -
zawołał Horacy wskazując mu wolny fotel. Sięgnął po butelkę
Ognistej i różdżką przywołał dwa kieliszki. - Ty nie możesz,
ale my się poczęstujemy - mruknął wesoło do Severusa, który
skrzywił się, wyraźnie niezadowolony. Slughorn napełnił
kieliszki i jeden z nich podał Harry'emu. - Byłeś niesamowity, mój
chłopcze.
- To nic wielkiego - powiedział Harry, nieświadomie
powtarzając słowa Severusa. Upił łyk i poczuł jak ciecz pali go
w gardle.
-
Jaki skromny! Wielu dorosłych nie stać by było na taki gest!
- Nie
zrobiłem przecież nic nadzwyczajnego.
-
Trzeba ci oddać, co twoje, Harry, a profesor Dumbledore...
-
Horacy - wycedził przez zaciśnięte zęby starszy brunet.
-
Tak?
- Już
nic.
-
Może powinieneś jeszcze zasnąć, co? Och, to prawdziwie szczęśliwy
zbieg okoliczności, że Harry ma tę samą grupę krwi! Daniel
kompletnie by się wypatroszył.
-
Tak, cudowny wręcz - wykrztusił, próbując zachować spokój.
-
Nie podzięku...- przerwał wpół słowa, gdyż uwagę całej trójki
przykuły zamykające się właśnie z donośnym trzaskiem drzwi
wejściowe od gabinetu. Stanął w nich Albus Dumbledore. Szybko
przeszedł do pokoju.
-
Harry? Horacy? - odezwał się spoglądając na niech podejrzliwie
znad swoich okularów połówek.
-
Ja...- zaczął Harry.
- Nie
uważacie, że on potrzebuje teraz spokoju?
-
Ależ naturalnie - odparł Horacy.
-
Właśnie, proszę wyjdźcie, chciałbym powiedzieć tylko kilka
słów.
Harry
odstawił kieliszek i nie patrząc na Snape'a razem ze Slughornem
wyszli. Horacy jeszcze odwrócił się przez ramię i spojrzał z przestrachem i dezaprobatą na dyrktora. Dumbledore odczekał, aż znikną za drzwiami i dopiero wtedy
odezwał się do Severusa.
-
Wygodnie ci się leży, Severusie?
-
Nieszczególnie.
-
Nieważne, chcę byś mi wyjawił wszystko czego się wczoraj
dowiedziałeś od Voldemorta - zażądał władczym tonem.
-
Niczego się nie dowiedziałem - odparł Sev.
- Nie
okłamuj mnie!
-
Mówię prawdę, niczego się nie dowiedziałem od Czarnego Pana -
powtórzył spokojnie. Drops tracił powoli panowanie nad sobą.
-
Kpisz sobie ze mnie, Snape?! - Severus nie odpowiedział. - Ten atak
nie mógł być bez znaczenia, lepiej dla ciebie żebyś mi wszystko
powiedział.
- Nie
mam ci nic do powiedzenia - warknął wrogo.
-
Zastanów się. Sauvage może sobie być twoją niańką na każde
skinienie, ale ja nie będę się cackał. Dobrze wiesz, że mogę
zamienić twoje życie w piekło i wierz mi, nie będę się wahał
jeżeli ty nie potrafisz być lojalny w stosunku do mnie.
-
Moje życie już jest piekłem, Dumbledore! - krzyknął i zakaszlał.
- Na
twoje własne życzenie...
Severus
milczał. Ból jaki mu doskwierał był nie do zniesienia. Pragnął
tylko spokoju, czy to było tak wiele? Chciał móc znów zasnąć, a
zamiast tego usiał wysłuchiwać pretensji i gróźb starego
hipokryty. Albus obserwował go jeszcze przez chwilę, a potem
prychnął.
-
Jesteś kompletnie nic niewarty...
Z
tymi słowami opuścił jego komnaty. Na Severusie nie zrobiło jego
zachowanie żadnego wrażenia. Odetchnął głęboko. Spodziewał się, że jeszcze
wielokrotnie usłyszy podobne epitety. Wiele już zniósł i wiele jeszcze był w stanie znieść.
-------------------------------------------------------------------------------------------