NEXT CHAPTER


.

.

29.08.2012

17.
L'insouciance




"Complicated"s understated
Hermione, did you stop and take a look in 
who you fell in love with?
 who you fell in love with...

- Koniecznie musisz o tym powiedzieć Dumbledore'owi, Harry. - powiedziała poważnie Hermiona, kiedy chłopak wrócił do Pokoju Wspólnego, prawie pustego o tej godzinie i opowiedział im co się wydarzyło.
- On mi wszystkiego nie mówi, więc ja też nie muszę. - syknął potrząsając głową. Dziewczyna otworzyła usta, najwyraźniej by dalej na niego naciskać. - Nie! I proszę przestań mnie namawiać. Już mi i tak wystarczy, że to się stało przy Snape'ie...
- Ale dlaczego wcześniej nie powiedziałeś chociaż nam? - spytał z wyrzutem Weasley. - Przecież jesteśmy przyjaciółmi...
- Bo wiedziałem, że zacznie się to całe 'idź do Dumbledore'a'! No i nie chciałem, żebyście się o mnie martwili..
- Harry, to  jest bardzo ważne...to nie są zwykłe sny...
- Wiem, że to nie są zwykłe sny...ale nie zamierzam iść do dyrektora z krzykiem, że nie radzę sobie... No i założę się, że jak Snape zrobił z sobą porządek to od razu mu o tym doniósł. - oparł się bezwładnie o fotel. Był wykończony, chciałby móc położyć się spokojnie do łóżka bez strachu, że po raz kolejny odwiedzi umysł Voldemorta. - Wyobrażacie sobie, że nawet nie odjął mi punktów za to, że przeze mnie ten eliksir wybuchł prosto na niego? - westchnął. Ron zachichotał, a Hermiona wytrzeszczyła na niego oczy z przerażenia.
- Ale nic mu się nie stało?! - spytała bardziej piskliwym tonem.
- Nie...trwale to chyba nic... - mruknął.
- A szkoda. - zaśmiał się Ron. Dziewczyna rzuciła mu ostre spojrzenie.
Pożegnała się z przyjaciółmi i pobiegła do swojej sypialni. Uporządkowała wszystkie podręczniki, zeszyty, rolki pergaminu, napisane wypracowania. Westchnęła sięgając po książkę Snape'a którą zabrała Harry'emu.  Nawet ona pachniała tak jak on... Zdecydowanie nie była przyzwyczajona do takich emocji. Po chwili niezdecydowania sięgnęła po czystą kartkę, usiadła przy biurku próbując poukładać myśli.

Kochana mamo!
Mam nadzieję, że u Was wszystko dobrze. Przepraszam, że nie pisałam nic wcześniej.
Niestety, nie wrócę do domu, na przerwę grudniową, chociaż bardzo bym chciała. W związku z bardzo ważnymi egzaminami, o których Ci wspominałam, mam mnóstwo nauki, a nauczyciele też nas nie oszczędzają z pracami domowymi...także jak najwięcej czasu chcę poświęcać na zagłębianie się w książki.
Ubolewam nad tym, że nie mogę z Tobą porozmawiać osobiście...bardzo tego potrzebuję, a nie wszystko mogę napisać w liście. Nie martw się, właściwie nic złego się nie dzieje. Jedynie od pewnego czasu czuje się...zagubiona i trochę bezsilna. To dla mnie zupełnie nowe uczucia i nie wiem jak się zachować, w którą iść stronę... A wszystko dlatego, że od kilku miesięcy...zaczęło mi na kimś bardzo zależeć...nie radzę sobie z tym. On jest niesamowicie inteligentnym, wartościowym i tajemniczym człowiekiem, ma specyficzny i chłodny sposób bycia...no i jest ode mnie starszy. Co prawda, jak na standardy czarodziejów, nie jest to wcale bardzo duża różnica, ale on na pewno nigdy nie pomyśli o mnie w taki sposób, w jaki ja o nim teraz myślę. Uważa, że moją największą ambicją jest bycie encyklopedią...
Na początku starałam się to ignorować, walczyć...ale chyba w tych sprawach, nie jestem tak silna, jak sądziłam. A może to przychodzi z czasem? Najgorsze jest, że nie mogę z nikim o nim całkiem szczerze porozmawiać...
Na szczęście cała ta sprawa nie odbija się negatywnie na mojej koncentracji na lekcjach, ale chyba jeszcze nigdy nie czułam się tak smutna i samotna.
U moich przyjaciół wszystko w porządku, chociaż ja ciągle muszę im przypominać o terminach oddawania wypracowań.
Ucałuj ode mnie tatę.
Hermiona


Odłożyła pióro i przeczytała swoje słowa kilkukrotnie. Oczywiście musiała trochę nagiąć prawdę i nie mogła wszystkiego opisywać wprost. Wiedziała, że matka i tak bardzo przejmie się tym listem, ale nie była już w stanie dusić tego w sobie. Z jednej strony poczuła się jakby lżej, a z drugiej było jej przykro, że przysporzy mamie zmartwień.  Zeszła do Pokoju Wspólnego z zamiarem udania się do sowiarni, ale zmieniła plan, gdy dostrzegła, że Harry i Ron wciąż tam są.
- Harry...czy mógłbyś pożyczyć mi Hedwigę? Chciałabym wysłać list do rodziców. - ugryzła się w język wypowiadając ostatnie słowo. Nie chciała sprawiać mu przykrości, ale chłopak nie należał do osób przewrażliwionych na punkcie swojego sieroctwa, nie użalał się nad sobą. Podziwiała go za tę siłę.
- Jasne, poczekaj moment. - odparł pogodnie po chwili znikając w korytarzu prowadzącym do pokoi chłopców.
Ron w milczeniu siedział obrażony przy kominku. Czuł się bardzo dotknięty komentarzami Snape'a które brunet mu przekazał. Potter wrócił po kilku chwilach, z śnieżnobiałą sową na ramieniu. Hermiona szybko przywiązała jej kopertę do nóżki, wypuściła przez okno i podziękowała Harry'emu.
Nie wdając się w dalszą rozmowę poszła znów do siebie. Chciała być teraz sama. Usiadła po turecku na łóżku, z 'Eliksirami opisanymi' na kolanach. O ileż to byłoby prostsze, gdyby spodobał jej się Ron, albo choćby Harry. Potrząsnęła głową. Byli dla niej jak bracia. Mimowolnie uśmiechnęła się na myśl, jak zareagowaliby, gdyby się dowiedzieli. Otworzyła księgę i zatrzymała na moment oczy na podpisie. Severus Snape. Drobne, cienkie, nieco pochyłe pismo, które tak dobrze znała z uwag na swoich wypracowaniach. Uważała, że każde zasługuje na 'W', chociaż w praktyce wiele z nich oceniał na 'P'. Z czystej złośliwości. Teraz , tak jak Potter powiedział, wpisał 'W', ale nie byłby sobą, gdyby nie napisał czegoś uszczypliwego. Przetransmutować się w encyklopedię? Skąd on bierze pomysły na te obelgi ? Czyżby jakiś Eliksir Kreatywności? Nawet nie wiedziała, czy taki istnieje.
Zdała sobie sprawę, co w nim ją pociągało. Inteligencja, głos, zapach, a nawet chód i ta jego nietoperza peleryna. Dlaczego wcześniej tego nie dostrzegała? Gdy nad tym rozmyślała, doszła do wniosku, że nic dziwnego, że nie zwracała uwagi na rówieśników. No bo o czym miała z nimi rozmawiać? Przewyższała ich wielokrotnie intelektem i dojrzałością.
Mimo wszystko, nie czuła się komfortowo w takim położeniu. Wypiła szklankę wody, związała brązowe, wijące się włosy w ciasny kok i zabrała się za czytanie książki.
Na kilka godzin przestała myśleć o już-nie-tak-znienawidzonym nauczycielu, przyswajając informacje o wykorzystywaniu przeróżnych wnętrzności różnych zwierząt do przyrządzania eliksirów. Wiele zdań było przekreślonych i poprawionych przez Snape'a. Zaskoczyło ją, gdy wyczytała, że do warzenia substancji mogą być też używane dźwięki. W końcu jednak zbyt zmęczona do dalszej nauki, odłożyła wolumin na szafkę, machnięciem różdżki zgasiła światło i ułożyła się do snu.

- Wiem! - krzyknął Harry budząc się zlany potem.
Nareszcie. Korytarz, który od miesięcy nawiedzał go w snach znajdował się w Ministerstwie Magii. Dokładnie pamiętał, jak mijał go z ojcem Ron udając się na swoje przesłuchanie. Departament Tajemnic. Ale dlaczego mu się to śni? Co takiego się tam znajduje? Zaczerpnął kilka głębokich oddechów. Wstał z łóżka i poszedł do łazienki wziąć szybki prysznic przed śniadaniem. Blizna wciąż bardzo go piekła. Zignorowawszy ją pospiesznie spakował podręczniki i notesy. Razem z Ronem zeszli do Wielkiej Sali.
Jego nastrój gwałtownie pogorszył się, kiedy przeczytał w  'Proroku' o brutalnym morderstwie, które miało miejsce wcześniejszego dnia, w godzinach wieczornych...Dokładnie w tym samym czasie, kiedy był u Snape'a...to to morderstwo widział... Nagle stracił apetyt.
Kiedy dołączyła do nich Hermiona przeczytawszy gazetę, również szybko połączyła fakty.
- Harry...nadal uważasz, że nie powinieneś iść do dyrektora? - spytała cicho.
- Może i powinienem...ale nie chce. - wzruszył ramionami i zerknął na stół nauczycieli. - Snape na pewno już mu powiedział.
Hermiona również spojrzała w tamtym kierunku, poczuła jak rytm jej serca gwałtownie przyspiesza. Odchrząknęła i odwróciła się z powrotem do przyjaciół. Wiedziała, że dalsze próby przekonania Harry'ego na nic się nie zdadzą, z westchnieniem zajęła się więc swoimi płatkami.

Po południu Severus wreszcie miał chwilę spokoju, postanowił więc spróbować raz jeszcze, tym razem z nieco zmienionymi składnikami. Traktował tę sprawę ambicjonalnie, chciał udowodnić samemu sobie, że potrafi. Mimo iż zadanie było bardzo trudne, nie poddawał się. Psychicznie przygotowany był już na kolejną porażkę, więc nie zdziwił się zbytnio, kiedy po wrzuceniu dziesięciu piórek memrotka eliksir zasyczał gwałtownie i zmienił konsystencję na bardziej gęstą. Nawet wydawała się nieco zielonkawa, ale nie minęła minuta gdy wybuchł. Całe pomieszczenie wypełniło się czarnym dymem i dziwnym, czarnym puszkiem.
- Hej, Sev, widziałeś może mój...a co tu się stało? - spytał Daniel wchodząc do środka i krztusząc się od dymu, potem od śmiechu, kiedy dostrzegł Snape'a.
- Nic. Nie masz nic do roboty? - warknął otrzepując szatę. Sauvage zachichotał. - I co cię znowu śmieszy?
- Oh, po prostu...teraz wyglądasz całkiem jak Batman. - wykrztusił uśmiechając się wesoło.
Severus rzucił mu ostre spojrzenie, sięgnął po chustę i starł z twarzy czarny puszek. Daniel rozejrzał się z zaciekawieniem, podszedł do stołu, przy którym pracował przyjaciel. Snape kilkoma krótkimi zaklęciami zaczął pośpiesznie chować używane ingrediencje, jakby nie chciał, by Dan domyślił się, co próbował uwarzyć.
- Piórka? - spytał lekko podnosząc kilka ze stołu. Severus wyrwał mu je ze złością i schował do jednej z szuflad.
- Chciałeś czegoś? - syknął.
- Szukam mojego notesu. - mruknął i usiadł na krześle przed biurkiem. Snape spojrzał wymownie w sufit.
- U mnie?
- Co ci się dzisiaj stało, nietoperku? - zaśmiał się. - To znaczy, normalnie jesteś nie do zniesienia, ale teraz...
- Jak ci się coś nie podoba, to tam są drzwi. - burknął wskazując mu dłonią wyjście.
Zabrał się za sprzątanie, tymczasem Daniel wciąż siedział na miejscu, przypatrując mu się z troską.  'Biedaczka nie wie, w co się pakuje' pomyślał i uśmiechnął się lekko. Oczywiście nie zamierzał dzielić się z Severusem swoim odkryciem, ani dać Hermionie do zrozumienia, że użył na niej leglimencji. Nie powinien był tego robić, ale dzięki temu teraz przynajmniej rozumiał jej zachowanie. Inni prawdopodobnie zupełnie nie zauważali tych subtelnych różnic, ale jego uwadze nie mogły umknąć.'Próżny trud.' ocenił w myślach próby Severusa utrzymania przed nim w tajemnicy swoich starań. Jemu, wiele lat temu, też kociołek wybuchł dokładnie w ten sam sposób. Skoro on wyraźnie sobie nie życzył, Dan postanowił udawać, że nic nie wie i nie mówić mu, że jest na dobrej drodze.
- Co się stało? - zapytał łagodnie.
- To, co zwykle. Mam dosyć tego, że nic nie mogę zrobić z tym, co oni z nim wyprawiają. - odparł siadając za biurkiem. - Czarny Pan próbuje się coraz bardziej zagłębiać w jego świadomość, a Drops twierdzi, że oklumencja nie jest jeszcze potrzebna!
- Ah. - mruknął - Cóż mogę powiedzieć? Cały Tom. Cały Drops. - wzruszył ramionami. - W pewnym momencie w końcu Dumbledore uzna, że już pora na oklumencję, ale...
- Ale do tej chwili coś może mu się stać! - krzyknął. - Jest w niebezpieczeństwie, nawet nie zdaje sobie sprawy jak wielkim i...
- Spokojnie. Dumbledore na pewno nie dopuści, żeby to zaszło zbyt daleko. - Snape prychnął. - No przecież nie ze swojej wątpliwej dobroci...potrzebuje Harry'ego całego i zdrowego do swojego Wielkiego Planu W Imię Większego Dobra. - powiedział prześmiewczo sztucznie patetycznym tonem.
- Nie podoba mi się to. - stwierdził chłodno Snape. - Wcale mi się to nie podoba.
- Gdyby tylko był sposób by uświadomić Tomowi, że te głupie przepowiednie nic nie znaczą...on chce dopaść chłopca tylko i wyłącznie z tego względu... No, może też  ucieczka Harry'ego z cmentarza uraziła jego ambicje, ale...
Severus nie słuchał go już. Nie mógł pozwolić na to, by jego dziecko było marionetką w ręku starego dyrektora. Nie mógł pozwolić na to, by starzec mącił chłopcu w głowie, tym, że to on musi być czarodziejem, który zabije Czarnego Pana. Oraz, że w ogóle musi to zrobić, że takie jest jego przeznaczenie. 'Co za bzdury!' pomyślał gniewnie. Dumbledore chciał zrobić z Harry'ego jakiś symbol, uprzedmiotowić go, sprawić, że będzie się czuł zobowiązany. Winny całemu społeczeństwu czarodziejów. Już mu się udało zakorzenić w chłopaku potrzebę ratowania wszystkich w około. Chore. W tej chwili miał związane ręce, ale na pewno nie pozwoli na to, by zrobili mu z syna jakiegoś pseudo-wybrańca, wybawiciela. Prychnął. Teraz jeszcze nie było tak źle, jak będzie kiedy prawda o powrocie Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać wreszcie zostanie przyjęta przez Ministerstwo. Jak źle będzie, gdy Riddle postanowi działać otwarcie. Wtedy Dumbledore ogłosi nastolatka nadzieją czarodziejów. Niedobrze mu się robiło na samą myśl.
- ...w każdym razie, coś wymyślę. - skończył Daniel, nawet nie zauważywszy, że Snape nie zwracał na niego uwagi.
- Co? - spytał nieprzytomnie szpieg, wybudzając się z zamyślenia.
- Jeszcze nie wiem, ale żaden z nich nie wygra. - oświadczył Sauvage z zaciętą miną. Wyglądał, jakby coś sobie postanowił. - Tak jeszcze o tym myślałem i...tylko się nie wściekaj...- Severus spojrzał na niego wyczekująco. - ...ma twojego geny prawda? Więc musi mieć jakieś predyspozycje do ochrony umysłu, wiem, że to połączenie między nimi jest inne, ale...jednak...
- No wyduśże to z siebie. - szepnął z kpiącym uśmieszkiem.
- Uważam, że powinien poznać prawdę najszybciej jak to będzie możliwe. - zerknął na przyjaciela ze strachem, jakby obawiał się ataku.
Severus westchnął. Z jednej strony, tak wiele by to ułatwiło, ale z drugiej stwarzało ogromne zagrożenie. Musiałby mieć absolutną pewność, że chłopak całkowicie potrafiłby ochronić swój umysł, a zdawał sobie sprawę, że prędko to nie nastąpi.
- Tu potrzeba będzie rozwagi...- powiedział przeciągle. - Wiesz, zastanawia mnie pewna kwestia...Dumbledore często pyta się mnie, czemu tak bardzo przejmuję się chłopcem, ale jednocześnie nie wydaje się oczekiwać odpowiedzi...ale to raczej niemożliwe...skąd by się dowiedział?
- Podejrzewasz, że wie, że to ty jesteś ojcem Harry'ego? - ta sugestia zaskoczyła go, ale uznał ją za prawdopodobną. Severus przytaknął. - Jeżeli tak...to w co on gra?
- Nie wiem, ale już ja mu tę grę kiedyś popsuje. - wycedził mściwie przez zęby, zaciskając dłoń na różdżce.


- Spróbujcie jeszcze raz...pomyślcie o czymś przyjemnym...jakieś szczęśliwe wspomnienie... - mówił Harry przechadzając się pomiędzy kolegami po Pokoju Życzeń - ...zamknijcie oczy...przypomnijcie je sobie...spróbuje wczuć się w tamte sytuacje...zatraćcie się odrobinę i potem...- przymknął lekko oczy i wykonał charakterystyczny ruch różdżką - Zróbcie tak jak ja...i ....Expecto patronum.
Ogromna sala wypełniła się uczniami próbującymi wyczarować patronusy. Neville mruczał cały czas zaklęcie, energicznie machając różdżką, ale taki sam efekt uzyskałby, gdyby zamiast niej używał zwykłego kawałka drewna. Hermiona stała w kącie, kilkanaście metrów od innych. Myślała o chwili, gdy otrzymała list z Hogwartu i dowiedziała się, że jest czarownicą.Uśmiechnęła się.
- Expecto patronum. - szepnęła, idealnie wykonując ruch różdżką, z której wydobyła się srebrzysta mgiełka tworząca delikatną tarczę. - Harry, zobacz! - krzyknęła radośnie.
Wszyscy zwrócili się w jej stronę, kilka osób gwizdnęło z uznaniem. Rozległy się krótkie oklaski.
- Jak zwykle. - stwierdził beznamiętnie Ron.
- Cudownie! Hermiono gratuluję! - zawołał Harry. - Słuchajcie, jesteście naprawdę świetni. - zwrócił się do wszystkich. - Nie przejmujcie się, jeżeli na razie wam nie wychodzi, mi dość długo zajęło opanowanie tego zaklęcia, także spokojnie. W końcu każdemu z was się uda. - oświadczył dziarsko. - To wszystko na dziś, rozejdźmy się na kolację. Po kilka osób.
Ustawili się przed drzwiami. Co parę minut, opuszczali pomieszczenie trójkami lub czwórkami. Harry, Ron i Hermiona na końcu. Kiedy mijała go Luna, Harry popatrzył na nią przeciągle, miał wrażenie, że odwzajemniła spojrzenie i uśmiechnęła się znacząco. Poczuł dziwne łaskotanie w okolicach pępka.
Gdy we trójkę siedzieli już przy stole Gryffindoru nakładając sobie na talerze pieczone ziemniaki, sałatki i surówki czy ryby. Harry nie chciał dawać Umbridge powodów do podejrzeń, ale nie mógł się powstrzymać by nie spojrzeć w jej stronę z tajemniczą satysfakcją na twarzy. Był dumny. Z siebie i wszystkich członków Gwardii. Miał jednak wątpliwości, czy dyrektor na pewno zasługiwał, by nazwać ich organizację jego nazwiskiem. Czy zrobił wszystko, co mógł by przekonać Ministerstwo, że Voldemort naprawdę powrócił? Według Harry'ego zdecydowanie nie. Tylko mówił. Wydawało mu się to dziwne...czy jeden z najpotężniejszych czarodziejów rzeczywiście nie miał dostatecznych możliwości, by przeforsować swoje racje? Przeczuwał, że coś tu jest nie do końca tak, jak mówił Dumbledore...jakby specjalnie nie podejmował żadnych radykalnych działań. Tak jak teraz Voldemort. Potrząsnął głową odpędzając od siebie te myśli. I tak pewnie długo nie dowie się, co naprawdę się dzieje, jeżeli w ogóle. Wolał zająć swój umysł czymś o wiele przyjemniejszym. W sobotę było wyjście do Hogsmeade i wiedział już, jak chciałby je spędzić. Musiał tylko uprzedzić przyjaciół, zdawał sobie sprawę, że Hermiona będzie zadowolona, ale Ron...
- Słuchajcie...- zaczął ostrożnie, ale w tym momencie przerwała mu Hedwiga. Zrzuciła kopertę przy dziewczynie, uszczypnęła go pieszczotliwie w ucho. Dał jej krakersa i odleciała do sowiarni.
- Później przeczytam, mów dalej, Harry. - powiedziała spokojnie Hermiona chowając list do kieszeni szaty.
- Bo widzicie...chcieliście iść do Hogsmeade jutro, prawda?
- No jasne, Miodowe Królestwo, Zonko, Trzy Miotły. Mam ochotę na duży kufel kremowego piwa. - oświadczył Ron nakładając sobie więcej kurczaka.
- Tylko, że ja...tym razem nie mogę iść z wami. - szepnął Potter. Ron upuścił sztućce.
- Dlaczego? - spytał tępo.
- Bo...chciałbym się z kimś zobaczyć. - mruknął, czując jak palą go policzki.
- Chyba nie z Łapą, co?
- To świetnie, Harry. Zaprosiłeś już ją? - spytała Hermiona rzucając Ronowi zdegustowane spojrzenie.
- Nie...dopiero po kolacji. - odpowiedział cicho, spuszczając wzrok.
- Zaraz, zaraz. Ja o czymś nie wiem? Chyba mi nie powiesz że masz randkę? Niezły dowcip.- zarechotał oblewając się sokiem pomarańczowym.
- Nieważne. - burknął. Nie miał ochoty słuchać komentarzy Rona na temat Luny, szczególnie w Wielkiej Sali, gdzie dużo osób przysłuchiwało się rozmowom tego Pottera. - Straciłem apetyt. - wstał i odszedł od stołu.
- Oj, Ron...ty i twój brak...- przewracając oczami na widok jego zdziwionej miny. - ...szkoda słów...
- Ale o co chodzi? Pierwsze słyszę, żeby Harry...
- Daj już spokój. - syknęła, kręcąc głową z rezygnacją. Weasley wzruszył ramionami i ponownie skoncentrował się na posiłku.
Harry szedł niespiesznie w stronę Wieży Zachodniej, w której znajdował się Pokój Wspólny Ravenclawu. Zamierzał tam poczekać na Lunę. Starał się zebrać myśli. Podejście Rona nie było dla niego wsparciem. Rudzielec miał Krukonkę za wariatkę, która wierzy we wszystko, co drukował jej ojciec w "Żonglerze". Rzeczywiście, niektóre poglądy Luny były dość...zaskakujące, ale właśnie to Harry tak w niej lubił. Nie bała się mieć swojego zdania, nawet jeżeli przez to narażała się na kpiny ze strony innych. Zawsze była bardzo szczera, ale jednocześnie nikogo nie obrażała swoimi wypowiedziami. No i nie traktowała go jak kogoś wyjątkowego. Ani nie miała go za kłamcę, ani za bohatera. Po kilkunastu minutach dostrzegł zbliżającą się drobną dziewczynę z burzą długich blond włosów.
- Hej, Luna! Mógłbym chwilę z tobą porozmawiać? - zawołał do niej.
- Jasne. - odpowiedziała wesoło i podeszła do niego. Na szczęście dla chłopaka, nikogo innego nie było w pobliżu.
- Zastanawiałem się...czy nie miałabyś ochoty iść jutro ze mną do Hogsmeade? - wydukał na wdechu.
- Masz na myśli z tobą, Ronem i Hermioną? Wiesz, on jest całkiem zabawny, ale potrafi też być bardzo przykry. - oznajmiła spokojnie, wciąż delikatnie się uśmiechając.
- No tak. Taki już jest...  Nie, tylko ze mną. - odparł, czując jak z nerwów pocą mu się dłonie.
- Oh. Bardzo chętnie. - rozpromieniła się.
- Super! W takim razie...zobaczymy się przy wyjściu, tak?
- Dobrze.
- No to...nie zatrzymuję cię już...do zobaczenia. - mruknął i również uśmiechnął się do niej.
- Do jutra. - przez moment patrzyli się jeszcze na siebie, potem wyminęła go i skręciła w boczny korytarz, w którym było wejście do jej Pokoju Wspólnego.
Odetchnął z ulgą i w o wiele lepszym nastroju pobiegł do Wieży Gryffindoru. Nie było tak źle. Przynajmniej nie zrobił z siebie idioty. Chyba. 'Na pewno nie ' pomyślał wesoło. Gdyby nie chciała, z pewnością by mu to powiedziała. Skoro się zgodziła, to znaczy, że naprawdę miała ochotę. Mijając różne piętra i korytarze uśmiechał się do portretów. Niesamowite,  jeszcze rano był w podłym nastroju, a teraz...czuł się znakomicie. Stwierdził, że powie Ronowi z kim się umówił. Nawet jego uwagi nie mogły mu teraz zepsuć humoru.
- Już ci lepiej? - spytał Weasley. Siedział w jednym z bardzo licznych foteli obserwując wraz z innymi Gryfonami popisy Freda i George'a, który demonstrowali właśnie jak działają cukierki z ich Bombonierek Lesera.
- Tak. - odpowiedział stanowczo. Dziwne, w Wielkiej Sali nie mógł się zdobyć na głośniejszy ton, a teraz, gdy był już umówiony odzyskał pewność siebie.
- To miło.  - stwierdził.  Fred właśnie połknął zieloną połówkę zielono-niebieskiego cukierka. Jego twarz pokryły ogromne pryszcze, które natychmiast znikły, gdy zjadł połówkę niebieską. - Hermiona poszła już do swojej sypialni. - zerknął na przyjaciela. - Powiesz mi z kim masz tę randkę? - spytał z dziwnym uśmieszkiem.
- Z Luną. - odparł pogodnie.
- Z Pomyluną?! - krzyknął Ronald, tak, że kilka osób spojrzało na nich z ciekawością.
- Nie nazywaj jej tak. - syknął Harry, dając mu sójkę w bok.
- No dobra...ale dlaczego akurat z nią? - spojrzał na niego dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy się dowiedział, że Potter chce mieć korepetycje ze Snape'm.
- Bo ją lubię. - oznajmił przyłączając się do oklasków. Tym razem George pokazywał jak działają Krwotoczki Truskawkowe. Objawy również momentalnie znikły, gdy skonsumował drugą połówkę cukierka.
- Aha. - Ron zrobił minę, jakby zupełnie nie był w stanie pojąć, dlaczego jego przyjaciel lubił taką dziwaczkę, jak Luna, ale nie chciał się już wtrącać. - Fajnie. - dodał bez przekonania. Harry uśmiechnął się jedynie w odpowiedzi.


Hermiona usiadła na łóżku rozrywając kopertę. Wysunęła list i zaczęła czytać.

Kochana Hermiono,
niezmiernie cieszę się, że napisałaś. Oboje z tatą bardzo za tobą tęsknimy. Oczywiście rozumiem, że nie możesz przyjechać do domu. Nauka jest bardzo ważna, a ty jesteś tak zdolna, że wszystkie egzaminy zdasz z najlepszymi ocenami. Jestem tego pewna.
Kochanie, dla mnie nie ma znaczenia w kim się zakochałaś, jedyne czego pragnę, to to byś była szczęśliwa. Nie walcz ze swoimi uczuciami, to nie prowadzi do niczego dobrego. Jeżeli to tylko zauroczenie, nawet nie zauważysz kiedy minie, a jeżeli coś więcej, to naprawdę szkoda twoich nerwów, szczególnie w tak trudnym okresie. Nie buntuj się, nie próbuj zagłuszać czy ignorować swoich uczuć, bo to tylko sprawi, że będziesz się czuła coraz gorzej. Zaakceptuj je, do niczego się nie przymuszaj, postęuj zgodnie z nimi i nie przejmuj się. Przede wszystkim : nie martw się. Jesteś wyjątkowo inteligentną i silną młodą kobietą, jestem dumna, że jesteś moją córką. Ze swoich uczuć czerp siłę. Jeżeli jest to starszy mężczyzna, na pewno nie będzie ci łatwo, ale jeżeli twoje uczucia okażą się stałe, wierzę że w końcu wszystko ułoży się po twojej myśli. Jestem za tobą całym sercem. Kotku, ciebie nie można nie kochać.
Mam dobrą wiadomość! Planujemy pojechać na wakacje do Francji! Pamiętam, że ostatnio, gdy tam byliśmy bardzo ci się  podobało. Oszczędzamy teraz, by spędzić w tym miejscu jak najwięcej czasu.
Pozdrów koniecznie Harry'ego i Rona, no i pogłaszcz ode mnie Krzywołapa.
Tata przesyła buziaki.
Mama
PS: Kocham cię.

Gryfonka złożyła list i schowała go do notesu, a notes do szuflady biurka. Poczuła się, jakby ktoś zdjął z jej barków ogromy ciężar. Wreszcie spokój. 'Mama ma rację' pomyślała.
Weszła do łazienki, stanęła przed lustrem, przekręciła trochę głowę, przyglądając się sobie. W chwili, gdy pogodziła się, z tym, że zależy jej na Severusie, całe przygnębienie zniknęło.
Umyła zęby, przeczesała włosy. Po krótkiej kąpieli przebrała się w pidżamę. Podniosła Krzywołapa z jego ulubionego kąta zabierając go ze sobą do łóżka. Napisała w odpowiedzi krótki liścik, który planowała wysłać następnego dnia z Hogsmeade. Nie chciała już zawracać Harry'emu głowy tego dnia.
Sięgnęła po książkę z zamiarem pogrążenia się w lekturze. Wcześniej jednak zamyśliła się. 'Takich rzeczy się nie planuje...nie wiem, co będzie, ale  na  nie pewno będę ani się opierać, ani bezsensownie analizować tego, co czuję. Postępowanie zgodnie z przeczuciami w tym wypadku naprawdę jest najlepszym wyjściem.' Westchnęła zaczytując się w opisach przeróżnych eliksirów.

Następnego dnia.

Zanim Harry wyszedł z pokoju przez kilka minut zastanawiał się, jaką koszulę ubrać. W końcu zdecydował się na ciemnozieloną, która ładnie współgrała z jego oczami. W sumie, spod płaszcza i tak nie było jej widać, ale być może pójdą  do którejś kawiarni, albo pubu. Na pewno nie do Trzech Mioteł, za dużo tam było osób ze szkoły, a nie miał ochoty być obserwowanym. Mimo kolejnych nocnych koszmarów, miał dobry humor. Dobiegał korytarzem do jednych drzwi, które prowadziły do sali z kamiennymi formacjami, ale z tamtej sali nie mógł już wybiec. Teraz jednak nie myślał o tym.
Czekał na Lunę przed zamkiem. Pogodna była wprost idealna na spacer. Słońca nie zasłaniała ani jedna chmura, a śnieg, który obficie spadł w nocy sprawiał wrażenie białego puchu mieniącego się w promykach tysiącem kolorów. Ośnieżone błonia wyglądały wyjątkowo pięknie. 
Spod fioletowej kurtki Luny widać było niebieskie rajstopy i czarną spódniczkę, a na głowie miała wielokolorową czapkę z małymi pomponami. W uszach nieodłączne kolczyki z czegoś, co ponoć było sterowalną śliwką, cokolwiek by to miało znaczyć. Harry uśmiechnął się  na sam jej widok.
Wybrali nieco dłuższą, bo biegnącą przez polany drogę do miasteczka, zamiast głównej drogi, na której tłoczyli się prawie wszyscy uczniowie od trzeciej klasy wzwyż. 
- Pewnie nie możesz się już doczekać przerwy? - spytała po chwili rozmowy poświęconej pogodzie.
- Tak...wreszcie będzie trochę wolnego. A ty wracasz do domu? 
- Zostaję w zamku. Tata wyjeżdża do Szwecji szukać chrapaków krętorogich. - oświadczyła wesoło.
- Mam nadzieję, że znajdzie. 
- To bardzo trudne, dlatego ludzie wciąż nie chcą uwierzyć w ich istnienie.
Przez pozostałą drogę wymieniali poglądy na temat przedmiotów szkolnych. Ku zdziwieniu Harry'ego ulubionymi lekcjami Luny były Eliksiry.
- Może wejdziemy do środka, co? - zaproponował pocierając zmarznięte dłonie. Z nerwów zapomniał o rękawiczkach. Przytaknęła. Weszli do niewielkiej kawiarni, w której oprócz nich było tylko kilka par zbyt zajętych sobą by ich dostrzec. Usiedli przy stoliku w kącie. 
- Co podać? - zapytała kelnerka. Harry spojrzał pytająco na Lunę.
- Piwo kremowe poproszę. - powiedziała.
- Dwa razy. I jeszcze kawę. - dodał Harry wyjmując z kieszeni momenty od razu płacąc. Dziewczyna wróciła po chwili z dwoma kufelkami i filiżanką.
- To bardzo miłe z twojej strony, że mnie zaprosiłeś. - oświadczyła. - Zwykle inni nawet niechętnie ze mną rozmawiają.
- Po prostu...nie doceniają cię. - odparł od razu. Słodząc kawę, tylko po to, by zrobić coś z dłońmi. Pierwszy raz był świadkiem, gdy zabrakło jej słów, wydawała się zupełnie zaskoczona jego słowami. Na jej blade policzki wpłynął delikatny rumieniec.
- Nie musisz się przymuszać, Harry...- odezwała się po chwili. - ...wiem, co mówią o mnie w szkole.
- Ale ja nie myślę o tobie tak jak inni. - zaprzeczył i zdobył się, by spojrzeć jej w oczy. - Po prostu ci zazdroszczą, tego, że nie przejmujesz się niczyją opinią i zawsze jesteś sobą...Luna...ja...naprawdę cie lubię. 
- Cieszę się, że tak uważasz. - stwierdziła wesoło, upijając łyk piwa kremowego. 
Odprężył się nieco, chciał zacząć temat GD, który wydał mu się całkiem dobry, ale Luna powstrzymała go, gestem wskazując na innych uczniów w kawiarni. Ostrożności nigdy zbyt wiele.
- Pomagają ci te korepetycje z profesorem Snape'm? - zapytała, zamiast tego.
- Bardzo, w sumie to...nie spodziewałem się, że w ogóle zgodzi się mi pomóc. Jakoś tak...więcej i szybciej rozumiem, gdy tam z nim siedzę, może to przez presję, że za brak efektów rzuci na mnie jakąś klątwę? - zażartował. Roześmiała się. - Wiesz już, co chcesz robić po ukończeniu szkoły? 
- Może będę pomagać tacie w "Żonglerze"? - odparła rozmarzonym tonem. - Tak właściwie to...myślałam o tym, że jest ci na pewno bardzo ciężko z tym, że ludzie nie wierzą w to, co wydarzyło się w czerwcu...i  wpadłam na pomysł, czy nie chciałbyś może udzielić wywiadu? - spytała przyciszonym głosem.
- Wywiadu?
- Tak, mógłbyś opowiedzieć wszystko dokładnie tak, jak było, bez żadnego przekręcania, jak to robią w "Proroku". "Żongler" chętnie to wydrukuje. Tylko musielibyśmy się rozejrzeć za dziennikarzem, który by go przeprowadził, bo tato nigdy nie płaci ludziom za pisanie do jego gazety.
- Wow. - mruknął Harry - Dziękuję, ja...to chyba dobry pomysł, ale muszę go przemyśleć...
- Oczywiście, to tylko propozycja. - przytaknęła się ze zrozumieniem.
Dwie godziny później opuścili kawiarnię kierując się z powrotem do zamku. Mogli swobodnie porozmawiać i pośmiać się z Umbridge i z tego, jak robili dokładnie to, czego ona i Knot najbardziej się obawiali. Harry'emu zupełnie nie przeszkadzały dziwaczne teorie Luny, jakoby Korneliusz Knot zjadał gobliny i posiadał armię heliopatów. Kimkolwiek by nie byli.
Czuł lekki żal, gdy odprowadzał Lunę pod Wieżę Zachodnią.
- Luna...czy spotkałabyś się ze mną jeszcze, niekoniecznie w Hogsmeade, ale tak po prostu...? - spytał, czując się jak ostatni kretyn. Dlaczego nie umiał wybrać jakichś lepszych słów? Dziewczyna jednak uśmiechnęła szeroko.
-  Z przyjemnością.
- Świetnie. - tym razem nie powstrzymywał się przed objęciem jej.

Hermiona  pomachała Harry'emu, kiedy zauważyła, że wchodzi do Pokoju Wspólnego przez dziurę pod portretem. Uśmiechnął się usiadł obok niej na sofie.
- Nie byłaś w Hogsmeade z Ronem? 
- Oh, byłam, ale...mam ciekawsze zajęcia niż oglądanie popisów Freda i George'a. Ron został z nimi. - odparła wzruszając ramionami.  - Czy Snape mówił ci, kiedy masz ją oddać? - zapytała unosząc książkę, którą Snape pożyczył Harry'emu.
- Nie. To chyba pożyczka długoterminowa. 
- No to opowiadaj! Jak było? - odłożyła wolumin i popatrzyła na niego z zaciekawieniem.
- Bardzo fajnie. - odparł i opowiedział jej o propozycji Luny. - Tylko skąd weźmiemy dziennikarza?
- To nie będzie, aż takim problemem. - oznajmiła z tajemniczym uśmiechem. Wyczuł, że ma jakiś plan, w który na razie nie chciał wnikać.

Tydzień później. Północ.

Harry obudził się z krzykiem. Nie mógł zignorować tego, co właśnie zobaczył. To nie był sen. Po raz kolejny w jakiś sposób odwiedził świadomość Voldemorta. W panice wstał i bardzo szybko się ubrał. Zabrał różdżkę, pelerynę niewidkę i wybiegł z pokoju.
- Ron! Ron obudź się! - zawołał dobijając się do sypialni przyjaciela. Po kilku minutach, usłyszał głośny jęk, drzwi otworzyły się, stanął w nich w zaspany rudzielec.
- Harry? Co się dzieje? - ziewnął potężnie.
- Ubieraj się! Syriusz jest w niebezpieczeństwie!
- Co? 
- Widziałem jak on torturuje go za tym, korytarzem, który śni mi się od miesięcy. Ale to nie sen, to się dzieje naprawdę! A Dumbledore przecież, wyjechał na zebranie Najwyższej Rady Czarodziejów, z której chcieli go wykluczyć! Proszę, pospiesz się!
- Aha, jasne. - mruknął, wciąż nieprzytomnym głosem, naciągając spodnie, nawet nie zdejmując pidżamy.
Harry pobiegł w kierunku korytarza z sypialniami dziewczyn z piątego roku. Nie mógł wejść, ale pokój Hermiony, na szczęście był blisko. Krzyknął jej imię kilkukrotnie. Szybko wyszła wytrzeszczając na niego oczy, nie była jeszcze nawet przebrana do snu.
- Harry? Co się stało? - spytała. - Czemu krzyczysz?
- Musimy uratować Syriusza! Voldemort właśnie w tej chwili torturuje go w Departamencie Tajemnic. - oświadczył.
- Ale..- zaczęła, on jednak nie słuchał jej. Od razu rzucił się do wyjścia. - Harry! Poczekaj jedną chwilę. - złapała go za ramię, kiedy razem z Ronem, przeszli za nim przez dziurę pod portretem.
- Nie możemy czekać! On w każdej chwili może zginąć! - wrzasnął.
Daniel Sauvage, który tego dnia patrolował korytarze, zatrzymał się przy zakręcie, uważnie przysłuchując się.
- Jeszcze raz, od początku. - powiedziała, próbując go o uspokoić. - Może to był po prostu sen, Harry?
- Hermiono, sama mówiłaś, że to nie są zwykłe sny! To się dzieje naprawdę, właśnie teraz. Musimy jak najszybciej dostać się do Londynu!
- Jak? Na miotłach? - odezwał się Ron. 
- Nie...za długo...użyjemy testrali, tych, które pokazywał nam Hagrid. Pamiętacie? Mówił, że mogą nas zabrać  dokądkolwiek.
- Ty je widzisz, ale ja i Hermiona  mamy lecieć na czymś, czego nawet...
- Harry, a nie uważasz, że powinniśmy najpierw sprawdzić, czy to na pewno nie był po prostu sen? - przerwała mu dziewczyna.
- Nie mamy takiej możliwości! Ministerstwo kontroluje wszystkie kominki, Dumbledore wróci dopiero za kilka godzin! - wrzasnął, czym zirytował portrety wiszące na ścianach. Ron i Hermiona popatrzyli na niego bezradnie. 'Oni nic nie rozumieją' pomyślał chłopak. - Posłuchajcie,on jest moją jedyną rodziną, nie mogę ryzykować, że coś mu się stanie!
- Ale, posłuchaj sam siebie, Harry. Voldemort w Ministerstwie? I nikt by go nie zauważył? 
- Zrozum, że ja nie mogę...nie mogę czekać i zastanawiać się czy to prawda czy nie! Jeżeli okaże się, że nie, to trudno, poniosę wszystkie konsekwencje! - zamilkli. - Dobra, nie musicie iść ze mną. - krzyknął i zbiegł schodami w dół. Ron i Hermiona wymienili krótkie spojrzenia i ruszyli za nim.
Daniel pobiegł najszybciej, jak mógł do lochów. Kiedy wpadł do gabinetu przyjaciela, ten zajęty był sprawdzaniem esejów.
- Dan? 
- Skontaktuj się jak najszybciej z Syriuszem. - wydyszał.
- Ale co...?
- Sev, po prostu zrób to, sprawdź czy on jest w swoim domu.
Snape wrzucił trochę proszku fiuu do kominka i podał nazwę domu Black'a.
- Smarkerus? Czego ode mnie chcesz o tej porze? - burknął Syriusz, którego głowa pojawiła się w zielonych płomieniach.
- Proszę bardzo, teraz mi powiesz co się dzieje? -  Snape odezwał się do Sauvage'a.
- Harry miał sen, w którym Tom torturował Black'a w Departamencie Tajemnic. Teraz jest przekonany, że to prawda, chcą z Ronem i Hermioną użyć testrali, żeby dostać się do Ministerstwa. Wiedzą, że dyrektor wróci dopiero za kilka godzin.
- Co takiego?! - wrzasnął Syriusz.
- Oh, cicho psie, to już nie twoja sprawa. - warknął Severus. Razem z Danielem wybiegli z gabinetu.
'Mylisz się, Snape. To właśnie jest moja sprawa' pomyślał Syriusz szybko opuszczając kuchnię swojego domu.


*troszkę zmodyfikowany cytaty z piosenki "WOW" M.Mansona, którego po prostu kocham :)