6.08.2012

11.
Crying game

W gabinecie dyrektora, naprzeciwko siebie siedzieli dwaj mężczyźni. Pomiędzy nimi, na stole, leżał ładny, czerwony kamyk. Albus Dumbledore wpatrywał się z zachwytem w feniksa, stojącego na żerdzi tuż obok. Sprawiał wrażenie zadowolonego.
- Dobrze, Nickolasie...przechowam w szkole twój drogocenny Kamień. - powiedział odwracając się w stronę Flamela. - Przyznam ci, że trochę się dziwię...Daniel Sauvage ani trochę nie obawia się o swój...chyba, że jest tak dobrym aktorem...
- Daniel jest bez wątpienia najpotężniejszym czarodziejem...może się czuć beztrosko. - odparł kwaśno mężczyzna krzywiąc się.
- Czy z tobą też się przyjaźnił kiedy się u niego uczyłeś? - spytał profesor uważnie obserwując gościa.
- A, skąd. - prychnął - Przez kilka miesięcy musiałem go błagać, żeby w ogóle mnie uczył, a później sprawiał wrażenie, że żałował, że się zgodził...Nie lubi mnie, chociaż nie wiem właściwie dlaczego, prawie wcale ze mną nie rozmawiał...nie licząc nauki...Czemu pytasz?
- Zastanawia mnie pewna kwestia...z jakiego powodu jest tak lojalny w stosunku do Snape'a...?
- Tego szpiega-śmierciożercy? - Flamel zmrużył oczy, jakby próbował sobie coś przypomnieć - Zrobił furorę wśród Mistrzów...słyszałem, że nie był w stanie na własnych nogach wejść do sali egzaminacyjnej, a napisał test najlepiej spośród wszystkich którzy go kiedykolwiek pisali...
- Jak to? 
- Podobno wyglądał okropnie i był cały we krwi...a popisał się większą wiedzą od tej, którą mają oni wszyscy, oprócz Sauvage'a, razem wzięci. - westchnął - Mam dziwne wrażenie, że Daniel nauczył go o wiele, wiele więcej niż mnie. - znów prychnął, jak potrząsnął głową jakby chciał odgonić natrętną muchę. - Czytałeś, Albusie, wywiad z nim, który ukazał się dzisiaj w Proroku? On jest zabawny, miły i tak dalej, ale potrafi być też wredny, oschły i bezwzględny...tylko, nie daje tego po sobie poznać...
- Myślisz, że przyłączyłby się do Voldemorta? - spytał poważnie Dumbledore. 'Wtedy to byłby już koniec.' dodał w myślach.
- Oh, nie sądzę, on poważnie traktuje to swoje 'nie wtrącanie się'...ale wiem, że z jakiegoś powodu go szanuje...
'To będzie bardzo interesujący rok.' pomyślał dyrektor.

1 września 1991r.

Wielką Salę oświetlały tysiące świec unoszących się w powietrzu ponad długimi, pięcioma stołami, zaczarowane sklepienie wyglądało jak niebo nocą. Severus poczuł lekkie przyspieszenie rytmu serca, kiedy dostrzegł w tłumie czekających na przydział pierwszaków, Harry'ego. Wyglądał na podenerwowanego i zaciekawionego jednocześnie. Siedzący po jego prawej stronie Daniel wpatrywał się niecierpliwie w pusty talerz, za to nowy nauczyciel obrony przed czarną magią, Quirrell, z lewej strony, sprawiał wrażenie bardziej przestraszonego niż dzieci. Snape nie potrafił określić dlaczego, ale od razu wyczuł, że to tylko gra. 
- Błagam, szybciej. - jęknął Sauvage, kiedy Tiara skończyła swoją piosenkę i zaczęła się Ceremonia Przydziału.
Severus nie czuł się zbyt komfortowo, z myślą, że będzie musiał robić wszystko, by jego własny syn go znienawidził, ale nie miał wyjścia.
- Potter Harry! - zawołała profesor McGonagall, gdy zostało jeszcze około trzydziestu osób czekających na przydział. Kiedy chłopiec założył Tiarę na głowę, zjechała mu na oczy, zatrzymując się na uszach. Daniel syknął, zniesmaczony...w końcu on nie potrzebował kontaktu wzrokowego, by używać leglimencji.
- Gryffindor! - wykrzyknął kapelusz, chłopiec pobiegł do stołu Gryfonów, którzy zaczęli skandować : 'Mamy Pottera!'.
 Severus poczuł się, jakby ktoś go mocno kopnął w brzuch. Zauważył, że Dumbledore uważnie go obserwuje, jakby z jakiegoś powodu chciał zobaczyć jego reakcję. Oczywiście, nie dał po sobie poznać, że poczuł się osobiście obrażony. Zerknął na Daniela, który wyglądał jakby właśnie przełknął cytrynę, co nie było częstym widokiem.
- Poprosił ją  o to...poprosił, żeby nie przydzielała go do Slytherinu... - wydukał cicho do Snape'a.
- To wiele ułatwia. - odparł bez emocji.
Powstał Albus Dumbledore. Rozłożył szeroko ramiona, jego twarz jaśniała, a oczy błyszczały, wyglądał jakby nic nie mogło go tak cieszyć, jak widok uczniów.
- Witajcie! - zawołał. - W nowym roku szkolnym w Hogwarcie! Zacznijmy więc biesiadę!
Rozległy się oklaski i wiwaty, a półmiski wypełniły się przeróżnymi potrawami. Daniel potarł z zapałem dłonie i wręcz rzucił się na jedzenie, jak wygłodniały zwierz. Severus nie był głodny, właściwie to było mu niedobrze. Odłożył sztućce i skrzyżował ramiona. Poczuł się obserwowany, rozejrzał się wokół w końcu kierując spojrzenie na Harry'ego, który też na niego patrzył. Skrzywił się i potarł bliznę na czole, jakby go zabolała. Severus szybko odwrócił wzrok.
- Percy, kim jest ten nauczyciel obok Quirrella? - spytał Harry brata Rona Weasley'a, prefekta Gryffindoru.
- To profesor Snape...uczy Eliksirów....ale mówią, że uwielbia też Czarną Magię. Jest wymagający i nieprzyjazny, a ten uśmiechnięty koło niego to profesor Sauvage, uczy Historii, jest naprawdę świetny.
Harry jeszcze przez jakiś czas przyglądał się czarnowłosemu mężczyźnie z dziwnym uczuciem, ale ten już na niego nie spojrzał. Kiedy zniknęły wszystkie desery ponownie przemówił dyrektor.
- Jeszcze tylko kilka słów... Mam nadzieje, ze wszyscy już się najedli i napili. Pierwszoroczni niech wiedzą, że wstęp do lasu, który leży na kraju terenu szkoły jest zabroniony. Kilkoro starszych uczniów, również powinno o tym pamiętać. - w tym momencie spojrzał na rudowłosych bliźniaków, którzy zachichotali. - Pomiędzy lekcjami, na korytarzach nie wolno używać czarów. Sprawdziany do drużyn quidditcha rozpoczną się w drugim tygodniu  semestru. Każdy zainteresowany niech zgłosi się do pani Hooch. I ostatnia uwaga. W tym roku wstęp na trzecie piętro jest surowo zakazany, chyba że ktoś chce umrzeć w straszliwych mękach. - przerwał na moment, w ciągu którego panowała całkowita cisza - No, a teraz do łóżek! 
Kiedy większość uczniów już wyszła, powiedział jeszcze, że chce  porozmawiać z profesor McGonagall, Sprout, z profesorem Flitwickiem, Sauvage'm, Quirrellem i  Snape'm.
- Przepraszam, że zatrzymuje was o tak później porze. - powiedział kiedy zostali sami - Zdecydowałem, że ukryjemy Kamień na trzecim piętrze, czy wymyśliliście już sposoby na ochronienie go?
Severus spojrzał pytająco na Daniela, ten wzruszył tylko ramionami z głupią miną. Dyrektor zauważył to.
- Danielu, Severusie, nie powiadomiłem was wcześniej, bo przyjechaliście dopiero dzisiaj rano...mój przyjaciel, Nickolas Flamel prosił mnie, bym ukrył w zamku jego Kamień Filozoficzny, ponieważ boi się, że ten zostanie mu skradziony.
- Ale, przecież...aua. - zaczął Snape, który chciał powiedzieć, że nawet jeżeli ktoś ukradnie Kamień, to i tak nic z tego nie będzie miał, ale Dan nadepnął mu na nogę i pokręcił ledwo dostrzegalnie głową. 
- Tak, wszyscy już wiemy, co robić, czekamy jedynie na was. - powiedziała Minerva patrząc na Snape'a i Sauvage'a.
- Świetnie, proszę was bardzo by dzisiaj ta sprawa została załatwiona, idźcie już na trzecie piętro, a ja ustalę wszystko z Severusem i Danielem, ich ochrony są i tak na końcu. - czwórka nauczycieli wyszła, tak, że w gabinecie zostali we trójkę. - Liczę na waszą wiedzę przedmiotową....Severusie, coś związanego z eliksirami...Danielu...
- Czekaj, już wiem! - przerwał mu Sauvage - Będę tam cały czas stał, a jak przyjdzie złodziej, to zacznę mu wykładać historię, aż w końcu zaśnie z nudów! Genialne! - zawołał. Severus z całych sił starał się oprzeć pokusie roześmiania się.
- Właściwie to...od ciebie oczekiwałem czegoś innego...- odparł dyrektor, nieco zmieszany. - W każdym razie, proszę żebyście najpóźniej jutro wieczorem podali mi te sposoby....A! - przypomniał coś sobie.- Wasze plany. - dodał i podał im dwie tabelki.
- Dlaczego moja pierwsza lekcja jest zawsze ze Ślizgonami i Gryfonami z pierwszej klasy? - spytał Snape z udawanym zainteresowaniem.
- To taka ładna tradycja...- stwierdził profesor i popatrzył na niego znacząco - Dobranoc!
- Czemu nie powiedziałeś Flamelowi, że Kamień daje korzyści jedynie jego wytwórcy? - spytał Severus kiedy sami przechodzili koło wejścia do lochów.
- To tajemnica! Powiedziałem tylko tobie...- szepnął w odpowiedzi - A Drops też nie powinien wiedzieć zbyt wiele... ja bardzo drogo zapłaciłem za tę wiedzę... Niezły psikus, nie? - zachichotał - Haha..będą się trząść o ten Kamień..hahah..., a jeżeli ktoś...hahah...go jednak...haha...wykradnie to...ahhaha...dostanie figę z makiem! - zginął się wpół ze śmiechu.
- Ty naprawdę pasujesz do Slytherinu. - powiedział powoli Snape.
- Właśnie powiedziałeś coś miłego. Jesteś chory? - przestał się śmiać i spojrzał na przyjaciela z niepokojem.
- Dobranoc! - syknął Severus przewracając oczami.


2 września 1991r.

Severus Snape zwykle lubił pierwsze lekcje z pierwszymi klasami, kiedy to dzieci pod wpływem jego krótkiej, corocznej przemowy wpatrywały się w niego z lękiem, tym razem jednak miał obawy. Już teraz mierziła go myśl, o tym, że musi być wredny i oschły do Harry'ego, bardziej niż w stosunku do kogokolwiek innego, a rok przecież dopiero się zaczął. Nie poszedł na śniadanie, czując, że i tak nic by nie przełknął. Przed wejściem do sali lekcyjnej, w której słychać było podniecone szepty czterdziestu kilku osób, kilka razy odetchnął głęboko i przybrał jeden z najbardziej drwiących uśmieszków, na jakie go było stać. Jak zwykle, wchodząc zamknął za sobą drzwi z donośnym trzaskiem i przeszedł szybko za katedrę. Kiedy tylko wszedł wszyscy umilkli, tak że zapanowała głucha cisza. Zaczął od odczytania listy uczniów.
- Ach, Harry Potter...nasza nowa gwiazda...- powiedział cicho, kilku Ślizgonów, z Draco Malfoy'em na czele, zachichotało, zignorował ich jednak. Gdy skończył, omiótł wrogim wzrokiem klasę. - Jesteście tutaj, by nauczyć się bardzo ścisłej i subtelnej sztuki przyrządzania eliksirów, która wymaga dużych nakładów pracy i maksymalnej koncentracji, chwila nieuwagi może się kończyć tragicznie...dla was. - Harry i Ron wymienili spojrzenia. - Tych, którzy mają chociaż odrobinę zdolności i będą systematycznie pracować, mogę  nauczyć jak uwarzyć chwałę, zamknąć w butelce szczęście, powstrzymać śmierć i jak posiąść ogromną moc, która płynie z prawidłowego przygotowania substancji oraz płynące z niej...korzyści. - zrobił krótką przerwę napawając się widokiem przestraszonych uczniów. Co roku wygłasza podobną mowę, a ona i tak zawsze robi wrażenie - Przypuszczam jednak, że jesteście tylko bandą matołków, jakich zwykle muszę nauczać.
Znów zapanowała cisza, Hermiona Granger wyprostowała się na swoim krześle, prawie się z niego zsuwając  i zadarła wysoko podbródek, sprawiając wrażenie osoby, która zrobi wszystko, by udowodnić, że nie jest matołkiem.
- Potter - mimo, iż Snape mówił bardzo cicho, słyszeli idealnie każde słowo.  - Co otrzymam jeżeli połączę nalewkę z piołunu ze sproszkowanym korzeniem asfodelusa? -  Harry drgnął i zerknął na Rona, ale on też miał minę, jakby nie zrozumiał ani słowa.
- Nie wiem, panie profesorze. - odpowiedział, a Severus uśmiechnął się kpiąco i zlekceważył Hermionę, która uniosła wysoko rękę, pragnąc odpowiedzieć na pytanie.
- Może inaczej, skąd weźmiesz beozar, Potter? - Harry wytrzeszczył na niego oczy, zastanawiając się co to u licha jest beaozar.
-Nie wiem, panie profesorze. - powtórzył spuszczając nieco głowę, gdy usłyszał stłumione śmiechy Ślizgonów.
- Najwyraźniej, Potter, uznałeś, że taka znakomitość jak ty, nie musi się fatygować zaglądaniem do podręcznika, przed przyjazdem tutaj. - warknął i zerknął na chłopca z niechęcią. Poczuł jednak dziwne ukłucie, kiedy Harry  spojrzał mu prosto w oczy. Hermiona pomachała ręką, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. - A może powiesz mi, jaka jest różnica pomiędzy mordownikiem a akonitem i co daje połączenie krwi wili z Wywarem Eskiego ? - 'Różnica pomiędzy czym a czym? Krwi czego? Wywarem kogo?' pomyślał Harry bezradnie kręcąc głową , Hermiona wstała.
- Nie wiem, ale wie Hermiona, więc dlaczego pan jej nie zapyta? - odparł nieco zirytowany. Oczywiście, że przejrzał podręczniki, ale czy ten nauczyciel naprawdę oczekiwał, że zapamięta każde słowo z książki? Po sali potoczyły się stłumione śmiechy. Severus poprawił sobie peleryną i energicznie podszedł do ławki, przy której siedział jego syn i przysunął sobie krzesło żeby usiąść tuż przed nim.
- Siadaj! - syknął w stronę Hermiony. - Słuchaj więc, Potter. Sproszkowany korzeń asfodelusa i piołun dają wywar usypiający o tak wielkiej mocy, że nazywany jest Wywarem Żywej Śmierci. Beozar tworzy się w żołądku kozy, jest to kamień, który chroni przed wieloma truciznami. Mordownik i akonit to ta sama roślina, znana jeszcze pod nazwą tojadu żółtego. Natomiast jeżeli dodasz trochę krwi wili do Wywaru Eskiego otrzymasz Eliksir Uspokajający. - mówił to bardzo szybko, patrząc wprost w zielone oczy Harry'ego. Nie doszukał się w nim jakiegoś wyraźnego podobieństwa do siebie, ale zauważył, że mają takie same usta i kształt oczu.  - Dlaczego...tego...nie...zapisujecie? - dodał, o wiele wolniej. Zrobił się ruch, wszyscy oprócz Harry'ego, który wciąż mierzył Snape'a, sięgnęli po zeszyty i pióra. - Przez twoje niedoinformowanie Gryffindor traci dziesięć punktów. - wstał i wrócił na swoje miejsce, za katedrą. Potter chciał zaprotestować, ale Ron szturchnął go kręcąc głową.
- Nie prowokuj go...bracia mówili, że potrafi być bardzo przykry. - szepnął ostrzegawczo.
Wczoraj Harry nie wiedział, co może oznaczać dziwne przeczucie, które poczuł przy uczcie patrząc na Snape'a, ale teraz było dla niego jasne, że z jakiegoś powodu ten mężczyzna go nienawidzi.
- Tu - powiedział Snape, wskazując na tablicę, na której natychmiast pojawiły się instrukcje - jest przepis, na eliksir obniżający gorączkę. Macie godzinę.
Przechadzał się po lochu, złowrogo łopocząc swoją długą peleryną, krytykując ich za krzywe krojenie ingrediencji i nieuważne wrzucanie ich do kociołków, jedynie Ślizgonom oszczędzając nieprzyjemnych uwag.
Hermiona skończyła jako pierwsza i wyprostowała się, dumnie patrząc na Snape'a i  oczekując pochwały, kiedy  do niej podszedł, skrzywił się tylko. Nie mogąc się do niczego przyczepić przeszedł dalej. W pewnym momencie loch wypełniła szara para wydostająca się z kociołka Neville'a Longobottoma, który na dodatek wylał całą zawartość na siebie. Zaczął szlochać, bo jego dłonie pokryły się bolesnymi ranami. Severus stanął przed nim z miną kata, który nie mógł się doczekać dokonania wyroku na swojej ofierze.
- Cudowny popis bezmyślności, Longbottom. - stwierdził chłodno. - Nie umiesz czytać, że dolałeś o dwieście mililitrów za dużo wywaru z kroplika? Weasley, zaprowadź go do skrzydła szpitalnego... Potter! - kiedy wyszli, zawołał nagle do Harry'ego, którego kociołek znajdował się obok tego, który należał do Nevilla'a. - Dlaczego go nie powstrzymałeś? Sądziłeś, że coś zyskasz na jego porażce? Gryffindor traci pięć punktów.
Harry zacisnął pięści ze złości, nawet nie wiedział jak zareagować na tak okropną niesprawiedliwość. Severus spojrzał na niego tryumfalnie i gdy chwilę później zabrzmiał dzwonek, obwieścił koniec zajęć. Jego plan, by wywrzeć na chłopcu jak najgorsze wrażenie całkowicie się powiódł. Gryfoni, w o wiele bardziej ponurych nastrojach niż Ślizgoni, poszli na drugą lekcję, którą tego dnia była Historia. Harry słyszał już, że profesor Sauvage, który naucza tego przedmiotu, jest przyjacielem Snape'a. Zastanawiał się jak taki wredny typ mógł się z kimkolwiek zaprzyjaźnić...no, chyba, że trafił swój na swego. W związku z tym spodziewał się kolejnych nieprzyjemnych godzin. Ale tu czekała go niespodzianka. Gdy wchodzili do sali, Sauvage już tam był. Okazał się całkowitym przeciwieństwem nietoperza z lochów. Roześmiał się, gdy na jego pytanie, czemu mają takie smętne miny, odpowiedzieli, że właśnie skończyli lekcję Eliksirów.
- No tak...wiedźcie, że profesor Snape ma jeszcze gorszy charakter, niż wygląda. - tym stwierdzeniem to on doprowadził ich do śmiechu.
- A to w ogóle wykonalne? - spytał Ron, a Daniel uśmiechnął się do niego wesoło.
- Niestety tak, panie Weasley. No, ale rozchmurzcie się, bo ja nie będę was tak katował. Być może uważacie, że Historia, to nudny przedmiot, ale ja zrobię wszystko byście tak nie uważali. Jeżeli ktoś ładnie napisze sumy, to będzie mógł brać udział w wyjazdach zagranicznych, jakie organizuje oddzielnie dla szóstej i siódmej klasy. Do tego czasu jednak przede wszystkim musicie robić notatki, z tego co będę wam opowiadał i radzę nie spać, panie Finnigan - zwrócił się do Seamusa, który położył głowę na ławce - bo wielu z tych rzeczy, nie znajdziecie w podręcznikach....- zrobił krótką przerwę, obszedł swoje biurko i usiadł na nim po turecku - Jak wiecie, dziś na świecie żyje wiele milionów czarodziejów. W czasach prehistorycznych, kiedy  nie posługiwali się jeszcze różdżkami, używali magii w sposób niekontrolowany, co często kończyło się niezbyt przyjemnie...wraz z upływem czasu, kiedy już zauważyli, że  różnią się od innych zaczęli się izolować, coraz bardziej panując nad swoimi zdolnościami mogli wykorzystywać je przeciwko mugolom....- kiedy jego wykład zakończył dzwonek, wygonił ich z klasy machnięciem dłoni, ale opuszczali ją o wiele mniej chętnie niż loch. Harry musiał przyznać, że ta lekcja była zdecydowanie bardziej przyjemna od poprzedniej.

Wieczorem
- No i jak? Wymyśliłeś coś? - spytał Severus Daniela, kiedy obaj siedzieli w jego gabinecie, za chwilę mieli udać się do dyrektora.
- Myślałem o tym lustrze, gdzie je zabrałeś? - odparł pogodnie Dan bawiąc się słoikiem pełnym czegoś, co wyglądało jak mysie ogony.
- Jest w mojej sypialni, pod peleryną niewidką, przy oknie. - powiedział i rozprostował pergamin na którym przed chwilą przestał pisać i podał go Sauvage'owi.

 (frag. "Harry Potter i Kamień Filozoficzny")
"Groza czyha za wami, a szczęście przed wami,
Dwie z nas wam pomogą, żadna nie omami,
Jedna z siedmiu pozwoli pójść dalej przed siebie,
Inna pozwoli wrócić temu, który jest w potrzebie,
Dwie z nas kryją zacne wino pokrzywowe,
Trzy truciznę wsączą w serce oraz głowę,
Wybieraj, jeśli nie chce cierpieć tutaj wiecznie,
Oto cztery wskazówki, jak przeżyć bezpiecznie:
Pierwsza : jakkolwiek chytrze trucizna się skrywa,
Jest zawsze z lewej strony tego, co dała pokrzywa;
Druga : różną mają zawartość butelki ostatnie,
Lecz jeśli chcesz iść naprzód, nie pij płynu z żadnej;
Trzecia: różne mają flaszki kształty i wymiary,
Lecz najmniejsza i największa kryją dobre czary;
Czwarta: obie drugie od końca smak podobny mają,
Choć wyglądem całkiem się nie przypominają."

 - Logika, łatwe. - oznajmił przeczytawszy tekst.
- Wymyśl coś trudniejszego, mądralo. - syknął Snape wkładając do torby siedem różnych butelek. Wyrwał mu kartkę z rąk i ją również schował do środka.
- Jeżeli chciałeś żeby cie - chrząknął - nie lubił, to myślę, że już dzisiaj osiągnąłeś cel. - mówił Dan, kiedy szli długim i ciemny korytarzem kierując się do gabinetu Dumbledore'a.
- Ciebie pewnie polubił, co? - spytał drwiąco.
- Mnie wszyscy lubią! - zawołał radośnie. - No...z wyjątkiem ciebie. - szturchnął go lekko, na co Sev spojrzał wymownie w sufit.
- Nie, skądże znowu...- powiedział z wyczuwalną ironią. - Dan, przecież, wiesz, że on wróci i wtedy...
- Cicho, wiem..., ale to bardzo smutne. - westchnął - Łaskoczące Łakotki. - podał hasło.
- Może dać ci chusteczkę na otarcie łez? - zadrwił Severus, kiedy wchodzili do środka, Sauvage zignorował tę odzywkę.
- Dumbledore, mam do dyspozycji  lustro, w którym można by ukryć kamyk, ono pokazuje patrzącemu nie odbicie, tylko to czego najbardziej pragnie - powiedział do dyrektora podchodząc do jego biurka, zerknął z niepokojem na Severusa - jego serce...więc, jeżeli ktoś będzie chciał go wykraść, zobaczy siebie z nim w dłoni lub wytwarzającego Eliksir Życia.
- Świetnie! - klasnął w dłonie dyrektor. - Czy mógłbyś...?
- Tak, niedługo wrócę. - powiedział Daniel i pospiesznie wyszedł z sali.
Severus wyjął powoli wszystkie butelki układając je na blacie w określonej kolejności. Dyrektor obserwował go uważnie z lekkim rozbawieniem, myślał nad tym, że on nawet nie zdaje sobie sprawy, jak wiele Albus wie na jego temat...ale czas, na wykorzystanie tej wiedzy jeszcze nie nadszedł.
- Siedem różnych butelek, w tych dwóch jest wino - za każdym razem wskazywał różdżką odpowiednie - w tych trucizna, ta przeprowadzi dalej, a ta pozwoli wrócić. 
- Znakomicie, naprawdę jestem pod wrażeniem. - rzekł spokojnie Dumbledore. Snape chciał już wyjść, ale dyrektor jeszcze nie skończył. - Jak ci się podoba Harry, Severusie? - drgnął, zaskoczony.
- Dlaczego mnie o to pytasz? Nie mam z nim nic wspólnego,a na pierwszych zajęciach nie popisał się wiedzą. - odparł ostrożnie.
- Oczywiście jest trochę przestraszony, dopiero się dowiedział, że jest czarodziejem, ale na pewno jest też bardzo zdolny...trudno, żeby nie był - zerknął na Snape'a. -  jeszcze nam to pokaże... Myślę, że masz jednak wiele wspólnego...w końcu, pośrednio dzięki tobie przeżył...potem wyniosłeś go ze zdemolowanego domu...- spojrzał na niego znacząco znad okularów.
- Wiesz, że nie przybyłem tam na ratunek...zostałem wezwany, a kiedy się deportowałem było już po wszystkim, a on był w środku...budynek w każdej chwili mógł runąć, każdy by go stamtąd zabrał...- wycedził, nagle poczuł jak przeszywa go jakiś nieprzyjemny dreszcz, ale nie dał po sobie nic poznać.
- No tak...pewnie tak. - odpowiedział łagodnie dyrektor wzruszając ramionami. -  Przy okazji...miej oko na Quirrella, dobrze? 
- Znowu mam dla ciebie szpiegować? - spytał kpiąco, unosząc brwi.
- Nikt nie zrobi tego lepiej od ciebie. - rzekł wesoło profesor. Severus prychnął i wyszedł.

Kilka tygodni później.

Jeżeli Harry Potter nie znienawidził Severusa Snape'a podczas pierwszej konfrontacji, to teraz nie miał wyjścia. Mężczyzna na każdej lekcji odejmował mu przynajmniej dwadzieścia punktów, krytykując wszystkie jego wysiłki. Na ostatnich zajęciach, kiedy Harry czuł, że może nie zrobił wywaru idealnie, ale na pewno nie niepoprawnie, butelka którą postawił na biurku Snape'a,(mieli je zostawić do oceny) pękła nagle, co nauczyciel skomentował : 'Ups, znowu zero, Potter'. Ron pocieszał go mówiąc, że Snape nikogo nie lubi, ale to nie była zwykła niechęć, chłopiec miał wrażenie, że ten nietoperz uwziął się na niego. Kiedy starał się na ten temat porozmawiać z Hagridem, ten twierdził, że to bzdury, że Snape po prostu ma taki charakter. W dodatku dochodziła jeszcze sprawa z Malfoyem.W sumie to Gryfon powinien mu podziękować, gdyby na zajęciach z latania nie sprowokowałby go, rzucając w powietrze skradzioną przypominajkę Neville'a, to Harry nie miałby możliwości popisania się swoimi umiejętnościami w lataniu na miotle i pewnie profesor McGonagall nie pozwoliłaby mu zająć pozycji szukającego w gryfońskiej drużynie quidditcha. Kiedy dzisiaj w trakcie śniadania Harry otrzymał nową miotłę, Ślizgon chciał mu utrzeć nosa, wyzywając go na pojedynek o północy w Sali Pamięci, oczywiście Potter zgodził się, ale teraz miał trochę wątpliwości. Malfoy od dziecka wiedział, że jest czarodziejem i mógł mieć w związku z tym jakieś większe doświadczenie, chociaż, równie dobrze to mogło nic nie znaczyć, gdy się patrzyło na takiego Neville'a Longbottoma, który był najbardziej niezdarnym chłopcem, jakiego Harry spotkał. Razem z Ronem głowili się też, co takiego kryło się trzecim piętrze. Po artykule, który ukazał się w "Proroku Codziennym" wiedzieli, że chodzi o tę samą paczuszkę, którą Hagrid zabrał z banku Gringotta tego samego dnia, w którym był z chłopcem na Pokątnej. Tylko cóż takiego się w niej kryło? 
Jakby tego było mało, Hermiona Granger na każdych zajęciach z Eliksirów patrzyła na niego z niezadowoleniem gdy Snape odejmował mu punkty, jakby uważała, że Harry specjalnie go prowokuje niedostatecznie się przykładając. Tylko, że to wcale nie była jego wina, że ten ponurak tak go nie cierpiał. Wyznaczyła sobie też za punkt honoru pilnowanie, by wszyscy przestrzegali regulaminu szkolnego, także gdy, oczywiście niechcący, usłyszała poranną rozmowę Harry'ego i Draco, pouczyła go, ze nie wolno w nocy wychodzić poza dormitorium. Razem z Ronem zlekceważyli ją, ale ona wcale nie chciała dać za wygraną.
- Chodźmy już, bo się spóźnimy. - powiedział Ron do Harry'ego, gdy zostało kilkanaście minut do północy.
- Nigdzie nie pójdziecie! - syknęła Hermiona wychodząc z cienia w pokoju wspólnym, z miną jak chmura gradowa. - Nie wolno! - wzruszyli ramionami i wyszli przez dziurę pod portretem Grubej Damy, a ona poszła za nimi, próbując ich zatrzymać
- Ale z was egoiści! Gryffindor znowu straci punkty przez jakieś wasze durne zakłady! - zawołała gniewnie. Ron i Harry zatrzymali się.
- Mogłabyś przestać się wtrącać w nieswoje sprawy? Dziękuję. - warknął Ron
- Jasne, ale ostrzegałam was, będziecie żałować!  Oh, nie. - jęknęła. Chciała przejść z powrotem do pokoju wspólnego i wrócić do łóżka, ale Gruba Dama wybrała się na nocną przechadzkę i uniemożliwiła jej to. - No i jak teraz tam wejdę?
- To już twój problem. - odpowiedział Weasley - My idziemy.
- Idę z wami. - oświadczyła.
- Co?! - wykrzyknęli obaj.
- A co? Mam tu tak stać? Jak nas złapią, to powiem, że próbowałam was zatrzymać, co możecie poświadczyć.
- Jesteś naprawdę bezczelna i ...
- Cicho! - przerwał mu Harry. - Po prostu chodźmy, niedługo będzie już północ, a nie chce przyjść później, niż Malfoy.
We trójkę ruszyli do Sali Pamięci. Przemykali się korytarzami, za każdym zakrętem spodziewając się ujrzeć Filcha albo jego kotkę, panią Norris, ale mieli szczęście. Kiedy dotarli na miejsce, ani Malfoy'a ani Crabbe'a jeszcze nie było. Kryształowe pamiątki błyszczały pięknie w świetle księżyca, puchary, tarcze, talerze i statuetki robiły niesamowite wrażenie i w innych okolicznościach Harry chętnie by im się przyjrzał, ale gdy minęło już półgodziny chciał tylko jak najszybciej dotrzeć niepostrzeżenie do wieży Gryffindoru.
- Malfoy wystrychnął cie na dudka, dotarło to chyba już do ciebie? - zwróciła się do niego Hermiona z wyższością. Dotarło, ale Harry i tak nie miał ochoty przyznawać jej racji. Nagle usłyszeli kroki i głosy dochodzące z sąsiedniej sali.
- No i jak, Filch? - spytał Snape, do którego wcześniej przyszedł Draco i powiedział, że Harry Potter i Ronald Weasley planują nocną eskapadę do Sali Pamięci.
- Jeszcze ich nie spotkałem, profesorze, ale właśnie miałem wejść do tej sali.
- Uciekajmy! - zawołał do Hermiony i Rona Harry. 
 Puścili się biegiem w stronę drzwi na końcu korytarza przy Sali Pamięci. Hermiona musiała otworzyć je zaklęciem. Odetchnęli z ulgą, gdy znaleźli się po drugiej stronie, jednak ulga ustąpiła przerażeniu, kiedy odkryli gdzie są. Byli na korytarzu na trzecim piętrze, zakazanym. Teraz już wiedzieli, dlaczego był zakazany.
Prosto na nich patrzyły trzy pary ślepi monstrualnego psa o trzech głowach. Trzy pary oczy, trzy nosy dygocące i marszczące się w ich stronę, trzy obrzydliwe paszcze o żółtych kłach.. Przez kilka chwil stali nieruchomo, w końcu rzucili się do tyłu i popędzili mrocznymi korytarzami. Mając do wyboru Snape'a i Filcha, a psa, wybrali Snape'a i Filcha. Znów mieli jednak szczęście, gdyż nie spotkali po drodze mężczyzn, którzy najwyraźniej poszli szukać ich gdzie indziej. Nie zatrzymywali się dopóki nie dobiegli do portretu. Ciężko dysząc opadli na sofę w pokoju wspólnym.
- Co to miało być? Ten pies potrzebuje jakiegoś wybiegu... - powiedział Ron z zdegustowaniem.
- No i czemu Snape grasuje w nocy po zamku? - dodał Harry. Hermiona spojrzała na nich jak na idiotów.
- Harry, to oczywiste, że Draco mu powiedział, że będzie mógł cie złapać i odjąć punkty. - oznajmiła niecierpliwie. - Gdzie wy macie oczy? Ten pies stał na jakiejś klapie, najwyraźniej czegoś pilnuje. A teraz, idę spać. Mam nadzieję, że to was czegoś nauczyło. - obrzuciła ich jeszcze wściekłym spojrzeniem i zniknęła w sypialni.
- Czegoś pilnuje...no jasne! - zawołał, bo właśnie skojarzył fakty. - Ron,  pies strzeże przejścia do tej paczki, którą Hagrid zabrał z Gringotta. - Weasley wytrzeszczył na niego oczy pojmując znaczenie tych słów. - Musimy się tylko dowiedzieć, co to takiego.

Severus trzasnął ze złością drzwiami prowadzącymi z jego gabinetu do sypialni. Nie tylko nie udało mu się znaleźć Harry'ego i jego papużki-nierozłączki, Weasley'a, a jeszcze spotkał na drugim piętrze poddenerwowanego Quirrella, który tłumaczył się, że usłyszał jakieś krzyki i wyszedł sprawdzić, co się dzieje. 'Bzdura' pomyślał Severus rozpinając szatę. Domyślał się, że nauczyciel obrony planuje wykraść kamień i że coś z tym wspólnego ma Voldemort. To dziwne mrowienie w lewym przedramieniu, który czuł w obecności mężczyzny z turbanem, nie mogło być bez znaczenia. Nie podobało mu się też, że jego syn dał się wciągnąć w pułapkę Draconowi. Z jednej strony, gdzieś tam w głębokiej głębi nie miał ochoty dawać chłopcu okropnego szlabanu, ale z drugiej wiedział, że to jeszcze bardziej utwierdziłoby ucznia w przekonaniu, że go nie znosi, co było jednak pożądane. Jakby  kąśliwe uwagi w jego kierunku przy każdej sposobności były niewystarczające. Severus stwierdził, że jego nadzwyczajne umiejętności w Eliksirach i antytalent do nich Lily Evans genetycznie zniosły się wzajemnie, tak że Harry nie przejawiał jakichś specjalnych zdolności w tym kierunku. Mogło to też wynikać z tego, że po prostu zbyt bardzo się stresował by móc się dostatecznie skoncentrować. 
Westchnął, wchodząc pod prysznic. Codziennie mył włosy, a one i tak uparcie sprawiały wrażenie przetłuszczonych. Nie wyglądały tak, jedynie gdy były krótkie, ale Severus od dziecka zawsze miał półdługie włosy i bardzo mu to odpowiadało. Uśmiechnął się gorzko na myśl, że gdyby Harry zapuścił swoje, wyglądałyby identycznie.

Tydzień później. 31 października 1991r.
- Czy ty musisz się tak obżerać? - spytał zdegustowany Snape'a Daniela.
- Oudscezpsuenieuteprke. - wymamrotał Daniel.
Severus uniósł brwi
- Odczep się, nietoperku. - dodał wesoło Dan gdy przełknął kęs - W przeciwieństwie do ciebie, nie jadłem ani obiadu, ani śniadania. 
- Nie nazywaj mnie tak. - warknął.
- A jak wolisz? Batman? - Sev ukrył twarz w dłoniach - To taki mugolski bohater, wiesz? Aaah, własnie...nie pasuje... Jakie to miałeś przezwisko? Sma...- Snape rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie.- Oj, już, przepraszam.
- Jakbyś nie zauważył, mam imię. - syknął patrząc na niego z żądzą mordu.
- Naprawdę?! - zawołał Sauvage udając zdumienie i nakładając sobie kolejną porcję pieczonych ziemniaków. - A tak w ogóle, to ty nie powinieneś wisieć tam, pomiędzy nimi? - spytał wskazując na zwisające ze ścian i sklepienia nietoperze. - No wiesz, jako Król Gacków.
- Jeszcze słowo i  ty tam zawiśniesz. - wycedził przez zęby, ale Dan wyszczerzył się  w odpowiedzi.
- Twoje groźby może robiłyby na mnie wrażenie, gdybyś chociaż raz którąś spełnił. - rzekł wywracając oczami.
Severus przyzwyczaił się już do tego, że Daniel uwielbia błaznować i próbować go rozśmieszać, zawsze z marnym skutkiem. Mimo to wesołek nigdy się nie poddawał. Zignorował go i rozejrzał się po Wielkiej Sali. A było co podziwiać. W powietrzu unosiło się tysiące wydrążonych, ogromnych, wyhodowanych przez Hagrida, dyń ze świecami w środku. Właśnie zastanawiał się, gdzie się podziewa Quirrell, kiedy ten wbiegł do pomieszczenia z przerażeniem w oczach i w przekrzywionym turbanie.
- Troll! Troll jest w lochach! To chyba źle. - wyjąkał kiedy dobiegł do stołu nauczycieli. Natychmiast wybuchło zamieszanie.
- SPOKÓJ! - ryknął Dumbledore. - Prefekci niech zaprowadzą swoje domy do dormitoriów. Nauczyciele niech idą za mną.
- Idiota. - szepnął Dan do Severusa. - Dormitorium Ślizgonów jest w lochach. - Snape myślał jednak o czymś innym, spostrzegł, że Quirrell zdążył już tajemniczo zniknąć. - A ty dokąd? - spytał szatyn gdy Sev pobiegł w zupełnie innym kierunku niż reszta nauczycieli. Pytanie pozostało bez odpowiedzi.
Harry i Ron szli w tłumie Gryfonów za Percy'm kiedy temu pierwszemu coś się przypomniało. Pociągnął Weasley'a za rękaw do bocznego korytarza.
- Hermiona...nie było jej na uczcie...nic nie wie o trollu. - powiedział z niepokojem.
- No dobra...Lavender mówiła, że płacze w łazience.
Upewnili się, że nikt na nich nie patrzy i czmychnęli po schodach, w stronę łazienki dziewczyn. Zatrzymali się nagle i schowali za kamiennym posągiem, gdy usłyszeli szybkie kroki.
- To Snape! Co on wyrabia? Dlaczego nie jest z innymi nauczycielami? - spytał Harry, ale Ron wzruszył ramionami z głupią miną. - Idzie na trzecie piętro! - dodał po chwili, kiedy Snape znikł im z oczu. 
Severus był pewien, że nauczyciel Obrony przed Czarną Magią jeżeli sam nie odpowiadał za wpuszczenie trolla do zamku, to będzie chciał wykorzystać taką sytuację.  Dotarłszy do drzwi prowadzących do zakazanego korytarza otworzył je zaklęciem i wbiegł do środka. Zdekoncentrował tym Quirrella, który próbował właśnie jakichś czarów na trójgłowym psie. Kilka rzeczy wydarzyło się jednej chwili. Quirrell zostawił psa i spróbował obezwładnić Snape'a, który to pierwszy pozbawił go różdżki, wtedy tamten rzucił się na niego, krótką szamotaninę przerwał pies, który jednym pyskiem ugryzł Severusa w nogę, drugim próbował ugryźć drugiego czarodzieja, co się jednak nie powiodło. Snape otworzył drzwi i chwiejnie wybiegł z korytarza ciągnąc za sobą Quirrella.
- Co tam robiłeś, Quirrell?! - warknął potrząsając nim i ignorując ból w nodze.
- J-ja ch-chciał-łem t-tylko sprawdzić czy-y nikt tam s-się nie z-zakradł. - wyjąkał.
Snape prychnął i odrzucił go na podłogę, chciał coś powiedzieć, ale właśnie usłyszeli przeraźliwy krzyk dobiegający z niedaleka. Rzucił się biegiem w jego kierunku, krzywiąc się z bólu. Quirrell podążył za nim. Dotarli do źródła, łazienki dziewcząt, równo z Minervą McGonagall. Kiedy weszli do środka zobaczyli Harry'ego, Rona i Hermionę a obok nich nieprzytomnego trolla. Quirrell jęknął, złapał się za serce i osunął po podłodze. Sev utkwił wzrok w synu.
- Co wy sobie wyobrażaliście?! Mógł was pozabijać! - krzyknęła opiekunka Gryffindoru. - Słucham, dlaczego nie poszliście do dormitorium? - Harry i Ron wymienili spanikowane spojrzenia, ale odezwała się Hermiona.
- Pani profesor...to moja wina...ja...myślałam, że dam radę, a oni...znaleźli mnie i uratowali. - skłamała gładko drżącym głosem.
- Granger...czegoś takiego się po tobie nie spodziewałam. - westchnęła Minerva - Gryffindor traci pięć punktów. Zawiodłaś mnie...a teraz idź do wieży Gryffindoru. - kontynuowała, dopiero gdy Hermiona wyszła - Potter i Weasley...zdajecie sobie sprawę, jak wielkie mieliście szczęście? Otrzymujecie dziesięć punktów...za wyjątkowe szczęście, a teraz też już idźcie.
Kiedy Harry szedł za Ronem do wyjścia, zerknął na Mistrza Eliksirów, a ich spojrzenia spotkały się na moment.

Następnego dnia, południe.

Daniel nie zamienił z przyjacielem ani słowa bo gdy  tylko rano zobaczył w jakim Severus jest stanie, deportował się do swojego zamku w Paryżu po ingrediencje do wyjątkowo mocnego eliksiru na rany i jeszcze nie wrócił. Była sobota i większość uczniów wyszła z zamku na dziedziniec i błonia, mimo niskiej temperatury. Snape niecierpliwił się już trochę, więc, utykając, również wyszedł na dwór, żeby się trochę uspokoić i zebrać myśli. Nurtowało go pytanie, czy Quirrell chce wykraść Kamień dla siebie czy też chce pomóc Czarnemu Panu odrodzić się. Rozejrzał się i zobaczył Harry'ego, Weasley'a razem z tą dziewczyną od trolla, która bardzo irytowała go na lekcjach znając odpowiedź na każde jego pytanie. Kiedy zauważyli, że się im przygląda, ścisnęli się mocno, jakby próbując coś ukryć. To oczywiście, tylko zachęciło go do podejścia do nich.
- Co tam chowasz, Potter? - warknął do chłopca, który podał mu książkę o quidditchu z miną niewiniątka. - Nie wolno wynosić książek z biblioteki na zewnątrz, Gryffindor traci dziesięć punktów. Konfiskuję. - odszedł z mściwym uśmieszkiem. Nie było takiego przepisu, ale oni i tak o tym nie wiedzieli, a przynajmniej mógł odjąć punkty. - No wreszcie. - zawołał z irytacją, gdy zobaczył Daniela biegnącego z dużą torbą przewieszoną przez ramię, w jego stronę.
- Przypomniałem sobie, że ten eliksir dojrzewa przez kilka tygodni i musiałem poszukać w zapasach gotowego. - wysapał.
- Naprawdę myślisz, że on chce go zdobyć dla Voldemorta ? - spytał Sauvage, kiedy dotarli do gabinetu Snape'a.
- Czarnego Pana! - warknął, a Dan spojrzał wymownie w sufit. - Polazł tam od razu, jak powiedział o trollu, pewnie sam go tutaj wpuścił. Bo niby czemu mówił, że jest w lochach, skoro był w łazience na drugim piętrze? 
- Hahah...już sobie wyobrażam minę Toma...chce wrócić, a tu niespodzianka, nie działa! - zachichotał, ale szybko przestał iwytrzeszczył oczy widząc, jak Severus podwinął do kolana nogawkę. Cała jego łydka była poszarpana i zakrwawiona.- Au...
- Bywało gorzej. - mruknął Snape 
- Będzie się długo goiło, mogłeś bardziej...
- Niby jak miałem uważać na trzy głowy jednocześnie? - w tym momencie przerwał, bo zauważył, że drzwi od jego gabinetu są uchylone i stoi w nich Harry. - Potter! - krzyknął ze złością opuszczając pelerynę tak, żeby zasłoniła zranioną nogę.
- Chciałem tylko poprosić o zwrot książki. - powiedział Gryfon.
- Wynocha! - warknął, a drzwi natychmiast się zamknęły. Dan podał mu bandaż i pokręcił głową z dezaprobatą.
- Nie uważasz, że trochę jednak przesadzasz z tą wrogością? - spytał łagodnie.
- Nie. Ciągle myszkuje i węszy, jest nieuważny i bezczelny. - odparł krzywiąc się z bólu. Daniel westchnął z rezygnacją.
Harry wracał do przyjaciół z lekką satysfakcją. Wprawdzie nie odzyskał książki, ale miał odpowiedź na przynajmniej jedno pytanie. Wciąż nie miał pojęcia czego strzeże trójgłowy pies, ale wiedział już kto chce to wykraść.