- Mówię wam, Snape wczoraj próbował przejść obok trójgłowego psa korzystając z zamieszania, ale nie udało mu się, będzie próbował do skutku. - szepnął Harry do Rona i Hermiony. Kiedy tylko Snape wygonił go ze swojego gabinetu, zaciągnął przyjaciół do pustej klasy by w spokoju porozmawiać.
- Myślisz, że Sauvage też ma coś z tym wspólnego? - spytała Hermiona z przestraszoną miną.
- Nie sądzę. - mruknął Ron - To przecież najpotężniejszy czarodziej...nie ma rzeczy poza jego zasięgiem. Pewnie Snape wcisnął mu jakąś bajeczkę, że po prostu kontrolował czy tam wszystko jest w porządku...są przyjaciółmi, więc on we wszystko mu wierzy, wiecie, jaki on jest... - Harry przytaknął, a Hermiona zaczęła przeglądać archiwalne numery 'Proroka Codziennego', które leżały w szafce.
- Pamiętacie, jak Hagridowi się wymsknęło, że to, czego strzeże Puszek to sprawa pomiędzy profesorem Dumbledore'm i Nickolasem Flamelem...myślałam nad tym i ...o! - zawołała i rzuciłam im egzemplarz, który ukazał się pod koniec sierpnia. - W tym wywiadzie mówi o Kamieniu Filozoficznym! A w innym źródle wyczytałam, że Nickolas Flamel był w swoim czasie uczniem Sauvage'a, więc pewnie i jemu w końcu się udało odkryć recepturę. Obawia się kradzieży, więc poprosił Dumbledore'a o pomoc!
- Chwila...coś mi tu nie gra. Skoro Sauvage też ma Kamień, to dlaczego Snape nie chce wykraść go jemu? - spytał Ron, na co Harry i Hermiona spojrzeli na niego, jak na idiotę.
- Ron, przecież jak miałby coś ukraść JEMU? Pomijając jego miłe usposobienie i ufność, na pewno umie zadbać o tak ważną dla siebie rzecz, Snape wie, że nie może się z nim równać. - odparł spokojnie Harry.
- Fakt. - przyznał Weasley - Wiemy już, co jest tam ukryte, ale jak mamy powstrzymać Snape'a? - popatrzyli na siebie bezradnie.
- Nie panikujmy. Póki Dumbledore jest w zamku, nic złego się nie stanie. - powiedziała stanowczo. Hermiona.
W międzyczasie Kwiryniusz Quirrell klęczał w swoim gabinecie, a łzy powoli spływały mu po policzkach, jego twarz była wykrzywiona w okropnym grymasie. Sam nie mógł pojąć, dlaczego wcześniej był takim głupcem wyznającym żałosne ideały. Dopiero Lord Voldemort otworzył mu oczy, na to co naprawdę się liczy. Nie przypuszczał jednak, że będzie tak trudno. Nie miał co liczyć, na zabranie Kamienia Sauvage'owi z którym nawet jego Pan u szczytu potęgi nie chciał konfrontacji, ale ominięcie pułapek przygotowanych przez Dumbledore'a nie było przecież niewykonalne, tym bardziej, że wiedział jak ominąć większość z nich. Nie miał jedynie pojęcia co przygotował historyk, Snape no i jak wyminąć tego piekielnego psa. Prawie udało mu się wprowadzić go w trans, ale akurat wtedy musiał pojawić się ten Snape...I pomyśleć, że on kiedyś był właściwie prawą ręką jego Pana...
- Pożałuje tego...oh, gorzko pożałuje przystąpienia do Dumbledore'a i wyparcia się mnie. - rozległ się piskliwy głos, chociaż pozornie Quirrell był sam w ciemnym pokoju.
- Panie...on domyśla się, co planuje. - jęknął i przetarł dłonią oczy.
- Odpuść na jakiś czas...spróbuj wyeliminować Harry'ego Pottera gdy trafi się okazja... - niski syk sprawił, że poczuł nieprzyjemny dreszcz, gdyby miał włosy, stanęłyby dęba.
Tom Riddle całe dziesięć lat czekał na taką szansę. Prawie stracił nadzieję, gdy w lasach Albanii spotkał tego niezbyt rozgarniętego czarodzieja. Nie powinien jednak narzekać, jeżeli prawidłowo to wszystko rozegra, ma szanse odzyskać ciało i przestać egzystować w tak żałosnej postaci. Nie liczył na to, że Quirrellowi uda się skrzywdzić chłopca pod nosem Dumbledore, ale powinien mieć jakieś zajęcie przez kilka tygodni by uśpić czujność Snape'a. No właśnie...Snape...'Będzie mnie błagał o śmierć.' pomyślał Voldemort.
Miał już ramowy plan działania...jeżeli to Hagrid odpowiada za tego psa, wystarczy posunąć się do zwykłego podstępu, by wydobyć z niego informacje. Nie mogli się spieszyć...nie mierziło go to jednak, skoro czekał tyle lat, kilka miesięcy dłużej nie zrobi wielkiej różnicy. Stawka była zbyt wysoka, by być niecierpliwym. Pierwsze, co zamierzał zrobić po odzyskaniu ciała, to uwolnić swoich Śmierciożerców z Azkabanu, a przede wszystkim uwolnić Bellę. Bardzo żałował, że tamtego dnia przerwał to, co zaczęli... Tak, uwolni ją i spędzi z nią kilka godzin na osobności, nawet nie zdawał sobie wtedy sprawy, że kilkaset kilometrów dalej pewnej pięknej kobiecie śnił się jego powrót.
Bellatrix Lestrange od dziesięciu lat myślała tylko o Czarnym Panu. Nie wiedziała, co dokładnie mu się przytrafiło, ale wierzyła, że jego powrót jest tylko kwestią czasu. To było jak obsesja, która owładnęła jej umysłem. Nie rozróżniała już nocy i dni, czas płynął dla niej jakby zupełnie inaczej, nie potrafiła ocenić, jak długo już przebywa w Azkabanie. Nie słyszała krzyków innych więźniów, którzy tracili zmysły dzięki dementorom, prawie nie wydawała z siebie dźwięków. Obudziwszy się uniosła oczy w kierunku absurdalnie małego, zakratowanego okna. Przymknęła je z powrotem i oblizała usta, wciąż czuła na nich zimny dotyk ust Toma. Zadrżała, sama myśl o tym, sprawiała, że odczuwała przyjemne podniecenie. Uniosła lewe ramię i z rozkoszą przejechała językiem po Mrocznym Znaku. To nie był koniec...powtarzała sobie w myślach.
Albus Dumbledore przez praktycznie wszystkich czarodziejów uważany był za prawdziwy ideał. 'Ah...gdyby wiedzieli.' pomyślał gładząc Fawkesa po grzbiecie. Podniósł z biurka zdjęcie, by bliżej się mu przyjrzeć. Chociaż minęło tyle lat, bardzo tęsknił za Gellertem. Powinien inaczej rozegrać ten cały pojedynek i nie zsyłać go do Numengradu. Rozmyślał teraz na tym pod wpływem obrazu, jaki zobaczył w Zwierciadle Ain Eingarp.Chociaż bardzo tego pragnął, nie mógł Gellertowi pomóc. Jeszcze.
Nie miał jednak większych powodów do obaw, jak dotąd wszystko szło zgodnie z jego planem. Snape śledził Quirrella, Quirrell miotał się próbując wywiązać się ze swojego zadania, Sauvage siedział cicho i nie przeszkadzał, a Harry...Harry został najmłodszym szukającym w ciągu ostatnich kilku stuleci i całkiem dobrze się uczył, pomijając Eliksiry. Zaśmiał się, to było na swój sposób zabawne, obserwować, jak Severus robi wszystko, by znienawidził go...ten chłopiec. Biedaczek, nie zdawał sobie sprawy, że jest tylko marionetką. Co prawda, może się czuć bezpiecznie, ale do czasu.
Daniel Sauvage zaklął cicho. 'Dlaczego ja zostawiam wszystko na ostatnią chwilę?' jęknął w duchu. Siedzieli w bibliotece i było już po północy, a on wciąż miał do sprawdzenia ponad pięćdziesiąt wypracowań. Za kilka godzin wyjeżdża z siódmą klasą do Wenecji i musi się wyrobić. Już teraz był wymęczony i wolał sobie nie wyobrażać, jak się będzie czuł w niedzielę, po powrocie. Gdyby nie towarzystwo Severusa, już dawno by zasnął. On również miał ogromną ilość prac do ocenienia, ale w jego przypadku nie wynikało to z lenistwa, po prostu na każdej lekcji zadawał uczniom prace domowe na przynajmniej dwie rolki pergaminów. Daniel nie mógł pojąć, jak on wytrzymuje takie tempo, na dodatek prawie każdą pracę ozdabiał bardzo miłymi komentarzami. Sauvage potarł oczy i ziewnął.
- Nie śpij. - powiedział Snape podsuwając mu kubek z kawą.
- Jestem wykończony, a ty w ogóle nie wyglądasz na zmęczonego. - odparł słabo, upijając spory łyk, brunet wzruszył ramionami. - Ah, no tak. Nietoperze prowadzą nocny tryb życia.
- Przestaniesz się wreszcie naśmiewać?
- J tylko stwierdzam fakty. Poza tym, nawet w ludzkiej formie przypominasz takiego wyrośniętego nietoperka.
- To bardzo wygodne, można się szybko i niepostrzeżenie przemieszczać. - odparł chłodno odrzucając pracę syna, którą właśnie skończył oceniać.
- Dlaczego dałeś mu "O" ? - spytał Sauvage wziął do ręki wypracowanie Harry'ego i zaczął je szybko czytać.
- Bo jest okropne. - syknął i zajął się pracą Hermiony Granger.
- Wcale nie! - zawołał Dan, gdy skończył.- Uważam, że spokojnie można naciągnąć na "Zadowalający", a "Nędzny" to powinien już dostać bez łaski.
- O ile mi wiadomo, to ja w tej szkole uczę Eliksirów. - odrzekł chłodno i sięgnął po prace z Historii, które Sauvage już ocenił, zaczął wyliczać. - "P", "P", "P","Z", "W", "Z", "P", "Z", "Z", "W"...czy ty stawiasz tylko te trzy oceny?
- Ja nie czepiam się tak jak ty. - stwierdził Daniel.
- "P","W","Z"...o, jest "N"! No nie...Harry'emu też postawiłeś "P" ? - zapytał oburzony.
- Bardzo dobra praca, to co miałem postawić? - Dan wzruszył ramionami i spojrzał ze smutkiem na pusty już kubek, nadal czuł się bardzo śpiący.
- Nie wygląda na taką, która by zasłużyła na coś powyżej "N".
- Co do Eliksirów, zgoda, możemy dyskutować chociaż znacząco przewyższam cię doświadczeniem, ale jeżeli chodzi o Historię, to wybacz, ale czuje się wyjątkowy ekspertem - oznajmił i przysunął do siebie eseje.
- A właściwie to czemu wyjeżdżacie dzisiaj? Przecież jutro jest mecz quidditcha, Gryffinfor i Ravenclaw.
- Wiem - jęknął. - Chodzi o to, że będzie specyficzny układ gwiazd, a tylko przy takim można zobaczyć... no nieważne, nie da się tego przełożyć, a oni nie chcieli rezygnować, także...Opowiesz mi później?
- Wasza wysokość ma jeszcze jakieś życzenia? - spytał drwiąco.
- Tylko nie mów, że nie idziesz... już wystarczy, że Dumbledore'a nie będzie. - Snape spojrzał na niego w zdumieniu - Ma jakieś spotkanie w Ministerstwie z Knotem... No i... Harry będzie grał, nie możesz przegapić pierwszego meczu syna.
- Mówił ci już ktoś, że jesteś irytujący?
- Tak. Ty.
- Świetnie, Dumbledore jest w Ministerstwie, McGonagall nawet nie chce nas słuchać... Snape na pewno skorzysta z takiej okazji, dzisiaj pójdzie po Kamień i nikt mu już nie przeszkodzi. - westchnął Harry kiedy razem z Ronem i Hermioną wyszli z gabinetu opiekunki Gryffindoru, odprawieni z kwitkiem.
- Jest jeszcze Sauvage! Trzeba mu powiedzieć! - zawołała Hermiona. Wymienili szybkie spojrzenia i pobiegli do sali od Historii.
- Profesorze! Musi nas pan wysłuchać! - zawołali chórem, wbiegając do środka. Daniel, który akurat pisał coś w notesie, popatrzył na nich z zainteresowaniem.
- Co się stało? - spytał spokojnie, odłożył pióro i uśmiechnął się do nich uspokajająco.
- Kamień! Jest w niebezpieczeństwie, wiemy, że... - powiedział Harry
- Oh, Harry. - przerwał mu Sauvage i wyjął z kieszeni spodni niewielki, błyszczący, zielony kamyk. - Mam podstawy twierdzić, że jest jak najbardziej bezpieczny. - zaśmiał się. Ron wpatrywał się w przedmiot z pożądaniem, ale Hermiona pokręciła głową.
- Profesorze, chodzi o Kamień Nickolasa Flamela, ukryty na trzecim piętrze. - oznajmiła i spojrzała na niego z niepokojem.
- Macie jakieś podstawy do tych podejrzeń ? - spytał.
- No bo...- zaczął Ron - ...profesor Dumbledore wyjechał i nikt nie chce nam uwierzyć, że...ktoś chce go ukraść.
- Niby kto? - uniósł brwi, a oni popatrzyli po sobie.
- Profesor Snape. - krzyknęli jednocześnie. Daniel z całej siły zagryzł policzki, by nie wybuchnąć śmiechem.
- Dzieciaki...jest już późno, wracajcie do dormitorium i nie przejmujcie się. Zapewniam was, że Kamienia chronią bardzo potężne czary i nic mu nie grozi, a wy nawet nie powinniście o nim wiedzieć. No już, zmykajcie. - wygonił ich gestem dłoni.
Odczekał, aż wyjdą i dopiero wtedy pozwolił sobie się wyśmiać. Długo nie mógł się uspokoić, kiedy dwie godziny później wchodził do gabinetu Snape'a wciąż chichotał.
- Wiesz co, Severusie? Myślałem, że sam pracujesz na uzyskaniem Kamienia...w końcu mówiłem ci, że trzeba go samemu odkryć, żeby działał...ale chyba mi nie uwierzyłeś, skoro polujesz na... - powiedział siadając na wolnym krześle.
- O czym ty w ogóle mówisz? - przerwał mu oschle Snape.
Daniel roześmiał się
Daniel roześmiał się
- Przepraszam, ale dzisiaj, jakieś dwie godziny temu, wpadła do mnie trójka zaniepokojonych Gryfonów, głęboko przekonanych, że masz zamiar włamać się na trzecie piętro. - oświadczył wesoło.
- O niczym innym po prostu nie marzę. - rzucił z ironią zasłaniając dłonią oczy. - Czy mi się wydaje, czy do Gryffindoru zawsze zostają przydzielone osoby, które mając coś nie tak z psychiką?
- Coś w tym jest. - mruknął Sauvage. Severus syknął i potarł lewe przedramię. - Boli cię?
- Nie, ale...- wstał nagle i spojrzał uważnie na przyjaciela - ...dlaczego akurat dzisiaj przyszli do ciebie?
- Powiedzieli, że dyrektor ma spotkanie w Ministerstwie i że nie przepuścisz takiej okazji. - zaśmiał się krótko, ale po chwili wytrzeszczył oczy na Snape'a, dopiero teraz uzmysławiając sobie co to może oznaczać - Ups, ale ze mnie idiota!
- Nie da się ukryć. - warknął. - Idę tam, wyślij sowę do Dumbledore'a! - zawołał i wybiegł z gabinetu.
Wybiegłszy z lochów pognał schodami na trzecie piętro. Przeczuwał, że do czegoś takiego właśnie dojdzie, Dumbledore wyjedzie sobie, jakby nigdy nic, zostawiając Quirrellowi wolną drogę. No i oczywiście jego syn i kompania też musieli się w to wmieszać. Gdy otworzył drzwi korytarza, Puszek spał bo harfa, wyczarowana przez Quirrella, wciąż grała. Szybko otworzył klapę i skoczył lądując na Diabelskich Sidłach. Przestały go oplatać dopiero gdy zapalił światło różdżką, nie był zbyt zdolny do rozluźnienia się. Nie rozglądając się przebiegł przez salę z uskrzydlonymi kluczami, dalej obok nieprzytomnego trolla, przez ogromną szachownicę, która wyglądała w tamtej chwili jak pole po bitwie, dochodząc wreszcie do sali, w której stało tylko siedem różnych butelek. Od ostatniego pomieszczenia dzieliły go tylko purpurowe płomienie. Nerwowo wyszeptał kilka zaklęć i przeszedł przez nie. Pod ścianą komnaty stało zwierciadło, a kilka metrów od niego na ziemi leżał Harry, Quirrell kucał nad nim, wyglądało to tak, jakby go dusił.
- Avada Kedavra! - wrzasnął Severus, a zielony promień z jego różdżki ugodził nauczyciela, który padł martwy na ziemie. Po chwili poczuł ogromny ból w lewym przedramieniu, minął jednak równie szybko, jak się pojawił. - Harry. - szepnął i w panice podbiegł do syna.
Odetchnął z ulgą dopiero, gdy przekonał się, że chłopiec jest jedynie nieprzytomny. Podszedł powoli do lustra, to jednak wciąż milczało. Westchnął, wziął Harry'ego na ręce i spokojnie skierował się do wyjścia. Dzięki miotle, którą zabrał z sali, w której znajdowały się uskrzydlone klucze, udało mu się podlecieć do klapy.
- Coś mu się stało ? - zapytał niespokojnie Daniel, który czekał na Severusa przy drzwiach od korytarza.
- Nic poważnego. - odparł Severus przyciskając chłopca mocniej do siebie. Szli szybko w stronę skrzydła szpitalnego.
- Spotkałem Hermionę i Rona, kazałem im czekać na siebie w dormitorium, Dumbledore też zaraz przyjdzie. - przygryzł usta. - Co z Quirrellem ?- dodał ,otworzył drzwi pustej sali szpitalnej i zapalił światło krótkim machnięciem różdżki.
- Zabiłem go. - powiedział beznamiętnie Severus układając syna na jednym z łóżek. Przez kilka minut stali w ciszy, przyglądając się Gryfonowi. Odwrócili się w stronę drzwi słysząc szybkie kroki.
- Severusie...przyniosłeś Harry'ego, dziękuję. - rzekł Dumbledore, zamierzał od razu pójść i obudzić panią Pomfrey, ale Snape zatrzymał go. Daniel chrząknął znacząco i wyszedł, Snape odczekał, aż drzwi się za nim zamkną i dopiero wtedy zwrócił się do profesora.
- Masz pojęcie Dumbledore, na co go naraziłeś? Co ty sobie myślałeś nie mówiąc mi, że opuszczasz szkołę? Dotarłem tam właściwie w ostatniej chwili. - wycedził przez zęby mocno zaciskając dłoń na różdżce. Albus milczał utkwiwszy wzrok w Harry'm. - On tam był, Dumbledore. Czarny Pan.
- Cóż, tym razem mu się nie udało, ale obawiam się, że wróci już niedługo. - stwierdził przeszywając śmierciożercę wzrokiem. - Dlaczego aż tak się nim przejmujesz? - spytał wskazując na chłopca. Severus zamilkł mrużąc oczy, ale Dumbledore wcale nie oczekiwał odpowiedzi, uśmiechnął się tylko nieznacznie. - Jeszcze raz dziękuję i proszę, przekaż Danielowi by przyprowadził tutaj Rona i Hermionę - dodał dając mu do zrozumienia, by wyszedł.
Następnego dnia.
Wieść o przygodzie trójki Gryfonów obiegła szkołę w rekordowym tempie. Podczas gdy inni plotkowali, co naprawdę się stało, Severus zastanawiał się, czy Voldemort w takiej postaci, w jakiej się znajdował, był w stanie zobaczyć, jak zabija Quirrella. Daniel nie umiał udzielić mu jasnej odpowiedzi, ale miał przeczucie, że był i że gdy odzyska ciało, on będzie się z tego musiał dobrze wytłumaczyć. Szedł właśnie do skrzydła szpitalnego, by przynieść eliksir, o który prosiła pani Pomfrey, przystanął jednak pod uchylonymi drzwiami słysząc głos dyrektora.
- Cieszę się, że już się obudziłeś, Harry. Twoi przyjaciele niepokoili się o ciebie. Przyznam, że znakomicie sobie poradziliście.
- Panie profesorze, co się stało z Kamieniem? - spytał słabym głosem.
- Quirrellowi nie udało się go zdobyć, przybyłem w ostatniej chwili, dodarł do mnie list od profesora Sauvage'a który wysłał, po tym jak złożyliście mu wizytę. - 'Ty przybyłeś?! TY?!' pomyślał Severus, ze złości zacisnął dłoń na szklanej butelce, która pękła raniąc go. - Będę musiał odbyć z Nickolasem poważną rozmowę...
- Przez cały czas myślałem, że to Snape...
- Profesor Snape, Harry. - poprawił go łagodnie Dumbledore.
- Tak. Słyszałem jak grozi Quirrellowi ... bardzo się zdziwiłem... Quirrell powiedział mi , że to on próbował zrzucić mnie z miotły podczas tamtego meczu, że nie udało mu się to tylko dlatego, że Snape rzucał przeciwzaklęcia...
- Profesor Snape, Harry... Cóż, to prawda... Pamiętaj, że nie wszystko jest zawsze takie, na jakie wygląda. Pozory mylą - powiedział w zamyśleniu wpatrując się w widok za oknem
- Dlaczego tak bardzo mnie nienawidzi?
- Harry, nie jestem osobą, do której powinno być skierowane to pytanie. - odrzekł uśmiechając się pogodnie.
- Gdybym jego spytał, to pewnie odjąłby mnóstwo punktów Gryffindorowi i dał mi miesięczny szlaban. - odparł ponuro chłopiec, na co Dumbledore zachichotał.
Dla Severusa to było zbyt wiele, prychnął, uleczył dłoń zaklęciem i skierował się do gabinetu Daniela.
- Coś nie tak? - spytał pogodnie szatyn, kiedy jego przyjaciel wszedł do środka trzaskając drzwiami.
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku...poza tym, że Dumbledore właśnie powiedział mojemu synowi, że to on go wczoraj uratował. - syknął, zaciskając mocno rękę na różdżce.
- Cóż, wcale mnie to nie dziwi. - powiedział Daniel.
Czerwiec 1994r.
Remus Lupin właśnie skończył pakowanie swoich rzeczy, po wczorajszych wydarzeniach musiał zrezygnować ze stanowiska nauczyciela Obrony przed Czarną Magią, stwarzał zbyt duże zagrożenie, gdyby nie Snape i Syriusz mógł zrobić Harry'emu, Hermionie lub Ronowi krzywdę. Mimo to, był zadowolony, co prawda Pettigrew uciekł, ale Syriusz był wolny. Kucnął przy kufrze i wyjął z niego mapę Huncwotów. Usłyszał szybkie kroki, ktoś wszedł do jego gabinetu i położył paczkę na jego biurku, a dzięki mapie Remus wiedział kto.
- Severusie, poczekaj proszę. - powiedział, wstał i odwrócił się twarzą do Snape'a, który właśnie miał wyjść.
- Wywaru starczy na trzy miesiące, tyle miałem akurat przygotowane, później będę ci regularnie wysyłał. - rzekł oschle i wskazał różdżką na paczkę, która zawierała Eliksir, który, pity przez tydzień poprzedzający pełnię, pozwalał wilkołakowi zachować świadomość podczas przemiany.
- Nie wiem, jak ci dziękować. - szepnął Lupin.
- Powiedzmy, że jesteśmy kwita. - syknął Snape po chwili ciszy. Wilkołak uniósł kąciki ust, chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył.
- Profesorze! Więc to prawda...odchodzi pan. - zawołał Harry wchodząc do środka, nie zauważył Snape'a stojącego kilka metrów od niego.
- Tak, Harry, ale nie przejmuj się...na pewno jeszcze się spotkamy. - uśmiechnął się, ale chłopak skrzywił się.
- Przez Snape'a ? Rozpowiedział wszystkim o pana problemie? Gdyby nie on, Pettigrew by nie uciekł, a Syriusz nie musiałby się ukrywać, dlaczego on zawsze musi się we wszystko mieszać? - mówił ze złością. Lupin zerknął na Severusa ponad Harry'm, który również się odwrócił i wytrzeszczył oczy.
- Żegnam, Lupin. - skinął mu i nie zwracając uwagi na Harry'ego, wyszedł łopocząc swoją czarną peleryną.
Kilka tygodni później
Nareszcie. Teraz nie myślał już o latach bezczynnej egzystencji, bo to już był koniec. Co prawda, Glizdogon był raczej miernym czarodziejem, ale nie brakowało mu determinacji. Udało mu się porwać Bertę Jorkins, co było nie lada wyczynem no i dzięki zdjęcia z jej umysłu czaru zapomnienia dowiedzieli się wielu przydatnych rzeczy. Turniej Trójmagiczny. Barty Crouch junior tylko czekający na znak. W chwili, gdy prawie stracił wszelką nadzieję, los się odmienił. Lord Voldemort niedługo powróci, wiedzieli to wszyscy Śmierciożercy, dlatego też po meczu pomiędzy Irlandią, a Bułgarią pokazali, że wcale go nie opuścili. Chociaż te sztuczki na mugolach nie przyniosły niczego konkretnego, Tom uważał je za zabawne.
Plan był idealny. Barty Crouch porwie Moody'ego, którego Dumbledore wyznaczył na nowego nauczyciela Obrony i zajmie jego miejsce by poprowadzić Harry'ego Pottera za rączkę przez cały turniej...prosto do niego.
.
14 marca 1995r.
Severus Snape szukał gorączkowo czegoś w swoich zapasach. Następnego dnia miało się odbyć drugie zadanie, a jego bardzo zaradny i samodzielny syn nadal nie wiedział, jak wytrzymać godzinę pod wodą. Westchnął w końcu znajdując odpowiedni słoik.
- Zgredek! - przywołał skrzata, który natychmiast pojawił się kłaniając się nisko. - Imperio. - szepnął Snape celując w niego różdżką, jego ogromne oczy zaszkliły się. - Pójdziesz do Harry'ego Pottera i dasz mu to. - podał mu coś, co wyglądało jak mokre wodorosty. - Powiesz mu, że podsłuchałeś jak ktoś mówi o działaniu tej rośliny. Skrzeloziele. Teraz idź. - skrzat dygnął i znikł.
Severus wyszedł z pomieszczenia i podążył opustoszałym, ciemnym korytarzem w kierunku swojego gabinetu. Ktoś tam jednak na niego czekał.
- O co chodzi, Karkarow? - spytał oschle.
- Możemy porozmawiać? - Snape po chwili zastanowienia otworzył drzwi, weszli do środka. - Czy...czy też, to zauważyłeś? - głos Igora był dziwnie drżący i nerwowy. Severus nie odpowiadał, mężczyzna podwinął lewy rękaw szaty i pokazał mu przedramię, na którym widniał Mroczny Znak. Czarny jak węgiel. - To...to jest znak, Severusie. On wraca.
- Boisz się, Karkarow? - spytał uśmiechając się drwiąco i unosząc brwi.
- A ty nie?! - ryknął. - Ja w zamian za wolność wydałem kilkunastu śmierciożerców, a ty...ty jeszcze gorzej, przyznałeś się do tego, że spiskowałeś przeciwko Czarnemu Panu z Dumbledore'm!
- Oh, to tylko żałosne kłamstwo, które uchroniło mnie przed Azkabanem. - powiedział cicho.
- Chyba nie spodziewasz się, że przywita nas z otwartymi ramionami? - warknął. Mierzyli się przez chwilę w milczeniu. - Zwiewam stąd, Snape. Po jutrzejszym zadaniu. Tobie radzę to samo.
- Ja nie jestem tchórzem, Karkarow. - wycedził przez zęby.
- To nie pożyjesz długo. - powiedział i wyszedł z pomieszczenia.
Czerwiec 1995r.
Siedząc na trybunach podczas Trzeciego Zadania, Severus starał się zachować spokój,.ale ledwo był w stanie usiedzieć na miejscu. Nerwowo zaciskał i rozluźniał dłonie i rozglądał się. Minęły już ponad trzy godziny od czasu, jak zawodnicy weszli do labiryntu. On i Daniel Sauvage byli jedynymi osobami, które nie okazywały radości, wokół ludzie śmiali się, żartowali i cieszyli, również Dumbledore nie sprawiał wrażenia zdenerwowanego.
Harry Potter zacisnął mocno oczy. Nie chciał tego oglądać, tego co się za chwilę miało wydarzyć. Do ogromnego kotła Glizdogon wrzucił już dziwne zawiniątko, kość zabraną z grobu, do którego przywiązany był chłopak i trochę krwi ucznia, teraz zbliżał nóż do swojej prawej dłoni. Skrzywił się, nie mógł nie usłyszeć ohydnego plusku i przeraźliwego krzyku mężczyzny. Czuł, że te dźwięki będą go prześladować w koszmarach. Mężczyzna szeptał właśnie jakieś słowa nad kotłem, ale Harry nie potrafił ich rozróżnić, to brzmiało jak bełkot. Po chwili usłyszał huk, a niesamowicie intensywne zielone światło przeniknęło przez jego zamknięte powieki. Zmusił się do otwarcia oczu. Ujrzał klęczącego na ziemi Petera i około czterdziestoletniego mężczyznę, który podnosił z ziemi czarną szatę i nakładał ją na siebie. Był wysoki, miał czarne włosy i duże, intensywnie niebieskie oczy oraz śnieżnobiałą skórę. Harry przeczuwał, do czego to wszystko prowadziło, a teraz nie mógł już mieć wątpliwości. Stała przed nim starsza wersja Toma Riddle'a, którego spotkał w formie wspomnienia dwa lata temu. Lord Voldemort powrócił.
Ah, jakaż to rozkosz być wreszcie z powrotem we własnym ciele. Wziął kilka głębokich oddechów napawając się nowo odzyskanym czuciem. Przymknął oczy i oblizał pełne usta. Jakaż to przyjemność czuć powiew wiatru na skórze. Nie doceniał tego wcześniej.
- Moja różdżka, Glizdogonie. - powiedział spokojnie, wyciągając rękę w stronę sługi. Jego głos był dość niski i lodowaty. Pettigrew sięgnął zdrową ręką do kieszeni i nie patrząc na swojego pana, podał mu długą różdżkę. Tom przez kilka minut gładził ją z lubością. - Twoja ręka. - śmierciożerca uniósł lewą rękę, Voldemort podwinął rękaw jego szaty i przyłożył do wypalonego na jego przedramieniu Mrocznego Znaku swoją różdżkę. Mrożący krew w żyłach krzyk ponownie przerwał nocną ciszę. Harry zadrżał z przerażenia. - A więc...teraz się przekonamy. - syknął i wykrzywił usta w kpiącym uśmiechu.
W tej samej chwili Severus Snape zawył z bólu. Siedzący przed nim ludzie odwracali się, by zobaczyć co takiego się stało.
- Ah, przepraszam, Severusie, niezdara ze mnie! - zawołał Sauvage, żeby jakoś to zamaskować. Snape poderwał się i zbiegł z trybun, Sauvage pobiegł za nim. Zatrzymali się na samym dole i weszli do jednej z szatni dla drużyn quidditcha. - Wezwanie? - spytał poważnie. Brunet przytaknął i osunął się po ścianie trzymając prawą ręką lewe ramie. Daniel kucnął przy nim. - Deportujesz się teraz do niego?
- Jeszcze nie. - odparł zduszonym głosem.
- Ale...
- Więcej zyskam, jeżeli odczekam trochę. Muszę najpierw powiedzieć o tym Dumbledore'owi, żeby wciąż był pewien mojej - prychnął - lojalności. - Daniel skinął ze ze zrozumieniem. - Już zdążyłem zapomnieć, jak to boli.- dodał i przetarł oczy.
Przez około pół godziny siedzieli w milczeniu. Sauvage wyjrzał przez drzwi, kiedy usłyszeli donośny trzask.
Na skraju labiryntu leżał nieruchomo Cedrik Diggory a obok niego Harry Potter z pucharem Trójmagicznym w dłoni.
- Wrócili! Harry i Cedrik, ale..coś jest nie tak...- zaczął Daniel.
Severus wstał, żeby samemu zobaczyć, wymienili spojrzenia i wybiegli z szatni.
Severus wstał, żeby samemu zobaczyć, wymienili spojrzenia i wybiegli z szatni.
Wokół chłopców zgromadziło się mnóstwo ludzi, z Korneliuszem Knotem i Albusem Dumbledore'm na czele. Severus przeciskał się przez tłum, chciał sprawdzić czy jego synowi nic się nie stało, czy żyje.
Krzyki, piski i zawodzenia przerażonych uczniów zlewały się w niewyraźny szum. Amos Diggory, ojciec Puchona, płakał ściskając w ramionach syna. Kiedy Snape dopchał się tam w końcu, zobaczył, że Harry'ego już tam nie ma. Całe szczęście, że był tak wysoki. Ponad głowami innych zobaczył jak jakaś postać podtrzymuje inną, byli już przy wejściu.
- Dumbledore! - zawołał w kierunku dyrektora, który starał się uspokoić panią Diggory.
- Severusie, to nie jest odpowiedni moment na...
- Ktoś go zabrał do zamku Dumbledore! - przerwał mu ze złością.
Dyrektor szepnął coś od kobiety i razem ze Snape'm i Sauvage'm podążyli ku budowli. Kiedy dobiegli do środka, krwawe ślady znaczyły drogę do skrzydła szpitalnego. Na miejscu Severus pierwszy otworzył drzwi i wbiegł do środka.
- Drętwota! - krzyknął, a Moody upuścił różdżkę, którą kierował w Harry'ego i upadł głucho na ziemię.
W tym momencie Dumbledore w niczym nie przypomniał dobrotliwego staruszka. Jego twarz, gdy tak patrzył na Moody'ego, wyrażała pogardę i obrzydzenie. Wydawał się być ogarnięty zimną furią.
- Harry, słyszysz mnie? - spytał potrząsając lekko chłopcem, który przytaknął. - Severusie, przynieś proszę Veritaserum i coś dla Harry'ego.
Snape wyszedł bez słowa, a Sauvage usiadł na łóżku. Twarz mężczyzny leżącego na podłodze zaczęła się zmieniać. Nagle schudł, magiczne oko wypadło ustępując miejsca prawdziwemu. Siwiejące włosy zastąpiła słomiana czupryna, odpadła drewniana noga, a na jej miejscu pojawiła się prawdziwa.
- Barty Crouch junior. - powiedział nieco zdziwiony Snape wchodząc ponownie do sali z kilkoma butelkami w rękach. Za nim wszedł Korneliusz Knot i Minerva McGonagall.
- Eliksir wielosokowy - szepnął dyrektor - Już wiemy, kto cie okradał, Severusie.
Brunet podał mu bez słowa butelkę z przezroczystym płynem, a Harry'emu inną, ciemnoniebieską.
- Wypij, poczujesz się o wiele lepiej. - powiedział Sauvage uśmiechając się do niego zachęcająco.
- Co tu się dzieje, Dumbledore?!- wrzasnął minister. - Jeden chłopak jest martwy, drugi ledwie żywy! Zamiast aurora, który miał uczyć w tej szkole jest jakiś...- nie mógł znaleźć odpowiedniego określenia. - Żądam wyjaśnień!
- Niedługo wszystko będzie jasne. Eliksir Prawdy. - stwierdził unosząc butelkę. - Trzeba go przesłuchać. Ale teraz wybaczcie na moment, Severusie? - Obaj wyszli przechodząc do najbliżej klasy.
- Chyba wiesz, o co chcę prosić? Jeżeli czujesz się na siłach? - zapytał przyglądając się mu uważnie.
- Tak. - przerwał mu chłodno. Był jeszcze bledszy niż zazwyczaj, a jego puste, czarne oczy błyszczały.
- Powodzenia - rzekł dyrektor.
Severus wybiegł z zamku. Zatrzymał się dopiero przy bramie. Oparł się o nią i zamknął oczy. Starał się skoncentrować na wietrze, który rozwiewał mu czarne włosy, na cichym śpiewie ptaków, dobiegającym z oddali, na stosunkowo niskiej, jak na czerwiec temperaturze. Po kilku minutach serce zwolniło, oddech wyrównał się, był już spokojny. Przytknął różdżkę do Mrocznego Znaku i deportował się.
Był na cmentarzu w Little Hangleton. Kilkaset metrów dalej stał dwór Riddle'ów. Rozejrzał się, niedaleko stało w kręgu wiele ciemnych postaci. Rozstąpili się kiedy do nich podszedł.
- No, no...kogo my tu mamy? - odezwał się stojący w środku Voldemort - Severus Snape! - zawołał, a jego okrzyk odbił się echem. Nikt się nie poruszał. - Jak to miło z twojej strony...podajesz mi się na tacy... Crucio!
Severus padł na ziemię, krzywiąc się i trzęsąc z bólu. Z całych sił powstrzymywał się przez krzykiem. Czuł się jakby każda komórka jego ciała była rozrywana. Trwało to bardzo długo, w pewnej chwili śmiech śmierciożerców zamienił się w szum, wiedział, że jeszcze moment i zemdleje. I wtedy Voldemort cofnął zaklęcie. Otworzył z trudem oczy. Mężczyzna stał tuż nad nim celując mu w twarz różdżką. Złapał go za szatę i podniósł.
- Chcę żebyś krzyczał, Snape. Masz płakać i jęczeć. Chcę, żebyś błagał mnie o litość, zanim cie zabije! - syknął i odrzucił go na ziemie. - Crucio!
Poczuł, jak któryś z jego organów pękł, chyba płuco, bo nagle zaczął mieć problem z oddychaniem, jak krew wydobywająca się z ran powoli wsiąkała w jego szatę, jak łamie się kość udowa, potem inne..Po godzinie nie był już w stanie ocenić czy to rzeczywistość, czy koszmar. Mimo ogromnego bólu, czuł spokój. Jeżeli teraz umrze, Daniel wrzuci do kosza swoje nie-wtrącanie-się i zabije ich wszystkich. Gdyby miał siłę, uśmiechnąłby się na myśl o tym. Nie powstrzymał jęku, kiedy niewidzialne sznury oplotły jego szyje zaciskając się z każdą sekundą coraz mocniej. Tom Riddle stanął nad nim z mściwą satysfakcją. Kiedy Severus spojrzał mu prosto w tak piękne, jak zimne, niebieskie oczy, otworzył całkiem swój umysł na penetrację. Zaczął przypominać sobie fałszywe wspomnienia, które były jego ostatnim ratunkiem. Voldemort cofnął zaklęcie, brunet przestał się dusić, ale bolała go właściwie każda cząstka ciała.
- Wstań, Snape. - syknął Riddle cofając się o kilka kroków. Śmierciożercy podeszli bliżej, nie rozumiejąc dlaczego ich pan nie zabił zdrajcy, zaczęli szeptać pomiędzy sobą. Gdy oparł się na prawej ręce próbując się unieść, kość chrupnęła głucho i wygięła się pod bolesnym kątem. - Powiedziałem, wstań! - wrzasnął Voldemort.
Sam nie wiedział, skąd odnalazł w sobie resztki sił, wstał bardzo chwiejnie, oparł ciężar na lewej, niezłamanej nodze. Znów potoczyły się pojedyncze śmiechy. Tom podszedł do niego, szarpnął za szatę i przyłożył różdżkę do gardła. Po chwili roześmiał się lodowato i złowieszczo. Puścił Snape'a i rozejrzał się spoglądając na pozostałych śmierciożerców.
- Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. - powiedział cicho. - Uważałem cię za zdrajcę, a ty przez te wszystkie lata wiernie szpiegowałeś dla mnie Dumbledore'a w jego własnej szkole. - klasnął w dłonie. - Powinienem inaczej cie przywitać. - Severus nie miał sił się odezwać, ledwo widział na na oczy, ale poczuł ulgę. - Teraz zostawcie nas samych. - powiedział. - Glizdogonie, ty idź do dworu.
Postacie szybko oddaliły się. Severus doskoczył na jednej nodze do najbliższego grobowca, by móc się o niego oprzeć. Tom odezwał się ponownie, dopiero gdy poplecznicy byli już daleko.
- Cóż, wciąż jestem zbyt porywczy, stąd to... nieporozumienie. - rzekł przechadzając się w tę i z powrotem przed Snape'm. - Wierzyłeś, tak jak inni, że zginąłem, Severusie?
- Panie - wydyszał. - Początkowo tak, nie jestem z tego dumny...ale...- mówienie sprawiało mu ogromną trudność - ...czułem, że to niemożliwe....że nie powinienem opuszczać posterunku obok Dumbledore'a....
- Twoja inteligencja i wytrwałość naprawdę mogą budzić podziw. - odparł i splótł dłonie przyglądając się słudze. - Chcę, żebyś to kontynuował. Być może już niedługo pozbędziemy się Dumbledore'a. Chce wykorzystać do tego syna Malfoy'a. Oczywiście wątpię, by chłopak był do tego zdolny, ale Lucjusz zasługuje na karę. Tymczasem jednak, wróć do szkoły.
Przez chwilę patrzyli jeszcze na siebie, a potem Severus deportował się. Wrzasnął z bólu, był wycieńczony, więc nic dziwnego, że teleportacja nie była kompletna. Upadł bezwładnie na ziemię, jego lewa noga poniżej kolana wyglądała jakby ktoś próbował ją odciąć, lecz zrobił to zbyt nieudolnie. Daniel, który czekał na niego od kilku godzin, od razu pobiegł ku niemu z pomocą. Ból nie ustępował, ale przynajmniej przestał krwawić. Sauvage wyciągnął z kieszeni butelkę Eliksiru Snu i wlał mu do ust całą zawartość. Następnie wziął przyjaciela na ręce i wrócił z nim do zamku.
Dotarłszy do Azkabanu, zaklęciem wyburzył przejście do konkretnej celi, w murze ogromnej budowli. Na uwolnienie innych przyjdzie czas później. Nie umiał nawet sam sobie wytłumaczyć, skąd wiedział, w którym miejscu uderzyć. Przeczucie.
Piękna, ciemnowłosa kobieta nie spała. Wstała, gdy dostrzegła tego, na którego czekała tyle lat. Jej oczy rozbłysły. Wyglądała dokładnie tak, jak ją zapamiętał, jakby nie spędziła kilkunastu lat w najbardziej przygnębiającym miejscu. Długie, czarne loki sięgały jej pasa, twarz jaśniała a usta rozchyliły się w niemym zachwycie. Szarpnął ją za szatę i deportowali się prosto do dworu w Little Hangleton.
- Wiedziałam, że wrócisz, czekałam...- z jej ciemnych oczu wypłynęło kilka łez. Otarł je białym palcem.
- Pamiętasz, Bella, na czym skończyliśmy? - spytał przyglądając się jej.
Zadrżała. Nie zamierzał tracić czasu na dalszą rozmowę. Nie teraz. Zbyt długo czekał. Zbyt bardzo jej pożądał. Przyciągnął ją brutalnie do siebie lokując swoje usta na jej. Przez krótką chwilę wahała się, w końcu jednak odwzajemniła pocałunek. Bez wątpienia to była najwspanialsza chwila w jej życiu. Jej serce biło niesamowicie szybko, policzki zaróżowiły się, a oczy otworzyły szeroko z rozkoszy. Kilkoma sprawnymi ruchami zdarł z niej więzienne ubranie i pozwolił by rozpięła jego szatę. Nie przerywając pocałunku opadli na stare, drewniane łoże. Ona tak bardzo pragnęła jego, a teraz i on jej pragnął. Podobało mu się, przestał myśleć, pozwolił sobie być człowiekiem i czuć. Nigdy wcześniej nie pomyślał, że może to być aż tak przyjemne. Byli jak dwie połówki jabłka, które po latach wreszcie mogły się połączyć. Idealnie do siebie dopasowani. Stanowili jedność.
(!)Kilka tygodni później.
Drzwi dworu Riddle'ów otworzyły się szeroko. Severus Snape szedł szybko w kierunku salonu. Za nim przerażeni człapali Draco Malfoy, Vincent Crabbe i Gregory Goyle. W dużym pokoju stał Tom Riddle, który rozmawiał o czymś przyciszonym głosem z Lucjuszem Malfoy'em. Uniósł brwi gdy zobaczył mężczyznę i trójkę uczniów.
- Obliviate! - krzyknął każdego ze Ślizgonów traktując Zaklęciem Zapomnienia. - Lucjuszu, zajmij się chłopcami, tak jak powiedziałem. - Malfoy skinął, wyczarował trzy nosze i opuścił pomieszczenie ciągnąc uśpionych chłopców za sobą. Snape przez chwilę patrzył się głupio w swojego pana.
- Panie...?
- Oh, wybacz, Severusie, że nie zawiadomiłem cie. - powiedział unosząc kąciki ust. Podszedł do niego bawiąc się różdżką. - Radykalna zmiana planów. Pospieszyłem się. Jak wiesz, zamierzałem przydzielić tym chłopcom konkretne zadania, ale nie... To nie był dobry pomysł. Dopiero zaczął się wrzesień, Ministerstwo nie wierzy Dumbledore'owi i Potterowi, udaje się nam ciągle pozostawać w cieniu. I tak powinno być jak najdłużej. A Drops może się cieszyć, na razie nie będę planował zgładzenia go. Trzeba działać ostrożniej, bardziej wyrafinowanie. Ten plan był prostacki i głupi. - skrzywił się z obrzydzeniem. - Malfoy zabrał ich do siebie, nie będą nic pamiętać o tym, że mieli do nas dołączyć. Wrócą do szkoły po przebudzeniu.
- Rozumiem. - odparł ostrożnie Snape.
- Są ważniejsze sprawy niż stary dyrektor, który pewnie niedługo zupełnie przestanie się liczyć. - zaśmiał się sucho. - Niepotrzebnie ich tutaj przyprowadzałeś, ale to już moje zaniedbanie...byłem zbyt...pochłonięty innym...zajęciem. - rzucił ukradkowe spojrzenie na drzwi od innego pokoju i odchrząknął - Niemniej nic się nie stało. Działamy spokojnie, powoli... z ukrycia - powiedział tonem kończącym rozmowę.
- Tak jest.
Skłonił się lekko i wyszedł.
Skłonił się lekko i wyszedł.
Tom Riddle potarł dłonie. Niezmiernie cieszył się, że zrezygnował z pomysłu użycia Ślizgonów do ataku na szkołę. Być może kiedyś przyjdzie czas na podobną akcję, ale nie...w inny sposób i nieprędko. Z resztą, nie śpieszyło mu się. Teraz przede wszystkim chciał skoncentrować się na tym, jak mógł uzyskać przepowiednię nie ujawniając się. Oh, nie tylko na tym. Otworzył drzwi od sypialni i podszedł do Bellatrix. Wciąż spała, pogładził delikatnie jej piękne włosy. Musiała to poczuć, bo uśmiechnęła się przez sen. Tom nie potrafił określić co takiego jest pomiędzy nimi, nigdy czegoś takiego nie doświadczył. Wciąż był nią nienasycony.
---------------------------------------------------------------
(!) - akcja bieżąca