"Prawdziwy przyjaciel będzie cię kochał zawsze. Nawet albo i szczególnie wtedy, gdy wszyscy pozostali cię znienawidzą."
- Oliver? - zapytał ze zniecierpliwieniem Sauvage. Ktoś natarczywie dobijał się do drzwi jego zamku przez równo dziesięć minut i tym kimś okazał się Oliver Isere. Nie widzieli się od czasu ostatniego Zjazdu i Daniel nie spodziewał się go widzieć przez dłuższy czas, jako że Irlandczyk planował długą wyprawę razem z kilkoma ich znajomymi.
- Cześć - przywitał go ponurym tonem. Wetknął głowę do środka i prędko się rozejrzał. - Mogę wejść?
- Oczywiście - odparł, wpuszczając gościa do środka, następnie zabrał od niego brunatny i nieco przybrudzony płaszcz podróżny. - Myślałem, że już wyruszyliście na Wyspy Antypodów?
- Jeszcze nie. - Odetchnął i ciężko opadł na sofę w wielkim salonie. Miał na sobie kraciastą, fioletowo-czarną koszulę i szary garnitur. - Swoją drogą, ostatnio omawialiśmy sprawę i doszliśmy do konsensusu, że przyjemniej byłoby, gdybyś wybrał się z nami.
- Tak jak mówiłem, najwcześniej będę wolny w następne wakacje - powiedział, przybierając przepraszającą minę. - Napijesz się czegoś?
- Może za chwilę... muszę o czymś z tobą porozmawiać.
- Słucham.
Daniel przysiadł na ramieniu fotela stojącego obok sofy.
- Jest tutaj twój młody uczeń?
- Nie, wyszedł. Dlaczego pytasz?
- Bo to on będzie tematem rozmowy - westchnął. Z kieszeni marynarki wyciągnął zwiniętą w rulon gazetę, po czym rzucił ją Danielowi. - Artykuł na stronie piątej.
Sauvage w zaintrygowaniu rozwinął gazetę i otworzył ją na wskazanej stronie. Mówił o zamordowanym kilka dni wcześniej Robercie Turpinie, jednym z najbardziej znanych i zasłużonych brytyjskich aurorów. Jego ciało znalazł w jego własnym gabinecie partner Turpina, razem prowadzili śledztwa. Ciało Turpina było rozczłonkowane i prawie całkiem pozbawione krwi. Jedynym śladem jaki zostawił sprawca był Mroczny Znak.
Obojętnie wzruszył ramionami.
- Facet nie żyje, co z tego?
- Nic ci się nie skojarzyło? Naprawę? - zapytał z niedowierzaniem. - Dobrze pamiętam te trucizny, które poleciłeś mi gdy wiele lat temu potrzebowałem efektownych trutek. Kadereski chyba najbardziej robi wrażenie.
- Chcesz mi powiedzieć, że to ty zamordowałeś tego Turpina? Po jakie licho?
Oliver ukrył twarz w dłoniach i jęknął cicho.
- Kompletnie zwariowałeś?! Na litość, Sauvage. Chyba niewielu osobom pokazywałeś przepisy Ferocita, nie? I komu ostatniemu?
- Insynuujesz, że to sprawka Severusa? - Parsknął śmiechem gdy tylko rudowłosy przytaknął. - C'est ridicule!
- Uważam, że ten chłopak jest jednym z pachołków Voldemorta, śmierciożercą czy jak ich tam zwą - oświadczył poważnie. - Szczerze mówiąc, nabrałem podejrzeń już po pierwszym kontakcie z nim. Nocne wymykanie się i...
- Nocne wymykanie się? - Daniel uniósł brwi z powątpiewaniem. - Siedziałeś pod jego pokojem?
- Nie, ale dobrze wiesz, że lubię sobie podjeść nocą... A on noc w noc znikał, a nie wygląda na takiego, który wymykałby się na romantyczne spacery w świetle księżyca z jakąś wybranką serca.
- I tylko na tej podstawie sądzisz, że jest...
- Nie - przerwał mu. - Nie tylko na tej. Przede wszystkim zacząłem przyglądać się działaniom tych ludzi, a media donoszą o wszystkim bardzo skrupulatnie. Część ze zgonów przypomina efekty po zażyciu zaawansowanych eliksirów. Takich, jakich przyrządzania powinien się uczyć jeżeli chce zdać egzamin.
- Może i tak, ale jestem bardziej niż pewien, że Riddle ma w swoich szeregach wielu speców od eliksirów.
- Z pewnością ma, dlatego nie byłem pewny. Do czasu Turpina. Chyba żaden z tych speców nie miał okazji zapoznać się z przepisami Ferocita, prawda?
Patrzył na kolegę z wyrazem triumfu na twarzy, jak ktoś kto dowiódł swej racji. Daniel milczał przez dłuższą chwilę.
- Nie, to... nie chce mi się w to wierzyć. Przecież on ma tylko osiemnaście lat!
- A co to, jest jakaś granica wieku? - prychnął. - Moim zdaniem, Daniel, powinieneś uważać na niego i sprawdzić czy chłopak faktycznie jest tym śmierciożercą. Kto wie, może jednak nie jest i ktoś wynalazł truciznę o podobnym działaniu. - Zrobił minę jakby bardzo wątpił w taką ewentualność. Przez parę minut obaj nic nie mówili. - Poczęstowałbyś mnie może gulaszem?
*
Przez kilka kolejnych dni Daniel zastanawiał się nad tym, co powiedział mu Isere. Dalej pracował razem z Severusem w laboratorium, dalej razem jadali i dalej rozmawiali, a on w żaden sposób nie dał po sobie poznać, że cokolwiek podejrzewa.
Tego poranka niechętnie mieszał w swojej misce z płatkami czekoladowymi, rozważając tę kwestię raz jeszcze. Obawiał się zapytać Severusa wprost, gdyż jeżeli nie miał nic wspólnego z Voldemortem, mógł go taką insynuacją bardzo obrazić i ich stosunki mogłyby się ochłodzić. A był już świadom tego, że relacja z Severusem sprawiała mu wiele przyjemności. Nie chciał tego tracić.
- Nie przeczytasz? - dobiegł go głos młodego ucznia.
- Hm? - mruknął pytająco, wyrywając się z zamyślenia.
Chłopak wskazał na kopertę leżącą pomiędzy nimi na stole.
- Sowa właśnie zrzuciła ten list i wyleciała.
- Och.
Daniel wziął ładną, błękitną kopertę do ręki, rozerwał ją jednym ruchem i wyciągnął ze środka list.
Drogi Danielu!
Zwracam się do Ciebie z prośbą, byś wziął pod głęboką rozwagę temat, który omawialiśmy kilka miesięcy wcześniej. Czytasz prasę, wiesz co się dzieje. Thomas Riddle to był najlepszy uczeń jakiego kiedykolwiek miał Hogwart, ale nie mogę oceniać go tylko przez pryzmat osiągnięć akademickich. Jedną z rzeczy, które martwią mnie najbardziej jest fakt, że rekrutuje on swoich popleczników wśród uczniów najstarszych klas. Wiem o wielu tegorocznych absolwentach, którzy przyłączyli się do niego. Boli mnie, że zatruwa umysły młodych ludzi. Tom potrzebuje pomocy i musi zostać zatrzymany ponad wszelką cenę.
Z Twoją pomocą będzie to o wiele prostsze do osiągnięcia.
Mam nadzieję, że list zastał Cię w dobrym zdrowiu.
Albus Percival Wulfryk Brian Dumbledore
- To od Dumbledore'a - powiedział, widząc zaciekawione spojrzenie Snape'a. Odczytał list na głos, uważnie go przy tym obserwując. - Na początku tego roku spotkałem się z nim, rozmawialiśmy o bieżącej sytuacji politycznej... Już wtedy był przekonany, że Riddle interesuje się najstarszymi uczniami Hogwartu i oczywiście nie tylko Hogwartu. Hogwart to tylko jedna szkoła, a w Wielkiej Brytanii są ich setki, ale nie ulega wątpliwości, że jest jedyną tak dużą placówką.
- Co o nim sądzisz? O Dumbledorze?
Mężczyzna wzruszył ramionami, od niechcenia odgarnął do tyłu faliste kosmyki brązowych włosów.
- Do pewnego stopnia go cenię, ale nie specjalnie wyjątkowo. Tak samo jak cenię innych utalentowanych i bardziej lub mniej zasłużonych ludzi. Wiem o nim pewne rzeczy, które sprawiają, że razi mnie gdy jest stawiany na piedestale. Ale nie wątpię, że w tej sprawie ma szczere intencje. Co jednak nie znaczy, że pobiegnę do niego ze wsparciem. - Severus chciał o coś zapytać, ale Daniel uprzedził go swoim pytaniem. - Dopiero skończyłeś szkołę, wiesz coś o tym by siódmoklasiści chcieli dołączyć do Voldemorta?
Severus skrzywił się nieznacznie na dźwięk imienia jego Czarnego Pana, samo to sprawiło, że lekko zapiekło go ciemne znamię na jego lewym przedramieniu.
- Niewiele, prawie nic konkretnego - odparł szybko.
Daniel przyglądał mu się przez chwilę, potem westchnął i odłożył list.
- Później wyślę mu odpowiedź. Pewnie znów będzie zawiedziony moją odmową i za parę miesięcy ponowi prośbę.
- Odmową? Nie chcesz pomagać w ujęciu... tego człowieka? - zapytał, gryząc się w język, by nie powiedzieć "Czarnego Pana".
- Nie - odpowiedział z pogodnym uśmiechem, następnie podał mu dzbanek z zieloną herbatą.
- Dlaczego?
- Cóż... jest kilka powodów. Żaden z nich nie był według Dumbledore'a na tyle poważny by zaprzestać swoich próśb... Po pierwsze, mieszanie się w bieżącą politykę to jedna z ostatnich rzeczy, jakie chciałbym robić. Robiłem to przez całe średniowiecze, a także później... dopiero od paru wieków trzymam się z daleka i bardzo mi ten stan rzeczy odpowiada. Po drugie, nie chcę być traktowany jako osoba, którą wezwie się w sytuacji kryzysowej by sprzątała czyjś bałagan. Po trzecie, za bardzo szanuję Toma, by działać przeciwko niemu. Po czwarte, obserwowanie tego całego zamieszania to świetna rozrywka.
- Szanujesz go? - zdziwił się.
- Tak. Wiem, że te dziesięć lat temu po ukończeniu Hogwartu starał się o posadę nauczyciela, ale Dumbledore mu odmówił, argumentując, iż był zbyt młody. Moim zdaniem nie tylko zbyt młody, ale zdecydowanie zbyt utalentowany, by tkwić w szkole. Rozpoczął podróże, miałem okazję kilka razy się z nim zobaczyć. Jest bardzo zdolny i jestem pewien, że wiele jeszcze dokona, ale osobiście sądzę, że skupia się na nieodpowiednich rzeczach. Jest... pełen gniewu, złości, goryczy i bólu, a sam dobrze wiem, że ta mieszanka popycha człowieka do różnych rzeczy. On zamiast ukoić swoje negatywne emocje, podsyca je. Rozumiem dlaczego to robi, ale żyję już dostatecznie długo, by widzieć wszystkie możliwe końce takiego postępowania.
Severus zawahał się. Na początku przekonany był, że Sauvage wskazałby mu drzwi, gdyby dowiedział się o tym, że jest śmierciożercą, ale teraz to przekonanie prawie znikło. Coś mu jednak mówiło, że Sauvage nie pochwaliłby czegoś takiego, niezależnie od tego jak bardzo szanował Riddle'a. Przywódca to jedna sprawa, jego sympatycy, całkiem inna.
- Czyżbym znów cię zaskoczył? - zaśmiał się Daniel.
- Tak, spodziewałem się trochę inne wypowiedzi. Słów potępienia.
- Nie jestem aż tak przewidywalny. Pamiętaj, że rozmawiasz z kimś, kto przez wiele wieków był rycerzem. A kto raz rycerzem zostaje, na zawsze nim pozostaje.
- Ale działań śmierciożerców nie można nazwać rycerskimi.
- Nie, nie można, absolutnie nie. Chodzi mi o to, że zabijanie ludzi nie jest obcym mi tematem. Zabiłem o wiele więcej ludzi niż Tom Riddle. Chociaż podejrzewam, że on nie zabił wielu, w końcu ma od tego podwładnych - zachichotał. Severus drgnął nieznacznie. - Pewnie winien jestem śmierci większej liczby ludzi niż oni wszyscy razem wzięci. Oczywiście, inne okoliczności, inne pobudki, trochę inne idee... ale nie robi to na mnie wrażenia, naprawdę. Obrzydza mnie w tym tylko... - zaczął, ale zawiesił myśl jakby nagle zgubił wątek i zapomniał, co chciał powiedzieć. Nie czyniąc próby przypomnienia sobie, sięgnął po kubek z herbatą i głośno westchnął.
*
Okropny, przeraźliwy krzyk wypełnił salon dworu Riddle'ów w Little Hangleton. Severus Snape siedział obok Thomasa Riddle'a tuż przy kominku, przyglądając się jak kilkoro śmierciożerców torturuje Avery'ego. Jego samego również często to spotykało. Była to jedna z metod Toma na utrzymanie w swoich szeregach lojalności. Standardowa seria nie doprowadzała torturowanego do nieprzytomności czy ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, ale jeżeli coś poszło nie tak w trakcie wyznaczonego zadania, nieszczęśnik kończył w ciężkim stanie. Mimo to, Severus ani razu nie był świadkiem tego, by Riddle pozwolił zabić któregokolwiek ze śmierciożerców. Śmierć spotykała tylko tych, którzy okazali mu nielojalność.
Prawie trzydziestoletni, wysoki, szczupły i przystojny mężczyzna o gęstych, czarnych włosach, dużym i prostym nosie, dość wąskich ustach i dużych, intensywnie niebieskich oczach, taką aparycję posiadał ten, którego imię bały się wymówić miliony czarodziejów w samej tylko Wielkiej Brytanii. Do tego prawie zawsze był dobrze ubrany, był wielkim estetą i elegancja była dla niego ważna.Odrzucił na drewniany stolik Proroka Codziennego i nie odwracając się od kominka, powiedział do grupki swoich popleczników.
- Dość już tego. - Jęki Avery'ego natychmiast ustały i słychać było jedynie ciężkie dyszenie. - Pomóżcie mu stąd wyjść i zabierzcie się za planowanie eliminowania sędziów Wizengamotu. - Kiedy wyszli, zwrócił się do Severusa. - Jak idzie ci nauka, Snape?
- Dobrze.
- Masz może mi coś do powiedzenia o Danielu Sauvage? Czy zamierza wspomóc Dumbledore'a?
- Nie zamierza, ostatnio Dumbledore przysłał do niego kolejną prośbę o to, ale Sauvage nie chce się angażować.
- Ciekawe - szepnął w zadumie. Nagle wpadł na pewien pomysł i jego usta ułożyły się w cwanym uśmieszku. - A jaki jest twój stosunek do Sauvage'a?
Severus poczuł się trochę zaskoczony tym pytaniem. Trudno mu było przyznać to przed samym sobą, ale dobrze się czuł w towarzystwie Daniela, który zarażał go humorem i rozmawiał z nim jak nikt inny przedtem.
- Szanuję go i jego osiągnięcia.
Riddle wstał i podszedł do dywanika, na którym rozłożyła się Nagini.
- Chcę żebyś go otruł - oświadczył nagle.
- Mam go zabić? Dlaczego?
Mężczyzna cicho zachichotał.
- Mówię ci co masz zrobić, Snape, a dlaczego... o tym się przekonasz.
*
Wybiła już szósta popołudniu. Daniel i Severus od dziesięciu godzin odszyfrowywali jeden ze starych przepisów zapisanych w starożytnych runach. Sauvage miał całe stosy takich pergaminów, eliksiry z nich przygotowywane nie były nadzwyczaj ważne, ale sam proces był świetnym treningiem. Chociaż Severus zdał przedmiot Starożytne Runy na ocenę "Wybitny" to nie było wystarczające by szybko poradzić sobie z tekstem. Oprócz standardowych run dochodziły jeszcze dialekty, interpretacje, szyfry, co sprawiało, że zajęcie było żmudne. Mimo to, całkiem mu się podobało, lubił intensywnie koncentrować myśli tylko na jednym temacie.
Severus zamieszał w kociołku z bulgoczącym wywarem.
- Na pewno aż pięć korzeni rzepy tybetańskiej? - spytał z powątpiewaniem.
Daniel zerknął na tekst oryginału i ponownie na ich tłumaczenie.
- Wrzuć cztery i pół.
Posłusznie to uczynił, po czym wywar zasyczał głośno i zmienił barwę na ciemnogranatową.
- A teraz... piętnaście rybich łusek? Czy czternaście?
- Hm. Spróbujmy czternaście.
Wziął do ręki siedem łusek, Severus drugie siedem. Jednocześnie wrzucili je do kociołka. Mieszanina spieniła się i zaczęła głośno bulgotać. Zerknęli na siebie z niepokojem. Daniel pchnął Snape'a na podłogę, ochraniając siebie i jego przed wybuchem. Buchnął dym, a eliksir rozprysnął się na wszystkie strony, powodując zapalanie się miejsc z jakimi miał styczność. Tak stało się też z rękawami ich koszul. Szaty przeznaczone do pracy w laboratorium szyte były ze specjalnych materiałów, które miały zapewnić maksimum bezpieczeństwa, dlatego też ich skóra nie ucierpiała - chroniła ją wewnętrzna warstwa ochronna szat. Jednak pozostała część materiału płonęła bardzo szybko.
- Aquamenti! - zawołał Daniel, szybko gasząc wszystkie płonące miejsca. - Wszystko w porządku?
- Tak - mruknął Severus, przytykając lewą rękę do tułowia. Starał się nie dopuścić do tego, by Daniel zobaczył jego znamię. - Przebiorę się! - krzyknął, wybiegając z laboratorium.
Wstał, otrzepał się i posprzątał resztki po wybuchu, sięgnął po czysty kociołek i postawił go na zgaszonym palniku. Oczywiście zdążył zauważyć to, co Severus tak skrzętnie starał się ukryć. Mimo, że czuł powinność aby z nim o tym porozmawiać, nie potrafił się do tego zmusić. Miał wewnątrz blokadę, która skutecznie blokowała mu podjęcie tematu.
Tymczasem Severus chwycił z biegu czystą szatę, szybko znalazł się na dole gdzie wyrzucił nadpaloną, przebrał się i przez chwilę stał w miejscu, w progu pomiędzy łazienką, a korytarzem. Próbował skupić myśli. Następnego dnia wieczorem miał stawić się u Czarnego Pana, a Daniela miało nie być od rana do zmierzchu, gdyż miał stawić się na jakieś zebranie jednego ze stowarzyszeń, do których należał. Przyłożył dłonie do twarzy, starał się uspokoić oddech. Dotarło do niego, że jeżeli miał cokolwiek zrobić, powinien to zrobić jeszcze tego dnia, przypomniała mu o tym mała fiolka trucizny, którą schował do kieszeni spodni.
Poszedł do kuchni, nastawił wodę na herbatę, wyjął dwie filiżanki. Czekał. Gdy o tym myślał, wcale mu się to nie podobało. Wcale nie chciał tego robić. Do tej pory w żaden sposób nie kwestionował otrzymywanych rozkazów ani nie okazywał nieposłuszeństwa. Obawiał się czy jego odmowę Riddle uznałby za nielojalność. To było możliwe. Opadł bezwładnie na krzesło. Miał ochotę uciec gdzieś daleko. Z zadumy wyrywał go dopiero świst gwizdka.
Podjąwszy decyzję by po prostu nad sprawą nie myśleć, przygotował dwie porcje herbaty. Do jednej z filiżanek wlał całą zawartość fiolki, a następnie udał się z powrotem do laboratorium.
Zastał Daniela przy organizacji kolejnej porcji składników.
- Pomyślałem, że może chciałbyś się czegoś napić. - Mówiąc to, nie był w stanie spojrzeć mu w oczy.
- Dziękuję ci bardzo! - powiedział wesoło Daniel i przyjął od niego filiżankę.
Severus od razu zabrał się wznowienie pracy nad eliksirem. Czuł jak drżą mu dłonie. Sauvage przyglądał mu się przez moment, potem wziął herbatę i od razu wypił całość. Skrzywił się, polizał podniebienie, by upewnić się, że dobrze rozpoznał smak. Westchnął cicho.
- Wydaje mi się, że to jednak powinny być cztery łuski, a nie piętnaście czy czternaście - powiedział.
Snape kiwnął głową. Nie chciał nic mówić bo czuł się jakby w gardle utkwiła mu połknięta w całości cytryna. Daniel kontynuował z nim pracę jakby nigdy nic. Po dodaniu łusek eliksir miał jeszcze przez godzinę stać na małym ogniu, przed dodaniem ostatnich składników.
- Po co właściwie masz jutro to zebranie? - zapytał nieco ochrypłym głosem.
- Ach, chodzi o... - przerwał, zakasłał kilka razy. - Chodzi o nowe podręczniki do kształcenia akademickiego na wyższych uczelniach. Mamy podzielić opracowanie konkretnych działów dla konkretnych osób, uzgodnić wszystko i formalności... Wiesz, ludzie zwykle dopiero po studiach myślą nad przystąpieniem do Egzaminu Mistrzowskiego.
Uśmiechnął się do Severusa i odszedł od stołu. Zaczął przeszukiwać szafki, aż z jednej z nich wyciągnął sporej wielkości karton. Kaszlał już znacznie, mając przy tym wrażenie, że ktoś pociera jego gardło papierem ściernym. Chłopak wciąż stał przy stole, tyłem do niego. Zaciskał dłonie na srebrnym nożu.
Koszula Daniela nabrała czerwonej barwy gdy na jego torsie nagle pojawiło się kilka głębokich ran. Zakręciło mu się w głowie, przeczuwał że za moment straci przytomność. Już chwilę wcześniej zlokalizował odpowiednie antidotum, ale jedynie postawił je na blacie.
Usłyszał jak Daniel upada na podłogę i w tym momencie poczuł jak poczucie winy, które od momentu w którym usłyszał polecenie od Riddle'a, wisiało mu u szyi jak ciężki głaz, stało się jeszcze cięższe. Nie minęło pięć minut jak poderwał się, podbiegł do Daniela, w panice zaczął rozglądać się za szafką z antidotami, aż jego wzrok napotkał wyjętą przez nauczyciela buteleczkę.
*
Ocknął się dopiero następnego dnia. Zanim otworzył oczy, zakaszlał kilkukrotnie. Ubranie miał zakrwawione, ale na ciele nie było śladu ran i pomijając wyraźne osłabienie, nic mu się nie stało. Potarł powieki i zerknął na zegarek.na lewej ręce. Dochodziła siódma, miał więc jeszcze ponad godzinę czasu by dotrzeć na zebranie.
Usiadł, zamrugał kilkukrotnie by wyostrzyć spojrzenie. Dostrzegł Severusa, który z podkurczonymi nogami i opuszczoną głową siedział w kącie przy kociołkach. Sauvage był zaskoczony tym, że chłopak nie uciekł.
Odchrząknął.
- Dziękuję ci, bez tego eliksiru czułbym się teraz o wiele gorzej.
Na dźwięk jego głosu Severus drgnął ale nie wykonał żadnego ruchu.. Daniel wstał, ziewnął i mocno się przeciągnął, jak ktoś kto obudził się z dobrego snu.
Severus uniósł głowę, ale oczy wciąż wbite miał w lśniącą podłogę.
- Przepraszam, ja nie chciałem, żałuję. Zaraz spakuję swoje rzeczy i wyjdę.
- Nie musisz być tak zestresowany, nie gniewam się na ciebie - powiedział łagodnie.
- Nie gniewasz się na mnie?! Przecież próbowałem cię zabić... - głos mu się załamał. Zacisnął palce na kolanach.
- Wiem - odparł, zbliżając się do niego o kilka kroków. - Umiem rozpoznać, co piję. W większości przypadków nawet po samym zapachu.
Jego ton był łagodny, uspokajający i wyraźnie przyjazny, czego Severus absolutnie nie mógł zrozumieć. Zmusił się, by na niego spojrzeć.
- Dlaczego więc nie zareagowałeś? - spytał, nie kryjąc zdziwienia.
- Zareagowałem, ale nie tak jakbyś się spodziewał. Wyjąłem odtrutkę.
- Ale dlaczego nie wypiłeś jej od razu?
Sauvage uśmiechnął się.
- Byłem ciekaw, co zrobisz.
Severus wytrzeszczył na niego oczy.
- Ryzykowałeś życiem z ciekawości? Nie rozumiem.
Mężczyzna zaśmiał się krótko. Odszedł by rozsunąć zasłony i otworzyć okna. Zerknął przez nie na swój ogród. W nocy musiało padać.
- Przepraszam.
Odwrócił się od okna.
- Tom kazał ci to zrobić, prawda?
- Tak. Nie rozumiem dlaczego on chce żebyś ty...
- Wcale nie chce. Tom doskonale zdaje sobie sprawę z moich kompetencji i wiedział, że rozpoznam truciznę, którą mi podasz.
Severus zmarszczył brwi, to wszystko nie miało dla niego sensu. Oparł kark o krawędź stojącego za nim kociołka.
- Więc... po co chciał żebym to zrobił? W ramach jakiegoś sprawdzianu?
- Tak sądzę, ale bardziej sprawdzeniu mnie niż ciebie. - Severus dalej niewiele rozumiał, ale Daniel nie chciał powiedzieć co dokładnie miał na myśli - W każdym razie, chyba musimy zacząć ten eliksir od początku, znowu - dodał, wyraźnie rozbawiony.
Wskazał na kociołek, w którym mikstura stężała i nie nadawała się już do niczego. Severus patrzył się na niego jakby zobaczył przybysza z obcej planety. Powoli wstał i podszedł do Daniela.
- Dlaczego nie każesz mi wyjść?
- Bo nie chcę żebyś wyszedł. A ty chcesz wyjść?
- Nie, ale...
- No właśnie.
- To jest bardzo dziwne, nienormalne, nie rozumiem.
Daniel przysunął sobie stołek.
- Co jest dziwne?
- Próbowałem cię zabić, powinieneś być na mnie wściekły i w najlepszym wypadku wyrzucić mnie stąd z wilczym biletem.
Mężczyzna roześmiał się jakby Snape opowiedział mu świetny dowcip.
- Nie jestem aż tak przewidywalny.
- Ale ja nie rozumiem.
Daniel westchnął, spojrzał na Severusa i stwierdził, że może faktycznie lepiej będzie gdy powie więcej.
- Nie wypiłem antidotum od razu ponieważ byłem pewien, że mi je podasz. Widziałem jak się czułeś. Od jakiegoś czasu podejrzewałem, że możesz być w szeregach śmierciożerców - Severus skrzywił się i opuścił głowę, wyraźnie zawstydzony - ale nic nie mówiłem bo na dobrą sprawę, to wcale nie jest moja sprawa. I nie, ten incydent nie wpłynął na moje chęci nauczania ciebie.
- Dlaczego? - zapytał dziwnie pustym tonem.
- Ponieważ cię polubiłem, a rzadko zdarza mi się kogoś naprawdę lubić. Może to kwestia wielowiekowego doświadczenia, może czegoś innego, ale mam trochę niestandardowy system wartości. Jednak... och, proszę cię, usiądź. - Snape natychmiast zajął miejsce na swoim stołku. - Jednak chciałbym wiedzieć dlaczego zdecydowałeś na zostanie etatowym mordercą. Na początku nie mogłem w to uwierzyć, ponieważ masz dopiero osiemnaście lat... - Spojrzał na zegarek. - Cholera, muszę iść na to zebranie. - Uśmiechnął się przepraszająco. - Możesz zająć się tym eliksirem, albo jakimkolwiek innym, wybierz sobie co cię interesuje.
- Naprawdę chcesz żebym tu został?
- Oczywiście, że tak - odparł, zarzucając na siebie skórzaną kurtkę. - Jeżeli i ty chcesz. Wrócę dopiero późnym wieczorem, wtedy możemy porozmawiać. Albo nie, jak chcesz. Zrób dokładnie to, co chcesz.
- Daniel! - zawołał za nim. Mężczyzna odwrócił się. - Dziękuję.