NEXT CHAPTER


.

.

12.02.2014

58.
Lily



MUSIC
Fiona weszła do środka i odruchowo zapaliła światło. Przymknęła na moment oczy, delektując się zapachem pomarańczy, cedru i jaśminu, jaki zawsze dzięki ulubionym kadzidełkom Kajusza towarzyszył wstępowaniu w progi ich domu. Po trzech kilkugodzinnych operacjach jedyne na co miała ochotę to długa, relaksująca kąpiel i rozmowa z mężem. Widząc w szafie płaszcz, w którym wcześniej wychodził do biura, stwierdziła, że musiał już wrócić i uśmiechnęła się do siebie. Nim zdążyła wyjść z korytarza, usłyszała dzwonek do drzwi. Przeczuwając, kogo ujrzy, otworzyła przejście.
- Leo.
Mężczyzna uśmiechnął się i uniósł delikatnie trzymaną w dłoniach tacę. Jak zawsze, miał na sobie elegancki, trzyczęściowy garnitur i umiejętnie dopasowane dodatki.
- Przygotowałem kolację.  - obwieścił, wchodząc do środka.
- To miło z twojej strony.
- Dawno już się tak nie widzieliśmy, więc pomyślałem, że przygotuje kilka dań z cielęciny, warzyw... - mówił, gdy szli w stronę kuchni.
Cały dom urządzony został w eleganckim stylu z dominującymi pastelowymi odcieniami zieleni, błękitu, karmelu i szarości. Do jadalni prowadził szeroki korytarz, którego podłogę wyłożono ciemnymi panelami. Dekoracje były oszczędne i bardzo wyważone. Gdzieniegdzie stały jasne wazony z białymi różami i doniczki ze storczykami. Jadalnia miała kształt kwadratu, pośrodku którego ustawiono długi, drewniany stół i bogato zdobione krzesła z tego samego kompletu. Pistacjowy kolor na ścianach współgrał z jasnozielonymi zasłonami i białymi akcentami. Z okna wychodził widok na zadbany ogród. Po jednej ze stron ułożona została kompozycja z odłamków malutkich lusterek, tworząca kształtem mapę dawnego Rzymu. Po chwili usłyszeli ciche kroki dobiegające z długich, krętych schodów, które z pobliskiego korytarza prowadziły na wyższe piętra.
- Zapewniasz mnie, że to to cielęcina?
- Tak - odpowiedział, układając tacę na stole. 
- Na pewno? - spytała, przenosząc spojrzenie z tacy na Leonela.
- Tak. Wiesz, że nie okłamuję przyjaciół.
- Leo, ty nigdy nie kłamiesz, ty manipulujesz prawdą - westchnęła.
- Mój drogi, jakich przyjaciół?
Kajusz wszedł do środka i od razu podszedł do żony. Przytulił ją do siebie i dopiero po tym przywitał się z lekarzem. Miał na sobie kremową koszulę, granatową kamizelkę od garnituru, muszkę oraz spodnie w tym samym kolorze. Leonel puścił tę uwagę mimo uszu, zabrawszy się za rozstawianie wszystkich talerzy i sztućców. By ukryć lekkie zakłopotanie, Kajusz wyszedł po kieliszki i butelkę wina.
- Mój drogi, niestety nie mamy twojego ulubionego...gatunku - powiedział zmartwionym tonem.
- Nie szkodzi - odparł Celter. - Mam pokaźny zapas w lodówce. I jestem pewien, iż to jest równie... apetyczne.
- Mam nadzieję  - szepnął, odkorkowując butelkę.
- Nie widzieliśmy się kilkanaście dni i przyznam, że to według mnie zbyt długa przerwa.
Zajął miejsce naprzeciwko Kajusza i ze skinięciem przyjął od niego napełniony już kieliszek.
- Zaczynałam się martwić, czy nie znudziło ci się gotowanie dla nas.
- Nigdy. Przez cały pobyt Daniela Sauvage w szpitalu, ja sam niewiele przebywałem w domu. Chciałem mieć kontrolę nad jego stanem i chociaż trochę odciążyć Alayę.
- Jak jego wyniki? - spytała z ciekawością.
- Niepokojące. Codziennie robiliśmy badania serca, po paru dniach migotania komór, a najgorsze, że nie byliśmy w stanie ustalić przyczyny. Wykryliśmy niedokrwistość aplastyczną, agranulocytozę i miastenię w dość łagodnej postaci, więc spodziewam się jej remisji, jednak... niewykluczone, że jego stan może się w tym względzie jeszcze pogorszyć. Oprócz tego oczywiście objawy schizofrenii, które stają się coraz bardziej...utrudniające funkcjonowanie. Sądzę, że przyczyniła się do tego sprawa z upublicznieniem faktu o jego chorobie. Bardzo ciężko to znosi. Podejrzewam też chorobę Aspergera, jednak pewne objawy nakładają się z tymi spowodowanymi przez schizofrenię, więc dość trudno to zdiagnozować.
- W takim stanie nie powinien być w ogóle wypuszczany ze szpitala - stwierdziła poważnym tonem.
Kajusz przygryzł lekko usta, wpatrując się w kompozycję na swoim talerzu. Przypominała mu kwiatową wiązankę.
- Też tak uważam, ale on się uparł, a Alaya zawsze zrobi to, czego on zapragnie. Przebywanie w domu byłbym jeszcze w stanie zaakceptować, ale on zdecydował, że nie zrezygnuje z Hogwartu.
- I ona się na to zgodziła?
- Alaya ma świadomość tego, że jej mąż powinien być hospitalizowany, ale wie również, że on bardzo potrzebuje postępować zgodnie ze swoimi decyzjami. Jego pobyt w Hogwarcie szacuję na nie więcej niż kilkanaście dni. Udało mi się przekonać go, by mi obiecał, że zgodzi się zrezygnować gdy stwierdzę, iż jego stan ciągle się pogarsza.
- Im szybciej to stwierdzisz tym lepiej dla niego.
- Tak - przyznał, upijając łyk wina.
Blondyn odłożył sztućce na stół, następnie oparł łokcie o blat i ukrył twarz w dłoniach. Sprawiał wrażenie zmartwionego i przejętego własną bezradnością. 
- Przepraszam, moi drodzy, ale bardzo przykro mi się tego słucha. Tym bardziej gdy pomyślę, o tym co... Leo, znasz to nowe zdanie Marka Denta względem Daniela i Severusa Snape'a, prawda? - spytał. Kontynuował gdy Leonel przytaknął. - Właśnie, a do tego ta sprawa z tabletkami...przecież jak on zacznie je brać, będąc przekonanym, że to lekarstwa... Nie podoba mi się to wszystko. 
- Będę się nim opiekował - oświadczył Leonel.
- Leo, przecież ty sam...dobrze wiesz, co robisz, mój drogi - odparł Kajusz. - I na pewno masz świadomość do czego to doprowadzi. 
Przez kilka minut żadne z nich się nie odzywało, w ciszy zajmując się posiłkiem.
- To bardzo smaczne wino.
- Cieszę się, mój drogi.
Fiona odchrząknęła, spojrzawszy najpierw na swojego męża, a następnie na Leonela.
- Czytałeś już książkę, którą ci dałam? - spytała.
- Tak.
- I jak ci się podoba?
- Bardzo...edukująca.
- Jaka książka, mój drogi?
Jak zdobyć przyjaciela. Sto prostych kroków do przyjaźni - odpowiedział, spoglądając na blondyna znad swojego kieliszka.
Kajusz jakby zmieszał się odrobinę i odwrócił wzrok.
- Mam nadzieję, że...taka lektura ci pomoże, mój drogi.
- Och, na pewno.
Fiona przyłożyła dłoń do ust, by ukryć uśmiech i ponownie zwróciła się do psychiatry:
- Jaki on jest? Sauvage?
- Niesamowicie silny. I mam tutaj  na myśli przede wszystkim siłę psychiczną. Wiemy, że na nic się zdadzą wielkie umiejętności gdy psychika słaba. U niego zdumiewające możliwości idą razem z ogromną siłą psychiczną, a przy tym z wielkim cierpieniem. Jego doświadczenia z byciem odrzucanym przez rodzinę w związku ze swoją chorobą, zaowocowały przeświadczeniem, że każdy go odtrąci gdy tylko dowie się o jego schizofrenii. Nawet przed przyjacielem odgrywał kogoś kim wcale nie jest, chcąc ukryć prawdę o chorobie. Wciąż uważa za nierealne, by ktokolwiek zaakceptował go takim jaki jest.
- A jego żona?
- Alayę uważa za jedyny wyjątek. Myślę, że czuje się przez nią kochany. Trudno byłoby się nie czuć na jego miejscu, biorąc pod uwagę jak wiele ona dla niego robi i jak bardzo stara mu się na każdym kroku okazywać uczucia.
- Trudno się z nim porozumieć? - zapytała, sięgając po swój kieliszek z winem.
Leonel przez chwilę milczał, przyglądając się jak Kajusz kroi mięso na swoim talerzu na drobne kawałki.
- Na pewno nie jest to łatwe. Mówi bardzo chaotycznie, w sposób zdezorganizowany. Często udziela odpowiedzi niepasujących do zadanych pytań. Zdarza mu się też tworzyć neologizmy gdy na myśl przyjdą mu dwa słowa, nie może się zdecydować i w efekcie mówi jedno, które jest ich połączeniem. Zauważyłem, że to u siebie dostrzega i stara się poprawić za każdym razem.
- Z racji zawodu tobie jest łatwiej, ale inni pewnie nie zawsze są w stanie go zrozumieć - powiedziała cicho.
- Rzekłbym, że bardzo rzadko są w stanie go zrozumieć, chociaż on bardzo się stara. Myślę, że rzeczywiście nie ma już więcej sił, by udawać. Dlatego podczas wcześniejszych sesji przyznał się do objawów, do swoich problemów związanych z nimi. Jest już w tak złej kondycji, że szukał pomocy w naszych rozmowach, a jednocześnie wciąż powtarzał, że nic mu nie jest, mając nadzieję, że przyjmiemy tę wersję i damy mu spokój. Jeszcze nigdy nie spotkałem się z tak skomplikowanym przypadkiem.
- Domyślam się więc, że traktujesz sesje z nim...wyjątkowo.
- Tak. To dla mnie nowe doświadczenia jako psychiatry, ale też jako człowieka, bardzo wzbogacające i rozwijające. Mam w sobie szczery podziw dla Daniela.
- Szkoda, że jego organizm długo już nie wytrzyma takiego traktowania, szczególnie gdy dołączy się do tego tę trutkę, którą ma mu podrzucać Mark Dent. Wiedząc o tym, co będzie dalej, wydaje mi się, że lepiej dla niego by było jakby zginął teraz czy w najbliższym czasie. To oszczędziłoby mu cierpienia.
Kajusz przerwał jedzenie i spojrzał ze smutkiem na żonę. Po chwili znów wbił wzrok w stół i nerwowo złączył dłonie. Powinien nabrać do tego wszystkiego dystansu, odsunąć swoje myśli od spraw, które tak bardzo go martwiły, a na które nie miał wpływu. Powinien, ale nie potrafił.Przygnębiające myśli towarzyszyły mu przez większą część dnia, a gdy jeszcze musiał słuchać wypowiedzi na te tematy, zwiększał się jego ból. Upił spory łyk wina i ponownie wziął sztućce do rąk.
- Skazanie tak wybitnego umysłu na zmarnowanie to straszliwa zbrodnia - stwierdził prawie szeptem Leonel.
Blondyn odchrząknął i odruchowo przygładził włosy.
- Bardziej ci na nim zależy niż to pokazujesz, mój drogi - powiedział, przełknąwszy wyjątkowo smaczny kąsek.
- Wydaje ci się.- odparł lekarz, jakby odrobinę zaskoczony taką uwagą.
- Leo, wybierzesz się z nami do Filharmonii w przyszłym tygodniu? - zapytała Fiona, nagle decydując się na zmianę tematu.
- Bardzo chętnie! Jaki repertuar?
- Opera The Miserly Knight.
- Cudownie - uśmiechnął się z zadowoleniem. - Bardzo dziękuję za zaproszenie.
- Wiesz, że bardzo lubimy twoje towarzystwo - powiedziała ciepło i spojrzała na męża. - Prawda, kochanie?
Kajusz uniósł głowę i powoli skinął.
- Oczywiście, mój drogi - rzekł, zerkając na Leonela.
- To wiele dla mnie znaczy - wyznał Celter.
Przez najbliższe dwie godziny trzymali się tematów powiązanych ze sztuką, muzyką i malarstwem. Leonel opowiedział im obrazach Daniela, które robiły na nim wielkie wrażenie ze względu na dopracowanie i szczegółowość każdego z nich, a także ze względu na ogromny przekaz emocjonalny.
- Smutek - mówił. - Ból, żałość...moim zdaniem negatywne emocje są o wiele bardziej przejmujące niż te pozytywne.
Fiona i Kajusz zgadzali się z nim. Potem Leonel przypomniał Fioravantiemu, że nie może doczekać się przeczytania kolejnej jego książki, na co Kajusz odparł, że nie jest jeszcze skończona i speszył się nieco. W miarę ubytku wina w jego kieliszku paradoksalnie czuł się coraz bardziej przytomny i zmęczenie jakby odczuwał bardziej. Kiedy pożegnali się z Leonelem, posprzątał szybko ze stołu i ułożył się na łóżku w sypialni.  Zatapiając się w miękkie poduszki, miał nadzieję tak samo zatopić się we sny. Zaciskał mocno powieki, wsłuchując się w składankę swoich ulubionych utworów Debussy'ego. Nie potrafił ocenić ile mogło minąć czasu, czy dziesięć minut czy godzina, ale w pewnym momencie poczuł cudowną ulgę gdy obok niego ułożyła się Fiona. Pachniała migdałowym olejkiem do kąpieli, a kiedy otworzył oczy, zobaczył że miała na sobie tę białą, koronkową koszulkę, którą tak lubił. Uśmiechnął się z rozczuleniem i pogładził kobietę po włosach.
- Jesteś piękna.
Uniosła podbródek delikatnie w górę i oblizała usta.
- Zawsze wiesz, co w danej chwili powiedzieć. I w którym momencie nie mówić nic - dodała  nieco poważniejszym tonem.
- Tak, moja droga.
- Myślę, że Leonel czuje się teraz bardzo samotny. Od czasu gdy zdał sobie sprawę z tego, że jest samotny zaczął to wreszcie odczuwać. Wcześniej to było jakby poza nim.
- Dlatego dałaś mu ten podręcznik?
- Może tobie też powinnam?
Zaśmiała się krótko, ale w tym śmiechu nie było lekkości ani radości, a mimo to dla niego pozostawał wspaniałym dźwiękiem, kojącym jego umysł. Przymknął na moment oczy.
- Przyznam, moja droga, że obawiam się trochę co z tego wyniknie. Leonel uczący się o przyjaźni z podręcznika...to może być niebezpieczne. Szczególnie dla jego potencjalnego przyjaciela.
- Czyli dla ciebie?
Kajusz odchrząknął i zapadł się głębiej pod pościel.
- Myślisz, że jestem pierwszy na liście kandydatów?
- Myślę, że Leonela bardzo boli to jak go od siebie odtrącasz.
- Moja droga, czy zrobiłem coś niestosownego? - zaniepokoił się.
- Nie. Chodzi mi o to, że teraz gdy on chciałby nawiązać z innym człowiekiem przyjacielską relację to oczywiste, że zwraca się do ciebie, w końcu znacie się tak długo...  On sam nie chce przyjaźnić się z byle kim, podobnie jak ty. Podejrzewam, że sądzi, iż uważasz go za niedostatecznie dobrego, by był twoim przyjacielem i właśnie to go boli.
- Ale...ja...- zmieszał się, nagle czując poczucie winy.
- Wiem - mruknęła, przytulając się do niego. - Proszę tylko, byś miał to na uwadze gdy z nim rozmawiasz. Nawet bies ma uczucia.

*

- Naprawdę?!
- Tak - Harry powtórzył po raz trzeci. 
Usłyszał w słuchawce kolejny wybuch śmiechu przyjaciela i przewrócił oczami. 
- Haha...przepraszam, Harry, ale... haha! To śmieszne! I trochę dziwne. No wiesz... twoja mama i Snape... haha...
- Nie wiem co tak bardzo cię w tym śmieszy.
- Nie zdziwiłeś się?
- Nie bardzo. Już wcześniej wiedziałem, że się przyjaźnili i niedawno dowiedziałem się, że znali się od dzieciństwa, także...cóż...
- Ale wiesz, to dziwne w tym sensie, że najpierw twoja mama chodzi ze Snapem, a potem... poślubia twojego ojca? To jest zastanawiające moim zdaniem. Bo...no...oni byli całkiem różni i się nienawidzili z tego co kojarzę?
- Właśnie.
- Nie ma tam jakiegoś wyjaśnienia tego?
- Może, jeszcze nie doczytałem. Pamiętnika matki nie czyta się jak zwykłą książkę...nie sądziłem, że to będzie dla mnie aż tak trudne. 
- Ach, no tak... rozumiem. To znaczy, nie rozumiem bo nie mam jak w sumie, ale...
- Wiem - przerwał mu ze śmiechem. - Dzięki. 
- Rozmawiałeś może z Hermioną?
- Tak, dzwoniła zanim udali się do Hogwartu, masz pozdrowienia. 
- Super. No dobra... to nie będę ci już przeszkadzał.
- Nie przeszkadzasz, Ron.
- Taak, ale no... masz ważniejsze zajęcie. Pogadamy jutro w drodze do szkoły.
- W porządku. Do zobaczenia. 
Harry odłożył słuchawkę i z powrotem ulokował się w łóżku. Obrzucił jeszcze kontrolnym spojrzeniem swój kufer, ubrania przygotowane na następny dzień i wszystko inne. Następnie sięgnął po leżący na stoliku nocnym pamiętnik Lily. Czytał go od paru dni i musiał robić częste przerwy, bo tak wiele emocji to w nim wzbudzało. Wziął głęboki oddech i otworzył książkę na miejscu, w którym skończył.

MUSIC
12 kwietnia 1978
To był naprawdę świetny pomysł, żeby wracać z Hogwartu na weekendy do domu, tak naprawdę to co weekend się z tego cieszę. Mamy więcej spokoju niż w zamku, a przy okazji ćwiczymy teleportację. Chociaż Severus i tak chyba osiągnął już poziom mistrzowski. (Co wcale mnie nie dziwi.) Poza tym, rodzice są zachwyceni. Akurat teraz wyjechali, więc w domu jest dość pusto. Severus oczywiście od razu zamierzał zająć się nauką, ale na szczęście udało mi się namówić go na spacer. Bo bez przesady! On mógłby już te owutemy z zamkniętymi oczami pisać, a i tak dostałby same Wybitne. Jak powiedziałam, że na pewno będzie najlepszym naukowcem to tylko się uśmiechnął i zmienił temat, pytając czy ja już się zdecydowałam. Dobre pytanie! Jest tyle ciekawych rzeczy! 

13 kwietnia 1978
Severus obudził się w środku nocy i jakby się paliło zaczął szukać swoich notatek odnośnie do jakiegoś tam eliksiru. Pewnie wydawało mu się, że coś źle zapisał i koniecznie musiał to sprawdzić. Udawałam, że się nie obudziłam, zerkając jak stara się być cicho, by mnie nie obudzić. Kochane!
Potem zaproponowałam wyjście na wystawę do muzeum na co spojrzał na mnie z oburzeniem, że przecież egzaminy już niedługo i musimy się uczyć. On to by się tylko uczył. 
Hm. Może nie tylko...całe szczęście, że przewiduje miejsce na jeszcze inne aktywności...
A na wystawę i tak poszliśmy. 

Harry poczuł jak palą go policzki. Napił się wody i na chwilę przerwał czytanie.

23 kwietnia 1978
Dzisiaj odbył się mecz pomiędzy Slytherinem i Gryffindorem. Severus nie poszedł bo przecież musi się uczyć (oczywiście). Opowiedziałam mu, że stracił dobry widok jak Potter prawie nie spadł z miotły bo zahaczył o pałkę pałkarza z drużyny. Slytherin wygrał więc w wieży Gryffindoru panuje dość nieprzyjemny nastrój. Severus z kolei niezadowolony bo w ich Pokoju Wspólnym trwa impreza. Stwierdził, że takie warunki nie nadają się do nauki (kocham go, naprawdę!) i poszliśmy do biblioteki. Poprosiłam, żeby wytłumaczył mi jeden z działów z Eliksirów, ale gdy to zrobił to miałam ochotę się rozpłakać. Nic nie zrozumiałam! Mruknęłam, że jest beznadziejnym nauczycielem, na co odparł, że nigdy w życiu nie trudniłby się nauczaniem. I bardzo dobrze, swoją drogą! Biedni ci uczniowie by byli!

24 kwietnia 1978
Chyba potraktował sprawę ambicjonalnie (w końcu ON nie może być beznadziejny w NICZYM) bo dzisiaj bardzo spokojnie (jak zawsze), powolutku i kwestia po kwestii wytłumaczył mi cały dział. I nagle wszystko stało się jasne! Kiedy zapytał czy rozumiem i powiedziałam, że tak wyraźnie się ucieszył. Chwilę potem dodałam, że jak chce to potrafi uczyć. Haha! Uwielbiam jak robi ten wzrok bazyliszka!

2 maja 1978
Zaczynam się coraz bardziej martwić o Severusa. Widzę, że źle się czuje, że coś go gryzie. On zasłania się nauką, ale to oczywiste kłamstwo. Nie zamydli mi oczu owutemami, oboje doskonale wiemy, że jego wiedza przekracza poziom owutemów i nie ma nawet mowy o stresie przed egzaminami. Martwię się bo to wyraźnie go dręczy, a ma opory przed powiedzeniem mi o co chodzi. 

15 maja 1978
Slughorn zaprosił dzisiaj dwójkę swoich ulubionych uczniów (czyli mnie i Severusa) na pogadankę. Było bardzo sympatycznie chociaż Ognista trochę zbyt szybko uderzyła mu do głowy i zaczął raczyć nas swoim śpiewem, ale gdy Severus skierował rozmowę na eliksiry to Slughorn jakby zaczął troszkę bardziej kojarzyć. Miły wieczór!
Szczególnie, że po wizycie u Slughrona poszliśmy do lochów. 

19 maja 1978
Nauczyciele chyba wreszcie zrozumieli, że nie ma sensu przypominać nam co pięć minut o nadchodzących egzaminach. Chociaż jak widzę takiego Blacka to mam wrażenie, że do niego nadal to nie dotarło. Dla niego i Pottera to chyba swego rodzaju obraza majestatu, by poddawać ich testom. A potem w Pokoju Wspólnym znowu wyczyniali jakieś błazenady. Zachowują się jak małe, rozwydrzone dzieci, a nawet jeszcze gorzej. 
Severus dzielnie zniósł moje narzekania, ale sam niewiele mówił. Ostatnio staje się bardziej małomówny niż był dotąd. 

23 maja 1978
Podczas spaceru natknęliśmy się z Severusem na Remusa Lupina. Twierdzi, że na błoniach najlepiej mu się uczy, szczególnie przy tak pięknej pogodzie. Nie wyglądał najlepiej. Pełnia wypada na czas tuż przed egzaminami i na pewno to go martwi. 
Potter próbował dzisiaj sprowokować Severusa, ale on nawet nie zwrócił na niego uwagi. 
Mam wrażenie, że tacy ludzie jak Potter czy Black to nigdy nie dojrzeją. 

29 maja 1978
Czuję już stres przez owutemami. Niby czuję się też przygotowana, ale...i tak się boję. Severus postanowił uspokoić mnie metodą bardzo dla niego typową. Zadając mi pytania testowe!!! On jest niesamowity.
Ale przyznam rację, upewniał mnie, że podaję prawidłowe odpowiedzi i trochę się uspokoiłam. 
Potem Severus przyjął inną taktykę... moją ulubioną!

31 maja 1978
Widać już po wszystkich siódmoklasistach wzrastające napięcie. Wydawało mi się, że mam halucynacje jak zobaczyłam w Pokoju Wspólnym Blacka uczącego się pilnie! Trzymał książkę do góry nogami, ale to zawsze coś. 

3 czerwca 1978
JUTRO PIERWSZY EGZAMIN. 
Spokojnie, tylko spokojnie. 

4 czerwca 1978
Przebrnęłam przez Transmutację! W moim odczuciu pisemny egzamin był trudniejszy od praktycznego, ale jak później z Severusem jeszcze raz przerobiliśmy pytania to doszłam do wniosku, że na wszystkie odpowiedziałam mniej więcej prawidłowo. On oczywiście na wszystkie podał idealne odpowiedzi. Myślę, że powinni dla niego wymyślić jakąś nową ocenę, coś ponad "Wybitny". 

5 czerwca 1978
Zaklęcia były całkiem proste i przyjemne. Trafił mi się bardzo miły egzaminator!

8 czerwca 1978
Historia i Zielarstwo i już za nami! 
Czuję, że pierwsze napięcie już zniknęło i te egzaminy nie są takie straszne jak się wydaje. 

11 czerwca 1978
Eliksiry!  Podczas egzaminu praktycznego coś  pomyliłam szykując Wywar Herviga. Pamiętałam jak Severus mi o tym opowiadał, że należało dodać jeden ważny składnik, by wywar zmienił barwę z zielonej na kanarkowożółtą, ale nie mogłam sobie przypomnieć o jaki składnik chodziło. Gdy wrzuciłam korzonek rzepy tybetaństkiej to eliksir zmienił kolor na bladożółty. Chyba mogło być gorzej. 
Na teoretycznym mniej się stresowałam i chociaż jestem pewna, ze coś pomieszałam w kilku pytaniach to efekt końcowy powinien być dobry.
Jak przerabialiśmy z Severusem pytania i podawałam mu odpowiedzi jakich udzieliłam, stwierdził, że powinno być z tego Powyżej Oczekiwań i że jest ze mnie dumny. Wzruszyłam się!

16 czerwca 1978
Już jutro ostatni egzamin, a pojutrze powrót do domu! Nie mogę się doczekać! Będziemy mieli z Severusem czas tylko dla siebie. 

17 czerwca 1978
Sądziłam, że gdy dwie osoby się kochają... to  nie rozstają się ze sobą...
Nic nie rozumiem.
Nic.

28 lipca 1978
Transmutacja - W Astronomia - W Opieka - W Zaklęcia - P Obrona - P Numerologia - P Zielarstwo - P Historia - P Starożytne runy - W Eliksiry - P
Nawet takie wyniki nie są w stanie poprawić mi humoru. 
Severus mówił, że dostanę "P" z Eliksirów...
Severus pewnie dostał same "W"... Chciałabym z nim porozmawiać. 
Dlaczego on mnie tak zostawił?!

25 sierpnia 1978
Nie mogę tego znieść.

27 sierpnia 1978
Próbowałam od Kyle'a dowiedzieć się jak mogę się skontaktować z Severusem, ale on też nic nie wie. Albo Severus poprosił go, by nic mi nie mówił...

4 września 1978
A niech sobie będzie tym śmierciożercą skoro tego tak pragnie! Proszę bardzo, nic mnie to nie obchodzi. Wcale. Ani trochę. W ogóle. Nic. 

5 września 1978
Bardzo za nim tęsknię, to tak bardzo boli...

Harry przymknął książkę i sięgnął po szklankę z wodą. To już było ponad jego siły, ale zapisków nie zostało wiele i wolał skończyć przed powrotem do Hogwartu. Z tego wszystkiego wynikało, że Snape zerwał z jego matką tuż po owutemach i to najwyraźniej bez konkretnego powodu. Czy to możliwe, że tylko się nią zabawiał? I gdzie w tym wszystkim był jego ojciec? Dziwnie się czuł czytając jak jego matka niepochlebnie wypowiada się o jego ojcu. Skoro tak go nie lubiła to dlaczego się z nim związała, poślubiła, miała dziecko? Nie wiedział co ma o tym myśleć. Wpisy z obszernych stawały się coraz krótsze, Harry więc podejrzewał, że jego matka musiała naprawdę bardzo kochać i cierpieć po rozstaniu.
Zegar wskazywał już piętnaście minut po północy. Harry przetarł oczy i po kilku minutach wrócił do czytania.

13 października 1978
Całe szczęście, że mogę liczyć na wsparcie Petunii! Nie wiem co bym bez niej zrobiła. 

7 listopada 1978
Nadal nic nie rozumiem. Dlaczego on mi to zrobił? Nie potrafię o tym nie myśleć, zbyt bardzo go kocham. 

12 grudnia 1978
To jest nie do zniesienia. Po prostu nie do zniesienia. Co ja takiego zrobiłam?

28 grudnia 1978
Chyba muszę się czymś zająć bo kota dostanę niedługo. 

3 stycznia 1979 
W mediach mówią o śmierciożercach i Voldemorcie. Ciągle zabijają ludzi. Ciekawe czy Severus też bierze w tym tak aktywny udział... Pewnie tak. Jak ryba w wodzie. 

4 stycznia 1979
Przez ten ból to nawet nie czuję strachu. Boję się tylko o rodziców i Petunię. 

15 stycznia 1979
Dzisiaj dowiedziałam się, że trójka znajomych z Gryffindoru została zamordowana. 
To jest przerażające, brak mi słów...

18 stycznia 1979
Ministerstwo chyba ma sobie za nic to, że wszyscy potrzebujemy większej ochrony. Kolejni zabici, a w tym całe miasteczko na północy Anglii. Czego ten Voldemort chce? Władzy? I zamierza to osiągnąć zabijając wszystkich po kolei? Gdzieś w tym jest błąd logiczny. 

2 marca 1979
Znalazłam u siebie w pokoju stary zeszyt Seva i się rozpłakałam. 

16 marca 1979
Dzwoniłam do Kyle'a i spytałam czy miał jakieś wiadomości od Seva, ale nic mi nie powiedział. I chyba rzeczywiście nie wie, bo wydawał mi się bardzo zmartwiony i przejęty. 
Nie wiem już co mam robić. 

3 kwietnia 1979
Tak bardzo za nim tęsknie, a on sobie pewnie gdzieś biega z innymi śmierciożercami, miotając Avadami wokoło. I dlaczego? Powinien być w tej chwili przy mnie...

8 kwietnia 1979
Petunia twierdzi, że powinnam dać sobie spokój skoro sam mnie zostawił i to w taki sposób, bez żadnego powodu i to... Przecież my się nigdy nie kłóciliśmy! Co najwyżej droczyliśmy się, ale to przecież w ramach żartów...
Kocham go i wiem, że on mnie kocha więc dlaczego tak postąpił?
Nadal nie potrafię tego ogarnąć. 

19 kwietnia 1979
Poszłam na spotkanie Zakonu Feniksa, o którym dowiedziałam się od Kate. Miałam nadzieję, że dowiem się jakichś konkretnych rzeczy, ale Dumbledore bardziej liczy na to, że wszyscy będą gotowi się poświęcić gdy przyjdzie czas na ich kolei. Oczywiście był też Potter. Jak tylko mnie zobaczył to zaczął robić aluzje do Severusa i tego, co teraz robi, że chyba nie najlepiej wybrałam i różnie takie... Myślałam, że jeszcze sekunda i mu przyłożę.  

2 maja 1979
Przyszedł mi na myśl pewien pomysł... Nie mam pojęcia jak ja to wytrzymam, ale mówią, że tonący brzytwy się chwyta. 

4 maja 1979
Kolejne spotkanie Zakonu.
Myślałam, że mi te wszystkie słowa przez gardło nie przejdą, ale dałam radę! Skoro Severus twierdził, że może powinnam być z kimś takim jak Potter to proszę bardzo. Wedle pańskiej sugestii, panie Snape. 
Może on potrzebuje takiego wstrząsu, żeby zrozumieć co tak naprawdę zrobił. Na to liczę. I mam nadzieję, że pocztą pantoflową dowie się o tym niedługo bo nie wiem jak długo ja wytrzymam towarzystwo takiego zadufanego w sobie pacana jak Potter. 

9 maja 1979
Merlinie, jak ja go nienawidzę!

13 maja 1979
Nienawidzę to stanowczo zbyt łagodne określenie. Chodzi cały czas napuszony jak paw, jeszcze tylko brakuje tego, by zaczął stroszyć grzywę. Ciągle mówi tylko o tym jak spotka gdzieś Severusa w ciemnym zaułku i mu pokaże jak postępuje auror ze śmierciożercami. Mam ochotę czymś w niego rzucić. Czymś ciężkim. 

17 maja 1979
Dzisiaj obnosił się ze swoją nową miotłą. Na niej niby to ma szybciej dorwać złoczyńców. Miałam ochotę mu wsadzić tę miotłę do gardła. 
Cierpliwość to cnota.

14 czerwca 1979
O nie, nie, nie, nie, nie.
Czuję obrzydzenie nawet gdy koło niego stoję, a co dopiero gdyby miał...o nie. Nie ma mowy. 

16 czerwca 1979
Nie wierzę. Po prostu nie wierzę. Potter poprosił Blacka (sic!) żeby porozmawiał ze mną na ten temat. Dlaczego nie chcę bliskości Jamesa. Zatkało mnie, a on zaczął opowiadać o tym jakie to ważne, by w związku było zaufanie, że może o tym nie wiem bo Sevowi przecież nigdy nie mogłam ufać (prawie go przy tym uderzyłam), że trzeba traktować partnera... odpowiednio. Że trzeba zaspokajać potrzeby partnera!
Jakiego partnera?!
I jeszcze mówi to Black! Litości, on zmieniał dziewczyny w tempie jedna na tydzień!

19 czerwca 1979
I znowu to samo. Tym razem nie miałam siły słuchać tych głupot i od razu powiedziałam Blackowi, żeby się zamknął. 

24 czerwca 1979
James stwierdził, że pewnie nie chcę seksu bo Severus mnie na tym polu skrzywdził. 
Próbowałam, ale nie zdołałam się powstrzymać przed uderzeniem go. 

30 czerwca 1979
Wykorzystałam całe swoje zdolności aktorskie i chyba udało mi się go przekonać, że po prostu nie jestem gotowa. 
Nie wiem jak długo to jeszcze zdołam znieść. 

14 lipca 1979
I znowu to samo. 

25 lipca 1979
Jeszcze raz wspomni o tym, że nie może się doczekać aż napotka Severusa i mu pokaże, co się robi z "takimi jak on" a chyba ja mu pokażę, co się robi z takimi jak on. 
Właściwie to nie mam nic przeciwko temu, żeby gdzieś na siebie natrafili. Sev na pewno pokazałby mu czego się nowego nauczył, co dla Pottera nie skończyłoby się pozytywnie. 
Bardzo za nim tęsknię.

16 sierpnia 1979
James stwierdził, że go wykorzystuję bo przy nim mogę się czuć bezpieczna.
Litości.

23 sierpnia 1979
Dzisiaj stwierdził, iż ma pewność, że jest dla mnie tylko tarczą ochronną przed niebezpieczeństwem jakie sieją teraz wszędzie śmierciożercy z Voldemortem na czele. A zaraz potem oznajmił iż czuje się za mnie odpowiedzialny i zależy mu na moim dobru i tak dalej i tak dalej...

3 września 1979
Dumbledore poprosił wszystkich gotowych do walki, by udali się do zaatakowanego przez śmierciożerców miasteczka. Potter oczywiście pierwszy poleciał, nawet nic nie myśląc nad sprawą, nic nie analizując. Właściwie to żadna nowość...
Mam nadzieję, że Sev tez jest teraz w tym miasteczku.

19 września 1979
Trzy dni temu Potterowi udało się zabić jakiegoś śmierciożercę i obnosi się z tym jak kura z jajem. Uważa, że wszyscy powinni go chwalić jaki to wielki z niego bohater. A to, że w tej samej akcji zginęło dziesięciu członków Zakonu to jakoś niezbyt go obeszło! Brak mi słów. 

14 października 1979
Już dawno się tak nie cieszyłam!!!
Severus napisał z pytaniem czy moglibyśmy się zobaczyć 28 października (bo akurat będzie mógł być w Londynie) w wybranym przeze mnie miejscu. Tak, tak, tak! A jednak to nie był tak beznadziejny plan jak myślałam!

27 października 1979
Ucięłam sobie bardzo miłą pogawędkę z Jamesem, wyjaśniając mu, że wcale nie chciałam nigdy z nim być. A to wszystko miało na celu tylko zwrócenie uwagi Severusa. Oczywiście powiedziałam mu też bardzo dosadnie co o nim i o jego zachowaniu myślę. 
Zanim wyszłam, zdążył powiedzieć, że jestem taka sama jak Sev.
Cóż, przynajmniej jeden komplement mu się udał. 

29 października 1979
Co za pieprzony tchórz!
Jak się obudziłam to oczywiście już go nie było. I chociaż rozumiem dlaczego tak zrobił to mimo to jest mi przykro. 
Wyjaśniłam mu o co chodziło w tej całej maskaradzie z Potterem, że zupełnie nie rozumiem dlaczego tak mnie wtedy odtrącił. Chciał mojego bezpieczeństwa. Powiedział, że będąc przy mnie nie zdołałby mnie tak ochronić. Że będąc z daleka od niego jestem bezpieczniejsza. Ale ja wcale nie chcę być bezpieczna! Nie, jeżeli to oznacza bycie bez niego.
Rozmawialiśmy. 
A potem...
Tak bardzo tęskniłam za jego dotykiem, za nim...
Powiedział, że postara się to poukładać. Powiedział, że mnie kocha. 
Co do tego to nie mam żadnych wątpliwości. 

Harry zatrzasnął książkę i wyprostował się, siadając. Hedwiga wpatrywała się w niego dużymi, żółtymi ślepiami jakby zastanawiała się co takiego robi. Coś mu się w tym wszystkim nie zgadzało. To wszystko nie pasowało do siebie, nie tworzyło z przyszłością spójnego obrazu. Skoro jego matka tak nienawidziła Jamesa i tak naprawdę to nie można nawet powiedzieć, żeby byli związku to jakim sposobem... Chyba, że... Jeszcze raz zerknął na datę. Końcówka października? Poczuł jak z jakiegoś powodu jego serce zabiło szybciej i natychmiast wrócił do czytania.

10 listopada 1979
Jestem w ciąży!
Nawet nie wiem jak to opisać, bardzo szczególnie się czuję. Chyba trochę się boję bo to trochę wcześnie i w skomplikowanej sytuacji, ale bardzo się cieszę!

Wpatrywał się w ostatnie zdania, pozwalając by ich sens docierał do niego powoli. W ciąży? Jego matka była w ciąży tylko raz i... Zamknął pamiętnik, ledwie zdając sobie sprawę z tego, że jednocześnie wstaje z łóżka. Jak w transie podszedł do okna i otworzył je na oścież, wpuszczając do środka chłodne powietrze. Był zszokowany, jak każdy, kto dowiedziałby się, że jego życie oparte było na kłamstwie. Wielu kłamstwach, poprawił się w myślach. Wcale nie był synem Jamesa Pottera, jego matka nigdy nie kochała Jamesa Pottera, oni nigdy nie... Oparł się bezwładnie o parapet, przyglądając się jak jakieś dwa koty bawią się ze sobą na chodniku przed domem. Trudno mu było samemu sobie określić jak się czuje, trochę jakby ktoś uderzył go czymś ciężkim w głowę i jednocześnie oblał zimną wodą. Czuł też dziwny spokój połączony z czymś, czego nie potrafił zidentyfikować. Uśmiechnął się lekko, obserwując jak koty zaczynają biegać za sobą w  kółko. I nagle poczuł się o wiele mniej samotny niż do tej pory.
W pewnej chwili odwrócił się od okna i podszedł do biurka, otworzył szufladę, do której schował wszystkie zdjęcia, które znalazł w pamiętniku Lily i zaczął ja na nowo oglądać. Przyglądając się swoim rodzicom, instynktownie zaczął doszukiwać się podobieństw pomiędzy sobą, a Severusem Snapem. Obaj mieli gęste, czarne włosy, jasną cerę. Dopiero teraz zauważył jak podobne mieli usta, brwi i kości policzkowe. W tej chwili przypomniał sobie sytuację z początku tego roku gdy Slughorn mówił do Severusa o tym, że nie widzi w Harrym ani kropli Jamesa Pottera  i że przypomina mu kogoś innego, ale nie może określić kogo. Nie mógłby widzieć bo James Potter wcale nie był moim ojcem, pomyślał Harry. I w tym momencie poczuł ulgę, jakby ktoś zabrał od niego wielki ciężar.
Starał się dopasować w myślach wszystkie elementy układanki, ale wciąż wiele rzeczy się nie zgadzało, jakby niektóre kawałki znalazły się tam przez przypadek, albo zostały podrzucone z innego zbioru. Kiedy spojrzał na zegar, ten wskazywał już czwartą nad ranem. Wrócił do łóżka i sięgnął po książkę z nadzieją, że znajdzie tam kolejne odpowiedzi.

16 listopada 1979
Nie wiem, co robić. Chyba nie mogę nic zrobić! To przytłaczające. 
Byłam na spotkaniu Zakonu. Dumbledore poprosił mnie i Pottera o rozmowę na osobności, ale zanim zaczął mówić, ja wyjaśniłam, że my nawet nigdy nie byliśmy razem, że to wszystko... Powiedziałam jak sprawa wygląda i że w związku z ciążą na pewno nie zamierzam się aktywnie angażować w jakiekolwiek inicjatywy. Na to Dumbledore rozpromienił się i oznajmił, że nie mógł oczekiwać lepszych wiadomości. 
To, co potem powiedział, przeraziło mnie. 
Opowiedział o jakiejś przepowiedni. O tym, że to ma być pułapka na Voldemorta. Naprawdę? I taki człowiek jak Voldemort miałby się nabrać na jakąś bujdę z przepowiednią? (Przecież wszyscy wiedzą, że to mity!) Na to profesor stwierdził, że na pewno Voldemort potraktuje sprawę ambicjonalnie i nawet z czystej zabawy zastosuje się. Nie wyjawił jeszcze jak dokładnie ma brzmieć  ta przepowiednia (ponoć pracuje nad tekstem), ale powiedział, że potrzebuje przy tym mojej i Pottera pomocy. "Poprosił" żebyśmy z Potterem udawali parę. Mamy udawać, że nawet wzięliśmy ślub!!! I o wszystkim ma wiedzieć tylko nasza trójka. 
Nie zgodziłam się. 

24 listopada 1979
Już kolejny dzień z rzędu Dumbledore i Potter próbują na mnie wymóc zgodę i zastosowanie się do planu.
Mam ochotę gdzieś uciec, jak najdalej. 

27 listopada 1979
Twierdzą, że dzięki temu będę bezpieczna. Że bez ochrony na pewno zginę, a przecież powinnam myśleć o dziecku. 

30 listopada 1979
Dumbledore zapewnia mnie, że nie muszę nawet mieszkać z Potterem, że to wszystko tylko do planu, do czasu jego zrealizowania. 
Tak bardzo potrzebuje Severusa...

3 grudnia 1979
Zgodziłam się ale tylko ze względu na dziecko. Boję się, że rzeczywiście coś mogłoby mi się stać. Wydaje się, że z ochroną rzeczywiście będzie bezpiecznie. 
Nie podoba mi się to wszystko, ale nie wiem co mogłabym zrobić. 

15 grudnia 1979
Dumbledore zabronił się z kimkolwiek kontaktować. Black nie wie o szczegółach planu, sądzi, że naprawdę z Potterem jesteśmy razem! I ciągle robi o tym jakieś uwagi... 
Ledwie to znoszę. 

4 stycznia 1980
Ciągle ktoś przy mnie jest. Ludzie z Zakonu, Potter, Black... Mam zakaz pisania do kogokolwiek, nawet do Severusa i Petunii! Próbowałam się z tym nie zgodzić, ale nie mam siły się wykłócać, a oni wywierając na mnie ogromną presję, że przecież od tego zależy powodzenie planu... złapania Voldemorta... że to przecież ważniejsze. 
Jest mi bardzo trudno, czuję się bardzo, bardzo samotna. 

9 stycznia 1980
Dzisiaj są Severusa urodziny.
Mam nadzieję, że nic mu nie jest. 
Nawet nie mogę mu powiedzieć, że będzie ojcem...

21 lutego 1980
Nic. Zupełnie nic.

3 marca 1980
Staram się dobrze trzymać, nie denerwować się, ale to bardzo trudne. 
Potrzebuje wsparcia, a nie mam skąd go otrzymać. 

...

20 czerwca 1980
Dzisiaj Dumbledore przedstawił nam pełny tekst przepowiedni, którą wymyślił. Jestem przerażona!!!
On stawia w zagrożeniu nie tylko mnie, dziecko i Pottera (chociaż on akurat mnie nie obchodzi) ale też Longbottomów! I to tylko dlatego, że akurat teraz Alice też jest w ciąży i blisko porodu! 
Boję się.
Bardzo się boję i chciałabym żeby Severus był przy mnie. 

25 lipca 1980
Napisałam list do Severusa. 
Ponoć Voldemort wie już o tej przepowiedni. 
Mam (chyba złudną) nadzieję, że nie zwróci na coś takiego uwagi.

1 lipca 1980
Oboje z Harrym czujemy się dobrze. Jest zdrowy i absolutnie cudowny!!! Całe trzy kilogramy, sześćdziesiąt centymetrów i dziesięć punktów Apgar!!! Po mnie ma zielone oczy, ale włosy, cerę całkiem po Severusie! Żałuję, że nie mógł tutaj być, na pewno by chciał. I przykro mi, że nie miałam możliwości skonsultowania się z nim w sprawie imion....
Dumbledore próbował na mnie wymusić, bym w ogóle nie podawała danych ojca, ale on chyba już naprawdę całkiem na głowę upadł!!!

4 lipca 1980
Dumbledore stwierdził, że przechowa akt urodzenia Harry'ego i moje dokumenty. Ktoś powiedziałby, że to miłe z jego strony, że tak się interesuje i stara pomagać, ale ja wiem, że on po prostu chce mieć nad wszystkim pełną kontrolę. 

21 lipca 1980
Dzisiaj Dumbledore przestawił kolejną część swojego jakże genialnego planu. Ma dom w Dolinie Godyrka i prosi bym się tam z Harrym przeniosła. Co do Pottera to ma się tam pokazywać, a potem dopiero mieszkać. Na szczęście ten dom jest ponoć duży, więc nie będę musiała się z nim za bardzo stykać. Plan wygląda tak, że staramy się zmylić Voldemorta. Podczas gdy przebywamy w Dolinie Godryka on ma być pewien, że to tylko aurorzy, którzy zażywają Eliksir Wielosokowy, by wprowadzić go w błąd. Ma dojść do wniosku, że prawdziwymi są ci, którzy w istocie będą właśnie udającymi nas aurorami i będą przebywać w innym miejscu. (Nie powiedział gdzie.) I tak samo jest ponoć z Longbottomami. Dumbledore twierdzi, że to kwestia czasu, aż Voldemort wpadnie w zasadzkę. 
Nie podzielam jego optymizmu. 

15 września 1980
Czuję się jak ptaszek w klatce. Black ciągle tu przesiaduje i ma za zadanie pilnować niby to mojego bezpieczeństwa, ale wydaje mi się, że Dumbledore'owi chodzi bardziej o to, bym nie kontaktowała się z Severusem. 

2 października 1980
Harry zaczyna coraz więcej się odzywać! To pojedyncze głoski, ale widać, że testuje gardełko. 

4 stycznia 1981
Mogłam wziąć udział w kilku zebraniach Zakonu, ale nie miałam możliwości nawet chwilę porozmawiać z Severusem. 
To boli. Jedynym pocieszeniem jest to, że wiem, iż on potrafi mnie zrozumieć bez słów. 

9 stycznia 1981
Bardzo chciałabym, żeby Severus mógł być teraz przy nas.
Jest w tak wielkim niebezpiczeństwie pogrywając z Voldemortem, że w każdej chwili boję się czy nic mu się nie stało.

15 lutego 1981
Severus tak wiele ryzykuje, działając jako szpieg, a Potter ciągle robi na jego temat te swoje idiotyczne uwagi. Już nie ma odwagi mówić tak prosto do mnie, ale z Blakiem chyba nadal nie mają ciekawszego tematu do rozmów. 

23 lutego 1980
Dla dodatkowego bezpieczeństwa ustanowili Petera Strażnikiem Tajemnicy. Najpierw miał to być Black, ale stwierdził, że Peter się lepiej nada, bo nim Voldemort na pewno się nie zainteresuje. 
A pff! W moim odczuciu Black jest po prostu tchórzem, który nie chce brać na siebie odpowiedzialności. 

19 marca 1981
Zaczęło się już konkretne gaworzenie. Jest niesamowity!

4 kwietnia 1981
Pierwszy raz usłyszałam "mama"!!!

14 maja 1981
Rozmawiałam dzisiaj z Dumbledorem, co jeżeli Voldemort nie da się nabrać i zjawi się w Dolinie Godryka... Stwierdził, że na pewno tak nie będzie. Mimo to wcale się nie uspokoiłam. 

26 maja 1981
Poprosiłam Dumbledore'a by powiedział mi czy mogę zrobić cokolwiek jeżeli jednak Voldemort nas zaatakuje. Znów zapewniał mnie, że absolutnie nic mi nie grozi, ale po namowach opowiedział mi o pewnym dawnym zaklęciu. W ostateczności mam możliwość poświęcenia się dla Harry'ego i tym mogłabym go chronić. 

17 czerwca 1981
Mam złe przeczucia.
Napisałam trzy listy. Do Severusa, Harry'ego i Petunii. Poprosiłam Dumbledore'a by je przechował i przekazał im w razie gdyby coś mi się stało. 

23 czerwca 1981
Pojutrze spotkam się z Petunią. Przekażę  jej część moich rzeczy, ten pamiętnik. Gdyby coś mi się stało, będzie mogła go odczytać dopiero gdy przeczyta list, który w takim wypadku profesor jej przekaże. Nie mogę jej wiele powiedzieć, ale bardzo się za nią stęskniłam i cieszę się, że w ogóle się zobaczymy. 

24 czerwca 1981
Niby wszystko jest w porządku ale bardzo się boję. Niby mamy ochronę prawie całą dobę, ale ciągle czuję niepokój. Coś mi w tym całym planie Dumbledore'a nie pasuje, jakby były jakieś luki...

25 czerwca 1981
Bardzo ich kocham!
Dwójka najważniejszych mężczyzn w moim życiu.
Severus i Harry.

To był ostatni wpis. Kilka dni później Lily Evans zginęła, stając pomiędzy oprawcą, a swoim dzieckiem. Nigdy nie poślubiła Jamesa Pottera i nigdy nawet nie była z nim w prawdziwym związku. Dumbledore wykorzystał ich wszystkich. Lily, Severusa, Jamesa Pottera, Franka i Alice Longbottomów i samego Riddle'a. Po co to zrobił? Po co wymyślił taką grę? Jak w ogóle mógł wpaść na taki pomysł?
Harry przekartkował pamiętnik, upewniając się, że nie ma w nim już więcej notatek i wtedy wypadła z niego na podłogę cienka koperta. Dopiero gdy po nią sięgnął, zauważył jak drżą mu dłonie. Oprócz tego wciąż czuł przyspieszony puls i nasilający się ból głowy, a jakby tego było mało czuł się jakby go mdliło. Dopił do końca wodę i powoli, delikatnie rozerwał kopertę.
Kilkanaście minut później list wysunął się z jego ręki, a po jego policzkach zaczęły spływać łzy.

- Harry! Harry, wstawaj!
Z trudem otworzył oczy. Od razu zraziło go jasne światło słońca, przedostające się przez odsłonięte i otwarte okno. Czuł się okropnie niewyspany, a głowa wciąż go bolała. Przetarł twarz i spojrzał w górę. Dudley stał przy jego łóżku, przyglądając mu się z czymś, co przypominało zaciekawienie.
- W porządku? - spytał.
- Jasne - odparł cicho i ziewnął.
- Przyszedłem cię obudzić bo już po dziesiątej, a chyba na jedenastą masz pociąg, nie?
- Tak, dzięki.
- Śniadanie czeka na dole - dodał wesoło i wybiegł z pokoju, zapewne sam nie mógł się doczekać aż zje swoją porcję.
Nałożył okulary i omiótł pokój wzrokiem. Hedwiga drzemała spokojnie w swojej klatce, pohukując cicho. Po chwili wstał, szybko pościelił łóżko, podniósł list, który następnie włożył do pamiętnika, a ten z kolei schował do kufra. Czuł się nieprzytomnie i miał wrażenie jakby w środku kłębiły mu się wszelkie możliwe emocje. Szok, radość, złość, smutek, żal, ulga i tęsknota. Przede wszystkim jednak czuł się bezpiecznie jak jeszcze nigdy wcześniej.
Ubrał się najszybciej jak potrafił i zabierając wszystkie spakowane rzeczy oraz klatkę z sową, zszedł na dół. Dudley zajadał się właśnie surówką i wyglądało na to, że wcale nie cierpiał katuszy, będąc na diecie. Swoją drogą, pomyślał Harry, owa dieta przynosiła widoczne rezultaty - jego kuzyn stopniowo przestawał być szerszy niż wyższy.
- Witaj, chłopcze - przywitał się z nim wuj Vernon.
On sam pozostawał potężnym, krzepkim mężczyzną z krzaczastymi wąsami, ale zdecydowanie wyglądał lepiej niż dotychczas, zdrowsza dieta najwyraźniej mu służyła. Harry zajął miejsce pomiędzy nim, a Dudleyem i przysunął sobie talerz z grzankami. Dopiero po chwili zauważył, że kuzyn obserwował go z zaciekawieniem, jakby czegoś oczekując.
- Jedz prędko bo niedługo musimy wychodzić - przypomniała mu Petunia, gdy tylko weszła do kuchni.
Przytaknął, nie patrząc na nią. Czuł się tak jakby wcześniejszego wieczoru przesadził z Ognistą, ale nie potrafił określić czy to uczucie wynikało bardziej z niewyspania czy bardziej z szoku, w którym wciąż trwał. Napił się soku i zerknął w stronę telewizora, gdzie właśnie nadawano wiadomości.
- Wszyscy zbiegli przestępcy to seryjni mordercy. Są uzbrojeni i nadzwyczaj niebezpieczni. Gdyby ktokolwiek z państwa zauważył któregokolwiek z nich, bardzo prosimy o kontakt pod numer specjalny widoczny na dole ekranu.  Kolejna wiadomość dotyczy nowych rozporządzeń wprowadzonych przez Premiera. Zgodnie z nową ustawą, obywatele będą mieli prawo zapoznać się z nowym prawem dopiero w przyszłym tygodniu i...
- Skandal - skomentował Vernon, popijając kawę.
- Masz na myśli tych zbiegów czy politykę?
- Wszystko - odparł z irytacją.  - A tamtych powinni od razu skazywać na kastrację czy co tam jeszcze... Taki by dwa razy pomyślał zanim by kogoś zabił.
- Masz rację.
- Oczywiście - zagrzmiał i zerknął na zegarek. Następnie wstał z miejsca. - Ja idę już do samochodu, pośpieszcie się.
Dudley skończył swoją surówkę i utkwił spojrzenie w Harrym z taką miną jakby bardzo chciał coś powiedzieć, ale wahał się w obawie przed czymś.
- Mogę też jechać? - spytał matki.
Petunia zerknęła na Harry'ego, ale ten dalej w spokoju jadł swojego tosta, przyglądając się emitowanej akcji ratunkowej z jakiegoś pożaru na południu Anglii.
- Tak.
- Super.
Gdy tylko wyszedł, Petunia podsunęła w stronę Harry'ego niewielkie, drewniane pudełko. Zmusił się do tego, by oderwać wzrok od ekranu i spojrzeć na nią.
- Jak się czujesz? - zapytała z wyraźną troską.
- Dziwnie - odpowiedział. - Ale dobrze. Tylko... nie rozumiem dlaczego dopiero teraz? Dopiero tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego?
- Chciał żebyś miał spokojne wakacje - odparła cicho.
Poczuł jak kąciki jego ust mimowolnie unoszą się, układając w lekkim uśmiechu. Jego ojciec chciał, żeby miał spokojne wakacje. Jego ojciec. Wydawało się to zupełnie nierzeczywiste, a jednak było całkowicie prawdziwe i niesamowite. Otworzył pudełeczko. W środku zobaczył małą fiolkę z charakterystyczną substancją wewnątrz.
- Pomyślałam, że Lily chciałaby, żebyś mógł je zobaczyć.
Wspomnienia.
Westchnął i schował fiolkę do kieszeni marynarki.
- Dziękuję.
Podróż do Londynu minęła bardzo szybko i nim Harry się obejrzał, byli już na dworcu. Przez drogę zastanawiał się nad minionymi latami, w czasie których ktoś ciągle się o nie troszczył i nie był to wcale Dumbledore, który najchętniej pewnie wmanipulowałby go we wszystkie swoje wielkie plany i postawił na piedestale jako tego, który ma jakimś tajemniczym sposobem ochronić świat przed złem. A w rzeczywistości robiąc z niego tylko coś w rodzaju maskotki, swoją posłuszną marionetkę, którą mógłby sterować wedle własnego uznania. Tak jak sterował innymi, a w tym jego matką. Jak bezczelnie i bez skrupułów wykorzystywał wszystkich, którzy chcieli działać po jego stronie. Kto mu kazał wymyślać przepowiednię? Narażać niewinnych ludzi? Niemowlęta? Na samą myśl o tym robiło mu się niedobrze.  Jego matka zginęła, bo Dumbledore wymyślił sobie taki plan. On sam przez lata był okłamywany i trzymany w fałszywych przekonaniach, bo tak sobie wymyślił Dumbledore. Nie dano mu możliwości wychowywania się przy własnym ojcu, ponieważ tak sobie wymyślił Dumbledore. I na dodatek Syriusz Black, który zainteresował się nim tylko dlatego, iż sądził, ze jest synem jego najlepszego przyjaciela. Zapewne właśnie dlatego nie chciał już żadnego kontaktu z nim - dowiedział się, że to wcale nie była prawda. Odetchnął kilkukrotnie, by w środku stłumić wrzące uczucie wściekłości. Pomogło w tym wyjście na świeże powietrze.
Dudley uparł się, że też go odprowadzi, ale ku uldze Harry'ego wuj pożegnał się z nim jeszcze w samochodzie. Do odjazdu pociągu pozostało już niewiele czasu i musieli się śpieszyć, lawirując pomiędzy innymi podróżnymi. Gdy dotarli do barierki pomiędzy dziewiątym, a dziesiątym peronem, Petunia podeszła do Harry'ego i pierwszy raz w życiu tak mocno i szczerze go przytuliła. Poczuł jak drżą jej dłonie i silny zapach całkiem ładnych, kwiatowych perfum.
- Uważaj na siebie - powiedziała cicho.
- Będę - zapewnił.
- Udanego roku! - zawołał Dudley, podając mu rękę.
- Tobie też, Wielki De.

Kiedy przebiegł przez barierkę, poczuł w sobie specyficzne napięcie. Jakby rozpoczynał nową, długą podróż, której cel pozostawał nieznany. Do jedenastej zostało zaledwie kilka minut, prawie wszyscy byli już w pociągu. Harry dojrzał w oddali Rona, który wychylał się przez okno jednego z przedziałów. Pomachał do niego i wskoczył do najbliższego wagonu. Wewnątrz na korytarzach wciąż panował tłok, co zirytowało go nieco bardziej niż można by to uznać za naturalne. Chciał jak najszybciej dostać się do przedziału, by zająć miejsce przy oknie i móc w spokoju oddać się zadumie.
- Przepraszam, przepraszam - mruknął, przepychając się pomiędzy innymi uczniami i taszcząc za sobą kufer z pohukującą Hedwigą, wyraźnie niezadowoloną z takiego transportu.
Zanim udało mu się przedostać na odpowiednie miejsce, chcąc nie chcąc usłyszał wiele rozmów. Wszystkie tyczyły się plotek o Danielu Sauvage, większość rozmawiała też o Dumbledorze, niektórzy o nowym Ministrze.
Widząc czekających na niego Lunę, Rona, Ginny i Neville'a, odetchnął z ulgą.
- A ty nie powinieneś być w przedziale dla prefektów? - spytał Rona, po tym jak wcisnął swój kufer na półkę bagażową.
- Aaa tam! - machnął ręką Weasley.
- Hermiona z nami nie jedzie, więc Ron wykorzystuje okazje, by migać się od obowiązków - skomentowała ze śmiechem Ginny.
- Jak tam wyniki sumów? - zagadał Neville. - Myślicie, że dopuszczą mnie do Transmutacji z "zadowalającym"?
- Może? Skoro teraz McGonagall jest dyrektorem to pewnie nie będzie już uczyć, nie?
- Nie wiadomo - powiedziała spokojnie Luna. - Po tak wielu zmianach jakie zaszyły to wcale bym się nie zdziwiła gdyby znów nas czymś zaskoczyli.
- Harry - zwrócił się do niego Neville. Jego mina wyrażała zaciekawienie i zaniepokojenie. - Naprawdę nie dostałeś swoich wyników?
- Nie chciał uwierzyć - zaśmiał się Ron.
- Tak - odparł, wzruszając ramionami. - Pewnie dostanę jak będziemy już w zamku.
- Kurczę, ja to bym się okropnie denerwował.
Harry uśmiechnął się lekko. On też się denerwował, ale teraz gdy wiedział już dlaczego nie otrzymał swoich wyników w normalnym trybie, nie widział w tym względzie powodów do irytacji. Przypomniał sobie sytuację podczas wesela Billa i Fleur, gdy Dumbledore przekazywał jakieś dokumenty Snape'owi i ten zapewnił go, że absolutnie nie są z nim powiązane. Ojciec, poprawił się w myślach.  Teraz wiedział, że to było kłamstwo, ale całkowicie zrozumiałe. Uśmiechnął się trochę szerzej.
- Wszystko w porządku?
- Dziwnie wyglądasz - dodała Ginevra.
- Nic mi nie jest - odpowiedział, nie do końca zgodnie z prawdą.
Ron przyjął tę odpowiedź bez podejrzeń i rozłożył się na swoim miejscu, masując się po brzuchu i tęsknie wypatrując wózka ze słodyczami. Luna jednak nie spuszczała z niego spojrzenia bystrych, jasnoszarych oczu. Zawsze gdy tak na niego patrzyła miał wrażenie jakby prześwietlano go promieniami Roentgena. Bezgłośnie poruszył ustami, jakby mówił:"później", na co skinęła delikatnie głową i jakby nieco się uspokoiła. Zastanowił się, co by się stało jakby teraz im opowiedział dlaczego "dziwnie wygląda". Byliby w szoku, Ron pewnie by zemdlał i chyba tylko Luna by okazała radosne zaskoczenie. Czasami miała skłonność do przesadnej szczerości, która wiele osób wprawiała w zakłopotanie, ale Harry bardzo to w niej lubił, bo doskonale potrafiła dobrać słowa tak, by np. podkreślić czyjś nietakt lub zmusić kogoś do reakcji. Długie, jasne włosy miała zaplecione w warkocz, który przerzuciła na lewe ramię. Teraz sięgnęła po jeden z podręczników i ukryła się za okładką.
- Znowu piszą o Sauvage'u - powiedziała Ginny, otwierając Proroka Codziennego. 
- Mogliby już sobie dać spokój - mruknął z niesmakiem Ron.
- Babcia mówi, że specjalnie zrobili sobie z niego taką pożywkę dla mediów i że liczą na to, że wycofa się z życia społecznego bo tak będzie miał dość tej nagonki na siebie - mówił, wyjmując z plecaka swoje kanapki. Spojrzał na nie niechętnie. - Obrzydliwe, nie?
- Kanapki? - spytał Ron.
- Ta sprawa - odrzekł nieco urażonym tonem Neville. - Babcia twierdzi, że sami nie wiedzą z kim pogrywają, że przecież Sauvage jest pewnie najpotężniejszym czarodziejem. I chory czy nie chory, jest bardziej inteligentny niż oni wszyscy razem wzięci.
- To jasne - dodała Ginevra, przeglądając gazetę.
Harry ożywił się lekko bo nagle zdał sobie sprawę z tego, że coś tutaj nie pasuje.
- Czegoś tu nie rozumiem - zaczął. - Przecież Riddle zawsze Sauvage'a bardzo cenił i szanował.
- Więc najwidoczniej to nie jego inicjatywa?
- Tak, ale... jest Ministrem. Jego stosunek do Daniela każe przypuszczać, że w życiu nie pozwoliłby na takie szkalowanie jego imienia.
Ron spojrzał na niego jakby od razu zrozumiał to, co Harry miał na myśli.
- Skoro więc tego nie robi...to znaczy, że...
- Nie może - skończyła za niego Luna.
- Nie może? - powtórzył zbity z tropu Neville, spoglądając na nich pytająco.
- Czyli sądzicie, że to działanie kogoś postawionego jeszcze wyżej niż Riddle, na które ten nie ma wpływu?
Ginny wyprostowała się z przejętą miną.
- Na to wygląda - mruknął ostrożnie Ron.
- Kogoś wyżej postawionego niż on i kogoś, komu Sauvage bardzo przeszkadza. Kogoś, kto się go boi, obawia, że mógłby...w czymś mu przeszkodzić - dodała blondynka.
Neville otworzył szeroko oczy z przerażeniem. Równie wielkie oczy robiła trzymana przez niego w dłoni ropucha Teodora, której znów zamarzyła się ucieczka w poszukiwaniu wolności..
- To brzmi jak jakaś pokręcona teoria spiskowa - skrzywiła się Ginevra i odłożyła gazetą, najwyraźniej straciwszy ochotę do czytania.
- Nie sądzę - powiedział  Ronald. - Może to coś z tą całą Unią? W końcu Riddle jako Minister podlega tam tak jak inni Ministrowie, więc nie mógłby się tak po prostu sprzeciwić.
- Wynika więc z tego, że za ową Unią stoją jacyś ludzie czy organizacja, której Riddle nie może ot tak się postawić - dodał Harry, wymieniając z Ronem porozumiewawcze spojrzenie.
Obaj wiedzieli już, że spokój z jakim przebiegały do tego czasu nowe rządy był jedynie pozorny. Nikt już nic więcej nie powiedział na ten temat toteż w przedziela zapadła cisza, mącona przez odgłosy z sąsiednich przedziałów, zajętych najprawdopodobniej przez młodszych uczniów.
Harry oparł się wygodniej o podparcie i ułożył głowę przy szybie, w zamyśleniu przyglądając się szaroburemu krajobrazowi. W duchu przyznał, że udało się - rzeczywiście miał bardzo spokojne, sielskie wręcz wakacje. Teraz jednak musiał przestawić się na o wiele mniej przyjemne czasy, tak przeczuwał. Przyłożył dłoń do kieszeni marynarki, wyczuwając pod spodem niewielką fiolkę i od razu poczuł jak jego serce zabiło szybciej. Postanowił, że po przybyciu do Hogwartu jak najszybciej zje kolację i uda się do swojego pokoju w wieży Gryffindoru. Teraz gdy myślał o Snape'ie automatycznie pojawiało się określenie:"mój ojciec". Zastanawiał się czy to mocne uczucie wynikało z tego, że prawdy dowiedział się ze słów swojej matki. Czy inaczej by było gdyby ktoś mu o tym po prostu powiedział? Podejrzewał, że w teaki sposób nie odczuwałby tego wszystkiego tak intensywnie.
- Konam z głodu - jęknął Ron. - Kiedy wreszcie przyjedzie ten przeklęty wózek?
- Przecież jadłeś śniadanie.
- To było rano!
- Ty to byś ciągle tylko jadł - zauważyła Ginny.
- Jakby było w tym coś złego - mruknął, wyglądając na korytarz.
Brunet uświadomił sobie nagle, że z tego co wiedział to rodzice... jego ojca... wciąż żyli. Miał więc rodzinę. Na tę myśl poczuł się jakby ktoś go przykrył czymś puchatym, miękkim i ciepłym. Przez ostatnie pięć lat nauczyciel Eliksirów musiał udawać, że go nie lubi (w końcu podejrzane by było jakby był dla niego miły), a w rzeczywistości cały czas coś dla niego robił. Czy to ze względu na niego zdecydował się kiedyś rozpocząć szpiegowanie Voldemorta dla Dumbledore'a? Na pewno. Już wcześniej wiedział, że zawdzięcza temu człowiekowi bardzo wiele, ale zupełnie inaczej to było, gdy wiedział też już, że ten człowiek był jego ojcem.
Po upływie trzydziestu minut Ron doczekał się wreszcie wózka ze słodyczami. Objuczony czekoladowymi żabami, batonikami, żelkami, landrynkami, kolorowymi lizakami, ciastkami i innymi słodyczami rozsiadł się na swoim miejscu.
- Nareszcie - powiedział z błogim uśmiechem. - Myślałem, że już tego nie doczekam - dodał, odgryzając głowę jednej z żab.
Dopiero wtedy Harry zdał sobie sprawę z tego, że też jest głodny. W końcu nie zjadł tego dnia wiele. Nic jednak nie powiedział i dalej wpatrywał się w ponury widok, chociaż niewiele było widać. Deszcz rozpadał się na dobre, przykrywając szybę dużymi kroplami.
Świstoświnka zaczęła świergotać i hałaśliwie fruwać po swojej klatce.
- Oj, cicho bądź - polecił z irytacją Ron, wrzucając jej do środka trochę przysmaku sów.
W tej chwili do przedziału weszła wyraźnie zawstydzona drobna dziewczyna, na oko z drugiej klasy. Odchrząknęła i powiedziała cicho:
- Mam dostarczyć wiadomości od profesora Slughorna.
Następnie podała Harry'emu, Neville'owi i Ginny zrulowane fragmenty pergaminu i szybko wyszła. Ten przeznaczony dla Harry'ego podpisany był po prostu:"Harry" podczas gdy pozostałe zawierały pełne imiona i nazwiska jego przyjaciół.
- Jak myślicie, czego do nas chce? - spytał Neville.
- Zaraz się dowiemy.
Harry rozłożył swój pergamin.

 Drogi Harry!
Byłbym niewymownie uradowany gdybyś zgodził się wziąć udział w podwieczorku w przedziale C.
Z wyrazami szacunku,
Profesor H.E.F. Slughorn
- Zaproszenie. 
- Idziemy? - Ginny spojrzała na nich pytająco. 
- Niegrzecznie by było nie przyjść - westchnął Harry. 
Perspektywa poczęstunku była bardzo kusząca, tym bardziej, iż jego żołądek coraz boleśniej dopominał się uzupełnienia. Ku jego uldze tym razem przedostanie się z jednego końca korytarza na drugi nie było trudne i nie trwało tak długo. Kiedy doszli do przedziału C zobaczyli, że w środku jest już paru uczniów. 
- Harry! - ucieszył się Slughorn na jego widok. - Pan Longbottom i panna Weasley?
Neville przytaknął z nieco wystraszoną miną, a nauczyciel zaprosił ich do środka. Harry'emu wskazał miejsce tuż obok siebie. 
- Znacie tu wszystkich? Cormac McLaggen - wskazał na postawnego blondyna. - Marcus Belby, Blaise Zabini, Grace Collins...
Wysoka, ciemnowłosa dziewczyna uniosła lekko dłoń w geście przywitania. 
- Veronica Oaking, Jessica Ardley, Charlie McCaique i Matthew Bates.
Harry rozpoznał Grace i Charlie'ego ponieważ byli na kilku przedmiotach w tej samej grupie lekcyjnej, ale innych nie znał.
- Bardzo się cieszę - mówił dalej Slughorn  - że przyszliście. W doborowym towarzystwie podróżuje się o wiele przyjemniej! Śmiało, częstujcie się! - zawołał, wskazując na obładowany daniami stół. - Tymi słodyczami z wózka nie można się przecież najeść. Może kurczaka, Cormac?
- Chętnie - odparł blondyn i wziął sobie na talerz parę udek.
- Opowiedz proszę jak było na ostatnim polowaniu? Kołkogonki, tak?
- Tak. Świetnie się bawiliśmy z wujem Tyberiuszem i Rufusem Scrimgeourem. Ty bardziej, że pogoda była wprost idealna więc...
Harry przestał go słuchać i z chęcią poczęstował się surówką, pieczonymi ziemniakami i żeberkami w sosie pieczeniowym. Po Slughornie spodziewał się, że zaprosi osoby, które mają powiązania z ludźmi wpływowymi i niezwykłymi, albo sami są niezwykli. Tak więc wszyscy musieli wysłuchać opowiadania McLaggena o fascynujących (w jego mniemaniu) polowaniach na kołkogonki, następnie Blaise odpowiadał na pytania odnośnie do swojej słynnej matki, której wszyscy mężowie zginęli niewyjaśnioną śmiercią. Oczywiście wszyscy byli bogaci, a ona zadbała o to, by przed śmiercią każdy z nich zapisał jej wszystko w testamencie. Harry pomyślał, że aurorzy powinni nieco bardziej wnikliwie przyjrzeć się tym zgonom, a może dojrzeliby wspólny czynnik. Jednak najwyraźniej pieniędzmi wszystko można było załatwić.
- A jak twoi rodzice, Neville? Czy jest jakaś poprawa? - spytał Slughorn gdy skończył wypytywać Zabiniego.
Neville przełknął kawałek strucli i pokręcił głową w milczeniu. Harry nie dziwił się, że wcale nie miał ochoty rozmawiać na temat swoich rodziców, którzy w wyniku wymyślnych tortur zaaplikowanych przez śmierciożerców zostali upośledzeni umysłowo.
- Planujesz być aurorem tak jak oni? - ciągnął temat Slughorn, jakby w ogóle nie wyczuł wycofania Neville'a.
- Nie... raczej nie. Nawet gdybym chciał to i tak bym nie mógł bo nie zdałem tak dobrze sumów... - przerwał gdy nauczyciel obdarzył go chłodnym, zawiedzionym spojrzeniem.
- Veronica, jak się miewa twój brat? Słyszałem, że został sędzią w Wizengamocie?
- Tak - odpowiedziała szczupła Krukonka o długich, jasnobrązowych włosach i jasnoniebieskich oczach. - Ale niewiele opowiada o pracy.
- No tak, w końcu to są poważne sprawy... Jest zadowolony z posady?
- Bardzo! Chociaż mnie namawia na wybranie czegoś, co nie będzie zajmowało trzech czwartych czasu w w ciągu dnia, ciągle jest wymęczony.
- Też zamierzasz po Hogwarcie kontynuować naukę w szkole prawniczej?
- Tak planuję od czasu gdy zginął ojciec.
- Jak wiecie - Slughorn nieco podniósł głos. - Peter Oaking był jednym z sędziów, którzy zostali zamordowani kilka miesięcy temu.
- Jedynym z najlepszych sędziów - dodała dumnym tonem Veronica.
Harry zerknął na nią. Wydawało mu się, że ton jej głosu i postawa są pewnego rodzaju przykryciem, pod którym kryje się strach, ból i żądza zemsty.
- To prawda - przyznał Slughorn. - Pamiętam jak wyróżniał się na lekcjach, od razu było widać, że dojdzie do czegoś w życiu. A co słychać u twojego kuzyna Gilberta, Charlie?
- Rzadko się widujemy - odparł cicho chudy chłopak, nakładając sobie na talerz lukrowane babeczki z budyniowym wypełnieniem.
- No tak, na pewno jest bardzo zajęty. Gilbert McCaique, jeden z wybitnych graczy Quidditcha . Czy to prawda, że ostatnio przeszedł do Gniewnych Goblinów z Newcastle?
- Tak! Bardzo dużo zapłacili więc się zgodził bez wahania. Pieniądze zawsze się przydadzą.
Zabini wydał z siebie coś pokroju pogardliwego prychnięcia.
- Wiesz, Zabini... nie każdy ma matkę, która by zdobyć kasę wpędza swoich kolejnych mężów do grobu - powiedziała ostrym tonem Ginny.
- Oho! - zawołał Slughorn, spoglądając to na Ginny to na Blaise'a.
- Zastanawia mnie tylko - ciągnęła Weasley. - czy to za sprawą jej charakteru czy też... czegoś innego?
- Nie twoja sprawa! - warknął Zabini, wbijając w dziewczynę rozgniewany wzrok.
- Spokojnie! - zaśmiał się nauczyciel. - Blaise, na twoim miejscu nie zadzierałbym z panną Weasley. To bardzo utalentowana, młoda czarownica.
Zabini wymamrotał coś niezrozumiałego i najpewniej złośliwego.
- Co profesor sądzi o tym, że Dumbledore nie będzie już dyrektorem? - zapytała Jessica.
Była to niska i korpulentna dziewczyna o kwadratowej szczęce i gdyby nie różowe ubrania, śmiało mogłaby być brana za przedstawiciela przeciwnej płci. Jej krótkie, mysie włosy miały zaledwie kilkanaście milimetrów, a chociaż miała już siedemnaście lat w jej sylwetce i ruchach na darmo można było szukać kobiecości. Mimo to wydawała się dość sympatyczna. Na tyle, że Harry wolałby rozmawiać z nią niż z antypatycznym Zabinim, gdyby musiał dokonywać wyboru.
- Taka była jego decyzja i ufam, że miał ku temu bardzo ważne powody.
- Nie wyjawił ich panu? Podobno jest pańskim przyjacielem?
- Owszem - odparł Horacy, tonem, który wskazywał na to, iż w jego mniemaniu uczennica pozwala już sobie na zbyt wiele. - Albus ma wiele planów, bardzo wiele bardzo poważnych planów i osobiście sądzę, że im mniej osób o nich wie tym lepiej. Jednak czasem... - spojrzał na Harry'ego. - nie wszystkie plany powinny mieć miejsce.
Po tej enigmatycznej uwadze nalał sobie soku pomarańczowego, ciągle przyglądając się Harry'emu.
- A co profesor myśli o nowym Ministrze?
Jessica nie zamierzała się tak łatwo poddać.
Slughorn napił się i odchrząknął.
- Cóż... myślę, że w końcu dostał to, czego tak bardzo pragnął.
- Uczył go pan, prawda?
- Tak. Wszyscy, którzy go uczyli... z profesorem Dumbledorem włącznie... są zgodni, iż był to najwybitniejszy uczeń jakiego kiedykolwiek miał Hogwart. Cieszy mnie... jak pewnie wszystkich, że metody jego działań zmieniły się.
- Spodziewałam się, że - wtrąciła Grace. - gdy obejmie rządy to dopiero się zacznie jatka, ale jak widać jest inaczej... Moi rodzice są zdania, że jego wcześniejsze inicjatywy nie były wcale jego, że był tylko pionkiem w jakiejś grze.
- Państwo Collins, bardzo zdolni maklerzy giełdowi! Jak idą akcje? - zapytał z umiarkowanym zaciekawieniem Horacy.
- Ciągle w górę! - odparła dziewczyna.
Slughorn zadowolił się tą odpowiedzią i ponownie spojrzał na Harry'ego jakby ten był jakimś wyjątkowo apetycznym daniem. W chwili gdy chciał już się do niego odezwać, drzwi przedziału rozsunęły się.
- Przepraszam za spóźnienie, profesorze - powiedziała jasnowłosa Ślizgonka, którą Harry dobrze znał.
- Marlene! Bardzo się cieszę, usiądź proszę - uśmiechnął się do niej przyjaźnie. - Jak minęły wakacje? - spytał gdy tylko zajęła ostatnie wolne miejsce.
- Bardzo dobrze - powiedziała z zadowoleniem.
Założyła nonszalancko nogę na nogę i sięgnęła po kawałek piernika.
- Panna Cooper, jak pewnie wiecie... razem z panną Granger to dwie najlepsze uczennice na roku. Marlene, jesteś zadowolona z wyników sumów?
- Nie mogło być lepiej - oświadczyła beznamiętnie. - Dziesięć "wybitnych".
- I to rozumiem! Gratulacje!
Zabini prychnął.
- A tobie jak poszło, Blaise? - zapytał Slughorn.
- Dobrze - uciął krótko.
- Raczej nie masz się czym chwalić - zaśmiała się Marlene, na co Zabini rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie.
- Po co nauka, skoro i tak masz kasę od matki, co nie, Zabini? - zagadał prześmiewczo Cormac.
- Ojejej! - zachichotał nauczyciel.
- Profesorze - odezwał się Matthew. - co profesor sądzi o tych wszystkich rewelacjach o profesorze Sauvage? Od tygodni media nie pisują o niczym innym.
Slughorn natychmiast spoważniał.
- Tak to już jest, że media zawsze wykorzystują wszystkie informacje o ludziach znanych i cenionych. Taka osobistość jak Daniel Sauvage... nic dziwnego, że ciągle o nim piszą. Taki to już styl brukowej prasy.
- Wiedział pan, że on jest... chory psychicznie?
- Uważam, że taka sprawa jak zdrowie to każdego z nas sprawa prywatna. Smuci mnie, że  teraz ludzie nie potrafią uszanować prywatności drugiego człowieka, a co dopiero gdy ten człowiek jest sławny. Dla Hogwartu to ogromny zaszczyt, że Daniel Sauvage zgodził się uczyć.
- Jest fantastyczny - powiedziała stanowczo Marlene, tonem, który wskazywał, iż bezpieczniej będzie się jej  nie sprzeciwiać.
Harry poczuł nagle większą sympatię do Ślizgonki.
- Akurat w tej kwestii to się z tobą zgodzę, Cooper - dodał Zabini.
- Jakich uczniów wspomina profesor najlepiej? - zapytała Jessica, która najwyraźniej postawiła sobie za cel wypytywanie nauczyciela.
- Hmm...- zamyślił się, gładząc palcem siwiejące wąsy. - Bardzo miło mi się myśli o Gwenog Jones... wciąż załatwia mi bilety na wszystkie mecze. Jednak nikt nie pobije Severusa.
Harry o mało nie zadławił się przełykanym właśnie ziemniakiem. Slughorn spojrzał na niego i uśmiechnął się szeroko. Coś w jego spojrzeniu kazało Harry'emu przypuszczać, że nauczyciel już sobie przypomniał, z kim Harry tak bardzo mu się kojarzył.
- Profesor Snape? - dopytał McLaggen.
- Tak, tak. Wiedzą i umiejętnościami zadziwiał mnie już od pierwszej lekcji. Nie tylko mnie! Moim skromnym zdaniem, jego talent marnuje się w tej szkole.
 Mówił ciągle patrząc na Harry'ego, który poczuł jak pieką go policzki. Wepchnął sobie do ust trochę surówki tylko po to, by zrobić cokolwiek. Natomiast Neville skulił się w sobie. Nie było tajemnicą, że panicznie się bał nauczyciela Eliksirów i z pewnością cieszył się, że już nigdy nie będzie musiał uczestniczyć w lekcjach tego przedmiotu, który nigdy nie był jego mocną stroną.
- W zeszłym roku to ty, Harry, wyrosłeś nam a nową gwiazdę Eliksirów - zawołał Slughorn, nadal wpatrując się w niego jak urzeczony.
- Właśnie - wtrącił Blaise. - To dość dziwne bo wcześniej uchodził za najgorszego.
- Ja byłem najgorszy - powiedział cicho Neville.
- To nic takiego - skomentował Harry, ignorując uwagę Zabiniego. - Po prostu zacząłem się uczyć.
- Taak... - mruknął w rozmarzeniu Horacy. - Taki zdolny! Zupełnie jak rodzice.
Harry opuścił głowę, starając się na nikogo nie patrzeć. Miał nadzieję, że nauczyciel nie zrobi żadnych sugestywnych uwag. Dopiero co sam się oswajał z sytuacją i nie miał ochoty, by była publicznie omawiana chociaż domyślał się, że tak będzie już niedługo.
Teraz Slughorn zaczął opowiadać im różne anegdoty sprzed lat dotyczące jego uczniów, którzy później stali się znani albo mieli ponadprzeciętne osiągnięcia. Oczywiście wszyscy należeli do Klubu Ślimaka. Widać było, że mężczyźnie to opowiadanie sprawia wiele przyjemności. Słuchanie nie było już tak przyjemne, przypominało przymusowe wysłuchiwanie wyjątkowo nudnej audycji źle nastrojonego radia. Słońce, które już jakiś czas wcześniej chyliło się ku zachodowi teraz znikło zupełnie, a niebo przykryła warstwa granatowego nieba i migocących gwiazd. Dopiero gdy Marcusowi nie udało się stłumić ziewnięcia, Horacy zorientował się ile czasu już minęło.
- Ojej! Kochani, nawet nie zauważyłem jak zrobiło się ciemno. Teraz lepiej zmykajcie i spakujcie rzeczy. Wpadnijcie koniecznie jak będzie przechodzić!
Harry z ulgą przyjął te słowa i wyszedł z przedziału najszybciej jak tylko mógł, nie chcąc się narazić na dodatkową rozmowę ze Slughornem. Lubił go, ale to nie był odpowiedni moment, a przypuszczał, że mogłyby pojawić się pewne pytania. Gdy razem z Nevillem i Giny wrócili do swoje przedziału, Ron i Luna byli już spakowani i gotowi do wyjścia.
- No wreszcie! - zawołał Ron. - Co tak długo?
Harry wzruszył ramionami.
- Wiesz jaką gadułą jest Slughorn.
- No tak.
Weasley nigdy tego nie powiedział, ale Harry doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Ronowi jest bardzo przykro, iż Slughorn nigdy nie zwracał na niego uwagi. To tym bardziej pogłębiało jego zaniżone poczucie własnej wartości.
- Okropne nudy, naprawdę - powiedział, by podnieść go na duchu.
Chłopak rozchmurzył się trochę i spojrzał w stronę okna.
- Niedługo dojedziemy. Ciekawe jaki będzie ten rok. Właśnie rozmawialiśmy z Luną, że...
- TEODORA! Nie!
Ropucha wyskoczyła z przedziału, a Neville rzucił się za nią w panice. Chwilę później pociąg zaczął zwalniać wjeżdżając na stację w Hogsmeade. Deszcz wciąż padał tak intensywnie jakby z chmur wylewano całe kubły wody. Widoczność była bardzo kiepska.
- Nie wyobrażam sobie w taką pogodę płynąć łódkami po jeziorze - powiedziała Ginny, gdy zmierzali korytarzem do wyjścia.
Harry przepuścił Lunę i wyszedł jako ostatni. Po zaledwie chwili na dworze już zdążyli całkiem zmoknąć. Na peronie czekała na nich niespodzianka. Pośrodku placu stali mężczyźni w ciemnych kombinezonach. Jeden z nich przytykał sobie różdżkę do gardła.
- Wszyscy uczniowie - zaczął mówić, a jego magicznie pogłośniony głos potoczył się po całym peronie. - proszeni są o ustawienie się w równych rzędach. Do powozów zostaniecie odprowadzeni przez funkcjonariuszy ochrony. UPRASZA SIĘ O CISZĘ.
Wymienił z przyjaciółmi zdziwione spojrzenie. Nic nie mówiąc, ustawili się przy innych uczniach. Wspomniani funkcjonariusze podzieli ich na kilkuosobowe grupy, z którymi przechodzili do powozów. Każdy rocznik liczył wiele ponad setkę uczniów toteż dość długo to trwało. Kiedy Harry, Ron, Luna, Giny z dwójką Puchonów byli eskortowani do powozu, czuł jak drętwieją mu dłonie. Mężczyzna razem z nimi wsiadł do powozu. Jego kombinezon uszyty był z jakiegoś mocnego, twardego i połyskliwego materiału. Twarz tego człowieka nie wyrażała żadnych emocji ani nawet żadnych myśli. Czuli się przy nim dość nieswojo i przez cały przejazd do Hogwartu żadne z nich się nie odezwało.
Wielka Sala jak zawsze zachwycała specjalnymi dekoracjami z okazji rozpoczęcia roku szkolnego. Przy wielkich, bardzo długich stołach siedziała już część rozgadanych uczniów. Wewnątrz jarzyło się od blasku lamp i ozdobnych pochodni. Sklepienie (zaczarowane tak, by wyglądało jak niebo na zewnątrz) było czarne, a wszystkie gwiazdy przesłoniły ciężkie chmury. Po pierwszym zaskoczeniu jakim było powitanie na peronie przez ochronę, uczniowie  zajęli się przejmującą wymianą zdań, opowiadając sobie nawzajem o wakacjach i wymieniających wszystkie mniej lub bardziej ważne uwagi i plotki. Harry i Ron czuli się jakby ktoś ich zanurzył w beczce z wodą i po namoczeniu wyjął. Było to bardzo nieprzyjemne uczucie.
Pożegnał się z Luną, która została przy stole Krukonów i razem z Weasleyami i Nevillem Harry przeszedł wzdłuż stołu Gryffindoru. Zajęli miejsca naprzeciwko Seamusa i Deana, którzy właśnie pogrążeni byli w żywej rozmowie.
- Mam nadzieję, że pospieszą się z Ceremonią Przydziału, zdycham z głodu - jęknął Ron.
- Niedawno jadłeś - fuknęła Ginny.
Nim Ronald zdążył na to odpowiedzieć, Harry zawołał:
- Hermiona!
Dziewczyna właśnie weszła do Wielkie Sali i podbiegła do nich gdy tylko zdołała ich zlokalizować. Miała na sobie bardzo ładny, ciemno różowy sweterek i wąskie, czarne spodnie. Długie włosy splotła w coś co przypominało warkocz, ale różniło się techniką splotu. Uściskała ich, nie zważając na to, że byli przemoknięci do suchej nitki.
- Jak minęła podróż? - spytała, siadając pomiędzy Harry i Ronem.
- Trochę nudno i bardzo, bardzo mokro - mruknął Ron. - A powitali nas ci jacyś goście od... ochrony. Wiesz o co z tym chodzi?
- Nie, ale mnóstwo ich tu jest i ciągle się kręcą po zamku - powiedziała, ściszając nieco głos. - Pewnie niedługo się dowiemy.
- Domyślam się, że nic przyjemnego - mruknął Harry.
- A co to za nowy gość? - spytał Ron, który właśnie przyglądał się nauczycielom.
Harry z szybko bijącym serce spojrzał w stronę stołu nauczycielskiego. Najpierw zobaczył profesor McGonagall, siedzącą w samym środku na pozłacanym i bogato zdobionym krześle z wysokim oparciem. Ubrana była w długą, ciemnoczerwoną szatę ze złotymi wstawkami. Pochylała się właśnie w stronę Slughorna, z którym po cichu rozmawiała. Dalej dojrzał profesor Sprout, Sinistrę, Trelawney. Obok Lockharta pozostawały dwa puste miejsce. Daniela Sauvage i jego ojca jeszcze nie było. Przez chwile wpatrywał się w tę pustą przestrzeń, a potem przeniósł wzrok na człowieka, o którym mówił Ron. Był nim dość wysoki mężczyzna, na oko około czterdziestego roku życia. Ubrany był w grafitowy, lśniący trzyczęściowy garnitur, miał gęste brązowe włosy, dość ale nie za duży nos, kształtne usta, długie, wąskie brwi i duże oczy.
- Typem urody przypomina trochę Daniela, nie? - stwierdziła Hermiona.
- Tak, ale widać, że starszy.
- Ciekawe co to za jeden - Ron skrzywił się podejrzliwie, nie spuszczając z mężczyzny wzroku. - I gdzie się podział Snape?
Brunet drgnął i wbił wzrok w pusty talerz przed sobą. Poczuł na sobie spojrzenie Hermiony.
- A co, Ron? Stęskniłeś się? - zaśmiała się.
- Nigdy w życiu! - oburzył się. - Tak tylko. Może utknął w grocie z innymi nietoperzami.
Harry chrząknął.
- Jest u Daniela - oznajmiła cicho.
- Granger! - zawołała Lavender, gdy z Parvati zajęły miejsca w ich pobliżu. - Ty mieszkałaś u Sauvage'a przez wakacje, nie?
Hermiona obrzuciła je chłodnym spojrzeniem.
- Tak.
- To prawda? To, co o nim piszą?
- Zawsze wydawał mi się dziwny - wtrącił Seamus. - Ale nigdy bym nie przypuszczał, że ma - wykonał kolisty ruch palcem przy skroni - nie po kolei w głowie.
- Przymknij się, Finnigan - syknął Ron.
- A ty nie byłeś zaskoczony? W sumie to nie powinien tu już uczyć, nie? Może stwarzać dla nas zagrożenie.
- Zaraz ja tobie stworzę zagrożenie jak się nie zamkniesz.
- Ta cała schizofrenia - mówił dalej. - kto wie do czego jest zdolny?
- Jeszcze słowo, Finnigan, a dam ci szlaban! Jestem prefektem, mam do tego prawo.
- I jeszcze te pogłoski o ubezwłasnowolnieniu...
- ZAMKNIJ PYSK! - zawołał Ronald, na co siedzący w pobliżu uczniowie spojrzeli w ich stronę.
Seamus wytrzeszczył na niego oczy, ale nic więcej już na temat Daniela nie powiedział. Harry zerknął na niego z niechęcią i chwilę po tym rozejrzał się po Wielkiej Sali. Wzdłuż niej przechodził właśnie Hagrid, też wyglądający jakby własnie wyszedł spod prysznica. Przywitali się z nim, a wkrótce potem do sali zostali wprowadzeni pierwszoroczniacy. Harry przyglądał się im w zamyśleniu. Większość min drobnych twarzyczek wyrażała zaciekawienie i przestraszenie jednocześnie. Przypomniał sobie samego siebie jak bardzo sam był przestraszony zanim usiadł na stołku, a Tiara Przydziału opadła mu na głowę. Wyprostował się nagle. Tiara Przydziału chciała go umieścić w Slytherinie! Jego ojciec był idealnym przedstawicielem Slytherinu i właśnie dlatego to tam Tiara chciała go posłać. Powinien być w Slytherinie! Dlaczego właściwie zaprotestował? Ach! Zdążył się już nasłuchać jak to Riddle był absolwentem Slytherinu... Pokręcił lekko głową i znów wbił spojrzenie w talerz.
- Oho! Jest nasz nietoperek - mruknął Ron.
Harry mimowolnie zerknął w stronę stołu nauczycielskiego, do którego Snape własnie pochodził. Jak zawsze miał na sobie elegancką czarną szatę i spodnie od garnituru. Gdy tylko zajął swoje miejsce, Gilderoy nachylił się do niego, najwyraźniej z jakimś pytaniem. Poczuł jak serce mu szybciej zabiło i odwrócił wzrok. Hermiona cały czas mu się przyglądała.
- Co? - spytał trochę głupio.
- Nic, nic - mruknęła z lekkim uśmiechem.
Profesor Sinistra stanęła przy stołu z Tiarą przydziału i długą listą nowych uczniów. Kiedy Tiara zaczęła śpiewać, Ron jęknął, by tym razem uwinęła się szybciej. Najwyraźniej naprawdę był głodny. Kapelusz umilkł po kilku minutach.
- Abbey Adam! - zawołała nauczycielka, a z szeregu wystąpił dość wysoki jak na swój wiek chłopiec i szybko usiadł na stołku.
- SLYTHERIN! - krzyknęła od razu Tiara.
Tłum uczniów przerzedzał się bardzo powoli, wyglądało na to, iż ten rocznik był wyjątkowo liczny. Harry planował jedynie coś przekąsić i jak najszybciej czmychnąć do swojego pokoju w Wieży. W końcu,  gdy prawie po godzinie "Zwartz Hanna" trafiła do Gryffindoru, Ceremonia Przydziału zakończyła się.
Po sali potoczyły się pomruki i szepty, a większość uczniów spojrzała w stronę wejścia Wielkiej Sali. Harry i Ron również tam spojrzeli, zaciekawieni o chodzi. Daniel wszedł do środka, ze spuszczoną głową i bardzo szybkim krokiem skierował się w stronę stołu nauczycielskiego. Ubrany był w czarny, matowy garnitur i według Harry'ego wyglądał całkiem normalnie, w każdym razie nie widać po nim było niczego szczególnego.
Daniel zajął swoje miejsce pomiędzy Severusem i Gilderoyem i widząc wlepione w niego setki oczu, natychmiast swoje zamknął. Severus spojrzał na niego z troską i westchnął cicho.
- Co tam masz? - zapytał, wskazując na niewielki przedmiot, który Sauvage ściskał w dłoniach.
- Odtwarzacz muzyki - odparł, zerkając smutno na przyjaciela. - Pomysł Ali. Bo wiesz... zaczęła mi na noc zakładać słuchawki z muzyką klasyczną i to... trochę pomogło... Mówi, że nie krzyczałem... - przerwał na chwilę i przygryzł usta. Czuł się tak jakby każdy uczeń w zamku właśnie w tej chwili niepochlebnie się o nim wypowiadał.  - Więc... yy... ja... tutaj... to znaczy... - odetchnął głęboko, starając się jednocześnie zignorować ból w klatce piersiowej. - Zaproponowała, żebym spróbował też w ciągu dnia... i tak jest łatwiej...
- Cieszę się, że to pomaga.
Daniel przytaknął, ustawiając coś w urządzeniu.
- Jaki utwór teraz?
- Mechanical Animals - odpowiedział.
Nałożył słuchawki, odchylił się na krześle i przymknął oczy. Severus przyglądał mu się jeszcze przez chwilę.
Profesor McGonagall podeszła do mównicy i wtedy w całej Wielkiej Sali zapadła cisza i jedyną osobą, która nie byłaby w stanie jej usłyszeć był Daniel.
- Witajcie! - jej głos potoczył się po Sali. - Witajcie w Hogwarcie! Przekazuję wam wszystkim serdeczne pozdrowienia od profesora Dumbledore'a, który z racji bardzo ważnej podróżny nie mógł w tym roku kontynuować pracy w Hogwarcie - zrobiła krótką pauzę, omiatając uczniów zmartwionym spojrzeniem. - Przypominam, iż wstęp do Lasu na skraju błoni jest zakazany. Powinni o tym pamiętać również starsi uczniowie.  Chętni do drużyn quidditcha powinni jak zawsze podać nazwiska opiekunom swoich domów. Poszukiwani są też nowi komentatorzy. Teraz proszę was o wysłuchanie słów, jakie przygotował dla nas nowy członek grona pedagogicznego.
Odeszła od mównicy, a z miejsca wstał ów nieznajomy mężczyzna, któremu Harry, Ron i Hermiona wcześniej się przyglądali. Teraz skupiły się na nim spojrzenia wszystkich ponad tysiąca uczniów, co najwyraźniej nie zrobiło na nim żadnego wrażenia, po jego twarzy nie widać było emocji.
- Witam was wszystkich i każdego z osobna - zaczął. Jego głos był dość niski i głęboki. Był to głos urodzonego retora, głos, którego chce się słuchać chociaż wcale nie miał wyjątkowo przyjemnej barwy - Mam na imię Nathaniel.
Harry zmarszczył brwi. Coś sprawiło, że poczuł niepokój. Ostatnim razem gdy to nauczyciel wygłaszał mowę podczas Uczty Powitalnej, nie wynikło z tego nic dobrego. Była to Dolores Umbridge. Wcześniej nic takiego się nie zdarzało. Wymienił spojrzenie z Ronem i z jego miny wywnioskował, że ten pomyślał o tym samym.
- W Hogwarcie będę pełnił funkcję Szefa Ochrony oraz Nadzorcy Edukacji. Domyślam się, że nie wiecie o co chodzi, ale spokojnie, już wszystko wyjaśniam. Zgodnie z rozporządzeniem Europejskiej Unii Magicznej do wszystkich szkół magii oddelegowali zostali funkcjonariusze ochrony. Mogliście ich już poznać po przyjeździe na peron w Hogsmeade. Celem jest utrzymanie w szkole odpowiedniego porządku i waszego bezpieczeństwa, więc nie powinniście się niczego obawiać. Od jutra wprowadza się też pewne zmiany w regulaminie szkoły. Od tej pory niedozwolone jest przebywanie po zmroku poza dormitorium. Nie wolno przemieszać się po zamku w innych celach niż na lekcje, do Wielkiej Sali czy biblioteki. Zabrania się również wychodzenia na błonia bez przynajmniej jednego funkcjonariusza. Wprowadzone zostały też nieco drobniejsze zmiany, z którymi będziecie mogli zapoznać się, czytając nowy regulamin. Póki co, to wszystko.
Jego usta ledwie dostrzegalnie uniosły się w górę i po chwili wrócił na swoje miejsce, a na stołach pojawiły się podsyłane przez skrzaty przeróżne dania. Pieczenie, zapiekanki, pasztety, gulasze, surówki, owoce, ciasta i dzbany z sokami. Ron z uradowaną miną prawie rzucił się na jedzenie, nakładając sobie po porcji wszystkiego.
- Nie powiedział jak ma na nazwisko - zauważyła Hermiona.
Harry spojrzał na nią, zauważył to pominięcie dopiero gdy o nim wspomniała.
- Co za różnica? - mruknęła, wzruszając ramionami Ginny.
- To dziwne. Musi być jakiś powód - stwierdziła, w zamyśleniu przyglądając się Nathanielowi.
- Daj spokój, Hermiono - powiedział Ron, wgryzając się w udko kurczaka. - Prędzej czy później i tak wyniuchamy o co chodzi.
- Taaak...
Westchnęła i zabrała się za jedzenie.
- Mi się bardziej te zasady nie podobają. Co to ma być? Szkoła czy jakieś więzienie? - rzekł Weasley.
Harry pospiesznie nałożył sobie na talerz trochę gotowanych warzyw i kawałek pieczeni. Te nowe wiadomości zaniepokoiły i jego, ale tego dnia miał o wiele poważniejsze sprawy na głowie i to nie o nowych punktach w regulaminie chciał myśleć. Zjadł najszybciej jak mógł i wstał od stołu.
- Harry? - Hermiona i Ron jednocześnie zwrócili się do niego, oboje nieco zaskoczeni.
- Przepraszam was, ale muszę się już położyć.
- Wszystko w porządku? - spytała Hermiona.
- Tak... po prostu nie wyspałem się dzisiaj i jestem bardzo zmęczony.
- Na pewno dobrze się czujesz?
Harry uśmiechnął się lekko i skinął głową.
- Tak naprawdę to... chyba nigdy nie czułem się lepiej.
- Jemu coś się stało - mruknął Ron kiedy Harry zniknął im z oczu.
Hermiona ukryła wszechwiedzącą minę za szklanką z sokiem wiśniowym. Napiła się i spojrzała w kierunku stołu nauczycielskiego. Po upływie następnych kilkunastu minut również on i Daniel opuścili swoje miejsca, ten drugi szybko odszedł, przechodząc przez boczne wyjście, a przy tym będąc śledzonym przez wiele wścibskich spojrzeń. Severus natomiast skierował się w stronę Gryffindoru.
- Dziękuję, Filch - powiedział, gdy podszedł do niego woźny i podał kolorowe wiaderko wypełnione równie kolorowymi ścierkami.
Zachichotała, domyślając się o co chodzi.
- Weasley! - zawołał Severus, stając koło nich.
Ron podskoczył na swoim miejscu i prawie zakrztusił się, połykanym właśnie kęsem. Odwrócił się i wlepił w Snape'a przerażone spojrzenie.
- Proszę bardzo. Przez najbliższe dwa tygodnie wszystkie toalety, pomijając te w dormitoriach oczywiście, są pod twoją opieką - powiedział z złośliwym uśmieszkiem.
- Co?!
- Dziesięć punktów od Gryffindoru, Weasley.
- Ale... ale... - jęknął Ronald.
- Ciesz się, że nie miesiąc.
- To niesprawiedliwe!
- Życie nie jest sprawiedliwe, Weasley.
Hermiona musiała całą siłą woli powstrzymywać się od roześmiania.
- Co ja takiego zrobiłem?
Severus westchnął.
- Nietoperze to nie myszy, Weasley - oznajmił i odszedł, pozostawiając Rona z zaróżowionymi policzkami i bardzo nietęgą miną.

---------------------------------------------------------------
Pytania? Zawsze miele widziane! ASK i Daniel

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz