NEXT CHAPTER


.

.

6.01.2014

54.
La friandise


MUSIC
Zapowiadał się jeden z najbardziej upalnych dni lata. Dochodziła dopiero dziewiąta rano, a temperatura już sięgała trzydziestu i pół stopnia. Wokół okazałych willi położonych przy Rue Brouillard panowała cisza mącona jedynie przez zraszacze ogrodowe, które co kilka lub kilkanaście minut poiły złaknione wody trawniki. Wszyscy mieszkańcy pochowali się w zaciemnionych kątach swoich posesji lub chłodnych pokojach domostw. Hermiona Granger nie spała dobrze tej nocy. Miała wręcz wrażenie, że śni i nie może się obudzić, że to w swoim śnie próbuje położyć się pod miękką pierzynę i zasnąć. Bo czy to możliwe, żeby wczorajszy wieczór miał miejsce na jawie, a nie w jej marzeniach sennych? I jeszcze ten upał...
Nie wiedziała jak tutaj włącza się klimatyzację, więc otworzyła na oścież wszystkie okna w kuchni, co niestety na niewiele się zdało. Związała włosy w luźny koczek i wyjęła z lodówki wodę mineralną, do której następnie wrzuciła kilka kostek lodu i plasterek cytryny. 
On ją wczoraj pocałował. 
Na samą o myśl o tym drżała, a jej serce dudniło niczym układ dwóch słabo sprzężonych oscylatorów. A jej się wydawało, że to Krum dobrze całował! Uśmiechnęła się mimowolnie i potrząsnęła lekko głową. Gdy uniosła wzrok, o mało nie upuściła szklanki z rąk. 
- Dzień dobry, Granger - przywitał się Severus, wchodząc do kuchni. 
Miał jeszcze mokre włosy po prysznicu i niezapiętą, czarną koszulkę z krótkim rękawkiem. Tak po prostu wszedł, uśmiechnął się i przywitał. Nie była w stanie wykrztusić z siebie czegoś więcej poza czymś, co brzmiało jak:
- Mhm. 
Poczuła jak palą ją policzki, a żołądek podjeżdża do gardła. Mężczyzna w przeciwieństwie do niej sprawiał wrażenie całkowicie rozluźnionego i w bardzo dobrym humorze. Również nalał sobie wody i zabrał się za szykowanie kanapek. Stał tyłem do niej, dzięki czemu mogła się w niego wpatrywać bez skrępowania Wydawało jej się, że jego tak naprawdę wcale tam nie ma, że to tylko cały czas ten piękny sen, z którego się jeszcze nie wybudziła. 
Oh, Merlinie, jak on cudownie wyglądał! 
Odwróciła wzrok natychmiast w chwili, gdy Severus obejrzał się przez ramię i coś do niej powiedział. Musiał powtórzyć bo nie okazała żadnej reakcji.
- Jesteś głodna? 
Z jej zaciśniętych ust znów wydobył się odgłos podobny do:
- Yhym. 
Wbiła wzrok w podłogę, próbując się uspokoić w myślach. Jego głos był niesamowicie spokojny i kojący, ale wcale tak na nią teraz nie zadziałał. Po prostu się bała. Chwilę później do kuchni wbiegła Ala, mówiąc coś o tym, że zaspała i że jeszcze dziesięć minut a spóźni się na jakąś operację. W pośpiechu nałożyła żakiet, wyjęła z lodówki butelkę soku pomarańczowego i kilka jabłek, które wrzuciła do torebki. 
- Moglibyście dzisiaj trochę czasu spędzić z Danielem? - spytała, spoglądając prosząco na Severusa. - Ma wieczorem terapię z Leo i dobrze by było gdyby wcześniej też trochę z kimś innym porozmawiał czy pobył chociaż. 
- Oczywiście - odpowiedział z przekonaniem.
- Świetnie. Do zobaczenia, pa! - zawołała, zabierając jeszcze jedną z kanapek i wybiegając z kuchni. 
Hermiona nie była w stanie nic powiedzieć, więc tylko pomachała jej dłonią. Chciała się poruszyć, chociaż przesunąć, ale jakby straciła władzę w nogach. Przyglądała się jak Severus kończy powoli szykowanie posiłku i miała wrażenie jakby z każdą sekundą jej serce biło coraz szybciej. On rozstawił talerze na stole, ale zanim zasiadł na miejsce, zapiął sobie koszulkę, wpatrując się przy tym w Hermionę, na co jej policzki zaróżowiły się jak dojrzałe piwonie. 
- Dobrze się czujesz? - zapytał lekkim tonem, nalewając sobie herbatę. 
- Mhym.
Wcale nie czuła się dobrze. W tej chwili była przerażona tym, co mogła za chwilę od niego usłyszeć. Wskazał jej krzesło naprzeciwko ciebie, do którego doszła dopiero po chwili gdy udało jej się oderwać stopy od podłogi. Gdy tylko usiadła, wbiła wzrok w blat stołu, a splecione, drżące dłonie ułożyła na kolanach. 
- Chcesz mi może coś powiedzieć?
Czując ogarniającą ją panikę, pokręciła energicznie głową. 
- To w takim razie ja powiem - stwierdził. 
Uśmiechnął się i zaczerpnąwszy powietrza kontynuował:
- Przed wczorajszym wieczorem bardzo wiele czasu poświęciłem na to, by całą sytuację gruntownie przeanalizować i zbadać pod każdym kątem, a następnie zdecydowałem odpowiednio ustosunkować swoje zachowanie względem ciebie.
Hermiona zamrugała kilkukrotnie. Co to miało znaczyć? Przełknęła nerwowo ślinę, wciąż niezdolna do tego, by na niego spojrzeć. 
- Ile masz lat, Hermiono?
- S-siedemnaście - wyjąkała. 
- Tak. A ile ja mam lat?
- T-trzydzieści sz-sześć - odpowiedziała jeszcze bardziej spanikowanym głosem. 
- Tak - kiwnął głową. - I z prostej matematyki ile wynosi z tego różnica?
- Dz-dziewiętnaście.
- Dokładnie tak - potwierdził bardziej poważnym tonem. Ona cały czas patrzyła w stół i zaciskała mocno usta. - Spójrz na mnie. 
Z ogromnym trudem, bardzo powoli, przebiegając wzrokiem po wszystkim wokół, spojrzała na niego. Domyślała się, co teraz usłyszy. Severus zaraz zacznie ją besztać, wyliczać wszystkie powody, wskazujące na to, że zakochanie się w nauczycielu to była straszne głupota z jej strony i tak dalej w tym tonie...
On oparł podbródek o jedną z dłoni, opierając łokieć na stole. Drugą delikatnie uderzał palcami o gładką powierzchnię, jakby głęboko nad czymś dumał. Uśmiechnął się delikatnie. 
- I co ja mam z tobą zrobić?
Hermiona milczała. On westchnął i wyprostował się.
- Nie jestem twoim rówieśnikiem. Oficjalnie jestem twoim nauczycielem. A na dodatek ojcem twojego przyjaciela. Zresztą sama wiele o mnie wiesz i być może masz świadomością jak kiepskim jestem wyborem - przerwał na moment. - Jednak na twoje nieszczęście, czy też szczęście, jak uznasz...ty robisz o wiele lepsze wrażenie niż ja.
I znów się uśmiechnął. Nieznacznie, ale był to tak rzadki widok, że wydawał się jeszcze bardziej znaczący. Ona wpatrywała się w niego jak obrazek, próbując przyswoić sobie to, co przed chwilą powiedział. 
- Słyszysz mnie, Gra...Hermiono? 
-Yhym - mruknęła jak w transie. 
W tej chwili przez otwarte okno wleciała brązowa płomykówka, zrzuciła pękatą kopertę i odleciała równie szybko jak się pojawiła. Po paru minutach, które upłynęły im na przyglądaniu się kopercie, Hermiona wysunęła po nią drżącą rękę. Jej wyniki. Po chwili doszła do wniosku, że jest zbyt zdenerwowana, by samodzielnie otworzyć kopertę i odczytać rezultat swojej pięcioletniej nauki. Rzuciła Severusowi błagalne spojrzenie. 
- Daj mi to - rzekł w lekkim rozbawieniu. 
Gdy tylko ją od niej zabrał, poczuła ulgę. 
Severus zdecydowanym ruchem rozerwał kopertę i wyciągnął plik dokumentów.


WYNIKI EGZAMINU
POZIOM STANDARDOWYCH UMIEJĘTNOŚCI MAGICZNYCH

                  Oceny pozytywne:                                                            Oceny negatywne:
                  wybitny (W)                                                                     nędzny (N)
                  powyżej oczekiwań (P)                                                    okropny (O)
                  zadowalający (Z)                                                             troll (T)

    HERMIONA JEAN GRANGER OTRZYMAŁA:        
  
                       Astronomia                                                                            W
                       Opieka nad magicznymi stworzeniami                                     W
                       Zaklęcia                                                                                 W
                       Obrona przed czarną magią                                                    W
                       Starożytne runy                                                                      W
                       Numerologia                                                                          W
                       Zielarstwo                                                                              W
                       Historia magii                                                                         W
                       Eliksiry                                                                                  W
                       Transmutacja                                                                         W

- Oddychaj - powiedział do Hermiony po przeczytaniu wszystkich jej ocen. 
Wstał z miejsca i podszedł do niej powoli, przyjmując nieodgadniony wyraz twarzy. Widział jak drżała ze zdenerwowania i pomyślał, że jeszcze kilka chwil a straci przytomność. 
- Zero różnorodności, same wybitne - oznajmił, podając jej dokument.
Wytrzeszczyła na niego oczy i szybko przejrzała cały spis.
- Gratulacje. 
- Ojej - wybąkała.
- Cóż za elokwentna reakcja - stwierdził, starając się pohamować rozbawienie.
- Ja wciąż śnię - odezwała się nieprzytomnym głosem. - Jeszcze się nie obudziłam.
Przewrócił oczami, złapał ją za rękę, przyciągnął do siebie i szybko pocałował.
- Nie śnisz.
Bezwładnie opadła z powrotem na krzesło.
- Teraz to czuję.

*

Doktor Leonel Thomas Celter od zawsze był osobą nadzwyczaj dokładną, skrupulatną. Wielką wagę przywiązywał do detali, potrafił dopatrzeć się szczegółów, które przeciętny czy też dość inteligentny człowiek przeoczyłby, albo  nawet nie posądziłby ich o istnienie. Miał bardzo spokojną naturę, która zapewne wiele ułatwiała w jego życiu. Był znakomitym lekarzem, doskonałym chirurgiem i psychiatrą, nic więc dziwnego, że wzbudzał szacunek. W samej jego postawie, eleganckich, płynnych ruchach było coś arystokratycznego. Jego mowa, ubiór, uczesanie, wszystko w nim było głęboko przemyślane. Poznając go, od razu można było zauważyć jego pedantyzm. Kajusz Fioravanti również lubił porządek, ale zawsze gdy przebywał w domu Leonela czuł się jak w pięknym i sterylnym azylu, w którym czuć było jednak pewną jałowość. Teraz, przyglądając się jak Leonel kończy przygotowywanie posiłku, Kajusz nie mógł wyjść ze zdziwienia jak sprawnie mu to wychodziło. Był tak bardzo precyzyjny i staranny, że wydawało się, że nie są w kuchni, ale na sali operacyjnej. Meble, kafelki, naczynia, sztućce, całość lśniła czystością. 
- Wiesz, mój drogi...za każdym razem gdy jestem w twoim domu...zadziwia mnie jego piękno - oznajmił blondyn, dopijając swoją herbatę. 
Porzeczkowa ze śliwkami i nutką wiśni, w jego opinii absolutnie przepyszna. 
- Nie jest to posiadłość równa twojemu rzymskiemu pałacowi, ale dobrze mi się tu mieszka - wyznał z lekkim uśmiechem Leo.
Włożył brytfannę z jabłkami do piekarnika i odwrócił się w stronę gościa.
- Na pewno nie jesteś głodny? - zapytał uprzejmie. 
- Nie, mój drogi, dziękuję ci bardzo - zaprzeczył, spoglądając jednocześnie na swój zegarek z białego złota. - I niestety muszę już iść, mam jeszcze wiele spraw do załatwienia w biurze. 
- Nie przepracowuj się i może nie siedź tam do późnej nocy. Byłoby szkoda zostawiać Fionę samą...na kolacji.
Kajusz uśmiechnął się. 
- Takie życie, mój drogi. 
Odstawił filiżankę na talerzyk, następnie odruchowo przygładził włosy i otrzepał modrą marynarkę z niedostrzegalnych pyłków, następnie poprawił sygnet i westchnął jakby w zamyśleniu. Jego jasnoniebieskie oczy przypominały błękitne niebo jakiegoś słonecznego, koniecznie włoskiego dnia, jednak w jego spojrzeniu nie było tej lekkości i pogody. Coś wyraźnie mąciło jego spokój, jakby nad tym niebem zbierały się ołowiane chmury. 
- Ona też ostatnio bardzo późno wraca ze szpitala, więc praktycznie nie jemy kolacji. - dodał po chwili.
- Och, przykro mi to słyszeć. Pamiętasz, że moja kuchnia jest zawsze otwarta dla przyjaciół?
Fioravanti posłał mu niepewne spojrzenie.
- Mój drogi...ty nie masz przyjaciół.
Uwaga ta nie sprawiła, by doktor pokazał jakiekolwiek negatywne emocje. Nie widać było, by go zasmuciła czy uraziła. Było to po prostu stwierdzenie faktu i jako takowe przyjął do siebie. Przytaknął, w końcu taka była prawda. Kajusz po chwili zrobił zbolałą minę, jakby było mu przykro, że zwerbalizował swoje myśli bez wystarczającego namysłu, nie chciał nikomu nigdy sprawiać przykrości.
- Pozdrów Fionę ode mnie.
- Oczywiście, mój drogi.
Kajusz spróbował się jeszcze raz uśmiechnąć, ale niezbyt mu to wyszło, toteż udał się w kierunku wyjścia. W progu zmienił zdanie i odwrócił się.
- Udanej sesji, Leo - rzekł przygnębionym tonem.
I dopiero wtedy wyszedł.


MUSIC
Leonel był przekonany, iż sesja będzie udana i zupełnie nie podzielał humoru Kajusza. Bardzo był ciekaw jakie są powody smutku tego człowieka, ale on jak zawsze pozostawał skryty i niedostępny. Gdzieś za tymi fantazyjnymi garniturami, klasą, gładko przyczesanymi włosami i nieskazitelnymi manierami kryła się esencja, której Celter nie miał przyjemności ujrzeć pomimo tak długiej znajomości tegoż z Fioravantich.
Niecałe półgodziny po wyjściu Kajusza, Leonel usłyszał dzwonek do drzwi. Przejrzał się jeszcze w lustrze, sprawdzając swoją prezencję i pospieszył otworzyć. Daniel nie wyglądał na zachwyconego, ale trudno, by w jego stanie był zadowolony z czegokolwiek. Według doktora, sam fakt, że nie wymigał się od spotkania był bardzo ważny i dający nadzieję na pomyślne ułożenie współpracy.
- Usiądź sobie, rozgość się - powiedział przyjaźnie, wprowadzając Daniela do biura.
Podczas wcześniejszej wizyty w domu Leonela, nie był w tym pomieszczeniu. Było bardzo duże, utrzymane w ciemnej, eleganckiej tonacji. Sporo miejsca zajmowały regały z książkami ustawione na jakby wyższym piętrze, tak, że trzeba było przejść po drabince by się tam dostać. Gdzieniegdzie stały doniczki z kwiatami czy niewielkie rzeźby. Nie brakowało również obrazów.
Powoli, trochę niepewnie, Daniel zajął miejsce na jednej z sof. Tak naprawdę miał ochotę czmychnąć stamtąd, ale nie wiedział zupełnie gdzie mógłby iść. Nie chciał być w tej chwili w domu bo wiedział, że to oznaczałoby tłumaczenia dlaczego wrócił tak wcześnie. A poza tym, nie chciał uciekać.
- Masz ochotę na pieczone jabłka z miodem i cynamonem?
- Nie jestem głodny - Sauvage odparł automatycznie.
- Wszyscy jedzą gdy przychodzą do mojego domu - oświadczył poważnym tonem Leo i zniknął na kilka chwil w kuchni.
Gdy wrócił, Daniel nie protestował przed poczęstowaniem się, ale nie dlatego, że nagle nabrał apetytu. Nie miał sił i myślał, że im mniej będzie mówił tym lepiej.
Lekarz usadowił się na drugiej sofie, naprzeciwko pacjenta i nic nie mówiąc, obserwował go w spokoju.
- Myślałem, że terapia polega na rozmowie - odezwał się cicho Daniel po kilkunastu minutach ciszy.
Oblizał usta z miodu. Jabłko okazało się o wiele smaczniejsze niż przypuszczał, że mogłoby być.
- Cisza jest bardzo ważna. Już starożytni o tym wiedzieli, ale akurat tobie nie muszę o tym przypominać.
Sauvage odłożył talerzyk na szklany stolik pomiędzy nimi i wbił wzrok w swoje dłonie.
- Sześćset piąty rok to już średniowiecze.
Leonel uniósł delikatnie kąciki ust.
- Więc sądzisz, że to ma być terapia? - zapytał, uważnie obserwując mowę ciała gościa.
- Nie jestem ani ślepy ani głuchy. Oni sądzą, że coś złego się ze mną dzieję. Ty jesteś psychiatrą, dlatego Ala chciała żebym się z tobą zobaczył.
- Co o tym myślisz?
- Nic mi nie jest - odparł szybko, jednocześnie przymykając oczy i potrząsając głową.
- Więc nie mają powodów do niepokoju?
- Ja...po prostu...jestem zmęczony. Trochę gorzej...słabiej się czuję i to wszystko - wyznał z wolna.
Jego głos drżał, oczy nie mogły skupić się na jednym punkcie. Leonel wyraźnie widział jego strach i niestabilność.
- Coś musiało spowodować pogorszenie się twojego stanu. Sądzę, iż trzeba znaleźć odpowiedź na pytanie cóż to takiego było. Żebyś ty zobaczył tę odpowiedź w całej jej okazałości i taką ją zaakceptował.
- A czy to nie wszystko jedno?
- Nie, to jest twój klucz i im szybciej go znajdziesz tym lepiej - po tych słowach wstał. - Przyniosę nam coś do picia.
Będąc już w kuchni, włączył czajnik i wyjął na wierzch przygotowane wcześniej filiżanki. Następnie otworzył jedną z szuflad, z której wyciągnął dość dużą, szklaną buteleczkę. Wysypał z niej zawartość dwóch łyżeczek do jednej z filiżanek. Nalewając wodę, przyglądał się jak powoli rozpuszcza się pod wpływem gorącej temperatury.
Kiedy wrócił do pokoju, zastał Daniela siedzącego w dokładnie takiej samej, niezbyt naturalnej ani wygodnej pozycji. Uśmiechnął się do niego i podsunął mu jego herbatę.
- Pragnę ci pomóc - powiedział, intensywnie wpatrując się w chorego. - Bym mógł być w swej pomocy skutecznym niezbędne są mi informacje o tobie.
Daniel bardzo chciał powiedzieć, że nie potrzebuje niczyjej pomocy i że przecież nic mu nie dolega, ale żaden dźwięk nie wydobył się z jego ust, gdy je rozchylił.
- Twoja żona opowiedziała co nieco o tobie, ale jej słowa mogą i z pewnością w pewnym stopniu są bardzo subiektywne. To jej postrzeganie ciebie, jednak bez wątpienie jest osobą, która zna ciebie najlepiej i wie o tobie najwięcej.
- Co takiego? - spytał cicho.
- Pewnie znasz plotki o sobie...w odniesieniu do nich Alaya powiedziała mi, że w rzeczywistości jesteś człowiekiem bardzo skrytym i zamkniętym w sobie i chociaż może wydawać się, że pokazujesz swoje emocje, tak naprawdę te prawdziwe chowasz głęboko w sobie. Potrafisz rozmawiać z innymi o ich uczuciach, ale to ma na celu tworzenie zasłony dymnej. Ma ukryć to, że nigdy nie mówisz o własnych.
- Psychoanalizujesz mnie?
- Tak, w końcu jestem psychiatrą.
- Nie jestem chory.
Leonel znów uśmiechnął się.
- Nie ma znaczenia nazwa, jaką nada się twojemu stanowi, ale to, co się z tobą dzieje.
- Nic mi nie jest - powtórzył.
W jego głosie nie było pewności. Słychać było całkowite jej przeciwieństwo oraz sztuczność, nieszczerość, jakby to była wyuczona, powtarzana wielokrotnie kwestia. Szczątkowa mimika. Daniel kulił się, nie mógł skupić spojrzenia na jednym punkcie, ale jego twarz przypominała przy tym maskę. Wyciągając wnioski ze swoich obserwacji, Leo był odrobinę zaskoczony faktem, iż stan Daniela był gorszy niż z początku przypuszczał. W związku z tym stwierdził w myślach, że jego priorytetem powinno być uświadomienie mu jego choroby.
- Według twojej żony jesteś niezniszczalny. Jakbyś się do tego odniósł?
- Wiem, że gdybym znów ją stracił...to by mnie zniszczyło.
- Tak czujesz?
- Nic nie czuję. Nie chciałbym by mnie to nie zniszczyło.
- Rozumiem. Czy potrafiłbyś powiedzieć, wymienić mi...uczucia, które w tej chwili u ciebie dominują?
- Nic nie czuję.
- Nie czujesz czy nie potrafisz tych uczuć określić?
- Nie wiem.
- Widzę mury, które wokół siebie zbudowałeś, za którymi kryjesz się przed światem zewnętrznym. Podejrzewam, że nawet twój przyjaciel ma świadomość tego, iż ty nikogo w pełni do siebie nie dopuszczasz. Nie pozwalasz zajść zbyt daleko. Gdy komuś już udaje się pokonać część murów, ty wznosisz kolejne, jeszcze bardziej się oddalając. Przedrę się przez nie, ale będę potrzebował wskazówek.
Leonel odstawił swoją filiżankę na stolik, następnie oparł się wygodniej i przechylił nieznacznie głowę, przyglądając się jak Daniel dopija swoją porcję.
- Masz koszmary. Czy mógłbyś powiedzieć od jak dawna trwają?
- Ja...zawsze były. Czasami rzadziej, może o nich zapominałem...
- A teraz? Codziennie?
- Tak.
- O czym są?
- Właściwie to...są puste. Ciemność, ale... Zawsze jest tak bardzo ciemno, nic nie mogę zobaczyć, ale czuję...
- Co czujesz, Daniel? - zapytał kojącym tonem Leonel kiedy Sauvage przerwał wypowiedź.
- Co? - mruknął, tracąc koncentrację.
- Co czujesz w tych snach?
- Ja...Niczego nie widzę, ale wiem, że mnie obserwują. Mówią o mnie. To nie jest we śnie...tylko...gdy śpię to jakby czuję to bardziej...intensywnie.
- Bardziej intensywnie niż na jawie?
Daniel w odpowiedzi jedynie przytaknął. Przestał błądzić oczami po obrazach, a zatrzymał wzrok na Leonelu.
- Daniel, to bardzo ważne. Czy na jawie, gdy jesteś przytomny też czujesz się obserwowany? Czy słyszysz czyjeś szepty?
Milczał przez kilka minut zanim zdobył się w sobie na odezwanie się.
- Zawsze tak było - wyznał drżącym, słabym głosem. - Mniej lub bardziej, czasami mi się wydawało, że tego nie zauważam. Od czasu jak poznałem Severusa mogłem myśleć o czymś innym. To nic takiego, jest po prostu zmęczony.
- Czy masz świadomość, że to są objawy chorobowe? - spytał, symulując delikatny ton.
- Nic mi nie jest - odparł automatycznie, kładąc nacisk na pierwsze słowo.
- Jako lekarz nie mogę się zgodzić z tym stwierdzeniem. Muszę być z tobą szczery i jeżeli ta...jak to sam pierwszy określiłeś, terapia ma być dla ciebie pomocna to ty również musisz mówić mi prawdę. I przede wszystkim: nie możesz oszukiwać samego siebie.
- Nic mi nie jest - powtórzył, kryjąc twarz w trzęsących się dłoniach.
- Opowiedz mi proszę jak wyglądały twoje relacje z matką.
- Z kim?
- Z twoją matką.
Daniel uniósł głowę. Jego oczy wyrażały kompletny brak zrozumienia, jakby nie miał pojęcia, co takiego doktor do niego powiedział.
- Nie rozumiem.
- Alaya powiedziała mi, że miałeś bardzo przykre dzieciństwo. Chciałbym usłyszeć na ten temat coś więcej. Najpewniej miało to związek z twoją...z twoim stanem.
- Moim stanem...?
- Tak.
- Ja...moja matka? Nawet nie...nie wiem. To było dawno temu.
- Dzieciństwo kształtuje każdego człowieka i wspomnienia z tego okresu zostają z nami aż do śmierci.
- Nie mieliśmy relacji, nie rozmawialiśmy ze sobą...jedynie czasem wydawała mi polecenia albo...
- Albo?
- Albo obrażała mnie. Naprawdę nie chcę...o tym rozmawiać.
- Rozumiem.
Postanowił nie nalegać, będą mieli jeszcze czas na głębsze eksploatowanie tej kwestii. Pomyślał, że dobrze będzie za chwilę zmienić temat tak, by Daniel poczuł się chociaż trochę pewniej i bardziej komfortowo. W swojej praktyce zawodowej prawie nieustannie stykał się ze schizofrenikami. Każdy z nich był inny, u każdego choroba rozwijała się inaczej, czasami zdarzały się nieznaczne podobieństwa pomiędzy tym czy innym przypadkiem, ale jeszcze nigdy wcześniej nie spotkał schizofrenika, u którego nie było okresów remisji. Wiedział już o tym od Alayi, ale pomimo to był pod silnym wrażeniem. Potrafił zrozumieć to, iż Daniel uważa, że po prostu czuje się gorzej. On z tą chorobą żyje całe życie, nie zna innego stanu i traktuje to, choćby i podświadomie, jako część swojego charakteru, osobowości, a nie jako schorzenie. Dlatego zaostrzenie objawów odbiera jako pogorszenie samopoczucia. To, co dla typowego schizofrenika było rzutem choroby, dla niego było normą. Dniem powszednim. To, co dla typowego schizofrenika było nawrotem choroby, dla Daniela było jej zaostrzeniem.
Leonel nigdy nie wchodził w relacje z pacjentami, dystansował się od ich problemów. Nie był przy tym aż tak chłodny i nieprzystępny jak Alaya, ale ich zachowanie jako psychiatrów było bardzo podobne. Jednak w tej chwili poczuł coś w rodzaju żalu w stosunku do Daniela. Być może to wynikało z fakt, iż nie zdarzyło się jeszcze, by jakiś przypadek tak bardzo go zafascynował.
- Powiedziałeś, że we śnie to uczucie bycia obserwowanym i te głosy, które słyszysz...są intensywniejsze niż na jawie. Od kiedy takie odczucia towarzyszą ci na jawie?
Sauvage ledwie dostrzegalnie wzruszył ramionami.
- Zawsze tak było.
Lekarz skinął głową. Już raz Daniel to powiedział, ale on musiał się upewnić.
- Jak to wygląda? Co słyszysz?
- Głosy.
- Czy to są zrozumiałe czy niezrozumiałe wypowiedzi?
- Głównie...to takie...tak zawsze było.
- Rozumiem. Proszę, powiedz mi jak to wygląda.
- Zawsze...to był taki jakby szum trochę...wiele szeptów nałożonych na siebie tak, że nie mogę zrozumieć słów, ale słyszę, że to ludzkie głosy.
- Czy coś się zmieniło?
- Tak już bywało...ostatnio dość dawno temu...
Daniel wziął swoją filiżankę i dopił ostatni łyk herbaty.
- Słyszysz coś więcej?
- Pojedyncze zdania. Tak już bywało.
- Jakiej treści?
Odruchowo skulił się w sobie i zacisnął dłonie.
- Nieprzyjazne.
- Przykre, obraźliwe dla ciebie?
- Tak.
- Daniel, czy... - zawahał się na moment. - Jak to odbierasz? Sądzisz, że to, co słyszysz jest powiązane ze światem zewnętrznym czy że jest jedynie wytworem twojej wyobraźni?
- To nie jest wytwór mojej wyobraźni - zaprzeczył o wiele głośniej niż mówił do tej pory.
- Więc w twoim odczuciu są one częścią świata zewnętrznego?
- Tak. Nie potrafię...tego wyjaśnić. Tak jest.
Celter westchnął. To właśnie było tak typowe dla schizofrenii. Chorzy byli przekonani, iż wszystkie halucynacje, omamy są częścią świata zewnętrznego, mają miejsce w rzeczywistości, a nie w ich głowach. Nawet gdy chory miał świadomość własnej choroby, najczęściej dalej postrzegał te doznania jako te ze świata zewnętrznego, z tym, że miał też wtedy świadomość, iż to postrzeganie nie jest prawidłowe.
- Śledzi mnie - wyszeptał Daniel, wyrywając tym Leonela z zadumy.
On wyraźnie cierpiał, Leo dostrzegał w nim ogromny strach i ból.
- Kto?
- Nie wiem. Cień.
- Cień?
- Jest ich wiele, są różne...ale jeden jest zawsze taki sam.
- Czy widziałeś je już wcześniej?
- Tak, zawsze...gdy mogłem się czymś zająć to starałem się nie zwracać na nie uwagi, ale...
Znów przerwał, jakby nagle stracił wątek, zapomniał, co takiego chciał powiedzieć.
- Czy te omamy...
- To nie są omamy!
W normalnej rozmowie Leonel powiedziałby, iż to on jest psychiatrą i dobrze wie, co mówi, ale w konwersacji lekarz-pacjent nigdy nie dopuściłby się takiego nieprofesjonalizmu.
- Rozumiem. Czy ten cień przypomina ci konkretną osobę?
- Nie...nie wygląda jak cień człowieka.
- Jakiegoś zwierzęcia?
- Nie wiem - jęknął bezradnie.
- Wzbudzają w tobie jakieś emocje?
- Boję się...nie wiem dlaczego...
- Daniel, czy powiedziałeś o tym swojej żonie albo przyjacielowi?
- Nie.
- Dlaczego?
- To nic ważnego, nic...to ich nie dotyczy, to jest moja sprawa.
- Jestem pewien, że chcieliby wiedzieć.
- Ala ja nie chcę żeby wiedzieli.
Obaj milczeli przez kilka minut. Leonel przyglądał się pacjentowi, obserwując jak jego dłonie drżą coraz bardziej, jak powoli traci kontakt z rzeczywistością. Daniel mrugał powiekami, próbując w jakiś sposób wyostrzyć wzrok, ale wszystkie kontury rozmazywały się coraz bardziej, wszystkie szczegóły splatały się ze sobą, zamazywały, tworząc coś w rodzaju abstrakcyjnego obrazu. Gdy w pewnym momencie Leonel do niego podszedł i wyciągnął rękę, mówiąc coś, nie był nawet w stanie go rozpoznać, jakby był tylko jedną z wielu plam na płótnie. Lekarzowi bez większego trudu udało się podnieść go z miejsca i pomóc nałożyć  płaszcz. Zdecydował się na odprowadzenie Daniela do jego domu i przy okazji zamierzał porozmawiać z Alayą.
Odległość dzieląca ich domy nie była długa i spokojnie można było uznać ją za dobrą trasę do porannego czy wieczornego spaceru. Tym bardziej, że okolica była wyjątkowo piękna. Kilka zadbanych parków, alejki przy których posadzono kwietniki i pachnące krzewy. Wszystko to utrzymane było w stylu przypadkowej doskonałości. Kwiaty i drzewa posadzone tak jak rosły w naturze, jakby odzwierciedlając jakiś pejzaż, ale przy tym staranie przycięte i zadbane, tak że żaden pęd nie przecisnąłby się w nieodpowiednie dla niego miejsce.
Przytrzymywał Daniela pod ramię, gdyż miał świadomość, że ten z każdą chwilą opada z sił i być może niedługo zemdleje. Wpatrując się w opustoszałą ulicę i ciemniejące niebo, Leonel myślami był bardzo daleko. Wahał się ile z ich rozmowy przekazać Alayi i czy cokolwiek. Wcześniej przygotowany był na zaplanowane według narzuconego scenariusz spotkanie, którego schemat miał się powtarzać przez jakiś czas. Nie przypuszczał, że może poczuć potrzebę podjęcia własnej inicjatywy i  nie wiedział, czy ta potrzeba wiązała się z Alayą i jego stosunkiem do niej, czy może to po prostu Daniel był tak szczególny. Najpewniej dwa te czynniki współdziałały ze sobą i wywołały w nim taki, a nie inny efekt.
Podjąwszy decyzję, oddalił od siebie wszystkie wątpliwości, ciesząc się jedynie z chłodnego wiatru i wspaniałych widoków.

MUSIC
Podczas gdy Severus i Hermiona prowadzili żywą rozmowę na temat jakiejś publikacji naukowej, Alaya próbowała skupić się na trzymanej w rękach książce. Prawie dwie godziny wcześniej ułożyła się z nią na jednej z sof w salonie, przykrywając się puchatym i miękkim, zielonym kocykiem wraz z kubkiem kakaa na stoliku obok, ale od tamtego momentu niewiele przeczytała. Miała wrażenie, że nie może się skoncentrować. Dlatego też czytała jeden fragment po dwadzieścia razy, aż jego treść została odnotowana w pamięci. Co to w ogóle była za książka? Przymknęła ją i raz jeszcze przyjrzała się okładce. W jej przypadku zawsze to okładka czy tytuł wpływały na to, czy brała książkę do ręki i po przeczytaniu opisu, jaki zawsze zamieszcza się z tyłu, decydowała się na zakup. Niektóre tytuły były tak banalne i odstręczające, że nie miała ochoty nawet sprawdzać, czy treść oferuje coś ciekawego. Jednak z jakiegoś powodu przy tej książce było inaczej. Okładka była paskuda, skonstruowana przez kogoś całkowicie pozbawionego zmysłu estetyki, a i tytułu gorszego nie dało się chyba wymyślić. Przeczytała opis tylko dlatego, że jeden z egzemplarzy ustawiony był tyłem i tylko ten opis mógł zachęcić do przeczytania ów dzieła. W przedmowie autor kierował podziękowania dla swojej żony, która pomogła mu z wyborem tytułu i oprawą graficzną. Wszystko jasne. Nie wiedzieć czemu, bardzo ją ten fakt zirytował. To tak jakby ona przyszła do laboratorium Daniela i zaczęła mu wyliczać swoje propozycje co do jakiegoś eliksiru. Nie znosiła w ludziach tego przekonania, że znają się na wszystkim, wiedzą najlepiej, a ich pomysły są zawsze najbardziej trafne i najlepsze. Albo jakby to Daniel zaczął ją pouczać jak miałaby rozmawiać ze swoimi pacjentami. Westchnęła, przewracając stronę do miejsca, w którym skończyła czytać. Psychopatyczny morderca właśnie czaił się w domu swojej kolejnej ofiary. Czytając jego przemyślenia, odruchowo tworzyła w myślach jego portret psychologiczny i zalecenia odnośnie leczenia. Czy to już skrzywienie zawodowe?
Odrzuciła książkę na bok i zerwała się z miejsca, słysząc kroki w przedpokoju. Wołając Alę, Leonel wszedł do środka razem z Danielem, który zdawał się mieć gorączkę. Jedną dłonią niepewnie trzymał się ściany. Upadłby na ziemię, gdyby Alaya go nie złapała.
- Co się dzieje? - spytała, trzymając go mocno, przestraszony wzrok kierując na Celtera.
- Muszę z tobą porozmawiać bo...
- Nie - zawołał nagle Daniel.
Odepchnął Alę, padł na posadzkę i zaczął się kulić. Nie widział swojego salonu, ale zlepek różnorakich plam, na tle których czaiły się inne, czarne, poruszające się. Nie słyszał głosu swojej żony, ale inne, nałożone na siebie. Nie potrafił wyłapać z tych wypowiedzi poszczególnych słów, ale z jakiegoś powodu napawały go przerażeniem. Zamknął oczy, ale wciąż to czuł.
- Leo? - zwróciła się do niego z paniką. - Co mu się stało?
- Nie wiem - odpowiedział spokojnym tonem. - Gdy kończyliśmy zauważyłem, że źle się czuje więc pomyślałem, że go odprowadzę.
- Daniel.
Patrzył na nią, ale nie widział jej. Jego źrenice całkowicie przykrywały karmelową tęczówkę. Czerń wydawała się bezdenną otchłanią.
- Widziałeś jego oczy?
Leo kucnął, przyglądając się Danielowi, który cofał się powoli w kąt pokoju, jakby czuł się zagrożony. Alaya wyminęła Severusa i Hermionę, znikając na kilka chwil w kuchni. Wróciła ze strzykawką w dłoni. Kiedy próbowała podejść do Daniela, on zareagował krzykiem. Szamotał się, próbował ją od siebie odsunąć, na wskroś ogarnięty obezwładniającym strachem. Widząc Daniela w takim stanie, Severus nie wiedział co mógłby zrobić. Cały jego dobry humor, który towarzyszył mu przez cały dzień, teraz zniknął niczym bańka mydlana. Patrzył na swojego przyjaciela, który zachowywał się jak zając osaczony z każdej strony przez wygłodniałe wilki i czuł się jakby ktoś oblał go zimną wodą, boleśnie przypominając o rzeczywistości.
Kiedy Hermiona otrząsnęła się najpierw z szoku wywołanego wynikami swoich egzaminów, a potem z szoku wywołanego przez zachowanie Snape'a, mogła wreszcie zdobyć się na aktywne uczestniczenie w rozmowie. Na początku dalej mówiła trochę niepewnie, ale im więcej rozmawiali tym mniej skrępowana się czuła. Patrząc na to jaka była szczęśliwa, i jemu udzielały się te emocje. Słowami nie wyraził Hermionie wprost, iż jej nie odrzuca, ale gdy tylko ona się o tym upewniła, poczuła się niezwykle lekko. Chwilę wcześniej omawiali jeden z artykułów z najnowszego wydania jednego z magazynów naukowych. Hermiona miała całkiem ciekawe hipotezy i potrafiła zadawać pytania, które zmuszały go do głębszej zadumy i były momenty, że nie był stuprocentowo przekonany, co do swoich odpowiedzi. W tej chwili odczuwał okropną bezsilność i lęk. Zastanawiał się czy nie powinien pomóc Ali przytrzymać Daniela, ale zanim bliżej do nich podszedł, jej udało się zaaplikować mu zastrzyk, najprawdopodobniej ze środkiem nasennym.
- Co się stało? - powtórzyła pytane do Leonela, gdy jej nieprzytomny mąż opadł prosto w jej ramiona.
- Nic szczególnego, rozmawialiśmy i właśnie dlatego pomyślałem, że koniecznie muszę z tobą coś uzgodnić. Widziałem, że źle się...
- Nigdy tak nie było - przerwała mu, nieskutecznie starając się pohamować łzy. - Nigdy nie było tak, by mnie nie rozpoznawał. On mnie nie widział, nie słyszał.
Leonel milczał, starając się zepchnąć wizję wypełnionej pewnym proszkiem pewnej buteleczki z szafki jego kuchni gdzieś wgłąb świadomości.
- Świadczy to tylko o tym, że choroba postępuje - powiedział w końcu. - Mogę mówić przy nich? - spytał, wskazując na Severus i Hermionę.
- Tak - odparła, tuląc Daniela do siebie.
Leo przysunął sobie pobliski fotel i zaczerpnął powietrza. Uczycie towarzyszące jego przenikaniu do płuc wydawało mu się bardzo przyjemne. Lubił koncentrować się na oddychaniu i wsłuchiwaniu się w rytm pracy serca, to zawsze pomagało ukoić wszystkie napięcia i zebrać myśli.
- Musisz mu powiedzieć, że jest chory na schizofrenię - oświadczył.
- Co takiego? - odezwał się Severus.
Lekarz zignorował go, nie spuszczając bacznego spojrzenia z Ali. W tym czasie jedyna kotka prześlizgnęła się pomiędzy nimi do swojego opiekuna i zaczęła lizać go po dłoni.
- Nie - szepnęła płaczliwie brunetka.
- Alaya...
- Wiesz jak on zareaguje - jęknęła.
- Wiem.
- Zobaczy we mnie wroga, będzie się jeszcze bardziej oddalał...
- Tak - przyznał.
- Będzie to odrzucał i...
- Tak - wtrącił. - Będzie się denerwował, buntował i oddalał, ale to niezbędne.
- Dlaczego ty nie możesz tego zrobić? - spytał Severus.
- Bo jestem jego psychiatrą - wyjaśnił szorstko. - We mnie nie może widzieć kogoś, kto chce mu coś wmówić.
- A we własnej żonie może?
- Znasz te mechanizmy - Leonel zwrócił się do Alayi.
Kobieta przytaknęła. Spod jej zamkniętych powiek wypłynęły kolejne łzy, spłynęły po bladych policzkach, znikając gdzieś po drodze.
- Bez tego nie będzie można pójść dalej. Dlatego im szybciej tym lepiej - dodał po chwili.

*

Kolejne tygodnie minęły w napiętej i dość milczącej atmosferze. Severusowi wydawało się jakby Alaya wzięła przykład ze swojego męża i przestała się odzywać. Domyślał się, że to wszystko przez jej obawy. Wzdrygała się przed podjęciem z Danielem tematu jego choroby, ale była przy tym przekonana, że jest to konieczne. Zapewne to ten Celter utwierdził w niej to przekonanie. On sam nie znał się psychiatrii ani trochę dlatego nie wtrącał się w tę kwestię, ale nie podobała mu się wizja tego, jak Daniel zacznie ich postrzegać gdy powiedzą mu o jego schizofrenii. Wyraźnie widział też, że i na Hermionę ta sprawa bardzo mocno działała. Była bardzo wrażliwa i miała w sobie wiele empatii dla bliskich, a Daniel dzięki przyjaznej relacji jaką nawiązali podczas ostatniego roku szkolnego, podpadał pod tę kategorię. Martwiła się o niego i całe godziny spędzała na rozmowach z Alayą. Nawet jeżeli nie dotyczyły one stricte Daniela, to te dwie zdecydowanie nadawały na tych samych falach. I chociaż Ala była o wiele bardziej nieprzystępna i zamknięta w sobie niż Hermiona, Severus zauważył, że doskonale się rozumiały. Jemu coraz częściej zdarzało się zadumać nad niewłaściwymi wnioskami jakie kiedyś wysunął gdy po raz pierwszy spotkał Daniela. Wydawał mu się otwarty i towarzyski, a tak naprawdę był równie, jeżeli nie jeszcze bardziej zamknięty w sobie jak on. Teraz wyrzucał sobie, iż wcześniej nie dostrzegł jego choroby. Znać kogoś prawie dwadzieścia lat i nie zauważyć choroby psychicznej? Ala mówiła mu, że miał do tego prawo skoro objawy były mniejsze, ale to go wcale go nie uspokajało. Był zły na siebie, że wszystkie alarmujące rzeczy bagatelizował, tłumaczył specyfiką charakteru Daniela. Nawet nie pomyślał, by bardziej się tym zainteresować. 
- Szkoda, że nie dołączyli instrukcji - fuknęła z irytacją  Hermiona. 
Siedziała właśnie przy stole naprzeciwko Severusa i zapoznawała się z najnowszym laptopem Daniela, który ten zostawił na dole parę dni wcześniej. On w tym czasie spisywał na czystej kartce wszystko, co wiedział o Fioravantich. 
- Wreszcie - ucieszyła się. 
Wyglądało na to, że urządzenie zdecydowało się jednak z nią współpracować. Uśmiechała się, ale dobrze widział, że była podenerwowana. Zawsze nie pozwalał Lily zbyt blisko podchodzić do jego spraw, aż w końcu z nią zerwał (niezgodnie ze swoimi uczuciami do niej) i od tego momentu zaczęły się największe problemy. Tym razem zgodnie z radą ojca jak i własnym przeczuciem postanowił podjąć odwrotną taktykę. Nie to, by zaczął wtajemniczać Hermionę we wszystkie szczegóły najniebezpieczniejszych spraw, ale zdecydował się nie odrzucać jej zainteresowania. Zresztą była tak wścibska i uparta, że byłoby niewykonalne, by trzymać ją na daleki dystans.
Gdyby nie czuł się tak przygnębiony, zapewne również by się uśmiechnął. Delikatnie. Westchnął i przypatrzył się temu, co już zapisał. Żałosne, pomyślał. I to miał być wynik pracy najlepszego ze szpiegów? Przykrą była myśl, iż zupełnie nie ma pomysłu co z tą sprawą począć. Dzięki temu, że Alaya wskazała mu tych ludzi na tamtym...przyjęciu czy jakkolwiek to nazwać, mógł przyjrzeć im się z bezpiecznej odległości. Miał już na tyle dużo doświadczenia, że z samej takiej obserwacji potrafił wiele wywnioskować. Tutaj wiedział, że jeżeli ma zdobyć jakieś naprawdę ważne informacje, musi być dla Fioravantich niewidzialny. Najlepiej by było, żeby w ogóle nie wiedzieli o jego istnieniu.
- Wow - westchnęła z zachwytem wpatrując się w ekran.
- Hm?
- Tu jest jakiś program, który łączy się z siecią MI6 i można mieć podgląd przez satelitę na kosmos - wyjaśniła.
Wstał z miejsca, by przygotować sobie nową herbatę. Ostatnia wystygła i zdecydowanie nie nadawała się do picia. Kiedy czekał na zagotowanie się wody, jego myśli zaczęły krążyć wokół tego laptopa. Daniel uwielbiał nowe technologie i zawsze niesamowicie się cieszył z każdego takiego gadżetu, jaki tylko przysyłali mu z MI6. Jako jedyny sponsor miał prawo do...
Drgnął, nagle coś sobie uświadamiając.
- Hermiono?
- Tak? - mruknęła, podziwiając właśnie jakąś gwiazdę.
- Czy ten komputer ma połączenie z internetem?
- Nie wiem, chyba tak. Zaraz zobaczę.
Wybrał dla siebie wiśniowo-żurawinową herbatę i już z gorącą filiżanką, wrócił na miejsce. 
- Działa - oświadczyła.
W tonie jej głosu i spojrzeniu dostrzegł zaintrygowanie, najpewniej domyślała się, że właśnie wpadł na jakiś pomysł. Z jakiegoś powodu wcale go to nie zdziwiło.
- Możesz sprawdzić czy jest dostęp do serwera MI6? - spytał, przyciszając nieco głos. - Dali ten komputer swojemu jedynemu sponsorowi działu technicznego. Przypuszczam, że jako ten jedyny sponsor Daniel ma prawo do wglądu w tajne projekty i do samego serwera - dodał, widząc jej zaskoczenie.
- Chwilę.
Podczas gdy ona szybko wystukiwała na klawiaturze, on wziął do ręki długopis, tylko po to, by zrobić coś z palcami. Parę minut później uśmiechnęła się szeroko, ale uśmiech ten zniknął równie szybko jak się pojawił.
- Niestety...
- Brak dostępu?
- Jest wpisana nazwa użytkownika, ale trzeba znać hasło żeby wejść do systemu - powiedziała z żalem.
Severus zamyślił się. To mógł być dobry sprawdzian tego, jak dobrze Daniela znał.
- Nie widać jak długie musi być?
- Nie - Hermiona potrząsnęła głową.
Milczał przez kilka minut.
- Spróbuj wpisać po kolei: jeden, jeden, dwa, jeden, dwa, pięć, jeden, trzy, jeden, jeden, osiem, jeden, pięć, jeden, dwa, dziewięć, jeden, cztery, jeden, trzy, zero, zero, dziewięć, sześć, jeden, zero.
Hermiona wpisała wszystkie cyfry i potwierdziła przesłanie formularza.
- Udało się! - zawołała. - Jak?
W odpowiedzi wzruszył jedynie ramionami. Hermiona podsunęła mu komputer, a sama przesiadła się na krzesło obok niego, by mieć dobry widok. Dzięki wpisaniu hasła mogli mieć wgląd do wszystkich projektów działu technicznego. Broń, samochody, samoloty, komputery, telefony i wszystkie różne inne gadżety, w jakie wyposażani byli agenci. Było tego całe mnóstwo, ale to nie tym Severus był zainteresowany. Hermiona obserwowała go w ciszy i napięciu, ciekawa, czego takiego tam szukał.
Gdy tak siedzieli pochyleni nad laptopem, ledwie zauważyli Tobiasza, który przyszedł po nową kawę. Przyzwyczajony już do ciągłych telefon, przenośny aparat zabrał ze sobą, w razie kolejnej nagłej potrzeby. Widząc ich zaangażowanie, zaczął się im przyglądać z lekkim rozbawieniem.
- Cholera jasna! - warknął Severus, z irytacji uderzając dłonią o klawiaturę.
- Severus - odezwał się karcącym tonem.
Mężczyzna dopiero wtedy poniósł na niego spojrzenie.
- Cześć.
- Możesz mi powiedzieć czemu krzyczysz na komputer? - spytał uprzejmym tonem.
- Bo nie chce nad dopuścić do danych MI6 - wyjaśniła Hermiona.
Skrzywiła się i skrzyżowała ramiona, odchylając się na krześle.
- Chcecie się włamać do systemu MI6?
- Nigdzie się nie włamujemy - zaprzeczył Severus. - Daniel ma prawo dostępu to tego systemu, ale chyba tylko do tego obszaru z działu technicznego.
Westchnął i upił łyk herbaty. Wciąż była ciepła i o wiele smaczniejsza od poprzedniej, której smak był tak mdły i okropny jakby zrobiono ją z mydła.
Tobiasz odchrząknął i po chwili namysłu podszedł do nich.
- A dane z MI6 potrzebne są do...?
- Mówiłem ci o tym - odparł Severus, podając mu kartkę ze swoimi notatkami.
- Ah... - zmarszczył lekko brwi i przejrzał tekst - Możesz mi go podać? - zwrócił się do syna, wskazując na laptopa.
Severus wymienił spojrzenie z Hermioną, a następnie dopełnił prośby. Kilka minut później, po wystukaniu na klawiaturze niezliczonej liczby znaków, oddał mu komputer i podszedł do blatu, by zalać ziarna kawy świeżo zagotowaną wodą. Na ekranie widniał teraz spis. Spis osób. Severus kilkukrotnie zamrugał ze zdziwienia. Cóż to była za sztuczka? Poczuł się trochę tak jak wtedy gdy Harry przyszedł do niego i poprosił o pomoc z Eliksirów tylko jeszcze bardziej...zdumiony.
- Jak to zrobiłeś?
Tobiasz upił łyk kawy.
- No wiesz...- zaczął.
Nie zdążył dokończyć bo w tym momencie znów zadzwonił telefon.
- Przepraszam was - mruknął, odbierając. - Everly, mógłbyś mi wyjaśnić jak to jest możliwe, że ukończyłeś prawo na Harvardzie, a masz problem z tak podstawowymi rzeczami?
Hermiona zachichotała mimowolnie. Ton jego głosu był identyczny z tym, jakim Severus zawsze zwracał się do nierozumnych uczniów, którzy nie byli w stanie, albo byli zbyt zestresowani, by dokładnie wykonywać wszystkie instrukcje.
- Jeszcze raz mi zadasz takie banalne pytanie, a naprawdę skontaktuję się z twoim promotorem i spytam jak mógł dopuścić takiego osła do... - przerwał, widocznie rozmówca zaczął gorączkowo się tłumaczyć. - Tak, tak...byłeś najlepszy na roku...to ja nie chciałbym poznać umiejętności tych, co byli najgorsi...
Przyłożyła sobie dłoń do ust, by nie wybuchnąć śmiechem.
- Hańba kogo teraz przyjmują na najlepsze uczelnie - powiedział do nich i wyszedł, kierując się do gabinetu, jednocześnie tłumacząc coś po raz enty i starając się przy tym zachować spokojny ton.
Severus westchnął i wpisał do wyszukiwarki nazwisk: Fioravanti. Nie był zaskoczony kiedy od razu pojawił się dokument zatytułowany trzema imionami i tym nazwiskiem. Liczył kilkaset stron.
- Och, świetnie!
- Bez przedwczesnej radości. Zapewne nie dowiem się z tego niczego sensacyjnego, ale być może znajdą się jakieś przydatne wskazówki.
- Na pewno - stwierdziła z przekonaniem. - Wydrukować? - spytała, wstając z miejsca.
- Moment.
Zawiesił dłonie nad klawiaturą jak pianista, przygotowujący się do zagrania pierwszych akordów przed najważniejszym koncertem swojego życia. Wydawało mu się bardzo nieprawdopodobne, by jego ojciec potrafił przełamać bariery ochronne takiego systemu jak MI6, z którymi mieli pewnie wielkie problemy najbardziej doświadczeni hakerzy. Druga możliwość też wydawała mu się nieprawdopodobna, ale mimo to zdecydował się wpisać w pole wyszukiwania imię i nazwisko swojego ojca.
Zamknął oczy, a gdy ponownie je otworzył, zobaczył profil. Było tam zdjęcie, wszystkie dane...i podpis: agent specjalny Jej królewskiej mości w służbie brytyjskiego wywiadu wojskowego. Numer legitymacji: 28051908. Severus wpatrywał się w ekran laptopa, czując się jakby ktoś go mocno uderzył w głowę. Po zajrzeniu mu przez ramię, Hermiona przyglądała mu się z niepokojem, niepewna tego, co zaraz zrobi. W końcu po nieznośnie długich minutach, odłączył komputer od ładowarki i podał jej.
- Najpierw to mi wydrukuj, proszę - odezwał się w jakiś sposób zmienionym głosem.
- Tak jest! - dygnęła lekko, salutując i od razu wybiegła z kuchni.
Wróciła kilkanaście minut później z pokaźnym stosem kartek, które bez słowa podała Severusowi.
- Dziękuję - powiedział.
Natychmiast wstał z miejsca i udał się w stronę gabinetu, w którym pracował jego ojciec. W tej chwili również rozmawiał z kimś przez telefon, tłumacząc jakieś procedury. Nie siedział przy biurku, a stał przy uchylonym oknie. Severus wszedł do środka bardzo cicho, ale on i to tak się zorientował. Odwrócił się od okna i przerwał rozmowę.
- Proszę zadzwonić później, nie mogę w tej chwili rozmawiać - powiedział, rozłączył połączenie i odłożył aparat na biurko.
- Możesz mi powiedzieć co to jest? - spytał Severus, unosząc pierwszą z kartek.
- Wydruk.
- Wydruk - powtórzył łamiącym się powoli głosem. - Wiedziałeś, że sprawdzę - bardziej stwierdził niż zapytał.
- Tak.
- Zamierzałeś mi powiedzieć?
- Powiedzmy, że zbierałem się do tego. Jednak jak zobaczyłem, że potrzebujecie dostępu do systemu danych MI6, pomyślałem, ze to dobra okazja...
- Żebym sam sobie przeczytał?
- Tak.
Severus parsknął, odłożył kartki na biurko, a następnie oparł się o blat, podnosząc dłonie do twarzy. Wyglądał jakby bardzo starał się pohamować emocje, które mu w tej chwili towarzyszyły.
- A ty jak zrobiłeś? Powiedziałeś siostrze Lily, by dała list od niej Harry'emu...żeby sam sobie przeczytał.
- Tak. To też potwierdza jak wiele mamy wspólnego - rzekł kwaśno.
- Jesteś zdenerwowany bo nie powiedziałem ci o tym wcześniej, tak?
- Nie - jęknął. - Nie jestem zdenerwowany.
- Severus...
- Jest mi po prostu przykro - przerwał mu.
Wyprostował się i przetarł oczy.
- Przykro? - zdziwił się.
- Tak.
- Chciałem ci powiedzieć gdy wróciłeś z Hogwartu, ale w jakimś bardziej spokojnym dniu, a wtedy...
- Nie o to chodzi - żachnął się. - To jest oczywiste i zrozumiałe. Po prostu...zawsze myślałem, że...byłem, że jestem...dla ciebie ważny.
Tobiasz zmarszczył brwi, wbijając w syna przenikliwe spojrzenie. Odruchowo poprawił krawat i podszedł do niego.
- Zawsze byłeś i będziesz dla mnie najważniejszy - oświadczył poważnym i dość zmartwionym tonem.
- Tak - mruknął bez przekonania.
Telefon znów zadzwonił.
- Litości, Owen. Nie mam teraz czasu na twoje bzdury o kangurach!- syknął do słuchawki, a następnie z irytacją odrzucił urządzenie.
- Może chciał się spytać jaką tym razem wysłać pocztówkę? - zasugerował.
- To nie...
- Wiem, że to nie była pocztówka.
- To bardzo delikatna i skomplikowana sprawa i nie chciałbym, żebyś źle to odebrał, ale...
- Jasne - wtrącił. - Tajemnica wywiadu. Już wiem dlaczego szpiegowanie zawsze tak dobrze mi szło. Geny!
Obaj milczeli przez kilka minut. Severus bardzo się starał tego nie okazywać, ale ojciec znał go zbyt dobrze, by nie umieć rozpoznać jego uczuć i emocji.
- Mówiłeś, że obawiałeś się ubiegać o prawo do wyłącznej opieki nade mną...jak? Jak z taką pozycją... Nie mogłeś się czegoś takiego obawiać! Przecież na tych szczeblach pracują w większości czarodzieje i to ci o największych wpływach, a...
- Severus - przerwał mu, o wiele cichszym tonem.
Miał minę jakby wcześniej miał płonną nadzieję, iż takie pytanie nie padnie, ale fakt, że jednak padło, przyniósł mu pewną ulgę
- Zrobiłbym wszystko, gdybym tylko mógł.


Wróciwszy z pracy, Alaya czuła się całkowicie wymęczona. Zostawiła torebkę w korytarzu, poszła do kuchni, siadając przy stole napiła się lodowatej wody gazowanej i po odstawieniu butelki ułożyła się, kładąc ramiona na stole, a twarz na złączonych dłoniach. Przez cały ten czas Leonel codziennie spotykał się z Danielem i dzisiaj znów powiedział jej, że nie ma możliwości, by w takiej sytuacji mogli pójść dalej i ona musi powiedzieć mu o jego chorobie. Sama myśl o tym ją paraliżowała. Jednak stan zdrowia Daniela zaczął pogarszać się coraz szybciej i wiedziała, że jeżeli szybko czegoś nie zrobi to konieczna będzie przymusowa hospitalizacja. Leonel proponował, by przekonali Daniela do dobrowolnego przyjścia na oddział w celu poddania się badaniom. Ten pomysł był bardzo dobry, bo dawał Danielowi poczucie, że w wynikach okaże się, że to musi być coś innego, był w końcu przekonany o tym, że wcale nie ma choroby psychicznej i będzie temu zaprzeczał do czasu, aż prawda do niego dotrze. To do Alayi należał zaszczyt rozpoczęcia tego ciągu zdarzeń. Czuła się z tym jakby miała popchnąć jedną kostkę domina, za którą runęłyby kolejne.
Podczas jednej z rozmów opowiedziała Hermionie całą historię jej znajomości z Markiem Dentem oraz o jego propozycji, która ciągle przewijała się w jej myślach, pomimo swojej absurdalności. Nie wyobrażała sobie, by miała dawać Dentowi jakąkolwiek szansę, ale on nie potrafił pojąć, iż kocha Daniela. I tylko Daniela. Skoro jednak tak go kocha to czy nie powinna zrobić absolutnie wszystkiego, by mu pomóc? By zdobyć dla niego leki? Myślenie o tym wykańczało ją emocjonalnie.
- Wszystko w porządku? - usłyszała głos Hermiony.
Podniosła się z blatu i potrząsnęła głową.
- Nic nie jest w porządku. Daniel cierpi bo ze mnie jest pieprzony tchórz.
- Ale..
- Tak jest, Hermiono.
Dziewczyna westchnęła. Nalała sobie soku do szklanki i usiadła obok Alayi.
- Więc powiesz mu?
- Tak - przytaknęła. - Dość już tego, naprawdę. Widzę jak bardzo mu się pogarsza z każdym kolejnym dniem i...
Przerwała. Przetarła oczy i zaczerpnęła powietrza.
- To nie jest twoja wina - odezwał się Severus, który właśnie wszedł do pomieszczenia. Widząc go, Hermiona podbiegła do niego i objęła go mocno na moment.
- Oczywiście, że moja - fuknęła. - Powinnam to zrobić od razu, a wstrzymuję się bo...boli mnie myśl o tym, że będzie mnie odrzucał.
- Nas - poprawił ją.
- Racja - przyznała cicho.
Następnie jakby wzięła się w garść i wstała. Poprawiła od niechcenia ułożenie włosów i wygładziła żółtą koszulę, którą miała tego dnia na sobie.
- Melduję rozpoczęcie misji. O jej zakończeniu najpewniej zorientujecie się po krzykach - powiedziała, siląc się na uśmiech i żartobliwy ton, ale ani jedno ani drugie jej nie wyszło.
Hermiona ścisnęła jej rękę i powtórzyła to, co mówiła już wiele razy, że potem będzie lepiej. Nie mogła przecież wiedzieć jak bardzo się myliła...

MUSIC
Po zimnym prysznicu, który pozwolił nie tylko na odświeżenie się, ale i na ukojenie myśli, Alaya narzuciła na siebie tylko bardzo cienką, prześwitującą, czarną podomkę. Stanęła przed lustrem i przyjrzała się sobie. Przez wzmożony stres ostatnich tygodni schudła jeszcze bardziej tak, że teraz przypominała bardziej kościotrup, na który ktoś naciągnął bladą skórę. Teraz miała wręcz szarawy odcień. Ciemne cienie pod jej oczami dobitnie poświadczały nieprzespane noce podczas których czuwała przy Danielu, chcąc obudzić go gdy tylko zaczną się jego conocne koszmary, by oszczędzić mu chociaż trochę cierpienia. By nie zasnąć codziennie brała tabletki, które hamowały, tłumiły potrzebę snu. Jako lekarz powinna skarcić samą siebie za takie postępowanie z własnym organizmem, ale były dla niej ważniejsze rzeczy. Leo powtarzał, że najlepiej pomoże Danielowi gdy sama będzie w formie, ona sama też zawsze mówiła to rodzinom chorych, ale gdy przychodziło do tego, by skorzystać z własnych zaleceń to jednak wybierało się co innego. Teraz, zastanawiając się nad tym, bardzo żywo pamiętała wszystkie swoje rady dla rodzin, słyszała w myślach swój głos, mówiący o tym jak ważne jest prowadzenie w miarę możliwości normalnego trybu funkcjonowania, w żadnym wypadku nie należało żyć chorobą bliskiej osoby. A tymczasem ona to właśnie robiła, cóż za smutna ironia. Wyglądała jak cień samej siebie, jakiś żałosny strzęp człowieka. Prychnęła i pokręciła głową. Czuła się tak okropnie aseksualna, że bardzo wątpiła, by jej widok zachęcił Daniela do czegokolwiek, nawet koronkowa bielizna na nic by się tu zdała. Jedynie jej włosy wciąż sprawiały wrażenie zdrowych, niezmiennie gęste, grube i lśniące. Z westchnieniem sięgnęła po buteleczkę swoich ulubionych perfum, Bright Crystal od Versace. Z przekąsem życząc sobie powodzenia, odwróciła się od lustra i wyszła z łazienki.
Wchodząc do atelier, starała się robić to najciszej jak mogła, co w jej przypadku było wyjątkowo proste. Przeszła przez pokój, przyglądając się Danielowi. Siedział w swoim najwyraźniej ulubionym kącie, całkowicie skoncentrowany na niewielkim płótnie, które trzymał na kolanach. W ciszy. Jego werbalna i niewerbalna komunikacja ze światem zewnętrznym w ostatnim czasie ograniczyła się jeszcze bardziej. Nie tylko się nie odzywał, ale też przestał w ogóle ich wszystkich dostrzegał. Gdy patrzył na Alayę, miała wrażenie, że wcale jej nie widzi. W tej chwili znów poczuła napływające do oczu łzy. Na chwilę zacisnęła mocno powieki, byleby tylko je powstrzymać. Podeszła do jednej ze sztalug i oparła się o nią. Po upływie kilkunastu minut on wciąż nie zauważał jej obecności.
- Co rysujesz?
Po chwili uniósł głowę i spojrzał na nią w zaskoczeniu. Wciąż milczał.
- Portret może?
Głos jej się łamał. Nie wiedziała jak długo zdoła się jeszcze powstrzymywać od płaczu.
- Wiesz, że nigdy nie rysuję ludzi - szepnął.
Odetchnęła z ulgą jakby kamień spadł jej z serca. Wyszła zza sztalugi i podeszła kilka kroków w jego stronę. Uśmiechnęła się zalotnie (domyślając się, że musi wyglądać przy tym niesamowicie żałośnie) i zrzuciła z siebie ciemny materiał.
- Może dla żony zrobiłbyś wyjątek, monsieur artiste?
Wyprostował się i wygodniej usadowił. Dopiero teraz mógł dojrzeć, że była całkowicie naga. Przez kilka minut tylko patrzył na nią.
- Usiądź.
Zbliżyła się do niego jeszcze bardziej, tak że teraz dzieliły ich niecałe trzy metry i posłusznie usiadła.
- Włosy do przodu.
Przerzuciła czarne kosmyki z pleców i uśmiechnęła się lekko.
- Trochę jakby bardziej rozwiane...o tak. Nogi na prawo...zegnij w kolanach, jedną trochę bardziej i odrobinę do przodu. Lewą dłoń połóż na ziemi...tak delikatnie, drugą oprzyj o...o właśnie. Wyprostuj się, głowa trochę w lewo...unieś podbródek.
Ułożyła się zgodnie ze wszystkimi wskazówkami.
- Nie uśmiechaj się.
Kąciki jej ust natychmiast opadły.
- C'est mon désign.
MUSIC
Sięgnął po czyste płótno i przysunął sobie przybory, skupiając się na pracy. Alaya starała się w ogóle nie poruszać pomimo nieprzyjemnego odrętwienia, jakie pojawiło się po jakimś czasie. Potem przestała zwracać na to uwagę, która skoncentrowała się tylko na Danielu. Co chwilę ich spojrzenia łączyły się gdy unosił wzrok znad płótna. Uwielbiała na niego patrzeć, szczególnie gdy był czymś tak zajęty. Miał na sobie czarne jeansy i zieloną, bawełnianą koszulkę. Widział ją. Chciała się tym nacieszyć zanim spokój pomiędzy nimi naruszony zostanie przez brak akceptacji Daniela dla jego choroby. Myśląc teraz o tym stwierdziła, że opóźnianie tego było bardzo egoistyczne z jej strony, nawet jeżeli tylko podświadomie i już miała do siebie ogromne wyrzuty. Kilka dni wcześniej w rozmowie z Leonelem powiedziała, że być może to ona sama ma na Daniela negatywny wpływ, skoro teraz jego stan pogarszał się w zastraszającym tempie. Celter dziwnie się zmieszał, słysząc te słowa i zapewnił ją, że jeżeli ktokolwiek może mieć na Daniela dobry wpływ to jest to jej miejsce. Była mu bardzo wdzięczna za wsparcie jakie okazywał, za to że tak bardzo zaangażował się w terapię Daniela, gdzie zwykle nie poświęcał pacjentom aż tyle swojego cennego czasu i myśli.
Prawdopodobnie minęło parę godzin, ale Alaya zupełnie straciła poczucie czasu, nie potrafiła więc tego ocenić. Daniel odłożył wszystko na bok, skulił się trochę, przecierając powieki.
- Mogę zobaczyć? - spytała słodko, z ulgą zmieniając pozę.
- Nigdy nikomu nie pokazuję - mruknął, nie patrząc już na nią.
Odrzuciła włosy do tyłu i zbliżyła się do niego.
- Nawet mi?
Ujęło w dłonie jego policzki, podnosząc delikatnie jego głowę. Źrenice jego oczu prawie całkowicie przykrywały karmelową tęczówkę.
- Kocham cię - powiedziała bardzo cicho.
Zniżyła ręce do jego koszulki, którą następnie pozwolił z siebie ściągnąć. Objęła go mocno i zaczęła całować na co zareagował nadzwyczaj żywo. Przyciągnął ją do siebie mocniej i zdecydowanie przejął inicjatywę. Zakręciło się jej głowie, co powiązane było zapewne i z emocjami i z tym, że tak niewiele spała, przez zażywanie tak dużej ilości tabletek. Po kilku minutach z żalem odsunęła się od niego i zaczerpnęła powietrza.
- Musimy porozmawiać.
Tylko się nie rozpłacz, powiedziała sobie w myślach.
- Tak?
- Tak. Najpierw chcę cię tylko utwierdzić w tym, że ja...ja bardzo cię kocham. Chcę dla ciebie wszystkiego, co najlepsze i...
- Wiem - przerwał jej szeptem.
- Cieszę się.
Ton jej głosu na to nie wskazywał. Brzmiał jakby za moment miała stracić siły do mówienia.
- Daniel...czy pamiętasz...czy pamiętasz ten okres czasu...zanim przyjechałeś z ojcem do Rzymu?
- Tak - odpowiedział po bardzo długiej przerwie ciszy.
- To dobrze. Pamiętasz co wtedy stwierdzono?
- Odnośnie czego?
- Odnośnie...twojej...choroby - wyjąkała.
Wyczuła jak natychmiastowo jego mięśnie się napięły.
- To było dawno. Nie znaliśmy się wtedy.
- Tak, ale wiedziałam o tym od twojej matki...
- Mojej matki - powtórzył bezbarwnym tonem. - Ta kobieta nie zachowywała się jakby była moją matką.
- Kochanie...czy pamiętasz co stwierdzono?
- Co? - spytał jakby zgubił wątek ich rozmowy.
- Czy pamiętasz...że zdiagnozowano u ciebie chorobę?
- Tak.
- Pamiętasz jaką?
- To było dawno temu - mruknął, opuszczając wzrok. - Miałem piętnaście lat.
Przysunęła się jeszcze bliżej do niego, oparła dłonie o jego przedramiona i nachyliła się.
- Schizofrenia - wykrztusiła, bezskutecznie starając się panować nad drżeniem głosu.
Spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami. Zupełnie już nie było widać jego tęczówek.
- To było dawno temu.
- Daniel...
- Nic mi nie jest.
Pokręciła głową.
- To nieprawda. Wiem, że to odrzucasz, że nie chcesz tego zaakceptować, ale...kochanie, jesteś chory na schizofrenię cały czas od tamtego czasu i...
- Nie jestem! - krzyknął.
- Dan...
- Nie. Nie jestem - zaczął powtarzać.
Spodziewała się większej agresji z jego strony, ale ta reakcja (chociaż przewidziana) też wiele utrudniała.
- Jestem psychiatrą. Potrafię zobaczyć objawy, które znam tak dobrze z okresu gdy mieszkaliśmy w Rzymie - podniosła nieznacznie głos. - Chcę ci pomóc lepiej sobie z tym radzić i dlatego...
- Nic mi nie jest!
Próbował ją od siebie odepchnąć.
- Kocham cię - jęknęła.
I po tych słowach rozpłakała się. Objęła go szybko, wtulając się w jego tors. Przez kilka minut nic nie mówili i słychać było tylko jej płacz.
- Nie jestem chory - szepnął, wzrok kierując gdzieś w inny kąt pomieszczenia.
Alaya uniosła się trochę i otarła łzy.
- To nigdy nie minęło - powiedziała poważnym tonem, patrząc mu prosto w oczy.  - Nigdy.
- Dlaczego chcesz mi wmówić, że cały czas jestem psychicznie chory?
- Kochanie, niczego ci nie wmawiam. Chcę żebyś to zaakceptował bo tylko wtedy twój stan może ulec poprawie - wyznała jednym tchem.
Wyglądał jakby za moment miał ją od siebie odepchnąć i zacząć krzyczeć. Zanim jednak zdążył to zrobić, ułożyła swoje dłonie na wewnętrznych stronach jego ud i maksymalnie się do niego przysunęła.
Potem żadne z nich nic już nie powiedziało, zbyt byli zajęci okazywaniem sobie miłości.

*

MUSIC
- Nie rozumiem tego.
Leonel właśnie wszedł do swojego gabinetu ze srebrną tacą, na której postawił dwie filiżanki z herbatą i dwa talerzyki z kawałkami ciasta bezowego.  Postawił ją na biurku i zajął swoje miejsce naprzeciwko Daniela. Z ulgą przyjął wiadomość, którą tego ranka przekazała mu Alaya. Wreszcie będzie mógł poprowadzić sprawę Daniela zamiast nieustannie kręcić się w kółko. W związku z tym był w bardzo dobrym humorze i pełen zapału do niesienia pomocy swojemu ulubionemu pacjentowi. Poza tym, miał zobowiązania, z których musiał się wywiązywać i polecania, które należało wprowadzić w życie. Z ciepłym uśmiechem podsunął Danielowi jego filiżankę.
- Napij się - zachęcił go.
Daniel sięgnął po herbatę i upił kilka łyków.
- Więc Alaya powiedziała ci, że jesteś chory? - podjął ponownie temat.
- Tak, ale nie jestem.
- Twoja żona jest wykwalifikowanym psychiatrą i musiała mieć powody, by coś takiego stwierdzić.
- Ona...powiedziała, że ta choroba, którą kiedyś miałem...że nigdy nie minęła.
Bo nie minęła, pomyślał Leonel.
- Jaka choroba?
- Schizofrenia. Zdiagnozowano ją gdy miałem jakieś piętnaście lat.
- Rozumiem. Swoją drogą...to ciekawe, prawda? Czarodzieje mieli dużo wiedzy na temat chorób psychicznych na długo przed wprowadzeniem takich terminów do ogólnej medycyny.
- Nie jestem chory.
Leonel chrząknął, napił się i powoli odstawił porcelanowe naczynie na talerzyk. Dzisiaj miał na sobie szary, oczywiście trzyczęściowy garnitur, do którego dobrał jasnoniebieską koszulę i krawat o podobnym odcieniu. Wyciągnął czystą kartkę papieru, położył ją pomiędzy sobą, a Danielem i sięgnął po długopis.
- Schizofrenia to bardzo złożona choroba psychiczna. Ma przewlekły i indywidualny przebieg. Przejawia się zaburzonym postrzeganiem rzeczywistości, dochodzi do rozszczepienia...ale nie osobowości jak w rozdwojeniu jaźni, ale do rozszczepienia pomiędzy zachowaniem, myśleniem, emocjami...uczuciami.
Daniel milczał, patrząc nieobecnym wzrokiem gdzieś w dal.
- Wiem, że próbowałeś się zabić...czy możesz mi powiedzieć ile razy?
- Nie wiem, bardzo dużo, ale to...
Przerwał i potrząsnął lekko głową, rezygnując z kontynuowania wypowiedzi.
- Izolujesz się od bliskich - mówił dalej lekarz, zapisując i tę uwagę.
- Tak.
- Powiedz mi...czy gdy rozmawiasz z żoną czy z ...przyjacielem...to odczuwasz jakiekolwiek trudności w formułowaniu zdań, swoich myśli, masz wrażenie, że cię nie rozumieją?
- Nie rozumieją.
Celter westchnął i zanotował kilka podpunktów.
- Słyszysz głosy, prawda? Rozmawialiśmy o tym.
Szatyn w odpowiedzi jedynie przytaknął. Leonel po kilku minutach skończył notować, przewrócił kartkę i podsunął ją bliżej do Daniela. Lista prezentowała się następująco:

  • wielokrotne próby samobójcze
  • izolacja
  • osamotnienie
  • trudności w komunikacji interpersonalnej
  • graniczące z brakiem osłabienie możliwości do wyrażania swoich uczuć, emocji
  • nadmierna drażliwość
  • zobojętnienie
  • niezdolność do odczuwania zadowolenia
  • uczucie niedopasowania do otoczenia
  • zmieniony rytm dobowy snu i czuwania
  • zaburzenia uwagi, łatwa dekoncentracja
  • trudność w formułowaniu złożonych wypowiedzi i mowa zdezorganizowana
  • silne uczucie przygnębienia
  • zmęczenie
  • obniżona samoocena
  • zanik zaufania do bliskich
  • poczucie zagrożenia ze świata zewnętrznego
  • halucynacje, omamy wzrokowe i słuchowe (głosy)
  • urojenia, poczucie bycia stale obserwowanym i śledzonym 
- To nie wszystkie, ale większa część objawów jakie u ciebie zaobserwowałam, a o których też dowiedziałem się od twojej żony, która sama jest psychiatrą jak dobrze wiesz - oznajmił spokojnie. 
- Ty też chcesz mi wmówić, że jestem psychicznie chory? - Sauvage syknął, odsuwając od siebie kartkę. 
- Pokazuję ci tylko wynik mojej obserwacji. 
- Nie mam już żadnej schizofrenii! - powiedział przez zęby, zamykając oczy i zaciskając dłonie.  - To jest spisek, prawda? Zmówiliście się, żeby wmówić mi chorobę psychiczną i potem publicznie ośmieszyć, tak?
Leonel podkreślił słowo "urojenia" i ponownie podsunął Danielowi listę. Sauvage pokręcił głową. 
- Nie mam urojeń. 
'A to przed chwilą to co niby było?' pomyślał Celter.
- Powiedziałeś, że już nie masz schizofrenii...więc przyznajesz, że wtedy prawidłowo postawiono diagnozę.
Daniel wzruszył ramionami. 
- To było dawno...oni....ja się wtedy...to...
Przerwał i ukrył twarz w dłoniach. 
- Dlaczego nie ufasz diagnozie postawionej przez żonę, o której wiesz, że jest doskonałym lekarzem?
- Bo wiem, że nie jestem...nie jestem...chory.
- Jakie jest więc według ciebie źródło tych objawów?
- Słabiej się czuję...to wszystko...
Przez kilka minut obaj milczeli. Leonel obserwował go uważnie ze skupionym, ale przyjaznym wyrazem twarzy. Potem zabrał kartkę, zgiął ją na pół i włożył do notesu. 
- Mam propozycję. Jako twój lekarz prowadzący skieruję cię na wszystkie możliwe badania, które pod kątem objawów będą miały na celu ustalenie ich przyczyny. Wtedy będziesz miał pewność - uśmiechnął się zachęcająco. 
Szatyn spojrzał na niego jakby się czegoś przestraszył. 
- W tym celu będziesz musiał spędzić ileś dni w szpitalu, ale ulokujemy cię moim i Ali oddziale. Tam będziesz miał spokój i zagwarantowany brak zainteresowania osób niepowołanych.
- Dobrze - odpowiedział po chwili.
Następnie sięgnął po swoją filiżankę i wypił wciąż ciepłą herbatę do końca. 


*
Tymczasem podłoga największego salonu w domu Daniela prawie całkowicie przykryta była przez poukładane w ściśle określonym porządku kartki. Severus stał na środku i z rękami opartymi na biodrach przyglądał się im, zastanawiając się co teraz powinien z nimi zrobić 
- Ojej - mruknęła Hermiona, wchodząc do środka. 
Ostrożnie przeszła pomiędzy stosami, potykając się przynajmniej trzy razy. Postawiła kubki z ciepłym napojem na stole i wskoczyła na sofę, przyciągając nogi do siebie. 
- Co to? 
- Herbata.
- Dziękuję.
- Czemu tak to wszystko...? - spytała, rozglądając się.
- Rozłożyłem te dokumenty z podziałem na osoby i daty - wyjaśnił w zamyśleniu. - I zauważyłem bardzo dziwną rzecz.
- Hm?
- Od dwóch z nich są dane sięgające samego powstania MI6, a o jednym tych informacji jest bardzo mało i zaczynają się dopiero od czterech lat wstecz. 
Hermiona sięgnęła po swój kubek i ułożyła się wygodniej. 
- A to bracia, tak?
- Taaak.
Przeszedł kilka kroków i zaczął zbierać kartki w odpowiednim porządku. Hermiona w tym czasie wyjęła z kieszeni dwa listy, które zaledwie chwilę wcześniej odebrała. Jeden z nich był od Marlene, a drugi od Rona. Po chwili wahania najpierw otworzyła ten drugi. Nie był długi ale dość treściwy, co było typowe dla młodego Weasleya. 
- Zakon zaprasza na wesele Billa i Fleur - powiedziała, zerkając na Severusa. 
Mogłaby przysiąc, że słyszała prychnięcie. 
- To Zakon jeszcze istnieje?
Zachichotała. 
- I pewnie chcesz iść? 
Zebrał część kartek w jeden stos, odłożył go na stół i zaczął zbierać kolejne. 
- Ron pisze, że Dumbledore mu kazał napisać, że bardzo by chciał porozmawiać, ponoć ma jakieś ważne...rzeczy do przekazania - przeczytała.
- Komu? - spytał ze złośliwym uśmieszkiem. 
- Mam zacytować?
- Może lepiej nie... Chociaż...powiedz. Będę miał pretekst by dać Weasleyowi szlaban już pierwszego września.
- Biedny Ron - westchnęła. - Cytuję: Powiedz tej latającej myszy w czarnej pelerynie, że Dumbledore kazał mi napisać, żeby też się z tobą i z Danielem pofatygował na wesele bo ma mu jakieś ważne rzeczy do przekazania. 
Severus nie wyglądał na zirytowanego, ale Hermiona wiedziała, że ten spokój i opanowanie wcale nie znaczą, iż Ron nie pożałuje swoich słów.
- Poziom poczucia humoru równy poziomowi inteligencji, czyli poniżej wszelkiego akceptowalnego poziomu. Może jak przez pół roku poczyści sobie zamkowe łazienki to mu się trochę charakter wyrobi na coś lepszego niż obecnie.
- Marne szanse - stwierdziła, kręcąc głową. - Ciekawe, co takiego ma do powiedzenia Drops.
- Może by tak coś o abdykacji? - mruknął z przekąsem. 
- Szósty zmysł - zaśmiała się. 
- Co? 
Wyprostował się i spojrzał na nią pytająco.
-Właśnie czytam dalej i Ron napisał też, że niedawno Dumbledore poprosił profesor McGonagall by zastąpiła go na stanowisku dyrektora Hogwartu. Ponoć sam ma jakiś tajny plan i wyjeżdża - oświadczyła wesoło, upijając łyk herbaty.
- Cóż za szczęście, mógłby już nie wracać.
O mało się nie zakrztusiła ze śmiechu. 
- A propos tego wesela - zaczął, przerywając na chwilę składanie kartek. - Jeżeli chcesz w tym uczestniczyć to ja mogę iść, ale Daniela nie będziemy tam ciągnąć, on potrzebuje spokoju, a nie Dumbledore'a, który pewnie znowu zacząłby mu zawracać o coś głowę. 
Kilka następnych minut minęło w ciszy. Severus skończył składać wszystkie wydruki, odłożył je na stół, zajął miejsce obok Hermiony, wziął sobie swój kubek i utkwił podejrzliwe spojrzenie w trzech nierównych stosach. 

-------------------------------------------------------------------------

8 komentarzy:

  1. Właśnie skończyłam czytać (miałam się fizyki uczyć, no ale coż.. ) i coraz bardziej podziwiam Alę ! Jest niesamowita ! Jeszcze nigdy nie spotkałam się by ktoś żywił takie uczucie do drugiej osoby. Za każdym razem jak o nich czytam (Ali i Danielu) strasznie rozczula mnie jej postawa :) Daniel musi sobie niewyobrażać jakie ma szczęście, że akuray ją ma przy sobie :) mam nadzieję, że nie zrobisz jej czegoś brzydkiego, by zawsze miała siłę wspierać Daniela. Bo musi być to dla niej strasznie trudne. A to dopiero początek.. Czasami zapominam, że to Sevmione jest wątkiem wodzącym :D Musisz wybaczyć mi tą zapominalskość, ale tyle się dzieję innych równie ciekawych rzeczy, że czasami się gubię :) Z perspektywy wcześniejszych rozdziałów widać jak Severus się zmienił. Albo w domu Daniela się czuje na tyle swobodnie, że bez skrępowania okazuje swoje uczucia( w sumie tam się czuje w mairę bezpiecznie i nie musi już uważać na swój każdy ruch, że jeden jego błąd i ktoś na tym ucierpi ). no nie spodziewałabym się tego po tej myszy w czarnej pelerynie :D jestem bardzo mile zaskoczona jego postawą, choć troszeczkę już tęsknie, za tym sarkastycznym Sevem, dobrze że za niedługo wracają do szkoły :D I teraz muszę poruszyć kwestię, która nurtuje mnie od początku rozdziału.Po której stronie jest Leo? Jest miły i taki w pewnym sensie oparciem dla Ali i Daniela, ale knuje coś z braćmi, z czego mogę bywać rożne konsekwencje.. No i jeszcze ta substancja którą dosypał! Nie mam pojęcia co o nim myśleć, czasami mam wrażenie, że on też do najzdrowszych psychicznie nie należy, ale to można powiedzieć chyba o każdym kto tyle lat przeżył :) jest elokwentny i zdystansowany, cholernie inteligentny i cwany, dobrze wychowany, prawdziwy dzentelmen, ale widać, że chodzi mu pogłowie taka niebezpieczna myśl. Że nigdy nie wiadomo co się można po nim spodziewać. Nie mam pojęcia co o tym myśleć, ale zaufam ci i wierzę, że nie zawiodę się na nim :D Rozdział szybko mi się przeczytało, wszystko płynne było, strasznie wciągające, tak że nie szło pominąć ani jednego zdania. Na ogólnie podobał mi się :) Zalicza się do jednych z moich ulubionych rozdziałów :) pozdrawiam Sylwia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! I przepraszam za zakłócenie planów z fizyką^^.
      Ależ zapominalskość całkowicie zrozumiała. Sama mam wrażenie, że na tle innych wydarzeń Severus i Hermiona nie wypadają jakoś szczególnie fascynująco. Będzie ciekawie jak się zaczną problemy :D.
      Ah tak, w Paryżu Severus może trochę odpocząć trochę od syczenia jadowitych uwag, ale to do czasu. Jak tylko znajdzie się pretekst albo odpowiednia osoba, to nie omieszka się wypowiedzieć, jak to on.
      " czasami mam wrażenie, że on też do najzdrowszych psychicznie nie należy" Hahahahha! ♥
      Cieszę się, że wzbudza takie odczucia bo tak planowałam, a nie byłam pewna czy będzie to czytelne. Póki co, Leo sam nie jest pewien do końca po której jest stronie. Chyba najlepiej odda to stwierdzenie, iż jest po stronie Kajusza. Za stosunkowo niedługi czas, Leonel zauważy u siebie pewne emocje i w związku z nimi będzie chciał podjąć konkretne, inne działania niż do tej pory. Dosypywanie narkotyku do herbaty potencjalnego przyjaciela to niezbyt dobry krok, (Making friends: you are doing it so wrong, Leo!) ale Daniel ma już doświadczenie w takiego typu kwestii :D.
      Niezmiernie się cieszę, że rozdział się podoba i jeszcze raz dziękuję bardzo!

      Usuń
  2. Alaya jest...wow...nawet ciężko mi coś powiedzieć, bo jestem całkowicie nią zachywcony. Ona rzeczywiście w wielkim stopniu żyje chorobą Daniela... Ujęło mnie szczególnie to, że bierze tabletki, żeby nie spać...móc czuwać przy nim...:O z jednej strony przeraźliwie przykre, a z drugiej takie...kochane. To widać, że ona go kocha i pewnie nie znalazłaby się taka rzecz, której by dla niego nie zrobiła...wow. Chciałbym, żeby mnie kiedyś tak kobieta pokochała...
    Severus i Hermiona! Świetni są :D Trochę sielankowo teraz, ale należy im się. Hermiona się naczekała na tego Batmana długo, ale teraz on jej to może wynagrodzić xD Myślę, że przy nim bardzo szybko jeszcze bardziej dojrzeje.
    Ja tak samo jak Sylwia trochę zapominam o Sevmione, bo wiadomo, że są i będą, chcociaż czekają ich pewnie trudne losy, ale wiemy, że nie planujesz ich miłości psuć :D A dokładnie dzieje się mnóstwo fascynujących i niepokojących wydarzeń.
    Leonel. Przepraszam, ale co on odpie**ala? O.O Nie spodziewałem się, że będzie podawał Danielowi jakieś proszki psychodeliczne. To pewnie przez to tak Danielowi się pogorszyło jak go odprowadził do domu. Łaskawy, że odprowadził, lolo.
    Co do Seva i Tobiasza to fajny wątek, liczę na roziwnięcie tematu w następnych rozdziałach :D


    Daniela mi jest masakrycznie żal.

    Pozdrawianka i weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam zapalenie zatok jak miałam otwarte oczy to mnie bolało ale i tak musiałam przeczytać twój rozdział.
    No i dobrze zrobiłam.
    Jakie to słodkie jak Severus całuje Hermione. To w sumie też takie krępujące dla niej że tak nagle , nie dziwie się jej że nie mogła zbudować sensownego zdania. Ale w końcu się przyzwyczaiła .
    Fajnie że zrobiłaś rozdział praktycznie w całości i Danielu i jego żonie .
    Wydaje mi się że ten Leonel coś podaje Danielowi , dlatego mu się tak pogarsza. On mi się nie podoba. Jest zbyt miły dla Ali i Daniela . Coś tu śmierdzi .
    Szkoda mi Alayi całe noce nie śpi tylko czuwa przy mężu , no i musiała powiedzieć mu że jest chory, najcięższe zadanie miała .
    Jestem w szoku ojciec Severusa pracował w M16 ? Szok . No i jeszcze mu nie powiedział osobiście tylko Severus musiał sobie sam przeczytać pff....
    Ten list od Rona mnie rozbawił. Latająca mysz w pelerynie . Oj Ron będzie miał poważny szlaban . Jestem też ciekawa co takiego chce powiedzieć dyrektor Severusowi.
    Także pozdrawiam Cię serdecznie i życzę dużo weny,
    Crucia

    OdpowiedzUsuń
  4. Cuuudny rozdział. Bardzo się cieszę ,że Severus dał szansę sobie i Hermionie :). Nie mogę się już doczekać 1 września i momentu w którym Harry odkryje kto jest jego ojcem :D. Wątek z Tobiaszem jest bardzo interesujący, zaskoczyłaś mnie. Czy możesz zdradzić co to był za ciąg liczb w haśle Daniela?
    Czekam na ciąg dalszy i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      Ciąg cyfr odpowiada numerom liter w alfabecie łacińskim. Czyli 1 to A, a np. 12 to L. Po odszyfrowaniu cyfry dają: Alaya Carolina i 30.09.610 - czyli data urodzenia Alayi. :)

      Usuń
    2. ;o geniusz z Ciebie !

      Sylwia :)

      Usuń
  5. Piękny rozdział.
    Severus i Hermiona...niby powinno być tak radośnie...bo są razem, ale te problemy...przykro.
    Daniela mi jest okropnie szkoda, jest taki chory, taki...że tylko go tulić, no może nie tylko :D Ale to już zadanie Ali.
    Leonel...zaskoczył mnie tym, że mu jakieś dragi dodaje do picia...pewnie na polecenie Fioravantich...

    Scena z Alą i Danielem w atelier stała się moją najulubieńszą spośród wszystkich całej powieści :3

    OdpowiedzUsuń