NEXT CHAPTER


.

.

2.11.2013

50.
Rome

                   
I'm sorry for the times I left you home - I was on the road, you were alone.
I'm sorry for the times I had to go.
I'm sorry for the fact that i did not know.
I'm sorry for the times I would neglect.
I'm sorry for the times I disrespect
I'm sorry for the wrong things that I've done
I'm sorry that I went and added to your grief
I'm sorry your life turned out this way
I'm sorry for the things that I did not say
Because you are the best thing in my world 
and I'm so proud to call you my
wife


Severus zdecydowanie nie miał na to wszystko ochoty. Stał właśnie przed lustrem w korytarzu, wiążąc sobie muchę i zastanawiał się jak to się stało, że pozwolił się w to wplątać. Dostał zaproszenie, ale to samo w sobie przecież nie jest powodem, by uczestniczyć w takim wydarzeniu. Westchnął. Daniel i tak nie dałby mu spokoju gdyby nie chciał iść. Od rana nie mówił o niczym innym. Sev rozumiał, że ten cieszy się na spotkanie z żoną i nie może usiedzieć na miejscu, ale według niego wszystko powinno mieć jakieś granice. A jeżeli chodzi o emocje i uczucia, Daniel nie znał granic, a raczej to jego empatia ich nie znała. Nadal wyglądał na chorego, ale za nic nie pozwalał choćby zmierzyć sobie temperatury. Teraz stał parę metrów od Severusa, już ubrany w swój smoking, co chwilę zerkając na zegarek. Była dopiero piąta trzydzieści, a na miejscu powinni pojawić się o szóstej. Mieli więc jeszcze chwilę czasu. Zawiązał muchę i przygładził białą koszulę z wykładanym kołnierzykiem. Następnie sięgnął po czarną kamizelkę i czarną, dwurzędową marynarkę z gładkimi, atłasowymi klapami. Przygładził lekko włosy i obrzucił krytycznym spojrzeniem swoje odbicie w lustrze. Zawsze bardzo dobrze się czuł w smokingu.
- Czemuś taki niezadowolony? - mruknął Daniel. 
- Jakoś nie pałam entuzjazmem na myśl o tym, co będziemy robić przez następne godziny.
- Spodoba ci się jak już będziemy na miejscu - zachichotał.
- Wątpię.
- Jeszcze zegarek - powiedział Tobiasz, podając Severusowi elegancki zegarek na czarnym pasku.
- Dziękuję.
- Już? - jęknął ze zniecierpliwieniem Dan.
- Poganiaj Granger, a nie mnie - syknął młodszy Snape.
Hermiona była już gotowa. Bardzo długo nie mogła się ostatecznie zdecydować na to, którą ubrać sukienkę. Nie widziało się w tym nic dziwnego, znając liczbę kreacji, które kupił dla niej Sauvage. Po wielu godzinach wahania się i przymierzania wszystkich po kolei w końcu udało się jej wybrać tą jedną na dzisiejszy wieczór. Dobrała do niej czarne szpilki i niewielką, prostokątną torebkę w tym samym kolorze. Jako biżuterię zdecydowała się na delikatny, brylantowy komplet. Wolała nawet nie wiedzieć ile łącznie były warte rzeczy, które miała na sobie. 
- Granger! - zawołał poirytowanym głosem Severus. 
Wyciągnął z kieszeni zaproszenie, położył je na stoliku, następnie wziął do ręki srebrne pióro, którym w odpowiednim miejscu napisał: Hermiona Jean Granger. Schował kartę z powrotem do kieszeni, po czym skrzyżował ramiona, zerkając w stronę schodów. Po chwili dziewczyna wyjrzała zza rogu. Jakby nieśmiało, jakby była lekko stremowana, powoli schodziła środkiem schodów. Rozcięcie jej białej sukienki po prawej stronie sięgało prawie do biodra, ale przy tym nie wydawało się wyzywające. Szerokie ramiączko przyozdobione było delikatną, białą falbanką. Cały materiał, z którego wykonano kreację sprawiał wrażenie bardzo aksamitnego i zwiewnego. Zwykle plączące się w nieładzie włosy Hermiony tym razem zamieniły się w lśniące i idealne fale. Jej brązowe oczy błyszczały, a na prawie niewidocznie pomalowane usta wkradł się promienny uśmiech. 
- Merveilleusement! - zawołał Daniel, klasnąwszy w dłonie.
Hermiona dygnęła i skierowała spojrzenie na Severusa. On nie zamierzał skomentować jej wyglądu, ale w duchu zgadzał się z Danem. Poczuł się tak jakby zobaczył Hermionę po kilku latach. To rzeczywiście nie była już mała dziewczynka, tak bardzo chcąca zabłysnąć wiedzą na każdej lekcji. Nie wyglądała na uczennicę. Jej makijaż był szczątkowy, ale mimo to bardzo ładnie podkreślał duże oczy. Użyła perfum o intensywnym zapachu konwalii i jakiś innych kwiatów, których nie mógł zidentyfikować. Pachniała bardzo świeżo i kobieco.
- Gotowi?
Oderwał wzrok od Hermiony. Daniel stał z wyciągniętą ręką, czekając aż go złapią, by mogli się deportować. Severus i Hermiona jednocześnie unieśli swoje dłonie w taki sposób, że zderzyły się subtelnie ze sobą. 
- Severus.
Brunet odwrócił się przez ramię, spoglądając w stronę ojca.
- Baw się dobrze.
Sev przewrócił oczami i pokręcił głową. Parę sekund później zniknęli z cichym pyknięciem. 
Znaleźli się w przestronnym garażu, którego ściany wyłożone były dużymi, jasnymi kafelkami o piaskowej barwie. W środku w równym rządku zaparkowanych było kilkanaście luksusowych samochodów. Daniel stanął przed tabliczką z kluczami, odliczając jakąś śmieszną wyliczankę, która miała pomóc mu wybrać odpowiedni model. Nie mógł kierować się kolorem - wszystkie były czarne. Severus posłał mu ponaglające spojrzenie, na co szatyn zdjął losowo wybrane kluczki. Kiedy nacisnął przycisk, zapaliły się światła lśniącego Lamborghini.
- Piękne, prawda? Specjalny model! Chcesz prowadzić?- zapytał Severusa.
On ledwie dostrzegalnie wzruszył ramionami, na co Dan z uśmiechem rzucił mu kluczki. Następnie podszedł do auta, otworzył drzwi tak, aby przepuścić Hermionę do środka. Nigdy wcześniej nie była w Rzymie, dlatego też z zaciekawieniem wyglądała przez szybę gdy wyjechali na zewnątrz. To wszystko było takie nierzeczywiste! Czuła się jak w bajce. Jak piękna dama wieziona wspaniałą karetą, powożoną w stronę wytwornego pałacu przez dwóch mężnych rycerzy. Była bardzo podekscytowana całym wydarzeniem. Przyjemnie będzie chociaż na tę noc oderwać się trochę od rzeczywistości, od problemów, trosk i smutku. Na tę noc mogła przyjąć nieco inną tożsamość. Hermiony, która nie boi się sięgać po to, czego pragnie. Kobiety pewnej siebie i silnej. W tej sukience, na tylnym siedzeniu luksusowego auta, zmierzając na najbardziej wystawne przyjęcie, jakie można tylko sobie wyobrazić, czuła się wręcz jak femme fatale, gotowa świadomie wykorzystać wszystkie swoje atuty dla własnych korzyści. Poprawiła nieco włosy i zerknęła w lusterko, uśmiechając się tajemniczo. Wjeżdżali właśnie na obrzeża miasta, gdzie roślinność i widoki były jeszcze piękniejsze. Może to była kwestia ubioru, biżuterii, a może ogólnie cała sytuacja tak na nią wpłynęła, jeszcze nigdy nie czuła się przy Severusie tak pewnie jak teraz.


MUSIC
Ich podróż trwała może kilkanaście minut, na pewno nie więcej. Niebo powoli zaczynało się już ściemniać, upiększone granatową łuną i różowawą poświatą. Przejechali przez otwartą bramę, wjeżdżając na ogromny parking. Nie sposób było policzyć wszystkich pojazdów. Co chwile przyjeżdżał nowy, co chwilę ktoś z któregoś wychodził i szybkim krokiem kierował się w stronę pałacu. Gdy zaparkowali czekała, że któryś z towarzyszących jej mężczyzn otworzy jej drzwi i poda rękę, pomagając wysiąść. Jak przystało na gentlemana, Severus wykonał te czynności i wziął ją pod rękę, prowadząc do wejścia. Hermiona już z oddali widziała ogromny budynek, ale nie sądziła, że okaże się tak majestatyczny i zachwycający. Weszli na plac przed wejściem, przez krótką chwilę napawając się tym widokiem, na który składały się: wielka fontanna wyrzeźbiona z białego marmuru, z kilkudziesięcioma strumykami wody, co parę sekund unoszącymi się na wysokość kilku metrów, by opaść i znów unieść się w górę, ogród, iskrzący się od kolorów i przesycony zapachami kwiatów, śmiech i hałas tysięcy zgromadzonych tam osób. Jeszcze nigdy nie widziała tak obszernego budynku, Pałac Najwyżej Rady Mistrzów wydawał się co najmniej kilkukrotnie większy od Hogwartu. Fasadę łamały szeregi wysokich okien, mieniących się w świetle złotym kolorem. Kilkadziesiąt wieżyczek i setki wszechobecnych zdobień sprawiały, że budynek był wręcz monstrualnym zjawiskiem, na widok którego traciło się na moment dech i poczucie rzeczywistości. Jakby we śnie, gdzie wszystko może być tak wspaniałe, jak tylko zażyczy sobie tego wyobraźnia. Tę posiadłość musiał zaprojektować ktoś z bogatą wyobraźnią, która chciała, aby wszystko było wielkie, dostojne i piękne do granic możliwości. I chociaż można było w tym wyczuć pewną przesadę, była to przesada idealnie ukształtowana, wzbudzająca podziw i szacunek. Goście byli wszędzie. Mężczyźni odziani w najwspanialsze i najdroższe garnitury lub ewentualnie fraki, kobiety wystrojone w oszałamiające kreacje, mieniące się w świetle tysiącem kolorów, rzucające zalotne spojrzenie spod rzęs, niczym wytworne kusicielki. Niektórzy ustawili się w kilkuosobowe grupki, rozmawiając o różnych sprawach jeszcze przed wejściem do środka, inni spieszyli się, by jak najszybciej dostać się do wnętrza pałacu. Przy wejściu panował ogromny ruch. Kilkudziesięciu specjalnie do tego zadania przydzielonych członków obsługi sprawdzało zaproszenia i to, czy zgadzają się z tożsamością danych osób. Daniel skierował się w stronę kontrolera, stojącego najbardziej od lewej strony, który rozmawiał właśnie z jakimś mężczyzną ubranym w miętowy smoking. Długie, jasne włosy zaczesał do tyłu i spiął klamrą
 - Sauvage! - zawołał radośnie na widok Daniela.
Wymienili serdeczny uścisk dłoni. 
- Gregory Poitiers, Naczelny Zarządu Najwyższej Rady Mistrzów - przestawił blondyna Severusowi i Hermionie.Poitiers skłonił się nisko, zarzucając swoimi blond włosami. Miał rumiane policzki i wesołe, duże i szare oczy. Sprawiał wrażenie człowieka o dużym poczuciu humoru i z dystansem do siebie.


- Niezmiernie mi miło! - oświadczył radośnie, przekrzykując panujący wokół zgiełk.
- Severus Snape i Hermiona Granger, moi przyjaciele - dodał Daniel.
Severus już sięgał po swoje zaproszenie, ale ku jego zdziwieniu, nikt nie poprosił o jego okazanie.
- Zaprowadzę was do waszego stolika, niedługo wszystko zaczynamy! - zawołał blondyn, wskazując im, by poszli za nim.
Podążając za Gregorym znaleźli się w środku. I tu właśnie czekała pierwsza niespodzianka. Hermiona spodziewała się pięknego wnętrza, ale nie czegoś takiego. Trudno opisać słowami tak niezwykły i imponujący widok.  Żaden język nie był na tyle bogaty w zasób odpowiednich słów, by dokładnie odzwierciedlić to piękno jakie mogli podziwiać. Sam hol był szeroki jak dwie Wielkie Sale Hogwartu, urządzony z przepychem i niewyobrażalnym bogactwem. Z ozdobionego malowidłami sufitu zwisało co najmniej trzydzieści brylantowych żyrandoli, dodatkowo pokrytych białym złotem. W każdym możliwym miejscu porozwieszano kolorowe balony.


Z holu można było dość do każdego miejsca w pałacu. Kilkanaście, mniejszych lub większych korytarzy, sprawiało iż wnętrze wydawało się być jak luksusowy labirynt. Sprawnie wyminęli tłum przeciskających się pomiędzy sobą gości, dochodząc do największego z korytarzy. Wtedy ich uszu dobiegła muzyka. Energiczne, elektroniczne bity, akompaniujące aktualnie śpiewającej piosenkarce. Wraz z przekroczeniem progu Hermiona zatrzymała się, starając się dostrzec każdy szczegół tego miejsca. Była to przestrzeń przeznaczona do tańca, połączona z salą jadalną. W samym środku na ogromnym, wysokim podeście przebywali muzycy, a raczej większość z nich. Właśnie śpiewała dość niska, blondwlosa wokalistka, ubrana w wyszywaną cekinami fioletową suknię,  ledwie sięgającą jej do połowy uda i która na dodatek podwijała się przy każdym ruchu. Kobieta zarzucała długimi falami włosów, obracała się co kilka sekund i energicznie gestykulowała, wyraźnie przeżywając swój występ. Obok niej z mikrofonem w ręku tańczył wysoki murzyn, ubrany w czerwony, cekinowy garnitur i kanarkowożółty krawat. W pewnej chwili kobieta objęła rękami jego szyję i ocierając się o niego, powoli zniżała swoją pozycję do kucnięcia. Pomimo tego, że większość gości wciąż czekała na wejście, pomieszczenie już było zapełnione. Wytwornie ubrani goście podskakiwali do muzyki jak nastolatki na dyskotece. Panowała tam atmosfera całkowitego rozprężenia i swobody. Nikt się niczym nie przejmował i myślał jedynie o tym, by bawić się jak najlepiej. Jakby nie istniały żadne problemy, żadne niedogodności. Nikt tutaj nie czuł się niczym skrępowany, nie istniało żadne tabu  czy pruderia, a jednocześnie miało się wrażenie, że wszyscy tutaj dobrze zaznajomieni są z dobrym wychowaniem i klasą. Zwracali się do siebie z szacunkiem ale tonem bardzo luźnym, radosnym i beztroskim, a jednocześnie pełnym swoistej elegancji. Ponad sceną unosił się wielki, jasnoniebieski transparent, na którym złotymi literami wypisano: Poco partito non ha mai ucisso nessuno. Hermiona zerknęła na Severusa, którego mina wyrażała uprzejme zdziwienie, jakby nie do końca był pewien w jakim celu i  gdzie dokładnie się znajduje. Co chwilę padało na nich kolorowe światło, z któregoś z mnóstwa imponujących rozmiarem reflektorów. Z poustawianych gęsto dmuchawek co kilka sekund wydobywał się gęsty dym, a z sufitu co chwilę spadało na wszystkich gości konfetti przemieszane z cekinami. Uśmiechnęła się i strzepnęła garść brokatu z ramienia Severusa. Wyglądał, jakby obawiał się poruszyć, by nie zostać w całości obsypanym różnokolorowymi cekinami. 
- Mówiłem, że to nie jest nadęty bankiet - roześmiał się na widok ich min Daniel.
- Aha - mruknął Sev.
Nie był pewien, czy nie powinien czmychnąć stamtąd najszybciej jak to będzie możliwe, ale zamiast skierować się do wyjścia, westchnął z rezygnacją.


Dość sporo czasu zajęło im przedostanie się do części jadalnej. Okrągłe stoliki poustawiano bez określonego szyku, ale mimo to całe rozmieszenie wydawało się dokładnie przemyślane. Znów obecna była ta piękna przesada, obfitująca bogactwem, urzekająca i starannie zaplanowana. Nawet ramy mebli były pozłacane. Tak samo jak wszystkie obrazy, świeczniki...właściwie to tak samo jak wszystkie przedmioty, które się tam znajdowały. Severus wciąż trzymał Hermionę, jakby z obawy, że zgubiłaby się w tym kuriozalnym tłumie i chaosie. Nie miała oczywiście nic przeciwko, sama mocno zaciskała rękę na jego przedramieniu. Co chwilę ktoś wołał do Daniela, ktoś go pozdrawiał, ktoś szybko podchodził, by uścisnąć jego dłoń. Wielu zaczęło szeptać pomiędzy sobą na jego widok, machając do niego przyjaźnie. Chociaż słowa z jakimi o nim mówili już tak przyjazne nie były. Jakiś niski i krępy mężczyzna z różową muchą, uściskał go, nazywając Alexandrem. Daniel wyjaśnił im szeptem, że baron Mayfiev do każdego zwraca się zawsze drugim imieniem. Severus już chciał zapytać, że co w sytuacji, gdy ktoś drugiego imienia nie posiada, ale powstrzymał się od tego uszczypliwego komentarza. Obserwując reakcje zebranych na pojawienie się Daniela wyraźnie można było wyczuć, iż jest to naprawdę szeroko podziwiana i szanowana, potężna osobistość. Severus zawsze o tym wiedział, ale teraz dotarło to do niego z podwójną siłą. Przyszło mu na myśl, że pojawienie się Dumbledore'a nikt by nawet nie zauważył. 
Gregory doprowadził ich do stolika i z uśmiechem rzekł, iż musi iść, by za moment wygłosić rozpoczynające całą Gale przemówienie. Hermiona uśmiechnęła się, widząc, że plakietka z podpisem: Hermiona Jean Granger mieściła się tuż obok tej podpisanej: Severus Tobiasz Snape. Severus odsunął jej krzesło i dopiero gdy usiadła, sam zajął swoje miejsce. Daniel zasiadł obok niego, tęsknym wzrokiem zerkając na plakietkę przed krzesłem po jego lewej stronie. Hermiona wychyliła się, by móc przeczytać jak była podpisana, chociaż już przeczuwała co przeczyta. Alaya Carolina Sauvage. 
Severus również to zauważył bo zwrócił się do Daniela:
- Widzisz ją gdzieś w tym tłumie?
Szatyn nie odpowiedział, a skinął jedynie głową i spojrzał gdzieś ponad ich ramionami. Hermiona wielokrotnie widziała go w momentach dla niego bardzo emocjonujących, ale w tej chwili pierwszy raz bardziej było widać jego emocje niż jego samego. Jakby cała jego miłość, tęsknota i pożądanie zmaterializowały się, przyjmując kształtną formę. Zwróciła wzrok w to samo miejsce co on i wtedy ją dojrzała. Alaya miała na sobie długą do ziemi, z rękawami sięgającymi aż do nadgarstków, wyszywaną niebieską sukienkę, połyskującą w świetle reflektorów. Czarne włosy zostały luźno upięte, ozdobione dodatkowo srebrną opaską. Siedziała zaledwie kilkanaście stolików od nich, obok wysokiego blondyna w klasycznym, czarnym smokingu. Złączone dłonie trzymała na stole, oczami wpatrując się w pusty jeszcze talerz. Jakby odrobinę stremowana.  Była tak samo piękna jak Hermiona zapamiętała z któregoś ze wspomnień Daniela, jakie miała sposobność zobaczyć. 
Alaya nie rozglądała się po sali. Bała się, że w chwili gdy zobaczy Daniela, nie zdoła się do niego nie zbliżyć, że nie zdoła się powstrzymać przed rzuceniem mu się na szyję. Nawet nie starała się ukryć zdenerwowania, to było niewykonalne. Koncentrowała się na oddechu, uspokajając się w myślach. Mark obserwował ją w lekkim rozbawieniu, które idealnie maskowało jego niepokój. Uważnie obserwował całe liczące dobre kilkanaście tysięcy osób otoczenie, gotów wychwycić najdrobniejszy nawet szczegół, który mógł okazać się wyjątkowo znaczący. Siedzący obok niego Harvey wydawał się oczarowany miejscem, z zachwytem wpatrywał się w obrazy i zdobienia, zupełnie nie wyczuwając nastroju ojca. Ubrany w dokładnie taki sam garnitur, oczywiście w mniejszym rozmiarze, wyglądał jak mniejsza wersja Marka. 
- Patrzy się na ciebie - powiedział Dent, wykrzywiając usta w kpiący uśmieszek.
Alaya wyprostowała się nagle i zacisnęła powieki. Odetchnęła powoli.
- Nie stresuj się tak - mruknął, sięgając po leżące na stole cygaro - To tylko Daniel.
- Tylko - powtórzyła bezbarwnie.
- Nie warto się emocjonować, naprawdę.
- Pozwól, że sama to ocenię - szepnęła.
- Alaya...
- Przestań, proszę. Już mi wystarczy, że po mnie przyjechałeś i przekonałeś do zabrania mnie tutaj w swoim towarzystwie - rzekła.
Zatrzymała przechodzącego obok kelnera i poprosiła o przyniesienie wody, gdyż bardzo zaschło jej w ustach.
- Dama nie powinna sama wybierać się na jakiekolwiek przyjęcie.
Zapalił cygaro i odchylił się na krześle, przechylając trochę głowę.
- Możliwe, że masz rację, ale to wszystko i tak nie upoważnia cię do wydawania mi dyspozycji w sprawie mojego emocjonowania się.
- Staram się wspierać.
Spojrzała na niego, unosząc z powątpiewaniem brwi. Uśmiechał się czarująco. Uśmiechem, który sprawiał, że kobietom miękły kolana. Nie wszyscy mężczyźni mieli tę rzadką umiejętność uśmiechania się w sposób , czuły i kuszący, ale jednocześnie w sposób nieprzesadzony. Emanował czymś w rodzaju zagadkowego ciepła. Jak obiekt tak idealny, że aż wzbudzający niepokój. Jak cukierek sprawiający wrażenie najsłodszej słodyczy, która mogła kryć w sobie zaskakująco gorzkie nadzienie. Lub truciznę.
- Kto by się po tobie spodziewał takiej troski.
- Akurat do troski skierowanej ode mnie w twoją stronę powinnaś się już przyzwyczaić.
Zachichotała.
- Powiedz to jeszcze raz, ale przy moim mężu.
- Nawet mnie nie usłyszy. Jesteś jedynym obiektem, który on jest w stanie zobaczyć poza czubkiem własnego nosa - prychnął. - Miło by było gdyby tym razem widział w tobie żywą osobę, a nie jedynie zdumiewająco przepiękne zjawisko.
Alaya przyjęła wodę od kelnera i wypiła duszkiem całą szklankę. Od razu poczuła się lepiej.

- Spokojnie - powiedział uspokajającym tonem Severus, odrywając wzrok od Alayi i przenosząc go na przyjaciela.
Szatyn zamknął oczy i opuścił głowę, oddychając powoli, miarowo przez usta.
- Wszystko w porządku, nic mi nie jest.
- A mi się wydaje, że znowu masz gorączkę.
Sauvage pokręcił głową. Nie chciał przyznać, że od kilku dni jego temperatura utrzymywała się na stałym poziomie trzydziestu siedmiu i pół stopnia. Nie chciał też przyznać, że każdej nocy budzą go gwałtowne drgawki w połączeniu z koszmarami sennymi, zupełnie innymi do tych, do których zdążył się już przyzwyczaić. 
- Wydaje ci się - mruknął.
Severus czuł, że wcale mu się nie wydawało, ale nic więcej na ten temat nie powiedział. Muzyka cichła, a  pozostali, roztańczeni goście schodzili się już do swoich stolików. Ten, przy którym siedzieli przeznaczony był dla piętnastu osób i mieścił się u szczytu sali, tuż przy wzniesieniu przygotowanym dla mówców. Na każdym stole ustawiona została identyczna, srebrna zastawa. Każdy ze sztućców ozdobiony był niewielkim diamentowym oczkiem. Hermiona założyła nogę na nogę i rozejrzała się dookoła. Miejsce obok niej właśnie zajęła wysoka kobieta. Miała na sobie długą do ziemi, ciemnozieloną, zwiewną suknię na szerokich ramiączkach, aż do tali i po bokach zdobioną przez ażurowy wzór wyszywany kryształami Swarovskiego. Jasne włosy opadała na jej plecy delikatnymi, starannie ułożonymi falami. Wpięła w nie wysadzaną onyksami, srebrną i wyjątkowo elegancką klamrę. Oprócz tego zdobiła ją wspaniała biżuteria: subtelny wisiorek z onyksowym oczkiem, z tego samego kompletu długie kolczyki, pierścionek i bransoletka idealnie uwydatniającą szczupłość jej dłoni. Na jej ciemnoczerwone usta wkradł się tajemniczy uśmiech. Miała niespotykaną barwę oczu. Jak rozgrzany od środka, opalizujący bursztyn. Podkreślone czarnym eyelinerem wydawały się jeszcze większe. Usiadła z gracją prawdziwej damy, a następnie odwróciła plakietkę ze swoim nazwiskiem, zanim ktokolwiek zdążył ją przeczytać. Była w niej jakaś tajemnica, aura mrocznego sekretu i niebezpiecznej urody. Femme fatale. Niewątpliwie była piękna i doskonale swojej urody świadoma. Zdawała sobie sprawę z tego, że przyciągała męskie spojrzenie, ale była jakby ponad to. Zdystansowana i opanowana. Niedostępna dla tych wszystkich, których zachwycała. Typ kobiety, do której wielu nie znajdzie  w sobie wystarczającej odwagi, by się odezwać i okazać dobitniej swojego zainteresowanie. Przy niej Hermiona poczuła się na chwilę jak całkiem przeciętna dziewczyna, która nigdy nie będzie równie intrygująca i może jedynie pomarzyć o robieniu takiego wrażenia. Blondynka otworzyła czarną kopertówkę z najnowszej kolekcji Diora, ze upiększonym kryształami zatrzaskiem, a następnie wyjęła z niej czarną lufkę z papierosem, którego chwilę później zapaliła. Hermiona skrzywiła się, co nie umknęło jej uwadze.
- To nieszkodliwy tytoń o przyjemnym, wiśniowym zapachu - powiedziała, wypuszczając z kształtnych ust kłębek delikatnego dymu, przesyconego słodko-cierpkim, owocowym zapachem. 
Rzeczywiście przyjemnym.
Nawet głos miała niesamowity. Bardzo dźwięczny, kołyszący, a wręcz hipnotyzujący. Głos o którego barwie może marzyć każda kobieta. Głos, który urzekał każdego przedstawiciela płci brzydkiej, który dostąpił zaszczytu usłyszenia go. Głos, którego nie można było żadnym sposobem wyprzeć z pamięci, choćby nawet się tego bardzo pragnęło.
Prawie wszyscy z tej ogromnej, niewyobrażalnej liczby gości zajęli już swoje miejsca. Przez salę biegł teraz w stronę podestu Poitiers.
Hermiona z ciekawością zerkała na siedzącą obok niej kobietę, nieco zirytowana brakiem możliwości odczytania jej nazwiska z plakietki. Blondynka uniosła delikatnie jeden z kącików ust.
- Ponieważ nie przedstawiono nas sobie, sama dopełnię tej ceremonii - zaczęła, ponownie wypuszczając kłębek pachnącego dymu. 
Nie zdążyła dokończyć swojej wypowiedzi gdyż właśnie rozległ się głos Gregory'ego.
- Signore e signori! - zawołał do mikrofonu. 
Wszystkie rozmowy i szepty ucichły, a spojrzenia skierowały się właśnie na niego.
Odchrząknął.
- Jest mi niezmiernie miło po długoletniej przerwie powitać was na Gali Najwyższej Rady Mistrzów. Podejrzewam, że tak samo jak mnie, ucieszy was fakt, iż decyzją ze stycznia tego roku postanowiliśmy przywrócić tę coroczną uroczystość. Jak zawsze, noc umilą nam znakomici artyści i muzycy. Znów będziemy mogli zmierzyć swoje siły w Quizie, ale zanim oddamy się szampańskiej zabawie chciałbym poprosić o głos bez wątpienia najznakomitszego z naszych dzisiejszych gości. Człowieka, który wielokrotnie miał okazję kształtować historię, zmieniać oblicze magii. Podziwiany za sukcesy i uwielbiany za swój wyjątkowy sposób bycia. Proszę, by w związku z tak wyjątkową okazją jaką jest wznowienie Gali, opowiedział nam o swoim życiu, o tym czym dla niego jest nauka, co to znaczy być Mistrzem w pełnym znaczeniu tego słowa. Bardzo proszę! Daniel Alexander Amadeusz Sauvage!

Rozległy się gromkie brawa. Daniel poprawił od niechcenia muchę, wstał i szybkim krokiem wszedł na podest, stanąwszy przy mównicy obok Poitiersa.
- Ah, zapomniałbym! - żachnął się Gregory. - Proszę! - z uśmiechem wręczył mu złotą figurkę jelonka, a następnie beztrosko zeskoczył z podestu.
- Dziękuję - mruknął niepewnie Dan. Odczekał chwilę, po której zwrócił się do wszystkich zgromadzonych. - Dopełniając prośby o omówienie swojego życia i wrażeń dołożę wszelkich starań, aby nie zanudzić państwa do granic możliwości.
- To może być trudne - mruknął Severus.
Hermiona zasłoniła usta dłonią, tłumiąc śmiech.
- Przyznaję, że ucieszyłem się gdy otrzymałem informację o powrocie do organizowania tego wyjątkowego wydarzenia. Tak samo cieszę się, mogąc tu być dzisiaj i słysząc o sobie tak pochlebne słowa. Zostałem wychowany w uwielbieniu do szeroko rozumianej nauki. Mojemu ojcu bardzo zależało, by to właśnie mnie ukształtować na naukowca. Właśnie mnie, chociaż nie byłbym jednym dzieckiem rodziny. Miałem starszego brata i dwie młodszy siostry, ale nasz ojciec traktował mnie inaczej niż ich. Zaszczepił we mnie niegasnące pragnienie wiedzy. Pragnienie, którego nie sposób zaspokoić czy ugasić. Nauczył mnie mówić i czytać po łacinie i francusku gdy miałem około pięciu lat. Gdy już zacząłem czytać, nie było możliwości bym przestał. Chciałem każdego dnia wiedzieć więcej, każdego dnia poszerzać swoje horyzonty i zainteresowania. Wyjątkową fascynację wzbudziła we mnie matematyka, astronomia i alchemia. Przez wiele lat to właśnie nauka i pieniądze były dla mnie jedynymi wartościami. Dzięki takiemu a nie innemu wychowaniu od zawsze miałem w sobie niezachwiane poczucie wyższości nad innymi. Czułem się mądrzejszy, sprytniejszy, bardziej inteligentny, bardziej oczytany i silniejszy, jednym słowem lepszy. Właśnie to miało ogromny wpływ na moją karierę naukową. Pchało mnie do tego, co nieodkryte, tajemnicze, niezbadane, niebezpieczne. Ciekawość i żądza wiedzy. Uważam, że to jest właśnie to, co cechuje każdego, który uzyskuje tytuł Mistrzowski. Każdy z nas chce być coraz lepszy w swojej dziedzinie. Poszukiwania nie kończą się wraz ze zdanym egzaminem i otrzymaniem tytułu. Można powiedzieć, że dopiero wtedy zaczyna się prawdziwa przygoda. Jednym z największych moich osiągnięć, o którym zawsze się wspomina jest odkrycie receptury Kamienia Filozoficznego i Eliksiru Życia. Zajęło mi to równo piętnaście lat. Piętnaście lat całodziennej i całonocnej pracy. Właściwie...oprócz spania i szybkich posiłków nie robiłem prawie nic innego.
Alaya uśmiechnęła się. Słuchała go, ale nie mogła zdobyć się na to, by na niego spojrzeć. Wpatrywała się nieprzytomnym wzrokiem w swoje dłonie, a z jej oczu płynęły łzy. Jakże doskonale pamiętała tamte lata! Oprócz jedzenia i spania jej mąż robił jeszcze kilka innych rzeczy, ale nie dziwiła się, że o nich nie wspomina. Do tej pory nie była pewna czy w momencie gdy na dnie kociołka, nad którym spędzał tak wiele czasu formułował się niewielki, zielony kamyk, jego obsesyjna fascynacja została nieco zaspokojona, czy też dopiero pobudzona jeszcze bardziej. Kiedy w tamtym czasie z nią rozmawiał, patrzył na nią, miała wrażenie jakby nie był w stanie jej usłyszeć, jakby nie był w stanie jej zobaczyć. Starała robić się wszystko, co tylko mogła, by go wspierać i fakt, że przynosiło to skutki, sprawiał jej niewymowną przyjemność.
- Dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie jak bardzo musiałem być wtedy nieznośny dla moich bliskich - mówił dalej. - Do pracy nad tym eliksirem nie pchała mnie wizja nieśmiertelności, w najmniejszym nawet stopniu. Chciałem kolejny raz udowodnić sam sobie, że potrafię, że jestem na tyle zdolny i na tyle sprytny. Nie ma czegoś takiego jak nieśmiertelność. Eliksir Życia pozwala dowolnie je przedłużać, ale to jedynie jedno z dostępnych narzędzi. Ludzka psychika nie jest do czegoś takiego przystosowana. Po pewnym czasie nie potrafi sobie z tym radzić. Wiele razy byłem świadkiem jak ludzie tacy jak ja, szczęśliwi posiadacze zielonego kamyka, tracili zmysły. Niekończąca się egzystencja doprowadzała ich do obłędu, a strach przed śmiercią nie pozwalał tego skończyć. W tych kilku przypadkach takie załamanie rozpoczynało się po przekroczeniu tysięcznego roku życia. Ja mam tysiąc trzysta dziewięćdziesiąt jeden lat. Dlaczego jeszcze nie spotkało mnie coś takiego? Myślę, że to przez mój...dość osobliwy charakter. Poza tym...moja psychika jest już w takim stanie, że chyba gorzej być już nie może.
Po ogromnym pomieszczeniu potoczyły się śmiechy i oklaski. Daniel przerwał na chwilę i uśmiechnął się lekko.
- Tu akurat ma rację - stwierdził Mark.
- Żartuje oczywiście - kontynuował. - Prawda jest taka, że nie widzę sensu w życiu na tej planecie dopóki na przykład nie pochłonie jej czarna dziura. Nie chciałbym czegoś takiego. Kamień ma nie trzymać w nieskończoność  odkrywcę przy życiu, ma dać komfort wyboru. Wyboru co do momentu, w którym śmierć ma nastąpić. Nigdy nie obawiałem się śmierci i zawsze staram się przekonać innych, że tak naprawdę to nie w niej nic ani przerażającego ani złego. Wiedział o tym już Epikur. Jego słowa: "Póki jesteśmy, nie ma śmierci, gdy jest śmierć, nas już nie ma" wydają mi się bardzo trafne. Ta możliwość wyboru jest niesamowitym luksusem, dającym pewien spokój. Chyba, że wcześniej oberwie się od kogoś Avadą albo czymś takim...
Znów musiał przerwać, pozwalając publice wyklaskać i wyśmiać się do woli.
- To, co chciałbym zaznaczyć dla wielu może być zupełnie niezrozumiałe. Śmierć jest czymś naturalnym. Jak zachód słońca. A gdy przychodzi w odpowiednim wieku, na swój sposób pięknym. Cudownie, jeżeli ma się możliwość wyboru. Wszystkie śmieszne i naiwne pragnienia życia po śmierci są wynikiem żałosnego strachu i braku zrozumienia funkcjonowania przyrody, ale o tym wiemy wszyscy. Zauważyłem, że każdego z Mistrzów, niezależnie od dziedziny, cechuje niegasnące oczarowanie możliwościami ludzkiego umysłu. Ciągle przekraczanie granic i sprawianie, że niemożliwe staje się nagle dziecinnie proste. Często właśnie ja jestem podawany za przykład idealnego człowieka nauki, co nie do końca wydaje mi się słuszne, ale gdy się nad tym zastanawiam, dochodzę do wniosku, że faktycznie nie znam nikogo lepszego.
Alaya roześmiała się. Podobnie jak pozostali zgromadzeni. Daniel nigdy nie ukrywał, że pojęcie skromności jest mu zupełnie obce.
- Moje życie...tak jak życie każdego, kto zajmuję się nauką...musi być jak... - zmarszczył brwi, szukając w myślach odpowiedniego określenia, ale po chwili zrezygnował - Musi wciąż się wnosić. Wszystko, czego doświadczyłem wpłynęło w mniejszym lub większym stopniu na moje poglądy. Miałem powiedzieć czym jest według mnie nauka... To coś pięknego, rozwijającego i tak niewyobrażalnie fascynującego, że bardzo łatwo można się w niej bez reszty zatracić. Tymczasem w życiu powinno być też miejsce na inne sprawy. Chociaż trochę miejsca. Zrozumiałem to...o wiele zbyt późno niż powinienem. Kiedyś byłem ogromnym egoistą. Robiłem co chciałem, kiedy chciałem i jak długo tylko miałem na to ochotę. Dopiero potem nauczyłem się dostrzegać coś więcej poza sobą. Trochę więcej - sprecyzował, uśmiechając się uroczo. - Uważam, że osoba tytułująca się Mistrzem powinna przede wszystkim rozumieć i akceptować wszystko to, co idzie za tym tytułem. Kolejna ciężka praca, pewien autorytet, który należy podtrzymywać. Powinien umieć nie tylko poświęcać się dla nauki, ale i dla ludzi dla siebie ważnych. Doceniać siłę przyjaźni i miłości. Wtedy można określić swoje życie jako pełne i wartościowe. Przynajmniej według mojej opinii. To wcale nie jest łatwe, by otworzyć się kontakt z drugim człowiekiem. Szczególnie dla kogoś takiego jak ja...kto przez całe wieki izolował się od społeczeństwa, jeżeli właśnie nie pochłaniała go walka w jakiejś wojnie. Nigdy nie walczyłem w myśli żadnej idei, obrony kraju, honoru i innych tego typu wzniosłych haseł. Zawsze sprawiało mi to przyjemność, było najlepszą rozrywką jaką mogłem sobie wymyślić. Nie dostrzegłam ludzi. Nie chciałem się do nikogo przywiązywać. Wszyscy, którzy również mają ten komfort przedłużania swojego życia doskonale rozumieją, co mam na myśli. Gdy po kolei umierają wszyscy bliscy...jest to tak ogromny ból, że naprawdę woli się zrezygnować w ogóle z nawiązywania więzi. To bardzo przykre, zamknięte koło. Dlatego też przez praktycznie całe swoje życie podchodziłem do świata bardzo cynicznie. Dystansowałem się od ludzi i spraw bieżących. Kolejną trudnością, gdy żyje się tak długo jest konieczność pogodzenia się z tym, że świat się zmienia, idzie naprzód. Nie wszyscy są w stanie sobie z tym poradzić. Nie wszyscy tego chcą. 
Reasumując, sądzę, że z mojego doświadczenia można wyciągnąć bardzo użyteczną prawdę, iż w życiu każdego człowieka potrzebna jest równowaga. Odpowiedni balans. Oraz to, że nie warto rezygnować ze szczęścia, byleby tylko uniknąć ewentualnego bólu. Gdyby nie istniało cierpienie, smutek, tęsknota...nie znalibyśmy znaczenia szczęścia. Dotarło to do mnie dopiero kilkanaście lat temu. Cóż, uczymy się przez całe życie. Uczyłem się jak być najlepszym wojownikiem, rycerzem, lekarzem, pianistą, skrzypkiem, aktorem, piratem - zaśmiał się krótko na wspomnienie lat spędzonych na morzu - nauczycielem. Wciąż uczę się funkcjonowania pomiędzy ludźmi i nie jestem pewien w jakim kierunku to dalej pójdzie. W każdym razie z całkowitym przekonaniem mogę powiedzieć, że nauka to najwspanialsza rzecz jaka istnieje, ale trzeba się z nią obchodzić ostrożnie, z szacunkiem, rozwagą i mądrością. Często trzeba dokonywać wyborów pomiędzy tym, co łatwe, a tym co właściwe. Chciałbym życzyć każdej obecnej tutaj osobie właśnie tych umiejętności dokonywania wyborów i dostrzegania tego co warte dostrzeżenia, a często głęboko ukryte. 
Odetchnął i wyprostował się, omiatając spojrzeniem przepiękne iskrzące się kolorami pomieszczenie. Jego wzrok spoczął na Severusie, których w spokoju i z uwagą słuchał jego słów.
- Chciałbym też podziękować. Podziękować dwóm najbliższym i najważniejszym dla mnie osobom, dzięki którym....byłem w stanie spojrzeć na wiele istotnych spraw szerzej i jaśniej. Docenić to, co powinienem. Tak więc dziękuję mojemu najlepszemu przyjacielowi, Severusowi Snape'owi - z uśmiechem wskazał na niego dłonią. - za to, że jest najbardziej inteligentnym i wartościowym człowiekiem jakiego miałem zaszczyt poznać!
Klasnął w dłonie, co sprowokowało do oklasków wszystkich zebranych gości. Severus miał ochotę ukryć twarz w dłoniach, albo po prostu stamtąd zniknąć, ale ze spokojem zniósł tysiące skierowanych na niego spojrzeń. Hermiona rozpromieniła się, posyłając mu przyjazny uśmiech.
Daniel przeniósł wzrok z przyjaciela na czarnowłosą kobietę w niebieskiej sukience, siedzącą zaledwie kilkanaście stolików dalej. Po chwili, jakby wyczuła jego wzrok, uniosła głowę. Przeszedł ją zimny dreszcz i poczuła jak jej serce gwałtownie przyspiesza, jakby już nie biło zdecydowanie zbyt szybko. Wszystkie kolory, wszyscy otaczający ją ludzie zlali się w jedną plamę, która jakby przestała istnieć. Jakby mogła widzieć tylko te wpatrzone w nią karmelowe tęczówki jej ukochanego. 
Chociaż było to wyjątkowo trudne, Daniel zdobył się w sobie na dokończenie wypowiedzi.
- Chciałbym podziękować za...zrozumienie...za obecność...za to, że spotkało mnie to najprawdziwsze szczęście, za absolutnie wszystko. Dziękuję osobie, o której myślę nieustannie, każdego dnia, każdej godziny, każdej minuty i sekundy. Osobie, którą kocham z każdą myślą coraz bardziej o ile to możliwe, by tak bardzo kogoś kochać. Niezależnie od wszystkiego. Dziękuję mojej ukochanej i pięknej żonie, Alayi!
Znów rozległy się donośnie oklaski towarzyszące na nowo rozpoczętym rozmowom, komentującym słowa Daniela. On sam zszedł z podestu i podbiegł do stolika.
- Trzymaj - powiedział, podając Severusowi statuetkę jelonka, a następnie ruszył w stronę swojej żony.
Alaya wstała gwałtownie od stołu i nie oglądając się za siebie zaczęła lawirować pomiędzy stolikami, starając się jak najszybciej przedostać do jednego z wąskich korytarzy.


Przecisnąwszy się w  końcu do przejścia, wbiegła po schodach na wyższe piętro. Zupełnie nie miała pojęcia dokąd idzie. Całą twarz miała już mokrą od łez, których nie starała się powstrzymać. Nie mogłaby, nawet gdyby chciała. Gdy skończył się korytarz, weszła do najbliższego pomieszczenia, który okazał się być gabinetem. Ani trochę nie odbiegał wystrojem od reszty pałacu. Wyjątkowo wysokie ściany obite ciemnym drewnem, złote żyrandole, skórzane meble. Prawie wszystkie ściany zastawione były przez regały wypełnione księgami i różnymi bibelotami po same brzegi. Na wprost wejścia, kilka metrów dalej, znajdowały się przeszklone drzwi prowadzące na taras. W tej chwili osłonięte przez długą i ciężką, ciemnozieloną kotarę. Alaya podeszła tam, przytrzymała się grubego materiału, by nie osunąć się na ziemię. W jednej chwili opuściły ją wszystkie siły. Prawie czuła przyspieszony rytm swojego serca. Biło tak szybko, jakby z przerażenia, że za chwilę będzie musiało przestać. Zakręciło się jej w głowie gdy usłyszała za sobą kroki. Daniel wszedł powoli do pomieszczenia i przymknął z sobą drzwi. Nie spodziewał się, że będzie aż tak spokojny. Wyparowało gdzieś z niego całe napięcie pozostawiając w środku błogi spokój i ogromną żądzę. jednocześnie. Ona zacisnęła z całej siły dłonie na kotarze, a następnie całkiem je rozluźniła. Opadły bezwładnie, jakby straciła nad nimi kontrolę. Uchyliła delikatnie usta, by łatwiej było oddychać, chociaż w tej chwili było i tak wyjątkowo trudne. Jakby nagle ktoś wypompował prawie cały tlen z tego pomieszczenia. Wyprostowała się. Obróciła się, unosząc wzrok, spoglądając przez ramię.
-Je suis bien contente de vous revoir - szepnęła.
Uśmiechnął się. W ten swój charakterystyczny, tak ciepły sposób. Jakby nic na świecie nie mogło sprawiać mu większej przyjemności od patrzenia na nią. Wyglądała dokładnie tak samo jak we wszystkich jego wspomnieniach, snach i marzeniach. Otrzepał odruchowo swój strój, poprawił muchę i odchylił nieco głowę do tyłu, przybierając minę człowieka dumnego i zdecydowanego. Może trochę aroganckiego. 
- Je suis bien content de vous revoir - powtórzył głosem czystym i spokojnym.
Stali tak przez zaledwie kilka sekund, a obojgu wydawało się jakby miały całe godziny. Nieświadomie próbowali wychwycić w sobie jakieś zmiany, znaki świadczące o tym jak wiele czasu upłynęło.Wyczuć swoje myśli i uczucia. Tak proste z jednej, a tak skomplikowane z drugiej strony. Wcześniejsze podenerwowanie, które ustąpiło miejsca opanowaniu i beztroskiej radości teraz przechodziło w kolejne stadium: przemożne pożądanie. Nagle poczuł potrzebę nerwowego chichotu, ale przez jego zaciśnięte gardło nie przedostał się żaden dźwięk. Tak długo o niej myślał, tak długo nie mógł przyjąć do siebie myśli o możliwości ponownego zobaczenia jej, tak długo czekał na ten moment z całą intensywnością swoich uczuć i emocji. Teraz czuł się trochę jak pęknięta od zbytniego napięcia struna. Trochę zdumiony, że ta chwila już nadeszła Gorączka najprawdopodobniej podniosła mu się z  trzydziestu siedmiu i pół stopnia do przynajmniej trzydziestu ośmiu. Czy było coś dziwnego w tym, że czuł się tak okropnie nierzeczywiście? Jakby to był jedynie jeden z jego snów. Jedynie jeden z jego snów...
Jeżeli to sen, pomyślał, niech trwa! Teraz wolałby już nigdy więcej się nie obudzić, by móc zostać w tej cudownej krainie.
Ale to nie był sen. Do niej docierało to bardzo dotkliwie. Podczas gdy on czuł się się eterycznie, jak jakiś niematerialny byt zawieszony w przestrzeni i czasie, ona nie potrafiłaby sobie przypomnieć kiedy ostatnio czuła się tak wyraźnie, jakby pulsowała każda komórka jej ciała. 
Po tych paru sekundach, nie składających się nawet na jedną szóstą minuty, Alaya podbiegła do Daniela, rzucając mu się na szyję. Przylgnęła do niego jakby był magnezem, od którego nie sposób się oderwać. Zacisnęła ramiona wykorzystując do tego wszystkie zasoby swojej niewielkiej siły i wtuliła twarz w jego bark. Objął ją tak mocno i w takim przeraźliwym strachu, jakby miał ją utracić wraz rozluźnieniem uścisku. Pachniała tak cudownie! Wspaniałym, mocnym aromatem swoich najulubieńszych piwonii zmieszanych z magnolią, piżmem i kwiatem lotosu. Było bardzo możliwe, że jego marzenie o niej przerastało ją, tak jak przerastało wszystko inne. Pielęgnował tę miłość, tę tęsknotę i to marzenie przez całe życie, każdego dnia przyozdabiając je kolejną barwną błyskotką, jaką tylko miał pod ręką w swoim umyśle. Trudno jest równać się z tym, co człowiek trzyma w najgłębszych zakamarkach swojego serca. Gdyby nie dorastała do jego marzeń to wcale nie byłaby jej wina, a jedynie jego wyobraźni, napędzanej dodatkowo przez głód z jakim przywykł żyć bez niej. Wraz z przejmującym szczęściem na jego twarzy odmalowało się teraz zdumienie. Przycisnął ją jeszcze mocniej do swojego ciała, żeby przekonać sam siebie, że ona istnieje. Tu i teraz w jego ramionach. Wydało mu się to tak niewyobrażalnie piękne. Chciał się roześmiać, ale zamiast tego zebrało mu się na płacz. Przymknął powieki, ale z jego oczu i tak wypłynęły łzy. Potoczyły się po policzkach, spływając po szyi i zniknęły gdzieś przy muszce. Przejechał prawą dłonią po jej plecach, a następnie uniósł ją i zanurzył w jej włosach. Ona wypuściła głośno powietrze z ust i odchyliła się, by móc na niego spojrzeć. Uśmiechnęła się prawie tragicznie, z przejmującym bólem. Na usta cisnęły jej się te wszystkie minione lata, tyle opisujących je słów, z których ani jedno nie mogło przybrać konkretnej formy i zostać wypowiedziane. Być może nie wiedziała co powiedzieć, albo po prostu nie była do tego w tej chwili zdolna.
Daniel umieścił obie ręce pod jej udami, podnosząc ją na tyle wysoko, że stopami nie dotykała już przepięknie wyszywanego i zapewne śmiesznie drogiego dywanu. Pocałował ją. Najpierw bardzo subtelnie, trochę nieśmiało wręcz. Od razu po tym oboje uwolnili z siebie wszystkie kłębiące się emocje, uczucia i pragnienia. Zaczęli całować się szybko, intensywnie i mocno, jakby nie mogli nasycić się tym wzajemnym dotykiem. Jej włosy wyswobodziły się z delikatnego upięcia i łagodnymi falami wylały się na ramiona. Zrobił kilka kroków w prawą stronę, przez co wpadli na jeden z regałów. Wszystkie półki z łoskotem zawaliły się za plecami Ali. Książki, ramki, srebrna popielniczka i porcelanowe szkatułki pospadały hałaśliwie na ziemię. Żadne z nich nie zwróciło na to najmniejszej nawet uwagi. Jak gdyby to wszystko wokół nich straciło na znaczeniu. Przestało istnieć.

Po Danielu głos zabrał jeden z członków Rady. Mówił krótko, głównie o tym jak ważna jest dobra zabawa dla odpowiedniego odprężenia się.  Po kilku minutach swojej przemowy życzył wszystkim wytańczenia się do granic możliwości. Gdy muzyka ponownie rozbrzmiała, większość gości pobiegła na parkiet. Specjalne zaklęcie sprawiało, że poniżej pewnej wysokości, przy siedzeniu przy stołach, muzyka wydawała się cichsza, co umożliwiało swobodne prowadzenie rozmów. Jedne z ciekawszych toczyły się przy stole, niedaleko którego siedział Severus z Hermioną. Wśród kilkunastu osób znajdował się wysoki brunet z niebieskimi oczami, ubrany w wytworny, czarny frak. Towarzyszyła mu piękna kobieta w ciemnogranatowej kreacji, która idealnie podkreślała jej sylwetkę. Tom Riddle chłodnym spojrzeniem przyglądał się po kolei każdemu elementowi sali. Wstępnie stwierdził, iż pałac zaspokaja jego potrzebę estetyki. Szczególnie podobało mu się kunsztowne wykonanie najmniejszych drobiazgów. W jego mniemaniu warto było tu przyjść choćby po to, aby móc podziwiać to wszystko. Zamierzał dokładnie przejść się po całej posiadłości i przyjrzeć się wszystkim pomieszczeniom, ale to dopiero później. Nie mógł też powiedzieć złego słowa na temat serwowanych alkoholi. Trunki roznoszone przez kelnerów były najlepsze, jakimi miał przyjemność się delektować. Cała noc zapowiadała się bardzo przyjemnie, z czego był bardzo zadowolony, ale był jeden szczegół, który mącił jego dobry humor. Miejsce po jego lewej stronie zajęte było przez Kajusza Fioravanti, obok którego z kolei siedział jego starszy brat, Antoniusz. Obaj ubrani byli w perfekcyjnie skrojone, czarne smokingi. Najmłodszy, Flawiusz, siedział przy tym samym stole ale kilka krzeseł dalej. Odziany w kanarkowożółty garnitur i złotą muchę. Nie miał tak starannie ułożonych włosów jak Kajusz i Antoniusz i wydawał się niezbyt zainteresowany toczącymi się rozmowami. Wpatrywał się w nieokreślony punkt na suficie, jakby z jakiegoś powodu nie mógł oderwać od niego wzroku. Ich obecność sprawiała, że Tom nie mógł w pełni cieszyć się tym przyjęciem. Miał nieodparte wrażenie, że jest kontrolowany, chociaż nie było ku temu obiektywnego powodu. Antoniusz pochłonięty był rozmową z siedzącym obok niego Poitiersem, a Kajusz z rozmarzoną miną kontemplował wszystko, co działo się wokół. Miał coś nietypowego w oczach. Gdy patrzyło się w ich niebieską tęczówkę, znikąd pojawiało się nagle przejmujące wrażenie, że skrywają tajemnice. Sekrety, o których istnieniu wiedział tylko on. Była w nim klasa. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że był jakby jej uosobieniem. O takiej elegancji emanującej z głosu, mimiki, gestów, ruchów, o takiej wytworności i wyrafinowaniu wielu mogło jedynie tylko pomarzyć. Antoniusz zupełnie nie dorównywał Kajuszowi. 
- Naprawdę nie wiem jak moglibyśmy się tobie odwdzięczyć za ten wspaniały gest - powiedział Gregory w stronę Kajusza.
- Nie ma o czym mówić, mój drogi - odrzekł z ujmującym uśmiechem blondyn.
- Właśnie - burknął najstarszy Fioravanti.
- Udostępnienie tak ogromnego gmachu to naprawdę nie jest błaha sprawa, wciąż nie mogę wyjść z podziwu - szepnął Poitiers tak cicho, by usłyszał go jedynie Antoniusz.
- Po pierwsze, już wszystko omówiliśmy. Po drugie, to poufne dane, nie rozmawiajmy o tym - pouczył go w odpowiedzi, równie ściszonym głosem,
- Zastanawiam się kiedy zostanie podany pierwszy posiłek? - zapytała Poitiersa jedna z kobiet.
- Niedługo - odparł. 
- Bardzo podobała mi się mowa Daniela Sauvage - powiedziała zaciągając się dymem z cygara. - Uwielbiam jego głos. Ma niesamowitą charyzmę! Wprost oczu od niego oderwać nie można.
- Ha! Nie można bo jest tak przystojny - zachichotała inna. 
Pierwsza oblała się delikatnym rumieńcem i skinęła głową. 
- Przyznaję. Chyba nie ma kobiety, która nie zazdrościłaby jego żonie. 
- I jak o niej mówił! Niby konkretnie i rzeczowo, ale z takim prawie namacalnym uczuciem!
- Ty nigdy o mnie tak nie mówisz - zwróciła się do swojego męża z pretensją w głosie. 
- Jak mi spiszesz, co powiedział to mogę ci to wyrecytować później - rzekł pochmurnie.
- Prostak - skwitowała, robiąc urażoną minę.
- Nie martw się - teatralnym szeptem powiedziała Bella do Toma - ja nie wymagam takich...słów.
- Cóż za akt łaskawości z twojej strony - rozśmiał się. - Jestem tak bardzo wdzięczny.
- Nie wątpię - mruknęła, upijając łyk czerwonego wina.
Flawiusz nagle poderwał się z krzesła i z promiennym uśmiechem zawołał:
- Chcę tańczyć!
- Dobrze, mój drogi - skomentował Kajusz.
- Chcesz tańczyć ze mną? - zwrócił się do Antoniusza.
- Nie - odwarknął tamten.
- Żałuj.
Wzruszył ramionami i sprintem pobiegł w stronę parkietu.
- Czy on...czy z nim wszystko w porządku? - zapytał Poitiers.
- Nie - mruknął cicho Antoniusz.
- Oczywiście, mój drogi - powiedział Kajusz. - Flawiusz uwielbia grać.
- Grać? - dopytał mąż jednej z pań, nazwany wcześniej "prostakiem".
 Żona odwróciła się od niego, ignorując go całkowicie.
- Tak, mój drogi.  Flawiusz jest znakomitym aktorem i rzadko wychodzi z roli, którą sobie wymyśli.
Mówił to w taki sposób, że nie można było mu nie uwierzyć. Uśmiech, spojrzenie, ton i barwa głosu, wszystko w nim było hipnotyzujące i absolutnie ujmujące.
- Grywa w jakimś teatrze?
- Dawniej tak, teraz nie ma już na to tyle czasu.
- Jest czubkiem i tyle, ale przynajmniej pożytecznym - stwierdził Antoniusz, jednak na tyle cicho, że nikt go nie usłyszał.
Kajusz nalał sobie kolejny kieliszek wina z butelki właśnie przyniesionej przez kelnera. Odchylił lekko głowę do tyłu, przyjmując na twarz wyraz czystego samozadowolenia. Uwielbiał przyjęcia takie jak to. Ogromne, wystawne, eleganckie, ale o bardzo swobodnej, rozprężonej wręcz atmosferze. Duże przyjęcia gwarantowały pewną intymność i prywatność. W takim gwarze i tłumie prawie nie było sposobu, by kogoś podsłuchać. On sam lubił takie wydarzenia organizować, ale od długiego czasu nie miał już ku temu sposobności. Westchnął głęboko, jakby z zadumą i trochę z rozmarzeniem. 
Nie tylko Flawiusz był w tej rodzinie doskonałym aktorem. 

MUSIC
Roześmiała się serdecznie. Jeden z siedzących przy tym samym stoliku gości zabawiał ich właśnie przeróżnymi anegdotami. Co kilka minut rozglądała się po sali, wypatrując Daniela, podobnie jak Severus, który wyglądał na nieco zaniepokojonego. Jednak na tak ogromnym metrażu ciężko było cokolwiek dostrzec z daleka.
Snape starał się jak tylko mógł unikać rozsypywanego wszędzie brokatu i konfetti, ale było to niewykonalne. Co chwilę więc zmuszony był strzepywać z siebie drobne świecidełka. Poza tą drobną niedogodnością jak na razie uważał przyjęcie za akceptowalne. Dzięki temu, że Daniel był jednym z najważniejszych vipów, zostali posadzeni w najlepszej lokalizacji i z doborowym towarzystwem. Do tej pory nie udzielała się jedynie jasnowłosa kobieta siedząca obok Hermiony, ale był to dopiero początek całej imprezy, więc było bardzo możliwe, że w pewnym momencie zdecyduje się coś o sobie opowiedzieć. Z tajemniczym uśmiechem i w milczeniu uważnie przysłuchiwała się innym. Słuchała, ale wydawała się zupełnie niezainteresowana, zdystansowana i odrobinę nieobecna. Intrygowała wszystkich zgromadzonych w pobliżu. W pewnym stopniu nawet Severusa. 
- Dobrze się bawisz? - spytała owa tajemnicza kobieta Hermionę.
Dziewczyna przytaknęła.
- Bardzo mi się podoba, chociaż prawie nikogo tu nie znam.
- Mi nieszczególnie. Być może dlatego, że tak wielu z nich znam - powiedziała melodyjnym szeptem.
Następnie przeprosiła i wstała od stołu, pełnym powabu i wdzięku krokiem udając się w stronę baru.Wielu mężczyzn odprowadzało ją tam oczami, za co niektórzy musieli znieść urażone spojrzenia swoich partnerek. 
Severus bardzo był ciekaw jak potoczyła się rozmowa Daniela i jego żony. Obawiał się, że przyjaciel może zostać odrzucony lub zraniony, co w jego obecnym stanie było wysoce niewskazane. Po raz kolejny odwrócił się nerwowo przez ramię i właśnie wtedy ich dostrzegł. Otoczeni fotoreporterami (których było na tym przyjęciu mnóstwo) przechodzili pomiędzy stolikami. On obejmował ją mocno w talii, a ona opierała lekko głowę na jego ramieniu. Ani na chwilę nie przestawał patrzeć na Alayę. Już z tej odległości Severus rozpoznał na jego twarzy wyraz poczucia absolutnego szczęścia. Oboje byli trochę rozczochrani i jakby wymięci, a muszka Daniela zwisała luźno z jego szyi.. W pewnym momencie zatrzymali się i Ala wyswobodziła się z jego objęć, by mu tę muszkę poprawić w należyty sposób. Gdy tylko skończyła, on ujął jej dłonie, przyciągnął ją do siebie i zaczął całować, zupełnie nie skrępowany tym, że cały czas są obfotografowywani.
- Granger - mrugnął Severus i wskazał jej ich ruchem dłoni gdy spojrzała na niego pytająco.
- Och! - zawołała i klasnęła z uśmiechem w dłonie.
Oderwali się od siebie z wyraźnym trudem. Gdyby go nie prowadziła, pewnie wpadłby na którąś kolumnę, albo na czyjś stolik, przez to, że nieustannie wpatrywał się w nią z urzeczeniem jak zahipnotyzowany. Jego karmelowe oczy błyszczały jakby ktoś zapalił w nich ogień. Taki sam ogień jaki od urodzenia nosił w sercu. Sprawiał wrażenie jakby nie do końca zdawał sobie sprawę z tego gdzie się znajduje. Wyglądali wspaniale. Wytwornie ubrani, szczęśliwy, obsypani wielobarwnym brokatem, w deszczu balonów, konfetti, serpentyn i w kolorowych światłach reflektorów.  
- Dan, przestań! - zachichotała - To łaskocze!
Byli już prawie przy stoliku. Severus podniósł się z krzesła, jak przystało na gentlemana gdy w pobliżu pojawiała się dama. 
- Severus! Wspominałem ci kiedyś o mojej pięknej żonie, prawda? - zawołał, ciągnąc za sobą Alayę.
- Wspominałeś? - prychnął brunet. - Nie było dnia, żeby o tobie nie mówił - zwrócił się do Ali, podając jej do uściśnięcia swoją dłoń.
Alaya zaśmiała się perliście i spojrzała na męża.
- Typowe.
- Severus jest moim najlepszym przyjacielem - oświadczył z dumą Daniel.
- I jedynym - wtrącił cierpko Snape.
Hermiona zdusiła chichot, a Ala posłała brunetowi pełne uznania spojrzenie.
- Słyszałam. Podziwiam, że jesteś w stanie go znosić, już myślałam, że tylko ja byłam na tyle...- zerknęła na Dana, nagle gubiąc wątek i nie dokańczając zdania.
Po jej głosie słychać było żartobliwy ton, ale jej oczy po chwili znów zapełniły się łzami. Zamrugała kilkukrotnie, jednak kilka z nich i tak spłynęło po jej bladych policzkach. Sauvage otarł je delikatnie, a następnie poprowadził ją do miejsca przy stole, tuż obok niego. 
Przedstawił Ali również Hermionę, nazywając ją najbystrzejszą osobą w jej wieku jaką miał okazję poznać. Siedzący nieopodal goście wykazywali zainteresowanie, ale nie wtrącali się w ich rozmowę, zbyt zaabsorbowanymi tymi, w których brali czynny udział. Alaya milczała, podczas gdy Daniel cały czas mówił. Mówił jak to bardzo podoba mu się, jak wspaniale wykonano tamto. Wydawało się, że wpadł w słowotok, jakby organizm musiał wyrzucić z siebie wraz ze słowami chociaż część emocji. Wspomniał coś o tym, że muzyka jest idealna do tańca, że niedługo chciałby iść na parkiet. Napomknął, że nie może się doczekać Quizu i że wszystko wydaje mu się piękne. Jego mowa stanowiła luźnie, nie tworzące zwartej całości fragmenty, które niewiele miały wspólnego z rzeczywistością. Przestał mówić dokładnie w chwili gdy ona odzyskała spokój ducha oraz odrobinę równowagi. 
- Zdecydowanie potrzebuję wina - stwierdziła.
Daniel zerwał się na nogi i minutę później wrócił z nową butelką, którą zwinął któremuś kelnerowi. Odkorkował ją, a następnie wypełnił czerwonym płynem ich kieliszki. 
- Łady jelonek, prawda? - rzucił pytanie w przestrzeń. 
Alaya spojrzała na niego typowo lekarskim spojrzeniem. Jakby podejrzewała, że ma podniesioną temperaturę. Jeszce wtedy nie wiedziała, że ma rację.
- Nie powiedziałbym o jeleniach, że są ładne - oznajmił kwaśno Severus.
- Tam na piętrze jest bardzo ładny korytarz, obwieszony naprawdę...naprawdę ładnymi obrazami...
Severus uniósł brwi z powątpiewaniem.
- Przepraszam - jęknął Dan. - Bredzę?
- Tylko trochę - powiedziała Ala, głaszcząc go po włosach. - Ciekawa jestem kto wybudował ten pałac.
Na te słowa goście siedzący przy nich obrócili się w ich stronę, najwyraźniej z chęcią włączenia się do dyskusji. Daniel nagle się uspokoił i otrząsnął ze zdumienia. W mgnieniu oka powrócił do niego zmysł orientacji w czasie i przestrzeni. Przeciągnął się i przygładził fryzurę, co wcale nie sprawiło, że wyglądała lepiej. 
- A czy nie jest własnością jakiegoś potentata naftowego? - odezwał się pulchny mężczyzna z binoklami na nosie i krzaczastymi, siwymi wąsami.
- Bzdura! Ponoć właścicielem jest jakiś aktor, który wyjechał do Hollywood - wtrąciła niewiele starsza od Hermiony, jasnowłosa dziewczyna. 
- Ależ skąd - powiedział poważnie brunet w średnim wieku, siedzący obok Alayi. - Ten gmach od zawsze jest własnością niejakiego Jamesa Gatza. To on go wybudował.
Mężczyzna nazywał się Leonard Cody i był jednym z tych gentlemanów, którzy dorobili się bogactwa grając na giełdzie. Warto było stawiać na akcje kociołków o grubych denkach, przecież każdy to wiedział. 
- Gatz, Gatz...Gatz? Gdzieś słyszałam to nazwisko... - zamyśliła się jedna z kobiet, wymachując bezwiednie do połowy pustym kieliszkiem.
- To możliwe, a nawet bardzo prawdopodobne.
- James Gatz...czy to nie był ten niemiecki szpieg z okresu pierwszej wojny światowej?
- A nie drugiej?
- A czy on nie walczył po jednak przeciwnej stronie?
- Pamiętam! - zawołała starsza pani w czerwonej sukni z tafty i koronkowymi wstawkami - Wiedziałam, że gdzieś słyszałam to nazwisko. Ktoś mi kiedyś mówił, że on zabił człowieka - ostatnie dwa słowa wypowiedziała ściszonym, podekscytowanym głosem.
Wszyscy spojrzeli na nią, zaskoczeni taką rewelacją.
- Zwykle ktoś umiera - stwierdził spokojnie Severus.
- Szczególnie na wojnie - dodał Cody.
- Czy to nie ten, o którym napisano książkę? - odezwał się znów wąsaty jegomość.
- Oooch! Chyba właśnie tak...ale nie mogę sobie przypomnieć jej tytułu...
- Zgadza się - potwierdził z przekonaniem Leonard.- Ale wiele z tej książki to fantazja autora. Gatz pojawił się jakby z mgły i w tej samej mgle zniknął. Wiem, że pomieszkiwał po stolicach Europy, polował, malował, kolekcjonował kamienie szlachetne...ale gdzie jest teraz...kto wie? - rozłożył ręce i wzruszył nieznacznie ramionami. - To jego pałac...może siedzi gdzieś pomiędzy nami?
Rozejrzeli się jakby spodziewali się gdzieś zobaczyć Gatza lub chociaż tabliczkę ze wskazówką. 
- Z pewnością lubi piękno - powiedziała z westchnieniem Alaya.
Daniel przytaknął energicznie i uśmiechnął się do niej. Cały czas się do niej uśmiechał, aż dziw, że nie rozbolały go jeszcze od tego policzki. Sięgnął po swój kieliszek i wypił całą jego zawartość za jednym razem. Ludzie przy ich stoliku zmienili temat rozmowy na politykę, ale ani Daniel ani Alaya już ich nie słuchali, zbyt zaabsorbowani sobą nawzajem. W nim zaszła jakaś zmiana, jakby widząc swoją żonę stracił przytomność, którą teraz odzyskiwał. Pomimo wysokiej temperatury miał wrażenie jakby już dawno nie miał tak jasnego umysłu jak w tamtej chwili. W prawej ręce cały czas ściskał dłoń Ali, która z kolei wyglądała na zaniepokojona, jakby coś nagle wzbudziło w niej wątpliwości. W pewnym momencie zobaczyła jak Mark daje jej znaki, by do niego podeszła. Przygryzła lekko usta i westchnęła, na co Daniel odwrócił się i spojrzał w tę samą stronę. Zesztywniał momentalnie, jego twarz stężała, a rysy wyostrzyły się jak u polującego zwierza, który zwietrzył ofiarę. Puścił dłoń Ali, obie ręce zaciskając w pięści, aż pobielały mu opuszki palców.  Po chwili odwrócił się, spoglądając pytająco na brunetkę.
- Znasz Denta? - zapytał z dziwnym błyskiem w oczach.
Opuściła głowę, przymknęła oczy, nerwowo zaciskając dłoń na trzymanym w ręku kieliszku. Nie odpowiedziała.
- Czego on od ciebie chce?
Ostawiła kieliszek na stół i powoli podniosła się z krzesła.
- Poczekaj - powiedziała cicho.
Daniel złapał ją za rękę, nieświadomie chwytając o wiele zbyt mocno niż powinien. Jego oczy wypełniły się lękiem, jakby bał się, ze gdy ona teraz odejdzie od tego stolika to już więcej jej nie zobaczy.
- Znasz go? - powtórzył pytanie.
W jego głosie słychać było niewyczuwalną wcześniej zaciętość i stopniowo wzbierające wzburzenie. Podobnego tonu używał zawsze w rozmowach z Dumbledorem.
- To boli, puść mnie - szepnęła, nie patrząc na niego.
Uczynił to dopiero po chwili. Jego ręka opadła bezwładnie, a on sam jakby zwiędnął odrobinę przez te kilkanaście sekund. Wpatrywał się jak przechodzi pomiędzy stolikami. Na tle kolorowych serpentyn, balonów, świateł i innych atrakcji i ona wydawała mu się migoczącym, jasnym światełkiem. Takim, które oddalało się od niego z każdą sekundą, które mogło w każdej chwili zniknąć bezpowrotnie. 
- Daniel... - zaczął niepewnie Severus.
Ale on go nie słyszał. Nie widział nic oprócz tego wyimaginowanego światełka.
- Daniel - powtórzył po minucie, bardziej stanowczo i z lekkim zniecierpliwieniem. 
Kolejny brak reakcji. Severus szturchnął go mocno.
Sauvage spojrzał na niego z miną spłoszonego zająca.
- O co chodzi?
- Nie powinieneś wywierać na niej takiej presji - stwierdził. - Nie chcę ci psuć twojego nastroju, ale musisz pamiętać o tym, że przez te lata w czasie których się nie widzieliście, bardzo wiele mogło się zmienić. Pewnie tak jak ty przeżywa w jakimś stopniu to, że się z tobą zobaczyła, ale...to może jeszcze nic nie znaczyć. 
Daniel zmarszczył brwi, powoli przyswajając słowa przyjaciela. Gdy w pełni dotarł do niego ich sens, przelęknął się i skulił w sobie. Zacisnął dłonie, starając się powstrzymać ich drżenie. 
- Ja...tylko...my...
Mówił jakby ani nie do końca wiedział, co powiedzieć, ani wcale też mówić niczego nie chciał. 
- Uspokój się i spróbuj kontrolować swoje emocje - powiedział opanowanym głosem Snape. - Zwróciłeś się do niej bardzo agresywnym tonem - zerknął przez ramię i westchnął gdy zobaczył jak Alaya rozmawia z Dentem. - Wygląda na to, że się znają. 
- Widzę - oznajmił, chociaż wcale już nie patrzył w tamtą stronę. 
- Uspokój się - powtórzył, nachylając się do niego. - Może to i twoja żona, ale ten ślub odbył się wiele wieków temu. Ona ma teraz swoje życie. Nie możesz myśleć, że kilka słodkich słów wygłoszonych przed kilkunastotysięcznym tłumem sprawi, że ona pobiegnie za tobą na koniec świata. Nie traktuj jej jak pewnik.
Severus nie chciał sprawić Danielowi przykrości, ale wskazać mu to, o czym najwyraźniej nie pamiętał. O tym, że Alaya nie była rzeczą, którą mógł sobie wziąć kiedy chciał i na ile czasu mu się podobało.
Sauvage odbył bardzo długą drogę, by być w miejscu, w którym jest i teraz czuł się jakby cała ta droga nie doprowadziła go do upragnionego celu. Sądził, że jest już tak blisko spełniania swoich marzeń, a teraz wydawało mu się jakby to światełko już dawno go minęło, bezpowrotnie znikając gdzieś w mroku.
Otarł oczy, a następnie wstał gwałtownie, pospiesznie oddalając się w nieokreślonym kierunku. Severus ze zmartwieniem obserwował go przez chwilę.

MUSIC
- Co jest takie pilne? - zapytała chłodno Alaya.
Mark zaśmiał się krótko i pokręcił głową.
- Nie wyglądasz na szczęśliwą - stwierdził lekkim tonem.
Tak jakby mówił o pogodzie.
- Sam mówiłeś, ze mam problem z okazywaniem radości - odpowiedziała cierpko.
Bardzo nie chciała, by Daniel odebrał jej znajomość z Dentem nie tak jak powinien.
- Racja... - westchnął. - Chciałem ci tylko przypomnieć o dyskrecji.
- Dyskrecji? - powtórzyła, krzyżując ramiona.
- Nie możesz powiedzieć mu ani słowa o Fioravantich ani o czymkolwiek, co ich dotyczy - rzekł poważnie. - W ogóle nie powinnaś się do niego zbliżać.
- Niby jak mam się do niego nie zbliżać? - prychnęła. - To jest mój mąż - wycedziła przez zęby.
Sama nie była pewna skąd wzięła się w niej teraz ta złość.
- Naprawdę? Wydaje mi się, że po takim okresie czasu...i zważając na brak pożycia...to sprawa zwyczajnie ulega przedawnieniu.
Zacisnęła dłonie, w myślach odliczając do dziesięciu.
- To wszystko, czy coś jeszcze chciałeś mi powiedzieć?
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy w jak ogromnym niebezpieczeństwie jesteś - szepnął, zerkając w stronę Kajusza i Antoniusza, pogrążonych w żywej dyskusji z innymi gośćmi.
- Cudownie.
- Chciałem jeszcze raz spróbować przekonać cię do odpowiedniego zachowania w zaistniałej sytuacji. I wcale nie jestem zazdrosny - dodał, widząc jak kręci głową w zirytowaniu.
- Nie wnikam - fuknęła jak rozzłoszczona kotka. - Ale czy ty słyszysz sam siebie?
- Owszem - mruknął, opuszczając wzrok.
- Mark, ja go kocham i...
- Cóż to ma za znaczenie? - zaśmiał się. - Chodzi o to, że on...przebywanie blisko niego naprawdę nie będzie dla ciebie dobre.
- Zostałeś profesjonalnym wróżem? - zakpiła.
- Nie, ja go po prostu znam. Poza tym, wiem o wielu...
- Nie wiesz o nim wszystkiego - powiedziała, ściszając głos.
- Alaya...
- Nieważne. Zrozum, cokolwiek byś nie powiedział, to i tak nie zmienisz mojego zdania, moich decyzji. Jestem ci bardzo wdzięczna i nie chcę tworzyć między nami jakiejś nieprzyjemnej atmosfery, ale cała ta tajemnicza sprawa zaczyna mnie już porządnie irytować. Skoro nie możesz, albo nie chcesz udzielić mi żadnych konkretnych informacji, to bardzo proszę byś w ogóle nie poruszał tego tematu. Nerwicy można od tego dostać.
- Wiem, że to irytujące - westchnął. - Ale wierzysz mi, że wszystko to robię w dobrym celu, prawda?
Zawahała się. Rozdrażniała ją jego postawa, ale mimo to nie potrafiła mu nie ufać. Wiedziała, że nie jest jej obojętny, ale wolała nie zagłębiać się w te uczucia i ich nie analizować. Bała się, że dojdzie do konkretnych, jednoznacznych wniosków.
- Ufam, że wiesz co robisz - rzekła już o wiele spokojniejszym i bardziej przyjaznym tonem. - Ufam ci. Przepraszam, że tak się denerwuje...po prostu...ta cała sytuacja...to mnie chyba zaczyna przerastać.
- Nie musisz z nim być. Zastanów się czy to jest właśnie to, czego chcesz.
- Niczego więcej nie pragnę.

Wtedy właśnie przed gośćmi pojawiły się karty menu. Oprawione w syntetyczną skórę, wypisane złotymi literami. Instrukcja podawała, że wystarczy zaznaczyć wybrane pozycje, a po upływie kilku minut dania zostaną dostarczone przez kelnera.  Severus studiował uważnie spis wszystkich potraw, niepewny na co konkretnie ma ochotę. A wybór był, jak wszystko tam, wspaniale bogaty. Na każdej ze stron znajdował się inny zestaw dań charakterystycznych dla danego kraju. Z kuchni francuskiej proponowano zupę cebulową z grzankami, szatobriand, czyli podwójne, grube befsztyki, sałatkę nicejską, wołowinę po burgundzku, bouillabaisse i ratatouille. Stwierdziwszy, że francuskiej kuchni ma pod dostatkiem, Severus pominął tę stronę. Serwowane dania kuchni rosyjskiego: przepiórka z pierogami, pielmieni, wędzone ryby, zupa z botwiny i barszcz. Z kuchni holenderskiej: snert, czyli zupa grochowa, stamppot z kiełbasą rookworst, kurczak z musem jabłkowym, surowy śledź z posiekaną cebulą i tłuczone ziemniaki z endywią czyli andijviestamppot. Nie brakowało dań hiszpańskich, takich jak: gazpacho (chłodnik z pomidorów i papryki), tortilla espanola, krewetki smażone na grillu, paella (potrawa na bazie ryżu i szafranu), pescaito frito; ani też portugalskiej: zapiekanka z ziemniakami, oliwkami, cebulą i jajkami na twardo, krokiety z dorsza, gulasz warzywny, dorsz zapiekany w cieście z warzywami, choco frito i caldeirada - zupa z rzadkich ryb. Obecna była również kuchnia włoska w postaci następujących dań: spaghetti, cannelloni, ravioli, risotto i bruschetta. Zestaw grecki czyli muska, gyros, choriatiki, fasolada, dolmades - mielone mięso z ryżem, zawinięte w liście winogron, keftedes - zapiekane pulpeciki z mielonego mięsa oraz patsa. Z bardziej egzotycznych dań sugerowano zupę ostro-kwaśną z krewetkami, zupę z rzeżuchy, budyń z tofu, kurczaka gongbao, zestaw przekąsek dim sum i  zupę z pierożkami wonton i makaronem z kuchni chińskiej. Nie zapomniano też o kuchni tajlandzkiej, japońskiej, tureckiej, brazylijskiej, meksykańskiej czy kanadyjskiej. Severus wolał jednak pozostać przy Europie. Pominął dania kuchni niemieckiej i polskiej, zatrzymując się przy kuchni rumuńskiej, która kusiła przystawkami w postaci cascaval pane (ser owczy lub krowi, smażony w bułce tartej) czy grillowanych warzyw, oraz takimi przysmakami jak: ciroba de pui czyli rosół, supa de rosii, czyli krem z pomidorów, gołąbkami z polentą i faszerowanymi paprykami.
MUSIC
Właśnie był w trakcie decydowania się na konkretną potrawę kiedy do stolika wróciła Alaya. Wyglądała na zadowoloną, ale i trochę zmartwioną. Poprawiła sobie długie włosy z których wyjęła opaskę, chowając ją do torebki. Rozejrzała się, szukając wzrokiem Daniela, co skutecznie utrudniały wszechobecne wielobarwne i świecące ozdoby.
- Poszedł gdzieś jakąś chwilę temu - powiedział Severus.
Spojrzała na niego i kiwnęła głową z wdzięcznością. Następnie wzięła do ręki kartę menu, przeglądając ją pobieżnie. Severus zdecydował się w końcu na ciroba de pui i faszerowane papryki. Hermiona poszła za jego przykładem, dokładając do tego jeszcze sałatkę nicejską.
Daniel dołączył do nich kilka minut później. Usiadł sztywno na krześle, ze wzrokiem wbitym w splecione dłonie.
- Gdzieś ty był? - zagadał go Severus.
Szatyn drgnął i zacisnął usta w cienką linijkę. W jego oczach czaił się lęk, jakby coś go przestraszyło.
- Daniel? - zwróciła się do niego Alaya.
Jej głos działał na niego chyba najbardziej. Był piękniejszy niż we wszystkich jego snach i marzeniach.
- Tutaj...tutaj są bardzo ładne obrazy - powiedział dziwnie bezbarwnym głosem. - A ja dawno już nad żadnym nie pracowałem, nie wiem czemu...
- Powinieneś coś zjeść - stwierdziła Hermiona.
- Nie jestem głodny - szepnął.
Alaya wzięła jego kartę i po chwili zastanowienia wpisała nazwy kilku wybranych przez siebie potraw. Przyjęła dania, które właśnie przyniósł jej kelner. Strzepnęła z ramion konfetti i zaśmiała się dostrzegając złoty brokat we włosach Daniela. Chwyciła go za rękę i uśmiechnęła się z uczuciem. On zatrząsł się lekko i rozluźnił napięte wcześniej mięśnie twarzy. Kierując na nią swoje spojrzenie, jakby odzyskał humor. Rozpromienił się cały, wolną ręką sięgając po butelkę z winem.
Wtedy też na swoje miejsce wracała właśnie tajemnicza blondynka w zielonej sukni. Na jej widok ożywił się Cody, który najwyraźniej był pod ogromnym wpływem jej uroku. Wstał, gdy tylko ją dojrzał i usiadł z powrotem dopiero gdy ona już siedziała na krześle. Ona posłała mu intrygujące spojrzenie spod rzęs, a następnie skinęła na przywitanie Ali, którą widziała po raz pierwszy.
- Czyżbyśmy mieli jakąś nową okazję do świętowania? - zapytała, krytycznym spojrzeniem mierząc Daniela, który znów wyglądał jak esencja szczęścia.
Nie odpowiedział, ale pokiwał energicznie głową, nawet nie spoglądając w jej stronę, zbyt skoncentrowany na swojej żonie.
Kobieta przywołała do siebie jednego z kelnerów, który po krótkiej chwili wrócił z nietypowymi kieliszkami bez nóżek. Rozdał je wszystkim gościom przy stole, a butelkę z alkoholem podał Leonardowi. Cody najpierw zapełnił kieliszek tajemniczej blondynki, następnie Alayi, Hermiony i wszystkich pozostałych. Kobieta wyjaśniła, że jest specjalny zwyczaj, według którego przy celebrowaniu wyjątkowej okazji, pije się tylko raz z takiego kieliszka, na podkreślenie tej wyjątkowości. Mówiła z bardzo melodyjnym, dźwięcznym, wschodnioeuropejskim akcentem. Naśladując ją, wszyscy wypili napój bardzo szybko, po tym wyrzucając kieliszki na podłogę za siebie.
Hermiona oblizała usta, krzywiąc się delikatnie i zwróciła się do blondynki:
- Jak się nazywa ten trunek? Jeszcze nigdy wcześniej nie piłam.
- L'eau de vie - odpowiedziała zagadkowo.
Pstryknęła kilkukrotnie palcami, na co pozostałości kieliszków ze szkła przemieniły się w delikatny, błyszczący pył, delikatnie unoszący się w górę, mieszając się z kolorowym konfetti.
Sztuczka zdobyła uznanie pobliskiej publiczności i nie uszła też uwadze Kajusza, który od tamtej chwili zaczął przyglądać się kobiecie z zainteresowaniem.
- Dlaczego nie jesz? - zapytała Alaya Daniela.
Pokręcił głową, zerkając niechętnie na swój gulasz warzywny i grillowanego łososia w sosie cytrynowym. Nawet nie tknął swoich dań.
- Nie czuję głodu - mruknął.
- Daniel, proszę zjedz coś - powiedziała spokojnym tonem, w którym czuć jednak było przejęcie.
Westchnął i przysunął do siebie talerz z gulaszem.



MUSIC
Po skończonym posiłku, Kajusz odłożył sztućce w odpowiedni sposób i odchylił się na krześle, spoglądając znów w kierunku jasnowłosej kobiety, siedzącej zaledwie parę stolików dalej. Był prawie pewien, że jeszcze nigdy wcześniej jej nie widział, ale wydawała mu się niepokojąco znajoma. Jakby ktoś mu ją kiedyś opisywał , a teraz on skojarzył ten opis z jej osobą. Czuł, że miała w sobie tak rzadko spotykaną prawdziwą elegancję i klasę damy. Antoniusz zaśmiał się złośliwie, spostrzegłszy spojrzenie młodszego brata.
- Za wysokie progi dla ciebie - zarechotał rubasznie.
Kajusz nieznacznie się skrzywił na tę mało stosowną uwagę. Często miał wrażenie, że on jedyny z ich rodziny zawsze potrafił się zachować odpowiednio do sytuacji. Szczególnie Antoniuszowi obce były pewne pojęcia związane z obcowaniem z innymi ludźmi.
Wyprostował się i poprawił sobie mankiety.
- Jesteś niegrzeczny - stwierdził chłodno.
- Ależ ty mnie irytujesz takimi uwagami - warknął brunet, popijając jednocześnie wino. - Grzeczny, niegrzeczny, kogo to obchodzi?
- Skoro nie obchodzi cię czy masz klasę czy nie...- westchnął.
- Przestań - syknął. - Myślisz, że jeżeli zachowujesz się jak nadęty elegancik to coś na tym teatrzyku zyskujesz?
- To nie jest teatrzyk - powiedział cicho.
Antoniusz roześmiał się głośno.
- Doprawdy? Jesteś hipokrytą. Udajesz takiego dandysa i gogusia, a jednocześnie...sam dobrze wiesz, co robisz...
- Nie jestem hipokrytą - oświadczył stanowczo, zaciskając jednocześnie dłonie. - I nikogo nie udaję - posłał bratu karcące spojrzenie. - Takie oskarżenia bardzo mnie krzywdzą.
- Skrzywdzony się znalazł - burknął tamten.
- Mógłbyś się czasem pohamować przed komentowaniem wszystkiego i wszystkich. To nie jest ani pożyteczne ani w dobrym stylu.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić! - wycedził przez zaciśnięte zęby, a kieliszek, który trzymał w dłoni, roztrzaskał się głośno.
Kajusz znów westchnął i przestał już zwracać na niego uwagę. To był beznadziejny przypadek, czerpiący radość z robienia mu na złość. Takie zachowanie bardzo go drażniło, godziło w jego poczucie estetyki i dobrego wychowania. A Antoniusza tylko jego poirytowanie bawiło. Uspokoił się zatem bardzo szybko, przywracając sobie przyjazny uśmiech na usta. Znów spojrzał w stronę tajemniczej blondynki. Rozpoznał zalecające się do niej Leonarda Cody'ego oraz Sauvage'a z żoną i przyjaciółmi. Wiedział o Danielu takie rzeczy, jakich ten ze swojego życia nawet nie pamiętał, rozpoznał stan, w którym Sauvage się znajdował. W takiej...kondycji nie będzie dla nich nawet najmniejszym utrudnieniem.  Cóż, historia lubi się powtarzać. Było mu go nawet żal.
- Kajusz - Antoniusz szturchnął brata łokciem w żebra.
Blondyn spojrzał na niego uprzejmie.
- Słucham cię, mój drogi.
Antoniusz wyszczerzył białe zęby w szerokim uśmiechu i zachichotał cicho.
- Nic cię nie zdenerwuje, co?
- Próbuj dalej, życzę powodzenia - odparł spokojnie.
- Ha! - parsknął. - Próżny trud, co? Eh, nieważne. Co sądzisz? - zapytał, wskazując dyskretnie na Daniela.
- Sauvage? Jeżeli pytasz, mając na myśli wydarzenia zaplanowane na najbliższe tygodnie i miesiące, to jestem zdania, iż on nie będzie w stanie w jakikolwiek sposób się zaangażować.
- Też tak myślę. To dobrze, chociaż i tak uważam, że powinniśmy mieć go na oku.
- Ależ to oczywiste, mój drogi.
- Ale ta jego panienka zaczyna mi już działać na nerwy. Trzeba by ją dyskretnie usunąć ze sceny.
- Dent - odrzekł krótko Kajusz.
- Dent, Dent! A niech się pocałuje w...
- Antoniuszu! - przerwał mu z oburzeniem.
- No już, już...  - machnął ręką, kręcąc jednocześnie głową. - Tak cię tylko drażnię. Ale ona naprawdę wciska ten swój mały nos już za daleko.
- Obiecaliśmy.
- Tere-fere! Obiecaliśmy, pod warunkiem, że będzie praktycznie niewidzialna. A ona grzebie nie tam gdzie trzeba!
- Spokojnie, mój drogi. Sama nie dojdzie do żadnych konkretnych informacji. Przypominam ci, że mamy z Dentem taką, a nie inną umowę i...
- Phi! - prychnął, przerywając mu. - Zakochany Dent, myślałby kto! - zakpił. - Żona mu nie wystarcza? A propos, gdzie ona jest?
Rozejrzał się nerwowo po sali, szukając gdzieś pomiędzy stolikami i na parkiecie Rosette.
- Siedzi tam dalej.
Kajusz wskazał mu miejsce w głębi sali i po chwili dodał:
- Relacje między nimi to nie nasza sprawa.
- Wręcz przeciwnie, Kajuszu - rzekł poważnie Antoniusz. - Nie ma na świecie takiej sprawy, która by nie była nasza - stwierdził.
- Skoro tak uważasz. Nie będę się kłócił.
- To jest niezwykle ważne, by mieć wszystko pod kontrolą. Absolutnie wszystko.
Blondyn już go nie słuchał. Wstał od stołu, nie spuszczając oczu z jasnowłosej piękności.



Teraz toczyła się dyskusja odnośnie Quizu. Goście zastanawiali się jakie będą pytania, czy będą trudne i kto zdobędzie najwięcej punktów. Ani Daniel ani Alaya nie zabierali głosu, zbyt pochłonięci wpatrywaniem się w siebie nawzajem. Hermiona była bardzo ciekawa pytań i tego czy na którekolwiek będzie znała odpowiedź. Severus wykazywał zainteresowanie tematem, ale co chwilę zerkał ze zmartwieniem na przyjaciela. Wydawało mu się jakby ten nie czuł się dobrze, co oczywiście mogło być spowodowane emocjami jakie towarzyszyły mu tego dnia, ale...no właśnie, zawsze było jakieś "ale". Coś w jego zachowaniu wzbudzało niepokój, chociaż nie mógł dokładnie sprecyzować co takiego.
W pewnym momencie z miejsca zerwał się Leonard Cody, wreszcie zbierając się na odwagę, by podejść do siedzącej obok Hermiony blondynki. Uroczystym tonem poprosił ją by zaszczyciła go chociaż jednym tańcem. Kobieta wstała i pokręciła przepraszająco głową, jednocześnie kładąc mu delikatnie dłoń w pobliżu kieszonki, w której trzymał wizytówki.
- Pan wybaczy, ale akurat pierwszy taniec mam już umówiony - powiedziała.
Odeszła od stołu, pozostawiając Cody'ego z przykrym zawodem. Oczywiście nie zamierzał się poddawać, w końcu wieczór dopiero się zaczął.



Kajusz dogonił blondynkę, gdy była już w połowie drogi prowadzącej na parkiet. Strzepnął z siebie kolorowe konfetti i odruchowo poprawił włosy. W tym kilkunastotysięcznym tłumie ludzi, z których praktycznie każdy miał swoją teczkę w odpowiednim biurze Fioravanti Industries, czuł się prawie beztrosko anonimowy. Nikt nie wiedział czym zajmował się poza współzarządzaniem ogromną machiną przedsiębiorstw, nikt nie mógł się nawet czegokolwiek domyślać. Rozumiał irytacją jaką w Antoniuszu wzbudzała postawa Alayi Sauvage, ale on uważał, że wciąż nie mają powodu do interwencji. Niedługo ona będzie zbyta zajęta bardziej przejmującą sprawą, a nawet jeżeli dotarłaby do jakichś informacji, te i tak donikąd by jej nie zaprowadziły. Nie chciał też naginać warunków, na jakich porozumieli się z Markiem. Po prostu lubił trzymać się raz ustalonych reguł.
Ukłonił się przed kobietą, a następnie gestem poprosił o ujęcie jej dłoni. Uśmiechnęła się enigmatycznie i pozwoliła porwać się do tańca.
- Jak to możliwe, że jesteś tutaj jedyną nieznaną mi osobą? - zapytał uprzejmym, ciepłym głosem.
- Podejrzewam, że nieczęsto doświadczasz uczucia niewiedzy.
Zaśmiał się krótko i pokręcił nieznacznie głową.
- Rzeczywiście, praktycznie mi się to nie zdarza.
- Potraktuj to więc jako nowe doświadczenie. Jak wiadomo, doświadczenia wzbogacają.
Był wymarzonym tancerzem każdej kobiety. Doskonale potrafił dopasować swoje ruchy do rytmu muzyki. Poruszał się bardzo płynnie i zdecydowanie. Umiał tak prowadzić partnerkę, by nie czuła się targana siłą. Jedną dłonią obejmował ją w smukłej tali, a drugą trzymał jej rękę. Miał wrażenie jakby wytworzyło się pomiędzy nimi swoiste pole elektromagnetyczne.
- Nie wiem nawet jak masz na imię ani kim jesteś - rzekł, przybierając jeden z najbardziej uroczych i czarujących uśmiechów, jaki mógł pojawić się tylko na jego ustach.
- Jestem obserwatorem - odpowiedziała dopiero po minucie tańca.
- To wszystko?
- Tyle musi ci wystarczyć.
- Nie tak łatwo mnie zadowolić.
- Wiem.
Przysunęła się do niego, nachyliła mu się do ucha i wyszeptała:
- Zdziwiłbyś się jak wiele o tobie wiem, Kajuszu.
Przeszedł go zimny dreszcz i przez chwilę jego wnętrze owładnął blady strach. Cóż ona mogła o nim wiedzieć? Opanował się się jednak po chwili i gdy skończył się utwór, podziękował kobiecie za poświęcony mu czas. Wrócił do swojego stolika, z niejasnym przeczuciem niepokoju, który wkradł się w któryś zakamarek jego umysłu i za nic nie chciał stamtąd odejść. Bzdura, pomyślał, zajmując swoje miejsce obok brata. Ta kobieta najprawdopodobniej chciała po prostu z niego zakpić, sprawić, by odczuł lęk. Chociaż przez te kilka sekund. Niewykonalne było, by wiedziała o nim cokolwiek ponad te informacje, które były ogólnie dostępne, a które nie mówiły o nim prawie nic. Bo cóż daje pobieżny opis jednego z najbardziej wpływowych biznesmenów, zamieszczany zwykle w publikacjach ekonomicznych. Mimo wszystko, zaintrygowała i żałował, że niczego się o niej nie dowiedział. Posmutniał, co nie uszło uwadze Antoniusza, ale zostało przez niego błędne zinterpretowane.
- Mówiłem, że to dla ciebie za wysokie progi braciszku - zaśmiał się soczyście.
Nim Kajusz zdążył skomentować te słowa, muzyka ucichła i rozległ się donośny głos Poitiersa.
-Signore e signori! Bardzo proszę o uwagę! - zawołał wesoło. - Wszystkich - dodał, kierując spojrzenie na Daniela, który nieustannie wpatrywał się w swoją żonę.
Alaya zachichotała i chwyciła go delikatnie za podbródek,  przechylając jego głowę w stronę mównicy.
- Dziękuję bardzo! Chciałbym wszem i wobec ogłosić rozpoczęcie Quizu!
Rozbrzmiały głośne oklaski, okrzyki i różne inne oznaki radości.
- Pozwolę sobie przypomnieć nam wszystkim zasady zabawy. Quiz podzielony jest na wiele kategorii, po zakończeniu  pytań z danej kategorii przewidziana jest przerwa na taniec, czy też na cokolwiek innego sobie państwo życzycie. Przed każdym z państwa leży niewielki dzwonek. Jeżeli zna się odpowiedź na zadane pytanie, należy go bezzwłocznie nacisnąć. Każda poprawna odpowiedź jest warta jeden punkt. Punkty zbierane są według stolików, to znaczy, że wszyscy siedzący przy jednym stole to jedna drużyna. Oprócz tego po każdej kategorii zostanie nagrodzona jedna osoba, która udzieliła największej ilości poprawnych odpowiedzi. A teraz poproszę tutaj pytającego z pierwszej kategorii....Nathaniela Wilsona!
Niski, brodaty mężczyzna siwymi włosami przeszedł prędko dystans dzielący go od podium. Antoniusz wykorzystał tę chwilę przed rozpoczęciem, by dać Markowi znak, aby razem z synem przysiadł się do ich stolika.
Daniel wydawał się zupełnie nie zainteresowany sytuacją. Jedną ręką ściskał dłoń Ali, a drugą trzymał uniesioną sztywno kilkanaście centymetrów nad kolanami, co nie mogło być wygodne. Przygryzał usta, powieki miał przymrużone. Gdy Severus złapał go lekko za ramię, aż podskoczył na krześle, jakby się oparzył.
- Wszystko w porządku? - zapytał brunet.
Przez chwilę Daniel patrzył na niego przestraszonymi oczami, jakby zastanawiając się o co właściwie został zapytany.
- Chyba chce mi się pić - wydukał niepewnie.
Alaya puściła jego rękę, sięgnęła po butelkę z wodą i napełniła mu szklankę.
- Pierwsza kategoria! Nowości i nowinki ze świata! - zawołał gardłowym głosem Wilson. - Uwaga! Pytanie numer jeden, drodzy państwo! Jak brzmi nazwisko autora opublikowanej miesiąc temu Rozprawy nad Wszechświatem?
Prawie natychmiast rozległ się dźwięk złożony z wielu nałożonych na siebie sygnałów pojedynczych dzwonków.
Wilson spojrzał na pulpit przy mównicy i znów przemówił:
- Pierwszy był pan Edward John Reavers!
- Autorem Rozprawy nad Wszechświatem jest Thomas Mole! - odezwał się wspomniany mężczyzna.
Siedział gdzieś daleko toteż Hermiona nie mogła go dojrzeć, ale słyszała bardzo wyraźnie dzięki magicznie pogłośnionemu głosowi.
- Prawidłowa odpowiedź! Pytanie numer dwa! Z jakiego komitetu został wyrzucony w zeszłym tygodniu Gerard de Boile?
Znów dzwonki.
- Pani Elivira Krecky!
- Z komitetu Wąsatych Amatorów Ognistej!
- Tak jest! Niepotrzebnie zgolił wąsy... Pytanie numer trzy...
Hermiona pomyślała, że w tej kategorii raczej nie zdobędzie ani jednego punktu. Oczywiście czytała codziennie Proroka Codziennego i inne czasopisma, żeby być na bieżąco ze wszystkimi wydarzeniami, ale o niektórych osobach, których tyczyły się te pytania, nigdy nawet nie słyszała. Wynikało to z faktu, że były to osobistości znane w wąskim gronie Mistrzowskim i specjalistycznym. Pytania z tej kategorii dotyczyły przede wszystkim najświeższych publikacji naukowych, decyzji różnych stowarzyszeń, najnowszych wynalazków i odkryć. Tak więc dowiedziała się, że pewien czarodziej z Indii wynalazł dywan latający o napędzie nożnym, co miało ułatwić zezwolenie na produkcję w krajach, w których latające dywany były zakazane. Ktoś inny wpadł na pomoc miotły sterowanej głosem, ktoś jeszcze inny napisał książkę pod intrygującym tytułem: Dlaczego liczy się rozmiar różdżki? Słuchała wszystkich pytań i odpowiedzi, starając się co ciekawsze zapamiętać i zapoznać się w najbliższym czasie z niektórymi książkami. Jak na przykład pozycji: Tajemnice kwarków, Olafa Hewinga. Kilku poprawnych odpowiedzi udzielili goście siedzący przy tym samym co Hermiona stole, dzięki czemu cała grupa zyskała punkty.
Zauważyła, że Severus zerkał na nią co kilka minut. Czyżby dostrzegł, że siedzi obok niego młoda kobieta, a nie mała dziewczynka? A może tylko jej się wydawało?
Prawdziwą przyjemność dawało w tamtej chwili przyglądanie się Danielowi i Alayi. Chociaż nie rozmawiali, byli całkowicie pochłoniętych sobą, jakby porozumiewali się w jakiś niewerbalny sposób. Ona wydawała się Hermionie jeszcze piękniejsza niż zapamiętała z któregoś wspomnienia, które widziała kiedyś u Daniela w myślodsiewni. Wiedziała, że ma ona biologicznie około trzydziestu lat, ale wyglądała na nawet młodszą. Być może przyczyniała się do tego wręcz wychudzona sylwetka, z ledwie zarysowanym biustem. Usłyszała rozmowę osób siedzących przy stoliku obok, którzy krytykowali śnieżnobiałą skórę Ali, komentując, że z taką cerą, wagą i rozpuszczonymi włosami wyglądała jak topielica. Hermiona nie widziała w tych słowach ani grama racji. Miała szczerą nadzieję, że to przed czym Severus ostrzegał Daniela, nie było prawdą. Życzyła Danielowi, by mógł na nowo ułożyć sobie codzienność z kobietą, którą tak bardzo kochał. Nie zasługiwał na kolejny ból, który spotkałby go gdyby okazało się, że Alaya wcale nie wiąże z nim planów na przyszłość. Teraz sprawiała bardzo pozytywne wrażenie. Widać było, że nie jest typem osoby, która pokazuje swoje uczucia i emocje, ale mimo tego Hermiona przeczuwała, że i ona (podobnie jak Daniel) bardzo przeżywa ten wieczór.
- Pytanie numer pięćdziesiąt cztery! Kto został mianowany Rektorem Wyżej Uczelni Magomedycyny w Londynie?
Gdy padła nieprawidłowa odpowiedź, o udzielenie swojej została poproszona osoba, która nacisnęła dzwonek jako druga.
- Przepraszam - mruknął Severus do Hermiony, gdy zmieniając ułożenie nóg, niechcący kopnął ją pod stołem.
- Nie szkodzi - odpowiedziała z uśmiechem.
- Jak ci się podobają pytania? - zapytał, upijając łyk czerwonego wina.
- To chyba nie moja kategoria - stwierdziła. - Ale obiecuje sobie od dzisiaj uważniej śledzić informacje ze świata.
- Całkiem niegłupie postanowienie. Może za rok uda ci się zdobyć jakiś punkt.
Hermiona przewróciła oczami i zaśmiała się krótko.
- Pan również jeszcze nie zgłosił chęci odpowiedzi - zauważyła.
- Czekam na swoją kategorię - rzekł tajemniczo.
- Czarną Magię? - zachichotała, spoglądając na niego niewinnie.
- Bardzo śmieszne - prychnął.
Nachylił się nad nią, delikatnie strzepując z jej włosów kolorowe konfetti i złoty brokat, którym co chwile goście byli zasypywani.
- Coś ci się wplątało we włosy, Granger - powiedział cicho, poprawiając ułożenie jej fal.
Spojrzała na niego i ich oczy zatrzymały się, wpatrując się nawzajem w swoje tęczówki.



Mark zerkał dyskretnie w stronę stołu, przy którym siedzieli Daniel z Alayą. Czuł się w pewien sposób przegrany. W czym Daniel był od niego lepszy? Rywalizowali ze sobą praktycznie od pierwszego spotkania, instynktownie od razu przyjmując bojowe pozycje. Nie było takiej dyscypliny w której którykolwiek z nich okazałby się lepszy, nie byli w stanie pokonać się nawzajem, byli więc na dokładnie takim samym poziomie, o takiej samej sile. Co takiego Alaya widziała w Danielu? Nie mogło chodzić o wygląd zewnętrzny ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że i on ją pod tym względem pociągał. Z jego perspektywy wyglądało to tak jakby oni uparli się na siebie nawzajem i nie zwracali na nic innego uwagi. Irytujące. Co miał zrobić? Pokonać smoka czy dwa? Przepłynąć ocean wpław?
Nalał sobie kolejny kieliszek wina, a synowi podał sok pomarańczowy. Przeczesał dłońmi blond czuprynę, odchylając się luźno na krześle. Wszystko zgodnie z planem, ale kilka rzeczy nie pokrywało się z jego autorskim planem.  A co do pewnych kwestii...po prostu wolałby, żeby wyglądały inaczej. Nie było w tym przecież nic złego. Nie żeby przejmował się dobrem i złem! Skądże znowu.
Mimo tego, że najbardziej skupiał się na sprawach zawodowych i własnych dążeniach, to "Nie chcę cię kochać." wciąż dźwięczało mu gdzieś w uszach, regularnie o sobie przypominając. Czyżby mogło chodzić tylko o to kto był pierwszy? To on pierwszy się zakochał, ale to Sauvage pierwszy przeszedł od chęci do czynów. A teraz? Prychnął ze zdenerwowania. Cóż za ironia! Taka teoria ani nie wydawała mu się prawdziwa, ani w ogóle godna uwagi.
Odstawił do połowy pełny kieliszek na stół i rozejrzał się wokół. Większość gości była absolutnie zaabsorbowana quizem, nieliczni rozmawiali pomiędzy sobą, jeszcze inni zamawiali przy barze coraz to inne trunki. Czuł się trochę jak jedyna trzeźwa osoba na przyjęciu odbywającym się w wielkim, rozszalałym wesołym miasteczku. Wszystkie te śmiechy, wesołe miny miały niedługo zostać zastąpione przez wykrzywione strachem oblicza, a w rozmarzone oczy wstąpić miało przerażenie. Czy tylko on to widział? Poczuł na sobie czyjś przenikliwy wzrok, jakby prześwietlano go promieniami Roentgena. Nie dając nic po sobie poznać, wyprostował się i powrócił spojrzeniem do towarzyszy stołu.
To Kajusz mu się przyglądał. Z nieodłącznym, ciepłym uśmiechem i bystrymi oczami. Uniósł nieco w górę swój kieliszek, jakby wznosząc toast.
Tak jak Antoniusz i Flawiusz byli dla Marka wręcz dziecinnie łatwi do rozpracowania pod względem charakteru, tak Kajusz stanowił nie lada zagwozdkę. To jego obawiał się najbardziej, bo nie był do końca w stanie przewidzieć jego ruchów i słów. Pomijając to, że z całą pewnością będą eleganckie.
- Wyglądasz na zmartwionego, mój drogi - powiedział z przejęciem Kajusz do Marka.
- Martwię się o przyjaciela - skłamał spokojnie.
Kajusz z jakiegoś powodu spojrzał odruchowo na Daniela.
- Ah, no tak...przykra sprawa.
Mark zmarszczył brwi. To był jeden z tych momentów, w których ani trochę nie rozumiał Kajusza. Nie miał pojęcia do czego ten odnosił swoje słowa. Jaka sprawa? Dlaczego przykra? I dlaczego to do niego powiedział?
Jego zadumanie przerwał Harvey, który z nieco naburmuszoną miną skrzyżował ramiona i obrócił się na swoim krześle.
- Hmm?
- Nie znam żadnej odpowiedzi - mruknął chłopiec.
Mark roześmiał się i pogłaskał go lekko po włosach.
- Nie przejmuj się, jesteś jeszcze za mały - powiedział pocieszającym tonem.
- W rzeczy samej...do pewnych rzeczy trzeba odpowiednio dojrzeć - stwierdził rozmarzonym głosem jasnowłosy Fioravanti.
- A właśnie...skoro o dojrzewaniu mowa - wtrącił Antoniusz, przerywając rozmowę z Tomem. - Gdzie Flawiusz?
Kajusz rozłożył bezradnie ręce i wzruszył nieznacznie ramionami.
- Pewnie poszedł do biblioteki.
- Lepiej dla niego, żeby tym razem nic nie zepsuł - burknął brunet. Po czym ponownie zwrócił się do Riddle'a - Podrzucę ci w ciągu kilku najbliższych dni parę przydatnych książek.
- To miło - stwierdził beznamiętnie Tom.
- Jesteś pewien, że wszyscy stawią się na miejscu?
- Nie mam nawet cienia wątpliwości.
- Świetnie! A ten młody chłopak?
- On też.
- Znakomicie - ucieszył się, pocierając dłonie z zadowoleniem.
Następnie gestem dłoni przywołał do siebie kelnera.


MUSIC
Daniel rozejrzał się niespokojnie wokół siebie. Wydawało mu się jakby słyszał czyjś nieprzyjazny szept na jego temat. Przyjrzał się uważniej swojej koszuli. Czyżby ochlapał się winem? Nie. Może powiedział coś niewłaściwego? Wychylił się lekko, starając się precyzyjnie zlokalizować źródło ów rozmowy. Ktoś miał do niego pretensje? O co? Posmutniał, wracając do wyjściowej pozycji. Skulił się trochę w sobie, pragnąc zniknąć niepostrzeżenie z tego miejsca. Nagle poczuł się okropnie przytłoczony i przestraszony. Jak w jakimś bardzo rzeczywistym śnie.
- Wszystko w porządku? - zapytała cicho Alaya, przesuwając delikatnie dłoń po jego ramieniu.
Odruchowo skinął głową, chociaż nawet nie był pewien czy wie o co go spytała.
Wkrótce wywołano jedną osobę, która odpowiedziała poprawnie na największą liczbę pytań z tej kategorii, wręczono tajemniczy, niewielki pakunek i zarządzono przerwę. Znów rozbrzmiała skoczna, przeraźliwie głośna muzyka, co skłoniło większość gości do powrotu na parkiet.Wielu przechodziło pomiędzy stolikami wokół nich. Dan miał wrażenie jakby im wszystkim przeszkadzał. Jakby z jakiegoś powodu nie pasował, psuł wystrój wnętrza, co każdy bardzo krytycznie komentował. A jednak nie mógł wychwycić pojedynczego głosu, który mógłby dopasować do konkretnej osoby. Przyłożył drżące ręce do twarzy, dociskając je o wiele zbyt mocno.
Severus obserwował go w milczeniu, niepewny czy nie były to po prostu oznaki wzmożonego stresu, którego tego dnia Danielowi z pewnością nie brakowało.
- Muszę stąd wyjść - powiedział, ale jego słowa stłumione zostały przez dłonie, przez co nikt nie usłyszał go wyraźnie.
- Kochanie, musisz mówić głośniej - ciepło zwróciła się do niego Ala.
Zsunął dłonie z twarzy do szyi i zacisnął je w pięści.
- Muszę stąd wyjść - powtórzył.
Alaya uśmiechnęła się promiennie, wstała ze swojego miejsca i złapała go za rękę.
- Pójdziemy na spacer? - zaproponowała.
Mówiła bardzo spokojnym, czułym głosem, w którym jednak Severus wyczuł pewne napięcie.
- Tak - szatyn przytaknął z ulgą.
Nikt w pobliżu,  oprócz Severusa i Hermiony, nie zwrócił uwagi na wyjście Daniela i Alayi. Ludzie byli zbyt pochłonięci dyskutowaniem o mniej lub bardziej ważnych sprawach. Przeważały oczywiście te mniej ważne. Plotki o kreacjach bardziej lub mniej znanych osobistości, aktorek czy osób publicznych. Teatralnym szeptem komentowane pogłoski, mniej lub bardziej fantazyjne domysły. Wszystko to opływało w alkohol, śmiech i luźną atmosferę rozprężenia. Nikt się niczym nie przejmował. Nikt się nie hamował przed dobrą zabawą. Nawet gdy ktoś wypowiadał się o kimś innym niepochlebnie, w tonie głosu nie można było doszukać się wrogości czy kpiny. Przynajmniej jeżeli brać pod uwagę większość zgromadzonych. Wyjątki znajdą się wszędzie.
- Daniel chyba niezbyt dobrze się czuje - stwierdziła z powątpiewaniem Hermiona. - To znaczy...wygląda jakoś tak...słabo - dodała, gdy Severus skierował na nią spojrzenie.
- To pewnie z emocji - odparł, ze szczerą nadzieją, że było tak w istocie.



MUSIC
Alaya i Daniel przeszli przez salę bankietową (co nie zajęło tak wiele czasu jak można by się spodziewać po wielkości ów pomieszczenia) aż do rozwidlenia korytarzy, wybierając jeden z najwęższych. Trzymał ją bardzo mocno za rękę, jakby obawiał się, że gdyby ją puścił, uleciałby gdzieś w mroczny niebyt i nigdy więcej jej nie zobaczył.
Zeszli po wąskich schodach do przejścia prowadzącego do ogrodu. Niebo ściemniło się już, oświetlenie zapewniały jedynie kolorowe lampy i odległe światła miasta. Oprócz nich nie było w tym zakątku ogrodu nikogo innego.
- Rzym - westchnęła Alaya, wpatrując się w jakiś daleki punkt na horyzoncie.
Daniel odetchnął głęboko. Poczuł się już trochę lepiej. Możliwe, że była to zasługa świeżego powietrza.
Odwróciła się twarzą do niego. Nigdy nie była osobą sentymentalną, ale nawet jej wydawało się to przyjemnie symboliczne, iż znów spotkali się, jak po raz pierwszy, właśnie w tym mieście. Uśmiechała się delikatnie, uśmiech ten obejmował również jej oczy, które zdawały się lśnić w kolorowym świetle. Patrzyła na niego i tak bardzo cieszyła się z samego faktu, że jest tak blisko niej, że nie mogłaby tego opisać żadnymi, najbardziej poetyckimi nawet słowami. Chciała wtulić się do niego najmocniej jak to tylko możliwe, ze wszystkich sił i nie musieć już myśleć o niczym innym. Owinęła ręce wokół jego szyi, przysuwając się maksymalnie.
- Kocham cię - powiedział cicho, z tak ogromnym przejęciem jakby miał się za moment rozpłakać.
- A to dopiero niespodzianka - zaśmiała się krótko. - Ja ciebie też.
Uśmiechnął się i rozluźnił, jakby nagle opadł z niego cały stres i irracjonalny lęk.
- Wszystko tutaj zmieniło się diametralnie...tylko my tacy sami - stwierdziła, wtulając się w jego tors, ciesząc zmysły jego zapachem i bliskością. - Jakby to był po prostu kolejny dzień... Chociaż, nie! Masz krótsze włosy - mruknęła, przejeżdżając dłonią po jego brązowych kosmykach.
- A jakie wolisz?
- Kompletnie bez różnicy.
Odchyliła się, by móc spojrzeć mu w oczy. Ujęła w dłonie jego twarz, delikatnie gładząc policzki opuszkami palców.
- Nie mogłoby być lepiej - powiedziała po chwili. - Nie mogłabym czuć się lepiej widząc cię, niż czuję się w tej chwili. Już teraz zastanawiam się czy to wszystko nie jest zbyt piękne, by było rzeczywistością....czy nie jest jedynie wytworem mojej wyobraźni. Czuję się tak...jakbym już nie istniała, nie należała do tego czasu ani miejsca.
Zacisnął swoje dłonie mocno na jej talii. Pochylił się do niej, całując powoli po policzkach, wzdłuż szyi. Jakby chciał i siebie i ją utwierdzić w przekonaniu że to wcale nie jest ich sen. Oboje podświadomie zastanawiali się jak to było możliwe, żeby wytrzymali bez siebie tak niewiarygodnie długo. Byli dla siebie niezbędni jak tlen, więc jak udało im się nie zwiędnąć przed te wszystkie lata?
Zakręciło mu się w głowie. Nie było w tym nic dziwnego. Miał trzydzieści osiem stopni gorączki i prawie nic nie zjadł. Przytrzymał się wystającej gałęzi pobliskiego drzewka, żeby nie upaść. Alaya chwyciła go za rękę i pociągnęła kilka metrów dalej do ławki przy krzakach z kwiatami.
- Piwonie - odezwał się po chwili. - Twoje ulubione.
Zerwał jeden z kwiatów i zapatrzył się na niego, zastygając w bezruchu.
- Rzeczywiście.
- Naprawdę nie było chwili bym o tobie nie myślał.
Poruszyły się jedynie jego usta. Nieznacznie, jakby miał problem z wydobyciem z siebie głosu.
- Moje kochane pauvret! - zaśmiała się, przechylając lekko głowę.
Pogładziła go delikatnie po policzku i zabrała kwiat z jego dłoni.
- Tak bardzo mi przykro - westchnęła.
Uniósł wzrok, spoglądając na nią z zaskoczeniem. Na Alayę padało właśnie niebieskawe światło jednej z lamp, Wyglądała piękniej niż byłby sobie w stanie wyobrazić, niż byłby w stanie sobie wymarzyć. Słowa, które wygłosił pod koniec swojej przemowy były w stu procentach zgodne z prawdą. Kochał ją. Kochał ją całym swoim umysłem, każdą komórką ciała. Bardziej niż jakikolwiek inny mężczyzna kochałby jakąkolwiek inną kobietę. Kiedykolwiek.
Nagle odwrócił się i nerwowo rozejrzał. Wydawało mu się jakby usłyszał czyjś szept. Ale nikogo w pobliżu nie było, to mógł być więc jedynie szum liści.
- Dlaczego? - zapytał, powracając do poprzedniej pozycji.
- Przepraszam.
- Nie masz powodu...
Ujął w ręce jej dłonie i przysunął je do siebie.
- Wiele rzeczy zrobiłam nie tak jak powinnam.
- Ty? To ja powinienem był...
Zaśmiała się, wyswobodziła jedną dłoń i przyłożyła mu ją lekko do ust, którą on zaczął od razu delikatnie całować.
- Jesteśmy idealni.
Poprawiła mu ułożenie włosów, a po chwili zmarszczyła brwi w chwili gdy dotknęła jego czoła.
- Daniel, masz gorączkę - oznajmiła zmartwionym tonem.
Natychmiast odchylił głowę o kilka centymetrów.
- To nic takiego - wzruszył ramionami.
- Przecież czuję, że wysoka...
- To z emocji, naprawdę.
- Jestem lekarzem, to nie...
- Wiem, pani doktor! - przerwał jej wesołym głosem. - Pani neurochirurg.
Przyciągnął ją, posadził sobie na kolanach i objął mocno.
- Jeszcze chirurgia ogólna, kardiochirurgia, neurologia....- przerwała na kilka długich sekund. - i psychiatria - dodała odrobinę ściszonym głosem.
Oparła głowę o jego bark i przymknęła oczy.
- Od wieków nie czułem się lepiej, naprawdę - zapewnił. - I to dosłownie...od wieków.
Alaya roześmiała się cicho. Wiedziała, że nic nie byłoby w stanie ich zniszczyć, w jakikolwiek sposób poróżnić czy oddalić od siebie. Ta cudowna pewność, z której wynikał tak potrzebny jej spokój. Poczucie harmonii i bezpieczeństwa. Właśnie tak się czuła. Bezpieczna i kochana. Daniel nie musiał nic mówić, wystarczyło, że słyszała blisko siebie bicie jego serca. Mógłby też mówić nieustannie, słuchanie jego głosu było jak jedna z najsłodszych przyjemności.
Zawsze miała problem z okazywaniem emocji. Szczególnie trudno przychodziło jej pokazywanie radości. Ale w tej chwili było inaczej. O wiele prościej bo przy nim. Czy oni w ogóle kiedykolwiek się kłócili? Chociaż raz? Nie przypominała sobie takiej sytuacji. Nie, zdecydowanie nie. Kłóciła się jedynie ze swoją siostrą i rodzicami, którzy nie byli, łagodnie mówiąc, zachwyceni jej wybrankiem. Szanowali go, ale uważali za nieodpowiedniego dla niej. Nawet po tylu latach te wspomnienia wciąż były żywe w jej pamięci. Mogła jeszcze zmusić się, by zrozumieć niechęć jej rodziców, w końcu Adam i Elisabette Effroi po prostu tacy już byli (wiecznie nie dość usatysfakcjonowani), ale za nic nie mogła pojąć nienawiści jaką do Daniela żywiła Berenika. Nienawiści nieuzasadnionej, niesprawiedliwej i zupełnie bezsensownej. Nigdy nie dowiedziała się z czego taki stosunek jej siostry wynikał, ale wcale nie była ciekawa. Nigdy nie była ciekawa czyjejkolwiek opinii (oczywiście z wyjątkiem męża). On był jej idealnym mężczyzną. Od zawsze chciała go całego, z całym zestawem wad, defektów, niedoskonałości. Kochała go pomimo tego, iż był osobliwym człowiekiem. Często nierozumianym i odrzucanym. Nawet przez własną matkę i brata. Do tej pory pamiętała jak zdziwiona była Elle gdy powiadomili ją i ojca Dana o planowanym ślubie. Sądziła, że Alaya żartuje sobie, mówiąc o tym, że chce spędzić z nim życie, że żartuje sobie z Daniela, że bawi się jego uczuciami. Cóż za obraźliwe insynuacje! Elle Sauvage nie spodziewała się, że którakolwiek kobieta mogłaby pokochać go tak naprawdę, na zawsze. Podobnie rodzice Ali nie spodziewali się, że znajdzie się mężczyzna który zechce pojąć za żonę kobietę taką jak ich młodsza córka. Nawet na ich ślubie nie omieszkali rzucać kąśliwych uwag, jakoby Daniel i Alaya byli "siebie warci", w tym pejoratywnym kontekście. Właściwie jedynymi przyjaznymi im osobami były siostry Daniela oraz jego ojciec. Widział on w młodszym synu swojego następce, godnego czekającej go chwały. Tak bardzo był pochłonięty tą wizją, że nie był w stanie dostrzec w nim innych rzeczy. Oceniał go przez pryzmat własnych wyobrażeń i swoich nadziei z nim związanych. Za to jego matka starała się dostrzegać w nim jak najmniej. Nie dążyła do tego, by go poznać i zrozumieć, poddając się już na samym początku, nie ponosząc minimalnego nawet trudu.
Daniel więcej czuł, inaczej rozumiał, przez co o wiele bardziej cierpiał. Przez te wszystkie lata, które spędzili razem i te, które spędziła tęskniąc za nim, jej fascynacja jego osobą i charakterem nie zmniejszyła się. Nie zmieniło się żadne z uczuć, jakie do niego żywiła. Nie było takiej rzeczy, która mogłaby sprawić, by przestała go kochać. Ona sama wychodziła z założenia, że nie można przestać kochać, a jeżeli z jakoś powodu takie uczucie umierało, to znaczy, że nie była to miłość. Według niej miłości nie można zabić ani osłabić. Miłość nie umiera. Zdawała sobie sprawę z tego, że takie postrzeganie tej kwestii uchodziło za zbyt idealistyczne, bardzo rzadko spotykane. Szczególnie w aktualnych czasach. Wielokrotnie napawało ją to smutkiem, ale jednocześnie była szczęśliwa, że może doświadczać takiego uczucia. Bezwarunkowego, czystego i nieskończonego.
Ich pierwsze spotkanie można porównać do nagle roznieconego ognia. Ogarniał sobą wszystko, każdy aspekt ich życia. Płonął, a oni w nim i nie sposób ich rozdzielić.
Czuła się tak jakby po długim, bardzo długim okresie błądzenia w mroku, odnalazła drogę do domu. Czy coś utracili? Ktoś powiedziałby, że stracili wiele czasu. To nie była prawda. Spędzili go bez siebie przy boku, ale go nie zmarnowali.
Pasowali do siebie jak kawałki jednej układanki, rozumieli się nawzajem praktycznie bez słów. Gdy o tym myślała, Alaya dochodziła do wniosku, że nie zmieniłaby absolutnie nic w swoim mężu. Chyba, że on chciałby zmian. Czegokolwiek by nie zrobił, mógł liczyć na jej wsparcie i zrozumienie. Za to też właśnie tego wieczoru podziękował. Zrozumienie.
Przytulił ją mocniej do siebie. Gdyby miał wyliczać wszystkie rzeczy, za które chciałby jej podziękować, możliwe, że w tym roku by nie skończył.
- Oh! - drgnęła nagle. - Nie przegapimy następnej kategorii?
- Kogo to obchodzi? - mruknął, całując ją po szyi.
- Nie chciałbyś wygrać?
- Ja już wygrałem.
Zacisnęła usta, tłumiąc śmiech. Zawsze ją rozśmieszał.
Bądź królem mojego serca gdy ja będę królową twego umysłu - szepnęła.
MUSIC
Daniel odsunął się nieznacznie, by móc na nią spojrzeć. Uspokoił się. Z jego oczu zniknęło podenerwowanie i lęk, nawet serce zwolniło odrobinę rytm uderzeń. Wszystkie kontury z każdą sekundą wyostrzały się coraz bardziej, kolory stawały się coraz bardziej intensywne a muzyka głośniejsza. Odzyskiwał zagubione gdzieś poczucie rzeczywistości. Nie otarł oczu, z których wypłynęły łzy. Spłynęły po policzkach, ginąc gdzieś po drodze. Alaya od niechcenia przeczesała dłonią włosy, których ułożenie już dawno przestało być konkretną fryzurą. Była taka piękna! Czuł  mocniej niż cokolwiek innego, że ona w istocie była królową jego myśli.
- Kocham cię - powiedziała cicho i pewnie.
Kocha go! Czy mogło być coś piękniejszego? Poczuł jakby ktoś mu zdjąć z ramion ogromny ciężar. Momentalnie zapomniał o wszystkim, absolutnie wszystkim, co tylko nie dotyczyło jej. Bo czy cokolwiek mogło się liczyć gdy miał przy sobie kobietę swojego życia? Nie potrzebował już niczego więcej do szczęścia. Patrząc na nią wiedział, że tak bardzo ją kocha, ze nie było takiej rzeczy na świecie, która mogłaby wpłynąć na jego uczucia. Alaya miała rację, byli idealni. Idealni dla siebie nawzajem. Należała do niego tak jak on należał do niej i żadne z nich nie chciało, by kiedykolwiek było inaczej.
- Powiedz mi coś jeszcze! Koniecznie!
- Cóż takiego? - zaśmiała się, delikatnie dając mu prztyczka w nos.
- Wszystko! Chcę wiedzieć wszystko! Kiedy ostatni raz cię widziałem... - przerwał na chwilę. - Właśnie, kiedy ostatni raz cię widziałem?
- To był maj - odpowiedziała, wtuliwszy się w jego ramiona.
- Aaah, wtedy wyjechałem...nie było mnie do lipca...albo do sierpnia...nawet już nie pamiętam - jęknął. - Gdzieś ty była?
Alaya westchnęła. Nie odzywała się przez dłuższą chwilę.
- Nie potrafiłam ci powiedzieć, że ten eliksir nie działał na mnie tak jak na ciebie. Nie umiałam. Byłeś taki szczęśliwy! Nie chciałam tego psuć, odwracać twojej uwagi od rzeczy dla ciebie ważnych...
- Ty jesteś najważniejsza - wtrącił.
Uśmiechnęła się na te słowa. Jak bardzo tęskniła za jego głosem!
- Wtedy zjawił się Mark - kontynuowała ostrożnie. Wyraźnie czuła jak na samo wspomnienie Denta, Daniel napiął wszystkie mięśnie, jak zwierz gotowy do ataku. - Chciał spotkać się z tobą, ale ciebie wtedy nie było...rozmawialiśmy...powiedział mi o tym waszym stowarzyszeniu, zaoferował swoją pomoc. Chciałam poprosić Berenikę, by wyjaśniła ci wszystko w razie gdybym nie wróciła do domu przed tobą, ale ona...nie tylko nie zgodziła się powiedzieć ci gdzie i dlaczego jestem, ale stwierdziła, iż to będzie idealna okazja do tego, by przekonać cię, że nigdy cię nie kochałam, że po prostu chciałam cię zostawić...- przetarła szybko oczy, by powstrzymać łzy, które pojawiały się w jej oczach na wspomnienie tamtej sytuacji. - Nie wiedziałam co robić. Mark wpadł na pomysł, by Berenika została w naszym domu jako ja, pod wpływem eliksiry i by nie mogła cię tak okłamać. Niezbyt mi się to podobało, ale nie widziałam wtedy innego wyjścia. A gdy wróciłam...ciebie nie było na miejscu, nigdzie nie mogłam cię znaleźć i...
Przerwała, czując, że jeszcze słowo i nie powstrzyma płaczu.
Daniel pomyślał o tym jak bardzo złe były tamte dni. Wtedy zupełnie nie potrafił sobie poradzić.
- Dlaczego ona tak bardzo mnie nienawidziła?
- Nie wiem.
Wielokrotnie kłóciła się z siostrą o jej karygodne podejście do Daniela, ale nigdy nie ustaliła z czego ono wynikało. Wyprostowała się, nagle coś sobie przypominając. Berenika ciągle powtarzała, że Daniel nie jest jej wart, że powinna go zostawić i zapomnieć o kimś takim... A może wiedziała...? Nie było to niemożliwe, mogła dowiedzieć się chociażby od matki czy brata Daniela...
Pokręciła głową, odpędzając od siebie te rozważania. Nawet jeżeli były właściwie, to wszystko nie miało już znaczenia.
- Zrobiłem jej coś złego o czym nie pamiętam? - zapytał zmartwionym tonem.
- Nie - odpowiedziała natychmiastowo. - Nie zrobiłeś nic niewłaściwego. Nic - powtórzyła.
- A Dent? Czego chciał?
- On... - zawahała się. - Powiedział, że jesteście przyjaciółmi.
Sauvage prychnął z odrazą.
- Przyjaciółmi? - odwrócił się przez ramię, spoglądając w stronę wejście do budynku. - Zaraz mu dokładnie wyjaśnię co znaczy to słowo.
- Spokojnie!
Przytrzymała go za ramię, powstrzymując przed zerwaniem się z miejsca.
- Nigdy nie miałem przyjaciół - oznajmił, znów patrząc na swoją ukochaną żonę.  -  Tylko Severus...
- Tak? Opowiedz! Też chcę wiedzieć. Wszystko.
Uśmiechnęła się tak jakby nigdy wcześniej nie czuła się szczęśliwsza.




Miał ogromną ochotę poprosić Alayę do tańca. Kusiło go drażnienie Daniela, a i miał ochotę przekonać się jaka byłaby jej reakcja przy nim. Oni jednak wciąż nie wracali, przegapiając już cztery różne kategorie. Niech się cieszą sobą, póki mają ku temu okazję, pomyślał, popijając jednocześnie białe wino. Niewiele czasu. Tak niewiele czasu... Uśmiechnął się. A raczej próbował się uśmiechnąć, ale zamiast uśmiechu na jego twarzy odmalował się ponury grymas. Im bardziej odsuwał od siebie pewne myśli, im bardziej zabijał w sobie niektóre pragnienia, tym częściej nad nimi dumał. Miał jasno wytyczone cele, obrany kierunek, przemyślane posunięcia, uwzględnione wszystkie zmienne. Niczym naukowiec, który przygotowywał się do najważniejszego i najbardziej niebezpiecznego doświadczania w swojej karierze. Był podekscytowany, zaniepokojony, skoncentrowany... Czuł mieszankę różnych emocji, ale dzielnie nie poddawał się żadnej z nich. Przecież nie miał na nazwisko Sauvage! Analizował swoje uczucia i przeżycia wewnętrzne, jednak zawsze w sposób bardzo chłodny, zdystansowany. Jak to stwierdziła Rosette, był perfekcyjnym analitykiem. Przyłapał się na tym, że już nie potrafił z nią rozmawiać tak jak kiedyś. Oboje bardzo się zmienili, nie pod każdym względem na lepsze. Przestał się oszukiwać. Przestał próbować załatać pustkę w swoim sercu. Bolesną ranę, której krwawienie ignorował. Kiedyś myślał, że może użyć zamiennika. Prawie idealnego substytutu. Dzisiaj wiedział już, że są tacy ludzie, których nie da się zastąpić. Których nie chce się zastępować nikim innym. Których pożąda się najbardziej. Łapiąc się innej opcji, ranił nie tylko siebie, ale i Rose. Ona chyba też już to rozumiała, nie był pewien.
I co teraz? Mark Harvey Dent był człowiekiem bardzo kreatywnym. Oprócz swojego osobistego planu miał jeszcze wiele różnych pomysłów. Przeanalizował bardzo dokładnie wszystkie możliwe drogi i ufał, że prędzej czy później osiągnie każdy swój cel. Gdy czegoś chciał, kiedyś w końcu to dostawał. I nie zamierzał robić wyjątku od tej reguły. Na drodze do jednego z jego celów stał mu jedynie wysoki szatyn z niestabilną psychiką? Przeciwnik, którego nigdy nie był w stanie pokonać. Ten wieczny remis był niesamowicie irytujący. Poza tym cała sprawa była o wiele bardziej skomplikowana niż mogłoby się wydawać. Zamierzał zmodyfikować swoje relacje z Danielem, czy tamtemu się to podobało czy nie. Od kiedy to pytał kogokolwiek o zdanie?
Przyglądał się otoczeniu z tajemniczym półuśmiechem. Tysiące ludzi odzianych w najdroższe i najbardziej wytworne kreacje jakie można było sobie wyobrazić, w całkowitym rozprężeniu bawiło się przy skocznej, rozrywkowej muzyce. Alkohol roznoszony przez kelnerów lał się litrami, ale nie można było dopatrzeć się choćby jednej osoby, która odczuwałaby tego negatywne skutki. Wszystko mieniło się kolorowym brokatem zmieszanym z wielobarwnym dymem z dmuchawek i światłami lamp. Zachwycające widowisko. Na scenie występowała właśnie piosenkarka, której suknia składała się w całości z białych pereł. W jej długich blond włosach plątały się cienkie serpentyny i konfetti.
Nie przyłączył się do toczącej się właśnie rozmowy o giełdzie. Czy oni naprawdę nie mieli już o czym rozmawiać na takim przyjęciu? Z chęcią poruszyłby tysiąc o wiele bardziej poruszających i fascynujących tematów, ale tracił ochotę spoglądając na współtowarzyszy przy stole. Riddle'a uznawała za godnego towarzysza rozmów, ale domyślał się, że w takiej pozycji w jakiej ten się znajdował, nie miał pewnie ochoty na dysputy. Zawsze spoglądając na Antoniusza odczuwał potrzebę pouczenia go o zasadach savoir-vivre'u, ale skoro nie udawało się to nawet Kajuszowi, on nie zamierzał tracić czasu na próbowanie. Jedynie właśnie z Kajuszem odczuwał nić porozumienia, ale zbyt bardzo był niepewny jego prawdziwego charakteru i intencji, by czuć się do końca swobodnie w rozmowie. Jedno nieodpowiednie zdanie mogło przecież zniszczyć cały jego misternie obmyślany plan. Czasami najlepiej było pozostać milczącym obserwatorem. Stała czujność.
W pewnym momencie podszedł do niego jeden z kelnerów. Trzymał w dłoni złotą tacę z niewielką kartką na środku.
- Pan Dent? - spytał chłopak.
- Tak.
- To do pana.
Mark z zaciekawieniem zabrał kartkę. Czerwonym atramentem zapisane na niej było jedynie jedno zdanie.
Avez-vous envie de danser? V.
Mimowolnie uśmiechnął się szeroko, co najwyraźniej zaintrygowało pozostałych.
- Czy mógłbym zobaczyć, mój drogi? - spytał uprzejmie Kajusz.
Dent niechętnie podał mu prostokątny kawałek grubego papieru. Zaciekawiony Antoniusz zajrzał bratu przez ramię i uniósł brwi.
- Cody? Czy to nie ten co tak ciągle inwestuje w akcje kociołków o grubych denkach? - zwrócił się do Kajusza.
- Tak - odpowiedział młodszy Fioravanti, jednocześnie zwracając wizytówkę Markowi.
- To podejrzane - burknął Antoniusz, rozglądając się wokoło, najwyraźniej szukając Cody'ego wzrokiem.
- Nie wydaje mi się - stwierdził spokojnie Kajusz.
- Tobie się nic nie wydaje do czasu gdy jest już za późno - rzekł uszczypliwie.
Kajusz postanowił nie komentować tej uwagi. Nie zamierzał pozwolić wyprowadzić się z równowagi. Ani teraz ani nigdy.
Mark zamienił kilka zdań z synkiem, a następnie wstał od stołu, udając się w stronę parkietu. Pozdrawiało go wiele znanych osobistości, nierzadko zatrzymując się, by uścisnąć mu dłoń. W pewnym gronie jego nazwisko było rozpoznawalne i cenione, co sprawiało mu niemałą przyjemność. Nie chciał ani nie dążył do takiej popularności jaką miał Daniel. Wcale nie było to użyteczne. Według niego najlepiej działało się w cieniu, nigdy na pierwszym planie. Zza kulis widziało się wszystko o wiele dokładniej.

Dojrzał ją przy barze. Tak samo elegancką i piękną jak zapamiętał. Powoli sączyła swój drink, delektując się jego wykwintnym smakiem. Wydawała się przypatrywać otaczającemu ją zamieszaniu z pewnego dystansu. Jakby była jedynie uważnym obserwatorem, dostrzegającym te subtelne informacje, które tylko nieliczni potrafili odczytać, a jeszcze węższa grupa potrafiła je odpowiednio zinterpretować. 
Barmani mieli pełne ręce roboty. Nieustannie z wielkim zaangażowaniem i pasją przygotowywali napoje dla gości, czerpiąc z tego ogromną przyjemność. Oferowali przeróżne ekskluzywne trunki z każdego zakątka świata. Wina białe i czerwone, wytrawne, półwytrawne i słodkie, wódki, likiery, rumy i inne. Wybór był oszałamiający i mógł zawrócić w głowie równie mocno co wypicie któregoś z serwowanych specjałów. Również go zauważyła. Uniosła lekko spojrzenie spod rzęs, przypatrując się jak idzie w jej stronę. Zatrzymał się tuż przed nią, ukłonił się i grzecznym gestem ręki poprosił o jej dłoń, którą następnie delikatnie ucałował. 
- J'en ai envie, madame - powiedział ściszonym tonem.
Skierował wzrok na jej oczy, których niesamowitego koloru płonącego bursztynu nie można było zapomnieć. W tym świetle wydawał się mienić jeszcze bardziej. Jedno z tak rzadko spotykanych spojrzeń, które śnią się człowiekowi przez długie lata. Chciałoby się w nie patrzeć nieustannie, by móc zachwycać się ich pięknem. Mark czuł się wręcz niezdolny do oderwania spojrzenia. Ona uśmiechnęła się do niego...niby to dobrotliwie, niby złośliwie... Bardzo prawdopodobne, że była całkowicie świadoma siły swojego spojrzenia. 
- Może poczekajmy na...inną piosenkę - zasugerowała.
Przytaknął. Obecna melodia nie wydawała mu się wystarczająco odpowiednia do tańca z tak wyjątkową osobą. Oparła się nonszalancko o blat, sięgając po lufkę z papierosem. Mark od razu wyjął z kieszeni zapalniczkę, by go zapalić. Zbliżyła swoją dłoń do jego dłoni, pod pretekstem osłonięcia płomienia. Na dotyk jej chłodnej skóry poczuł jak przeszywa go dreszcz strachu i podniecenia.
Poprosił jednego z barmanów o podanie landwein. 
- Gentleman z Wiednia... - odezwała się po chwili, gdy trzymał już swój trunek w dłoni. - Zaiste Austria to kraj niebezpiecznych mężczyzn...ale jak mawiają...pas de risque, pas de plaisir.
- Tak samo jak mężczyzn przyciągają femme fatale... - jego uważny wzrok prześlizgnął się po jej ciele. - tak samo kobiety lubią niegrzecznych chłopców...
- Zdecydowanie wolę mężczyzn - oznajmiła, unosząc znacząco jedną z brwi.
- Dobrze o tym wiem. 
Odchyliła delikatnie głowę, wypuszczając z ust obłoczek gęstego, szarego dymu. 
- Czy sztuka malarska dalej znajduje się w obszarze twoich zainteresowań?
- Oczywiście. A propos...podobno austriackie malarstwo znów zdobywa popularność.
- Doprawdy? - uśmiechnął się nieznacznie.
- Szczególnie wyróżniają się artyści z Braunau am Inn.
- Bardzo mnie to cieszy! Cenię sobie twórczość rodaków - oświadczył dumnie. - Szczególnie tych wybitnych.
- Tak...szkoła z Baunau am Inn cieszy się coraz większym powodzeniem - dodała, tonem wskazującym na ukrytą w tych słowach aluzję.
Wyczuł ją momentalnie. Zaśmiał się krótko i upił łyk wina. 
- Często do tego, by odpowiednio ocenić pewne rzeczy niezbędny jest dystans czasu - rzekł cicho. 
- Tego oboje mamy pod dostatkiem. 
- Jeżeli dobrze sobie przypominam szczególną sympatią darzysz impresjonistów, n'est-ce pas? - zapytał po chwili ciszy.
- Ma pan dobrą pamięć, Herr Dent.
Uśmiechnął się znów, ciesząc błękitne oczy zachwycającym widokiem jasnowłosej znajomej. Spod wpółprzymkniętych powiek uważnie śledził każdy jej, najdrobniejszy nawet ruch. Była piękna, jednak to, co przyciągało go do niej niczym nocnego motyla do płomienia była jej osobowość i niezaprzeczalna charyzma. Czegoś takiego nie można było tak po prostu kupić jak drogiej sukni czy biżuterii. To dlatego przykuwała spojrzenia tylu mężczyzn, chociaż na gali obecnych było wiele urodziwych kobiet.
Kolor wina w ich kieliszkach przypominał mu inny, który pamiętał z pewnego płótna.
- Piękna barwa, czyż nie? - bardziej stwierdził niż zapytał. - Podejrzewam, iż podobna gama kolorów nadal cieszy twoje oczy?
Z charakterystycznym błyskiem w oczach, uniosła delikatnie kąciki ust.
- Ach, tak. Pierre Auguste Renoir. Ilekroć spojrzę na ten obraz, przypomina mi się gorączkowa atmosfera tamtej aukcji w Paryżu...
- Bardzo lubię taką atmosferę...krew prędzej krąży...serce bije szybciej...
Wypuściła dym delikatnie z ust, przyglądając się jak unosi się powoli ku górze, niknąć wśród blasku świateł i kolorowego konfetti. 
- Jak widać miłość do sztuki wiąże się z gotowością do poświęceń. Im piękniejsze dzieło tym zacieklejsza walka. Lubię godnych przeciwników.
Ostatnie zdanie niemal wymruczała nisko. Inny mężczyzna na miejscu Marka leżałby już u jej stóp niczym posłuszny pies, ale on zdecydowanie bardziej wolał przeciągać taką grę, chociaż jego oczy zdradzały, iż piękna nie-znajoma robiła na nim ogromne wrażenie. 
Mark uniósł kieliszek ze słowami:
- To za godnych siebie przeciwników!
- Za prawdziwych gentlemanów, którzy potrafią zaskoczyć kobietę.
Stuknęli się kieliszkami, które zadzwoniły melodyjnie.
- Przyznam, że to było wyjątkowo eleganckie z twojej strony - powiedziała - Odesłać obraz, który samemu się zlicytowało za dużą, okrągłą sumę. Zaskoczyłeś mnie tym gestem i ująłeś. 
Uśmiechnęła się na wspomnienie dnia po aukcji gdy do drzwi jej posiadłości zapukał kurier z przesyłką.
- Rzadko zdarza mi się tak zaszaleć, ale było to warte swojej ceny.
- Tak. Róże w wazonie Renoira to piękny obraz. Taki subtelny...
- Cóż - odchrząknął znacząco. - raczej chodziło mi o wywołanie tego czarującego uśmiechu na twojej twarzy.
- Och, już nie kokietuj mnie tak bo się zarumienię. Oczywiście możesz złożyć mi kurtuazyjną wizytę, by pokontemplować rozkwitający impresjonizm. Może być przy kieliszku austriackiego wina. 
Dopili trunek, a kobieta zgasiła papierosa, gdy usłyszeli spokojniejszą melodię.
- Czy pozwolisz mi dostąpić tego zaszczytu? - spytał.
Wyciągnął do niej rękę, a następnie poprowadził w stronę parkietu. Jej suknia z ciągnęła się długim trenem po błyszczącej podłodze. Delikatnie ujął jej dłoń i objął w talii. Czuł, że chciała dominować w tańcu, ale jednak przystała na to, by on prowadził. Najwyraźniej miała niepokorną naturę. Zauważył, że od czasu do czasu omiatała wzrokiem to, co działo się wokół.  Tak samo jak on lubiła obserwować. W końcu rozluźniła się nieco i odprężyła. W jasnych włosach błyszczało konfetti, biżuteria mieniła się w kolorowym świetle lamp. Zupełnie ich nie obchodziło, że są otoczeni przez setki innych osób. Nie przyznałaby się do tego, ale bardzo podobał się jej zapach jego perfum. Oparła podbródek o jego bark, przymykając powieki.



Daniel i Alaya, nadal czując się odrobinę nierzeczywiście, wrócili z ogrodu do wnętrza pałacu. Gdy tylko ich dostrzegli, fotoreporterzy pobiegli w ich stronę, wciąż niezaspokojeni ilością zdjęć jaką już im zrobili. Para przez chwilę jedynie uśmiechała się, potem znów dając popis namiętnych pocałunków. Kompletnie nie zwracając uwagi na zamieszanie wokół nich, wyminęli dziennikarzy, lawirując pomiędzy stolikami. Daniel zaciskał palce na wątłej dłoni żony, tak mocno jakby nigdy już nie chciał jej puścić. Alaya coraz bardziej wczuwała się w ogólny nastrój przyjęcia. To całe rozprężenie, hulaszcza zabawa przystrojona wszechobecnym przepychem i elegancją miało swoisty czar i urok, który powoli przekonywał ją do siebie. Gdy przechodzili obok stołu, przy którym toczyła się bardzo żywa, polityczna dyskusja, jeden z gości przerwał rozmowę i uniósł dłoń, w geście pozdrowienia.
- Leonel? - przystanęła, zatrzymując Daniela.
Mężczyzna, ubrany w wyjątkowo wytworny czarny smoking, wstał od stołu i podszedł do nich.
- Nie wiedziałam, że tutaj będziesz - powiedziała.
Przywitali się uściśnięciem dłoni.
- Możliwość, by uczestniczyć w towarzyskim wydarzeniu roku okazała się zbyt kusząca, by jej nie wykorzystać - odparł z tajemniczym uśmiechem.  - Nie byłem tylko pewien czy uda mi się ciebie wypatrzeć w tym kilkunastotysięcznym tłumie.
- Daniel, to mój kolega z pracy. Psychiatra i neurochirurg, Leonel Celter - przedstawiła kolegę, a następnie zwróciła się do niego. - Daniel, mój mąż - rzekła z dumą.
- Ten Daniel Sauvage...naprawdę miło mi poznać.
Podał szatynowi dłoń, przypatrując mu się uważnie.
- Mi również.
- Gratuluję przemówienia. Bardzo inspirujące.
Jego głos był bardzo spokojny. Było w nim coś intrygującego i niepokojącego jednocześnie. Miał dość duże, jasne oczy, prosty, niezbyt szeroki nos i wąskie usta. Proste, jasnobrązowe włosy ułożone były z wyjątkową starannością. 
Daniel przytaknął niepewnie.
- Dziękuję. 
- Miło spotkać się w innych okolicznościach...gdy nie jesteśmy ubrani w białe fartuszki ozdobione krwistą mozaiką - zwrócił się do Alayi.
- Szczerze mówiąc to nie czuję wielkiej różnicy - zaśmiała się.
- Tutaj przynajmniej nikogo...nie kroimy
- Ha, no tak! 
- Przyjemne zajęcie, ale dobrze czasami się oderwać. Gdy czuję się znudzony pracą na sali operacyjnej... przenoszę się do kuchni. -  wyznał. - Słyszałem, że malujesz? - zwrócił się do Daniela.
Sauvage uniósł lekko brwi, zaskoczony.
- Ja...tak... To nic wielkiego, ot hobby - wzruszył ramionami.
- Nie udawaj skromnego, przecież i tak wiem, że nie jesteś, kochanie - odezwała się Alaya. - Ma wspaniały talent, naprawdę!
- Och, czuję się zaciekawiony. Koniecznie musisz mi je pokazać, a ja odwdzięczę się zaproszeniem na kolację.
- Oczywiście - Daniel odpowiedział uprzejmie. - Jesteś fanem sztuki?
- Szeroko rozumianej sztuki...nie tylko kulinarnej.
- Leonel jest osobą o smaku i  imponującym wyczuciu artystycznym. 
- Doprawdy? - mruknął, opuszczając wzrok. - Nie powiedziałbym - dodał o wiele ciszej, jakby do siebie.
- Przekonasz się - równie cicho odpowiedział Leonel z dziwnym błyskiem w oczach.
- A w dodatku najlepszy lekarz w Paryżu, jeżeli nie w całej Francji. Masz o wiele lepsze podejście do pacjentów ode mnie - mówiła Alaya, jakby nie dosłyszała poprzednich dwóch wypowiedzi.
- Ty masz unikalny wśród psychiatrów charakter, o którego posiadaniu wszyscy inni mogą jedynie pomarzyć - oznajmił z powagą.
- Nie wiem czy pacjenci są nim zachwyceni...ostatni wyskoczył z okna.
Daniel roześmiał się odruchowo i spojrzał na nią pytająco.
- Dlaczego wyskoczył z okna?
Rozłożyła bezradnie dłonie.
- Chyba śpieszyło mu się do wyjścia - stwierdziła beznamiętnie.
- Cóż...z niektórych upadków nie można się już podnieść - skomentował Celter. - Nieco zbyt dosłownie odebrał powiedzenie, iż gdy zamknięte są drzwi, należy wyjść oknem. 
- Prawa fizyki bywają okrutne. 
- Szczególnie dla tych, którzy o nich zapominają.
Jeszcze przez kilka minut Alaya i Leonel wymieniali różne uwagi medyczne, przeplatając je z uwagami odnośnie przyjęcia. Daniel milczał, nieco zakłopotany spojrzeniem lekarza. Celter ani na moment nie spuszczał z niego wzroku. Jakby prześwietlając go, starając się wniknąć do umysłu, by móc utworzyć jego portret psychologiczny. Rezultat z pewnością nie był budujący. Przerwali rozmowę dopiero gdy ogłoszono iż jeszcze jedna piosenka i rozpocznie się kolejna kategoria pytań Quizu i Alaya stwierdziła, że chce zatańczyć.
- Daj mu szansę - powiedziała do Dana w drodze na parkiet - Jest naprawdę czarującym człowiekiem i wybitnym specjalistą.
- Nie wiem co jest w jego spojrzeniu, ale bardzo mnie drażni.
Westchnęła.
- Wiem...nie lubisz kontaktu wzrokowego.
- Z wyjątkiem twojego.
Alaya uśmiechnęła się i pocałowała go przelotnie w policzek. Zabrała jeden z kieliszków tacy niesionej przez jednego z kelnerów, następnie wypijając całą zawartość za jednym razem. Ogólnie nie była osobą, która lubiła tańczyć do białego rana, nawet nie lubiła rozrywkowej muzyki, chyba, że...chyba, że akurat miała na coś takiego ochotę. Zatrzymali się na skraju parkietu, gdzie nie było tak ogromnego ścisku i można było jeszcze swobodnie oddychać. Objęła go za szyję, wijąc się przy tym w rytm muzyki.. 
- Je suis votre cheri, Daniello - zaśmiała się Ala, po francusku powtarzając nieco zmienione słowa piosenki.
Daniel parsknął śmiechem, ułożył swoje dłonie na jej talii i docisnął ją mocno do siebie.
Cały czas byli obserwowani. Ten czy inny gość co chwilę rzucał jakąś uwagę, a to o Danielu, a to Alayi, a to o nich razem. Kobiety pragnęły być na jej miejscu, a mężczyźni na jego. Nie brakowało również słów krytyki, która w prawie wszystkich przypadkach wywodziła się z zazdrości. Ludzie widzieli pieniądze Daniela, jego sławę, sukcesy, wszystkie osiągnięcia...wyobrażali sobie, że jego życie to jedna wielka sielanka, wypełniona po brzegi hedonizmem i rozkoszami, płynącymi z tej cudownej niezależności od czasu, na którą nie każdy mógł sobie pozwolić. A gdy przy tym człowieku, którego uosabiali z niedoścignionym ideałem, zobaczyli piękną kobietę, najwyraźniej bardzo w nim zakochaną...cóż...dla niektórych to już było zbyt wiele. 
Sauvage uchodził w towarzystwie za playboya. Mężczyznę, który traktuje sprawy seksualne bardzo lekko, jak zabawę, dobrą rozrywkę. Przez wiele lat taka opinia zgadzała się z jego zachowaniem. Traktował kobiety bardzo przedmiotowo, zbyt skoncentrowany na tej jedynej, by jakąkolwiek inną dopuścić blisko siebie, swojej psychiki i życia. Dlatego też jego słowa wygłoszone podczas przemówienia...o żonie i jego miłości do niej wywołały niemały szok u większości obecnych na przyjęciu pań, ale także i panów, którzy znali Daniela (choćby jedynie ze słyszenia) i jego zwyczaje. Alaya była znana jedynie w wąskim gronie najwybitniejszych medycznych specjalistów, w myślach wszystkich pozostałych przemykało się pytanie, kim ona jest. Kim może być kobieta, do której ten znany z rozwiązłości osobnik zapałał głębszym uczuciem? 
Żadne z nich nie zamierzało się przejmować towarzyskimi plotkami. Jedynie oni znali wszystkie detale swojej historii. Była ich i tylko ich własnością. 
Koncentrując się tylko na niej, Daniel odzyskał swoją pewność i energię, która tego wieczoru uciekała od niego wyjątkowo często. Nie zauważył nawet gdy muzyka ucichła i wszyscy goście zostali poproszeni o zajęcie swoich miejsc przy stołach. 
- Cześć - Sauvage zwrócił się do przyjaciela i Hermiony.
- Cześć - odparł brunet.
- Ominęło nas coś ciekawego? - zapytała Alaya.
Severus pokręcił przecząco głową.
- Tylko wymądrzanie się panny wiem-to-wszystko - oznajmił z kpiącym uśmieszkiem.
- Moje wymądrzanie się? - zirytowała się Hermiona. - Wcale się nie wymądrzałam! To pan...
- Ciii - Severus przerwał jej i wskazał na podest na który wszedł właśnie Poitiers.
Czarodziej przysunął do siebie mikrofon i odchrząknął. 
- Kolejna kategoria Quizu to Kultura Mugolska! - zawołał.
- Coś dla ciebie, Granger - mruknął Sev. 
- A żeby pan wiedział - odpowiedziała dumnie.
- Pytania przedstawi znana nam wszystkim gwiazda Hollywood, Agatha Carmeel!
Rozległy się głośne oklaski gdy do podestu zbliżyła się wspomniana aktorka. Była to niska blondynka o bardzo bladej cerze i długich do ramion, wyjątkowo jasnych włosach. Miała na sobie dopasowaną sukienkę bez ramiączek w kolorze indygo, której krój uwydatniał jej chudą sylwetkę. Po wyrażeniu swojej radości, jaką sprawia jej bycie w tym miejscu w tej chwili, przeszła do pytań.
- Pytanie numer jeden! Proszę o podanie nazwy zespołu założonego w Liverpoolu przez czterech młodzieńców.
Hermiona natychmiast nacisnęła swój dzwonek. Nie tylko ona.
 Agatha spojrzała na pulpit mównicy, by sprawdzić kto był pierwszy.
- Panna Hermiona Jean Granger!
Dziewczyna była zaskoczona, ale odpowiedzi udzieliła opanowanym tonem:
- The Beatles.
- Tak jest! 
Hermiona zgłaszała się za każdym razem gdy była pewna odpowiedzi i chociaż wielokrotnie uprzedzili ją inni goście i tak to jej udało się podać najwięcej poprawnych odpowiedzi. Podszedł do niej jeden z kelnerów i podał pięknie ozdobioną torbę prezentową. Severus zajrzał jej przez ramię, by zobaczyć co takiego dostała, a w środku była laurka z imiennymi gratulacjami i sporej wielkości oszlifowany szafir. 
Muzyka znów rozbrzmiała, przed każdym pojawiła się nagle karta menu. Tym razem goście mogli zamówić dla siebie coś słodkiego. Wybór znów mógł przyprawić o zawrót głowy. Tiramisu, ciasto bezowe, biszkoptowe z jabłkami, biszkoptowe z wiśniami, malinami, porzeczkami i orzechami. Brownies z cukinią, ciasto drożdżowe, jabłecznik na ciepło z lodami waniliowymi, keks, makowiec i karpatka. Oprócz tego pierniki, ciasta francuskie, ciasta czekoladowe, ciasta lodowe, wuzetki, ciasta kokosowe, jogurtowe i karmelowe. Napoleonki, serniki wszelkiej maści i wiele, wiele innych. Można było też poprosić o czekoladę do picia na gorąco, wielosmakowe koktajle mleczne, herbaty, kawy i cappuccino i inne smakowite napoje. 
- Na co masz ochotę? - Alaya zapytała Daniela.
On drgnął i zerknął niepewnie na menu. Skulił się dostrzegalnie, kręcąc lekko głową.
- Nie jestem głodny.
- Prawie nic nie jadłeś - wtrącił Severus.
- Nie jestem głodny, naprawdę.
- Zemdlejesz jak nie będziesz nic jadł - pouczył go Snape. - Może bezę chociaż?
- Tartę owocową? - zaproponowała Hermiona.
Daniel opuścił głowę, zaciskając palce na przedramionach. 
- Nie.
- A może chociaż coś do picia? - zasugerowała z troską szatynka.
- Nie chcę - jęknął, kryjąc twarz w dłoniach. 
- Nie musisz - powiedziała uspokajającym tonem Alaya, głaszcząc go delikatnie po włosach.
- Zjedz coś, Sauvage - odezwał się wesoło Leonard - Choćby po to by pić swobodnie. Alkohol na pusty żołądek to nie jest dobry pomysł.
Na tę kwestię mężczyzna siedzący obok Cody'ego rozpoczął opowieść ze swojego życia gdy jeszcze brakowało mu pieniędzy na jedzenie. Dzisiaj za to mógłby kupić sobie sieć restauracji. Leonard nie potrafił wczuć się w dawną pozycję towarzysza stołu. Chociaż dorobił się na giełdzie, to już wcześniej nie mógł narzekać na brak funduszy, pochodził z bogatej rodziny. 
Alaya zamówiła dla siebie ciasto lodowe-bezowe i czekoladę do picia. Wolałaby, żeby i Daniel coś zjadł, ale nie chciała go przymuszać. On wtulił się w jej ramię. Drżał wyczuwalnie.
- Zimno ci? 
Przytaknął.
- Bo nic nie jadłeś - powiedział Severus, krojąc łyżeczką swój kawałek ciasta porzeczkowo-jagodowego. 
Ala upiła łyk czekolady, a następnie podsunęła filiżankę mężowi.
- Hm?
Uśmiechnęła się do niego zachęcająco. Po chwili, powoli i ostrożnie, Daniel wziął filiżankę do ręki i napił się. 
- Czy to nie jest Tom Riddle? - odezwał się Cody, wskazując na bruneta siedzącego kilka stolików dalej od nich.
Severus i Hermiona odwrócił się jednocześnie, spoglądając w tamtym kierunku. Snape stwierdził, iż rzeczywiście był to Riddle. Rozmawiał właśnie z Bellatrix, bezwiednie przekładając prawie pusty kieliszek pomiędzy dłońmi. 
- Tak, tak - odparł wąsaty jegomość. - Szczerze mówiąc, jestem bardzo ciekaw jak dalej przebiegnie jego kariera w polityce. Długo czekał na swój czas.
Cody zamyślił się, dopiero po kilku minutach kontynuując rozmowę.
- Czy to prawda, że jest ostatnim potomkiem Slytherina?
- Tak - odpowiedziała Hermiona, uprzedzając tym Severusa.
Patrząc na Riddle nie widziała najgroźniejszego czarnoksiężnika wszech czasów, ale eleganckiego, dystyngowanego arystokratę o nienagannych manierach i poczuciu estetyki. Podobne wrażenie miała przyglądając się blondynowi siedzącemu obok Riddle'a. 
Hermiona wciąż nie mogła wyjść z zachwytu nad atmosferą panującą w tym miejscu. Sami znani, poważni ludzie, prowadzący nierzadko podniosłe dysputy, a jednocześnie bawiący się w całkowitym rozprężeniu przy rozrywkowej muzyce, popijając najdroższe trunki świata. W tym wszystkim było coś niesamowitego.
Przez dłuższą chwilę przyglądała się też Alayi i Danielowi. Kobieta zamówiła kolejny kawałek ciasta, który został przesunięty w stronę Sauvage'a. Ten zdecydował się w końcu spróbować, ku uldze Ali. Nie brali udziału w żywo toczącej się rozmowie politycznej, zbyt skoncentrowani na sobie. Severus również zerkał na nich co jakiś czas, głownie jednak skupiał się na słuchaniu. Warto było, bo pozostali wymieniali uwagi odnośnie Dumbledore'a.
- Nie rozumiem o co mu chodziło z tym całym większym dobrem...
- Mieli jakieś tam ideały z Grindelwaldem...
- A jak to się skończyło to już każdy wie - westchnął Cody.
- Czy oni z Grindelwaldem nie byli przypadkiem parą? - spytała kobieta w sukience z tafty.
- Tak, ale nie jest to stuprocentowo pewna informacja...żaden z nich nigdy tego nie potwierdził.
- Dziwne...jeden uznawany za wcielenie zła, a drugi...poważany i brany za autorytet praktycznie w każdej sprawie.
- Jak ying i yang?
- Dumbledore już o to zadbał, by dobrze o nim mówiono - oznajmił sędziwy mężczyzna w okrągłych okularach i dopasowanym fraku.
- To dość wymowne, że na takie przyjęcie, które jest najważniejszym towarzyskim wydarzeniem każdego roku, zaproszono Riddle'a...natomiast Dumbledore'a nigdzie nie widać.
- Ha! Dumbledore nigdy nie był na Gali Mistrzowskiej. Była kilkunastoletnia przerwa w jej organizowaniu, to prawda, ale nawet wcześniej...nie było roku, by go zaproszono. 
- Cóż...to chyba nie jest duża strata, prawda? - skomentowała siedząca obok Hermiony blondynka.
Cody wyszczerzył zęby w lśniącym bielą uśmiechu.
- W rzeczy samej. 
- Porozmawiajmy na bardziej wartościowy temat - zasugerowała, popijając ciemny płyn z kieliszka.
- Proponuję sztukę - odezwała się jedna ze starszych kobiet.
- O! Właśnie sobie przypomniałem - zaczął Cody, zwracając się do Daniela. - że miałem cię o coś spytać, Sauvage. Twoje zdolności są już legendarne, nie tylko te dotyczące eliksirów. Dlaczego nigdy dotąd nie zorganizowałeś wystawy? Z chęcią i przyjemnością bym obejrzał twoje obrazy.
Daniel upuścił trzymaną w dłoni łyżeczkę, która z głośnym brzdękiem upadła na podłogę. Zacisnął usta i spojrzał na Leonarda przestraszonym wzrokiem. Alaya podała mu swoją łyżeczkę i schyliła się, by podnieść tamtą. 
- Ja...- wybąkał niepewnie. - Ja nie...to właściwie nic takiego...
- Cody! - mężczyzna siedzący obok Cody'ego poklepał go po plecach. - Słuszna uwaga! Ja również jestem bardzo zainteresowany.
- Nie ma co pokazywać - stwierdził cicho.
- Nie bądź taki sztucznie skromny!
- Nie jestem - pokręcił nieznacznie głową.
- Alaya, namów męża na pochwalenie się talentem - zaśmiał się Leonard.
Alaya chrząknęła, nie do końca wiedząc co powinna powiedzieć. Uśmiechnęła się więc tylko, pod stołem zaciskając rękę na spodniach Daniela. 
- Wyślemy do ciebie petycję - powiedział do Daniela mężczyzna we fraku.
- Obawiam się, że to nie pomoże - wtrącił Severus.
- No nie!
- Tak nie może być. Sztuki nie wolno ukrywać - oznajmił Cody. 
- W dzisiejszych czasach trudno o prawdziwych artystów.
- Niestety. Dla wielu o wiele bardziej liczy się tania prowokacja niż talent, to smutne. 
- Spokojnie, w oceanie badziewia zawsze można wyłowić jakieś perełki.
- Albo glony - mruknął Severus.
- Hahaha! - roześmiała się Hermiona. - Racja.
- Takie ryzyko, cóż zrobić
- Ja próbowałem odnaleźć w sobie jakieś artystyczne talenty, ale chyba jedynie w fotografii jestem dobry - oświadczył Cody. - A pani Sauvage? Jakieś artystyczne zacięcie? 
Alaya poprawiła od niechcenia czarne pukle i spojrzała na Daniela.
- Ja wolę być muzą - powiedziała z przekonaniem. 
Zaśmiali się, kilka osób klasnęło w dłonie. Severus spojrzał na przyjaciela, próbując zrozumieć co się dzieje. Daniel przez cały wieczór na zmianę przechodził ze spokoju do strachu i ze strachu do chwilowego ukojenia. Miał szczerą nadzieję, że to minie gdy opadną emocje. Alaya wydawała mu się poważnie zmartwiona i widział jak dobrze to ukrywała pod maską nonszalancji i uśmiechu. 
- Chcesz jeszcze? - zapytała Alaya kiedy Dan skończył swój kawałek ciasta.
- Nie wiem - odpowiedział powoli.
Uznała, że może jeszcze coś zje, więc poprosiła przechodzącego właśnie obok kelnera o przyniesienie jeszcze jednej porcji. Ciasto miodowo-cytrynowe wyglądało wyjątkowo apetycznie, ale jego urok zdawał się nie oddziaływać na Daniela pozytywnie. 
- Chyba już nie przełknę.
- Tylko troszkę - zachęciła go. 
Nałożyła kawałeczek na łyżeczkę i podsunęła mu pod usta.
- Proszę, Daniello...
Daniel parsknął śmiechem i zjadł posłusznie. Severus zakrztusił się pitym właśnie winem, rzucił im pełne zdegustowania i irytacji spojrzenie. Nagle ogarnęło go przeczucie, że w te wakacje czeka go wiele chwil, które mogą bardzo nadszarpnąć jego cierpliwość. Oczywiście była w tym pewna przesada, w duchu cieszył się razem z Danielem.
- Severusso - zachichotała cicho Hermiona, którą tekst Alayi bardzo rozbawił.
- Mówiłaś coś, Granger? - zapytał ją Snape, który nie dosłyszał wyraźnie co powiedziała.
- Nie, nie! Nic nie mówiłam - zaprzeczyła poważnym tonem.
Uśmiechnęła się uroczo i sięgnęła po swój kieliszek z winem. Czuła jak jej ciśnienie gwałtownie wzrosło.
Tym razem przerwa pomiędzy kategoriami była krótsza. Nim się obejrzeli na podest znów wkroczył Poitiers, a wraz z nim jakiś korpulentny starszy pan. Ogłosili rozpoczęcie kolejnej kategorii, Historii. Daniel, który najwyraźniej znów poczuł się trochę lepiej, potarł dłonie jak do rozgrzewki.
- Pytanie pierwsze, drodzy państwo! - zawołał pytający. Miał głęboki, bardzo przyjemny do słuchania głos. - Jakiego koloru róże najbardziej lubił Fryderyk XX, Minister Włoch?
Sauvage wzruszył ramionami, nie nacisnąwszy dzwonka. Okazało się, że różowe. Spośród kolejnych, wielokrotnie bardzo trudnych, szczegółowych, pięćdziesięciu pytań Daniel odpowiedział na czterdzieści osiem, co Poitiers skomentował, iż Sauvage powinien mieć zabronione udzielanie odpowiedzi, gdyż nie daje szansy konkurencji. Był to żart, jednak Dan na te słowa przestał zupełnie się udzielać. 
- Pytanie pięćdziesiąte drugie! Jak nazywał się główny pomocnik Gregoryka Nieśmiałego?
- Rupert Brodaty - mruknął cicho Daniel.
Cody natychmiast nacisnął swój dzwonek i powtórzył słowa Daniela, by zdobyć punkty.
Alaya przytuliła się do męża, mocno zaciskając palce na jego dłoni. Drugą rękę trzymał od dłuższego czasu zwieszoną i skręcą w dziwnej pozycji, która nie mogła być wygodna. Severus, patrząc jak Alaya sięga po tę dłoń Daniela i przyciąga ją delikatnie do siebie, widział w jej oczach łzy, widział jak starała się rozpaczliwie je powstrzymać. Wyczuła jego spojrzenie i uniosła nieco wzrok. Odniósł wrażenie, że w jej zielonych tęczówkach zagościła jakaś smutna pewność. Coś absolutnie przytłaczającego i trudnego. 
Oni oboje powinni tego wieczoru nieustannie się uśmiechać, cieszyć ze swojego towarzystwa, którego przecież przez tyle lat byli pozbawieni. Tymczasem Daniel wyglądał jak spłoszony zając, a Alaya...a Alaya wyglądała jakby miała za chwilę się rozpłakać i to wcale nie ze szczęścia. Nie miał pojęcia co ich wprowadziło w takie nastroje. Mógł jedynie być przekonany o tym, że nie ma to nic wspólnego z ich stosunkiem do siebie. To w jaki sposób na siebie patrzyli, w jaki sposób się do siebie odnosili, sprawiało, że uczucie pomiędzy nimi było wręcz materialne, jakby przybierało namacalną formę. 
Stwierdziwszy, że prędzej czy później i tak się dowie, sięgnął po butelkę z białym winem. Oczywiście, dołoży starań, żeby było prędzej niż później. Napełnił swój kieliszek, a następnie zaproponował Hermionie.
- Dziękuję - uśmiechnęła się do niego. 
- Pytanie dziewięćdziesiąte dziewiąte! Jak brzmi epitafium napisane przez Johna Gaya, poetę, który zmarł w tysiąc siedemset trzydziestym drugim roku?
Było to dość trudne pytanie, o czym świadczyła cisza, która panowała chwilę po jego zadaniu. Daniel z zamkniętymi oczami opierał głowę o ramię Ali, zupełnie nie zwracając uwagi na nic innego. Potem dzwonek nacisnęła siedząca obok Hermiony blondynka.
- Księżna Vespera de Beaumort!
- Życie jest żartem i wszystko to potwierdza. Kiedyś tak pomyślałem, dzisiaj mam już pewność - podała odpowiedź głosem pewnym i bardzo melodyjnym.
Hermiona spojrzała na nią z uznaniem. Wreszcie dowiedziała się jak się nazywa! 
- Tak jest! Kolejne pytanie dotyczy księcia Ernesta Skąpego z Czech. W którym roku przyznał się do posiadania potomstwa ze służką?
Gdy padła odpowiedź na setne pytanie ogłoszono, iż właśnie Daniel udzielił największej ilości poprawnych odpowiedzi. On jednak wcale się nie ucieszył gdy przyniesiono mu upominek. Tym razem nie przerwano Quizu, a od razu rozpoczęto przedostatnią kategorię, Eliksiry. 
- Kategoria dla pana - powiedziała Hermiona.
Severus przysunął do siebie swój dzwonek i położył dłoń tuż obok.
- Da pan radę? - spytała, podrzucając w ręku szafir. - Mi się udało.
- Masz jakieś wątpliwości?
- Ja? Nie! Skądże znowu.
- Pytanie pierwsze! Jak nazywa się zioło, które nadaje Eliksirowi Lizbońskiemu błękitną barwę?
Severus nacisnął dzwonek.
- Pan Severus Tobiasz Snape!
- Błękitek Atlantydzki - podał odpowiedź.
- Poprawna odpowiedź!
Klasnęła w dłonie i uśmiechnęła się do Severusa. Nie odpowiedział na każde pytanie, ale i tak okazał się zupełnie bezkonkurencyjny. Po tym jak ogłoszono przerwę przed ostatnią kategorią, większość gości znów udała się na parkiet. Przy ich stole nikomu się do tego nie śpieszyło. 
- Mam przeczucie, że wygramy - stwierdził z zadowoleniem Cody.
- Niewątpliwie - odpowiedział mu sąsiad.
Hermiona zaglądała właśnie Severusowi przez ramię, przyglądając się jak odpakowuje swój prezent. Był to duży, pięknie oszlifowany ametyst.
- Pana jest ładniejszy - westchnęła. 
Severus zawahał się przez moment, a potem wcisnął jej fioletowy kamień do ręki. Spojrzała na niego w szoku, podsuwając trzymany w drugiej dłoni szafir. On pokręcił głową i sięgnął po swój kieliszek.
- Zatrzymaj oba - mruknął cicho.
- Ojej, dziękuję!
Wzruszona, schowała i jeden i drugi klejnot do torebki.
Vespera wyjęła właśnie ze swojej czarną lufkę z papierosem, na co Leonard nachylił się w jej stronę z zapalniczką, która okazała się nieprzydatna. Blondynka sama sobie poradziła, pstryknięciem palcami sprawiając pojawienie się płomyka. 
- Wybaczcie za takie...ciekawskie...pytanie - nieco zasmucony Cody zwrócił się do Daniela i Alayi. -  Właściwie to jak się poznaliście? Na jakimś przyjęciu?
Wyraźnie robił aluzję do zamiłowania Sauvage'a do przeróżnych imprez i bankietów. Alaya zaśmiała się i spojrzała na męża.
- Nie, nie.
- Poznaliśmy się tutaj...to znaczy w Rzymie - powiedział Daniel.
- W sześćset dwudziestym piątym roku - sprecyzowała. - W Ogrodach, prawda?
- Tak, już ich nie ma - westchnął.
- Oh! No to... - wyglądał na zaskoczonego. - Już dość dawno.
- To takie piękne! - zachwyciła się jedna z kobiet.
- Miłość jest piękna - stwierdził sędziwy jegomość w binoklach i grafitowym garniturze. 
- Jak zdefiniowałabyś miłość? - Leonard zapytał Alę.
Alaya zamyśliła się, udzieliła odpowiedzi dopiero po dłuższej chwili.
- To pragnienie szczęścia drugiej osoby, nawet kosztem własnego. Chęć uszczęśliwiania w każdy możliwy sposób.
Cody przytaknął, kierując wzrok na Vesperę.
- Chyba, że ktoś nie chce być uszczęśliwiany - powiedziała księżna de Beaumort, wypuszczając z ust obłoczek gęstego dymu, jednocześnie mierząc Leonarda krytycznym spojrzeniem.
- Zgadzam się - odezwała się Hermiona - Gdy się kocha - uniosła wzrok, spoglądając nieśmiało na Severusa. - chciałoby się uciec gdzieś z tą osobą...i...robić...wszystko - dokończyła ściszonym głosem.
Severus drgnął. Bardzo wyraźnie poczuł, że patrzyła na niego tak...jakby...jakby mówiła o nim? Od jakiegoś czasu miał wrażenie, że patrzy na niego inaczej, z czymś mu się to kojarzyło. Teraz już wiedział z czym: dokładnie w takim sposób zawsze patrzyła na niego Lily. Ich oczy różniły się od siebie dość znacznie. Lily miała nieco mniejsze, o zielonych tęczówkach, Hermiony natomiast pokryte były bardzo ciepłym odcieniem brązu. Widział to samo uczucie, tak samo intensywne. Przymknęła powieki i opuściła głowę. Wydawało mu się, czy naprawdę usłyszał ciche westchnienie? Poczuł się tak jakby temperatura jego ciała podniosła się o przynajmniej kilka stopni, a jednocześnie jakby ktoś oblał go lodowatą wodą. Wypił duszkiem zawartość swojego kieliszka, a następnie znów spojrzał na Hermionę. Ona spojrzała na niego w tej samej chwili. Czuł i prawie, że słyszał każde uderzenie swojego serca, które gwałtownie przyspieszyło tempo swojej pracy. Już od tak długiego czasu zastanawiał się o cóż takiego może chodzić...i dopiero teraz...
- Przepraszam.
Wstał od stołu, szybkim krokiem lawirując po sali. Wnet natknął się na Riddle'a, przechadzającego się właśnie razem z jasnowłosym mężczyzną. To chyba był ten Dent. 
- Severus! - przywitał się. - Jak się bawisz?
- Yy...
Nie był do końca w stanie sprecyzować swoich odczuć. 
- Wiesz - zaczął Tom, popijając przezroczysty płyn ze swojego kieliszka. -  prawdę powiedział ten, kto stwierdził, że człowiek mądrzeje z wiekiem. - Spojrzał w stronę Belli. - Teraz jestem świadom tego jak wiele błędów popełniłem...jak wiele traciłem... - odchrząknął. - Właśnie rozmawialiśmy o miłości - wskazał na siebie i Marka. - To jest...dobre. Gdy się kogoś kocha...i ten ktoś kocha ciebie...
- Yhym - mruknął Snape - Porozmawiajmy później, trochę się śpieszę.
Wyminął ich, nie czekając na odpowiedź. Thomas Riddle rozprawiający o miłości! Tylko tego mu brakowało. Najwyraźniej naprawdę nie było rzeczy niemożliwych. Kilkanaście minut zajęło mu przedostanie się z sali bankietowej do korytarza, przy którym znajdowały się łazienki. Wszedł szybko do jednej z męskich i zamknął za sobą drzwi. W środku na szczęście nie było nikogo innego. 
Podszedł do najbliżej umywali i odkręcił kurek z zimną wodą. Kilkukrotnie ochlapał sobie twarz i opierając dłonie o blat, spojrzał w lustro.
Widział wciąż młodo wyglądającego, trzydziestosześcioletniego mężczyznę o dość długim, prostym nosie, kształtnych ustach, dużych, czarnych oczach, w których zastygł szok i niedowierzanie. Czarne kosmyki grubych włosów gładko opadały mu na czoło. Pod dolnymi powiekami odznaczały się delikatnie cienie niewyspania. 
Przyglądał się sobie bardzo krytycznie. Zdawał sobie sprawę, iż ma opinię przystojnego osobnika, wielokrotnie przecież słyszał na ten temat pozytywne komentarze, ale... Na litość, w Hogwarcie wszystkie uczennice, które tylko zaczęły się interesować płcią przeciwną, szalały za Danielem, nie za nim! Nie, pomyślał, przemywając twarz zimną wodą. Wyprostował się, zaciskając mocno ręce. Zgadzał się z tym, że mógł się podobać, ale przecież nie był nawet w najmniejszym stopniu dobrym kandydatem do lokowania uczuć! Przynajmniej w jego opinii. Jego przeszłość nie była pilnie strzeżoną tajemnicą, a gdyby któraś kobieta wczytała się w nią dokładnie, bardzo wnikliwie...uciekłaby po chwili, przeraźliwie krzycząc. Granger wiedziała o nim więcej niż chciałby żeby wiedziała, a mimo to... 
Odetchnął głęboko, próbując się uspokoić. Więc to dlatego. Dlatego chciała z nim rozmawiać, dlatego chciała spędzać z nim jak najwięcej czasu, dlatego się o niego martwiła, dlatego tyle razy czekała na niego jak wracał ze spotkań z Voldemortem. Tym samym człowiekiem, który teraz zachwycał się miłością, to było niepojęte. Dlatego się nim interesowała, dlatego tak na niego patrzyła... Ona była w nim po prostu zakochana.
Nie, skarcił się w myślach. To niemożliwe. Niewykonalne. Jak ona mogłaby się w nim zakochać?! Owszem, był przystojny, wysoki, męski, inteligentny, ale przecież... Wszak wiedziała jak bardzo zniszczone jest jego ciało. Jakim jest człowiekiem, co robił...  Jeżeli się w nim zakochała to musiała zupełnie stracić rozum. 
Przetarł oczy, oddychając powoli, równomiernie. Puls zwolnił odrobinę. W myślach z prędkością światła przemykały mu sceny z Hermioną z okresu ostatnich kilku miesięcy. Jak była przestraszona, gdy mówiła mu o tym, że przeczytała list do niego od Lily. Już wtedy musiała coś do niego czuć, w innym wypadku nie rzuciłaby się do pomocy... Jak pomagała ratować mu życie wraz z Danielem i Harrym. Jak interesowała się tym jak on się czuje... Jak z nim rozmawiała... Jak widział ją nieprzytomną, leżącą na korytarzu w Ministerstwie... Jak przyszła do niego zapłakana...załamana śmiercią rodziców... 
Jak mógł być tak ślepy? Jak mógł to zauważyć dopiero po tylu miesiącach?
A może po prostu mu się coś uroiło?
Raz jeszcze spojrzał w lustro. Starał się uchwycić którąkolwiek ze swoich myśli, ale one wszystkie były już gdzieś daleko, w jakimś niedostępnym zakamarku jego umysłu. 
Przeczesał dłonią włosy, a następnie poprawił muchę. Zaczerpnął głośno powietrza i wyszedł z łazienki. Tam już czekało kilku nieco zniecierpliwionych panów. Minął ich bez słowa, kierując się w stronę swojego stołu. Skończyła się już ostatnia kategoria Quizu i właśnie przed chwilą ogłoszono zwycięzców. Aż tak długo siedział w tej łazience? 
Hermiona, Alaya, Daniel i wszyscy inni przy stole trzymali w rękach takie same, przewiązane mieniącym się w świetle srebrnym papierem ozdobnym paczki. 
- Wygraliśmy - powiedziała radośnie Hermiona, podając mu prezent przeznaczony dla niego.
- Cudownie - stwierdził beznamiętnie, odkładając pakunek na swoje krzesło i wyciągając prawą dłoń do Hermiony. - Masz może ochotę zatańczyć, Granger?
Dziewczyna o mało nie upuściła diamentu z rąk. To właśnie kilogramowe diamenty o szlifie brylantowym były upominkiem. 

Wcisnęła kamień do torebki, uśmiechnęła się promiennie i ujęła jego dłoń. Zanim pociągnął ją w stronę parkietu, zdążyła zauważyć zdumione spojrzenie Daniela i zaintrygowane Alayi. 
Jakiś zespół grał właśnie spokojniejszą, o wiele wolniejszą od wszystkich poprzednich, melodię. Wokalista miał bardzo przyjemny, ciepły i dźwięczny głos. Severus jedną rękę splótł z jej palcami, a drugą ułożył na jej talii. Od jego dotyku i bliskości zrobiło się jej gorąco. Może to przez wszechobecne świecidełka, serpentyny, balony i inne ozdoby, może to przez ten dym i tłum wokół kręciło się jej w głowie. Albo to przez zapach jego perfum...
Stwierdziła w myślach, że jest naprawdę idealnym tancerzem. Doskonale wyczuwał rytm i ruchy partnerki. Kierował zdecydowanie, ale nie zbyt mocno. Czuła się przy nim tak dobrze i bezpiecznie, że ledwie dostrzegała otoczenie. Przysunęła się do niego maksymalnie tak, by nie krępować ruchów. 
Co mu się stało, że zdecydował się poprosić ją do tańca? Cokolwiek to było, już się jej podobało. Poczuła się odrobinę speszona, gdy unosząc na niego wzrok dostrzegła, że on cały czas przyglądał się jej. Bardzo uważnie, wnikliwie, jakby coś intensywnie analizując w myślach. Myśl, myśl, pomyślała Hermiona. Uniósł rękę do góry, obracając nią do rytmu. Jej sukienka wirowała delikatnie, a w kolorowym świetle włosy błyszczały, świecąc brokatowym połyskiem. Zacisnęła palce na jego barku, wpatrując się w sufit, z którego wciąż nieustannie rozsypywały się błyskotki. Można było z pełnym przekonaniem przyznać, iż Najwyższa Rada Mistrzów potrafi zorganizować porządne przyjęcie. W tej sukience, z tak piękną biżuterią, trzymana przez Severusa, Hermiona czuła się jakby była częścią tej społeczności wyższych sfer. Jakby była tak samo ważna. Spojrzała raz jeszcze na bruneta, a ich oczy znów się spotkały. Uśmiechnęła się, pokazując rząd białych zębów. Wszystko w jej odczuciu zmierzało w dobrym kierunku. Ona powoli zaczynała radzić sobie ze swoją sytuacją coraz lepiej, Severus zwracał na nią uwagę, a Daniel i Alaya mogli znów być razem. Zawsze starała się szukać pozytywów. Jasnych światełek, które przy odrobinie wysiłku można było znaleźć nawet w najciemniejszych mrokach i które można było wykorzystać do oświetlenia sobie drogi. Wiedziała, że ma w sobie wiele siły, którą z mniejszym lub większym trudem, uda się jej wydobyć. Nie groziło jej utonięcie, a w razie niebezpieczeństwa...przystań była niedaleko. 
Instynktownie wyczuwali nawzajem kolejne swoje posunięcia, dzięki czemu wspólny taniec nie mógł być niczym innym jak tylko przyjemnością. Severus podniósł ją, wykonując piruet. Starał się upewnić czy jego wrażenie było słuszne. Im dłużej przyglądał się Hermionie, jej spojrzeniu, tym wyraźniej widział uczucie, którego nie widział nfffod wielu lat. Wyglądała naprawdę pięknie. Kwitnąco, radośnie i tak świeżo. Gdy melodia zwolniła, Hermiona przysunęła się do niego, nieśmiało podsuwając podbródek do jego barku, aż poczuł intensywnie różany zapach jej odżywki do włosów. 
W pewnym stopniu czuł się zdezorientowany. Zszokowany? To chyba dobre określenie do sytuacji, gdy nauczyciel orientuje się, iż jest obiektem uczuć uczennicy. On jednak wiedział, iż wcale nie był po prostu nauczycielem i Hermiona nie była po prostu uczennicą. Nagle uśmiechnęła się do niego, jakby wiedziała o czym myślał. Może jej umiejętności w leglimencji były bardziej rozwinięte niż przypuszczał? Maił teraz w umyśle taki mętlik, że nie zdziwiłby się gdyby chwilowo osłabiła się przez to jego oklumencja. Odnotował w pamięci, by porozmawiać o całej sprawie z Danielem, gdy obaj już dojdą do siebie. Noc okazała się pełna wrażeń dla jednego i drugiego. 
Gdy skończyła się piosenka, Hermiona przytrzymała Severusa za rękę, żeby nawet nie pomyślał o ucieczce z parkietu. Na scenę znów weszła kobieta w sukni z pereł. 
Poprzednia melodia podobała się Snape'owi o wiele bardziej. Nawet nie wiedział jak się tańczy do czegoś takiego. A z pewnością nie zamierzał tak się wyginać jak robiła to właśnie znakomita większość gości. Hermiona wydawała się rozbawiona jego zdegustowaną miną. 
- Granger... - zaczął.
- Oh, chyba się pan nie pochoruje, chociaż raz w roku trochę się rozluźniając? - zaśmiała się.
Uśmiechnął się złośliwie i nachylił się do niej.
- Szpiedzy się nie rozluźniają - szepnął jej do ucha. 
- Wiedziałam - zerknęła wymownie w sufit.
Oparła dłonie o jego ramiona, wijąc się do taktu. Severus natomiast stal dość sztywno, nasłuchując słów piosenki. Już po chwili pożałował, że je poznał. 
Hermiona znów roześmiała się, widząc jego wyraz twarzy. Ona sama bawiła się bardzo dobrze, nawet odrobinę podśpiewując pod nosem. Stali praktycznie pośrodku sali, w największym tłoku. Co chwilę ktoś na nich wpadał, ktoś potrącał, a ktoś inny próbował się przecisnąć, a od głośności można było ogłuchnąć, ale były to tylko niewiele znaczące szczegóły, na które zwrócił uwagę tylko on. 
W zaintrygowaniu przyglądał się jak Hermiona doskonale się bawi, dopasowując swoje ruchy do muzyki, o ile można to było nazwać muzyką, w jego opinii nie bardzo. W pewnym momencie pociągnęła go głębiej w jeszcze większy tłum, gdzie co sekundę ktoś mu nadeptywał na nogi, a ktoś inny krzyczał do ucha, podśpiewując piosenkę. Czuł się jakby był pomiędzy dzikimi zwierzętami, które trochę za dużo wypiły. Tracąc na chwilę czujność, można było się nabawić jakiejś kontuzji. 
W pewnym momencie ktoś z tyłu stracił kontrolę na swoim tańcem, wpadł na Severusa, popychając go przodu. Przez to on przesunął się gwałtownie w stronę Hermiony i musiał się jej przytrzymać, by nie polecieć w którymś kierunku. Zacisnęła mocniej rękę na jego ramieniu i uśmiechnęła się.
Właśnie wybiła pierwsza w nocy.
- Nie chce ci się pić, Granger? - zapytał kiedy piosenka się skończyła.
Przytaknęła, więc zeszli z parkietu, kierując się do baru. Nim tam doszli, muzyka ucichła, a wszystkich gości zaproszono na pokaz fajerwerków.

Kajusz wyjątkowo lubił ten gabinet na drugim piętrze. Z balkonu roztaczał się widok na część zadbanego ogrodu. W pewnym stopniu tęsknił za tym miejscem. Lecz podjął taką, a nie inną decyzję i nie zamierzał już zawracać z obranej ścieżki. Choćby miał podążać do celu samotnie. Uśmiechnął się delikatnie. Cieszył się, że miejsce drogie jego sercu tętniło życiem i pięknem. Być może... kiedyś... znów...
Przyszłość. Tak wielkie nadzieje w niej pokładał! 
Przeszedł na kraniec pomieszczenia, odsunął kotarę i otworzył drzwi balkonowe. Wyszedł powoli na zewnątrz i odetchnął głęboko. Powietrze tak wspaniale pachniało! Nadzieją. 
Świecidełka, którymi przystrojone były krzewy i drzewa kojarzyły mu się ze świetlikami. Gdzieś tam w oddali widać było centrum Rzymu. To miasto, jego miasto. To samo, w którym się urodził, ale nie takie samo. Zdecydowanie nie. Nie miał problemów z akceptowaniem zmieniającej się rzeczywistości, wręcz przeciwnie. Zmiany, rozwój...to wszystko go fascynowało. Ciągle wyglądał w przyszłość, w podekscytowaniu wypatrując kolejnych, nowych możliwości. Każdą z nich zawsze wykorzystywał do maksimum.
Zacisnął mocniej dłoń na pełnym szampana kieliszku, a drugą poprawił czarną muszkę. Zawsze dbał nawet o najdrobniejszy szczegół swojego ubioru. Wszystko zawsze musiało byś eleganckie, gustowne, wysmakowane i piękne. Nie było w tym sztuczności ani przesady, taka już była jego natura. Westchnął raz jeszcze. Ogromny tłum gości z każdą chwilą zagęszczał się coraz bardziej w ogrodzie. Dojrzał swoich braci i zaśmiał się na widok miny Antoniusza, który najwyraźniej miał już stanowczo dość rozgadania najmłodszego brata. Zauważył też Sauvage'a, do którego tuliła się żona. Miała naprawdę piękną, niebieską sukienkę. Zawsze gdy zerkał w stronę tej dwójki było mu w pewien sposób żal Marka. Był bardziej zakochany niż byłby to w stanie przyznać, a obiekt jego uczuć był dla niego zupełnie niedostępny w zasięgu jego ręki, ale nie w taki sposób, w jaki Dent by tego chciał. C'est la vie.
Przygładził jasne kosmyki i pokręcił lekko głową. Zawsze łatwo się zachwycał. Potrafił docenić piękno jak mało kto inny. A tym pałacu...w swoim pałacu...czuł się lepiej niż gdziekolwiek indziej. Tutaj jego życie zawsze mknęło spokojnym, zdrowym rytmem. Inaczej niż teraz. Teraz miał wrażenie, że jest jedynym pasażerem w jadącym z rozszalałą prędkością pociągu, którym próbował kierować. Musiał tak bardzo uważać, żeby go nie wykoleić na tej długiej trasie.
Uniósł kieliszek do ust, ale już chwilę potem z powrotem go opuścił. Wyciągnął z kieszonki niewielki kamień w kolorze mleka, z niewielkimi przezroczystymi miejscami. Gdy się go pocierało, w środku zapalał się mały, zielony płomyk. Zielone światełko. Symbol jego wielkich nadziei. Zapatrzył się w nie, oddalając się myślami. 
Z zamyślenia wyrwał go dopiero pierwszy huk wystrzelonych fajerwerków. Schował kamyk do kieszeni, a następnie wyprostował się i odwrócił. Na widok Marka, który właśnie wszedł do środka, przybrał jeden z tych swoich najbardziej ujmujących uśmiechów. Uniósł kieliszek do toastu dokładnie w chwili gdy za jego plecami niebo rozświetliły setki kolorowych świateł.
- Za przyszłość - powiedział cicho.
Alea iacta est.

- Coś cudownego! - zawoła Hermiona.
Severus prychnął. Nie widział w tych barwnych światłach niczego nadzwyczajnego. Owszem, było ich bardzo dużo i układały się w wymyślne esy floresy, ale czy to był już powód do zachwytu? W jego opinii nie. Mimo to, uważał, że była to całkiem dobra atrakcja. Gdy tylko pokaz się skończył, muzyka rozbrzmiała jeszcze głośniej niż wcześniej i goście pośpieszyli na parkiet. On z Hermioną właśnie przechodzili przez salę bankietową. Kilka metrów przed dni szli Daniel z Alayą. Severus zupełnie nie nadążał za tym, co się działo tej nocy z jego przyjacielem. Teraz ten w niczym nie przypominał przestraszonego zająca, raczej lwa w trakcie polowania. Jakby ktoś mu zaaplikował wielki zastrzyk energii i pewności. Wyglądał teraz dokładnie tak jak zawsze widzieli go inni: silny mężczyzna, z którego wręcz promieniowała magiczna potęga. 
Na scenie śpiewał właśnie wysoki brunet w śmiesznych okularach, ubrany w spodnie i marynarkę w biało-czarne paski. Wokół niego tańczyło kilka tancerek w cielistej bieliźnie. Severus zdecydowanie nie miał ochoty wracać na parkiet, na co zapewne miała ochotę Hermiona. Jednak w tamtej chwili przyglądała się przejściom do innych korytarzy i pomieszczeń. 
- Ciekawe co tam jest - mruknęła.
- Najlepiej chodźmy zobaczyć - stwierdził Severus, a następnie pociągnął ją ze sobą w tamtym kierunku.
Wszystko było lepsze od ponownego narażania zdrowia i życia w tym czymś, co ludzie tutaj uważali za taniec. Przeszli bocznymi przejściami, by uniknąć największych tłoków, aż znaleźli się w ogromnej sali wejściowej. Severus czuł się dość nieswojo, trzymając ją za rękę toteż puścił ją gdy tylko zdał sobie sprawę z tego, że wciąż ją trzyma, chociaż stali w miejscu. Ona zaśmiała się, najwyraźniej rozbawiona jego zmieszaniem. Po chwili zastanowienia zdecydowali się wejść na górę po szerokich, marmurowych schodach o niezwykle precyzyjnie wyrzeźbionych poręczach, w które wpleciono dodatkowo serpentyny i balony. Przynajmniej tutaj nic nie obrzucało ich brokatem. Korytarz na pierwszym piętrze był równie barwnie przystrojony co wszystkie pomieszczenia na dole. Podłogę pokrywał krwistoczerwony dywan, a obite lśniącymi, płytami z ciemnego drewna ściany, ozdabiały obrazy. Monet, Rembrandt, Renoir, Vermeer... Hermiona zatrzymała się przy Ogrodzie w Saint-Adresse.
- To takie piękne - westchnęła. - Chociaż wolę obrazy Daniela...są bardziej szczegółowe. 
- Podoba ci się przyjęcie, Granger? - spytał.
- Oh, bardzo! Czuję się jak w jakimś bajowym śnie. 
Uśmiechnęła się promiennie, przechodząc dalej, by przyjrzeć się innym płótnom. 
Severus szedł za nią, co jakąś chwilę zerkając od niechcenia na któryś obraz. Jego myśli były teraz zbyt zaabsorbowane czym innym, by zachwycać się malarstwem. Patrzył na nią, zastanawiając się czy i jak to możliwe, żeby taka dziewczyna się w nim zakochała. Nawet nie chodziło o to, że był dziewiętnaście lat starszy, to nie było nic niezwykłego, szczególnie wśród par czarodziejów, ale chodziło o to kim jest. 
Nie uważał się za dobrą partię, a już szczególnie nie dla tak młodej, dobrej i bardzo idealistycznie nastawionej do świata osoby jaką była Hermiona. Jednak...a jednak ona musiała uważać inaczej, skoro już od dłuższego czasu bardzo do niego lgnęła. Najgorsze w tym wszystkim wydawało mu się to, że nie mógłby powiedzieć, że nie sprawia mu przyjemności przebywanie z nią. To znaczy, mógłby, ale byłoby to kłamstwo.
Odwróciła się przez ramię, pokazując w uśmiechu równe, białe zęby. Przypomniało mu się jak kilka lat wcześniej podczas jakiś sprzeczki pomiędzy Harry, a Draconem i jego przyjaciółmi ktoś trafił Hermionę zaklęciem powiększającym przez co jej i tak już wyrośnięte siekacze zaczęły sięgać brody. Powiedział wtedy, że nie widzi żadnej różnicy, na co Hermiona pobiegła z płaczem do Skrzydła Szpitalnego. Mimo wszystko ten incydent wyszedł jej zębom na dobre.
Na wszystkie kociołki o grubych i cienkich denkach, jak mógł wcześniej nie zauważyć? Jak mógł nie zauważyć, że Hermiona Granger...najlepsza uczennica na roku... Stop, uspokoił się w myślach. Będzie musiał to wszystko bardzo dokładnie przeanalizować i gruntownie przemyśleć, ale nie tutaj i nie teraz. I nie przy Hermionie. 
Korytarz, w który weszli kończył się wielkimi, dębowymi drzwiami. Oczywiście to jemu jako silnemu osobnikowi płci brzydkiej przypadł zaszczyt otworzenia ich, za nimi znajdowała się ogromna biblioteka. Severus i Hermiona spojrzeli na siebie, oboje pozytywnie zaskoczeni. Przejście za nimi zatrzasnęło się z głośnym hukiem. Kilkumetrowe ściany od posadzki po sam sufit pokrywały zastawione księgami półki. Gdzieniegdzie poustawiano drewniane drabiny, skórzane fotele i ławy. Hermiona wbiegła na środek i okręciła się wokół.
- Nawet nie wiem od którego miejsca zacząć! Tyle tu książek!
Severus podszedł do najbliższego regału. Traf chciał, że właśnie i tam ulokowano tytuły, które mogły go zainteresować. Alchemia przez wieki. Tajemnice alchemików. Początki Alchemii. Czarna Magia w Alchemii i wiele innych. W końcu wybrał Największe wyzwania alchemii, zajął miejsce w jednym z foteli i otworzył księgę. Hermiona przyglądała mu się przez kilka minut. We włosach wciąż błyszczały mu drobinki brokatu, których nie mógł strzepnąć, a wokół kołnierzyka zaplątało się kilka nitek małych serpentyn. W smokingu wyglądał jeszcze lepiej niż w czarnej szacie, którą zwykle nosił w Hogwarcie. Być może była w tym zasługa pewnej ilości alkoholu (niewielkiej, ale jednak), którą wypiła, w tym, że czuła się szczęśliwa. Ta noc mogłaby się w ogóle nie kończyć. Jednakże Hermiona wiedziała, iż w radosnych chwilach nie zauważa się jak szybko czas upływa. Wydawało się jakby miał zwyczaj złośliwie przyspieszać. 
Uśmiechnęła się z uczuciem, a następnie zaczęła przechadzać się po bibliotece, przyglądając się różnym tytułom książek. Księgozbiór był naprawdę imponujący. Powierzchnia pomieszczania była kilkukrotnie większa o tej, którą zajmowała biblioteka szkolna w Hogwarcie. Ta była również o wiele piękniejsza. Wszystkie półki były dokładnie wyrzeźbione, z wielką dbałością o szczegóły, w wielu miejscach przyozdobione złotymi elementami. Z sufitu zwisały dokładnie takie same jak w innych miejscach, kryształowe żyrandole, mieniące się w świetle cudownymi kolorami niczym wielobarwną tęczą. 
Przeszła się wzdłuż jednej ze ścian, przejeżdżając dłonią po grzbietach ksiąg. Uwielbiała ten zapach książek. Zapach wiedzy, która tylko czekała, by ją przyswoić. Przystanęła, gdy w oczy rzucił się jej enigmatyczny tytuł: Magia - ale o co właściwie chodzi?. Okazało się, że był to zbiór anegdot najpopularniejszych czarodziejów. Odłożyła wolumin z powrotem na półkę. Najśmieszniejsze zaklęcia; Abracadabra czy Avada Kedavra? Umrzesz ze śmiechu! Powstrzymała chichot i rozejrzała się za jakąś bardziej interesującą lekturą. Trolle, czy jest z nich jakiś pożytek? Nie, odpada. Wilki i wilkołaki. Nie. Jak oswoić chimerę. Bardziej by się przydało coś o tym jak oswoić nietoperza, pomyślała. A może... Dostrzegła dział z książkami medycznymi, który niestety znajdował się bardzo wysoko. Podeszła powoli do drabiny, a następnie, bardzo mocno się trzymając, zaczęła wchodzić po szczebelkach. W tak wysokich butach było to wyjątkowo trudne. 
- Oj - mruknęła, gdy na trzydziestym szczeblu jej noga delikatnie się obsunęła.
Severus przerwał czytanie i od niechcenia zerknął w jej stronę. O mało nie upuścił trzymanej w dłoni książki.
- Granger!
Hermiona prawie podskoczyła, w ostatniej chwili łapiąc się regału.
- Co ty wyprawiasz? Złaź stamtąd natychmiast! - zawołał.
Odłożył książkę na stolik i podbiegł pod drabinę. Hermiona nic sobie nie zrobiła  z jego polecenia.
- Za chwilę - odrzekła tylko.
- Granger, zejdź bo spadniesz, złamiesz sobie kręgosłup, a wina spadnie na mnie.
Zachichotała, wspinając się bardzo ostrożnie coraz wyżej. Po kilkunastu minutach znalazła się przy dziale medycyny. Gdy zaklęcia zawodzą. Nie, nie. Jak łączyć medycynę mugolską z czarodziejską dla najlepszych efektów. Ciekawe, ale nie. Skalpel czy różdżka? Czyli o tym dlaczego na sale operacyjne nie wnosimy różdżek. To nie tego szukała.  W końcu dostrzegła tytuł księgi, który brzmiał bardzo obiecująco: Układ nerwowy. Choroby i leczenie. Znajdowała się poza zasięgiem jej dłoni. Westchnęła, rozglądając się bezradnie wokół. Przytrzymując się drabiny, przeniosła stopy ze szczebelków na wolną powierzchnię regału kilka półek niżej. Severus już miał wyrazić swoją dezaprobatę do takiego działania, ale zrezygnował, stwierdziwszy, iż lepiej jej nie dekoncentrować. Hermiona zacisnęła usta, starając się sięgnąć prawą dłonią po ów księgę, ale wciąż była zbyt daleko. Nie patrząc w dół, przesunęła się kilkadziesiąt centymetrów dalej. Wychyliła się najmocniej jak mogła. Opuszkami palców udało jej się odrobinę wysunąć książkę. Jedna noga zsunęła jej się z półki.
- Oh!
- Hermiona!
Zamiast poprosić go o pomoc to ta wspinała się w szpilkach po drabinie! Severus patrzył na to wszystko z szybko bijącym sercem
Chwila, czy on właśnie powiedział: Hermiona?
Dziewczyna, starając się odzyskać w miarę pewne położenie, straciła równowagę, całkowicie zsuwając się w dół. Severus momentalnie ustawił się w taki sposób, by ją złapać.
Hermiona miała wrażenie jakby słyszała dokładnie każde uderzenie swojego serca, które w tej chwili znajdowało się gdzieś w okolicy gardła. Przynajmniej tak się jej wydawało. Trzymał ją bardzo mocno, pewnie. Owinęła ramiona wokół jego szyi, by było mu trochę lżej. Czuła się przy nim taka bezpieczna! Zaśmiała się krótko, przebiegając wzrokiem po jego ramionach, koszuli, zatrzymując na twarzy. Patrzył na nią. Trochę inaczej. A może znacząco inaczej? Nie potrafiła tego ocenić, ale z pewnością nie tak jak do tej pory. Bardziej intensywnie? Możliwe. Zawsze był taki skoncentrowany, teraz też wyglądał, jakby analizował coś w myślach, starając się dość do jakichkolwiek konkretnych wniosków. Uniosła delikatnie kąciki ust w nieśmiałym uśmiechu. Wciąż patrzyła mu w oczy, czując, że tylko to złączone spojrzenie powstrzymuje go przed postawieniem jej na ziemię. Przygryzł lekko usta, a ona drgnęła jakby nagle przebiegł przez jej ciało przyjemny dreszcz. Przez te wpatrzone w nią z napięciem czarne tęczówki zakręciło się jej w głosie, jak dobrze, że trzymał ją na rękach. Mogłoby już tak zostać, nie miała absolutnie nic przeciwko. Mógłby dojrzeć wreszcie jak bardzo był dla niej ważny i jakie uczucia w niej wzbudzał. A może już dojrzał i stąd to nieco odmienne zachowanie? Na tę myśl uśmiechnęła się radośnie i przytaknęła, bezgłośnie mówiąc: Tak, kocham cię.
On tymczasem czuł się zupełnie zdezorientowany, jakby jakiś jego wewnętrzny kompas znalazł się zbyt blisko magnesu i nie mógł już poprawnie wskazywać kierunku. Uśmiechała się do niego tak ciepło, z takim uczuciem. I co on miał teraz z tym wszystkim zrobić? Miał wrażenie jakby patrzył na zupełnie inną osobę, a nie tę pannę Granger, którą znał od pięciu lat. Może po prostu nigdy jej się dobrze nie przyjrzał. Nie na tyle wnikliwie, by ją poznać. 
Przymknęła na moment oczy, opierając się o jego bark. Czuć było od niego te męskie perfumy, których zapach tak bardzo jej się podobał. Żadne z nich nie potrafiło ocenić jak długo tak trawli w ciszy, równie dobrze mogły to być minuty jak i długie godziny. 
Odzyskawszy już w pełni kontrolę nad swoimi myślami, Severus postawił delikatnie Hermionę na ziemię. 
- Dziękuję - powiedziała, otrzepując sobie sukienkę i poprawiając ułożenie ramiączka.
- Trzeba mnie było poprosić o pomoc - mruknął.
- Nie chciałam panu przerywać czytania.
- Oj, Granger - westchnął.
Podszedł do drabiny, zerkając w górę. Zauważył wtedy nazwę działu, w którym szukała Hermiona.
- Medycyna? - uniósł nieznacznie brwi. - Którą książkę chciałaś?
- Tę o...- zawahała się. - Wysunęłam ją trochę z półki...
Chociaż już sporo wypił, nie miał problemu z zachowaniem równowagi wspinając się po szczeblach na górę. Gdy dotarł w odpowiednie miejsce, sięgnięcie po tę konkretną książkę nie sprawiło mu trudności. Bardzo się zdziwił, widząc jej tytuł. Interesowała się tą tematyką z jego powodu...?
Schował książkę pod pachę i ostrożnie zszedł na dół.
- Jak chcesz się czegoś dowiedzieć o medycynie to porozmawiaj z Alayą, jest lekarzem - powiedział, podając jej książkę. 
- Oh, na pewno to zrobię.
- W tym kierunku zamierzasz iść? - zapytał, mając na myśli medycynę. 
- Jeszcze nie wiem...być może - odrzekła z tajemniczym uśmiechem.
Patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę. Severus westchnął, przenosząc wzrok na bogato zdobiony sufit. Ktoś musiał spędzić mnóstwo czasu, projektując to miejsce. 
- Chyba powinniśmy już iść.
- O, nie - zaprotestowała. - Dopiero przyszliśmy!
W doskonałym humorze pobiegła wgłąb biblioteki w poszukiwaniu kolejnych fascynujących lektur. Miło było widzieć ją w lepszym nastroju.


Alaya przytuliła się mocniej do męża, przymykając jednocześnie powieki. Czuła się niesamowicie spokojna, jakby po długim okresie życia w lęku, odnalazła ukojenie. Chwilową błogość. W tej chwili nie musiała przejmować się niebezpieczeństwami, czyhającymi na nich z każdej możliwej strony. Bardzo, naprawdę bardzo starała się nie myśleć o wszystkich wydarzeniach z ostatnich miesięcy, prowadzącymi do kolejnych pytań poszlakami, mnożącymi się w szaleńczym tempie zagadkami i zbliżającymi się problemami. Ale nie była w stanie o tym nie myśleć. Szczególnie teraz, właśnie w tej chwili. Widziała stojące przed nią wyzwanie i z bardzo bała się czy zdoła zrobić wszystko, co będzie w jej mocy. Czy nie popełni jakiegoś błędu., o który było przecież tak łatwo. Zacisnęła dłonie na jego ramionach. Tak bardzo potrzebowała Daniela, tak bardzo on potrzebował jej. Była o wiele od niego słabsza. Nie chodziło oczywiście o siłę fizyczną, a psychiczną. Nie była słaba, ale w porównaniu z nim czuła się jak porcelanowa figurka. Nie poddawała się tylko w wyjątkowych sytuacjach, gdy była czegoś bardzo ciekawa lub gdy szczególnie jej na czymś zależało. A na nikim nie zależało jej tak bardzo jak na nim. Nie było takiej rzeczy, której by nie zrobiła, żeby... Zacisnęła mocniej oczy, nie chcąc wypuścić łez. Niczego nie zaczynali od początku. To była kontynuacja. 
Było już po trzeciej nad ranem, część gości szykowała się już do opuszczenia przyjęcia, większość rozmawiała czy to przy stolikach czy to przy barze. Najbardziej wytrwali wciąż byli na parkiecie. Artyści zmienili odrobinę repertuar, na nieco mniej skoczne piosenki. Ona i Daniel tańczyli przytuleni do siebie, gdzieś z brzegu sali, gdzie nie było dużego tłoku. Ala nie czuła się senna, ale miała wrażenie, że gdyby się w tej chwili położyła to zasnęłaby w przeciągu kilkunastu sekund. Jakże to by było piękne, gdyby mogli teraz tak po prostu zasnąć..ale to jeszcze nie był na to czas. To nie był odpowiedni moment. Czekała ich (i nie tylko ich) długa i wycieńczająca walka, która mogła zniszczyć wszystko. Albo wszystko oprócz więzi...bo przecież nie można było odebrać ludziom uczuć...prawda?
Daniel nachylił się delikatnie, szepcząc jej do ucha dwa słowa. Kocham cię. Uśmiechnęła się, nadal nie otwierając oczu. Poczuła jak jego dłonie przesuwają się w dół jej pleców. Och, właściwie to mogliby już stąd iść. Nie miała nic przeciwko temu, by znaleźć się nagle w sypialni. Chociaż wcale nie musiała to być sypialnia... Miękkie podłoże? Niekoniecznie. Żeby po prostu byli sami. 
Wciąż znajdowali się w centrum zainteresowania fotoreporterów, którzy obserwowali ich z aparatami w pogotowiu, oczekując na kolejny pokaz namiętnych uczuć. Mark również im się przyglądał. Stał w oddali, popijając bezwiednie kieliszek za kieliszkiem jakiegoś trunku, którego nazwy nawet nie pamiętał. Ale był dobry, to wystarczało. Kłębiły się w nim emocje, które kontrolował w znakomity sposób. Nie mógł jednak udawać, że ich nie ma. Nie przed samym sobą. Przez pewien czas naprawdę wierzył w to, że udało mu się zająć miejsce Daniela. Miejsce, które od osiemnastego roku życia uważał za swoje własne. Należne mu. Jakby Sauvage podstępnie i niezgodnie z prawem je tylko zabrał. Przywłaszczył sobie bezpodstawnie na jakiś okres. Tymczasem wszystko wskazywało na to, że owe miejsce nigdy nie było Denta. Nikt go na nim nie chciał. Był dobry tylko do seksu gdy męża nie było w pobliżu bo był zbyt zajęty sam sobą? Do tego się nadawał? Tak mocno zacisnął dłoń na kieliszku, że ten pękł, raniąc jego skórę. W ogóle się tym nie przejął. Myślał, że już jest u celu, tak blisko spełnienia swoich marzeń. Czy to możliwe, by były już za nim? Nieuchwytne i niemożliwe do realizacji? Rozpływające się w smutny niebyt wspomnień, o których nikt nie chciałby pamiętać, by oszczędzić sobie bólu? Wciąż brnął w przyszłość z nieustannym wrażeniem, że zatraca się w przeszłości. Chociaż dokonana i tak daleka, była jednocześnie tuż obok. 
Cóż takiego zrobił źle? Gdzie popełnił błąd? Owszem, zwlekał...zbyt długo zwlekał... Ale nie miał wtedy nawet dwudziestu lat! Nastoletnia nieśmiałość, która ogarniała go na samą myśl o tej pięknej dziewczynie, którą obserwował całymi dniami, zbierając w sobie odwagę do działania, zbyt długo go hamowała. Czy to naprawdę było takie ważne? Nie żył uczuciami, ale były takie chwile, w których nie potrafił i nawet nie chciał skupiać się na czymś innym. Chwile. Miał zbyt wiele zajęć, zbyt wiele trudnych zadań, by pozwalać sobie na dłuższe kontemplacje wciąż żywych pragnień. Wspaniała sztuka, reżyserze, ale czy wszystko przebiega zgodnie z twoim scenariuszem?
Kiedy Daniel i Alaya wrócili do stolika, pozostali goście pogrążeni byli w dyskusji o giełdzie. Naprawdę nie mieli lepszych tematów o tej porze? Wąsaty jegomość w przyciasnym smokingu chrapał cicho. Jego głowa opierała się o prawy bark, a okulary zwisały z nosa. Uśmiechał się, jakby śniło mu się coś przyjemnego. Tymczasem Cody wychwalał kociołki o grubych denkach jako doskonałą inwestycję, ceny ich akcji wciąż pięły w górę. 
- A co sądzisz o miotłach dalekobieżnych? - spytał go jeden z mężczyzn. 
- Nie ryzykowałbym - odparł Leonard po chwili namysłu.  - Ludzie wolą teleportację od kilkugodzinnego siedzenia na kiju od szczotki. 
- To niezbyt wygodne - wtrącił ktoś.
- I nogi drętwieją.
- Nie tylko nogi - zaśmiał się Cody. - W każdym razie polecam zainteresowanie się innymi sektorami. Waluty to dobry wybór, ale ogólnie, żeby grać na giełdzie trzeba mieć nerwy ze stali i sporo szczęścia. Nigdy nie interesowałeś się inwestowaniem na giełdzie, Sauvage? - zwrócił się do Daniela.
- Nie specjalnie - odpowiedział, nalewając sobie wina. - Wolę pracować z kociołkami niż kupować ich akcje. 
- Nie wszyscy są tak utalentowani. 
Cody przeciągnął się i ziewnął.
- Cóż, życie nie jest sprawiedliwe - wesoło stwierdził Sauvage.
- Ha! Taki ktoś jak ty może o tym mówić ze śmiechem, ale inni...
Alaya odwróciła się przez ramię, by ukryć smutną minę. Jak zawsze, wszyscy sądzili, że Daniel miał cudowne, beztroskie, wręcz bajkowe życie. Pozbawione problemów, a za to wypełnione przyjemnościami i pieniędzmi. Poza kwestią finansową, takie opinie znacząco odbiegały od rzeczywistości. Odbierali go jako innego człowieka niż naprawdę był. Tak jednak było od zawsze. Doskonale pamiętała jak traktowali go jego rodzice. Ojciec, który wychowywał go na naukowca, zawsze widział tylko to, co chciał widzieć. I matka, która niczego widzieć nie chciała. 
- Ala?
Daniel podał jej napełniony winem kieliszek. Jego oczy błyszczały, cały wydawał się promieniować szczęściem. Uśmiechnęła się do niego i zapatrzyła się w kolor napoju. Być może to już skrzywienie zawodowe, ale barwa tego trunku przypominała jej krew. Gdy odwróciła się raz jeszcze, dostrzegła idących w tę stronę Severusa z Hermioną. Oboje sprawiali wrażenie zadowolonych.
- Jak się czujesz? - zapytał Severus Daniela gdy zajął swoje miejsce obok niego.
- Dobrze - odparł automatycznie. - Gdzie byliście?
- W bibliotece - powiedzieli jednocześnie.
Dziewczyna  zakryła dłonią usta, powstrzymując śmiech. Daniel spojrzał na nią jakby nagle sobie o czymś przypominając. Szepnął coś do żony, wstał,  a następnie zwrócił się do Hermiony:
- Hermiono, zdałem sobie właśnie sprawę z tego, że jeszcze cię tego dnia nie poprosiłem do tańca.
Severus cieszył się w duchu, że nie musiał już wracać na parkiet. Nawet pomimo tego, że teraz nie było to już tak niebezpieczne miejsce. Przez chwilę obserwował Alayę, czekając na jakiś jej ruch czy gest, ale ona wpatrywała się dziwnie smutnym wzorkiem w zawartość swojego kieliszka. Napiła się w końcu, wyprostowała i odetchnęła głęboko. Musiała wyczuć spojrzenie Severusa bo po kilku minutach zerknęła na niego i minimalnie uniosła kąciki ust, bardziej w smutku niż uśmiechu. 
- Przyzwyczaiłem się już do jego zmieniających się jak w kalejdoskopie nastrojów, ale dzisiaj Daniel przeszedł sam siebie.
- Pewnie...- zaczęła bardzo niepewnym tonem. - ...wczoraj zapomniał...wziąć...
Wydawało jej się, że dokończyła zdanie na głos, ale w rzeczywistości zrobiła to tylko w myślach.
- Alaya, wybacz to pytanie, ale...czy wy...? Chodzi o to, że ostatnie miesiące były dla niego wyjątkowo trudne. Tak długo żył w przekonaniu, że nie żyjesz, a potem to wszystko powywracało się o sto osiemdziesiąt stopni, a Dan... - Przed oczami przewinęła mu się scena kiedy to Daniel pragnął się zabić, bo tak bardzo miał już dość i tak bardzo czuł się bezsilny. - Uważam, że bardzo destrukcyjnie wpłynęłaby na niego sytuacja, w której dałabyś mu jakąś nadzieję, a później... Po prostu się o niego martwię, to wszystko.
- Kocham go - odpowiedziała.
- Dobrze wiedzieć - mruknął, sięgając po szklankę z wodą. - Nie wyglądasz na...
- Szczęśliwą? Jestem, naprawdę jestem. Zawsze miałam problem z okazywaniem pozytywnych emocji...ale to i tak nie to ma znaczenie... Nie łudziłam się, jedynie przypuszczałam, że mogło dojść do pewnej poprawy...jego stanu...
- Niestety jest odwrotnie, dlatego właśnie miałem obawy  co będzie po tym przyjęciu.
- Jak źle jest?
- Gorzej nie było.
Dokładnie tak przeczuwała. Zacisnęła powieki, starając się z całych sił powstrzymać łzy. 
- Ale przy tobie na pewno od razu poczuje się lepiej - dodał szybko Severus.
- Je l'espère - powiedziała 


- Dlaczego się przebrałeś, mój drogi?
- Masz na myśli smoking? W żółtym mi było chyba nie do twarzy, nie uważasz?
Kajusz uśmiechnął się nieznacznie. Zszedł powoli po marmurowych schodkach, przyglądając się niebu. Miliony gwiazd świeciły w oddali niczym drobne, migoczące świecidełka. Otrzepał się z brokatu, cekinów i niewielkich serpentyn i poprawił ułożenie jasnych włosów. 
- Szkoda, że to już koniec - westchnął Flawiusz, upijając łyk szampana. 
- Za rok przyjęcie odbędzie się kolejny raz, mój drogi.
- Taaak... - mruknął przeciągle, starając się powstrzymać ziewnięcie.
Blondyn spojrzał w niebo i przymknął oczy. Oddychał głęboko, rozkoszując się świeżym powietrzem. Cieszył się, że ta noc już dobiegała końca, bardzo pragnął być już w domu. 
- Będziesz dzisiaj w biurze? - zapytał brunet.
Zwlekał z odpowiedzią przez kilka minut.
- Raczej nie. Nie ma na jutro nic pilnego, a chciałbym trochę odpocząć.
- Ja raczej też nie. A czy...- zaczął, ale po chwili zrezygnował.
Kajusz odwrócił się i spojrzał na niego.
- Słucham cię, mój drogi?
- Czy na pewno nie chcesz uczestniczyć w spotkaniach ze śmierciożercami i innymi?
- Nie jestem tam potrzebny, ty, Antoniusz i Rose doskonale sobie poradzicie. Ja nawet nie mam takiego doświadczenia jak wy w tych sprawach, żeby się nim dzielić.
- Będzie na co popatrzeć - zaśmiał się młodszy Fioravanti.
- Nie wątpię, ale są inne sprawy, którymi muszę się zająć.
- Kajusz...
- Tak, mój drogi?
- Co z Sauvagem? - zapytał, unosząc znacząco brwi.
- Na razie nic.
- Ale...on...ta jego żona...jeżeli ona mu powie...i zaczną razem węszyć...
- Nawet jeżeli dotarliby do pewnych informacji to nie ma znaczenia - stwierdził spokojnie. - Czyż nie?
- To bardzo potężny człowiek. Nie pokazuje tego, ale...uważam, że Antoniusz ma rację. Powinniśmy po prostu dyskretnie go usunąć ze sceny - zaproponował z uroczym uśmiechem. 
Blondyn pokręcił powoli głową.
- Zabić kogoś takiego? Nie sądzę, by było to wykonalne. Poza tym...nie ma takiej potrzeby, mój drogi. 
- Nie ma takiej potrzeby? - powtórzył z powątpiewaniem.
- Nie zgadzasz się z tym?
- To znaczy...cóż... Po prostu nie chciałbym, żeby działał przeciwko nam. 
- Na to są inne rozwiązania, mój drogi. 
- Masz coś konkretnego w planach? - podszedł kilka kroków, wpatrując się w brata z zaciekawieniem.
- Powiedzmy, że...możemy wykorzystać jego przypadłość...przeciwko niemu. W pewnym sensie wiążąc mu dłonie. 
Uśmiechnął się ciepło, a następnie odwrócił się i przeszedł kawałek wgłąb ogrodu. Uśmiech od razu zniknął z jego twarzy.
-Aaaah! - zawołał Flawiusz, roześmiał się i upił jeszcze łyk szampana. - Oczywiście! Proste i skuteczne, chociaż do pewnego stopnia.
- Nie takie proste, ale dzięki pomocy Leonela nie powinno być trudne w realizacji - powiedział blondyn, nie odwracając się. 
- Ale ta Alaya...może sprawiać problemy.
- Spokojnie, mój drogi. Będzie bardzo zajęta...mężem. Poza tym, zgodnie z naszą umową z Markiem, nie zrobimy jej krzywdy. 
- Niezbyt mi się to podoba - westchnął.
Przysiadł na ławce, przekładając kieliszek z jednej dłoni do drugiej.
- Nie masz się czym przejmować. Jak słusznie wspomniałeś...to bardzo potężny człowiek, warto go mieć w pobliżu. Najlepiej jako sojusznika.
- Daniel Sauvage nigdy nie zostanie naszym sojusznikiem - prychnął Flawiusz, odrzucając pusty już kieliszek za plecy. 
Waszym na pewno nie, pomyślał Kajusz.
- Nigdy nie mów nigdy, mój drogi. Życie bywa zaskakujące. 
- Tylko go nie porównuj z pudełkiem czekoladek bo mnie zemdli - burknął z niesmakiem. 
- Nie miałem takiego zamiaru - ze śmiechem odpowiedział blondyn. 
Odruchowo poprawił włosy i muszkę, po raz kolejny otrzepując marynarkę. 
- Ale to dobry film - dodał po chwili.
- Dlaczego odnoszę wrażenie, że z jakiegoś powodu jesteś...rozczarowany? Zasmucony? 
- Czyżbym wyczuwał troskę w twoim głosie, mój drogi?
- Jestem ciekawy.
- Często gdy tak patrzę w niebo...gdy rozmyślam nad swoim życiem... Sauvage bardzo dobrze powiedział, życie każdego, kto poświęca się nauce...musi wciąż się wznosić. Od jakiegoś czasu czuję się, jakby moje zycie przestało się wznosić. Bardzo pragnę, aby było tak jak...kiedyś, żeby...
- Kajusz - przerwał mu, ściszając nieco głos. - Nie można powtórzyć przeszłości!
- Nie można powtórzyć przeszłości? - powtórzył z niedowierzaniem.
Przybrał na usta ten swój charakterystyczny uśmiech. Zdawał się mieć w sobie dokładnie tyle ciepła i wyrozumiałości,  ile było potrzebne. A potem w jego błękitnych oczach zagościła pewność, przemieszana ze zdecydowaniem, ogromną siłą i gorejącym pragnieniem. 
- Ależ, mój drogi! Oczywiście, że można!


Hermiona odwróciła się, by raz jeszcze chociaż rzucić okiem na to wspaniałe wnętrze. Najbardziej wytrwali tancerze wciąż kołysali się na parkiecie, w rytm wolnej melodii, niejako kołysanki, przygotowującej wszystkich do snu. Światła nadal iskrzyły intensywną tęczą, a z sufity nadal sypały się drobne cekiny i kolorowy brokat niczym migoczące świetliki. Bardzo chciała utrwalić w pamięci wygląd budynku, wszystkie najmniejsze nawet szczegóły, by układając się w łóżku móc przy zamkniętych oczach wyobrazić sobie tę noc i w myślach przeżyć ją raz jeszcze. Severus złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie, by nie zgubiła się pośród innych, wychodzących właśnie gości. Daniel zamienił jeszcze kilka zdań z Gregorym, kilkukrotnie zatrzymali go też inne, znane i szanowane osobistości, które chciały wyrazić swój szacunek czy uznanie, albo po prostu po to, by później móc przy jakiejś okazji pochwalić się, że rozmawiali z tym Sauvagem. Gdy wyszli na zewnątrz, od razu skierowali się w stronę połyskującego, czarnego Lamborghini. Patrząc na idących kilka metrów przed nim Daniela i Alayę, trudno było pohamować uśmiech. Nawet jemu. Nigdy wcześniej nie widział jeszcze pary, która patrzyłaby na siebie z tak namacalnym uczuciem miłości. Daniel by prawidłowo funkcjonować potrzebował jej obecności tak jak płuca łaknęły powietrza. 
W pewnym momencie Alaya puściła rękę męża i powoli przeszła kilka kroków. Zerknęła przez ramię na Daniela, który patrzył na nią pytająco.
- Może...- zaczęła niepewnie. - Może oboje powinniśmy...poczekać...aż opadną emocje...?
Szatyn zamrugał kilkukrotnie, starając się zatrzymać łzy, które od razu zaszkliły się w jego miodowo karmelowych oczach. 
- Alaya...
Ona odczekała chwilę, po której znów się odwróciła.
- Żartowałam - szepnęła, marszcząc drobny nosek. 
- Wiem - jęknął Sauvage.
Podbiegł do niej i porwał ją na ręce, w podskokach pędząc do samochodu. 
- Może je poprowadzę? - zaproponował Severus gdy wraz z Hermioną do nich dołączyli. - Nie wydajesz się przytomny.
- O nie! Ja chcę - oświadczył.
Otworzył Ali drzwi, a następnie podszedł do przyjaciela, by wziąć od niego kluczyki. Severus westchnął ze zrezygnowaniem i zajął miejsce z tyłu, obok Hermiony. Chcieli przypiąć się pasami, ale okazało się, że nie było takiej możliwości. Severus oparł się wygodnie o skórzane obicie. Czekała ich długa droga i podejrzewał, że pewnie przyśnie na trochę. Nie mogli się deportować, gdyż każde z nich było już po alkoholu, a jak wiadomo teleportacja była zablokowana, gdy we krwi danej osoby znajdowało się więcej od pół promila alkoholu. 
Daniel wyjechał z ogromnego parkingu, kierując pojazd na drogę. Z uśmiechem potarł dłonie w taki sposób jak zawsze to robił przed rozpoczęciem gry na fortepianie. 
- Trzymajcie się mocno - polecił.
W chwili gdy Sauvage docisnął pedał gazu i auto wystartowało z zabójczą prędkością do przodu, Hermiona poczuła jakby jej żołądek poszybował do gardła. Odruchowo złapała się tego, co było najbliżej, czyli ramienia Severusa. 
- To tysiąc czterysta trzydzieści kilometrów, nie chcemy jechać przecież cały dzień, prawda? - zaśmiał się Daniel.
Hermiona chciała wtrącić coś o tym, że wolałaby podróżować cały dzień i dojechać w jednym kawałku, ale z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Natomiast ani Severus ani Alaya nie wyglądali na zaskoczonych. Drugą ręką przytrzymała się zagłówka fotela Daniela, żeby móc wychylić się i dojrzeć z jaką dokładnie prędkością jechali. Od razu pożałowała swojej ciekawości. Trzysta pięćdziesiąt kilometrów na godzinę to raczej nie była najbezpieczniejsza szybkość. Spojrzała ze strachem na Severusa.
- Ciesz się, że to nie rakieta - mruknął.
Przełknęła głośno ślinę, lokując się w miarę wygodnie na siedzeniu. Cały czas trzęsło nimi jak chorągiewką podczas sztormu. W przeciwieństwie do Hermiony, Alaya wyglądała na rozbawioną. Daniel bawił się najlepiej z nich wszystkich, jak mały chłopiec, który właśnie wypróbowywał możliwości nowej zabawki. Ignorował zupełnie znaki drogowe, ledwie zwracał uwagę na inne samochody, które wymijał i wyprzedzał jakby od niechcenia. Nie zwalniał nawet na zakrętach przez co za każdym razem Severus i Hermiona musieli się kurczowo trzymać, by nie polecieć na którąś stronę. 
Gdy tak patrzyła na to jak wiele radości Danielowi sprawia kierowanie tak rozpędzonym pojazdem, Alaya przypominała sobie, że on od zawsze uwielbiał prędkość. Czy to się tyczyło jazdy konnej, latania na miotle czy też powożenia pojazdami mechanicznymi. Maksymalnie skoncentrowany  mocno ściskał kierownicę, co jakiś czas naciskając ten czy inny guzik albo przesuwając jakieś mechanizmy. Miała ogromną ochotę go pogłaskać, ale powstrzymała się, nie chciała go rozpraszać. 
Widoki za szybami zmieniały się jakby były tylko slajdami, puszczanymi o wiele zbyt szybko, by można było się im przyjrzeć. Wszystkie drzewa, łąki i pola zlewały się w zielono-brązową masę. Podobnie jak odległe sylwetki mijanych przez nich miast, rozpływające się jeszcze przed ukazaniem się w pełnej krasie. A szkoda, bo przecież byłoby co podziwiać. 
Za którymś zakrętem Hermiona nie dość mocno przytrzymała się oparcia, przez co siła pchnęła ją wprost na Severusa.
- Przepraszam - wyjąkała z zakłopotaniem, próbując wrócić do poprzedniej pozycji.
- Nie szkodzi, Granger.
Ledwie to powiedział, Daniel wjechał w kolejny, jeszcze ostrzejszy zakręt. Ich obojgiem poderwało tak, że Severus wylądował rozłożony na siedzeniu, a Hermiona na nim. 
- Daniel, do cholery, patrz jak jedziesz! - warknął brunet.
Te turbulencje wcale mu się nie podobały.
- Przecież patrzę - odpowiedział wesoło Sauvage.
Hermiona uniosła się delikatnie. Otrzepywała sobie właśnie sukienkę kiedy kolejny zakręt i podskok auta sprawiły, że nie mogła utrzymać się w takiej pozie, lądując twarzą tuż przy twarzy Severusa i z dłońmi mimowolnie dociśniętymi do jego torsu. Powoli, jakby trochę nieśmiało i niepewnie spojrzała mu w czarne tęczówki, które wpatrywały się w nią już od kilku chwil. Jej serce od razu przyspieszyło bieg, przeszedł ją przyjemny i odrobinę niepokojący dreszcz. Z pewnością nie była to pozycja odpowiednia dla nauczyciela i uczennicy, ale żadne z nich nie było tutaj niczemu winna. Poza tym, oboje już mieli świadomość, że w zamku spełniali tylko pewne funkcje, które nie definiowały ich jako osób. Hermiona zdawała sobie sprawę z tego, że powinna się czuć niezręcznie, ale prawda była taka, że czuła się bardzo dobrze. Początkowe oszołomienie prędkością minęło, pozwalając jej na swobodne delektowanie się bliskością Severusa. Oblizała powoli usta. Kolejny raz miała ochotę go pocałować i tylko siłą woli się przed tym powstrzymywała. Odchrząknął cicho, na co Hermiona poderwała się, próbując jakoś się z niego sturlać, co jednak styl jazdy Daniela skutecznie utrudniał. 
Alaya odwróciła się, spoglądając na nich z zaciekawieniem. Wystarczyło jej parę chwil, by przeanalizować w myślach całą sytuację i dojść do odpowiednich wniosków. Uśmiechnęła się i przeniosła spojrzenie na męża. Wyglądał w tej chwili na szczęśliwego. Uwielbiała na niego patrzeć gdy był tak zajęty pochłaniającymi go bez reszty aktywnościami. Jakby nie docierały do niego żadne bodźce z zewnętrznego świata. Wiedziała z czego to wynika, ale nie uważała, by było to coś złego. Dzięki temu po zaledwie piętnastu latach udało mu się opracować recepturę Kamienia Filozoficznego i Eliksiru Życia. Bardzo dobrze pamiętała ten okres. Dokładnie pamiętała każdą chwilę, którą spędziła z Danielem. Dopiero po latach w pełni zrozumiała w jak trudnym położeniu się wtedy znajdowali. Nie otrzymywali najmniejszego nawet wsparcia z żadnej strony. Najdrobniejszego ciepłego słowa. Co prawda, Rosette i Claire były przyjaźnie nastawione jednak nie okazywały tego w dużym stopniu, nie chcąc się narazić matce. Alaya nigdy nie potrafiła zrozumieć tej kobiety, tego w jak zupełnie różny sposób podchodziła do Daniela w porównaniu do jej stosunków z pozostałymi dziećmi. Jakby nie uważała go za swojego syna, a za jakiegoś podrzutka, którym musiała się zajmować przez kilkanaście lat. Wiedziała o nim tylko jedną rzeczy i to przez jej pryzmat go oceniała. Jakby to było wszystko. Na dodatek, dziwiła się niezmiernie gdy ktokolwiek widział w nim o wiele więcej niż ona. Jakże była zszokowana gdy dowiedziała się, że Alaya naprawdę pragnęła go poślubić. Mimo wszystko. Jakby liczyła na to, że ta jedna informacja w negatywny sposób wpłynie na jej uczucia do niego. Jeżeli w jakiś sposób coś to zmieniło, to pozytywnie. Kochała go jeszcze bardziej, o ile było to w ogóle możliwe. I to wcale nie dlatego, że tak bardzo jej potrzebował. Oboje potrzebowali siebie w równym stopniu. A prawie wszyscy byli przeciwko nim, jakby się zmówili bez powodu. Amadeusz był zbyt zaabsorbowany swoją działalnością w stowarzyszeniu i tym, by motywować Daniela do tego samego, żeby w ogóle na coś innego zwrócić uwagę, a jej rodzice... Szkoda słów, pomyślała. Skrzywiła się mimowolnie na samo ich wspomnienie. Odetchnęła głęboko i spojrzała przez szybę, próbując dojrzeć cokolwiek z mieszaniny barw i świateł. Słońce już wzeszło, na niebie kłębiły się puchate chmury, przez które prześwitywała ciepła poświata. Powietrze przepełniał pewnie ten świeży, rześki zapach poranku. 
Już nie chciało się jej płakać, chociaż na myśl o tym jak przykra dla niej była postawa jej własnych rodziców odczuwała nadal nieprzyjemne ukłucie. Nie traktowali jej gorzej niż Berenikę, ale z nią częściej się zgadzali. Może po prostu nie byli zdolni do ciepłych uczuć. Może czerpali satysfakcję z nieustannego krytykowania jej i wszystkiego, co jej dotyczyło. Może próby odbierania jej radości sprawiały im przyjemność. Może dzięki temu czuli się lepiej. Może to własnie ich zachowanie tak wpłynęło na jej charakter. Miała problemy z okazywaniem radości, często była zbyt zimna i nieczuła. Często? Prawie zawsze. Nie potrafiła liczyć się z uczuciami innych, z wyjątkiem uczuć Daniela oczywiście. Była okropnie niezdecydowana zanim poznała Daniela, co innych doprowadzało wtedy do stanu wielkiej irytacji. Gdy jednak ta cecha zmieniła się nieco, jej rodzicom również to nie odpowiadało. I tak źle i tak nie dobrze. I jak tu się dziwić, że wcale jej ich nie brakowało?
Oderwała wzrok od rozmazanego krajobrazu, kierując go na męża. Co w nim tak właściwie ją pociągało? Odpowiedź, że wszystko wydaje się niesamowicie banalna, ale w tym przypadku była całkowicie prawdziwa. Poczynając od tych stu dziewięćdziesięciu trzech centymetrów wzrostu, wysportowanej sylwetki, rysów twarzy, miodowo-karmelowych oczu, cudowny, idealnie francuski akcent do charakteru. To chyba ta ogromna siła jego charakteru zawsze najbardziej się jej podobała. Na równi z inteligencją.  Chociaż tak często musiał cierpieć bardziej niż inni, nie wyobrażała sobie, by mogła istnieć taka rzecz, która, by go doszczętnie zniszczyła. Mógł upaś sto razy, ale zawsze był ten sto pierwszy podniesienia się. Ona tej wytrwałości w sobie nie miała. Miała tylko niespokojną ciekawość, która czasem wymuszała pewną determinację i mobilizowała ją do działania. Tylko tyle. Nijak się to miało do zdolności Daniela, ale ona dobrze czuła się na pozycji tej słabszej. Wyjątkowo dobrze. 
On naprawdę był tuż obok niej? Czy może to kolejny sen? Miała ogromną ochotę dotknąć go delikatnie, po raz kolejny przekonać się, że to wszystko działo się naprawdę, chociaż jednocześnie bardzo mocno czuła rzeczywistość tej sytuacji. A może jednak wolała gdy miał trochę dłuższe włosy? Zaśmiała się cicho.
Czuła się trochę jak przy tej pierwszej rozmowie z matką Daniela, która próbowała przekonać ją, że powinna go zostawić. Że lepiej teraz niż później, że przecież i tak z nim nie wytrzyma, że kogoś takiego nie można kochać. Jak bardzo się myliła! Wszystko to, co w opinii Elle było nieakceptowalnymi wadami, dla Alayi było tylko czymś, co sprawiało, że pragnęła przy nim być jeszcze bardziej. 
W pewnym sensie żadne z nich się nie zmieniło. Była bardzo ciekawa jak wygląda dom Daniela. A może...ich dom powinna powiedzieć? Z pewnością był piękny. Była o tym przekonana, bo wiedziała, że Daniel ma znakomity gust i talent do aranżacji wnętrz. Wyobrażała sobie, że cały, niewątpliwie bardzo duży budynek, składa się z przestronnych, jasnych pomieszczeń. W któryś na pewno stał fortepian, być może skrzypce. Przynajmniej jedno poświęcone było na pracownię alchemiczną, a jeszcze inne malarską. Nie mogła się do czekać, by zobaczyć jego prace. O ile oczywiście ją do nich dopuści. Pamiętała, że zawsze bardzo krępowało go gdy ktoś je oglądał. Jej zwykle na to pozwalał, ale zależało to od jego nastroju danego dnia. Dlatego też nie zamierzała na niego naciskać, w razie gdyby nie chciał. Pewnie był też ogród, bo Daniel bardzo lubił bliskość przyrody i...
Wyprostowała się nagle, przypomniawszy sobie o Lyonie. Miała nadzieję, że wystarczy mu ta ilość mleka, którą zostawiła mu uprzedniego wieczoru zanim przyjechał Mark. Na pewno nie będzie zachwycony tak długą nieobecnością opiekunki w domu. A Mark... Nie rozumiała do końca dlaczego w ogóle po nią przyjechał. Doskonale wiedział, że idzie na to przyjęcie ze względu na Daniela i to z Danielem je opuści. Jedynie obecność Harveya spowodowała , że się zgodziła, by ją tam odprowadził. Nie chciała robić scen przy dziecku. 
Potrząsnęła lekko głową, chcą odgonić nieproszone myśli. Nie miała ochoty myśleć o Marku i jego nieznośnie upartej postawie względem niej. Mógł sobie czuć cokolwiek, dla niej nie miało to żadnego znaczenia. Oczywiście do pewnego stopnia była mu wdzięczna za wszystko, co zrobił. Ale to było wszystko. Nadzieja, iż wzajemnie negatywny stosunek do siebie Daniela i Marka należy do przeszłości okazała się płonna w chwili gdy tylko Daniel go zobaczył. Teraz miała tylko nadzieję, że nie będą mieli zbyt wielu okazji do okazywania sobie niechęci. Miała już nawet pomysł na o wiele lepsze zajęcie dla Daniela.
Pewnie gdzieś w domu miał też zachomikowany zapas win. Zawsze bardzo za nimi przepadał. Ale nie za bardzo, ogólnie co do takich spraw umiał zachować umiar. Inaczej było gdy sprawa się tyczyła na przykład prędkości... Nie żeby miała coś przeciwko, przy nim zawsze czuła się bezpiecznie. Nawet w rozpędzonym do ponad trzystu pięćdziesięciu kilometrów na godzinę Lamborghini.
Zerknęła przez ramię na tylne siedzenie. Severus trzymał się mocno ściany pojazdu, a Hermiona siedziała tuż obok niego. Jej głowa spoczywała na jego torsie, a dłonie splecione były wokół jego prawego przedramienia. Lewą rękę trzymał za jej szyją, przytrzymując za bark, by na zakrętach nie przerzucało nią z jednej strony na drugą. Spała wyjątkowo spokojnie, uśmiechając się delikatnie przez sen. Severus, pomimo niewielkiego zakłopotania, starał się poruszać jak najmniej, by jej nie obudzić. Była już bardzo zmęczona więc nic dziwnego, że zasnęła gdy tylko udało im się swobodnie usadowić. Właśnie zasnąwszy opadła w taki sposób na Severusa, a on nie miał serca jej z siebie strząsać.  
Alaya przyłożyła dłoń do ust, starając się powstrzymać ziewnięcie. Natomiast Daniel nie wyglądał ani na zmęczonego ani sennego, a raczej odrobinę zasmuconego, iż niedługo podróż się skończy. Jechali już niewiele ponad cztery godziny i byli już bardzo blisko Paryża. Hermiona przesunęła się bliżej Severusa, nieświadomie wtulając się jeszcze mocniej. Uśmiechnęła się, wypowiedziała cicho kilka niezrozumiałych słów i zacisnęła dłonie na jego ręce. Ciekawe czy przytomna też byłaby taka śmiała. Severus delikatnie odsunął jej brązowe pukle z twarzy. Przygryzała lekko zastygłe w półuśmiechu usta. Dopiero teraz zauważył jak gładką i miękką miała cerę. Zapach jej perfum stracił na intensywność, ale nadal był wyczuwalny. Przytuliła się do niego jeszcze bardziej, najwyraźniej taka pozycja bardzo jej odpowiadała. 
- Nie za wygodnie ci, Granger? - odezwał się, gdy już w wolniejszym tempie wjeżdżali na Brouillard Rue. 
Hermiona przeciągnęła się, niespiesznie otworzyła oczy i zorientowała się w jakiej trwała pozie.
- Ojej, przepraszam - powiedziała zaspanym głosem.
Puściła go, odsunęła się nieznacznie i ziewnęła.
- Przysnęłam.
- Zauważyłem - odparł.
Mimo wszystko nie sprawiał wrażenia niezadowolonego. 
- Gdzie jesteśmy?
- Na miejscu - odpowiedział jej Daniel.
Hermiona klasnęła w dłonie z radości i wyjrzała przez szybę. Kiedy podjechali pod sam dom, Daniel wyskoczył z samochodu i odetchnął głęboko, rozprostowując się. Severus przepuścił Hermionę i podszedł do przyjaciela, jeszcze zanim wszyscy doszli do drzwi.
- Robiłeś to specjalnie? - spytał go szeptem.
Sauvage uniósł brwi i otworzył szerzej oczy, jakby nie wiedział o czym mowa.
- Ale... - zaczął niepewnym tonem. - co takiego robiłem?
- Nieważne - mruknął tylko i szybkim krokiem odszedł od auta.
Alaya niestety nie miała możliwości nawet rozejrzeć się wokół, Daniel złapał ją za rękę, od razu ciągnąc ze sobą do wejścia i jednocześnie szukając klucza w kieszeniach. Gdy weszli do środka, rzucił niespokojne spojrzenie na wnętrze, jakby w jakiejś smutnej obawie, że jej się nie spodoba. 
- Także...więc... 
- Mówiłeś coś?
Ala złapała go za muszkę i przyciągnęła do siebie. Zaczęli całować się tak mocno i intensywnie jakby nie byli w stanie robić nic innego. Przy tym Daniel starał się kierować ich do schodów, a potem schodami na drugie piętro. Było to trudniejsze niż mogłoby się wydawać. Kilka razy prawie nie stracili równowagi, potykając się o stopnie. Ala zdała się zupełnie na jego nawigację, z przymkniętymi oczami skupiała się jedynie na nim. Nie przerywając pocałunków, Daniel  wymacał dłonią klamkę drzwi od sypialni. Tam odsunął się od niej, ale tylko po to, żeby móc pchnąć ją na łóżko. 
- Oh, tęskniłam za tym - powiedziała uniesionym głosem, opadłszy na miękkie poduszki.
Ściągnął buty, zrzucił marynarkę i zaczął rozpinać sobie koszulę, jednocześnie wskakując na łóżko. Obrzucił jej niebieską sukienkę krytycznym spojrzeniem, zastawiał się jakim sposobem mógłby ją z niej ściągnąć. W końcu zrezygnował, decydując się na tradycyjną metodę. 
Mruknął coś po francusku z lekką irytacją, jednocześnie złapał mocno za materiał, rozpruwając go wzdłuż. 
Alaya spojrzała na niego wyczekująco. Oblizała powoli usta.
Nie potrzebował większej zachęty.



---------------------------------------------------------------------------------------------------
Pięćdziesiąt siedem stron. 
Specjalne podziękowania dla Sayi za pomysł i współpracę przy tworzeniu scen z udziałem Vespery.

16 komentarzy:

  1. Kochana!

    Wiem, że chyba napisałam już wszystko, co mogłam o tym i poprzednich rozdziałach, ale poczucie moralnej powinności napisania od czasu do czasu paru zdań w komentarzach było silniejsze. Cóż mogę powiedzieć? Ten i poprzednie rozdziały świetne, piszesz coraz lepiej, a zakochałam się w zakończeniu rozdziału 49. no i dialogu Lionela z Alayą! Jak ten czas leci, dopiero gratulowałam Ci okrągłego 30. rozdziału, a tutaj już 50. i długo oczekiwana Gala! Mimo twych obaw opisy są przyjemne, nie za długie (co ma miejsce u mnie :P), ale doskonale oddają atmosferę. Nie wiem nawet, co mogłabym dodać, ponieważ mam wrażenie, że będę się tylko powtarzać. chyba najlepiej moje odczucia do tego rozdziału oddaje jedna z moich odpowiedzi na asku, zatem pozwól, że skopiuję ją tutaj:

    La vue.
    To pierwsze spojrzenie jest najważniejsze. Zwłaszcza gdy jest tym drugim. Zwłaszcza gdy jest tak oczekiwanym. Jest zwierciadłem duszy i zdradza wszystko. Skąpani w feerii barw i upojeni muzyką, tak szczęśliwie poruszeni, tak skąpani w złudzeniach innych. Tylko dla siebie.

    Le goût.
    Kolację podano. Stół skąpany w kolorach smaków. Starannie ułożonych i namalowanych. Wśród nich jest ten najważniejszy owoc. Zakazany i nieosiągalny. I choć inne są piękne i soczyste, ten jest dla Ciebie najcenniejszy. Jednak to ktoś inny go zerwał przed Tobą. Masz wszystko, a jednak nic.

    L'ouïe.
    Wsłuchujesz się w jej głos. Jest taki sam, lecz jakby inny. Zupełnie jakby doznał majestatu przeistoczenia w syreni śpiew. A może on nic się nie zmienił, a Ty dopiero teraz nauczyłeś się go słyszeć. To jest serenada dla Ciebie. Tylko wcześniej byłeś zupełnie głuchy na nią.

    L'odorat.
    Zapach perfum unosi się gęstym dymem i otacza coraz ciaśniej wszystkich wokół. Faluje niczym rozgrzane powietrze w swej eteryczności. Przyciąga i kusi. Jednak jest nieuchwytny. Nie ma takiego flakonika, w który mógłbyś je zamknąć. Zniknie wraz z zapachem świeżego poranka. Leczy Ty o nim nie zapomnisz.

    Le toucher.
    Chcesz sięgnąć tam, gdzie ukryte jest nieosiągalne. Zamknąć światło w kamiennej świątyni. Ściskasz uważnie drobny przedmiot, który niczym kotwica ciągnie Cię w przeszłość, lecz Ty pragniesz iść naprzód. Są rzeczy niepowtarzalne, leczy chcesz dokonać niemożliwego. Zabawić się w Uroborosem. Wieczny powrót.

    Mon seul désir.
    Pragnienia pulsują gorącym źródłem tuż pod skórą. Szaleją i tańczą jakby ta noc nigdy się nie miała skończyć. Tańczą, skaczą, śpiewają. Wszystko wiruje niczym na karuzeli. Jednak w tym oceanie barw i dźwięków twój wewnętrzny kompas jest skierowany na tę jedną osobę. Niezależnie od huraganów. Niezależnie od nieba okrytego ciemnymi chmurami i braku gwiazdy północnej, Ty wiesz gdzie iść.

    Poza tym jestem zaszczycona, że zgodziłaś się wpleść w ten rozdział moje wizje z V. i w ogóle przystałaś na pojawienie się jej w twoim tekście. Jest idealna, zdecydowanie jesteś moim mistrzem pod względem pisania dialogów! Oczywiście obie wiemy, że z nią nigdy nie wiadomo, czy nosi maskę czy ją właśnie tylko zmienia.

    Rozdział 50. - nie powiem, że jest najlepszy z nich wszystkich, bo byłoby to kłamstwem. Jest zupełnie inny, nie wiem, czy to zasługa Gali i tej atmosfery z The Great Gatsby, ale wyczuwam taki nieco barokowy przepych zupełnie jak na niektórych projektach Diora czy spocie Dior Homme - Un Rendez Vous (by Guy Ritchie starring Jude Law). Gdybym miała podsumować "Rome" w jednym zdaniu użyłabym twojego ulubionego języka:

    "Jewel in the crown".

    Oby udało Ci się uzbierać do niej więcej klejnotów!

    ~Saya

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudo - jak zawsze!
    Doczekałam się zaognienia akcji Severus - Hermiona. Aww! :3 Cały czas jak to czytałam miałam ogromnego banana na twarzy. Idealnie poprawia humor! :D
    Alaya znowu z mężem! Tylko martwi mnie jego stan zdrowia...
    Co tym razem knuje Kajusz?

    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :)
    Życzę mnóóóóóstwa weny oraz łatwości i lekkości pisania.
    Pozdrawiam,
    Keight

    OdpowiedzUsuń
  3. I po raz kolejny przy czytaniu twojego rozdziału zaniemówiłam. Przepraszam, że tak późno dodałam komentarz, ale co jakiś czas musiałam robić sobie przerwy w czytaniu i tak mi zeszły 3 godziny. ;3
    Czekałam tak długo na ten 50 rozdział, a tu proszę niczego nieświadoma zaglądam sobie od niechcenia i co widzę? Rozdzialik wstawiony!
    Jestem oczarowana...
    Potrafisz tak pięknie wszystko opisać, z taką lekkością i dopracowaniem nawet najmniejszego szczegółu.
    Severus i Hermiona - nareszcie !
    Czekałam na to wytrwale no i się doczekałam. <3
    Pierwsze opowiadanie, w którym mój kochany Severus jest pokazany z tak pięknej strony. Już wiele ich przeczytałam, ale w każdym był przedstawiany jako ktoś bezuczuciowy i zimny. A tutaj jest po prostu ludzki! Uwielbiam jego poczucie humoru, chociaż jest ono raczej szczególne ;D


    "- Ah, zapomniałbym! - żachnął się Gregory. - Proszę! - z uśmiechem wręczył mu złotą figurkę jelonka, a następnie beztrosko zeskoczył z podestu.
    - Dziękuję - mruknął niepewnie Dan. Odczekał chwilę, po której zwrócił się do wszystkich zgromadzonych. - Dopełniając prośby o omówienie swojego życia i wrażeń dołożę wszelkich starań, aby nie zanudzić państwa do granic możliwości.
    - To może być trudne - mruknął Severus."

    To był jeden z tych fragmentów, kiedy uśmiechnęłam się sama do siebie. Sev jest u Ciebie świetny !

    Hermiona nareszcie nie jest zwykłą kujonką, tylko piękną i subtelną kobietą. Uwielbiam ją w takim odzwierciedleniu.

    Daniel i Alaya...
    rewelacja
    Tak pięknie wyrażasz wzajemne uczucia do siebie tej pary... Jestem po prostu zachwycona! Ten wdzięk i gracja z jakimi piszesz sprawia, że mam ochotę na coraz więcej! ;)

    Voldi z Bellą w tym samym pomeiszczeniu co na przykład Hermiona :D
    Tom u cb też jest cudownie pokazany. Wreszcie nie jest obrzydliwym potworem, którego największą życiową (czy tam pozażyciową) ambicją jest zabicie nastolatka XD

    Nie wiem co jeszcze mogę dodać, bo już brakło mi słów.
    Teraz pozostaje mi czekać na następny no i oczywiście Tobie życzyć wielu czyteników, weny no i dalszej chęci do pisania, o co myślę nie muszę się martwić ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ahh, tak liczyłam na pocałunek Seva z Hermioną... *.*
    Ale i bez tego było cudownie! Spotkanie Ali i Daniela... Ach!
    Tekst fantastycznie długi, świetnie się czytało... A Flawiusz rządzi. Kajusz też. <3
    Wogóle cała trójka Fioravanti rządzi. ^^
    Wiem - komentarz krótki, niezbyt wiele wnosi, ale aktualnie na nic kreatywniejszego mnie nie stać.
    Więc na koniec życzę weny, duuużo natchnienia i przyjemnego pisania. :D :xx
    ~Toluś

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy niespełna tydzień temu przeczytałam rozdział czterdziesty dziewiąty, wiedziałam, że oczekiwanie na pięćdziesiąty będzie dla mnie prawdziwą katorgą. Ale, oczywiście, jak najbardziej opłacało się czekać. Jak to powiedział Rousseau, "Cierpliwość jest gorzka, ale jej owoce są słodkie".
    W chyba każdym opowiadaniu, powieści omijałam opisy budynków, bo po prostu były nudne. Jednak czytając ten tekst, zapierało mi dech w piersiach coraz bardziej z każdym słowem.
    Wcześniej nie mogłam wyobrazić sobie spotkania Daniela z Alayą. Jak zareagują? Co powiedzą? Pustka. A tu - wzruszyłam się. Może nie tak, żeby wylewać fontannę łez, bo to nie w moim stylu, ale wewnątrz mnie, cała się trzęsłam.
    Ach, i wreszcie jakaś konkretna akcja z Severusem i Hermioną. Tak jak moja poprzedniczka wyczekiwałam na pocałunek, ale myślę, że to nawet lepiej jeśli przyjdzie on trochę później.
    Poza tym, z każdym kolejnym rozdziałem rozpala się we mnie pragnienie nauki języka francuskiego, więc bardzo ci dziękuję :). Jak tylko znajdę chwilkę czasu od razu się za niego biorę.
    Bardzo serdecznie pozdrawiam i życzę mnóstwo weny,
    Julia

    PS. Jaki aktor prezentuje osobę Flawiusza? Nie mogę sobie przypomnieć i ta myśl ciągle mnie dręczy :).

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejciuś!
    Nie spodziewałam się, że dodałaś wczoraj kolejny rozdział, a tu miłe zaskoczenie. Czytałam go chyba z dwie godziny. O 8 rano zabrałam się za czytanie i teraz dopiero skończyłam. Jestem tak poruszona twoją twórczością, że nie wyobrażam sobie, żebyś kiedykolwiek przestała pisać. To w jaki sposób sklejasz zdania, rozwijasz akcję lub opisujesz czyjeś uczucia jest niesamowite do granic jakichkolwiek możliwości. Cały rozdział jest owiany pewnego rodzaju tajemnicą, zwłaszcza am na myśli wątki Fioravantich. Bardzo mi się te trzy postacie podobają i zastanawiam się jakie masz w stosunku do nich plany.
    Dziękuję ci za ten rozdział i życzę wszystkiego, co tylko chcesz by ci życzono ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czekałam na ten rozdział, na Galę. I nie zawiodłam się. Idealne opisy, oczami wyobraźni widzę ten przepych. Piękne przemówienie Daniela, w ogóle przemówienia w tym opowiadaniu są perfekcyjne. Sceny z Alayą i Danielem później są cudowne, te emocje, wszystko tak dokładnie, ale subtelnie opisane. A Severus i Hermiona- same zachwyty, nie mogłam się nie uśmiechać czytając o nich. Rozdział bardzo, bardzo genialny; ten ogrom miłości, radości i piękna, umiejętnie zrównoważony jest tajemnicami Fioravantich i stanem zdrowia Sauvage, co sprawia, że, na całe szczęście, nie jest za bardzo radośnie, a wisienką na torcie jest wspaniale dobrana muzyka. Cudowności.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wow warto było trochę czekać.
    W końcu Severus zorientował się, że Hermiona się nim interesuje . Ciekawe co z tym faktem uczyni .
    W końcu coś więcej się między nimi dzieje ach .... Najbardziej podobał mi się moment gdy byli w bibliotece , to takie do nich podobne . Och a jak ją złapał gdy spadła z drabiny no no .

    Ala i Daniel w końcu się odnaleźli , ale te jego humorki ech... Cudownie opisałaś ich miłość, jest taka niezmienna i wieczna . Trudno o taką miłość w dzisiejszych czasach . Haha wiedziałam że skończy się na sypialni .

    Podzieliłam sobie ten rozdział na 3 części w czytaniu , nie mogłam go skończyć, albo mi się tylko tak wydaje albo jest taki mega długi . To właśnie mi się w nim podoba .
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział,
    Crucia

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak to dobrze wiedzieć co jest Danielowi. Zupełnie inaczej widzi się wtedy jego zachowanie, wszystko to, co mówi. Chociaż zgadłem już jakiś czas temu (i jako pierwszy! :D) to wydaje mi się, że ukazanych w tym rozdziale zostało wystarczająco dużo objawów, by każdy się domyślił o co chodzi.
    Ale, ale. 50 to nie tylko chory Daniel (naprawdę uwielbiam ten wątek)
    Severus dostrzegł uczucia Hermiony! Fanfary dla tego pana! Dziesięć miesięcy mu to zajęło. Lepiej późno niż wcale? Możemy więc liczyć na rozwijające się coraz szybciej Sevmione, co na pewno nas wszystkich bardzo cieszy.
    Bardzo mi się podobała mowa Daniela, szczególnie to "Nie ma czegoś takiego jak niesmiertelność".
    Leonel już wyczuł przyszłego pacjenta :D Widać, że ma chrapkę na bycie lekarzem prowadzącym. Ciekawe co z tego wyniknie.
    Wspaniałe opisy, naprawdę. Nie za mało, nie za wiele, możemy sobie łatwo wyobrazić całą tą bajkową scenerię.
    Zaskoczył mnie Flawiusz! No proszę, jednak nie jest niespełna umysły, a jedynie udaje, że...no właśnie? Nie do końca go jeszcze rozgryzłem.
    Świetny pomysł z wpleceniem niejakiego Gatza, a później dowiadujemy się, iż ten pałac należy do Kajusza! Kajusz=Gatz. Ciekawe jakie jeszcze tajemnice ten blondyn skrywa.
    Marka trochę szkoda, ale powinien dać sobie spokój z kobietą, która ewiDENTnie kocha innego.

    Ogółem rozdział zachwycający! 57 stron! I'm impressed.

    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  10. *.*
    Po przeczytaniu tego rozdziału czuję się jakby upiła się szczęściem!

    Daniel - bardzo się o niego martwię!
    Ala - super, że może już być z Danielem.
    Alaniel- <3!!!
    Severus - AAAA! Dostrzegł Hermionę!
    Hermiona - fajnie, że oderwała się trochę od smutku i pozwoliła sobie cieszyć się tym przyjęciem.
    SEVMIONE <3
    Mark - jeju, przykro, że on tak bardzo by chciał Alę. Pewnie jeszcze coś wykombinuje...
    Kajusz <3 - pokochałam go po tym rozdziale.

    Pisz, pisz, nigdy nie przestawaj <3!

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten rozdział jest tak długi i piękny, że aż słów brakuje <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Plac Bankowy?!
    Chyba niedawno byłam tam z chłopakiem i rozmawialiśmy o sstdk i o 50 własnie!
    No nie mów, że tam byłaś w tym samym czasie? :O!!!!

    A rozdział wspaniały!
    Daniel...widać, że chory. Dobrze, że będzie miał wsparcie w Ali i Sevie.
    Sev i Herma <3!
    Kajusz! No ten to jest tajemnicą jedną wielką!

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo mi żal Daniela. Teraz kiedy może już być ze swoją ukochaną żoną, choroba się nasila. :C
    Severus! Gratulacje, Batmanie! Wreszcie! Ciekawe co z tym fantem zrobi!
    Najpiękniejszy, najdłuższy, najbardziej zachwycający rozdział <3

    Kłaniam się w pas.

    OdpowiedzUsuń
  14. 50!
    Rozdział wyczekiwany.
    Absolutnie cudowny, serio.
    Piszesz z godną podziwu starannością o detale i przede wszystkim ze starannością o postacie.
    Są tak naturalnie, prawdziwi, po prostu ludzcy. Chyba już kiedyś wspomniałem, że sstdk jest przepełniony psychoanalizami, portretami psychologicznymi, mamy politykę, gry na umysły, za to magia jest jakby poboczna, takim dodatkiem - to się chwali naprawdę, bo żeby tak głęboko zagłębiać się w ludzką psychikę to trzeba mieć predyspozycje i talent.
    Podobała mi się mowa Daniela, też to jak ukazałaś coraz bardziej objawiającą się chorobę. I ta troska Ali o niego... tknęło mnie trochę w chwili gdy schyla się po jego łyżeczkę, podaje mu własną. Taki zupełny drobiazg, ot odruch, ale w tym kontekście jego choroby i ich relacji to naprawdę ujmuje.
    Zaskoczeniem jest Flawiusz, o dziwo to jednak normalny facet!
    Kajusz tajemniczy, wyjątkowo mnie zaintrygował swoim zachowaniem i słowami.
    Mark...wziąłby się chłop za laskę, u której ma szanse, a ten uparty jak osioł.
    Chociaż on chyba i tak nade wszystko ceni sobie swój plan.
    Bajkowa sceneria, bajkowa noc.
    Weny życzę i do 51!

    OdpowiedzUsuń
  15. Daniel i Ala <33333
    Love!
    Severus i Hermiona <3!
    Kajusz mnie zaskoczył :D
    Piękny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  16. Jeju, misia, uwielbiam ten rozdział!
    Nie będę się już tak konkretnie rozpisywać nad poszczególnymi scenami, bo wszystko komentowałam w trakcie tworzenia się rozdziału, ale po prostu muszę jeszcze raz wyrazić swój zachwyt.
    Rozdział przełomowy i długo przez wszystkich wyczekiwany. Jak zawsze pięknie Ci wyszły wszelkie opisy wnętrz, wystroju, ubioru i wszystkie inne. No i cały opis Vespery - cudowny! Tak idealnie oddaje jej piękno, władczość i kobiecość.
    Spotkanie Daniela i Alayi dokładnie takie jak sobie wyobrażałam. Tyle uczuć i emocji! Naprawdę bardzo wzruszające i szczęśliwe. Ktoś kiedyś na asku zapytał czemu wtedy padły między nimi tylko dwa zdania. Przecież to takie oczywiste! Szkoda, że cały ten wieczór między nimi nie mógł być taki szczęśliwy jak na początku, ale cóż... teraz będzie coraz gorzej :D
    Nie mogę się doczekać kolejnych wątków z Leonelem i jego zawodowych rozmów z Alą. Świetne są, a wiem, że będą jeszcze lepsze!
    Sevmione begins! Awww, w końcu nasz kochany nietoperz przejrzał na oczy, sukces! Już Ci mówiłam, że strasznie mi się podoba jego reakcja kiedy się orientuje o co chodzi. Tak bardzo naturalna i prawdziwa. I wszystkie kolejne akcje między nimi jak na przykład w gabinecie albo taniec wywołują szeroki uśmiech na mej twarzy. No i cały czas mam śmiechawkę z "disco stick"! Biedny Sev xD
    Ach, Kajusz. Nie mogę się doczekać aż zacznie wcielać swój plan w życie. Huehue *zaciera łapki z diabelskim uśmieszkiem*
    "Need for speed: Daniello" - no kocham ten fragment! Daniel taki upity szczęściem, a wcaleniebiedni Severus i Hermiona walają się po sobie xD Cudo!
    Rozdział tak bardzo GatsbyStyle - lubię to!
    <3

    OdpowiedzUsuń