NEXT CHAPTER


.

.

4.02.2013

32.
Adumbration



                                                            



                                                     
Hermiona oddychała głęboko, próbując chociaż trochę się uspokoić. Z miernym skutkiem, jej puls wciąż był nienaturalnie szybki, a dodatkowo rozbolała ją głowa. Zerknęła na Daniela, który wciąż klęczał koło Severusa z zatroskaną miną szepcząc coś, a po chwili pokręcił głową ze zrezygnowaniem. Poczuła jak łzy spływają jej po policzkach, a ręce opadają bezwładnie. Całkowicie wykończona psychicznie miała wrażenie jakby za chwilę miała się obudzić, a to wszystko okazałoby się tylko koszmarem sennym. Harry siedział na podłodze wciąż w tej samej pozycji wpatrując się w Severusa już ze spokojem. Była naprawdę pod wrażeniem jego zachowania, ona sama nie była w stanie się uspokoić. Przez dłuższą chwilę nikt nic nie mówił, ani nie wykonał żadnego ruchu.
- Coś nie tak jeszcze? - spytał Remus Daniela słysząc jego głośne westchnienie.
- Wszystko nie tak. Próbuję mu zaklęciami odbudować większość narządów wewnętrznych, ale ta klątwa chyba miała jakąś blokadę bo absolutnie nic nie działa...- odpowiedział ponuro. Lupin zmarszczył brwi i kucnął obok niego. Moody pokręcił głową, wyraźnie zirytowany.
- Przecież wystarczy, że będzie przyjmował odpowiednie specyfiki. Kuracja długa i bolesna, ale działa - rzekł rzeczowym tonem. Dan przytaknął niechętnie.
- Wiem, po prostu chciałem mu oszczędzić bólu - szepnął.
Teraz poruszył się ktoś, kto nie wypowiedział ani słowa podczas tej niesamowitej akcji ratunkowej. Albus Dumbledore zrobił kilka kroków do przodu i rozejrzał się po swoim gabinecie, spoglądając na każdego znad swoich okularów połówek. Na profesor McGonagall, która ocierała wierzchem dłoni oczy, na Flitwicka, który patrzył na niego nieprzychylnie, na państwa Weasleyów, przejętych sytuacją, na bliźniaków, Neville'a, Lunę, Remusa, Nimfadorę, Hermionę i Harry'ego, aż w końcu jego wzrok spoczął na nieprzytomnym mężczyźnie. Na jego porozrywanych, całkowicie przesiąkniętych krwią szatach. Wykrzywił wąskie usta w dziwnym uśmiechu i odchrząknął. Hermiona czuła bijący od niego chłód i dystans, jakby naprawdę uważał się jedynie za obserwatora, zupełnie nie czuł się w jakimkolwiek stopniu odpowiedzialny za zaistniałą sytuację.
- Severusie? - syknął podchodząc bliżej i również kucając przy nim, tuż obok Hermiony, a naprzeciwko Harry'ego.
- Zostaw go - syknął cicho Daniel. Widać było po nim, że był zupełnie wykończony. Cera przybrała szary odcień, oczy były zaczerwienione, a głos i ręce trzęsły się.
- Zobowiązał się przynieść nowe informacje! Potrzebuje ich - warknął i dźgnął go, niby to delikatnie, końcem różdżki. Hermiona wytrzeszczyła na niego oczy, ale nie tylko ona była zdziwiona takim zachowaniem dyrektora, który kreował się na miłego, dobrodusznego staruszka. Severus poruszył się lekko i zakaszlał. - Snape! - krzyknął Drops teraz już szturchając go o wiele mocniej, otwartą dłonią.
- Albusie...- zaczęła nieśmiało Minerva, ale umilkła, kiedy rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie.
- Snape! - krzyknął ponownie. Daniel zacisnął usta w linijkę powstrzymując się od wybuchu złości. Severus znów zakaszlał, a następnie otworzył oczy. Najpierw na sekundę, później na dwie. - Słyszysz mnie?! Co to miało być? Co za akcja w tamtym miasteczku?!
- Jeżeli zaraz go nie zostawisz to...
- To co mi zrobisz, Sauvage? - przerwał mu wrogo Albus.
- Oj, nie chcesz wiedzieć - odparł, a jego karmelowe oczy zapłonęły żądzą mordu.
- Spokojnie - mruknął do niego Remus. Hermiona otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale ze zdenerwowania nie była w stanie wydobyć z siebie dźwięku.
- Snape! - warknął Dumbledore. Teraz nawet Moody spojrzał na dyrektora z dezaprobatą. Nikomu nie mieściło się w głowie, że ten nie miał serca, by budzić Severusa po tym zajściu. Brunet ponownie otworzył czarne oczy i otworzył szeroko usta, łapczywie pochłaniając powietrze.
- Nie wiem - wydyszał tak cicho , że gdyby Hermiona siedziała kilka metrów dalej nie dosłyszałaby. Wręcz przeraziła ją słabość jego głosu. Dumbledore prychnął.
- Co takiego?!
- Nie wiem - powtórzył z wyraźnym trudem. Kątem oka zobaczyła wściekłą minę Harry'ego i to jak Horacy chował twarz w dłoniach.
- Nie po to cię tam wysyłam, żebyś wracał z niczym! - krzyknął dyrektor. Daniel obnażył zęby, jak dziki zwierz gotowy do ataku. - Czego się dowiedziałeś?! Co zdradził Voldemort?!
Severus nie odpowiadał, przymknął z powrotem oczy. Oddychał ciężko i nieregularnie. Po dłuższej chwili całkowitej ciszy Albus ponownie prychnął z odrazą.
- Jesteś bezużyteczny - oświadczył i wstał, kierując się w stronę stołu.
- Jak możesz tak do niego mówić? - spytał Slughorn pełnym szoku  głosem, jakby nie dowierzał, że ten może zachować się w taki sposób. - Chłopak uratował mi życie, sam ledwie uszedł ze swoim a ty mówisz mu, że...
- Będę się zwracał do moich podwładnych jak mi się żywnie podoba - przerwał mu ostro, ale spokojnie.
- To się nie godzi, naprawdę - wtrącił Flitwick.
- Filiusie - zbeształ go spojrzeniem.
- Chce stąd wyjść - wykrztusił cicho Severus do Daniela, który skinął głową i już miał wyczarować nosze, ale dyrektor znów się odezwał.
- Nikt stąd nie wyjdzie dopóki nie dokończymy zebrania - oświadczył. Obszedł stół i zasiadł na swoim miejscu. Złączył szczupłe dłonie i spojrzał na nauczyciela zaklęć. - Filiusie. Jak wiadomo, jesteś znakomitym czarodziejem, mistrzem pojedynków. Gilderoy jest tutaj nie bez powodu. Otóż od jutra zastąpi ciebie na stanowisku nauczyciela Zaklęć jak i opiekuna Ravencalwu. A ty udasz się do Niemiec. Potrzebuje swojego człowieka w tamtejszym Ministerstwie. Jesteś gotów?
- Tak - odpowiedział nauczyciel przez zaciśnięte zęby.
- Znów będę uczył? Cudownie! - zawołał Lockhart.
- Owszem, Gilderoy. Czy coś nie tak, Filiusie? - zwrócił się ponownie do Flitwicka dostrzegają jego kwaśną minę, a sam przybierając na twarzy wyraz uprzejmego zdziwienia.
- Po prostu nie podoba mi się w jaki sposób traktujesz Severusa i...
- Powinieneś wyruszyć natychmiast - przerwał mu ostro Drops i wskazał dłonią drzwi. Minerva rzuciła mu  zaskoczone spojrzenie. Przez napiętą minutę nic się nie wydarzyło, a potem Flitwick wstał od stołu i szybko opuścił pomieszczenie. Dumbledore teraz zerknął na Hagrida, który również wyglądał na zatroskanego i niezbyt zadowolonego. - Hagridzie, Severus przygotuje ci na jutro odpowiedni zapas eliksirów, tak, żeby starczyło tobie i Madame Maxmime na całą wyprawę - oświadczył.
- To są chyba jakieś kpiny - odezwał się Harry wstając i robiąc kilka kroków w stronę długiego stołu.
- Harry, mój drogi, uspokój się.
- Nie, nie będę spokojny. Z całym szacunkiem, ale niedobrze mi się robi, jak słyszę co, pan dyrektor mówi. To jest po prostu śmieszne. Jak może pan wymagać od profesora Snape'a, że...
- Zapominasz się, Harry. Mam prawo do wymagań względem moich pracowników.
- Ja się zapominam?! Ja?! - krzyknął, nie mogąc się powstrzymać. Złość w nim wrzała. Nie potrafił ocenić, dlaczego aż tak zachowanie dyrektora go zdenerwowało, ale nie mógł cicho siedzieć i udawać, że wszystko jest tak jak powinno być. - A pan?!
- Harry!
- Jak pan w ogóle śmie? Stał pan sobie jak gdyby nigdy nic, w żaden sposób nie starając się pomóc, a teraz...teraz ma pan wymagania? Brak mi słów!
- Uspokój się, kochany chłopcze. Zapewne nie czujesz się najlepiej. Nimfadoro, chciałby żebyś jeszcze...
- Ależ on ma rację, Albusie - przerwał mu Horacy. - Jak może traktować Severusa w taki sposób? Jak możesz oczekiwać, że skoro świt poderwie się zwarty i gotowy do przyrządzania eliksirów na twoje zachcianki? To...
- Horacy!
- Nie spodziewałem się czegoś takiego po panu - oświadczył sucho Potter mierząc Dumbledore'a pełnym pogardy wzrokiem.
- Harry, proszę cię, opuść mój gabinet i udaj się do swojej wieży. Jesteś przemęczony.
- Bardzo chętnie - odparł wrogo.
Podszedł do torby, którą wcześniej przyniósł i zaczął pakować do niej wszystkie wypakowane rzeczy. Daniel w tym czasie wyczarował nosze i przeniósł na nie ostrożnie śpiącego Severusa.
- On ma tu zostać, Sauvage - powiedział Dumbledore wskazując na bruneta.
- Nie będziesz się rozporządzał moim przyjacielem i traktował go jak śmiecia! Nie będę na to pozwalał - warknął Daniel rzucając mu wyzywające spojrzenie i mierząc w niego swoją czarną różdżkę. Drops uniósł brwi w zdziwieniu.
- To nie jest kwestia, w której masz cokolwiek do powiedzenia!
- Och, wypchajże się tymi swoimi dropsami! Byłby wreszcie spokój - zawołał.
- Sauvage?! Snape płaci ci za martwienie się o niego? Bo nie wierzę, by ktokolwiek przejmował się nim bezinteresownie.
Przez chwilę Harry myślał, że Daniel rzuci na Dumbledore'a jakąś paskudną klątwę. Ten jednak szybko się opanował i nie zaszczycił odzywki Dropsa żadną odpowiedzą. Zaklęciem otworzył drzwi na oścież, szybko przez nie przechodząc, jednocześnie ostrożnie sterując noszami. Hermiona poderwała się i razem z Harrym pozbierali wszystkie należące do Daniela lub Severusa rzeczy i wybiegli za nimi, zanim drzwi zamknęły się z powrotem. Przez całą drogę do lochów żadne z nich nie odezwało się ani słowem. Dopiero gdy Dan pchnął drzwi od gabinetu Snape'a i weszli za nimi do środka Harry westchnął głośno. Odstawił wszystkie rzeczy i usiadł na krześle przy biurku. Hermiona zajęła miejsce na fotelu i skuliła się. Objęła ramionami kolana i położyła na nich głowę, wciąż lekko się trzęsąc. Potter obserwował przez otwarte drzwi jak Daniel przenosi zaklęciem Severusa do jego łóżka, ściągając z niego jedynie pocięte, zakrwawione koszulę i szatę, spodnie pozostawiając na miejscu. Przykrył go go kołdrą, na którą od razu wskoczył kociak, lokując się tuż przy Snape'ie. Patrzył na niego jeszcze przez moment, a następnie wrócił do gabinetu, cicho zamykając za sobą drzwi.
- Dziękuję wam. Naprawdę bardzo wam dziękuję - powiedział cicho i przysunął sobie inne krzesło, by usiąść pomiędzy nimi.
- Dlaczego Dumbledore tak się zachował? Czegoś takiego się po nim nie spodziewałam, ale...- zaczął Harry. Hermiona wyprostowała się i spojrzała na nich zapłakanymi oczami.
- Coś wam powiem - mruknął Daniel po chwili wahania. - Prawie piętnaście lat temu Severus przekazał Dumbledore'owi informację o tym, że Voldemort chce cię zamordować, Harry. Od tamtej chwili przez rok znajdował się w śmiertelnym niebezpieczeństwie odgrywając rolę szpiega w obozie Śmierciożerców. Kiedy zginęli twoi...to znaczy po śmierci Lily i Jamesa i zniknięciu Toma był niezły bałagan. Wyłapali bardzo wielu jego popleczników. Pewnie wiecie, że również Severusowi postawiono zarzuty. Bardzo dużo zarzutów. - Przerwał na moment. - Nie chciał prosić Dumbledore'a o naprostowanie tego, ale ten sam powiedział mu, żeby nie liczył na jego wstawiennictwo, że ta umowa ma pozostać między nimi. - Harry wytrzeszczył na niego oczy, a Hermiona zasłoniła dłonią usta, całkowicie zaskoczona.
- Co było potem? Czytałem, że jednak oczyszczono go ze wszystkich zarzutów.
- Tak, w końcu tak. Severus zabronił mi się w to mieszać, ale ja nie umiałem tak po prostu siedzieć na miejscu i udawać, że wszystko jest świetnie. Bez jego wiedzy poszedłem do Dropsa i powiedziałem mu, że ma wyznać prawdę przed Wizengamotem, bo inaczej ja wyznam trochę o nim, czego raczej nie chciałby ujawniać...
- I wtedy się zgodził?
- Stwierdził, że powie prawdę jeżeli zgodzę się tutaj uczyć. Dziwił mnie taki warunek, bo to przyjemne zajęcie. Później rzeczywiście przyznał przed Wizengamotem, że Sev szpiegował dla niego Voldemorta. Tak się złożyło, że akurat odszedł z Hogwartu Slughorn, który uczył wtedy Eliksirów, Dumbledore chciał, żeby Severus go zastąpił. Od tamtej pory trochę za bardzo się poczuwa.
- To jest okropne - powiedziała cicho Hermiona, przecierając brązowe oczy.
- Dumbledore nie jest kochanym, miłym staruszkiem, chociaż bardzo chce za takiego uchodzić. Za każdym razem kiedy Severus wychodzi na spotkanie z Voldemortem czy z innymi Śmierciożercami ryzykuje życiem. Żyje w permanentnym stresie i zagrożeniu. A Dropsa nigdy nie obchodzi to w jakim stanie on wraca. Nie interesuje go stan jego zdrowia, chce tylko regularnych dostaw informacji i trutek. Przysięgam, że on coraz bardziej przekracza granicę, a Severus ani słowem nie powie, że mu coś nie pasuje.
- Właściwie dlaczego? Dlaczego odwrócił się wtedy od Voldemorta? - spytał Harry. 
Hermiona wymieniła z Danielem porozumiewawcze spojrzenie.
- Cóż...o to musiałbyś jego spytać.
- Już sobie wyobrażam odpowiedź. Zamknij się, Potter i zajmij się swoim kociołkiem! Dwadzieścia punktów od Gryffindoru! - zawołał z uśmiechem. Dziewczyna zachichotała
- Bardzo prawdopodobna - mruknął Dan.
- A co z tymi eliksirami dla Hagrida? S...to znaczy profesor Snape przecież nie powinien teraz przez dłuższy czas w ogóle ruszać się z łóżka...- odezwała się cicho Hermiona.
- Ja mu je przygotuję, ale zrobię to ze względu na Hagrida, nie Dumbledore'a. Nie martwcie się o Severusa, jest bardzo silny i za jakiś czas nic mu nie będzie. Też powinniście się już położyć, odprowadzę was.
Hermiona i Harry wstali niechętnie i pozwolili się wyprowadzić z gabinetu. Zanim wyszli, Hermiona spojrzała jeszcze przez ramię na drzwi prowadzące do komnat Severusa i westchnęła. Daniel pożegnał się z nimi kiedy zniknęli za dziurą pod portretem Grubej Damy. W środku zastali bliźniaków pogrążonych w rozmowie oraz Rona, z naburmuszoną miną. Przez chwilę patrzyli się na siebie zanim któreś się odezwało.
- Co z nim? - zapytał Fred.
- Sauvage mówi, że się wykuruje - odpowiedział Harry i usiadł przy rozpalonym kominku. Ron prychnął.
- To było straszne... - szepnął George wpatrując się w ogień. Ron wstał z miejsca i pokręcił głową z zirytowaniem
- Co? Teraz będziecie tak siedzieć i żałować tego nadętego dupka? - spytał. Fred i George wymienili spojrzenia. - Dziwne, że w ogóle został ranny, nie? Myślałem, że od tego łoju to się wszystkie zaklęcia odbijają - zaśmiał się.
- Zamknij się - syknął Harry, zaciskając dłonie w pięści.
- No co? O, wiem! Poślę mu kwiaty...takie zwiędłe rzecz jasna...z liścikiem! Z życzeniami szybkiego powrotu do zdrowia ale niekoniecznie do pracy - zachichotał. Hermiona podeszła do niego mierząc go krytycznie wzrokiem. 
- Nie pogrążaj się - mruknął Fred łypiąc na niego nieprzychylnie.
- A, własnie. Hermiono, zdezynfekowałaś już dłonie? Ja bym się bał, że coś od niego...- w tym momencie jego wypowiedź została brutalnie przerwana. Hermiona uderzyła go z całej siły otwartą dłonią w twarz patrząc na niego z pogardą. Harry uśmiechnął się lekko. - Zwariowałaś?! - wrzasnął. Kiedy nikt mu nie odpowiedział, prychnął i wybiegł z Pokoju Wspólnego kierując się do swojej sypialni.
- To było świetne! - zawołał George.
- Wyszło lepiej niż wtedy z Malfoyem, w trzeciej klasie - dodał Harry. Hermiona uniosła kąciki ust i pochyliła lekko głowę.
- Mam już dość tych jego...
- My też - przerwali jej jednocześnie Fred i George.
Chwilę później obaj zniknęli w korytarzu prowadzącym do ich pokoi. Harry podszedł do Hermiony i położył jej rękę na ramieniu.
- Bardzo to przeżywasz...- stwierdził niepewnie.
- Tę naszą kłótnię z Ronem? Przykro mi, że...
- Nie, nie to miałem na myśli...- wtrącił.
 Uniosła brwi spoglądając na niego pytająco. Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, ale rozmyślił się i tylko uśmiechnął lekko. Przytulił ją delikatnie, po przyjacielsku i również odszedł by położyć się do łóżka. Tej nocy żadne z nich nie zasnęło prędko.


Gdy Harry obudził się następnego ranka miał wrażenie, że wszystkie wydarzenia poprzedniego wieczoru były jedynie okropnym snem, ale bandaż na jego lewym przedramieniu był dowodem na to, że jednak to wszystko wydarzyło się naprawdę. Usiadł na łóżku i nałożył okulary. Dumał jeszcze przez kilka minut nad swoim losem, a potem ubrał się pospiesznie i z wypełnioną podręcznikami, piórami i zeszytami torbą zbiegł do Wielkiej Sali. Miał nadzieję załapać gdzieś Lunę przed lekcjami i to mu się udało - natknęli się na siebie przy wejściu.
- Harry! Jak się czujesz? - spytała przytulając go.
- Ja? Dobrze. Posłuchaj, chciałem cię bardzo przeprosić, że tak cię zostawiłem w tym gabinecie i...- nie dokończył, gdyż Luna przyłożyła mu palec do ust i potrząsnęła lekko głową.
- Przecież nie masz mnie za co przepraszać. Wszyscy byliśmy tak roztrzęsieni, a ty zachowywałeś się naprawdę nadzwyczajnie - powiedziała pogodnie.
- Nie zrobiłem nic szczególnego...
- Oczywiście, że tak - wskazała na jego rękę. Harry uśmiechnął się z powątpiewaniem. 
Nie zważając na to, że mogą być obserwowani przez wszystkich uczniów zgromadzonych w Wielkiej Sali, Harry przysunął ją do siebie i pocałował. Jego uszu dobiegły dźwięki pogwizdywań i przeróżnych komentarzy, ale nic sobie z tego nie zrobił.
- Zobaczymy się po lekcjach? - spytał, odsuwając się odrobinę od niej.
Przytaknęła i odeszła do stołu Ravenclawu z szerokim uśmiechem. Potter przeszedł dumnie przez Wielką Salę i zajął miejsce przy stole Gryfonów, niedaleko nauczycieli. Przysunął sobie talerz i sięgnął po grzanki. Niedługo potem dołączyła do niego Hermiona, która wyglądała na zasmuconą i niewyspaną. 
- Cześć - przywitał ją wesoło. - Co mamy pierwsze?
- Eliksiry, nie pamiętasz planu po pół roku? - odparła usiłując się rozchmurzyć.
- Trochę jestem rozkojarzony - wyjaśnił wzruszając ramionami.
Wtedy rozległ się głuchy dźwięk i wszyscy uczniowie umilkli, kierując spojrzenia w stronę dyrektora, który stanął przed mównicą. 
- Zanim posilicie się i udacie na zajęcia chciałbym ogłosić kilka spraw - zaczął. - Po pierwsze, profesor Dolores Umbridge nie będzie już pełnić funkcji Wielkiego Inkwizytora Hogwartu, nie będzie też uczyć już Obrony przed Czarną Magią. Miała pewien drobny wypadek i przebywa obecnie w szpitalu imienia Munga w Londynie - tu rozległ się aplauz zachwyconych uczniów. Drops uniósł dłoń, aby ich uciszyć. - Rozumiem waszą radość. Od dzisiaj Obrony przed Czarną Magią nauczać będzie mój drogi przyjaciel, Horacy Slughorn! - zawołał wskazując na Horacego, który uniósł się i pomachał do nich przyjaźnie. - Kolejna zmiana. Profesor Flitwick zmuszony został by opuścić Anglię toteż jego miejsce jako nauczyciela Zaklęć i opiekuna Ravencalwu zajmie nie kto inny jak Gilderoy Lockhart! Przywitajcie ich ciepło. A teraz smacznego!
Hermiona skończyła klaskać i spojrzała raz jeszcze w stronę Stołu Nauczycielskiego. Poczuła, jakby coś ją ukłuło gdy dostrzegła puste miejsce obok Daniela, na którym zwykle siedział Severus. Westchnęła i zabrała się za czekające na konsumpcję płatki.
Jedynie ona oraz Harry nie byli zdziwieni kiedy wraz z innymi Gryfonami i Ślizgonami weszli do sali Eliksirów  i zastali tam Daniela, a nie Severusa. Pozostali wymieniali między sobą spojrzenia i ciche uwagi.
- Dzień dobry! - powitał ich. - Otóż profesor Snape nie może prowadzić lekcji toteż przez jakiś czas ja będę miał  z wami zajęcia również w tej sali.
- Co się stało? - spytała Marlene, związując długie blond włosy w kitkę.
- Po prostu jest niedysponowany.
- Ale dlaczego?
- Nie martwcie się o niego.- uciął ostro. - Jako, że już jutro macie pierwsze próbne egzaminy może zajmiemy się czymś lekkim, łatwym i przyjemnym, co wy na to? 
Odpowiedziały mu potakiwania i ochocze zgody. Eliksir jaki polecił im wykonać był łatwy chyba jedynie w jego mniemaniu. Harry musiał kilkukrotnie przeczytać wskazówki, które szatyn zapisał na tablicy zanim zrozumiał o co w nich chodziło i mógł wybrać składniki. Nawet Hermiona zdawała się mieć niemały problem z instrukcjami. 
- Uważajcie krojąc igły jeża preriowego, zawierają w sobie kwas, który...- ostrzegał, kiedy właśnie Neville został oblany przez tenże kwas wydostający się z igły, którą w tamtej chwili kroił.
- Aaaah! Moja twarz! - krzyknął, kryjąc ja w dłoniach. Ślizgoni na czele z Draco Malfoyem wybuchnęli gromkim śmiechem.
- Spokojnie! - zawołał Daniel i szybko podał mu odtrutkę. Po chwili Longbottom dał się namówić na jej wypicie i wszystkie bąble, które pojawiły się na jego pulchnej twarzy znikły w ciągu kilku sekund.
- Ależ z ciebie oferma, Longbottom - rzucił Malfoy, na co Ślizgoni znów wybuchnęli śmiechem, natomiast Neville posmutniał. Daniel uśmiechnął się tylko i podszedł do stolika, przy którym pracował Harry z Hermioną.


- No i jak? - zapytał wesoło. 
Hermiona spojrzała na niego spode łba. Jej już i tak wijące się włosy nastroszyły się i optycznie zwiększyły swoją objętość, ciemna ciecz w jej kociołku bulgotała złowrogo, a ona sama mieszała w nim tak energicznie, jakby poświęcała na to całą swoją siłę.
- Chyba coś robię źle - mruknął Harry wrzucając do swojego kociołka trochę posiekanych muszek mandaryńskich. Wywar zasyczał i zmienił barwę. Chłopak zerknął na Sauvage'a, który patrzył na niego wyczekująco. Zawahał się, a potem dorzucił kilka piór słowika rosyjskiego. Z kociołka wydobył się kłęb niebieskawej pary - dokładnie takiej, jaka powinna się wydobyć według opisu z tablicy.
- Chyba jednak dobrze - odparł Daniel.
- Sam nie wiem jak to się dzieje - odpowiedział z niepewnym uśmiechem. Hermiona rzuciła mu wściekłe spojrzenie. Z jej wywaru wydobywała się fioletowy dym.
- Wydaje mi się, że masz taką specyficzną intuicję...zupełnie jak Se...to znaczy - przerwał, gryząc się  w język - bardzo dobrą intuicję, zupełnie jak...świetny uczeń - skończył niezbyt zgrabnie. Hermiona musiała się odwrócić, by ukryć wszechwiedzącą minę.
- Więc co ja robię źle? - spytała z nutą irytacji.
- Za bardzo polegasz na książkach, Hermiono. Postaraj się zaufać sobie... Robisz to wszystko trochę zbyt nerwowo. Zobacz... - sięgnął po nóż i przekroił nim kilka płatków róż wielobarwnych oraz skórkę limetki cypryjskiej. Następnie wrzucił je do jej kociołka, który zadygotał, a potem wydobył z siebie idealnie niebieskie opary.
- Ojej - szepnęła.
- Nie przejmuj się, jesteś nie tylko najlepszą uczennicą w klasie, ale i najbystrzejszą dziewczyną w swoim wieku - pochwalił ją ciepło, na co jej policzki zarumieniły się delikatnie.
Chwilę później dzwonek obwieścił koniec dwugodzinnej lekcji. Ron nie próbował nawiązać z nimi rozmowy przez całe Eliksiry, także nie sądzili by miało się to zmienić na następnej lekcji jaką była Obrona przed Czarną Magią. Wszyscy uczniowie byli bardzo ciekawi Slughorna, mieli jednak pewność, że będzie o wiele lepszy od Umbridge. Jej osoba również była tematem wielu plotek w szkole, idąc do sali lekcyjnej Harry i Hermiona usłyszeli kilka zupełnie nieprawdopodobnych historii dotyczących jej wypadku. Ktoś stwierdził, że porwały ją centaury, kto inny, że Hagrid poszczuł ją wreszcie sklątkami tylnowybuchowymi, a jeden z Puchonów zarzekał się, że Dolores zrezygnowała ze stanowiska ponieważ Dumbledore odmówił jej podwyżki. Gdy weszli do sali, Horacy już tam był. Z pogodnym uśmiechem stał na środku i gestem dłoni zachęcił ich do zajęcia miejsc.
- Witajcie! - zawołał tubalnym głosem. - Być może część z was mnie kojarzy...miałem przyjemność uczyć rodziców wielu z was. 
- Wtedy uczył pan Eliksirów, prawda? - spytała Marlene. Przytaknął energicznie.
- Tak...pana Cooper, mam rację?
- Tak, Marlene Cooper - odparła, dumnie prostując się na krześle. Draco zerknął w jej stronę i uśmiechnął się w typowy dla siebie sposób.
- Córka Alice i Adama? Oboje byli wspaniałymi uczniami, nic dziwnego, że zrobili karierę - stwierdził z uznaniem, na co ona skinęła głową, a następnie oparła podbródek na złączonych dłoniach. - Tak, wtedy uczyłem Eliksirów, jednak teraz...
- Więc czemu teraz nie zastąpi pan Snape'a? -  zapytał Ron. Slughorn skierował na niego zaskoczone spojrzenie.
- Och, nie pomylę się jeżeli powiem, że obecnie wiedza profesora Snape'a znacznie przekracza moją w tej dziedzinie. Ba! Zapewne nie tylko w tej.
- Tak, nikt się nie zna na Czarnej Magii tak jak on - burknął pod nosem Weasley. Horacy skrzywił się i stwierdził, że lepiej go zignorować.
- Jak mówiłem...teraz zajmę się Obroną, co mnie bardzo cieszy, mam nadzieję, że współpraca będzie nam się układała pomyślnie. Czy ktoś z was mógłby mi powiedzieć co ostatnio przerabialiście?
- Właściwie to...z profesor Umbridge nie przerobiliśmy nic konkretnego - powiedział Harry. Slughorn spojrzał na niego, a jego oczy pojaśniały na widok cienkiej blizny w kształcie błyskawicy.
- Harry Potter - szepnął zachwyconym głosem. 
- Tak, to ja - zaśmiał się brunet. Nauczyciel mrugał przez chwilę zanim ponownie się odezwał.
- Wybacz mój chłopcze...nic konkretnego? To znaczy?
- Kazała nam czytać ten podręcznik na każdej lekcji - odparł Potter wyjmując z torby książkę autorstwa Slinharda i podając ją profesorowi.
- Ah...rozumiem...- przez kilka minut dumał nad zagadnieniem, drapiąc się lekko po siwej głowie. - No cóż...a więc jesteście bardzo do tyłu z materiałem. No dobrze. Może w takim razie zaczniemy od...
- Czyli będziemy używać czarów?! - spytał na wdechu Dean.
- Oczywiście, panie...?
- Thomas. Dean Thomas.
- Na tym polegają te zajęcia, panie Thomas.
-  Chodzi o to, że przez ostatnie pół roku nie mieliśmy nawet prawa wyciągnąć różdżki z torby - wtrącił Draco.
- Teraz będziecie jej używać w tej sali bezustannie, panie Malfoy - odpowiedział Horacy. Draco uśmiechnął się złośliwie słysząc, że nauczyciel znał jego nazwisko. 
- Znał pan mojego dziadka? Abraxasa Malfoya?
- Naturalnie! Z wielkim smutkiem przyjąłem wiadomość o jego śmierci...smocza ospa w jego wieku...
- A czy...- zaczął Ron, ale Slughorn nawet na niego nie spojrzał.
- Zaklęcie Tarczy? Czy ktoś może mi powiedzieć jak działa? 
Wyćwiczona ręka Hermiony poszybowała szybko w górę.
- Tak, panno...?
- Granger. Zaklęcie Tarczy tworzy przed czarodziejem swoistą zaporę, od której odbijają się zaklęcia - odpowiedziała szybko.
- Bardzo dobrze! A czy ktoś wie przed jakimi zaklęciami nas nie ustrzeże? - Ręka Hermiony znów uniosła się. Lekko speszony Slughorn ponownie się do niej zwrócił. - Panno Granger?
- Tarcza nie odbije Zaklęć Niewybaczalnych oraz zaawansowanych zaklęć czarnomagicznych.
- Znów prawidłowa odpowiedź. Aż głupio mi pytać, ale pewnie znasz jego formułę?
- Tak! Brzmi: Protego. - padła gładka odpowiedź.
- Ah, dziesięć punktów dla Gryffindoru. Granger? Granger? Czy jesteś może spokrewniona z Hektorem Dagworth-Grangerem? Założycielem Nadzwyczajnego Towarzystwa Szalonych Kapeluszników?
- Nie, chyba nie, panie profesorze. Pochodzę z mugolskiej rodziny.
Malfoy nachylił się do siedzącego obok niego Blaise'a i szepnął coś, na co obaj zarechotali. Na krągłej twarzy Slughorna nie pojawił się jednak nawet cień zmieszania. Uśmiechnął się przyjaźnie i skinął Hermionie. Następnie przeszedł do demonstracji.
Protego - szepnął, a z jego różdżki wydobył się jasny promień, który utworzył przed nim połyskującą tarczę. - Zaklęcie to nie jest trudne, jednak wyczarowanie go wymaga skupienia. Dobierzcie się w pary, niech jedna osoba próbuje rozbroić drugą, która będzie próbowała się bronić.
Salę wypełnił hałas odsuwanych krzeseł i szum rozmów. Draco natychmiast podbiegł do Marlene i wyciągnął do niej zachęcająco dłoń.
- Hmm?
- No dobra - odparła, niby to niechętnie.
- Kto się pierwszy broni? - spytał, unosząc lekko jasne brwi.
- Ja - odpowiedziała z szelmowskim uśmiechem.
Po drugiej stronie Ron, który tak samo jak Zabini został bez pary, a więc zmuszeni byli ćwiczyć razem. Weasley patrzył na murzyna z przerażeniem, natomiast Blaise potarł dłonie, jakby szykował się do jakiejś dobrej rozrywki. Hermina i Harry stanęli naprzeciwko siebie. Oboje doskonale mieli opanowane Zaklęcie Tarczy, tak jak większość członków GD. To przypomniało Harry'emu, że nie zastanawiał się jeszcze czy ich spotkanie będą kontynuowane. Teraz, gdy mieli już kompetentnego nauczyciela, nie było raczej takiej potrzeby...
- Wspaniale, Harry! - zawołał Slughorn podchodząc do nich i klaszcząc w dłonie, kiedy tarcza odrzuciła Expealliarmus Hermiony.
- Dziękuję - odparł pogodnie Potter. Slughorn zbliżył się jeszcze bardziej i ściszył głos.
- Harry? Panno Granger? Może jeszcze o tym nie wiecie, ale w swoim czasie urządzałem w Hogwarcie co jakiś czas przyjęcia dla grupy wybranych uczniów. Mam nadzieję, że zgodzicie się zostać wpisani na listę gości? 
- Ależ oczywiście, bardzo dziękuję - powiedziała radośnie Hermiona, rzucając jednocześnie Harry'emu pytające spojrzenie.
- Tak, dziękuję - mruknął chłopak.
Lekcja minęła bardzo szybko i przyjemnie. Wszyscy uczniowie byli pozytywnie zaskoczeni Slughornem i w drodze do sali Zaklęć wymieniali uwagi.
- Przyznam, że zrobił na mnie pozytywne wrażenie - powiedziała Hermiona do Harry'ego, który przytaknął od razu.
- Na mnie zrobił takowe już wczoraj...no wiesz, jak skrytykował zachowanie Dumbledore'a - dodał już o wiele ciszej.
- No tak...ja chyba byłam zbyt zdenerwowana, by się nad tym wtedy zastanawiać - stwierdziła siadając na swoim stałym miejscu.
- Własnie...Hermiono? Kojarzysz jak poszliśmy do gabinetu Snape'a? Jak ci się udało otworzyć drzwi bez znajomości hasła? - zapytał szeptem, siadając obok niej.
- Ja...- zaczęła, a jej policzki natychmiast poróżowiały, z potrzasku uratowało ją nagłe wejście do sali Gilderoya.

- Jakże miło mi was zobaczyć, kochani uczniowie! - zawołał, wbiegając do klasy. Jego złote loki lśniły w świetle przedostającego się przez wysokie okna słońca, a złota szata powiewała lekko. - Oczywiście, wiecie kim jestem! Kawalerem Orderu Merlina...Trzeciej Klasy... Pięciokrotnym zdobywcą nagrody czasopisma Czarownica za najbardziej czarujący uśmiech! Minęły prawie trzy lata od naszego ostatniego spotkania! Stęskniliście się? - zapytał prezentując swoje śnieżnobiałe uzębienie.
Hermiona przykryła dłonią usta, by ukryć uśmiech, Harry zagryzł policzki, by nie wybuchnąć śmiechem. Ale wiele dziewcząt, w tym Lavender oraz Parvati wpatrywały się w Lockharta z uwielbieniem graniczącym z czcią.
- No jasne - powiedział z wyraźną kpiną w głosie Seamus Finnigan. Gilderoy był jednak zbyt pewny siebie, by ją wyczuć.
- Tak myślałem! Specjalnie na tę okazję podpisałem dla was swoje zdjęcia! Dla każdego po jednym! Zabierzecie wychodząc z klasy.
-Nic się nie zmienił - mruknął Harry do Hermiony, która już nie była w stanie powstrzymać chichotu.
Przez całą godzinę Gilderoy opowiadał im o tym jak to niby udało mu się pokonać zjawę z Tokio posługując się Zaklęciem. Nie miał jednak pojęcia jak brzmiała jego formuła, ale nie przeszkadzało mu to w opowiadaniu jak ciężki to był bój. Pod koniec zajęć z radością rozdał im swoje zdjęcia z autografami. Harry i Hermiona wybiegli z klasy jak tylko zabrzmiał dzwonek. Znalazłszy się już na korytarzu pozwolili sobie wyśmiać się do woli.
- Cóż, możemy być pewni, że będzie ciekawie - powiedziała Hermiona łapiąc się za brzuch.
- No i dobrze - odparł Harry, zginając się wpół.
- Nie sądzicie, że ktoś powinien wyjawić prawdę o jego...dokonaniach? - zabrzmiał przy nich głos Rona. Oboje w sekundę przestali się śmiać.
- Dlaczego tak uważasz? - spytał chłodno Potter.
- Bo...no wiesz, zbudował swoją karierę na kłamstwie... - oznajmił rudowłosy. Hermiona skrzywiła się.
- Może to i prawda, ale po co chcesz mu niszczyć życie? Ta kariera, jakakolwiek by nie była, jest wszystkim, co ma...
- Nawet na tyle nie zasłużył.
- W końcu to przez twoją niezdarność... to ty złamałeś swoją różdżkę...przez trzy lata był w szpitalu...- syknęła Hermiona.
- I właśnie tam powinien zostać!
- Przestań, Ron. Co ci się stało? Już ci nie wystarczy wyżywanie się na Snape'ie? Musisz się czepiać Lockharta i wszystkich wokół?
- Och, daj spokój, Harry. Wszyscy widzą podobieństwo między wami...obaj uwielbiacie swoją sławę...a żaden z was na nią nie zasłużył. Wszyscy się nim zachwycają, a jest nikim...zupełnie jak ty. Sądzą, że jesteś taki wspaniały i dzielny, a to guzik prawda. No bo co to za zasługa, że Sam-Wiesz-Kto zabił twoich ro...
Nie zdążył dokończyć.Harry rzucił się na niego z furią.
- Harry, nie! - krzyknęła Hermiona. 
Odgłosy bójki sprawiły, że w ich stronę skierował się Draco wraz z Zabinim. Drzwi od sali otworzyły się i wyjrzał przez nie Lockhart.
- Wreszcie zrobiłeś coś mądrego, Potter i przyłożyłeś temu wiewiórowi...sam od dawna miałem na to ochotę, ale za bardzo się brzydzę - zawołał Malfoy.
- Zamknij się, fretko! - okrzyknął mu Ron, uchylając się przed ciosem wymierzonym w jego nos.
- Sam się zamknij wreszcie, ty idioto! - syknął Potter.
- Ależ chłopcy! - wtrącił się Gilderoy. Podszedł do nich i ściągnął Harry'ego, który właśnie zaciskał dłonie na szyi Ronalda. Otrzepał dłonie o szaty i sięgnął do kieszeni, z której wyjął plik zdjęć. - Skoro aż tak wam zależy to dam wam jeszcze kilka! - powiedział i wspaniałomyślnie wręczył każdemu z nich po trzy sztuki. Uśmiechnął się czarująco do Hermiony i zniknął z powrotem w klasie.
- Nie waż się do mnie zbliżać, rozumiesz?! I ty się nazywasz moim przyjacielem?! Nie chce mieć z tobą nic wspólnego więc trzymaj się ode mnie z daleka, jasne?! - krzyczał Harry gniotąc w zaciśniętej dłoni zdjęcia,  Hermiona musiała złapać mocno za łokcie, by znowu się na niego nie rzucił.
- Nie musisz mnie przekonywać! Kto by się chciał z tobą zadawać?! - odparł Ron. 
Rzucił mu jeszcze wściekłe spojrzenie i odbiegł z korytarza. Draco z politowaniem patrzył jak się oddala, podszedł do Harry'ego i Hermiony z miną a-nie-mówiłem?
- No widzisz, Potter. Ostrzegałem cię. Pamiętasz? Wtedy, w pierwszej klasie. Mówiłem ci z kim należy się zadawać a kto nie jest tego wart...miałem rację. Musiało minąć aż cztery i pół roku żebyś pojął, że Weasley to jeden z największych kretynów jakich widział Hogwart? Lepiej późno niż wcale.
Uśmiechnął się złośliwie i odszedł, a za nim Blaise, który nie zaszczycił ich nawet spojrzeniem.
- Głupio mi to mówić, ale on rzeczywiście miał rację - mruknęła Hermiona.
- Teraz to widzę. A wiesz, co jest najgorsze? 
- Mmm?
- Że naprawdę myślałem o nim jako o swoim najlepszym przyjacielu...i jest mi strasznie przykro, że najwyraźniej się przeliczyłem.
- Mi też - odpowiedziała i poklepała go pocieszająco po plecach.


Daniel kilkukrotnie zaglądał do Severusa w czasie przerw pomiędzy lekcjami, ale za każdym razem ten spał. Był to dobry znak, jego organizm potrzebował odpoczynku jak płuca tlenu. Sauvage ledwo wyrabiał na dwóch etatach, chociaż lekcje ułożone były w taki sposób, że musiał odwołać tylko dwie Historie wciągu dnia. Eliksiry były jednak ważniejszym przedmiotem. Miał wrażenie, jakby w jego wnętrzu toczyła się wojna sprzecznych emocji. Był szczęśliwy, że udało mu się uratować Severusa. Dumny z postawy Harry'ego. Współczuł Hermionie. Wściekły na Dumbledore'a za...wszystko. Bał się też swojej własnej przeszlości i tego, czego się jeszcze nie domyślił.
 Skończywszy eliksiry dla Hagrida i Madame Maxime udał się z kolacją ponownie do lochów. Wszedł po cichu do sypialni bruneta i postawił tacę na stoliku przy łóżku. Nalał kotu mleka do miski i usiadł na fotelu obserwując śpiącego przyjaciela. Fox wypiwszy całą zawartość naczynka oblizał się po pyszczku i wskoczył na łóżko. Przespacerował się po pościeli i przysiadł przy twarzy Snape'a, liżąc go po policzku.Severus skrzywił się przez sen i nie minęła nawet minuta jak otworzył oczy. Zadowolony kociak  z tego, że udało mu się wykonać zadanie (czyli obudzić swojego człowieka) miauknął i zeskoczył z łóżka mknąć ku szafie i leżącemu obok niej kłębkowi wełny.
- Cześć - powiedział spokojnie i cicho Daniel. Severus przetarł czarne oczy i zerknął na niego.
- Cześć - odparł ledwo słyszalnie. 
- Mam nadzieję, że nie jesteś głody? 
- Dlaczego?
- Bo tak jakby...nie masz czym trawić - Sauvage wstał i odkorkował przyniesione butelki.
- Cudownie - jęknął, przymykając powieki.
- Wypij - polecił mu szatyn podając trzy buteleczki z różnobarwnymi cieczami. - Nie wiem co to była za klątwa, ale uniemożliwiła mi odtworzenie ci żołądka i takich tam za pomocą zaklęć.
- I pomyśleć, że to mój własny wynalazek - mruknął Sev krzywiąc się na kwaśny smak jednego z płynów.
- Twój? - Daniel uniósł brwi, nieco zaskoczony.
- A i owszem. Dawno temu...dla Czarnego Pana, nie wiedziałem, że przekazał formułę innym. 
- Wiesz jak bardzo się bałem? To naprawdę coś niesamowitego, że ogóle udało ci się dolecieć do Hogwartu...
- Udało się? W drodze straciłem świadomość - odparł opróżniając trzecią butelkę i sięgając po czekające na spożycie fiolki.
- Myślałem, że odejdę od zmysłów. Miałeś złamany rdzeń kręgowy, traciłeś tak dużo krwi...
- Co zrobiłeś? - zapytał, głosem zupełnie pozbawionym emocji.
- Posłałem Herminę po kociołek i ingrediencje...uwarzyłem Eliksir Erkwooda, który jak wiesz, utrzymuje pełną sprawność umysłu przez piętnaście minut...nawet gdy nie krąży już krew w organizmie.
- To zaklęcie zostało tak zaprojektowane by w ciągu maksymalnie pół godziny wytoczyć z ofiarny całą krew, jak, na Slytherina, udało ci się...
- Musiałem cię rozciąć, przepraszam - wtrącił szybko i przygryzł kształtne usta. Severus wytrzeszczył na niego oczy.
- Przepraszasz?
- No bo...ta blizna raczej już nie zniknie, a...
- Ah, daj spokój. Co za różnica, jedna więcej? I tak już nie będę wyglądał gorzej - stwierdził gorzko, na co Daniel nie mógł pohamować uśmiechu. Przed oczami stanęły mu wspomnienia z wakacji...tyle razy podróżowali w różne zakątki globu zwiedzając i oddając się różnym rozrywkom, ale nie pamiętał by którakolwiek ze...spotkanych...mugolek uważała Severusa za nieprzystojnego. Wręcz przeciwnie.
- Mnie nie nabierzesz, doskonale wiem, że masz wysokie poczucie własnej wartości - stwierdził wesoło. - Musiałem ci rozciąć skórę, żeby móc się dostać do aorty i serca. Nie biło. - Zrobił przerwę i spuścił wzrok. Severus milczał, wyczekując ciągu dalszego. - Harry uwarzył bardzo szybko Eliksir Milksiego, który przyspieszył przepływ krwi przez rurkę, tak by jak najszybciej się dostała tam gdzie było jej brak.
- Harry? - powtórzył bezbarwnie.
- Zdolnego masz syna. Pognał za Hermioną po te wszystkie rzeczy, starał się zachować spokój, chociaż czułem, że bardzo się denerwował.
- Aha...ale skąd ty wziąłeś tyle...- przerwał, bo Daniel uniósł zabandażowane przedramię.
- Zobacz jakie to szczęście, że obaj mamy tę samą grupę.
- Ale przecież nie mogłeś mi oddać aż czterech litrów! A o ile się znam to tyle właśnie jest minimalną wartością, by...
- Zamierzałem - odpowiedział, poważniejąc. - Dlatego poprosiłem Hermionę by od razu przyniosła mi Eliksir Życia. Wypiłbym jak tylko skończyłbym przetaczać ci krew. Nie byłem pewien, czy do końca by zadziałał, ale za nic nie mogłem pozwolić ci umrzeć...
Severus spojrzał na niego i otworzył usta, ale zaraz potem je zamknął. Obaj milczeli przez dłuższą chwilę. Brunet odchrząknął.
- Powiedziałeś, że zamierzałeś...?
- No tak, bo Moody się uparł i spytał kto jeszcze ma grupę zero - odpowiedział z lękiem, spodziewając się jaka będzie reakcja. Snape skrzywił się okropnie i obnażył zęby, w przypływie złości. Mógł przetrawić to, że po raz kolejny zawdzięcza Danielowi życie, w końcu byli przyjaciółmi i przyzwyczaił się już do tego uczucia względem niego, ale komuś innemu...to było dla niego poniżające.
- Kto? - spytał ostro i zakaszlał.
- No...Harry od razu zawołał, że i on ma tę grupę... Powiedziałem mu, że nie musi, że dam sobie radę, ale on stwierdził, że chce. Nie mogłem mu przecież zabronić...
Severus ukrył twarz w dłoniach i pokręcił głową. Przez minutę nie czuł się zdolny do skomentowania tego, czego właśnie się dowiedział.
- Cudownie...jak tylko dowie się o tym jakie grupy krwi miała jego matka i Potter to będzie po sprawie - stwierdził zrezygnowanym tonem.
- Czemu tak?
- Lily miała grupę krwi A...a Potter AB, jestem pewien, bo sprawdzałem te informacje wiele lat temu, właśnie po to by wiedzieć, że nie powinien dopuścić do tego, by on dowiedział się, że mamy taką samą grupę...
- Raczej nie nabrał podejrzeń....- rzekł ostrożnie Sauvage.
- Jeszcze. Kto tam był?
- W gabinecie? Nie licząc ciebie i mnie... Harry, Hermiona, Luna Lovegood, Neville Longbottom, Ron Weasley z familią, Tonks, Moody, Kingsley, Drops, Slughron, Lockhart, McGonagall, Flitwick, Sprout...a, no i Remus. Większość była naprawdę pod wrażeniem zachowania Harry'ego.
- Lupin? Świetnie, po prostu fantastycznie...
- Myślisz, że mógł zwrócić na to uwagę?
- Jestem tego pewien, to w końcu nie jest taki idiota...jeżeli powie cokolwiek na ten temat Harry'emu...
- Trzeba więc z nim najpierw porozmawiać i wybadać czy się domyślił prawdy - podsunął Sauvage. - Nie przejmuj się, będzie dobrze...
- Jasne - burknął.
- Na koniec musi być dobrze. Gdy nie jest dobrze to znaczy, że to jeszcze nie koniec. Mam dobrą nowinę!
- To znaczy? Drops i Czarny Pan zabili się nawzajem?
- Lepiej! Dolores przez własną głupotę wypiła eliksir Freda i George i cóż...musieli ją zabrać od Munga. Mamy ją z głowy! - obwieścił radośnie.
- Weasleyów? Skąd miała ich eliksir? Co to za eliksir w ogóle?
- A, taki dowcipny. Można powiedzieć że padła ofiarą żartu. A zastąpił ją Horacy Slughorn.
- Oh.
- A tak zmieniając temat...wiedziałeś, że twój syn chodzi z panną Lovegood?
- Co? - zakrztusił się pitym właśnie eliksirem.
- Harry. Z Luną Lovegood z Ravenclawu - powtórzył Daniel, chichocząc.
- Cóż...dziewczyna trochę za bużo buja w obłokach, ale akurat w Eliksirach ma bardzo dobre wyniki więc chyba ma głowę na karku - stwierdził Severus, którego ta informacja nieco zbiła z tropu.
 Daniel wstał słysząc pukanie do drzwi gabinetu. 
- To pewnie jakiś gość z kwiatami i życzeniami powrotu do zdrowia. Otworzyć?
- Wszystko mi jedno.
Był to Horacy Slughorn. W ramionach trzymał pękatą butelkę Ognistej Ogdena i ogromną tabliczkę czekolady.
- Jak Severus?
- Wejdź i sam spytaj - zaproponował Daniel wpuszczając go do środka i wskazując otwarte drzwi do pokoju bruneta. -  Ojej, muszę zanieść Hagridowi te eliksiry - dodał, kiedy przypomniało mu o tym pełne pudełko stojące przy wejściu. - Nie śpi, możesz z nim porozmawiać - powiedział do zaniepokojonego Slughorna.
Daniel zabrał pudełko, pomachał przyjacielowi i wyszedł pozostawiając niedomknięte drzwi od gabinetu. Slughorn wszedł i zajął miejsce zwolnione przez Sauvage'a. Uśmiechnął się niemrawo.
- Wiem, że to kiepskie podziękowania, ale naprawdę nie znajduję słów, by...
- Och, przestań - przerwał mu Severus. Horacy odstawił butelkę i czekoladę na stolik.
- Zamówiłem wiele takich. Wiem, że na razie nie możesz, ale za jakiś czas...uratowałeś mi życie, a ja nie mam pojęcia jak mógłby się odwdzięczyć...
- Więc kupujesz mi whisky?  - mruknął Severus ze złośliwym uśmieszkiem. Horacy zarumienił się.
- No tak.
- To nic wielkiego.
- Oczywiście...wiesz, miło wrócić od uczenia...przypomniały mi się moje dawne lekcje...i to jak wręcz wbiłeś mnie w ziemię, jedyny uczeń, któremu udało się uwarzyć Eliksir Żywej Śmierci. Perfekcyjnie. I to za pierwszym razem!
- Cóż...
Nie usłyszeli jak drzwi od gabinetu otwierają się szerzej i do środka wchodzi uczeń. Harry chciał dowiedzieć się jak się ma Snape, od popołudnia nie dawało mu to spokoju, ale teraz zamiast obwieścić im swoją obecność, czmychnął pod ścianę i przykucnął przy otwartych drzwiach od pokoju, nasłuchując.
- No i Lily...zawsze podejrzewałem, że te jej dobre wyniki w Eliksirach mają jakieś drugie dno... Była mądrą dziewczyną, ale raczej nie wyczuwałem w niej eliksirowarskiego talentu. To dzięki tobie, prawda? Pamiętam, że się przyjaźniliście.
Harry musiał zatkać sobie usta, by nie wydać z siebie okrzyku zaskoczenia.
- Korzystała z moich notatek i sugestii...stąd jej dobre oceny - przyznał Snape, wzruszając ramionami.
- Tak właśnie myślałem. Dziwne. James nie miał za grosz umiejętności w tej dziedzinie.
- Co to ma do rzeczy?
- Bo...tak sobie pomyślałem...miałem dzisiaj Obronę z piątą klasą i miałem przyjemność poznać Harry'ego. Chłopakowi należy się medal. Nie mam pojęcia skąd on wziął ten spokój, ale był taki zrównoważony i dzielny.
- Tak, tak...Złote Dziecko Gryffindoru - syknął kpiąco.
- Naprawdę to imponujące, co zrobił...ale skoro nie chciałeś o tym mówić...chociaż to była lekcja Obrony to wydawało mi, że podskórnie wyczuwam u niego talent do Eliksirów...jest w nich dobry, prawda? Czy już mnie intuicja zawodzi?
- Ekhem. Powiedzmy, że wziął się wreszcie do roboty po latach leserstwa i osiąga...dobre wyniki - powiedział siląc się na obojętny ton.
- Ano właśnie...nie mam pojęcia po kim mógł odziedziczyć takie zdolności...- zamyślił się Horacy. - Wydał mi się inteligentnym, dobrze ułożonym chłopcem. Ma takie same oczy jak Lily...zielone. Ale to nie Lily widziałem w jego oczach...
- Co masz na myśli? - spytał, spinając się.
- Sam nie wiem...ale kogoś mi przypomina, a nie mam pojęcia kogo...chociaż kolor oczu ma po matce, to jednak spojrzenie zupełnie inne...i na pewno nie takie jak James, o nie...wiem, że dopiero co go poznałem, ale nie widzę w nim zupełnie ani kropli z Jamesa Pottera, a to spojrzenie nie daje mi spokoju. Takie bystre, wiesz? Przenikliwe, silne i...mądre? To chyba odpowiednia określenia...gdybym tylko się domyślił kogo mi przypomina...
- Wybacz, że ci nie podpowiem, ale wzrok Pottera nie pochłania moich myśli - rzucił Severus odwracając spojrzenie.
- Tak,tak, przepraszam...po prostu tak mnie to dzisiaj ruszyło...
Harry wstał i odczekał chwilę, przez którą obaj mężczyźni milczeli. Wziął głęboki oddech i zapukał głośno do drzwi, a następnie wkroczył do sypialni.
- Potter! Kto ci pozwolił tu wejść? - syknał Severus. Spróbował unieść się na poduszkach, ale ból mu to uniemożliwił.
- Drzwi były otwarte - wyjaśnił z uśmiechem. Snape przymknął oczy, uspokajając się w myślach.
- Harry, mój drogi chłopcze! 
- Ja...przepraszam, po prostu było otwarte, a ja...ja chciałem się tylko dowiedzieć...
- Czego? - warknął Snape.
- Jak się pan czuje - dokończył.
- Fenomenalnie. Teraz, jak zaspokoiłeś swoją ciekawość to mógłbyś z łaski swojej opuścić to pomieszczenie?
- Ależ, Severusie! Chłopak zasługuje na pochwały! Siadaj, siadaj! - zawołał Horacy wskazując mu wolny fotel. Sięgnął po butelkę Ognistej i różdżką przywołał dwa kieliszki. - Ty nie możesz, ale my się poczęstujemy - mruknął wesoło do Severusa, który skrzywił się, wyraźnie niezadowolony. Slughorn napełnił kieliszki i jeden z nich podał Harry'emu. - Byłeś niesamowity, mój chłopcze.
- To nic wielkiego - powiedział Harry, nieświadomie powtarzając słowa Severusa. Upił łyk i poczuł jak ciecz pali go w gardle.
- Jaki skromny! Wielu dorosłych  nie stać by było na taki gest!
- Nie zrobiłem przecież nic nadzwyczajnego.
- Trzeba ci oddać, co twoje, Harry, a profesor Dumbledore...
- Horacy - wycedził przez zaciśnięte zęby starszy brunet.
- Tak?
- Już nic.
- Może powinieneś jeszcze zasnąć, co? Och, to prawdziwie szczęśliwy zbieg okoliczności, że Harry ma tę samą grupę krwi! Daniel kompletnie by się wypatroszył.
- Tak, cudowny wręcz - wykrztusił, próbując zachować spokój.
- Nie podzięku...- przerwał wpół słowa, gdyż uwagę całej trójki przykuły zamykające się właśnie z donośnym trzaskiem drzwi wejściowe od gabinetu. Stanął w nich Albus Dumbledore. Szybko przeszedł do pokoju.
- Harry? Horacy? - odezwał się spoglądając na niech podejrzliwie znad swoich okularów połówek.
- Ja...- zaczął Harry.
- Nie uważacie, że on potrzebuje teraz spokoju?
- Ależ naturalnie - odparł Horacy.
- Właśnie, proszę wyjdźcie, chciałbym powiedzieć tylko kilka słów.


Harry odstawił kieliszek i nie patrząc na Snape'a razem ze Slughornem wyszli. Horacy jeszcze odwrócił się  przez ramię i spojrzał z przestrachem i dezaprobatą na dyrktora. Dumbledore odczekał, aż znikną za drzwiami i dopiero wtedy odezwał się do Severusa.
- Wygodnie ci się leży, Severusie?
- Nieszczególnie.
- Nieważne, chcę byś mi wyjawił wszystko czego się wczoraj dowiedziałeś od Voldemorta - zażądał władczym tonem.
- Niczego się nie dowiedziałem - odparł Sev.
- Nie okłamuj mnie!
- Mówię prawdę, niczego się nie dowiedziałem od Czarnego Pana - powtórzył spokojnie. Drops tracił powoli panowanie nad sobą.
- Kpisz sobie ze mnie, Snape?! - Severus nie odpowiedział. - Ten atak nie mógł być bez znaczenia, lepiej dla ciebie żebyś mi wszystko powiedział.
- Nie mam ci nic do powiedzenia - warknął wrogo.
- Zastanów się. Sauvage może sobie być twoją niańką na każde skinienie, ale ja nie będę się cackał. Dobrze wiesz, że mogę zamienić twoje życie w piekło i wierz mi, nie będę się wahał jeżeli ty nie potrafisz być lojalny w stosunku do mnie.
- Moje życie już jest piekłem, Dumbledore! - krzyknął i zakaszlał.
- Na twoje własne życzenie...
Severus milczał. Ból jaki mu doskwierał był nie do zniesienia. Pragnął tylko spokoju, czy to było tak wiele? Chciał móc znów zasnąć, a zamiast tego usiał wysłuchiwać pretensji i gróźb starego hipokryty. Albus obserwował go jeszcze przez chwilę, a potem prychnął.
- Jesteś kompletnie nic niewarty...
Z tymi słowami opuścił jego komnaty. Na Severusie nie zrobiło jego zachowanie żadnego wrażenia. Odetchnął głęboko. Spodziewał się, że jeszcze wielokrotnie usłyszy podobne epitety. Wiele już zniósł i wiele jeszcze był w stanie znieść.

-------------------------------------------------------------------------------------------