Harry obudził się z krzykiem. Po raz kolejny śniło mu się, że jest Voldemortem. To zdarzało się coraz częściej, odkąd powrócił. Przetarł oczy próbując sobie przypomnieć o czym to było tym razem. Rozmawiał z jakimś mężczyzną, potem weszła czwórka innych postaci, na trójkę z nich rzucił jakieś zaklęcie. Usiadł na łóżku próbując zlokalizować okulary, zerknął na zegarek i opadł z powrotem na poduszki. Była dopiero druga w nocy. Pomyślał, że całe szczęście, że każdy uczeń ma, niewielką bo niewielką, ale oddzielną sypialnię. Już i tak mieli go za kłamcę i wariata, gdyby usłyszeli, że jeszcze co noc śni mu się, że jest czarnoksiężnikiem...
'Prorok miałby pożywkę' pomyślał gorzko.
Czy Dumbledore przeżywał to samo? W końcu uwierzył mu i przedstawił jego wersję wydarzeń całej szkole i społeczności czarodziejów, trudno powiedzieć, by coś na tym zyskał. Wyrzucili go z Wizengamotu, z Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów, mówiło się, że mają odebrać mu Order Merlina Pierwszej Klasy. No i w dodatku ta Umbridge... To oczywiste, że Knot chciał mieć kogoś w Hogwarcie, by móc rozszerzyć swoje wpływy jednocześnie ograniczając Dumbledore'a. Nie mógł uwierzyć, że naprawdę będzie kilka razy w tygodniu zmuszony przebywać z tą ropuchą w klasie, udając, że czyta idiotyczny podręcznik. Zakładając, że następne lekcje będą takie jak pierwsza, nie wie jak długo będzie coś takiego w stanie znieść. 'Dlaczego oni wszyscy myślą, że kłamię? Po co miałbym to robić?' No tak, myślą, że chce za wszelką cenę, zwrócić na siebie uwagę...
Nie, dyrektor na pewno go nie rozumiał. Przez całe wakacje trzymał go z dala od jakichkolwiek informacji, zabronił jego przyjaciołom do niego pisać, a podczas przesłuchania o użycie Zaklęcia Patronusa przy Dudley'u, nie zamienił z nim ani słowa. Nikt nie chciał mu nic mówić, to było irytujące. Kilka dni temu, gdy był jeszcze w domu Syriusza, ten chciał mu coś wyjawić, ale pani Weasley musiała się wtrącić przerywając mu. Zachowanie matki Rona było bardzo miłe, przejmowała się nim i nie chciała, żeby coś mu się stało, ale przyszedł moment, gdy Harry miał ochotę powiedzieć jej, że nie jest jego matką i nie życzy sobie by za niego decydowała, powstrzymał się jednak, nie chciał sprawiać jej przykrości. Westchnął i po chwili znów zasnął.
Nad ranem obudziło go pohukiwanie Hedwigi, która przyleciała z sowiarni przywitać się. Odleciała z powrotem, gdy tylko dał jej trochę krakersów. Ubrał się niespiesznie, nie miał ochoty schodzić na śniadanie i znów czuć na sobie tych pogardliwych spojrzeń. Zabrał torbę i razem z Ronem, który czekał już na niego pod drzwiami, zeszli do Pokoju Wspólnego Gryfonów by razem z Hermioną iść do Wielkiej Sali.
- Co mamy dzisiaj pierwsze? - spytał przyjaciółki wpatrując się niechętnie w swoją owsiankę.
- Eliksiry. - odparła nakładając sobie kilka placków z jabłkami.
- A propos...nie mogłem zasnąć dzisiaj długo i przez okno widziałem Snape'a włóczącego się po błoniach. Ciekawe co on znowu kombinuje. - powiedział Ron zerkając na stół nauczycieli. Mistrz Eliksirów rozmawiał o czymś przyciszonym głosem z Sauvage'm.
- Uważasz, że to już musi oznaczać, że coś kombinuje? - spytała gniewnie Hermiona.
- Jakby tak nie było to po co wałęsałby się na zewnątrz w środku nocy?
- Może mieć wiele powodów. Uparłeś się, żeby zawsze go o coś podejrzewać. Ile już razy zarzucaliśmy mu różne rzeczy i czy chociaż raz to się sprawdziło? - żaden z nich jej na to nie odpowiedział, w końcu miała rację. - Harry, zjedz coś. - dodała po chwili.
- Nie mam ochoty, nie czuję się zbyt dobrze. - rzekł odsuwając od siebie miskę i odkładając łyżkę.
- To przez Seamusa? - spytał Ron. - Nie przejmuj się, przecież kiedyś i tak dowiedzą się, że mówisz prawdę i będę cie przepraszać. - Gryfon jedynie uśmiechnął się blado w odpowiedzi.
- Harry! - odwrócił się, gdy usłyszał że ktoś go woła. W ich stronę szła Luna Lovegood, jej długie blond włosy były w lekkim nieładzie a na szyi miała naszyjnik z korków od piwa kremowego, który chłopak już u niej widział, kiedy jechali razem pociągiem.
- Cześć, Luna. - powiedział siląc się na pogodny ton. Nie to, żeby jej nie lubił, ale był po prostu w okropnym nastroju.
- Cześć! - zawołała, chociaż stała tuż obok niego. - Chciałam ci powiedzieć, że wierzę we wszystko co mówisz o tym, że Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać powrócił i że z nim walczyłeś. - mówiła bardzo głośno, sprawiając ze większość Gryfonów i uczniów siedzących przy innych stołach spojrzało w jej kierunku.
- Dzięki. - odpowiedział cicho. Uśmiechnęła się radośnie i odeszła. Harry zauważył, że Seamus kręci głową ze zdegustowaniem.
- Moja babcia też uważa, że to ci z Proroka się mylą. Wierzymy Harry'emu. - oświadczył Neville i zarumienił się, gdy to on znalazł się w centrum uwagi.
Kiedy razem ze Ślizgonami i resztą Gryfonów wchodził do lochów, czuł się już trochę lepiej. Dwie osoby, które nie są jego najbliższymi przyjaciółmi mu wierzą, od czegoś trzeba było zacząć. Miał jednak nieprzyjemne przeczucie, że najbliższa lekcja spowoduje, że ta iskierka dobrego humoru zgaśnie.
- Cisza! - zawołał Severus jak zwykle wbiegając do klasy z akompaniamentem trzaskających drzwi. Nie musiał tego mówić, bo sama jego obecność wystarczała, by w sali zapanował spokój. - Jak wiecie...- zaczął stanąwszy za katedrą - ...w tym roku szkolnym czeka was zaliczanie Standardowych Umiejętności Magicznych i mimo iż, część z was wciąż nie potrafi należycie korzystać ze swoim szarych komórek, chociaż właściwie bardziej prawdopodobne jest, że ich po prostu nie macie, to jednak mam nadzieję, że wszyscy zasłużycie na przynajmniej zadowalający wynik jeżeli nie chcecie zasłużyć na...mój gniew. - Ślizgoni zachichotali, a kilka osób, w tym Neville, przełknęło głośno ślinę. Severus poprawił sobie pelerynę i po chwili ciszy kontynuował. - Po ukończeniu tej klasy większość z was przestanie się uczyć Eliksirów, do klasy owutemowej dopuszczam jedynie najlepszych, a z innymi na pewno się pożegnamy. - w tym momencie spojrzał na syna, który poczuł nieprzyjemny skurcz w żołądku - Zanim jednak ta szczęśliwa chwila nadejdzie czeka was rok ciężkiej pracy. Oczekuję, że poważnie podejdziecie do zajęć, niezależnie czy zamierzacie kontynuować przedmiot czy też nie. - Ron westchnął, a Hermiona wyprostowała się na krześle, jej twarz zamarła w skoncentrowaniu. - Dzisiaj spróbujecie uwarzyć Eliksir Spokoju, który bardzo często pojawia się przy zaliczaniu sumów, spis ingrediencji i przepis są na tablicy. Pod koniec lekcji przelejecie trochę do kolb i postawicie na moim biurku do oceny.
Kiedy skończył mówić, na tablicy natychmiast pojawiła się lista składników i kolejne kroki przyrządzania wywaru. Oczywiście było to bardzo trudne. Temperatura ogania pod kociołkiem była ściśle określona, aingrediencje należało dodawać w konkretnych odstępach czasu. Krojąc jakąś czarną roślinę, która była ostatnim składnikiem Harry myślał o tym, że jego eliksir tym razem nie jest najgorszy. Co prawda, nie unosiła się z niego srebrna mgiełka, jak to było w przypadku Hermiony, tylko jasnoszara, ale i tak mogło być gorzej - Ronowi wyszło coś, co wyglądało jak rozgotowana lukrecja. Gdy Snape przechadzał się obserwując jak przygotowują kolby , minął kociołek Hermiony bez słowa i stanął przed Harry'm z kpiącym uśmieszkiem.
- No i znowu nic, Potter. Twój absolutny brak skupienia i umiejętności jest naprawdę porażający. - oświadczył jadowicie i, ku przerażeniu Gryfona, machnięciem różdżki usunął zawartość kociołka, nad którą ten pracował dwie godziny.
Przez cały dzień chłopak czuł się dziwnie pusty. Naprawdę się postarał i był pewien, że zasłużył na przynajmniej 'Zadowalający', ale Snape znów potraktował go niesprawiedliwie.
- No to mogę się pożegnać z karierą aurora. - powiedział do przyjaciół, kiedy wieczorem we trójkę usiedli w kącie Pokoju Wspólnego. - On nigdy nie dopuści mnie do klasy owutemowej.
- To co dzisiaj zrobił było okropne, popełniłeś tylko jeden błąd, za mało syropu z ciemiernika. - rzekła Hermiona marszcząc brwi. - Ale...myślałam trochę nad tym dzisiaj i....Harry, może byś zapytał go czy nie mógłby ci no wiesz, pomóc? Albo doradzić coś...jeżeli chcesz być aurorem, to musisz mieć owutem z Eliksirów i...
- Czyś ty zwariowała? - spytał Ron wytrzeszczając na nią oczy. - Dodatkowe lekcje ze Snape'm? To ja już wolę hodować skątki tylnowybuchowe. Poza tym, on go wyśmieje.
- Nie sądzę...właśnie może to mu pokaże, że Harry'emu naprawdę zależy. - Weasley pokręcił głową, oboje spojrzeli na chłopaka, który uniósł nieco kąciki ust.
- Mogę spróbować...najwyżej na mnie nawrzeszczy. - wzruszył ramionami. - Poza tym i tak chciałem do niego iść...
- Co się z wami dzisiaj dzieje? Oboje straciliście rozum, niby po co Harry? - Ron nie mógł rozumieć jak można dobrowolnie chcieć rozmawiać z wrednym nauczycielem.
- Poczekajcie chwilę. - odparł Potter.
Pobiegł do swojej sypialni i zaczął szukać wycinka z 'Proroka Codziennego' który zabrał kiedyś myszkując w Dziale Ksiąg Zakazanych. Po kilku minutach znalazł go i wrócił do przyjaciół. Hermiona wzięła go bez słowa i zaczęła czytać razem z Ronem zaglądającym jej przez ramię.
SNAPE OCZYSZCZONY ZE WSZYSTKICH ZARZUTÓW!
Severus Snape (24l.) znany Śmierciożerca Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać ,któremu zostały wczoraj przedstawione zarzuty, został niespodziewanie uniewinniony, po zaskakującym oświadczeniu Albusa Dumbledore'a. Wielka Szycha Wiznegamotu wyznał, że Snape od roku pełnił funkcję podwójnego agenta działając na szkodę czarnoksiężnika! ( cała historia na stronie 15)
- Już od dawna o tym wiemy...- powiedziała powoli Hermiona oddając chłopakowi wycinek.
- Tak, ale...tak sobie pomyślałem, że...- zaczął niepewnie, obawiając się ich reakcji - ...no wiecie, skoro był Śmierciożercą to na pewno wie, że Voldemort powrócił...znaczy, jego wiedza nie opiera się na tym, że wierzy Dumbledore'owi..no i...
- Chciałbyś, żeby głośno to powiedział. - dokończyła za niego Hermiona martwym głosem. Ron otworzył usta, ale natychmiast je zamknął, zbyt zszokowany by coś wykrztusić. - Myślisz, że im więcej dorosłych czarodziejów będzie o tym mówić to może wreszcie Ministerstwo uwierzy? - przytaknął, westchnęła. - Wydaje mi się, że gdyby miał to zrobić, to już by to zrobił. W sensie...widocznie ustalili z dyrektorem, że...w każdym razie możesz spróbować z nim o tym porozmawiać...
Gryfon przez chwilę się jeszcze wahał, ale w końcu schował kawałek gazety do kieszeni, wstał i wyszedł z Pokoju Wspólnego. Nawet nie wiedział, dlaczego zachował ten wycinek i dlaczego chciał rozmawiać z nauczycielem, który go nie cierpiał. Starał się jak najszybciej dotrzeć do lochów, by nie musieć znosić nieprzyjaznych spojrzeń i pogardliwych szeptów. Kiedy zapukał do drzwi usłyszał szorstkie 'wejść'.
- Potter! Jeżeli chcesz się wykłócać o swój dzisiejszy eliksir to możesz sobie darować i od razu wyjść!. - syknął Severus. 'Jeszcze nie wszedłem na ring, a ten już atakuje' pomyślał Harry, zebrał się w sobie i zaczął mówić.
- Nie panie profesorze...ja chciałem tylko...spytać o coś. - powiedział cicho i spokojnie, chociaż czuł, jak z nerwów pocą mu się dłonie. Snape spojrzał na niego spode łba, ale po chwili wskazał krzesło przed biurkiem.
- Więc? - rzucił oschle. Chłopak przełknął ślinę i zwrócił swoje oczy prosto w te czarne i zimne jak lód.
- Chcę zostać aurorem po ukończeniu szkoły, ale do tego potrzebuje owutemu z Eliksirów...a że moje wyniki nigdy nie były zadowalające...
- To zbyt łagodnie powiedziane, Potter. - wycedził przez zęby.
- No tak...chciałem poprosić...spytać czy....mógłby mi pan pomóc? - wydusił z siebie i zacisnął usta.
- Czy ty naprawdę myślisz, Potter, że mam ochotę poświęcać swój wolny czas na dodatkowe lekcje z tobą, skoro twój tępy umysł nie jest w stanie nawet przeczytać instrukcji, nie mówiąc o poprawnym przyrządzeniu eliksiru ? - zakpił, uśmiechając się szyderczo.
- Jasne. - powiedział Harry wstając. Spodziewał się tego.. - Myślałem, że właśnie po to są nauczyciele, żeby wspierać i pomagać uczniom, a nie tylko na nich wrzeszczeć, gdy zrobią coś nie tak! Jak mogę się nie stresować na lekcjach, skoro na każdej mnie pan wyśmiewa?! Jak mogę się starać i rozwijać jeżeli pan nawet nie daje mi szansy?! Nie wszyscy są tak genialni jak pan! - wybuchnął. Czuł, że za chwile zostanie brutalnie wyrzucony, a Gryffindor straci co najmniej sto punktów, ale nic takiego się nie stało. Severus oczywiście zamierzał nakrzyczeć na niego, ale przeszło mu, gdy zobaczył jak chłopak przeciera dłonią usta. A więc odziedziczył po nim ten nawyk. Czyż to nie słodkie?
- Przemyślę to. - powiedział chłodno, ale nie gniewnie. Harry wytrzeszczył na niego oczy. - Radzę ci wyjść, zanim zmienię zdanie i jeszcze odejmę punkty za chamskie odzywki.
Chłopak skinął głową i wybiegł z gabinetu wpadając na korytarzu na Daniela Sauvage'a.
- Au!
- Oh, przepraszam, profesorze. - chciał go wyminąć, ale Dan złapał go za ramię.
- Coś się stało, Harry? - spytał łagodnie.
- Zostałem wyproszony. - odparł Gryfon uśmiechając się lekko.
- Wezwał cie do siebie w pierwszym tygodniu nauki? To już naprawdę przesada...Muffliato! - zaczął Daniel kręcąc głową i machnął różdżką rzucając zaklęcie anty podsłuchowe.
- Nie, ja...sam przyszedłem - powiedział Harry. Nauczyciel uniósł brwi w zdziwieniu. - Chciałem poprosić o pomoc, bo nie radzę sobie z Eliksirami, tak jak powinienem...a chce zostać aurorem...myślałem, że skoro tak mnie nienawidzi to od razu każde mi wyjść, ale wcześniej powiedział, że przemyśli to, także...
- To dobrze...Harry, on cie nie nienawidzi, po prostu ma taki charakter... - oznajmił przygryzając usta.
- Profesorze? Mogę o coś spytać? - Dan przytaknął uśmiechając się zachęcająco. - Chciałem spytać profesora Snape'a, ale dzisiaj już nie chcę nadwyrężać jego wyjątkowo dobrego humoru... - historyk zachichotał -...czy nie mógłby...bo...chodzi o to, że...wszyscy myślą, że ja sobie zmyśliłem powrót Voldemorta a Dumbledore ma uwiąd starczy, bo mi wierzy...a profesor Snape, biorąc pod uwagę jego przeszłość, też przecież wie, nie opierając się na tym co ja mówię, że on wrócił...
- Oh, Harry...prawda, wie. - stwierdził gorzko - Ale zobacz, Dumbledore jest coraz mniej ceniony, Ministerstwo nie chce wierzyć w powrót Voldemorta, a to dla niego naprawdę idealna sytuacja do działania, sieje niezgodę wśród czarodziejów nawet nie ruszając się z domu. On chce, żeby taki stan utrzymywał się jak najdłużej, a Severus nie przyzna głośno racji Dumbledore'owi, nie może... Prawie nikt tego nie zrobi, ludzie boją się o swoje posady, pozycje...
- Rozumiem...wiem, że to głupie z mojej strony, ale to jest wykańczające, gdy wszyscy mają mnie za wariata, który chce być w centrum zainteresowania.
- Nie przejmuj się tym, mówisz prawdę i to się liczy...prędzej czy później prawda zawsze wychodzi na jaw. - powiedział poklepując chłopaka lekko po ramieniu. - Marny ze mnie pocieszyciel, przepraszam...po prostu...to tylko sytuacja przejściowa...będą później żałować, że nie traktowali cie poważnie.
- Dziękuję. - szepnął Gryfon.
Przez moment milczeli, a potem każdy poszedł w przeciwnym kierunku. Danielowi było żal chłopaka...nie dość, że ciągle był okłamywany to jeszcze musiał znosić te wszystkie drwiny. Żeby wejść do gabinetu należało, albo zapukać i poczekać na przyzwolenie, albo znać hasło. 'Trzydziesty pierwszy lipca' pomyślał Dan i wszedł do środka.
- No wreszcie. - przywitał go Severus rozkładając na biurku szachownicę.
- Rozmawiałem chwilę z twoim synem. - odparł wesoło siadając naprzeciwko.
- Mógłbyś przestać używać tego określenia? - spytał krzywiąc się.
- Robię to specjalnie...to przecież prawda... Cieszę się, że nie odmówiłeś mu pomocy. - zerknął na przyjaciela niepewnie.
- Już ci się pochwalił? Powiedziałem, że to przemyślę, to nie znaczy, że się zgodziłem. - syknął.
- Powinieneś...wiem co myślisz...że Voldemort może mieć dostęp do świadomości Harry'ego i dowiedzieć się że poświęcałbyś mu więcej czasu, ale wcale nie musisz od razu mówić mu, że jesteś jego ojcem! Możesz przecież traktować go tak, jak na normalnych lekcjach, a jakby Tom się czepiał powiedzieć, że Dumbledore ci kazał. - zrobił pierwszy ruch skoczkiem i spojrzał na niego tryumfalnie.
- Masz rację...- zrobił krótką przerwę przesuwając do przodu jeden z czarnych pionków - ...nie sprawia mi problemu udawanie, że go nie cierpię gdy mam lekcje z jego klasą, ale obawiam się czy nie byłoby to trudniejsze, gdy byłbym z nim przez kilka godzin sam...
- On tego potrzebuje...ty też potrzebujesz kontaktu z nim i nie próbuj zaprzeczać, jest mu teraz bardzo ciężko, a ma przecież tylko piętnaście lat...myślę, że to wam obu wyszłoby na dobre...- powiedział i uśmiechnął się na widok miny Snape'a. Znając go od tylu lat opanował rozpoznawanie jego nastroju po mimice do perfekcji, teraz wiedział, że mężczyzna zgodzi się pomagać synowi, chociaż nie był tym zachwycony.
- Niech będzie. - westchnął i zbił jedną z wież Daniela. - W końcu to mój syn...musi mieć talent do Eliksirów...nieważne jak głęboko ukryty, wydobędę go z niego.
- Cudownie ! - zawołał radośnie Sauvage przyglądając się nieciekawej pozycji królowej - A obiecasz mi coś?
- Hmmm? - odparł patrząc wymownie w sufit.
- Obiecaj, że powiesz mu prawdę...nie teraz czy za miesiąc, czy za rok... po prostu, gdy będzie na to odpowiednia chwila... - Severus milczał przez moment, wziął głęboki oddech i spojrzał na przyjaciela.
- Kiedyś mu powiem. Właśnie po to ciągle trzymam tamten list...- powiedział cicho, a Sauvage uśmiechnął się pogodnie i skinął głową.
- Harry! Ty żyjesz! - zawołał Ron, kiedy Gryfon wrócił do Pokoju Wspólnego i usiadł przy nim i Hermionie. - Właśnie mówiłem Hermionie, że ten nietoperz pewnie miotnie w ciebie jakąś klątwą. - Harry uśmiechnął się lekko, a dziewczyna pokręciła głową.
- Bo ty, Ronald, spodziewasz się po nim wszystkiego, co najgorsze. Rzeczywiście, ma trudny charakter i jest bardzo przykry, ale przecież nie rzuciłby na Harry'ego żadnej klątwy! No, mów co ci powiedział. Będzie cie uczył ? - zwróciła się do Pottera.
- Już myślałem, że mnie zwymyśla i wywali za drzwi, ale oznajmił, że to przemyśli. - Ronowi opadła szczęka, Hermiona nie wyglądała na zaskoczoną. - A co do tego drugiego tematu to nie pytałem, bo po pierwsze od razu powiedział mi, żebym wyszedł zanim zmieni zdanie, no i po drugie, to chyba było by zbyt bardzo..no wiecie... - szukał odpowiednich słów, że zbyt bardzo wkroczyłby w prywatność Snape'a, ale dziewczyna kiwnęła ze zrozumieniem.
- To naprawdę świetnie, Harry. Pewnie się zdecyduje, bo gdyby naprawdę nie chciał to natychmiast by to powiedział, nie chciał sprawiać wrażenia, że tak łatwo się zgadza.
- Dodatkowe lekcje ze Snape'm...to brzmi jak koszmar...- rzekł Ron grobowym głosem.
- Nie ma wyjścia, jeżeli chcę być aurorem, a nie widzę dla siebie innej ścieżki...Ron, on mnie będzie uczył, a nie się nade mną znęcał.
- Przecież to wychodzi na to samo. - mruknął. Przez chwilę patrzyli się na siebie, a potem jednocześnie we trójkę parsknęli śmiechem.
Kilka dni później
Wraz z wrześniem nadeszła jesień. Harry, zamiast czytać Teorię magii obronnej, zapatrzył się na widok za oknem. Uspokajał go widok drzew zrzucających liście i falujących na wietrze. A spokój był bardzo ważny podczas lekcji Obrony przed Czarną Magią. Na pierwszej lekcji ledwo powstrzymywał się od komentarza, ale obawiał się, że jeżeli nauczycielka znów zacznie mówić o tym, że powrót Voldemorta to stek bzdur, nie wytrzyma. Dolores Umbridge była przysadzistą kobietą o twarzy ropuchy. Miała krótkie, mysie włosy, w które wpinała różową kokardę, wyłupiaste oczy i ohydny uśmiech. Nigdy wcześniej nie pomyślał, że nie będzie się mógł doczekać lekcji, ze Snape'm, ale teraz wolał być w ponurym lochu niż z tą fałszywą kobietą. Kiedy odwrócił się od okna spostrzegł, że Hermiona nie czyta, ostentacyjnie przesunęła podręcznik na sam brzeg ławki, siedziała wyprostowana wpatrując się w Umbridge wyzywająco. Chłopak szturchnął Rona, który przysypiał nad swoją książkę i bez słów wskazał na Hermionę. Po kilkunastu minutach coraz więcej osób się na nią patrzyło, było o to o wiele ciekawsze zajęcie, niż czytanie drugiego rozdziału okropnego podręcznika. Dolores ignorowała dziewczynę przez całą lekcję, ale teraz najwyraźniej stwierdziła, że musi zareagować. Wstała i podeszła do Hermiony.
- Czy panna Granger nie słyszała, gdy kazałam otworzyć podręcznik i czytać rozdział drugi ? - spytała przesłodzonym tonem.
- Przeczytałam drugi rozdział. - odparła chłodno dziewczyna.
- W takim razie przejdź do rozdziału trzeciego.
- Przeczytałam całą książkę. - oświadczyła butnie. Teraz już wszyscy wlepili w nie oczy. Pierwszy raz zdarzyło się, żeby prymuska odzywała się takim tonem do nauczyciela. Umbridge uniosła brwi i milczała. - Co teraz mam robić na lekcjach przez cały rok? - spytała Hermiona.
- Siedzieć cicho i nie przeszkadzać, głupia dziewczyno. - warknęła nauczycielka i wróciła do swojej katedry. - Podręcznik jest przeznaczony do czytania przez cały rok szkolny.
- Uważa pani, że to dobra metoda nauczania?
- To jest metoda nauczania zaaprobowana przez Ministerstwo Magii, krytykując ją, krytykujesz samego Ministra. - Hermiona wyglądała, jakby chciała dalej ciągnąć tę sprzeczkę, ale na szczęście zabrzmiał dzwonek.
- Wstrętna, głupia landryna! - syknęła dziewczyna, gdy razem z Ronem i Harry'm szli w stronę lochów. Oni popatrzyli na siebie, nieco zdezorientowani. - Jak mamy zdać sumy, skoro ona nas niczego nie uczy?
Severus czekał już na uczniów w klasie. Harry poczuł coś nieprzyjemnego w żołądku, gdy zobaczył na jego biurku koszyk z ocenionymi eliksirami.
- Nie wyjmujcie kociołków, dzisiaj nie będą wam potrzebne. - powiedział Snape, kiedy wszyscy już zajęli miejsca. - Granger, rozdaj wszystkim ich eliksiry.
Hermiona wstała i zabrała koszyk, który jej wskazał. Starała się szybko odczytywać nazwisko i kłaść kolbę przy właścicielu. Kiedy podała Draconowi, ten wziął ją opuszkami palców, które potem otarł o szatę, jakby bał się, że się pobrudził. Ron westchnął z rezygnacją, gdy otrzymał swój wywar z wielkim, czarnym "O". Harry nie oddał eliksiru, więc mógł być pewien, że Snape wstawił mu "T" do spisu ocen. Po chwili Hermiona zatrzymała się wpatrując w osłupieniu w kolbę, którą miała w dłoni.
- Rusz się, Granger, później popłaczesz nad swoją oceną. - zakpił Snape, a Ślizgoni zachichotali. Hermiona drgnęła, rzuciła mu wściekłe spojrzenie i rozdała pospiesznie kilka pozostałych kolb. Odezwał się ponownie, kiedy odłożyła pusty koszyk na miejsce. - Przygotowałem dla każdego z was po jednym wywarze. - zaczął cicho, wziął inny koszyk i przechadzając się pomiędzy ławkami stawiał po kolbie przed każdym uczniem. - Musicie samodzielnie rozpoznać, co to jest za eliksir, opisać jego działanie, składniki, sposób warzenia...wszystko co wiecie. Potem podpiszecie prace i odłożycie na moje biurko. Absolutna cisza. Macie dwie godziny.
Wrócił za katedrę uśmiechając się złośliwie. Zrobił się ruch, wszyscy sięgali po pergaminy i pióra. Harry ukrył twarz w dłoniach. Zerknął na Rona, który wpatrywał się z głupią miną w złotawy płyn, widać było, że nie ma pojęcia co to może być. Hermiona oczywiście już miała zapisane kilka zdań. Uważnie odkorkowała buteleczkę, by powąchać. Zarumieniła się delikatnie i z lekkim uśmiechem wróciła do pisania. Zmusił się w końcu, by spojrzeć na swoją butelkę i pogodzić się z perspektywą kolejnego "T". Poczuł, jak serce zabiło mu szybciej, gdy przed sobą ujrzał eliksir, który wyglądał jak obrzydliwy, gęsty szlam. Czyżby pierwszy raz w tej klasie dopisało mu szczęście? O żadnym eliksirze nie wiedział tyle, co o wielosokowym. Zerknął na Snape'a, ten jednak był pochłonięty pisaniem po jakiejś książce. Podwinął rękawy, nie mogąc powstrzymać radosnego uśmiechu, zaczął pisać.
Kiedy zostało jeszcze tylko kilka minut do dzwonka, Harry spojrzał z zadowoleniem na swoją pracę, jeżeli Snape jej przez przypadek nie spali to ma dobrą ocenę w kieszeni. Ron spojrzał na niego zrezygnowany, napisał parę linijek, ale nie wyglądał na przekonanego. Hermiona pierwsza wstawała, podeszła do biurka Snape'a i oddała mu swój pergamin. Uniósł jedynie brwi i wziął go bez słowa. Harry'ego zdziwiła mina dziewczyny, gdy ta wracała do ławki. Miała szeroko otwarte oczy, zmarszczone brwi i zasłaniała dłonią usta.
- Coś się stało? - szepnął do niej. Pokręciła głową wpatrując się dziwnie w blat.
- Potter! Gryffindor traci pięć punktów! Czy nie mówiłem, że ma być cisza? Zostaniesz, by umyć kociołki po poprzedniej klasie. - warknął Snape, a Draco Malfoy zawył ze śmiechu.
Na dźwięk dzwonka wszyscy, oprócz Harry'ego, poderwali się ze swoich miejsc. Hermiona wręcz wybiegła z sali, prawie przewracając krzesło. Był tak zadowolony z tego, że rozpoznał eliksir, że nic nie mogło mu zepsuć humoru. Wstał i podszedł do nauczyciela, kiedy inni już opuścili klasę. Severus spojrzał na syna spode łba, gdy ten podał mu z uśmiechem wypracowanie. Bez słowa wskazał mu kilka brudnych kociołków stojących w kącie. Szepcząc zaklęcie czyszczące chłopak zerknął na niego przez ramię, po wściekłej minie Mistrza Eliksirów czytającego jego pracę mógł wywnioskować, że naprawdę dobrze ją napisał.
- Co tak szybko, Potter? - syknął Snape, kiedy Gryfon zrobił kilka kroków w stronę drzwi.
- Nie powiedział pan, profesorze, że nie mogę ich wyczyścić przy użyciu magii. - powiedział ostrożnie. Snape skrzywił się, najwyraźniej wściekły na siebie.
- Zastanowiłem się, Potter. Przyjdź do mojego gabinetu o siódmej. - warknął.
Harry poszedł do Pokoju Wspólnego w dobrym humorze, spotkał tam siedzącego samotnie Rona.
- Jak ci poszło? - spytał ponuro Weasley.
- Dostałem wielosokowy, więc chyba nie najgorzej. - stwierdził siadając obok przyjaciela.
- Zazdroszczę. - mruknął - Ja nie miałem w ogóle pomysłu na to, co to mogło być. Miało taki złotawy kolor, więc skojarzyło mi się, że może to coś na po poprawę nastroju...ale jak o tym pisałem, to mój nastrój uległ pogorszeniu... W sobotę będą sprawdziany do drużyny quidditcha...tak sobie myślałem czy by nie startować na obrońce? Nie ma już Wooda i...
- Byłoby super, Ron! - zawołał Harry. - Wiesz może co się stało Hermionie? Wybiegała jak oparzona... - ledwo to powiedział, a dziewczyna pojawiła się w Pokoju Wspólnym przechodząc przez dziurę pod portretem. Usiadała obok nich z dziwną miną. - Hermiono...?
- Dostałam "P"! - wykrztusiła. - A byłam pewna, że zrobiłam go idealnie...
- Rzeczywiście, dramat...- szepnął Ron przewracając oczami.
- To, że ty nie masz ambicji, Ronaldzie, nie znaczy że wszyscy inni także są tak upośledzeni! - zawołała gniewnie.
- Przestańcie. - jęknął Harry, bo Ron już chciał jej coś odpowiedzieć. Hermiona wstała, rzuciła im obrażone spojrzenie i pobiegła do swojej sypialni. - Ron, chodźmy polatać, póki jest w miarę wcześnie, o siódmej muszę iść do Snape'a... - zabrali miotły ze swoich pokoi i udali się na boisko.
Severus zdjął wszystkie papiery ze swojego biurka, postawił na nim niewielki kociołek i trochę przyborów do przyrządzania eliksirów. Usiadł i zabrał się za ponowne czytanie wypracowania swojego syna o eliksirze wielosokowym. Czegoś takiego się nie spodziewał... Kiedy zastanawiał się co z tym począć, rozległo się pukanie do drzwi. Odłożył pergamin.
- Wejść. - powiedział cicho. Harry wszedł i zamknął za sobą drzwi. Miał rumiane policzki od wiatru i zmierzwione włosy. - Siadaj, Potter. - kiedy wykonał polecenie i spojrzał na nauczyciela z zaciekawieniem, ten podsunął mu jego wypracowanie. - Zanim zaczniemy...co to jest?
- Moja praca o eliksirze wielosokowym. - odparł ostrożnie.
- Zgadza się, możesz mi powiedzieć skąd u ciebie tak rozległa wiedza na jego temat? - syknął. Harry przełknął ślinę i z całych sił starał się nie myśleć o tym jak robił go z Ronem i Hermioną w drugiej klasie, ale widok bulgoczącego kociołka w łazience Jęczącej Marty uparcie stawał mu przed oczami. Severus prychnął, przysunął pergamin z powrotem do siebie, coś na nim napisał i podał go synowi. Harry wytrzeszczył oczy na widok dużej, czarnej litery "P".
- Czytałem o nim kiedyś...w bibliotece. - wybełkotał i schował pracę do torby. Snape spojrzał na niego z miną nie-nabierzesz-mnie-na-to-kłamstwo.
- Powiedzmy, że będę wspaniałomyślny i nie będę dociekał...źródeł...- wycedził przez zęby.
- A więc będzie mnie pan uczył? - spytał szybko, by zmienić temat.
- Tak. Zobaczmy czy zrobisz jakieś postępy, gdy ci się poświęci więcej czasu...- westchnął - Od początku... Eliksiry to bardzo subtelna i precyzyjna dziedzina magii...musisz być skoncentrowany i pewny swoich ruchów. - posunął Harry'emu kartkę - ...chcę byś przeczytał na głos składniki.
- Mięta, pancerzyki chitynowe,sok z mattemorte, sok z cytryny, żółć pancernika, figi abisyńskie, zioła morawskie, korzonki rzepy, sproszkowane pazury Lactisa, wywar z kroplika. - wyliczył.
- Coś ci to mówi?
- To raczej nie jest trucizna...- mruknął.
- Cóż za spostrzegawczość. - zadrwił - To składniki Eliksiru Euforii, który dzisiaj nauczysz się robić. Weź z szafki wszystkie ingrediencje. - wskazał mu jedną z komód. Chłopiec skinął i po chwili szukania ułożył wszystko na biurku.
- Przeczytaj głośno pierwszy podpunkt. - powiedział Snape podsuwając mu inną kartkę.
- Wlej trzysta mililitrów wywaru z kroplika, gotuj przez siedem minut mieszając zgodnie z ruchem wskazówek zegara. - sięgnął po butelkę z wywarem i wlał do kociołka odmierzone trzysta mililitrów, następnie zapalił ogień pod kociołkiem i zaczął mieszać. Zerknął na Snape'a, który uważnie mu się przyglądał i odezwał się, gdy minęło siedem minut.
- Teraz ma stać na ogniu przez kolejne kilka minut, w tym czasie trzeba pokroić figi. - Gryfon sięgnął po figę i srebrny nóż, ale zanim zdążył cokolwiek zrobić, Snape wyrwał mu je z rąk.
- Może lepiej najpierw patrz, jak ja to robię. - podwinął jedynie prawy rękaw. Ułożył figę na deseczce i najpierw przekroił owoc wzdłuż, następnie w drobne kosteczki. Potem oddał synowi nóż. - Staraj się to robić tak, żeby były mniej więcej tej samej wielkości, szczegóły mają bardzo duże znaczenie.
Harry przytaknął i zabrał się do krojenia. Potem musiał przez dziesięć minut mieszać eliksir w przeciwną stronę niż wcześniej. Zmniejszyć temperaturę ognia i dosypać ziół morawskich. Przyszła kolej na sok z mattemorte. Popatrzył głupio na twarde jak skała kamyki, zerknął niepewnie na Snape'a. Wziął jeden i spróbował naciąć go nożem.
- Au! - krzyknął, kiedy kamyk nienaruszony odbił się od deseczki uderzając go w czoło. Snape uśmiechnął się kpiąco. - Jak to pokroić?
- Dlaczego uważasz, że trzeba to kroić? - spytał drwiąco, wziął jeden z kamyków i przycisnął do niego ostrze. Gryfon był zdziwiony, że tyle soku może być w tak małym kamyku.
- Mógł mi pan powiedzieć od razu. - rzekł z wyrzutem i wlał sok z pozostałych kamyków do kociołka, wywar zasyczał i zmienił barwę na zieloną.
- Pięć punktów od Gryffindoru. Doświadczenie jest formą nauki. W ten sposób lepiej zapamiętasz. - powiedział beznamiętnie.
Pozostałe składniki nie były już tak problematyczne i Harry musiał przyznać, że o wiele lepiej mu się pracuje gdy jest sam ze Snape'm niż w klasie, chociaż nie wiedział, z czego to wynika. Czuł jakiś dziwny spokój, nawet nie zauważył, że minęły prawie trzy godziny.
- Żółć pancernika, musisz ją wlewać bardzo powoli. - powiedział nauczyciel, gdy Harry chciał wlać ostatnią ingrediencję. Starał się to robić najwolniej jak umiał, gdy skończył, wywar zabulgotał i stał się kanarkowożółty. - Może jednak nie jesteś beznadziejnym przypadkiem... - chłopak posłał mu smutne spojrzenie, Snape zerknął na kalendarz. - Dzisiaj jest czwartek, więc przyjdź w niedzielę o dziesiątej, jeszcze nie jestem pewien jak często będziemy się widywać, ale...trzeba cię poduczyć z teorii. Najwyraźniej jak ci się patrzy na ręce i mówi co masz robić to z praktyką jakoś sobie radzisz.
- Dobrze. Dziękuję. - powiedział.
W Pokoju Wspólnym czekali na niego Ron z Hermioną. Oboje mieli miny, jakby byli pogrążeni w żałobie.
- Hej. - odezwał się stając przed nimi. - Wiecie co? Snape nie był gorszy, niż zazwyczaj. Jak mu się chce, to umie uczyć. - Hermiona skinęła, a Ron zwiesił głowę. - Nauczył mnie robić Euforię. - dodał pogodnie, dziewczyna uśmiechnęła blado. - Co jest? - spytał z irytacją chłopak.
Hermiona wymieniła przygnębione spojrzenie z Ronem, który po chwili bez słowa podał mu list.