NEXT CHAPTER


.

.

1.08.2012

10.
Calm between storms



- Obudź się, Sev! Jest piękny dzień! - zawołał Daniel, odsuwając ciężkie zasłony w sypialni Severusa. Otworzył  okno na oścież i poprawił żaluzje, następnie oparł dłonie na biodrach i uśmiechnął się szeroko. - No, wstawaj. Śniadanie czeka!
Kiedy Severus wygramolił się spod kołdry, Sauvage zdążył już wyjść.
Pierwsza noc w normalnych warunkach po miesiącu spędzonym w areszcie minęła mu dość niespokojnie. Czuł się trochę nie na miejscu, jakby skuliwszy się w ciemnej celi zapadł w letarg, z którego jeszcze się nie obudził.
Mógł wreszcie umyć zęby, wziąć prysznic i ogolić się. Obmył twarz zimną wodą i spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Podkrążone oczy ozdobione prawie sinymi cieniami, a pod nimi zapadnięte policzki. Przez więzienną dietę i warunki bardzo schudł.
Już na schodach unosił się zapach świeżych bagietek, mleka, malin i kawy. Słychać było też radio, speakerzy omawiali właśnie poczynania brytyjskiego Ministerstwa. Daniel przygotował śniadanie na tarasie, zastawiwszy stół półmiskiem pełnym owoców, talerzem z tradycyjnymi francuskimi bagietkami, paletą dżemów w różnych smakach, dzbanem mleka z gorącymi malinami, miską z malutkimi rogalikami z czekoladowym nadzieniem i dwiema szklanymi miseczkami z kawą.
- Trochę słońca, świeżego powietrza, snu w miękkim łóżku i od razu lepiej wyglądasz!
Snape uśmiechnął się niemrawo i zajął miejsce obok Daniela, a ten podsunął mu brytyjskie wydanie Proroka Codziennego.
- Piszą o tobie.
Severus poczuł jakby coś mocno ścisnęło go za żołądek. Artykuł zatytułowany był: "Sekretna broń Albusa Dumbledore'a", dołączono też kilka zdjęć z sali sądowej jak i samego Dumbledore'a. Opisano całą historię jaka została przedstawiona podczas procesu ubiegłego dnia. Ogólny wydźwięk był całkiem pozytywny, chwalono decyzję sędziów o oczyszczeniu go ze wszystkich zarzutów. Wspomniano o tym, że Bartemiusz Crouch odmówił komentarza. Odłożył gazetę, miał nadzieję, że na tym jednym artykule na pierwszej stronie skończy się zainteresowanie mediów jego osobą.
- Szampana? - zapytał Sauvage, przymierzając się do otworzenia butelki.
Wczoraj w pizzerii zamówili dwie butelki wina, a po powrocie do domu w Paryżu wypili jeszcze trzy kolejne. Severus wciąż słyszał lekki szum w uszach.
- O dziesiątej rano?
- A kto nam zabroni? - Wzruszył ramionami, przysunął kieliszki i napełnił je. - Jest co świętować! Jesteś wolny, masz pracę i póki co, żadnych zmartwień!
- Szczerze mówiąc, nie cieszy mnie perspektywa pracy w Hogwarcie - odparł, przyjmując kieliszek.
- Ale cieszy cię wolność, co?
Przytaknął.
- Bardzo. Jak mogę ci podziękować?
- Już to zrobiłeś, Sev - odpowiedział.
- Ale słowa to mało...
Daniel energicznie pokręcił głową.
- Czasem słowa są wszystkim.

W radiu też o nim wspomnieli. I w telewizji. Dumbledore i jego szpieg w szeregach śmierciożerców był  sensacją dnia. Zjedli śniadanie słuchając kolejnego wywiadu Korneliusza Knota, którego popularność i społeczne poparcie rosło z każdym kolejnym dniem.
- Sev, nie obwiniaj się - zaczął nagle Daniel, po zjedzeniu paru rogalików z dżemem brzoskwiniowym. - Nie obwiniaj się o śmierć Lily.
Zawsze gdy przebywał w towarzystwie Daniela, ogarniało go wrażenie, że on potrafi usłyszeć i zobaczyć jego myśli.
- To jest moja wina.
- Przestań, po prostu przestań bo inaczej to cię zniszczy psychicznie.
- Gdybym jej wtedy nie zostawił...
- To nie wiesz, co by się stało! Może by żyła, może nie. Może ty byś nie żył! A nie, to nie... na to bym nie pozwolił... Mam na myśli to, że snucie takich domysłów i gdybań przysporzy ci tylko więcej bólu. Nie ma sensu żebyś się tym maltretował.
- Ty przestałeś się obwiniać?
- Rozmawiamy o tobie.
- Przestałeś?
Daniel odchylił się na krześle, głośno westchnął. Odgarnął z czoła brązowe pasma włosów i przymknął oczy. Przez parę minut zastanawiał się jak odpowiedzieć.
- Nie, nie przestałem i właśnie dlatego wiem jaki to ciężar, nie chcę żebyś popełniał moje błędy. Nie chcę żebyś przechodził przez to co ja, zasługujesz na więcej, szczególnie od siebie samego.
Severus zastanawiał się nad tym, powoli sącząc mleko. Jego wzrok błądził po budynkach Paryża i słynnej wieży w tle. Lily zawsze chciała zwiedzić Paryż. Niespodziewanie przypomniał sobie jak kiedyś obiecał jej, że przyjadą tutaj tuż po zdaniu owutemów...
- Zawiodłem ją.
- A ja zawiodłem Alayę. Nie da się tego uniknąć, zawsze przyjdzie taki moment, w którym zawiedziesz osobę, którą kochasz, ale wiesz co jest najpiękniejsze? Że ta osoba niezmiennie kocha cię dalej bo to jest właśnie miłość. Lily cię kochała i o tym pamiętaj, a nie o tym, że powinieneś był postąpić inaczej.
- Ale powinienem był.
- Teraz to nie ma już żadnego znaczenia, poza tym, że jest dla ciebie wielką i przykrą lekcją.
- Myślałem, że... - zawahał się.
- Hm?
- Po wyroku od razu pomyślałem, że będę mógł zaopiekować się Harrym.
Daniel przerwał gryzienie jabłka i nachylił się do przyjaciela.
- To nie jest dobry pomysł, Sev.
- Wiem, musiałbym powiedzieć wszystko Dumbledore'owi, a to dałoby mu możliwości by...
- Nie chodzi tylko o Dumbledore'a, ale i o twoich znajomych śmierciożerców, samego Toma gdy już wróci do pełni sił... ukrycie faktu o twoim ojcostwie stawia i ciebie i Harry'ego w zdecydowanie bardziej komfortowej sytuacji. Ale co ważniejsze, ty zupełnie nie jesteś gotowy na ojcostwo. Czujesz się gotowy?
- Nie, ale...
- Właśnie. Poza tym, Sev... mimo oczyszczenia z zarzutów, twoja kartoteka jest bardzo obszerna, Te zbrodnie nie straciły na znaczeniu, jedyne co, to to, że nie ponosisz za nie konsekwencji  w formie pozbawienia wolności. Żaden sąd nie przyzna prawa do opieki nad dzieckiem komuś, kto zabił tylu niewinnych ludzi. Nie przyznano by ci go nawet gdyby Dumbledore zeznał, że to na jego zlecenie zostałeś śmierciożercą Riddle'a i z własnej woli nigdy byś nikogo nie zabił. Przykro mi to mówić, ale z twoją przeszłością nie masz szans na legalne wychowywanie swojego dziecka. Myślę, że to nawet lepiej. Przynajmniej nie masz dylematu czy przyznać się Dumbledore'owi czy nie.


Przez następne tygodnie aż do końca letnich wakacji, Daniel robił co mógł by










- Przestań się śmiać, Dan! - syknął Severus.
- Haha, przepraszam, ale...haha, po prostu...haha, wiedziałem! - Sauvage zgiął się wpół łapiąc za brzuch, Snape patrzył na niego z politowaniem.
Dzień wcześniej aportowali się w Hogwarcie z większością swoich rzeczy, by zadomowić się w swoich komnatach. Sypialnia i łazienka bruneta znajdowały się w lochach, w pobliżu sali Eliksirów i komnat Ślizgonów. Kiedy Daniel przyszedł po przyjaciela, by razem pójść na śniadanie, spodziewał się, że pokój, który zobaczy, będzie pozbawiony okien, zawalony książkami, a wszystko w nim będzie czarne, włącznie z poduszkami, obiciami mebli i dywanem, gdy jego podejrzenia sprawdziły się, dostał niepohamowanego ataku śmiechu.
- Co?
- To, że najlepiej czujesz się w takich kryptach, brakuje tylko trumny zamiast łóżka. - zachichotał.
- Uważaj, żebyś sam niedługo nie znalazł się w trumnie. - warknął Snape dopinając guziki szaty.
- Oh, rozchmurz się! Zaczynamy nową, piękną przygodę! - zawołał wesoło Daniel rozsiadając na jednym z foteli, przymknął oczy z rozmarzonym wyrazem twarzy.
- Ja bym to określił jako nowy, irytujący obowiązek. - odparł spoglądając na niego sceptycznie, Dan skrzywił się i westchnął.
- A ja się bardzo cieszę. Ostatnio uczyłem tutaj kilkaset lat temu...miło jest wrócić. - mówił już poważniejszym tonem.
- W przeciwieństwie do ciebie, nie mam stąd przyjemnych wspomnień.
- Ty w ogóle nie masz przyjemnych wspomnień. - stwierdził Sauvage, zanim zdążył ugryźć się w język.
- Jedno takie mam. Widok ciebie umierającego. - odrzekł Severus unosząc brwi.
- Bardzo zabawne! - Daniel prychnął i pokręcił głową.
- Nie żałujesz, że nie będziesz uczyć Eliksirów? - zapytał brunet próbując uciąć tę sprzeczkę.
- Nie. Ciekawiej będzie obserwować jak ty to robisz... biedne dzieci, już im współczuje. - odpowiedział Dan  szczerząc białe zęby. - Na moich lekcjach przynajmniej się wyśpią.
- Wątpię, będą zbyt zaabsorbowani śmianiem się z ciebie. 
- Lepiej się śmiać, niż bać. - odparł posyłając mu znaczące spojrzenie.
- Pozwól, że się z tym nie zgodzę. Naprawdę zamierzasz prowadzić zajęcia w takim samym stylu co Binns? - spytał, już pozbawionym złośliwości tonem.
- No nie, ale obawiam się, że niewiele osób będzie okazywało zainteresowanie, mało kto lubi Historię...
- To tylko świadczy o nich. - Snape wzruszył ramionami.
- Ty, jako wzorowy uczeń, zawsze pilnie robiłeś notatki, prawda? - Severus skinął i wyszedł z pokoju, Daniel za nim. -  Ale mam już pomysł, jak sprawić by Historia przestała być dla uczniów Hogwartu nudnym przedmiotem.
- Na pewno zachwycający. - powiedział Snape zerkając wymownie w sufit.
- A żebyś wiedział! - zawołał Dan dając mu sójkę w bok.
Podczas posiłku Dumbledore mówił im o tym, jak przebiega rok szkolny z perspektywy nauczycieli, jakich kar nie należy stosować, jak często będą odbywać się zebrania grona pedagogicznego i o wielu tego typu organizacyjnych kwestiach. Co trzecią niedzielę opiekunowie domów mają poświęcać na indywidualne rozmowy z uczniami, którzy będą tego potrzebować, Severusowi niezbyt się to spodobało. Miał nadzieję, że Ślizgoni nie będą zawracać mu głowy, on sam ani razu nie poszedł na takie spotkanie do Slughorna.
- Nie martw się, założę się, że do ciebie nikt nie przyjdzie, zbyt bardzo będą się ciebie bać. - zażartował Sauvage, gdy po śniadaniu wyszli na błonia kierując się w stronę boiska.
- I bardzo dobrze, to marnotrawstwo czasu.- odparł Snape zerkając z ciekawością na paczkę, którą Dan właśnie wyjmował z kieszeni.
- Wcale nie. Dla mnie to było jedno z  przyjemniejszych zadań, móc wysłuchać, doradzić, podzielić się doświadczeniem, pomóc młodym, to wyjątkowo satysfakcjonujące.
- Nie będę nikomu pomagał, niech się lepiej skoncentrują na nauce. - oświadczył Snape z zawziętą miną, po kilku sekundach zatrzymał się patrząc podejrzliwie na Daniela - Z jakiej racji ty byłeś opiekunem któregoś  z domów? Przecież nie uczyłeś się tutaj, szkoła powstała wiele lat po twoich narodzinach.
- Masz rację. Kiedy zaczynałem tu pracę, ówczesny dyrektor chciał bym poddał się symbolicznego przydzieleniu, bym mógł zostać opiekunem, któregoś z domów - powiedział wesoło i skierował różdżkę na pakunek wypowiadając w myślach zaklęcie powiększające.
- Pewnie Hufflepuff, co? - zapytał Snape drwiącym tonem.
- Udam, że nie słyszałem tej obelgi. - Daniel owinął z papieru ochronnego dwie, nowiutkie miotły. - Oczywiście, że Slytherin. - dodał po chwili tryumfalnie.
- Całe szczęście, inaczej musiałbym zerwać z tobą kontakt. - oznajmił Severus wpatrując się ze zdziwieniem to w miotły, to w Sauvege'a. - Po co kupiłeś miotły?
- W życiu nie zgadniesz. Do latania! - podniósł jednego z Nimbusów 1000 i pogłaskał go z zachwytem.
- Będziesz latał na dwóch miotłach na raz?
- Czy tobie trzeba wszystko tłumaczyć? - zapytał Dan z udawaną irytacją  - Jedna z nich jest dla ciebie. - pobiegł pod wejście na teren boiska, odwrócił się przez ramię spostrzegając, że brunet wciąż stoi jak wryty. - No co tak stoisz? Bierz i chodź!

Zmęczeni, ale w dobrych humorach pobiegli do zamku docierając w samą porę, profesor McGonagall właśnie wprowadzała kilkudziesięciu pierwszorocznych do Wielkiej Sali. Ceremonia Przydziału trwała dość długo, po każdym "Slytherin!" Sauvage głośno klaskał przyłączając się do wiwatów Ślizgonów, Snape robił to dyskretniej i bez entuzjazmu. Kiedy w końcu wszystkie dzieci otrzymały przydział Dumbledore podszedł do mównicy, a wszystkie twarze zwróciły się w jego stronę w całkowitej ciszy.
- Witam was! Rozpoczynamy...kolejny rok. Mam nadzieję, że wasze umysły wywietrzały przez wakacje i są w gotowości do wchłonięcia nowej wiedzy. Zanim jednak zaczniemy ucztę, której już wszyscy nie możemy się doczekać, chciałbym powiedzieć kilka rzeczy. - zrobił chwilową przerwę - W tym roku mamy kilka zmian w kadrze. Mam niezmierną przyjemność ogłosić wam, że profesora Binnsa na stanowisku nauczyciela Historii Magii zastąpi nie kto inny, jak Daniel Sauvage! - zawołał wskazując dłonią na szatyna, ten wstał ( przewracając przy tym kielich, którego zawartość wylała się na szatę Snape'a), skłonił się i z uśmiechem uniósł dłoń w geście przywitania. Ogromne pomieszczenie wypełniło się gromkimi brawami i podekscytowanymi szeptami. Nieświadomym uczniom inni wyjaśniali jak ważną osobistością jest ich nowy nauczyciel. Dopiero znaczące chrząknięcie dyrektora przywołało ich do porządku. - Tak, ja też się bardzo cieszę... Obrony przed Czarną Magią uczyć was będzie mój dawny przyjaciel, Elfias Doge. - sędziwy czarodziej o długiej siwej brodzie wstał na moment i skłonił się krótko, brawa ucichły gdy tylko usiadł. - Natomiast Eliksirów od tego roku nauczać będzie Severus Snape!. - przez chwilę panowała cisza, ponieważ uczniowie starali się zlokalizować nową postać. Daniel kopnął Snape'a pod stołem, ale ten zignorował go i nie wykonał żadnego gestu, więc Sauvage wyprostował ręce i wskazał go uczniom szeroko się uśmiechając, wiele osób roześmiało się na głos. - Przypominam - kontynuował Dumbledore - że nie zezwala się na wstęp do Zakazanego Lasu. Nasz woźny, pan Filch prosił by przypomnieć o zakazie używania magii na korytarzach. A teraz... smacznego!


Albus Dumbledore w zamyśleniu wpatrywał się w widok ze swojego okna w gabinecie. Był zadowolony. Zdawał sobie sprawę jak niebezpieczna jest gra którą zaczął, jej reguły mogły zmienić się  w każdej chwili, w której każdy pionek mógł być znienacka wyeliminowany. Jednak dzięki informacjom, które posiadał, czego nikt nie mógł się spodziewać, był w stanie ułożyć perfekcyjną strategię. Plan, w którym nie było miejsca na rysy i błędy, w którym każdy pionek miał do wykonania, często nieświadomie, konkretne zadania. Powoli podszedł do biurka, zdjął okulary - połówki i położył je obok starej ramki do zdjęć. Fotografia przedstawiała dwóch młodzieńców stojących obok siebie na jakiejś ulicy, z poważnymi minami. Jeden z nich miał dość długie, kasztanowe włosy i jeszcze niezłamany nos, drugi miał aroganckie spojrzenie i blond włosy, co było wyraźnie widać mimo, że z biegiem lat kolory nieco wyblakły. Dyrektor uśmiechnął się z satysfakcją. Tylko genialny umysł mógł wymyślić genialny plan. Chociaż kości już dawno zostały rzucone, na ostateczną rozgrywkę czas  przyjdzie później.


W ponurej, ciemnej sali od Eliksirów panowały odmienne nastroje niż w klasie historycznej, kiedy tam rozległ się dźwięk dzwonka. W przeciwieństwie do swojego przyjaciela, nie zamierzał wzbudzać w uczniach pozytywnych odczuć. Był na dobrej drodze, przerażone pierwszaki wpatrywały się w niego z lękiem.
- Jestem tutaj - zaczął powoli, cicho, lodowatym głosem, a jego czarne oczy wydawały się zupełnie puste - by nauczyć was bardzo subtelnej i ścisłej sztuki przyrządzania eliksirów. Nie spodziewam się, że ktokolwiek z was doceni  piękno roziskrzonej pary unoszącej się nad kipiącym kotłem...jeżeli jednak znajdzie się wśród was ktoś...na tyle zdolny i zdeterminowany, w co bardzo wątpię,...będzie w stanie posiąść ogromną moc jaka  płynie z prawidłowego ważenia substancji i...związane z nią...wymierne korzyści. - zrobił krótką pauzę napawając się widokiem przestraszonych uczniów nerwowo przełykających ślinę - Oczekuję na lekcjach całkowitej ciszy i maksymalnej koncentracji. Niewiedza, pośpiech i nieostrożność w mieszaniu składników magicznych substancji mają bardzo...przykre konsekwencje... Kto będzie przygotowywał wywar myśląc o obiedzie, bardzo szybko tego pożałuje. - tym optymistycznym akcentem zakończył krótką przemowę i zaczął przechadzać się powoli pomiędzy ławkami.
- Czy ktoś jest w stanie wymienić mi właściwości kamienia księżycowego? - chłopcy i dziewczęta popatrzyli po sobie z ogłupiałymi minami - Nikt? - uśmiechnął drwiąco. - A kto mi powie, co to jest mandragora? - znów nikt nie podniósł ręki. - Najwyraźniej nie zaglądaliście do książek przed przyjazdem tutaj...Jakie zastosowanie ma Eliksir Wiggenowy? - zwrócił się do drobnego chłopca obok którego właśnie przechodził.
- J-ja...n-nie wiem, panie profesorze. - wyszeptał trzęsąc się ze strachu.
Snape prychnął z pogardą, przestał się przechadzać, wrócił na swoje miejsce przy biurku i skrzyżował ramiona patrząc na nich groźnie.
- Do waszej wiadomości, kamień księżycowy to krucha substancja o srebrzystoszarej barwie, stosowany jako składnik wielu trucizn lub w niewielkich ilościach jako wskaźnik przy przyrządzaniu antidotów. Mandragora to roślina o leczniczych właściwościach, dzięki niej można sporządzić eliksir ożywiający spetryfikowanych, krzyk dojrzałej mandragory, jest zabójczy dla ludzi. Eliksir Wiggenowy regeneruje zdrowie lecząc nawet głębokie rany. - przerwał na moment - Dlaczego...tego....nie...notujecie? - syknął. Wszyscy natychmiast sięgnęli po pióra szybko pisząc do zeszytów. - To - powiedział kierując różdżkę w stronę tablicy, na której pojawiła się instrukcja - jest przepis na eliksir znoszący gorączkę. Na tyle prosty, że nawet tacy ignoranci powinni sobie poradzić. 
Ponownie zaczął krążyć po sali, wzmagając tym stres w uczniach. Uważnie obserwował jak nieporadnie kroją kolce jeżozwierza, kruszą zęby węża i wrzucają wszystkie składniki. W pewnym momencie ciszę przerwał dziwny syk, Snape w mgnieniu oka podbiegł do kociołka, który wydawał ów odgłos i zdążył usunąć zawartość, nim rozprysła się na całą salę.
- Powiedz mi, Smitch...umiesz czytać? - warknął do właścicielki feralnego wywaru.
- T-tak, panie profesorze. - wyjąkała drżąc.
- Nie powiedziałbym, ale skoro tak twierdzisz przeczytaj na głos podpunkt ósmy.
- Dodaj siedem liści pokrzywy i przez pięć minut mieszaj zgodnie z ruchem wskazówek zegara. - wymamrotała kuląc się, jakby obawiała się ataku.
- Siedem liści, Smitch, nie pięć! Przez pięć minut, nie trzy! I zgodnie z ruchem wskazówek a nie przeciwnym do nich! - wycedził przez zęby, Gryfonka nie odważyła się na niego spojrzeć. - Twoja nieuwaga pozbawiła właśnie Gryffindor pięciu punktów. - Gryfoni wydali z siebie głuchy jęk. - Cisza! - syknął.
Przez pozostałą cześć lekcji krytykował pozostałe eliksiry, jedynie Ślizgonom oszczędzając przykrych słów.
- To i tak więcej niż się spodziewałem. - skomentował Severus jedyny w pełni udany eliksir. - Slytherin otrzymuje pięć punktów. - zabrzmiał dzwonek wieszczący koniec lekcji, uczniowie odetchnęli z ulgą, pospiesznie spakowali przybory i wybiegli z sali, Ślizgoni w o wiele lepszych humorach.

- Biedne dzieciaki...już ich styranizowałeś? - spytał Daniel wchodząc kilka minut później, do klasy, by się przywitać.
- O, pan Sauvage raczył łaskawie się pojawić? - zakpił Snape.
- Zaspałem na śniadanie.- jęknął w odpowiedzi podchodząc do bruneta. - Masz jakieś kanapki? Nie zdążę pójść do kuchni.
- Dlaczego mnie to nie dziwi? - Severus zerknął wymownie w sufit. - Nie, musisz wytrzymać do obiadu - szatyn posmutniał.
- Jak pierwsza lekcja? -  spytał rozglądając się po mrocznym pomieszczeniu.
- Banda bałwanów, nawet idiotycznie prostego eliksiru nie potrafią przygotować. - warknął wskazując na tablicę.
- To pierwszaki i to była ich pierwsza lekcja...jeszcze się nauczą...Ale sądząc po ich wystraszonych minach będą mieli traumę do końca życia, coś ty im zrobił?
- Nic, a szkoda. Ignorancja powinna być surowo karana.
- Przesadzasz - odparł Sauvage przeglądając notatki Snape'a.
- Mógłbyś się nie rządzić w mojej sali? - syknął, brutalnie wyrywając mu z rąk swoje zapiski.
- Oho, widzę że dzisiaj, tak dla odmiany, masz radosny nastrój. - zadrwił Daniel uśmiechając się do niego wesoło.
- A u ciebie? - zapytał, żeby zmienić temat.
- Kochają mnie! - zawołał wesoło. - Poza tym, nie wiem czy pamiętasz, ale mamy zalęgłą partię szachów do rozegrania.
- Szykuj się na porażkę. 
- Zobaczymy!
Snape rozejrzał się po sali i  dopiero spostrzegł, że słucha ich trzydzieści kilka osób.
- A kysz! - szepnął do Daniela przez zęby.
- O, już był dzwonek? - odezwał się pogodnie, wychodząc odwrócił się jeszcze przez ramię - A kysz, a kysz! - dodał przedrzeźniając Severusa, kilka osób roześmiało się, Snape machnięciem różdżki sprawił, że drzwi zamknęły się  z głośnym trzaskiem.
- Cisza!
Natychmiast umilkli, czując, że wraz z wyjściem historyka, żarty się skończyły. 
- Ostatni raz dopuszczone do klasy owutemowej zostały osoby z "Powyżej oczekiwań" z Sumów...Jeżeli do końca roku nie uczynią określonych postępów zasługujących na ocenę wybitną, nie dostaną promocji do siódmej klasy Eliksirów... Pod koniec szóstej każdy z was powinien być w stanie uwarzyć - tu zaczął wskazywać różdżką poszczególne kociołki z różnymi eliksirami, które wcześniej ustawił na biurku - veritaserum, eliksir wielosokowy, amortencję i eliksir słodkiego snu...Kto jest w stanie wyjaśnić na czym polega działanie pierwszych trzech? - większość uczniów podniosła ręce, do odpowiedzi wybrał oczywiście któregoś ze Ślizgonów.
- Veritaserum to eliksir prawdy, wystarczą trzy krople by dana osoba wyjawiła wszystkie swoje sekrety, ale nie można na nim całkowicie polegać, ponieważ istnieją antidota...eliksir wielosokowy który umożliwia przybranie wyglądu wybranej osoby...amortencja to najsilniejszy eliksir miłosny, jaki istnieje. - odpowiedział gładko ciemnowłosy, wysoki i arogancki Ślizgon.
- Dwadzieścia punktów dla Slytherinu...oczywiście amortencja nie wzbudza prawdziwej miłości. - słowo "miłość" Severus wymawiał z ogromną pogardą i wstrętem, jakby to była dla niego najbardziej odrażająca rzecz na świecie. - Powoduje bardzo silną obsesję i zabiera wam wolną wolę...Dzisiaj natomiast zajmiecie się przygotowaniem Wywaru Żywej Śmierci, instrukcje są w waszym podręczniku na stronie dziesiątej.
Rozległy się zgrzyty i szuranie przysuwanych bliżej kociołków, odgłosy wrzucanych na szale odważników, ale nikt nic nie mówił. Koncentracja była wręcz wyczuwalna, nie było osoby, która chciałby się narazić nowemu nauczycielowi niepoprawnie przygotowanym eliksirem. Severus przysunął do siebie swój dawny egzemplarz Eliksirów dla zaawansowanych i zaczął pisać po książce przekreślając niektóre słowa i instrukcje zastępując je swoimi. Z czasem salę wypełniały kłęby niebieskawej później bladoróżowej a na końcu czarnej pary. 
Nikt nie zrobił Wywaru Żywej Śmierci w stu procentach poprawnie, ale chyba trafiła mu się zdolna klasa, bo  patrząc na złożoność eliksiru i tak poradzili sobie całkiem nieźle. Kociołki, których zawartości nie mógł się za bardzo przyczepić mijał bez słowa. Kiedy doszedł do mikstury jednej z Gryfonek nie mógł się już powstrzymać od komentarza.
- Co to jest, Allard ? - zwrócił się do niej. Przez to, że miała ciemnorude włosy, od razu przypominała mu Lily Evans i to jak żałosne były jej eliksiry, gdy nie korzystała z jego notatek.
- Wywar Żywej Śmierci, panie profesorze. - odpowiedziała drżącym głosem.
- Nie. To jest bezwartościowy płyn, na którego przyrządzenie zmarnowałaś składniki próbując przygotować wymieniony wywar. Najwyraźniej postępowanie zgodnie z instrukcjami przerasta twoje możliwości. Gryffindor traci piętnaście punktów. - wycedził  ostro.- Nieuków - zwrócił się do całej klasy - którzy będą mi przyrządzać tak żałosne twory będę karał szlabanem, to może przyniesie jakiś efekt. - grobową ciszę przerwał dzwonek - Koniec lekcji.