„Żadne
kłamstwo wypowiedziane nawet tysiąc razy
nie stanie się rzeczywistością.”
„Dobre
kłamstwo jest jak magiczne zaklęcie”
Zjawił się na Spinner's End tak szybko jak tylko po wyjściu z sali obrad odczytał krótki liścik przesłany mu przez Severusa. Dochodziła dwunasta, a on był już wykończony po całonocnych dyskusjach o tym czy do listy eliksirów objętych ograniczeniami użytkowymi powinno dopisać się kolejne dziesięć pozycji. Niestety nie osiągnięto konsensusu.
- Sev? - zawołał, wchodząc do środka.
Na wieszaku w korytarzu wisiała tylko długa czarna peleryna. Szybko obszedł przedpokój, kuchnię i łazienkę na parterze, zajrzał do biblioteki, a na końcu do salonu. Okna zostały zasłonięte żaluzjami, przez co pomimo pory dnia, wewnątrz było dość ciemno. W prawym rogu sofy dojrzał sylwetkę Severusa. Zastukał we framugę drzwi.
Snape albo go nie zauważył, albo zignorował. Siedział w bezruchu, przez co trochę przypominał rzeźbę. Daniel usiadł obok niego. W nikłym świetle zobaczył, że jego młody przyjaciel miał zaczerwienione i nieco opuchnięte oczy, których pusty wzrok wlepiony był pokrytą panelami podłogę.
- Co się stało? - zapytał z niepokojem.
Severus poruszył się, uchylił usta jakby zamierzał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zrezygnował. Uniósł głowę i spojrzał na Daniela, który jeszcze nigdy nie widział u niego takiego wyrazu twarzy. Wydawał się być porażony i głęboko przejęty.
Prawie półgodziny siedzieli razem w ciszy. Gdy tylko Severus wyrwał się nieruchomej pozy, jego ciało zaczęło lekko drżeć.
- On... ja...
- Sois calme. Mów po kolei.
- Bo... w nocy obudził mnie ból. Mroczny znak piekł jak od ognia. Pomyślałem, że muszę jak najszybciej sprawdzić co się stało. Przyłożyłem różdżkę, deportowałem się.
- Dokąd?
- Nigdy wcześniej tam nie byłem, to chyba Dolina Godryka czy jakoś tak... Znalazłem się przed tym domem, był na wpół rozwalony, jakby w środku doszło do jakiejś eksplozji. - Głos mu się załamał. Wziął głęboki oddech. - Piętro chybotało się na ostatniej ścianie nośnej, w każdej chwili mogło runąć.
- Wszedłeś tam?
- Tak... w holu zobaczyłem Pottera... leżał pół zgięty na posadzce, był martwy... Pobiegłem na górę, chociaż już przy tym schody prawie się zawaliły. I...
- Lily i Harry - szepnął ze strachem. - Byli tam? Sev, co z nimi?
- Ona... - jęknął. Kąciki jego ust zadrgały. Zacisnął mocno powieki, starając się pohamować łzy. - Nie miałem nawet jak się do niej zbliżyć... leżała tam twarzą do ziemi... bez żadnego ruchu... ona...
Daniel złapał go za ramię i objął po przyjacielsku.
- Harry płakał... był w kołysce...
- Nic mu się nie stało?!
Severus powoli pokręcił głową.
- Zobaczyłem, że ludzie z pobliskich domów zaczęli się schodzić na ulicy. Krzyczeli, pod domem rozpoznałem głosy Blacka i Petera Pettigrew. Wziąłem Harry'ego na ręce i deportowałem się stamtąd. Trochę się uspokoił, przestał płakać...
Sauvage wstał, kilka razy przeszedł się wkoło salonu, próbując zebrać myśli.
- Gdzie teraz jest? Położyłeś go na górze?
- Siedziałem tu z nim... nie miałem czym go nakarmić, ale zasnął... Minęły jakieś cztery godziny, nie jestem pewien, byłem w szoku...
- Wciąż jesteś.
- Potem on tutaj przyszedł.
- Kto?
- Dumbledore. Na szybko wmówiłem mu, że zabrałem stamtąd chłopca bo nie chciałem, żeby zginął przez zawalenie, ale gdy powiedział, że Czarny Pan doznał wielkiego zranienia i uszczerbku, że najpewniej przez najbliższe lata w ogóle go nie zobaczymy... gdy powiedział, że musi teraz zabrać Harry'ego do... jedynej... rodziny jaka mu została, do siostry Lily... ja...
- Nie powiedziałeś mu?!
- Nie dał mi dojść do słowa - wykrztusił. - Oświadczył, że mnie uprzedza, że w najbliższych dniach, tygodniach władze będą wyłapywać wszystkich, którzy byli związani z Czarnym Panem... Z racji tego, że mam Mroczny Znak, co jest jednoznaczne, będę miał szczęście jeżeli przed zesłaniem do Azkabanu odbędzie się proces.
- Ale... - Daniel wpatrywał się w niego w skonfundowaniu - Przecież mieliście umowę! Szpiegowałeś Toma na jego zlecenie!
Snape wzruszył ramionami.
- Oznajmił, że nawet gdyby mieli mnie sądzić tylko za okres sprzed zawarcia naszej niepisemnej umowy, to i tak grozi mi dożywocie.
- C'est des conneries! - mruknął, kręcąc głową z niedowierzania. - Co za sukinsyn!
- To wszystko moja wina. Lily... to moja wina...
- Sev, to nie jest twoja wina!
- Ja ją zabiłem, to przeze mnie zginęła...
Daniel podszedł i nachylił się do niego.
- To nie jest twoja wina.
- Gdybym jej wtedy nie zostawił...
Severus wpadł w swoisty trans. Daniel przyniósł mu eliksir usypiający i namówił do wypicia. Uważał, że dobry sen jest mu teraz bardzo potrzebny.
Obudziwszy się rankiem następnego dnia, Severus miał wrażenie jakby ocknął się z jakiegoś koszmaru. Falami docierało do niego, że to co pamiętał, wcale nie było złym snem.
Zerknął w stronę okna. Jakie dziwne było leżeć w tym samym łóżku, przy którym ojciec czytał mu książeczki na dobranoc, teraz ze świadomością, że dni jego życia na wolności są policzone. Zamknął oczy.
Daniela zastał w kuchni, gdy ten akurat próbował gotującej się zupy. Zdążył przygotować śniadanie, na które składały się tradycyjne francuskie rogaliki z masłem i dżemem, a także mieszankę orzechów i bakalii z jogurtem. Severus czuł jakby gardło zawiązało mu się w supeł, ale żołądek coraz głośniej domagał się pożywienia, toteż bez wahania sięgnął po miseczkę.
Sauvage oparł się o blat kuchenny, skrzyżował ramiona. Przyglądał mu się przez chwilę, zanim zdecydował się odezwać.
- Zastanawiałem się jak cię uchronić przed zwiędnięciem w Azkabanie i...
- Nie chcę - powiedział cicho.
- Słucham?
- Nie chcę żebyś cokolwiek robił.
Daniel zamrugał szybko. Westchnął, siadając na przeciwko chłopaka.
- Rozumiem, że jesteś jeszcze w szoku, ale trzeba to załatwić. Oni w każdej chwili mogą tu wejść, by zakuć cię w kajdanki i zabrać do aresztu.
- Nikt mnie nie zmuszał do przystania do Czarnego Pana, nikt mnie nie zmuszał do zabijania, więc...
- Oh, obwiniasz się o śmierć Lily - przerwał mu. Mówił głosem twardym i rzeczowym. - Więc uważasz, że zasługujesz na karę, a wręcz chcesz jej bo może złagodzić twoje poczucie winy. Wiem, co czujesz, ale...
- Nie masz pieprzonego pojęcia o tym co czuję! - warknął.
- A właśnie, że mam pieprzone pojęcie! Straciłem moją żonę!
Severus otrząsnął się trochę.
- Przepraszam.
- Posłuchaj, nie możesz pozwolić na zmarnowanie sobie życia! Ty nie jesteś kimś, kto powinien spędzić resztę życia w więzieniu. Ty masz się rozwijać, tworzyć, zmieniać. Może teraz ci się wydawać, że kara przyniesie ci ulgę, ale zaręczam ci, że nie chcesz w tym momencie skończyć ze wszystkim co cię pasjonuje i czekać na śmierć w Azkabanie. Nie wolno tak marnować wartościowego życia, ja się na to nie zgodzę! Mamy szczęście móc poznawać piękno i horror rzeczywistości zanim umrzemy, a nasze ciała rozłożą się na czynniki, które natura podda recyklingowi. Ja zrobię co trzeba i proszę cię tylko żebyś...
- Daj mi spokój.
- Excuse-moi?
- Nie chcę żebyś mi pomagał. Wyjdź i daj mi spokój.
Daniel prychnął, odczekał chwilę po czym wstał od stołu. Ostentacyjnie otrzepał sobie koszulę.
- Prosisz mnie o pomoc, udzielam ci jej. Potem również. Teraz też poprosiłeś mnie bym zjawił się tutaj, a teraz mi oświadczasz, że nie chcesz mojej pomocy... Wiesz co, Sev... ja nie jestem sprzątaczką, którą możesz wezwać by posprzątała twój bałagan, a potem wykopać ją za drzwi. Skoro nie chcesz mojej pomocy, proszę bardzo. Może gdy cię poznałem, bardzo się pomyliłem... Przyślij mi pocztówkę z Azkabanu - rzucił, wychodząc z kuchni.
- Sev? - zawołał, wchodząc do środka.
Na wieszaku w korytarzu wisiała tylko długa czarna peleryna. Szybko obszedł przedpokój, kuchnię i łazienkę na parterze, zajrzał do biblioteki, a na końcu do salonu. Okna zostały zasłonięte żaluzjami, przez co pomimo pory dnia, wewnątrz było dość ciemno. W prawym rogu sofy dojrzał sylwetkę Severusa. Zastukał we framugę drzwi.
Snape albo go nie zauważył, albo zignorował. Siedział w bezruchu, przez co trochę przypominał rzeźbę. Daniel usiadł obok niego. W nikłym świetle zobaczył, że jego młody przyjaciel miał zaczerwienione i nieco opuchnięte oczy, których pusty wzrok wlepiony był pokrytą panelami podłogę.
- Co się stało? - zapytał z niepokojem.
Severus poruszył się, uchylił usta jakby zamierzał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zrezygnował. Uniósł głowę i spojrzał na Daniela, który jeszcze nigdy nie widział u niego takiego wyrazu twarzy. Wydawał się być porażony i głęboko przejęty.
Prawie półgodziny siedzieli razem w ciszy. Gdy tylko Severus wyrwał się nieruchomej pozy, jego ciało zaczęło lekko drżeć.
- On... ja...
- Sois calme. Mów po kolei.
- Bo... w nocy obudził mnie ból. Mroczny znak piekł jak od ognia. Pomyślałem, że muszę jak najszybciej sprawdzić co się stało. Przyłożyłem różdżkę, deportowałem się.
- Dokąd?
- Nigdy wcześniej tam nie byłem, to chyba Dolina Godryka czy jakoś tak... Znalazłem się przed tym domem, był na wpół rozwalony, jakby w środku doszło do jakiejś eksplozji. - Głos mu się załamał. Wziął głęboki oddech. - Piętro chybotało się na ostatniej ścianie nośnej, w każdej chwili mogło runąć.
- Wszedłeś tam?
- Tak... w holu zobaczyłem Pottera... leżał pół zgięty na posadzce, był martwy... Pobiegłem na górę, chociaż już przy tym schody prawie się zawaliły. I...
- Lily i Harry - szepnął ze strachem. - Byli tam? Sev, co z nimi?
- Ona... - jęknął. Kąciki jego ust zadrgały. Zacisnął mocno powieki, starając się pohamować łzy. - Nie miałem nawet jak się do niej zbliżyć... leżała tam twarzą do ziemi... bez żadnego ruchu... ona...
Daniel złapał go za ramię i objął po przyjacielsku.
- Harry płakał... był w kołysce...
- Nic mu się nie stało?!
Severus powoli pokręcił głową.
- Zobaczyłem, że ludzie z pobliskich domów zaczęli się schodzić na ulicy. Krzyczeli, pod domem rozpoznałem głosy Blacka i Petera Pettigrew. Wziąłem Harry'ego na ręce i deportowałem się stamtąd. Trochę się uspokoił, przestał płakać...
Sauvage wstał, kilka razy przeszedł się wkoło salonu, próbując zebrać myśli.
- Gdzie teraz jest? Położyłeś go na górze?
- Siedziałem tu z nim... nie miałem czym go nakarmić, ale zasnął... Minęły jakieś cztery godziny, nie jestem pewien, byłem w szoku...
- Wciąż jesteś.
- Potem on tutaj przyszedł.
- Kto?
- Dumbledore. Na szybko wmówiłem mu, że zabrałem stamtąd chłopca bo nie chciałem, żeby zginął przez zawalenie, ale gdy powiedział, że Czarny Pan doznał wielkiego zranienia i uszczerbku, że najpewniej przez najbliższe lata w ogóle go nie zobaczymy... gdy powiedział, że musi teraz zabrać Harry'ego do... jedynej... rodziny jaka mu została, do siostry Lily... ja...
- Nie powiedziałeś mu?!
- Nie dał mi dojść do słowa - wykrztusił. - Oświadczył, że mnie uprzedza, że w najbliższych dniach, tygodniach władze będą wyłapywać wszystkich, którzy byli związani z Czarnym Panem... Z racji tego, że mam Mroczny Znak, co jest jednoznaczne, będę miał szczęście jeżeli przed zesłaniem do Azkabanu odbędzie się proces.
- Ale... - Daniel wpatrywał się w niego w skonfundowaniu - Przecież mieliście umowę! Szpiegowałeś Toma na jego zlecenie!
Snape wzruszył ramionami.
- Oznajmił, że nawet gdyby mieli mnie sądzić tylko za okres sprzed zawarcia naszej niepisemnej umowy, to i tak grozi mi dożywocie.
- C'est des conneries! - mruknął, kręcąc głową z niedowierzania. - Co za sukinsyn!
- To wszystko moja wina. Lily... to moja wina...
- Sev, to nie jest twoja wina!
- Ja ją zabiłem, to przeze mnie zginęła...
Daniel podszedł i nachylił się do niego.
- To nie jest twoja wina.
- Gdybym jej wtedy nie zostawił...
Severus wpadł w swoisty trans. Daniel przyniósł mu eliksir usypiający i namówił do wypicia. Uważał, że dobry sen jest mu teraz bardzo potrzebny.
Obudziwszy się rankiem następnego dnia, Severus miał wrażenie jakby ocknął się z jakiegoś koszmaru. Falami docierało do niego, że to co pamiętał, wcale nie było złym snem.
Zerknął w stronę okna. Jakie dziwne było leżeć w tym samym łóżku, przy którym ojciec czytał mu książeczki na dobranoc, teraz ze świadomością, że dni jego życia na wolności są policzone. Zamknął oczy.
Daniela zastał w kuchni, gdy ten akurat próbował gotującej się zupy. Zdążył przygotować śniadanie, na które składały się tradycyjne francuskie rogaliki z masłem i dżemem, a także mieszankę orzechów i bakalii z jogurtem. Severus czuł jakby gardło zawiązało mu się w supeł, ale żołądek coraz głośniej domagał się pożywienia, toteż bez wahania sięgnął po miseczkę.
Sauvage oparł się o blat kuchenny, skrzyżował ramiona. Przyglądał mu się przez chwilę, zanim zdecydował się odezwać.
- Zastanawiałem się jak cię uchronić przed zwiędnięciem w Azkabanie i...
- Nie chcę - powiedział cicho.
- Słucham?
- Nie chcę żebyś cokolwiek robił.
Daniel zamrugał szybko. Westchnął, siadając na przeciwko chłopaka.
- Rozumiem, że jesteś jeszcze w szoku, ale trzeba to załatwić. Oni w każdej chwili mogą tu wejść, by zakuć cię w kajdanki i zabrać do aresztu.
- Nikt mnie nie zmuszał do przystania do Czarnego Pana, nikt mnie nie zmuszał do zabijania, więc...
- Oh, obwiniasz się o śmierć Lily - przerwał mu. Mówił głosem twardym i rzeczowym. - Więc uważasz, że zasługujesz na karę, a wręcz chcesz jej bo może złagodzić twoje poczucie winy. Wiem, co czujesz, ale...
- Nie masz pieprzonego pojęcia o tym co czuję! - warknął.
- A właśnie, że mam pieprzone pojęcie! Straciłem moją żonę!
Severus otrząsnął się trochę.
- Przepraszam.
- Posłuchaj, nie możesz pozwolić na zmarnowanie sobie życia! Ty nie jesteś kimś, kto powinien spędzić resztę życia w więzieniu. Ty masz się rozwijać, tworzyć, zmieniać. Może teraz ci się wydawać, że kara przyniesie ci ulgę, ale zaręczam ci, że nie chcesz w tym momencie skończyć ze wszystkim co cię pasjonuje i czekać na śmierć w Azkabanie. Nie wolno tak marnować wartościowego życia, ja się na to nie zgodzę! Mamy szczęście móc poznawać piękno i horror rzeczywistości zanim umrzemy, a nasze ciała rozłożą się na czynniki, które natura podda recyklingowi. Ja zrobię co trzeba i proszę cię tylko żebyś...
- Daj mi spokój.
- Excuse-moi?
- Nie chcę żebyś mi pomagał. Wyjdź i daj mi spokój.
Daniel prychnął, odczekał chwilę po czym wstał od stołu. Ostentacyjnie otrzepał sobie koszulę.
- Prosisz mnie o pomoc, udzielam ci jej. Potem również. Teraz też poprosiłeś mnie bym zjawił się tutaj, a teraz mi oświadczasz, że nie chcesz mojej pomocy... Wiesz co, Sev... ja nie jestem sprzątaczką, którą możesz wezwać by posprzątała twój bałagan, a potem wykopać ją za drzwi. Skoro nie chcesz mojej pomocy, proszę bardzo. Może gdy cię poznałem, bardzo się pomyliłem... Przyślij mi pocztówkę z Azkabanu - rzucił, wychodząc z kuchni.
Rebecca była niewidoma od urodzenia, ale dzięki wsparciu rodziców udało jej się skończyć szkołę, a nawet studia, niedawno rozpoczęła też nową pracę w centrum prawniczym przy sądzie w centrum Londyniu. Mieściły się tu kancelarie i biura adwokatów, notariuszy i radców. Ona miała za zadanie przyjmować i rejestrować telefony klientów do czterech adwokatów, których biura były położone w tej części skrzydła budynku. Musiała też prowadzić kalendarz umawianych spotkań, miała do tego specjalną maszynę do pisania, która pozwalała jej pisać w języku Brilla i zwykłym jednocześnie - odpowiednie klawisze z oznaczeniami dla niewidomych uruchamiały klawisze z literami, dzięki czemu tekst powstawał w dwóch formach.
Tabliczka przy jej stanowisku uprzedzała interesantów, iż jest osobą niewidomą. Odczytawszy tę informację Severus stwierdził, że to wielka szkoda. Dziewczyna miała piękne, falujące blond włosy, brzoskwiniową cerę, atrakcyjne rysy. Nawet nie miała świadomości jaka była ładna.
- W czym mogę pomóc? - spytała, najwyraźniej usłyszawszy ruch blisko siebie.
- Um... Ja szukam adwokata, Tobiasza Snape'a.
- Był pan umówiony?
- Nie... ale to pilna sprawa.
- Chwileczkę. - Sięgnęła po swój kalendarz. - Za chwilę kończy rozprawę, więc powinien niedługo tu być, a następne spotkanie ma za godzinę więc może zgodzi się z panem porozmawiać. Może pan poczekać tam - wskazała fotele w głębi korytarzyka. - Na dole jest też kawiarenka, jakby chciał pan skorzystać.
- Dziękuję.
Bezwładnie opadł na jeden z foteli. Pamiętał jak jako dziecko uwielbiał spędzać w tych biurach całe dnie. Co jakiś czas robiono tam remonty i przemeblowania, ale efekt końcowy był zawsze bardzo podobny.
Powinien był wcześniej odezwać się do ojca. Od razu gdy wiedział, że jest to możliwe. Naturalnie chciał wiedzieć co takiego się stało te parę lat wcześniej, czego nie chciał mu wyjawić nawet Owen Rogers, wciąż powtarzając, ze przyjdzie czas na wyjaśnienia i że on nie może mu wcześniej nic powiedzieć, ale zapewniał, że jego ojcu, a Rogersa najlepszemu przyjacielowi, na pewno nic złego się nie stało.
Jednak teraz ta kwestia straciła nieco na wadze, przysłaniał ją wielki wstyd, jaki ogarniał Severusa na myśl o tym, że miał opowiedzieć ojcu czym się zajmował. Tęsknił za nim i potrzeba by się z nim zobaczyć była ogromna, szczególnie teraz. Trudno mu było ułożyć w myślach to, co mógłby powiedzieć. Rogers na pewno powiedział mu o Mrocznym Znaku.
Jak on miał to wyrazić?
"Cześć, tato! Postanowiłem wreszcie się odezwać ponieważ to ostatnia szansa żebyśmy swobodnie ze są pobyli - zabijałem ludzi na zlecenie i niedługo zamkną mnie na dożywocie w więzieniu. I to z mojej winy zginęła Lily. A tak przy okazji, rok temu zostałeś dziadkiem."
Jego ojciec nigdy nie okazałby mu pogardy ani jakichkolwiek tego typu negatywnych uczuć, ale on sam czuł do siebie obrzydzenie przez to że zawiódł siebie jak i jego. Zdobył Tytuł Mistrzowski i tym mógłby się pochwalić, Tobiasz na pewno bardzo się z tego ucieszy. Ale czym to było w porównaniu do całej wagi zarzutów jakie niedługo zostaną mu postawione w Wizengamocie...
Wstał by podejść do okna, wychodziło wprost na sąsiadujący gmach sądu. Moment później rozpoznał swojego ojca jak schodził po schodach. Miał na sobie jeszcze charakterystyczne ubranie adwokackie.
Severus wyciągnął z kieszeni pelerynę niewidkę. Czuł, że nie da rady. Za bardzo się wstydził i za bardzo nie chciał ranić ojca. Wiadomość o tym, że syn zabijał niewinnych ludzi sprawiłaby ból każdemu kochającemu rodzicowi.
Z ciężkim sercem nałożył pelerynę i skierował się wyjścia z korytarzyka. Tobiasz właśnie podchodził do stanowiska Rebecci.
- Coś ciekawego, Becky? - spytał.
- Telefon od pana D'Egosto. Ah, jeszcze czeka na pana jakiś pan ponoć z pilną sprawą.
Tobiasz z zaintrygowaniem zajrzał do holu, ale nikogo tam nie dostrzegł.
- Nikogo tam nie ma.
- Oh, może zszedł do kawiarni.
- Nie przedstawił się?
- Nie... ale chyba Marty go widział. Marty!
Młody archiwista wyjrzał zza drzwi po przeciwnej stronie.
- Tak?
- Widziałeś tego mężczyznę, z którym rozmawiałam dziesięć minut temu?
- Taaak... Wysoki brunet, ubrany na ciemno, ale nie przyjrzałem się.
- Cóż, jeżeli to pilna sprawa to może tu wróci, jeżeli tak to powiedz mu, że będę w gabinecie - powiedział Tobiasz.
- Dobrze. A wie pan... jak teraz o tym myślę... jego głos był bardzo podobny do pańskiego.
Mężczyzna zaśmiał się krótko.
Severus obserwował go z szybko bijącym sercem. Miał potrzebę podejścia do niego, powiedzenia: "tato, pomóż mi", ale nie mógł się na to zdobyć.
Tobiasz na chwilę zapatrzył się na hol, jakby coś przykuło jego uwagę w miejscu, w którym stał niewidzialny Severus. Potem znikł w gabinecie.
Nowym Ministrem Magii Wielkiej Brytanii obwołano Korneliusza Knota, który zapowiedział, że walka z poplecznikami Wszyscy-Wiedzą-Kogo będzie surowa, a kary bezwzględne. Już zdążył w kilku wypowiedziach do mediów zapewnić, że schwytali już ponad trzydziestu śmierciożerców, z których część wyraziła wolę współpracy i udzielają informacji o kolejnych.
- Kiedy rozprawimy się z tymi odrażającymi kryminalistami, będziemy mogli na nowo odbudować ustrój i kraj który przez ostatnie lata Ten-Jakmutam sukcesywnie niszczył - mówił.
Severus mógł uciec. Chociażby do Daniela, mógł go przeprosić i poprosić o schronienie. Było jeszcze parę innych opcji, w których z pewnością po jakimś czasie by go wyśledzili, ale mógł załatwić sobie trochę czasu, a mimo to był w swoim domu przy Spinner's End w Londynie.
Sauvage najprawdopodobniej miał rację, on liczył na to, że wymierzona mu kara ulży w cierpieniu i poczuciu winy ze straty Lily.
Nie musiał długo czekać. Jego nazwisko jako poszukiwanego pojawiło się w dziennikach dzień wcześniej razem z kilkunastoma innymi. Gdy tylko potwierdzili jego tożsamość, odebrano mu różdżkę i założono kajdanki.
- Masz prawo zachować milczenie, a wszystko co powiesz może zostać użyte przeciwko tobie. Zostaniesz teraz przewieziony do aresztu gdzie poddasz się procedurze kontrolno-przyjmującej.
Główny areszt znajdował się w głębokich podziemiach Ministerstwa. Na miejscu jeden auror szedł za nim trzymając go nieustannie na muszce różdżki, w razie czego mieli przy sobie też broń palną i paralizatory. Drugi auror prowadził go wzdłuż ciemnego korytarza wyłożonego od posadzki po sufit granatowymi kafelkami. Pierwsza sala, do której weszli przypominała dużą betonową komorę. Przy stoliku na środku siedział tylko jeden siwy mężczyzna. Znudzonym i nieprzyjaznym wzrokiem zerknął na Severusa i towarzyszących mu aurorów. Jeden z nich podał starcowi różdżkę.
- Nazwisko?
- Severus Tobiasz Snape - podał drugi auror.
- Bardzo ładna - mruknął do siebie siwy jegomość. - Czarny bez... piętnaście cali... rdzeń z włókna serca nietoperza... Potwierdzasz, że to twoja różdżka? - Severus skinął głową. - Podpis tutaj.
Rozkuto go by umożliwić podpisanie oświadczenia i ku jego zdziwieniu nie nałożono mu kajdanek z powrotem gdy skierowali się do kolejnej sali.
Tam było więcej osób, a sama sala wygląda jak gabinet internisty.
- Rozbierz się - polecił mu mężczyzna odziany w biały kitel i ze stetoskopem przewieszonym przez szyję.
Severus posłusznie ściągnął koszulę, którą natychmiast mu zabrano.
- Wszystko - dodał lekarz, zauważywszy, że chłopak nie zdejmował reszty ubrań.
Westchnął z zażenowaniem. Jeżeli ta procedura rozbierania do naga miała na celu sprawić, by poczuł się jeszcze gorzej to spełniała swoje zadanie.
- Ile masz lat?
- Dwadzieścia jeden.
- Wejdź na wagę.
Kiedy Severus stanął na wadze, lekarz podszedł do niego i wyciągnął miarkę, by sprawdzić wzrost. Mógł odczytać plakietkę z jego nazwiskiem. Doktor Matthew Towty. Miał około pięćdziesięciu lat, bystre jasnozielone oczy i ciemnobrązowe, gładko zaczesane włosy. Nosił okulary w cienkich prostokątnych oprawkach. W przeciwieństwie do aurorów, nie patrzył na niego z odrazą.
- Mężczyzna rasy białej, metr dziewięćdziesiąt dwa - podyktował pielęgniarzowi, który wszystko skrzętnie notował na dokumencie. - Osiemdziesiąt kilogramów.
Następnie kazał mu usiąść na kozetce. Wyjął z szuflady biurka strzykawkę, wziął też aparat do mierzenia ciśnienia.
- Sto trzydzieści pięć na dziewięćdziesiąt... ha, nikt na tym miejscu nie ma poniżej stu trzydziestu... Puls siedemdziesiąt trzy.
Potem świecił mu małą latarką w oczy, by zbadać ruch źrenic, obejrzał gardło i pobrał próbkę krwi/ Podał mu też mały plastikowy słoiczek z zakrętką.
- To pojemnik na mocz - wyjaśnił.
Severus pomyślał, że chociaż o tyle dobrze, że nie kazali mu oddawać moczu na zawołanie.
- Po co to wszystko? - spytał.
Aurorzy go zignorowali, ale doktor Towty odpowiedział.
- Musimy zbadać stan twojego zdrowia, ewentualne uzależnienie od substancji psychoaktywnych, sprawdzamy też czy występują oznaki, które mogą świadczyć o tym, że byłeś pod działaniem Zaklęcia Imperius... Wszystkie takie dane potrzebne są do procesu, chociaż częściej przydają się obronie aniżeli prokuraturze.
- Ja nie mam prawa do obrony.
- Cóż... to tylko procedura - odparł beznamiętnie, po czym przeszedł do obejrzenia go z każdej strony. - Skóra czysta, liczne blizny ale brak zmian chorobowych... znamię w formie Mrocznego Znaku, lewe przedramię, około dwadzieścia centymetrów... - Odczekał aż pielęgniarz skończy pisać. - Jeszcze parę pytań i to wszystko. Czy odczuwasz teraz jakikolwiek fizyczny ból?
- Nie.
- Czy w ostatnim okresie do miesiąca miały miejsce bóle lub inne dolegliwości?
- Wymioty, bezsenność.
- Czy czujesz się w tej chwili niesłusznie przetrzymywany?
- Nie - oparł po chwili ciszy.
- Czy jest cokolwiek, co chciałbyś dodać?
- Nie.
- W takim razie ode mnie to wszystko.
- Czy mogę dostać z powrotem moje ubranie?
- Nie możesz - odrzekł auror, który w niego celował.
Przechodząc kolejnym korytarzem do następnej sali musieli chwilę odczekać bo trwała tam właśnie jakaś awantura. O ile poprzednie pomieszczenia można jeszcze było uznać za dość przystępne, tak to obskurne miejsce nie pozostawiało już żadnych złudzeń czym jest i w jakim miejscu człowiek w nim przebywający się znalazł.
Pod ścianą zamontowany był prosty prysznic, po przeciwnej stronie znajdowały się metalowe szafki. Tęgi mężczyzna około czterdziestki, właśnie wyciągał z jednej z nich coś, co przypominało szmatę do podłogi.
- Oho, kolejny - zaśmiał się. - Niezły macie połów, co? - zagaił do aurorów.
- Owszem, mnóstwo roboty. Prawie jak efekt domina, wystarczyło, że znikła jedna karta.
- Ten to jakiś grzeczny wyjątkowo, poprzedni tak się rzucał i wyrywał, ze jednemu aurorowi wybił ząb, musieli go spętać i sparaliżować, a jak wrzeszczał! Pod ścianę! - krzyknął do Severusa, nawet na niego nie patrząc.
Kiedy tam stanął, mężczyzna pociągnął za drążek, który uruchomił prysznic. Severus zadrżał pod oblewającym go strumieniem lodowatej wody. Trwało to może pół minuty, po czym z wiszących obok prysznica lejków został obsypany gęstym białym proszkiem. Przywołano go z powrotem, wręczono ów szmatę, która okazała się być przewidzianym dla aresztowanego odzieniem, miała formę w rodzaju długiej koszuli nocnej z krótkim rękawem. Severus wolał już zostać nago niż to zakładać, ale nie miał wyboru.
Zaprowadzono go do cel, które mieściły się jeszcze piętro niżej. Celę od korytarza odgradzała gruba krata, a kiedy wepchnięto go do środka przekonał się, że nie było to jedyne zabezpieczenie. Z sufitu osunęła się wąska warstwa betonowej ściany, całkowicie zamykając przestrzeń. Zapaliła się żarówka, która dawała marnej jakości światło. Wysoko znajdował się wentylator doprowadzający powietrze, na podłodze w kącie odpływ, który miał najwyraźniej pełnić funkcję toalety. Obok mieścił się zardzewiały kran. Była tam też metalowa koja, na której leżał dość gruby szary koc. Gdzieś na pewno była też zawieszona niewidoczna kamera.
Poczuł się jakby ktoś zamknął go w betonowej kostce rubika.
Posiłki serwowano trzy razy na dobę, nie były złe, a obiady nawet ciepłe. Żarówka gasła codziennie wieczorem, a zapalała się rano i chociaż Severus nie miał pojęcia jaka może być godzina, pozwalało mu to orientować się kiedy kończy się i zaczyna kolejny dzień. Przy tym powtarzał sobie datę danego dnia, by nie stracić rachuby w tym ile czasu jest zamknięty. Nie było to wcale proste, gdyż warunki sprawiały, że czas zlewał się w jeden niemiłosiernie długi dzień, przerywany tylko porcjami snu.
Kiedy minął tydzień, do Severusa dotarło, że Daniel najprawdopodobniej miał rację. Wcale nie chciał spędzić tak reszty życia. Wiedział też, że warunki w Azkabanie wcale nie będą lepsze, a wręcz przeciwnie. Przez Mroczny Znak nie przydzielono mu prawa do obrońcy ani nawet do telefonu. Jedyną szansą wykaraskania się z tego bagna był proces, ale Snape miał świadomość, że bez wstawiennictwa Dumbledore'a i bez pomocy Daniela, poślą go na dożywocie zanim zdąży się odezwać.
Nie miał czym się zająć, więc ciągle myślał, a to tylko pogarszało jego stan psychiczny. W pewnym momencie nie był już pewien czy minęło czternaście dni czy szesnaście, a może już dwadzieścia. Miał ochotę zacząć gołymi rękami skrobać podłogę byle tylko cokolwiek robić i móc odciążyć umysł od bolesnych myśli.
Przy podawaniu kolacji strażnik poinformował go, że proces kompletowania zarzutów i dowodów został zakończony na etapie wystarczającym do przeprowadzenia procesu i że ten odbędzie się następnego dnia rano.
Dobrze było wyjść z zamknięcia, ale postawienie przed sąd nie należało do przyjemnych.
Ściany sali sądowej były zbudowane z pociemniałych kamiennych bloków, oświetlonych mdłym blaskiem licznych lamp, wokół wznosiły się rzędy ław, które sędziowie i inni pracownicy biorący udział w procesach pospiesznie teraz zajmowali, większość z nich miała na sobie fioletowe szaty z wyhaftowaną literą „W” z przodu. Wizengamot był najwyższą instancją sądownictwa, która jako pierwsza zajmowała się wyłącznie nadzwyczaj poważnymi sprawami karnymi, kiedy zagrożone było bezpieczeństwo narodowe. W innych przypadkach sprawami zajmowały się niższe wydziały, a od ich wyroków można było odwoływać się kolejno do wyższych aż do właśnie Wizengamotu, którego wyrok był ostateczny. To był pomysł Knota, by procesy śmierciożerców od razu przeprowadzane były przez Wizengamot, miało to pokazać, że nie będzie dla nich litości ani łagodnego traktowania.
Na najwyższym stanowisku jako szef Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów zasiadł Bartemiusz Crouch. Człowiek wysoki, o ostrych rysach twarzy, szpakowatych włosach i bystrych oczach. W odróżnieniu od innych sędziów, jego szata miała kolor czarny. Obok niego siedział protokolant, a po drugiej stronie sekretarz.
Severusa umieszczono przed Crouchem, pod klatką z cienkich prętów. Wokół jego krzesła leżały łańcuchy. Nie oplotły go, ale wcale to nie poprawiło jego komfortu.
Trzystu sędziów Wizengamotu plus kilku innych pracowników i takie osoby jak Dumbledore, który miał status Najwyższej Szychy Wizengamotu, skupionych w jednej hali tworzyło głośny tłum.
Crouch zastukał młotkiem i przykładając różdżkę do gardła powiedział:
- Proszę o spokój! - Jego głos pogłośniony przez różdżkę potoczył się wkoło sali rozpraw. Obecni uciszyli się. - Czternasty lipca tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego pierwszego roku. Rozprawa karna przed Wizengamotem numer kolejny... o zbrodnie pierwszego stopnia. Oskarżony Severus Tobiasz Snape, lat dwadzieścia jeden.
Westchnął przysuwając do siebie stos dokumentacji. Sięgnął po kilka pierwszych stron, następnie zwrócił się do Severusa.
- Według zebranych przez nas danych w roku tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym ósmym przystąpiłeś do organizacji terrorystycznej pod kierownictwem Thomasa Riddle'a, znanego również jako Voldemort, Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać, a przez swoich popleczników nazywanego Czarnym Panem. O fakcie tym świadczy też wypalony na twoim lewym przedramieniu Mroczny Znak, jaki nosi najbliższe grono popleczników wyżej wymienionego, zwanych śmierciożercami. Czy wypierasz się tego faktu?
- Nie.
- Czy twierdzisz, że przystąpiłeś do wspomnianej organizacji pod presją, naciskami, jakimkolwiek przymusem psychicznym bądź fizycznym?
- Nie.
- Czyli był to twój świadomy wybór?
- Tak.
- Według zebranych danych twoją pierwszą ofiarą była Ernesta Wooklind, Czy zaprzeczasz temu?
Severus milczał przez chwilę, pierwszy raz w życiu usłyszał to nazwisko.
- Nie wiem czy tak się nazywała ani czy to była kobieta.
- Jak to? - spytał ostrym tonem Crouch.
- Kiedy... kiedy się dołączało, nikt z nas nie wiedział kim są wybrane ofiary, nawet ich nie widzieliśmy, więc nie jestem w stanie tego potwierdzić ani zaprzeczyć.
To oświadczenie wywołało lekkie poruszenie na sali. Crouch wymienił kilka zdań z najbliższymi sędziami, po czym przeszedł do kolejnych pytań. Nie wymieniał każdego przestępstwa z osobna, a jedynie przedstawiał typ zbrodni i zebrane dowody, wśród których główną rolę pełniły zeznania świadków (czyli również złapanych przed nim śmierciożerców) oraz badanie jego różdżki.
Wszystko to trwało parę godzin. Severus czuł się upokorzony i upodlony. Miał ochotę wyrwać się spod tej klatki i wybiec stamtąd. Żałował, ze nie zdobył się na rozmowę z ojcem.
- Czy przyznajesz się do wszystkich wymienionych ci zarzutów bez żadnych wyjątków?
- Tak - odparł z rezygnacją.
- Czy odczuwasz żal i skruchę za popełnione zbrodnie?
- Chcę skorzystać z prawa do zachowania milczenia.
- Proszę bardzo - warknął Crouch. - Prokuratorze?
Prokurator wyznaczony do tego procesu wstał, poprawił okulary i przemówił, a przemowę zakończył następującymi słowami:
- Wobec wszystkich dowodów w dzisiejszej rozprawie, świadczących o niezaprzeczalnej winie oskarżonego Severusa Snape'a, wielokrotnych morderstw, tortur fizycznych niewinnych ofiar, przynależność do organizacji terrorystycznej, działanie godzące w bezpieczeństwo narodowe i innych zbrodni wypisanych na akcie oskarżenia, prokuratura dopuszcza dwie możliwości wyroku, co następuje: skazanie oskarżonego na dożywotnie pozbawienie wolności bądź wymierzenie kary śmierci.
Skłonił się lekko w stronę Crouch'a i z powrotem zajął swoje miejsce.
- Sędziowie poddadzą te możliwości tajnemu głosowaniu na rozprawie za tydzień. Decyzja w sprawie wyroku zostanie wykonana natychmiast. Na dzisiaj zamykam rozprawę.
Crouch donośnie zastukał młotkiem w podstawkę.
- Nie ma to jak partyjka brydża po intensywnych obchodach czternastego lipca i pochodach na Polach Elizejskich, prawda? - zaczął Paul Archibald, zasiadając do dużego stołu.
- Trzeba przyznać, że w tym roku było wyjątkowo hucznie i głośno - stwierdził jasnowłosy mężczyzna, którego imię brzmiało Jean Jacques-Metin.
Daniel przytaknął z uśmiechem i razem z pozostałą trójką również zajęli swoje miejsca. Cała szóstka należała do Stowarzyszenia Mistrzów i jako rodowici Francuzi z radością wybrali się na oglądanie defilady z okazji święta narodowego, upamiętniającego wybuch Wielkiej Rewolucji Francuskiej w 1789 roku. Właśnie dotarli do ogrodu domu należącego do Michela Levorsina. Gospodarz wcześniej przygotował telebim, na którym zamierzali obejrzeć relację z pokazów sztucznych ogni. Póki co, trwały wiadomości.
- Oho, mówią tych procesach - powiedział Archibald. - Proszę ciszej, panowie, jestem ciekaw!
- Również dzisiaj brytyjski Wizengamot pracował już od wczesnych godzin, a ostatnie posiedzenie zakończyło się niepełne półgodziny temu. Na miejscu jest nasz korespondent, Alderic Derrah.
- Szef Departamentu Przestrzegania Prawa i Przewodniczący Wizengamotu, Bartemiusz Crouch wydał krótki komunikat do mediów. Powiedział, że strażnicy prawa nie spoczną dopóki do Azkabanu nie trafi ostatni ze śmierciożerców owianego złą sławą Thomasa Riddle'a, który uległ tajemniczemu wypadkowi kilka tygodni temu... Kolejne procesy również są otwarte dla mediów... Dzisiaj kolejnych sześciu aresztowanych usłyszało zarzuty...
Daniel nie słuchał w skupieniu, zwrócił uwagę dopiero kiedy usłyszał nazwisko Severusa.
- Severus Snape, lat dwadzieścia jeden, prokuratura proponuje wyrok dożywotniego pozbawienia wolności lub karę śmierci... Wszystkie wyroki mogą jeszcze ulec nieznacznym zmianom, to wszystko zależy czy...
- Snape? A czy to nie był twój uczeń, Dan? - spytał Paul.
Sauvage powoli przytaknął.
Tabliczka przy jej stanowisku uprzedzała interesantów, iż jest osobą niewidomą. Odczytawszy tę informację Severus stwierdził, że to wielka szkoda. Dziewczyna miała piękne, falujące blond włosy, brzoskwiniową cerę, atrakcyjne rysy. Nawet nie miała świadomości jaka była ładna.
- W czym mogę pomóc? - spytała, najwyraźniej usłyszawszy ruch blisko siebie.
- Um... Ja szukam adwokata, Tobiasza Snape'a.
- Był pan umówiony?
- Nie... ale to pilna sprawa.
- Chwileczkę. - Sięgnęła po swój kalendarz. - Za chwilę kończy rozprawę, więc powinien niedługo tu być, a następne spotkanie ma za godzinę więc może zgodzi się z panem porozmawiać. Może pan poczekać tam - wskazała fotele w głębi korytarzyka. - Na dole jest też kawiarenka, jakby chciał pan skorzystać.
- Dziękuję.
Bezwładnie opadł na jeden z foteli. Pamiętał jak jako dziecko uwielbiał spędzać w tych biurach całe dnie. Co jakiś czas robiono tam remonty i przemeblowania, ale efekt końcowy był zawsze bardzo podobny.
Powinien był wcześniej odezwać się do ojca. Od razu gdy wiedział, że jest to możliwe. Naturalnie chciał wiedzieć co takiego się stało te parę lat wcześniej, czego nie chciał mu wyjawić nawet Owen Rogers, wciąż powtarzając, ze przyjdzie czas na wyjaśnienia i że on nie może mu wcześniej nic powiedzieć, ale zapewniał, że jego ojcu, a Rogersa najlepszemu przyjacielowi, na pewno nic złego się nie stało.
Jednak teraz ta kwestia straciła nieco na wadze, przysłaniał ją wielki wstyd, jaki ogarniał Severusa na myśl o tym, że miał opowiedzieć ojcu czym się zajmował. Tęsknił za nim i potrzeba by się z nim zobaczyć była ogromna, szczególnie teraz. Trudno mu było ułożyć w myślach to, co mógłby powiedzieć. Rogers na pewno powiedział mu o Mrocznym Znaku.
Jak on miał to wyrazić?
"Cześć, tato! Postanowiłem wreszcie się odezwać ponieważ to ostatnia szansa żebyśmy swobodnie ze są pobyli - zabijałem ludzi na zlecenie i niedługo zamkną mnie na dożywocie w więzieniu. I to z mojej winy zginęła Lily. A tak przy okazji, rok temu zostałeś dziadkiem."
Jego ojciec nigdy nie okazałby mu pogardy ani jakichkolwiek tego typu negatywnych uczuć, ale on sam czuł do siebie obrzydzenie przez to że zawiódł siebie jak i jego. Zdobył Tytuł Mistrzowski i tym mógłby się pochwalić, Tobiasz na pewno bardzo się z tego ucieszy. Ale czym to było w porównaniu do całej wagi zarzutów jakie niedługo zostaną mu postawione w Wizengamocie...
Wstał by podejść do okna, wychodziło wprost na sąsiadujący gmach sądu. Moment później rozpoznał swojego ojca jak schodził po schodach. Miał na sobie jeszcze charakterystyczne ubranie adwokackie.
Severus wyciągnął z kieszeni pelerynę niewidkę. Czuł, że nie da rady. Za bardzo się wstydził i za bardzo nie chciał ranić ojca. Wiadomość o tym, że syn zabijał niewinnych ludzi sprawiłaby ból każdemu kochającemu rodzicowi.
Z ciężkim sercem nałożył pelerynę i skierował się wyjścia z korytarzyka. Tobiasz właśnie podchodził do stanowiska Rebecci.
- Coś ciekawego, Becky? - spytał.
- Telefon od pana D'Egosto. Ah, jeszcze czeka na pana jakiś pan ponoć z pilną sprawą.
Tobiasz z zaintrygowaniem zajrzał do holu, ale nikogo tam nie dostrzegł.
- Nikogo tam nie ma.
- Oh, może zszedł do kawiarni.
- Nie przedstawił się?
- Nie... ale chyba Marty go widział. Marty!
Młody archiwista wyjrzał zza drzwi po przeciwnej stronie.
- Tak?
- Widziałeś tego mężczyznę, z którym rozmawiałam dziesięć minut temu?
- Taaak... Wysoki brunet, ubrany na ciemno, ale nie przyjrzałem się.
- Cóż, jeżeli to pilna sprawa to może tu wróci, jeżeli tak to powiedz mu, że będę w gabinecie - powiedział Tobiasz.
- Dobrze. A wie pan... jak teraz o tym myślę... jego głos był bardzo podobny do pańskiego.
Mężczyzna zaśmiał się krótko.
Severus obserwował go z szybko bijącym sercem. Miał potrzebę podejścia do niego, powiedzenia: "tato, pomóż mi", ale nie mógł się na to zdobyć.
Tobiasz na chwilę zapatrzył się na hol, jakby coś przykuło jego uwagę w miejscu, w którym stał niewidzialny Severus. Potem znikł w gabinecie.
Nowym Ministrem Magii Wielkiej Brytanii obwołano Korneliusza Knota, który zapowiedział, że walka z poplecznikami Wszyscy-Wiedzą-Kogo będzie surowa, a kary bezwzględne. Już zdążył w kilku wypowiedziach do mediów zapewnić, że schwytali już ponad trzydziestu śmierciożerców, z których część wyraziła wolę współpracy i udzielają informacji o kolejnych.
- Kiedy rozprawimy się z tymi odrażającymi kryminalistami, będziemy mogli na nowo odbudować ustrój i kraj który przez ostatnie lata Ten-Jakmutam sukcesywnie niszczył - mówił.
Severus mógł uciec. Chociażby do Daniela, mógł go przeprosić i poprosić o schronienie. Było jeszcze parę innych opcji, w których z pewnością po jakimś czasie by go wyśledzili, ale mógł załatwić sobie trochę czasu, a mimo to był w swoim domu przy Spinner's End w Londynie.
Sauvage najprawdopodobniej miał rację, on liczył na to, że wymierzona mu kara ulży w cierpieniu i poczuciu winy ze straty Lily.
Nie musiał długo czekać. Jego nazwisko jako poszukiwanego pojawiło się w dziennikach dzień wcześniej razem z kilkunastoma innymi. Gdy tylko potwierdzili jego tożsamość, odebrano mu różdżkę i założono kajdanki.
- Masz prawo zachować milczenie, a wszystko co powiesz może zostać użyte przeciwko tobie. Zostaniesz teraz przewieziony do aresztu gdzie poddasz się procedurze kontrolno-przyjmującej.
Główny areszt znajdował się w głębokich podziemiach Ministerstwa. Na miejscu jeden auror szedł za nim trzymając go nieustannie na muszce różdżki, w razie czego mieli przy sobie też broń palną i paralizatory. Drugi auror prowadził go wzdłuż ciemnego korytarza wyłożonego od posadzki po sufit granatowymi kafelkami. Pierwsza sala, do której weszli przypominała dużą betonową komorę. Przy stoliku na środku siedział tylko jeden siwy mężczyzna. Znudzonym i nieprzyjaznym wzrokiem zerknął na Severusa i towarzyszących mu aurorów. Jeden z nich podał starcowi różdżkę.
- Nazwisko?
- Severus Tobiasz Snape - podał drugi auror.
- Bardzo ładna - mruknął do siebie siwy jegomość. - Czarny bez... piętnaście cali... rdzeń z włókna serca nietoperza... Potwierdzasz, że to twoja różdżka? - Severus skinął głową. - Podpis tutaj.
Rozkuto go by umożliwić podpisanie oświadczenia i ku jego zdziwieniu nie nałożono mu kajdanek z powrotem gdy skierowali się do kolejnej sali.
Tam było więcej osób, a sama sala wygląda jak gabinet internisty.
- Rozbierz się - polecił mu mężczyzna odziany w biały kitel i ze stetoskopem przewieszonym przez szyję.
Severus posłusznie ściągnął koszulę, którą natychmiast mu zabrano.
- Wszystko - dodał lekarz, zauważywszy, że chłopak nie zdejmował reszty ubrań.
Westchnął z zażenowaniem. Jeżeli ta procedura rozbierania do naga miała na celu sprawić, by poczuł się jeszcze gorzej to spełniała swoje zadanie.
- Ile masz lat?
- Dwadzieścia jeden.
- Wejdź na wagę.
Kiedy Severus stanął na wadze, lekarz podszedł do niego i wyciągnął miarkę, by sprawdzić wzrost. Mógł odczytać plakietkę z jego nazwiskiem. Doktor Matthew Towty. Miał około pięćdziesięciu lat, bystre jasnozielone oczy i ciemnobrązowe, gładko zaczesane włosy. Nosił okulary w cienkich prostokątnych oprawkach. W przeciwieństwie do aurorów, nie patrzył na niego z odrazą.
- Mężczyzna rasy białej, metr dziewięćdziesiąt dwa - podyktował pielęgniarzowi, który wszystko skrzętnie notował na dokumencie. - Osiemdziesiąt kilogramów.
Następnie kazał mu usiąść na kozetce. Wyjął z szuflady biurka strzykawkę, wziął też aparat do mierzenia ciśnienia.
- Sto trzydzieści pięć na dziewięćdziesiąt... ha, nikt na tym miejscu nie ma poniżej stu trzydziestu... Puls siedemdziesiąt trzy.
Potem świecił mu małą latarką w oczy, by zbadać ruch źrenic, obejrzał gardło i pobrał próbkę krwi/ Podał mu też mały plastikowy słoiczek z zakrętką.
- To pojemnik na mocz - wyjaśnił.
Severus pomyślał, że chociaż o tyle dobrze, że nie kazali mu oddawać moczu na zawołanie.
- Po co to wszystko? - spytał.
Aurorzy go zignorowali, ale doktor Towty odpowiedział.
- Musimy zbadać stan twojego zdrowia, ewentualne uzależnienie od substancji psychoaktywnych, sprawdzamy też czy występują oznaki, które mogą świadczyć o tym, że byłeś pod działaniem Zaklęcia Imperius... Wszystkie takie dane potrzebne są do procesu, chociaż częściej przydają się obronie aniżeli prokuraturze.
- Ja nie mam prawa do obrony.
- Cóż... to tylko procedura - odparł beznamiętnie, po czym przeszedł do obejrzenia go z każdej strony. - Skóra czysta, liczne blizny ale brak zmian chorobowych... znamię w formie Mrocznego Znaku, lewe przedramię, około dwadzieścia centymetrów... - Odczekał aż pielęgniarz skończy pisać. - Jeszcze parę pytań i to wszystko. Czy odczuwasz teraz jakikolwiek fizyczny ból?
- Nie.
- Czy w ostatnim okresie do miesiąca miały miejsce bóle lub inne dolegliwości?
- Wymioty, bezsenność.
- Czy czujesz się w tej chwili niesłusznie przetrzymywany?
- Nie - oparł po chwili ciszy.
- Czy jest cokolwiek, co chciałbyś dodać?
- Nie.
- W takim razie ode mnie to wszystko.
- Czy mogę dostać z powrotem moje ubranie?
- Nie możesz - odrzekł auror, który w niego celował.
Przechodząc kolejnym korytarzem do następnej sali musieli chwilę odczekać bo trwała tam właśnie jakaś awantura. O ile poprzednie pomieszczenia można jeszcze było uznać za dość przystępne, tak to obskurne miejsce nie pozostawiało już żadnych złudzeń czym jest i w jakim miejscu człowiek w nim przebywający się znalazł.
Pod ścianą zamontowany był prosty prysznic, po przeciwnej stronie znajdowały się metalowe szafki. Tęgi mężczyzna około czterdziestki, właśnie wyciągał z jednej z nich coś, co przypominało szmatę do podłogi.
- Oho, kolejny - zaśmiał się. - Niezły macie połów, co? - zagaił do aurorów.
- Owszem, mnóstwo roboty. Prawie jak efekt domina, wystarczyło, że znikła jedna karta.
- Ten to jakiś grzeczny wyjątkowo, poprzedni tak się rzucał i wyrywał, ze jednemu aurorowi wybił ząb, musieli go spętać i sparaliżować, a jak wrzeszczał! Pod ścianę! - krzyknął do Severusa, nawet na niego nie patrząc.
Kiedy tam stanął, mężczyzna pociągnął za drążek, który uruchomił prysznic. Severus zadrżał pod oblewającym go strumieniem lodowatej wody. Trwało to może pół minuty, po czym z wiszących obok prysznica lejków został obsypany gęstym białym proszkiem. Przywołano go z powrotem, wręczono ów szmatę, która okazała się być przewidzianym dla aresztowanego odzieniem, miała formę w rodzaju długiej koszuli nocnej z krótkim rękawem. Severus wolał już zostać nago niż to zakładać, ale nie miał wyboru.
Zaprowadzono go do cel, które mieściły się jeszcze piętro niżej. Celę od korytarza odgradzała gruba krata, a kiedy wepchnięto go do środka przekonał się, że nie było to jedyne zabezpieczenie. Z sufitu osunęła się wąska warstwa betonowej ściany, całkowicie zamykając przestrzeń. Zapaliła się żarówka, która dawała marnej jakości światło. Wysoko znajdował się wentylator doprowadzający powietrze, na podłodze w kącie odpływ, który miał najwyraźniej pełnić funkcję toalety. Obok mieścił się zardzewiały kran. Była tam też metalowa koja, na której leżał dość gruby szary koc. Gdzieś na pewno była też zawieszona niewidoczna kamera.
Poczuł się jakby ktoś zamknął go w betonowej kostce rubika.
Posiłki serwowano trzy razy na dobę, nie były złe, a obiady nawet ciepłe. Żarówka gasła codziennie wieczorem, a zapalała się rano i chociaż Severus nie miał pojęcia jaka może być godzina, pozwalało mu to orientować się kiedy kończy się i zaczyna kolejny dzień. Przy tym powtarzał sobie datę danego dnia, by nie stracić rachuby w tym ile czasu jest zamknięty. Nie było to wcale proste, gdyż warunki sprawiały, że czas zlewał się w jeden niemiłosiernie długi dzień, przerywany tylko porcjami snu.
Kiedy minął tydzień, do Severusa dotarło, że Daniel najprawdopodobniej miał rację. Wcale nie chciał spędzić tak reszty życia. Wiedział też, że warunki w Azkabanie wcale nie będą lepsze, a wręcz przeciwnie. Przez Mroczny Znak nie przydzielono mu prawa do obrońcy ani nawet do telefonu. Jedyną szansą wykaraskania się z tego bagna był proces, ale Snape miał świadomość, że bez wstawiennictwa Dumbledore'a i bez pomocy Daniela, poślą go na dożywocie zanim zdąży się odezwać.
Nie miał czym się zająć, więc ciągle myślał, a to tylko pogarszało jego stan psychiczny. W pewnym momencie nie był już pewien czy minęło czternaście dni czy szesnaście, a może już dwadzieścia. Miał ochotę zacząć gołymi rękami skrobać podłogę byle tylko cokolwiek robić i móc odciążyć umysł od bolesnych myśli.
Przy podawaniu kolacji strażnik poinformował go, że proces kompletowania zarzutów i dowodów został zakończony na etapie wystarczającym do przeprowadzenia procesu i że ten odbędzie się następnego dnia rano.
Dobrze było wyjść z zamknięcia, ale postawienie przed sąd nie należało do przyjemnych.
Ściany sali sądowej były zbudowane z pociemniałych kamiennych bloków, oświetlonych mdłym blaskiem licznych lamp, wokół wznosiły się rzędy ław, które sędziowie i inni pracownicy biorący udział w procesach pospiesznie teraz zajmowali, większość z nich miała na sobie fioletowe szaty z wyhaftowaną literą „W” z przodu. Wizengamot był najwyższą instancją sądownictwa, która jako pierwsza zajmowała się wyłącznie nadzwyczaj poważnymi sprawami karnymi, kiedy zagrożone było bezpieczeństwo narodowe. W innych przypadkach sprawami zajmowały się niższe wydziały, a od ich wyroków można było odwoływać się kolejno do wyższych aż do właśnie Wizengamotu, którego wyrok był ostateczny. To był pomysł Knota, by procesy śmierciożerców od razu przeprowadzane były przez Wizengamot, miało to pokazać, że nie będzie dla nich litości ani łagodnego traktowania.
Na najwyższym stanowisku jako szef Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów zasiadł Bartemiusz Crouch. Człowiek wysoki, o ostrych rysach twarzy, szpakowatych włosach i bystrych oczach. W odróżnieniu od innych sędziów, jego szata miała kolor czarny. Obok niego siedział protokolant, a po drugiej stronie sekretarz.
Severusa umieszczono przed Crouchem, pod klatką z cienkich prętów. Wokół jego krzesła leżały łańcuchy. Nie oplotły go, ale wcale to nie poprawiło jego komfortu.
Trzystu sędziów Wizengamotu plus kilku innych pracowników i takie osoby jak Dumbledore, który miał status Najwyższej Szychy Wizengamotu, skupionych w jednej hali tworzyło głośny tłum.
Crouch zastukał młotkiem i przykładając różdżkę do gardła powiedział:
- Proszę o spokój! - Jego głos pogłośniony przez różdżkę potoczył się wkoło sali rozpraw. Obecni uciszyli się. - Czternasty lipca tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego pierwszego roku. Rozprawa karna przed Wizengamotem numer kolejny... o zbrodnie pierwszego stopnia. Oskarżony Severus Tobiasz Snape, lat dwadzieścia jeden.
Westchnął przysuwając do siebie stos dokumentacji. Sięgnął po kilka pierwszych stron, następnie zwrócił się do Severusa.
- Według zebranych przez nas danych w roku tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym ósmym przystąpiłeś do organizacji terrorystycznej pod kierownictwem Thomasa Riddle'a, znanego również jako Voldemort, Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać, a przez swoich popleczników nazywanego Czarnym Panem. O fakcie tym świadczy też wypalony na twoim lewym przedramieniu Mroczny Znak, jaki nosi najbliższe grono popleczników wyżej wymienionego, zwanych śmierciożercami. Czy wypierasz się tego faktu?
- Nie.
- Czy twierdzisz, że przystąpiłeś do wspomnianej organizacji pod presją, naciskami, jakimkolwiek przymusem psychicznym bądź fizycznym?
- Nie.
- Czyli był to twój świadomy wybór?
- Tak.
- Według zebranych danych twoją pierwszą ofiarą była Ernesta Wooklind, Czy zaprzeczasz temu?
Severus milczał przez chwilę, pierwszy raz w życiu usłyszał to nazwisko.
- Nie wiem czy tak się nazywała ani czy to była kobieta.
- Jak to? - spytał ostrym tonem Crouch.
- Kiedy... kiedy się dołączało, nikt z nas nie wiedział kim są wybrane ofiary, nawet ich nie widzieliśmy, więc nie jestem w stanie tego potwierdzić ani zaprzeczyć.
To oświadczenie wywołało lekkie poruszenie na sali. Crouch wymienił kilka zdań z najbliższymi sędziami, po czym przeszedł do kolejnych pytań. Nie wymieniał każdego przestępstwa z osobna, a jedynie przedstawiał typ zbrodni i zebrane dowody, wśród których główną rolę pełniły zeznania świadków (czyli również złapanych przed nim śmierciożerców) oraz badanie jego różdżki.
Wszystko to trwało parę godzin. Severus czuł się upokorzony i upodlony. Miał ochotę wyrwać się spod tej klatki i wybiec stamtąd. Żałował, ze nie zdobył się na rozmowę z ojcem.
- Czy przyznajesz się do wszystkich wymienionych ci zarzutów bez żadnych wyjątków?
- Tak - odparł z rezygnacją.
- Czy odczuwasz żal i skruchę za popełnione zbrodnie?
- Chcę skorzystać z prawa do zachowania milczenia.
- Proszę bardzo - warknął Crouch. - Prokuratorze?
Prokurator wyznaczony do tego procesu wstał, poprawił okulary i przemówił, a przemowę zakończył następującymi słowami:
- Wobec wszystkich dowodów w dzisiejszej rozprawie, świadczących o niezaprzeczalnej winie oskarżonego Severusa Snape'a, wielokrotnych morderstw, tortur fizycznych niewinnych ofiar, przynależność do organizacji terrorystycznej, działanie godzące w bezpieczeństwo narodowe i innych zbrodni wypisanych na akcie oskarżenia, prokuratura dopuszcza dwie możliwości wyroku, co następuje: skazanie oskarżonego na dożywotnie pozbawienie wolności bądź wymierzenie kary śmierci.
Skłonił się lekko w stronę Crouch'a i z powrotem zajął swoje miejsce.
- Sędziowie poddadzą te możliwości tajnemu głosowaniu na rozprawie za tydzień. Decyzja w sprawie wyroku zostanie wykonana natychmiast. Na dzisiaj zamykam rozprawę.
Crouch donośnie zastukał młotkiem w podstawkę.
- Nie ma to jak partyjka brydża po intensywnych obchodach czternastego lipca i pochodach na Polach Elizejskich, prawda? - zaczął Paul Archibald, zasiadając do dużego stołu.
- Trzeba przyznać, że w tym roku było wyjątkowo hucznie i głośno - stwierdził jasnowłosy mężczyzna, którego imię brzmiało Jean Jacques-Metin.
Daniel przytaknął z uśmiechem i razem z pozostałą trójką również zajęli swoje miejsca. Cała szóstka należała do Stowarzyszenia Mistrzów i jako rodowici Francuzi z radością wybrali się na oglądanie defilady z okazji święta narodowego, upamiętniającego wybuch Wielkiej Rewolucji Francuskiej w 1789 roku. Właśnie dotarli do ogrodu domu należącego do Michela Levorsina. Gospodarz wcześniej przygotował telebim, na którym zamierzali obejrzeć relację z pokazów sztucznych ogni. Póki co, trwały wiadomości.
- Oho, mówią tych procesach - powiedział Archibald. - Proszę ciszej, panowie, jestem ciekaw!
- Również dzisiaj brytyjski Wizengamot pracował już od wczesnych godzin, a ostatnie posiedzenie zakończyło się niepełne półgodziny temu. Na miejscu jest nasz korespondent, Alderic Derrah.
- Szef Departamentu Przestrzegania Prawa i Przewodniczący Wizengamotu, Bartemiusz Crouch wydał krótki komunikat do mediów. Powiedział, że strażnicy prawa nie spoczną dopóki do Azkabanu nie trafi ostatni ze śmierciożerców owianego złą sławą Thomasa Riddle'a, który uległ tajemniczemu wypadkowi kilka tygodni temu... Kolejne procesy również są otwarte dla mediów... Dzisiaj kolejnych sześciu aresztowanych usłyszało zarzuty...
Daniel nie słuchał w skupieniu, zwrócił uwagę dopiero kiedy usłyszał nazwisko Severusa.
- Severus Snape, lat dwadzieścia jeden, prokuratura proponuje wyrok dożywotniego pozbawienia wolności lub karę śmierci... Wszystkie wyroki mogą jeszcze ulec nieznacznym zmianom, to wszystko zależy czy...
- Snape? A czy to nie był twój uczeń, Dan? - spytał Paul.
Sauvage powoli przytaknął.
Albus Dumbledore właśnie karmił Fawkesa, gdy rozległo się donośne pukanie do drzwi jego gabinetu. Przybysz nie poczekał na zaproszenie, od razu wszedł do środka.
- Witaj, Danielu. Spodziewałem się, że w którymś momencie się zjawisz, ale myślałem, że stanie się to trochę wcześniej lub później. Usiądź, proszę - wskazał mu krzesło przed swoim biurkiem. Pogłaskał feniksa po dziobie, a następnie zajął swoje miejsce. - O czym chciałbyś ze mną rozmawiać?
- Może o tym dlaczego nie powiedziałeś przed Wizengamotem prawdy podczas pierwszej rozprawy procesu Severusa?
- Och, oglądałeś wiadomości?
- Owszem - odparł z wyraźną niechęcią. - I jestem tym bardzo zdegustowany.
- Dlaczego? Severus nie poprosił nie o wsparcie. Poza tym, pamiętaj o tym, że to on zgłosił się wtedy do mnie, a nie ja do niego. I on i ja wywiązaliśmy się ze swoich słów najlepiej jak potrafiliśmy. Nie jestem mu nic winien.
- Ale to dla ciebie szpiegował Riddle'a. Dzień w dzień narażał swoje życie.
- A czy gdy przystąpił do śmierciożerców to nie narażał swojego życia? - odparł Dumbledore, zerkając na niego znad swoich okularów.
- Dobrze, inaczej... - Daniel westchnął. Milczał przez chwilę. - Chcą go skazać na karę śmierci, a lepszym wypadku na dożywocie w Azkabanie. Ja nie chcę do tego dopuścić. .
- No tak. Pewnie wyciągnąłbyś Severusa z Azkabanu choćbyś miał zrównać z ziemią całe więzienie?
- Oczywiście, ale to nie jest optymalna opcja. To dałoby mu wolność, ale wyrok zawsze by nad nim wisiał, jak również organy ścigania. A on zasługuje na coś lepszego niż życie poza prawem.
- Dlatego zależy ci na tym bym przyznał przed sądem, że był moim szpiegiem?
- Tak. To poprawi jego sytuację.
- Jednak, nawet gdy o tym opowiem... wciąż będą sądzić go za zbrodnie sprzed naszej umowy, a zarzuty na ich podstawie wystarczą na to by posłać go do więzienia na wiele lat.
Daniel chrząknął, nachylił się nad biurkiem.
- Mógłbyś powiedzieć, że Severus został śmierciożercą na twoje polecenie i od początku zbierał informacje dla twojego Zakonu.
Dumbledore uniósł wysoko brwi i odchylił się do tyłu, teatralnie okazując zaskoczenie.
- Chcesz żebym kłamał przed sądem? Nie, Danielu. Severus był w pełni świadom tego co robi, chciał tego, to były jego decyzje i musi ponieść za nie konsekwencje. Być może... gdyby okazał żal i skruchę... mogłoby dojść do nadzwyczajnego złagodzenia kary, ale dziesięć, piętnaście lat w Azkabanie to i tak będzie absolutne minimum. Żaden sędzia nie odda głosu za niższą karą. Severus zabił zbyt wielu ludzi. I do tego jego młody wiek... to bulwersujące, nikt nie będzie się nad nim litował. Przy takim rozwoju sytuacji nie wydaje się korzystne żebyś ratował go przed Azkabanem, wtedy zawsze będzie ścigany, więc chyba lepiej odbyć tę dekadę?
Daniel skrzyżował ramiona, opadł bezwładnie na oparcie krzesła.
- Czy to twoja nowa misja życiowa? Pomaganie mordercom? - spytał Dumbledore.
- Pomaganie Severusowi - poprawił go cierpkim tonem. - Jestem wybredny w tym komu pomagam.
- Zauważyłem. Dlaczego aż tak ci na nim zależy? Przyznaję, był jednym z najlepszych uczniów jakich miał Hogwart, ale nie można patrzeć tylko na jego osiągnięcia naukowe. Stało się z nim coś bardzo złego. Nie miał oporów by torturować i zabijać niewinnych ludzi. Chcesz dokładniej o tym poczytać? Mogę udostępnić ci akta jego sprawy, może wtedy zobaczysz go takiego jakim jest. Przykro mi to mówić, ale to nie jest dobry człowiek. Nie zasługuje na ratunek z twoich rąk.
- Nie obchodzi mnie dobro i zło - odpowiedział Sauvage. - Obchodzi mnie inteligencja.
Przez kilka minut panowała cisza.
- Mogę wypowiedzieć się przed sądem o mojej umowie z Severusem, skoro mnie o to prosisz, ale nie zrobię tego za darmo. Przysługa za przysługę?
- Czego chcesz?
- Widzisz, w tym roku mam bardzo duży problem z personelem... Chciałbym żebyś w zamian za moją szczerość, objął tutaj stanowisko nauczyciela historii. Co ty na to? - spytał wesoło.
- Cóż... to całkiem miła propozycja.
- Więc zgadzasz się?
Sauvage przytaknął, po czym wymienili uścisk dłoni.
*
Na trzy dni przed drugą rozprawą przed celą Severusa pojawili się strażnicy. Okazało się, że skoro grozi mu kara śmierci, przysługuje mu prawo do spotkania do wybranej przez siebie bliskiej osoby.
- Zorganizujemy to i wtedy spotkanie odbędzie się na dzień przed rozprawą. Z kim chcesz porozmawiać? Matką, ojcem? To najczęstsze wybory - zarechotał jeden ze strażników.
- Mów od razu bo nie mamy całego dnia! To jedyna szansa na to.
Severus powoli pokręcił głową. Oczywiście bardzo chciał porozmawiać ze swoim ojcem, ale jeszcze bardziej nie chciał żeby ten zobaczył go w tym położeniu, prawie na szubienicy.
- Daniel Sauvage.
Strażnicy zgodnie ryknęli śmiechem.
- To ma być ktoś bliski kogo znasz - zawołał jeden z nich, chichocząc. - A nie ktoś o poznaniu kogo marzysz!
- Znam go, to mój...
- Aha - przerwał mu krępy strażnik z jasnymi wąsami. - Jasne, a ja jestem primabaleriną baletu moskiewskiego!
- Może mamusia, co?
- Nie.
- Tak lepiej, szkoda łamać kobiecie serce...
Po tym zamknęli celę i odeszli wciąż się śmiejąc.
*
Znalazłszy się przed Wizengamotem po raz kolejny Severus czuł się jakby to wszystko działo się poza nim, jakby był tylko biernym obserwatorem, którego nic nie dotyczy. To miała byś krótka rozprawa, sędziowie mieli możliwość zaproponowania innego wymiaru kary, później wszystkie zostaną poddane głosowaniu, a wyrok zostanie wykonany natychmiast. Prawdą było to, co w wywiadach mówił Korneliusz Knot - Ministerstwo i Wizengamot nie mieli żadnej litości dla śmierciożerców.
Ostatni tydzień minął bardzo szybko, zlał się w jeden nieprzyjemnie długi i męczący dzień. Miał już tego dość. Czy żałował swoich decyzji? Naturalnie, że tak. Nieustannie obwiniał się o śmierć Lily, nie potrafił przestać o tym myśleć. Gdyby jej wtedy nie opuścił...
Miał nadzieję, że rozprawa faktycznie będzie krótka i to wszystko szybko się skończy.
Tym razem przedstawiciele mediów nie mieli wstępu na salę, mogli jedynie czekać na zakończenie i wtedy zadawać swoje pytania. Wszyscy sędziowie, pracownicy i inni biorący udział w rozprawie zajęli już swoje miejsca. Dojrzał Dumbledore'a, który rozpakował właśnie paczkę cytrynowych dropsów i częstował nimi swoich sąsiadów. Był zaskoczony gdy spostrzegł, że ławę wyżej, tuż za Dumbledore'm siedział nie kto inny jak Daniel Sauvage. Miał na sobie szarą koszulę z cienkim krawatem, zwiniętą marynarkę trzymał na kolanach. Zauważył spojrzenie Severusa, zerknął na niego przelotnie, ale z jego wyrazu twarzy nie dało się nic odczytać.
Bartemiusz Crouch głośno zastukał młotkiem w podkładkę.
- Dobrze - rzekł niecierpliwie. - Proszę o spokój! Zgromadziliśmy się by poddać głosowaniu wyrok w sprawie karnej Severusa Tobiasza Snape'a. Zaproponowane przez prokuraturę wyroki to: dożywotnie pozbawienie wolności i kara śmierci. Czy któryś z sędziów zgłasza swoją propozycję wyroku?
Rozejrzał się po sali, ale zdecydowana większość sędziów pokręciła głowami, reszta nie okazała wielkiego zainteresowania.
Daniel niepostrzeżenie kopnął Dumbledore'a w plecy.
Dumbledore wstał, a wszystkie pary oczu zwróciły się ku niemu.
- Ale to dla ciebie szpiegował Riddle'a. Dzień w dzień narażał swoje życie.
- A czy gdy przystąpił do śmierciożerców to nie narażał swojego życia? - odparł Dumbledore, zerkając na niego znad swoich okularów.
- Dobrze, inaczej... - Daniel westchnął. Milczał przez chwilę. - Chcą go skazać na karę śmierci, a lepszym wypadku na dożywocie w Azkabanie. Ja nie chcę do tego dopuścić. .
- No tak. Pewnie wyciągnąłbyś Severusa z Azkabanu choćbyś miał zrównać z ziemią całe więzienie?
- Oczywiście, ale to nie jest optymalna opcja. To dałoby mu wolność, ale wyrok zawsze by nad nim wisiał, jak również organy ścigania. A on zasługuje na coś lepszego niż życie poza prawem.
- Dlatego zależy ci na tym bym przyznał przed sądem, że był moim szpiegiem?
- Tak. To poprawi jego sytuację.
- Jednak, nawet gdy o tym opowiem... wciąż będą sądzić go za zbrodnie sprzed naszej umowy, a zarzuty na ich podstawie wystarczą na to by posłać go do więzienia na wiele lat.
Daniel chrząknął, nachylił się nad biurkiem.
- Mógłbyś powiedzieć, że Severus został śmierciożercą na twoje polecenie i od początku zbierał informacje dla twojego Zakonu.
Dumbledore uniósł wysoko brwi i odchylił się do tyłu, teatralnie okazując zaskoczenie.
- Chcesz żebym kłamał przed sądem? Nie, Danielu. Severus był w pełni świadom tego co robi, chciał tego, to były jego decyzje i musi ponieść za nie konsekwencje. Być może... gdyby okazał żal i skruchę... mogłoby dojść do nadzwyczajnego złagodzenia kary, ale dziesięć, piętnaście lat w Azkabanie to i tak będzie absolutne minimum. Żaden sędzia nie odda głosu za niższą karą. Severus zabił zbyt wielu ludzi. I do tego jego młody wiek... to bulwersujące, nikt nie będzie się nad nim litował. Przy takim rozwoju sytuacji nie wydaje się korzystne żebyś ratował go przed Azkabanem, wtedy zawsze będzie ścigany, więc chyba lepiej odbyć tę dekadę?
Daniel skrzyżował ramiona, opadł bezwładnie na oparcie krzesła.
- Czy to twoja nowa misja życiowa? Pomaganie mordercom? - spytał Dumbledore.
- Pomaganie Severusowi - poprawił go cierpkim tonem. - Jestem wybredny w tym komu pomagam.
- Zauważyłem. Dlaczego aż tak ci na nim zależy? Przyznaję, był jednym z najlepszych uczniów jakich miał Hogwart, ale nie można patrzeć tylko na jego osiągnięcia naukowe. Stało się z nim coś bardzo złego. Nie miał oporów by torturować i zabijać niewinnych ludzi. Chcesz dokładniej o tym poczytać? Mogę udostępnić ci akta jego sprawy, może wtedy zobaczysz go takiego jakim jest. Przykro mi to mówić, ale to nie jest dobry człowiek. Nie zasługuje na ratunek z twoich rąk.
- Nie obchodzi mnie dobro i zło - odpowiedział Sauvage. - Obchodzi mnie inteligencja.
Przez kilka minut panowała cisza.
- Mogę wypowiedzieć się przed sądem o mojej umowie z Severusem, skoro mnie o to prosisz, ale nie zrobię tego za darmo. Przysługa za przysługę?
- Czego chcesz?
- Widzisz, w tym roku mam bardzo duży problem z personelem... Chciałbym żebyś w zamian za moją szczerość, objął tutaj stanowisko nauczyciela historii. Co ty na to? - spytał wesoło.
- Cóż... to całkiem miła propozycja.
- Więc zgadzasz się?
Sauvage przytaknął, po czym wymienili uścisk dłoni.
*
Na trzy dni przed drugą rozprawą przed celą Severusa pojawili się strażnicy. Okazało się, że skoro grozi mu kara śmierci, przysługuje mu prawo do spotkania do wybranej przez siebie bliskiej osoby.
- Zorganizujemy to i wtedy spotkanie odbędzie się na dzień przed rozprawą. Z kim chcesz porozmawiać? Matką, ojcem? To najczęstsze wybory - zarechotał jeden ze strażników.
- Mów od razu bo nie mamy całego dnia! To jedyna szansa na to.
Severus powoli pokręcił głową. Oczywiście bardzo chciał porozmawiać ze swoim ojcem, ale jeszcze bardziej nie chciał żeby ten zobaczył go w tym położeniu, prawie na szubienicy.
- Daniel Sauvage.
Strażnicy zgodnie ryknęli śmiechem.
- To ma być ktoś bliski kogo znasz - zawołał jeden z nich, chichocząc. - A nie ktoś o poznaniu kogo marzysz!
- Znam go, to mój...
- Aha - przerwał mu krępy strażnik z jasnymi wąsami. - Jasne, a ja jestem primabaleriną baletu moskiewskiego!
- Może mamusia, co?
- Nie.
- Tak lepiej, szkoda łamać kobiecie serce...
Po tym zamknęli celę i odeszli wciąż się śmiejąc.
*
Znalazłszy się przed Wizengamotem po raz kolejny Severus czuł się jakby to wszystko działo się poza nim, jakby był tylko biernym obserwatorem, którego nic nie dotyczy. To miała byś krótka rozprawa, sędziowie mieli możliwość zaproponowania innego wymiaru kary, później wszystkie zostaną poddane głosowaniu, a wyrok zostanie wykonany natychmiast. Prawdą było to, co w wywiadach mówił Korneliusz Knot - Ministerstwo i Wizengamot nie mieli żadnej litości dla śmierciożerców.
Ostatni tydzień minął bardzo szybko, zlał się w jeden nieprzyjemnie długi i męczący dzień. Miał już tego dość. Czy żałował swoich decyzji? Naturalnie, że tak. Nieustannie obwiniał się o śmierć Lily, nie potrafił przestać o tym myśleć. Gdyby jej wtedy nie opuścił...
Miał nadzieję, że rozprawa faktycznie będzie krótka i to wszystko szybko się skończy.
Tym razem przedstawiciele mediów nie mieli wstępu na salę, mogli jedynie czekać na zakończenie i wtedy zadawać swoje pytania. Wszyscy sędziowie, pracownicy i inni biorący udział w rozprawie zajęli już swoje miejsca. Dojrzał Dumbledore'a, który rozpakował właśnie paczkę cytrynowych dropsów i częstował nimi swoich sąsiadów. Był zaskoczony gdy spostrzegł, że ławę wyżej, tuż za Dumbledore'm siedział nie kto inny jak Daniel Sauvage. Miał na sobie szarą koszulę z cienkim krawatem, zwiniętą marynarkę trzymał na kolanach. Zauważył spojrzenie Severusa, zerknął na niego przelotnie, ale z jego wyrazu twarzy nie dało się nic odczytać.
Bartemiusz Crouch głośno zastukał młotkiem w podkładkę.
- Dobrze - rzekł niecierpliwie. - Proszę o spokój! Zgromadziliśmy się by poddać głosowaniu wyrok w sprawie karnej Severusa Tobiasza Snape'a. Zaproponowane przez prokuraturę wyroki to: dożywotnie pozbawienie wolności i kara śmierci. Czy któryś z sędziów zgłasza swoją propozycję wyroku?
Rozejrzał się po sali, ale zdecydowana większość sędziów pokręciła głowami, reszta nie okazała wielkiego zainteresowania.
Daniel niepostrzeżenie kopnął Dumbledore'a w plecy.
Dumbledore wstał, a wszystkie pary oczu zwróciły się ku niemu.
- Chcę wygłosić oświadczenie, jako Najwyższa Szycha Wizengamotu. - odczekał moment i kontynuował. - Prawdą jest, że Severus Snape był śmierciożercą, jednakże... Nikt nie wiedział o tym, że został naszym szpiegiem, ryzykując życie dostarczał mi informacje o poczynaniach i planach Voldemorta, - w tym miejscu większość czarodziejów skrzywiła się i syknęła, patrzyli na dyrektora z minami pełnymi niedowierzania i wątpliwości. - które między innymi czynnikami przyczyniły się do jego upadku.
Crouch pozwolił na to by przez salę potoczył się szum rozmów i szybko wymienianych uwag. Ponownie zastukał młotkiem.
- Kiedy dokładnie oskarżony został szpiegiem Zakonu, profesorze?
- Około rok temu.
- Oświadczenie przyjęte. Zakończmy dzisiaj tą rozprawę, bardzo proszę o ciszę! Prokuratorze?
Prokurator wstał, szybko przeglądał stos dokumentacji, którą przedzielił na dwie części.
- Większość zbrodni przez które ten proces w ogóle ma miejsce, została przed oskarżonego popełniona przed zawarciem porozumienia z Albusem Dumbledore i jego Zakonem Feniksa. Oskarżony musi za nie odpowiedzieć i ponieść sprawiedliwą karę. W związku ze zmianą okoliczności, w imieniu prokuratury proponuję dla oskarżonego karę pozbawienia wolności na lat pięćdziesiąt, bądź na lat trzydzieści.
Zajął z powrotem swoje miejsce. Crouch mówił coś o wszystkich morderstwach, którym Severus był winien przed zostaniem szpiegiem, ale Snape w ogóle go nie słuchał. Patrzył się wprost na Daniela, który to sztywno wyprostowany wpatrywał się nieruchomym wzorkiem w jednego z sędziów, staruszka z długą siwą brodą. Nie mrugał ani nie poruszał ustami. Po chwili ów staruszek uniósł swoją dłoń.
- Sędzia Eckelby? - zwrócił się do niego Crouch.
- Ze swojego stanowiska i zgodnie ze swoim sumieniem, proponuję oczyszczenie oskarżonego ze wszelkich zarzutów w uznaniu za odwagę w działaniu na szkodę Thomasa Riddle'a.
Wszyscy pozostali sędziowie z Crouchem na czele wytrzeszczyli na niego oczy w zdumieniu. Nie mniej zdziwiony był sam Severus.
- Dziękuję sędzio Eckelby - odparł niechętnie Crouch. Propozycja zgodnie z prawem zostaje uznana za możliwą opcję do głosowania, a teraz bardzo proszę.... jeżeli nie ma już więcej propozycji ani wątpliwości - rozejrzał się po sali - przystąpmy do głosowania.
Pojawiły się trzy wysokie słoje, każdy oznaczony odpowiadającym możliwym wyrokom podpisem. Był też jeden wielki słój tuż pod podestem Croucha. Sędziowie sięgnęli po pióra i specjalne arkusze do głosowania. Kiedy taki został zapisany, zwijał się w cienki rulonik i szybował do największego słoja.
Severus ponownie popatrzył na Daniela. Tym razem Sauvage nie wpatrywał się w sędziego Eckelby, a wodził wzrokiem po wszystkich ławach, potem zacisnął mocno oczy. Wyglądał jakby głęboko medytował.
Po około dziesięciu minutach wszyscy sędziowie oddali swoje głosy, słój przed Crouchem zapełnił się. Najwyższy sędzia zszedł ze swojego miejsca, podszedł do słoja, przytknął do niego różdżkę i wtedy wszystkie ruloniki wyfrunęły na zewnątrz, każdy kierując się do tego słoja, który odpowiadał wybranemu wyrokowi. Severus obserwował to w napięciu, czuł jak serce bije mu coraz głośniej. Właśnie rozstrzygała się jego przyszłość. Nie liczył na uniewinnienie.
Na koniec nad każdym słojem wyświetlał się hologram z liczbą głosów zgromadzonych wewnątrz. Spośród trzystu oddanych głosów w słoju pięćdziesięciu lat zgromadziło się ich pięćdziesiąt cztery, w słoju trzydziestu lat trzydzieści dwa, a w ostatnim z nich cała reszta czyli dwieście czternaście głosów.
Bartemiusz Crouch patrzył na tę liczbę zupełnie jej nie dowierzając, był wyraźnie rozczarowany i zagniewany. Nie rozumiał, jak tyle osób mogło poprzeć wyrok uniewinniający. Severus również tego nie rozumiał. Znów zerknął na Sauvage'a, który uśmiechnął się do niego.
- Niniejszym zgodnie z decyzją Wizengamotu Severus Snape zostaje oczyszczony ze wszystkich zarzutów - rzekł Crouch. Walnął młotkiem w podkładkę jakby chciał ją rozłupać niczym orzecha włoskiego.
Salę wypełnił gwar rozmów i pośpiesznych ruchów, wszyscy zbierali się do wyjścia. Najszybciej wyszedł Crouch a tuż zanim inni oburzeni sędziowie, głośno wymieniający swoje uwagi. Severus został wyprowadzony z sali rozpraw przez jednego aurora, który bez słowa zdjął mu kajdanki i poprowadził dalej korytarzem.
Dostał z powrotem swoją różdżkę i dopiero w tym momencie poczuł się faktycznie wolny.
- Czy oddacie mi moje ubrania?
Strażnik wymienił spojrzenie z aurorem i pokręcił głową. Opuszczanie aresztu przebiegło szybko i sprawnie. Przy wyjściu z aresztu, na ławeczce pod ścianą czekał na niego przyjaciel.
- Salut! - przywitał się z nim Daniel. Podszedł do niego gdy tylko go zobaczył, wręczył mu bawełnianą torbę. - Masz, przebierz się - polecił zanim Severus zdążył się odezwać.
Ściągniecie z siebie tej paskudnej szmaty było cudownym uczuciem. Severus przebrał się w najbliżej łazience. W czystej, białej koszuli i porządnych ciemnych spodniach czuł się zdecydowanie lepiej, prawie normalnie. Stanął przy umywalce, kilkukrotnie ochlapał twarz lodowatą wodą.
Został uniewinniony. Nie trafi do Azkabanu. Docierało to do niego powoli.
Wyszedłszy z łazienki natychmiast skierował się do Daniela, który czekał na niego w holu na tym samym piętrze. Chciał wyjść z Ministerstwa najszybciej jak to możliwe, wciąż czuł na sobie spojrzenia pełne pogardy i odrazy.
- Musisz się ogolić - powiedział wesoło Sauvage, po czym objął go po przyjacielsku i mocno poklepał po plecach.
- Dziękuję ci.
Daniel przygryzł usta i przytaknął.
- Masz za co.
- Wiem - szepnął Snape. - I naprawdę miałeś rację.
- Zawsze mam rację! - zawołał. - Masz ochotę na pizzę? Znam przepyszną włoską knajpę w Saint-Tropez. Morska bryza, świeże powietrze i słońce dobrze ci zrobi.
- Jasne - oparł, próbując się uśmiechnąć. - Nikt się z tobą nie kontaktował, prawda?
Sauvage zatrzymał się nagle.
- A miał?
Snape wzruszył ramionami.
- Kilka dni temu powiedziano mi że przysługuje mi prawo do spotkania z wybraną bliską osobą, ale gdy wskazałem ciebie to nie uwierzyli mi, że cię znam i to na tyle dobrze.
Daniel wpatrywał się w niego ze zdumieniem i złością.
- Il ne peut pas être! Co za chamstwo! Nie, to jest nieakceptowalne. Powinieneś zgłosić się po odszkodowanie i...
- A daj spokój...
- Nie - Daniel chwycił go za ramię i pociągnął z powrotem. - Tego nie można tak zostawić.
- Ale ja już nie chcę mieć z nimi nic wspólnego, naprawdę nie warto, nie zależy mi...
- Ale mi zależy! - syknął. - Nie pozwolę by mnie tak lekceważono.
Gdy dotarli do biura był już spokojny, a na jego twarzy malował się wyraz zdecydowania i pewność siebie. Głośno zadzwonił dzwonkiem przy biurku głównego strażnika.
- Idę, idę! - krzyknął mężczyzna i po chwili wyszedł z pokoju tuż obok. W rękach trzymał paczkę słodkich, polanych lukrem i kolorową posypką pączków z dziurką.
- Dzień dobry! Mam ważną sprawę do wyjaśnienia - oznajmił Daniel.
- Słucham? - odparł znudzonym głosem, rzucając brunetowi spojrzenie spod byka.
- Nazywam się Daniel Sauvage, a to jest mój przyjaciel Severus. Właśnie został oczyszczony ze wszystkich zarzutów. Przed drugą rozprawą chciał się ze mną spotkać, sami powiadomiliście go o tym, że ma do tego prawo. I teraz moje pytanie, dlaczego nikt się ze mną nie skontaktował i tego nie zorganizował?
Strażnik gapił się na niego tępo, jakby zapomniał języka w gębie. Przywołał do siebie innych strażników, w tym tych, którzy tamtego dnia rozmawiali z Severusem. Wszyscy byli w szoku, Snape faktycznie zna sławnego naukowca.
Pół godziny później opuścili biuro, każdy z oficjalnymi przeprosinami na piśmie w dłoniach.
Albus Dumbledore czekał na nich przy wyjściu z atrium. Wyglądał na szczerze rozbawionego.
- Bardzo sprytny plan, Danielu - zwrócił się do Sauvage'a.
- Powinieneś już dawno wiedzieć, czego można się po mnie spodziewać, Albusie.
- Wiem, że można się po tobie spodziewać wszystkiego. Cieszę się, Severusie, że ta cała sytuacja nie kończy się dla ciebie źle, ale żywię nadzieję, że dała ci bardzo dużo do myślenia.
Severus nie odpowiedział, a jedynie lekko kiwnął głową. Naprawdę chciał już być na zewnątrz, chciał już być z Danielem w tej ponoć świetnej pizzerii, chciał już spróbować tej ponoć pysznej pizzy i martwić się już tylko tym czy wieczorem dadzą radę wrócić do domu na trzeźwo.
- Myślę, że jesteś mi winien podziękowania - dodał Dumbledore.
Severus z trudem pohamował prychnięcie.
- Dziękuję za to, że profesor powiedział o tym jak było.
- Chcę żebyś pamiętał o tym, że w każdej chwili mogę zmienić swoje zeznania i wyjaśnić, że zostałem zmuszony do kłamstwa, a ty szybko możesz trafić do Azkabanu.
- No tylko spróbuj - warknął Sauvage.
Usta Dumbledore'a rozciągnęły się w przyjaznym uśmiechu.
- Spokojnie, nie zrobię tego pod warunkiem, że zgodzisz się na moją propozycję - rzekł do Severusa. - Utrzymujemy status quo, a poza tym chcę cię mieć na oku. Jak już wspominałem o tym Danielowi, mam w tym roku duże trudności z zatrudnieniem odpowiedniego personelu, wytworzyło się parę wakatów. Chcę żebyś objął w Hogwarcie stanowisko nauczyciela eliksirów. W końcu masz tytuł Mistrza, prawda?
Chcąc nie chcąc, musiał się zgodzić.
Crouch pozwolił na to by przez salę potoczył się szum rozmów i szybko wymienianych uwag. Ponownie zastukał młotkiem.
- Kiedy dokładnie oskarżony został szpiegiem Zakonu, profesorze?
- Około rok temu.
- Oświadczenie przyjęte. Zakończmy dzisiaj tą rozprawę, bardzo proszę o ciszę! Prokuratorze?
Prokurator wstał, szybko przeglądał stos dokumentacji, którą przedzielił na dwie części.
- Większość zbrodni przez które ten proces w ogóle ma miejsce, została przed oskarżonego popełniona przed zawarciem porozumienia z Albusem Dumbledore i jego Zakonem Feniksa. Oskarżony musi za nie odpowiedzieć i ponieść sprawiedliwą karę. W związku ze zmianą okoliczności, w imieniu prokuratury proponuję dla oskarżonego karę pozbawienia wolności na lat pięćdziesiąt, bądź na lat trzydzieści.
Zajął z powrotem swoje miejsce. Crouch mówił coś o wszystkich morderstwach, którym Severus był winien przed zostaniem szpiegiem, ale Snape w ogóle go nie słuchał. Patrzył się wprost na Daniela, który to sztywno wyprostowany wpatrywał się nieruchomym wzorkiem w jednego z sędziów, staruszka z długą siwą brodą. Nie mrugał ani nie poruszał ustami. Po chwili ów staruszek uniósł swoją dłoń.
- Sędzia Eckelby? - zwrócił się do niego Crouch.
- Ze swojego stanowiska i zgodnie ze swoim sumieniem, proponuję oczyszczenie oskarżonego ze wszelkich zarzutów w uznaniu za odwagę w działaniu na szkodę Thomasa Riddle'a.
Wszyscy pozostali sędziowie z Crouchem na czele wytrzeszczyli na niego oczy w zdumieniu. Nie mniej zdziwiony był sam Severus.
- Dziękuję sędzio Eckelby - odparł niechętnie Crouch. Propozycja zgodnie z prawem zostaje uznana za możliwą opcję do głosowania, a teraz bardzo proszę.... jeżeli nie ma już więcej propozycji ani wątpliwości - rozejrzał się po sali - przystąpmy do głosowania.
Pojawiły się trzy wysokie słoje, każdy oznaczony odpowiadającym możliwym wyrokom podpisem. Był też jeden wielki słój tuż pod podestem Croucha. Sędziowie sięgnęli po pióra i specjalne arkusze do głosowania. Kiedy taki został zapisany, zwijał się w cienki rulonik i szybował do największego słoja.
Severus ponownie popatrzył na Daniela. Tym razem Sauvage nie wpatrywał się w sędziego Eckelby, a wodził wzrokiem po wszystkich ławach, potem zacisnął mocno oczy. Wyglądał jakby głęboko medytował.
Po około dziesięciu minutach wszyscy sędziowie oddali swoje głosy, słój przed Crouchem zapełnił się. Najwyższy sędzia zszedł ze swojego miejsca, podszedł do słoja, przytknął do niego różdżkę i wtedy wszystkie ruloniki wyfrunęły na zewnątrz, każdy kierując się do tego słoja, który odpowiadał wybranemu wyrokowi. Severus obserwował to w napięciu, czuł jak serce bije mu coraz głośniej. Właśnie rozstrzygała się jego przyszłość. Nie liczył na uniewinnienie.
Na koniec nad każdym słojem wyświetlał się hologram z liczbą głosów zgromadzonych wewnątrz. Spośród trzystu oddanych głosów w słoju pięćdziesięciu lat zgromadziło się ich pięćdziesiąt cztery, w słoju trzydziestu lat trzydzieści dwa, a w ostatnim z nich cała reszta czyli dwieście czternaście głosów.
Bartemiusz Crouch patrzył na tę liczbę zupełnie jej nie dowierzając, był wyraźnie rozczarowany i zagniewany. Nie rozumiał, jak tyle osób mogło poprzeć wyrok uniewinniający. Severus również tego nie rozumiał. Znów zerknął na Sauvage'a, który uśmiechnął się do niego.
- Niniejszym zgodnie z decyzją Wizengamotu Severus Snape zostaje oczyszczony ze wszystkich zarzutów - rzekł Crouch. Walnął młotkiem w podkładkę jakby chciał ją rozłupać niczym orzecha włoskiego.
Salę wypełnił gwar rozmów i pośpiesznych ruchów, wszyscy zbierali się do wyjścia. Najszybciej wyszedł Crouch a tuż zanim inni oburzeni sędziowie, głośno wymieniający swoje uwagi. Severus został wyprowadzony z sali rozpraw przez jednego aurora, który bez słowa zdjął mu kajdanki i poprowadził dalej korytarzem.
Dostał z powrotem swoją różdżkę i dopiero w tym momencie poczuł się faktycznie wolny.
- Czy oddacie mi moje ubrania?
Strażnik wymienił spojrzenie z aurorem i pokręcił głową. Opuszczanie aresztu przebiegło szybko i sprawnie. Przy wyjściu z aresztu, na ławeczce pod ścianą czekał na niego przyjaciel.
- Salut! - przywitał się z nim Daniel. Podszedł do niego gdy tylko go zobaczył, wręczył mu bawełnianą torbę. - Masz, przebierz się - polecił zanim Severus zdążył się odezwać.
Ściągniecie z siebie tej paskudnej szmaty było cudownym uczuciem. Severus przebrał się w najbliżej łazience. W czystej, białej koszuli i porządnych ciemnych spodniach czuł się zdecydowanie lepiej, prawie normalnie. Stanął przy umywalce, kilkukrotnie ochlapał twarz lodowatą wodą.
Został uniewinniony. Nie trafi do Azkabanu. Docierało to do niego powoli.
Wyszedłszy z łazienki natychmiast skierował się do Daniela, który czekał na niego w holu na tym samym piętrze. Chciał wyjść z Ministerstwa najszybciej jak to możliwe, wciąż czuł na sobie spojrzenia pełne pogardy i odrazy.
- Musisz się ogolić - powiedział wesoło Sauvage, po czym objął go po przyjacielsku i mocno poklepał po plecach.
- Dziękuję ci.
Daniel przygryzł usta i przytaknął.
- Masz za co.
- Wiem - szepnął Snape. - I naprawdę miałeś rację.
- Zawsze mam rację! - zawołał. - Masz ochotę na pizzę? Znam przepyszną włoską knajpę w Saint-Tropez. Morska bryza, świeże powietrze i słońce dobrze ci zrobi.
- Jasne - oparł, próbując się uśmiechnąć. - Nikt się z tobą nie kontaktował, prawda?
Sauvage zatrzymał się nagle.
- A miał?
Snape wzruszył ramionami.
- Kilka dni temu powiedziano mi że przysługuje mi prawo do spotkania z wybraną bliską osobą, ale gdy wskazałem ciebie to nie uwierzyli mi, że cię znam i to na tyle dobrze.
Daniel wpatrywał się w niego ze zdumieniem i złością.
- Il ne peut pas être! Co za chamstwo! Nie, to jest nieakceptowalne. Powinieneś zgłosić się po odszkodowanie i...
- A daj spokój...
- Nie - Daniel chwycił go za ramię i pociągnął z powrotem. - Tego nie można tak zostawić.
- Ale ja już nie chcę mieć z nimi nic wspólnego, naprawdę nie warto, nie zależy mi...
- Ale mi zależy! - syknął. - Nie pozwolę by mnie tak lekceważono.
Gdy dotarli do biura był już spokojny, a na jego twarzy malował się wyraz zdecydowania i pewność siebie. Głośno zadzwonił dzwonkiem przy biurku głównego strażnika.
- Idę, idę! - krzyknął mężczyzna i po chwili wyszedł z pokoju tuż obok. W rękach trzymał paczkę słodkich, polanych lukrem i kolorową posypką pączków z dziurką.
- Dzień dobry! Mam ważną sprawę do wyjaśnienia - oznajmił Daniel.
- Słucham? - odparł znudzonym głosem, rzucając brunetowi spojrzenie spod byka.
- Nazywam się Daniel Sauvage, a to jest mój przyjaciel Severus. Właśnie został oczyszczony ze wszystkich zarzutów. Przed drugą rozprawą chciał się ze mną spotkać, sami powiadomiliście go o tym, że ma do tego prawo. I teraz moje pytanie, dlaczego nikt się ze mną nie skontaktował i tego nie zorganizował?
Strażnik gapił się na niego tępo, jakby zapomniał języka w gębie. Przywołał do siebie innych strażników, w tym tych, którzy tamtego dnia rozmawiali z Severusem. Wszyscy byli w szoku, Snape faktycznie zna sławnego naukowca.
Pół godziny później opuścili biuro, każdy z oficjalnymi przeprosinami na piśmie w dłoniach.
Albus Dumbledore czekał na nich przy wyjściu z atrium. Wyglądał na szczerze rozbawionego.
- Bardzo sprytny plan, Danielu - zwrócił się do Sauvage'a.
- Powinieneś już dawno wiedzieć, czego można się po mnie spodziewać, Albusie.
- Wiem, że można się po tobie spodziewać wszystkiego. Cieszę się, Severusie, że ta cała sytuacja nie kończy się dla ciebie źle, ale żywię nadzieję, że dała ci bardzo dużo do myślenia.
Severus nie odpowiedział, a jedynie lekko kiwnął głową. Naprawdę chciał już być na zewnątrz, chciał już być z Danielem w tej ponoć świetnej pizzerii, chciał już spróbować tej ponoć pysznej pizzy i martwić się już tylko tym czy wieczorem dadzą radę wrócić do domu na trzeźwo.
- Myślę, że jesteś mi winien podziękowania - dodał Dumbledore.
Severus z trudem pohamował prychnięcie.
- Dziękuję za to, że profesor powiedział o tym jak było.
- Chcę żebyś pamiętał o tym, że w każdej chwili mogę zmienić swoje zeznania i wyjaśnić, że zostałem zmuszony do kłamstwa, a ty szybko możesz trafić do Azkabanu.
- No tylko spróbuj - warknął Sauvage.
Usta Dumbledore'a rozciągnęły się w przyjaznym uśmiechu.
- Spokojnie, nie zrobię tego pod warunkiem, że zgodzisz się na moją propozycję - rzekł do Severusa. - Utrzymujemy status quo, a poza tym chcę cię mieć na oku. Jak już wspominałem o tym Danielowi, mam w tym roku duże trudności z zatrudnieniem odpowiedniego personelu, wytworzyło się parę wakatów. Chcę żebyś objął w Hogwarcie stanowisko nauczyciela eliksirów. W końcu masz tytuł Mistrza, prawda?
Chcąc nie chcąc, musiał się zgodzić.
trochę jestem do tyłu w czytaniu bloga (2 rozdziały w plecy), bo nie ma mnie aktualnie w domu :D piszę to po to, żebyś nie pomyślała, że olałam Severusa! :DDDD
OdpowiedzUsuńwrócę i biorę się za nadrabianie :)
// hermiones-diary
Świetny rozdział - jak zwykle , czekam z niecierpliwością na kolejne części :)
OdpowiedzUsuńJeśli nie masz nic przeciwko dodałam Cię do obserwowanych na moim blogu.
Oddana czytelniczka .
//Oliwkowa-Przestrzeń
Bardzo ciekawe opowiadanie. Przyznam szczerze, że pomysł takiego przedstawienia, tak naprawdę nieznanej historii Severusa, zaskoczył mnie, ale również bardzo spodobał. Opowiadanie jest oryginale i pomysłowe. Jako że nigdy nie lubiłam Dumbledora, bardzo podoba mi się przedstawienie go w roli jednego ze "złych" choć oczywiście nie do końca.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o styl pisania, piszesz lekko i przyjemnie się czyta.
Czekam na ciąg dalszy :)
jestem tu pierwszy raz i nie żałuję. masz fajny styl, łatwo się czyta. w niektórych momentach nawet łza zakręciła się w oku. jest jak najbardziej dobrze. podoba mi się i mam nadzieję czytać wszystkie nowe odcinki regularnie, przy okazji nadrobię inne. informuj mnie proszę u mnie :
OdpowiedzUsuńlucifers-daughter.blog.onet.pl OR sprzeczne-emocje.blog.onet.pl
zachęcam również do lektury.
PS. wybacz brak dużych liter po kropce, z przyzwyczajenia na 'fanpejdżach'. :*
sprzeczne--emocje.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńwybacz, mój błąd. :*
Bellatrix
Szczerze?????Ten rozdział na początku poruszył mnie do łez ;D.Jest piękny
OdpowiedzUsuń