NEXT CHAPTER


.

.

24.06.2012

2.
Suffering is part of life


~~~
Obudził się jak zwykle około piątej nad ranem. Jeszcze przez kilkanaście minut zaciskał powieki, z nadzieją oczekując ponownego odpłynięcia w sen, ale ten moment nie nadchodził. W rogu łóżka siedział kot rasy rosyjski niebieski. Miała piękne, grafitowe futerko i niebieskie oczy. Miauknęła głośno, wyraźnie domagając się uwagi. Daniel zerknął na zegarek i sturlał się z łóżka. Po szybkim prysznicu nałożył czarną koszulkę, bokserki i dwie różne skarpetki, zieloną i niebieską. Rozsunął zasłony, przez chwilę przyglądał się ulicy i pobliskim domom, ale nie licząc zraszaczy ogrodowych, zupełnie nic się nie działo. Kotka miauczała coraz głośniej.
Jego sypialnia to był bardzo duży, przestronny pokój. Ściany aktualnie miały kolor mlecznej czekolady, na podłodze leżał ogromy jasnobeżowy  dywan bez wzorów. Oprócz tego były tam trzy dębowe szafy,  dziesięć regałów zawalonych książkami, na ścianach wisiało kilka impresjonistycznych obrazów. Jego dębowe łoże miało pięć metrów długości, a cztery szerokości, zdobiły je cztery wysokie kolumienki i ciemny baldachim. Na szafce nocnej stał niewielki obraz przedstawiający bardzo bladą, czarnowłosą kobietę o zielonych oczach.
Kotka polizała go po ręce, próbując zwrócić na siebie uwagę.
- Chodź, zjemy śniadanie - powiedział do kota.
Zeszli po szerokich schodach na pierwsze piętro, potem kolejnymi na parter Znajdowała się tam duża kuchnia, jadalnia, łazienka, salon w rogu którego stał wielki, czarny fortepian i skrzypce, oraz kilkanaście innych pokoi.
Ściany kuchni pomalowane były na intensywnie żółty kolor, a meble zrobione z jasnego drewna. Pod oknem znajdowało się specjalne miejsce na listy zaadresowane do Mistrza Eliksirów i magazyny, które prenumerował. Wchodząc do kuchni dojrzał kilka przesyłek.
Odruchowo włączył radio, mówili właśnie o meczu quidditcha, który odbył się dzień wcześniej. Upieczeni z Lyonu wygrali z paryskimi Białymi Krukami dwieście czterdzieści punktów do sześćdziesięciu. Skrzywił się nieznacznie. Nie był zagorzałym kibicem, ale kilka razy był na meczach Białych Kruków, drużyna kiepsko radziła sobie w tegorocznych rozgrywkach, chociaż w ubiegłych latach zajmowała wysokie miejsce w tabeli.
Wyjął mleko, wodę i wielki pudełko płatków czekoladowych. Miseczkę dla kota również postawił na stole. Zaparzył herbatę i dopiero przygotowawszy śniadanie, wyjął listy.

Drogi Danielu!
Mam nadzieję, że Twój sędziwy kuper ma się dobrze. Jak może nie pamiętasz, niedługo odbędzie się zjazd Mistrzowski w Grenoble, w zamku Archibalda. Będzie nas może z dwudziestka, mile widziane by było twoje średniowieczne wino, chociaż Ty w sumie też. Wiesz, taka powtórka z zeszłego roku, obiecuję, że tym razem nie ja wybiorę muzykę! Napisz szybko czy zechcesz z łaski swojej przybyć, to może zapamiętam żeby wysłać Ci dokładną datę i godzinę rozpoczęcia, gdy takowa będzie już ustalona. Jeżeli tak, to moglibyśmy się wybrać razem pociągiem? Dalej nie cierpię teleportacji.
Trzymaj się.
Oliver Isere

Daniel roześmiał się, przyniósł sobie kilka kartek i kopert, by móc od razu wysłać odpowiedzi. 

Oliverze!
Mój kuper ma się całkiem nieźle, dziękuje Ci i pozdrawia Twój. Zjazd? Chyba raczej popijawa. W każdym razie ja jestem zawsze chętny, ale nie wiem co na to moje średniowieczne wino. Przekaż Archibaldowi, jeżeli się z nim skontaktujesz, że każdy gospodarz ma OBOWIĄZEK zapewnić czystość w miejscu zjazdu. W zeszłym roku Edward Avant wyraźnie o tym zapomniał, przecież wszędzie były pajęczyny! Z przyjemnością pojadę razem z Tobą pociągiem, tylko tym razem KUP bilety, bardzo proszę. 
Ty też się trzymaj.
Daniel Sauvage

Kolejny list był od maklera Daniela, który nadzorował jego inwestycje  na Giełdzie Paryskiej.

Szanowny Panie Sauvage!
Z przyjemnością donoszę iż w tym tygodniu nie mamy żadnych strat, a inwestycja w kociołki z potrójnym dnem to był strzał w dziesiątkę , ich akcje poszybowały teraz w górę i są warte majątek, jak już panu wspominałem telefonicznie. Gratuluję również wycofania swoich udziałów w przedsiębiorstwie 'Urok na mrok', jego wartość wciąż spada. Ogólny zysk z tego tygodnia wynosi 755 tysięcy. W kopercie znajdzie pan wydruki i kalkulacje.
Z wyrazami szacunku,
Todd Westwind


W tym momencie wybiła szósta rano, a speaker w radiu zaczął mówić o kolejnych niewyjaśnionych zaginięciach. Daniel przeczuwał co się działo, w Anglii już od dwóch czy trzech lat, teraz rozszerzało się poza Wyspy Brytyjskie. Westchnął. Praktycznie wszyscy pragnący przejąc władzę nad światem wykorzystywali wciąż te same pomysły, podążali podobnymi schematami, najpierw zaginięcia, potem ciche zabójstwa, bardziej otwarte morderstwa, wskrzeszanie paniki aż w końcu terror. Zero oryginalności, pomyślał.
Ziewnął i przeciągnął się mocno. Ostatni list był od francuskiego Ministra Magii, któremu niestety w nawyk wchodziło proszenie go o porady.
Szanowny Panie Sauvage!
Te zniknięcie są coraz bardziej podejrzane, z każdym dniem więcej ludzi ulega niecodziennym wypadkom, próbowałem kontaktować się już z angielskim Ministrem, ale ten gbur nie jest w stanie wyjaśnić mi co się dzieje, a jak wszyscy wiemy, to zaczęło się znowu właśnie w Wielkiej Brytanii. Bardzo proszę o radę, bo już nie wiem jak mam wspomóc premiera i prezydenta Francji w zadbaniu o bezpieczeństwo naszych obywateli.
Z wyrazami szacunku,
Pierre Malade

Szanowny Ministrze Malade,
Może warto się skontaktować z Albusem Dumbledore? On powinien mieć jakiś pomysł na to kto  może być temu wszystkiemu odpowiedzialny.
Pozdrawiam,
Daniel Aleksander Amadeusz Sauvage

Potem odpakował paczuszkę. Był w niej najnowszy numer Eliksirów, najbardziej prestiżowego fachowego magazynu o chemii, alchemii, technikach eliksirowarstwa i nowych odkryciach naukowych. Przekartkował go pobieżnie, dopiero pięćdziesiąta szósta strona wzbudziła jego zaciekawienie.
Jesteśmy zaszczyceni pierwszy raz publikując w naszym najnowszym wydaniu pracę badawczą ucznia. Severus Snape jest uczniem siódmego roku w szkole w Hogwarcie (Slytherin). Państwa zapraszamy do lektury, a Severusowi życzymy powodzenia na owutemach, które będzie zdawał w nadchodzącym tygodniu, naszym zdaniem z Eliksirów ma „Wybitny” w kieszeni! (…)

Przerwał czytanie, przymknął gazetę, by jeszcze raz obejrzeć okładkę. Publikacja pracy ucznia, a nie wykwalifikowanego naukowca mogła mieć według niego dwa powody: albo zmienili naczelnego na ciemnego łosia, albo ów uczeń był wyjątkowo uzdolniony. Pierwsza opcja wydawała mu się bardziej prawdopodobna, ale w zaintrygowaniu wrócił do przerwanego czytania.
Po zapoznaniu się musiał przyznać, że praca zrobiła na nim wrażenie. Temat dotyczył dotychczas stosowanych metod leczenia likanotropii oraz możliwości wykorzystania eliksiru na bazie tojadu, który dzięki działaniu na układ nerwowy pozwalałby chorym pozostawać w pełnej świadomości przy atakach choroby, czyli pełnej fazie księżyca. Chociaż po składzie i działaniu nie należałoby spodziewać się poważnych efektów ubocznych, autor zawarł wniosek, iż mimo to należałoby przeprowadzić próbę badawczą czy wieloletnie stosowanie eliksiru niosłoby za sobą poważne ryzyko.
Przez umysł przemknęła mu myśl, że ten młody człowiek byłby idealnym kandydatem do ubiegania się o tytuł mistrzowski z Eliksirów. I że sam chętnie by się temu przysłużył. 


Kilka dni później gdy właśnie przygotowywał jeden z eliksirów, od krojenia korzonków wyrwał go dzwonek do drzwi. Kiedy szedł, by otworzyć, w przejściu ujrzał Olivera w podróżnym płaszczu i walizką.
- Witaj, stary kawalerze! - przywitał go rudowłosy mężczyzna w wieku około czterdziestu kilku lat. A raczej na właśnie tyle lat wyglądał. W rzeczywistości urodził się w szesnastym wieku w Irlandii. Był jednym z kolegów Daniela z elitarnego grona Mistrzów. 
- Miło cie widzieć ,Oliverze - przywitał go mocnym uściskiem dłoni.- Myślałem że spotkamy się dopiero w pociągu?
- Rodzinka mojego prapraprapraprawnuka daje mi się już we znaki, ciągle mi tylko moralizują że za dużo palę. Zastanawiałem się czy mógłbym pomieszkać chwilę u ciebie i razem pojechalibyśmy na zjazd? - spytał wchodząc do środka i podając płaszcz Danielowi.
- Jesteś pewien że nie za mało tych „pra”? Oczywiście, nie mam nic przeciwko żebyś tu został, ale to prawda, za dużo palisz. - zaśmiał się Sauvage.
- Oh, chociaż ty mi oszczędź, umrę kiedy zechcę, mogę sobie zepsuć płuca. Masz coś do jedzenia? - Spytał i nie czekając na odpowiedź od razu skierował się do kuchni.
- Właściwie to...- zaczął gospodarz, ale słysząc odgłos otwieranej lodówki i wyjmowania jedzenia westchnął z rezygnacją - ...możesz obsłużyć się sam.
- Dzięki, już to robię. - odparł wesoły głos.
-Słyszę. - dodał cierpko, szybko wchodząc do kuchni by uratować do jedzenia coś dla siebie, co zawsze było wyjątkowo trudne w obecności Olivera. 
- Tegoroczny zjazd zapowiada się naprawdę miło. Napisałem już Archibaldowi żeby posprzątał. Chociaż w zeszłym roku było dosyć ciekawie. 
- Wolałbym nie przeżywać tego raz jeszcze.- powiedział, ratując miskę zupy, Isere właśnie wlewał sobie już siódmą chochlę.
- Daj spokój. Takie wspomnienia są bezcenne! - rzekł uśmiechając się radośnie. 
- Smacznego. - Ton głosu Sauvage'a był wyraźnie kwaśny.
- Dzięki, dzięki! Świetnie gotujesz, tylko strasznie mało - odparł rozanielony.
Zajął miejsce przy stole, zawiązał sobie chustę pod szyją, by spełniła funkcję śliniaka i z apetytem zabrał się za jedzenie. 
- Wiesz...ja jem normalne porcje - powiedział niewinnym tonem.
-To aluzja, że ja jem dużo? Oj tam, mam apetyt, to wszystko. - próbował się usprawiedliwiać, smarując dżemem czwartą kromkę chleba.
- Ależ skąd! Żadna aluzja! - odparł wesoło Dan jednocześnie myśląc że „apetyt” to bardzo łagodne określenie.
- Podobno w tym roku chłopaki mają opowiadać jakiś swoje życiowe tajemnice, rozumiesz, takie historyczne dramaty, ale już się mogę doczekać aż przyjdzie kolej na ciebie – zachichotał. 
- Na mnie?- zdziwił się Daniel.
- No a co! Każdy musi coś powiedzieć od siebie, a ty przecież masz co opowiadać. - Spojrzał ze smutkiem na kuchnię - Nie masz jakiegoś ciasta?
- Mogę ci upiec. - zaproponował Daniel, szukając książki kucharskiej na półce. - Szarlotkę, piernika, może kruche czy drożdżowe?
-Wszystkie! - odpowiedział gość z wesołym uśmiechem na twarzy gładząc się po brzuchu. Mimo że jadł tyle co piątka normalnych mężczyzn, wciąż był dość szczupły.
- Jak sobie życzysz! - zakpił gospodarz zakładając fartuch kuchenny. 
- Poza tym, coś ciekawego u ciebie? - spytał Isere rozglądając się, co by tu jeszcze mógł zjeść.
- A wiesz, że tak. Otóż niedawno przeczytałem świetny artykuł w „Eliksirach”...
- O wywarze tojadowym? Tego młodego ucznia? Ja też. Chłopak ma świetny pomysł. Powinieneś go wziąć do siebie na praktyki - przerwał Danielowi  i popatrzył na niego znacząco.- Wiem, że zawsze to ciebie prosili, ale taki talent zdarza się niezmiernie rzadko, a móc obserwować jego rozwój, za dolary tego nie kupisz.
- Zdaje sobie z tego sprawę, już zresztą napisałem do niego. Swoją drogą, już nie pamiętam kiedy ostatnio jakiś obiecujący naukowiec wzbudził moją ciekawość na tyle, by mu zaoferować pomoc w kształceniu. Chyba Flamel. - Mówił, jednocześnie szukając i wyjmując z szafki składniki do ciasta. - Na litość, Oliver! - rzekł, gdy odwróciwszy się zobaczył jak jego gość małą łyżeczką podjada cukier puder prosto z kartonika. - Dostaniesz niestrawności.
- Wprawiły mnie przyjęcia Rady Mistrzów, mam żelazny żołądek! Zniesie wszystko.
- A czy jest coś co tobie nie smakuje?- spytał retorycznie Daniel, zerkając wymownie w sufit. 
- Hmm... nie, chyba nie! A! Przepraszam! Przypomniałem sobie, że bardzo nie lubię sushi! Mój żołądek zniesie wszystko, co nie jest sushi - powiedział, krzywiąc się z wyraźnym wstrętem.


----------------------------------------------------------------------------------------------------------
~~~ - początek retrospekcji